Ta noc jest tuż-tuż
Jeszcze tylko dwa dni zakupów, przygotowań i spotkamy się pod iglastym drzewkiem ukrywającym worek z prezentami. Podzielimy się opłatkiem, złożymy sobie życzenia (oby szczere i prawdziwe), rozlegną się znane dźwięki kolęd (często fałszywe). „Ciiicha noc, święęęta noc”… Będzie cudownie. A na stole?
Dawniej, podobnie jak dziś, znaczne były różnice regionalne: inne potrawy podawano na stół wigilijny w Galicji, inne w Królestwie, jeszcze inne w Wielkim Księstwie Poznańskim czy na Litwie. A i teraz podczas kolacji wigilijnej w jednych domach spożywa się barszcz, w innych zupę grzybową, w niektórych zupę rybną lub migdałową. Wspólna wszystkim dawniej i obecnie pozostała raczej tylko tradycja podawania na Wigilię dań bezmięsnych oraz ich liczba – 9 lub 13, zwykle bowiem powinna to być liczba nieparzysta.
Oto wspomnienia Aleksandra Jełowieckiego (które uparcie cytuję bo są niezwykle apetyczne) o wigilijnej kolacji w rodzinnym dworze na kresach wschodnich: „stoły wysłane sianem, przykryte obrusem jak śniegiem. Na stole w ogromnych srebrnych misach polewka migdałowa, na srebrnych podstawach ogromne szczupaki wysadzane przezroczystymi przysmakami, jakby drogimi kamieniami, tam łamańce z makiem, tam kutia, dalej wykwintne łakocie i różne owoce, na środku złocisty kosz z cukrami, na koszu spoczął lecący aniołek i trzyma opłatki. Tak zastawiony stół na Wigilię czeka na gości, goście czekają na gospodarza, gospodarz czeka na pierwszą gwiazdkę”.
Z ryb do tradycyjnie wigilijnych od stuleci należały, oprócz śledzi: szczupak w szarym sosie, smażone okonie, duszone liny z czerwoną kapustą, karp w galarecie, karp duszony w maśle, szczupak w sosie pieczarkowym, cały szczupak na zimno w sosie szafranowym, sandacz smażony, liny w galarecie, karaski smażone, karaski w śmietanie, karp lub leszcz na szaro z rodzynkami, paszteciki z farszem rybnym w cieście francuskim, kulebiak z rybą. Podawano też różne dania z kapustą: pierogi z farszem kapuściano-grzybowym, duszoną kapustę z grzybami, łazanki z kapustą i grzybami, kapustę z grochem, gołąbki z farszem ryżowo-grzybowym lub kartoflanym. Ponieważ na leguminę musiało być coś z makiem — przygotowywano kluski lub kutię oraz łamańce, do tego kompoty z suszonych owoców, galaretki i kisiele owocowe, a np. na Litwie niezbędny był kisiel żurawinowy polany roztartym na mleczko makiem. Spośród ciast najbardziej typowy był makowiec, strucla migdałowa, pierniki i tort makowy.
Konieczne były na wigilijnym stole bakalie.
No to kończmy wreszcie te przygotowania, bo opowieści o nich zaczynają być monotonne.
Komentarze
Co roku tak samo, ale jednak troszeczkę inaczej. Przez małżeństwa rodziny się łączą, łączą się tradycje, podpatruje się nowości. Od czasu ślubu moich rodziców, w domowych Wigiliach zjawił się świeży śledź smażony, jako jedna z ryb i umocniła się zupa grzybowa na pierwszym miejscu. Odkąd Matros jada czasem przy naszym stole, musi być kilka gatunków pierogów (po 2 na osobę z gęstym sosem grzybowym) i kutia, którą mój zięć zjada przez całe święta, jako jedyny zresztą. Moja synowa zawsze na stole stawia salaterkę z duszonymi pieczarkami, a ja świeże, leśne grzyby z zamrażarki (jeżeli mam). Żona wnuka stawia czarną fasolę w sosie pomidorowym. W każdym domu jakiś inny szczegół daje posmak „innego”
Co do fałszowania kolęd to dzierżę w rodzinie palmę pierwszeństwa 🙂 Przez bardzo wiele lat nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo nie potrafię śpiewać, a śpiewać lubię (nie tylko kolędy). Wiele lat temu, podczas jakiegoś świątecznego spotkania rodzina postanowiła nagrać nasze „występy” i wtedy usłyszałam również siebie.
No tak, powiedziałam głośno i wyraźnie, przyznając się do winy: Macie rację-fałszuję, uszy bolą od słuchania, ale czy mogę śpiewać sobie po cichutku?
I wyznam Wam jeszcze coś na ucho-bardzo lubię polskie Wigilie. Wolę polską wieczerzę niż francuską, co nie znaczy oczywiście, że nie lubię spotkań z tamtejszą rodziną.
Córeńka i Ukochana, każda w swojej kuchni, zrobiły już prawie wszystko, co potrzebne. Został karp nadziewany do upieczenia, a właściwie bardziej do uduszenia, bo w brytfannie właściwie pływa w maśle i dodatkowym nadzieniu; schab w galarecie na następne dni (dla gościa, który nie jada niczego pływającego ani fruwającego, indyk do upieczenia na Drugi Dzień i jakieś tam drobiazgi. Mnie został do zrobienia kulebiak i makowiec orzechowy. Nikt poza mną nie jada maku, więc zamiast strucli z makiem robię z masą orzechową. Kisielu żurawinowego nikt poza mną też nie jada, więc i z niego rezygnuję. Ale zupy, jak słusznie zauważa Pyra, się pokrzyżowały. Nie jemy barszczu z dużą ilością grzybów i łazankami tylko i barszcz (moja tradycja) i grzybową (Ukochanej). Próba wyeliminowania którejkolwiek zupy natrafia teraz na bezwzględny opór. A barszcz jemy z kulebiakiem oraz z pieczonymi pierożkami nadzianymi rybą i grzybami. Jedne tak drugie siak, a trochę z jednym i drugim na raz. Barszcz wigilijny Ukochanej to poemat. W ogóle jest mistrzynią barszczu, ale ten wigilijny na rybie i grzybach jest nadzwyczajny.
Pierożków upiekła w tym roku około 200. A spędzamy Święta w tym roku tylko w trójkę z Córeńką. W Pierwszy Dzień przyjdą jeszcze na śniadanie chrzestni Córeńki ze swoimi dwiema córkami (trzecia mieszka z własną rodziną w Karkonoszach, w miejscu opisanym przez Nisię w Matce wszystkich lalek).
Odwiedziny, o których Gospodarz pisał wczoraj, mamy dzisiaj. Z niepokojem obserwuję wichurę na zewnątrz, ale mam wrażenie, że powoli cichnie.
W pracy dziwnie. Po miesiącach nawału roboty od dwóch dni nagle zastój. Wniosek o pieniądze unijne złożony w piątek i nagle brak zajęcia. Czekają kolejne wnioski, ale też w zasadzie przygotowane, a tam, gdzie są braki, trzeba jeszcze na coś czekać.
Dzięki temu można znów z Wami porozmawiać.
Z działalności w związku sportowym już się wyłączyłem, moja partia straciła władzę na poziomie krajowym. Ciężko w ostatnich latach na to pracowała, więc może i dobrze. Osobiście najlepiej teraz życzę Nowoczesnej. Wierzę, że będzie działać dobrze dopóki kilka lat nie porządzi i nie pozapisują się do niej ludzie żądni władzy i pieniędzy.
Wczoraj Pyra pisała o pogańskich tradycjach naszych świąt chrześcijańskich. Tak jest prawie wszędzie. W wielu egzotycznych krajach niektóre święta bardzo się różnią od naszych, bo tradycje pogańskie też mieli inne. Ale daty muszą się zgadzać. W gruncie rzeczy z trudem przechodzi mi przez klawiaturę słowo „pogański”. Mamy teraz sporą wiedzę na temat różnych religii i wszystkie lub prawie wszystkie (trudno mi się pogodzić z praktykami wyznawców bogini Kali czy praktykami Sati) zasługują na szacunek. Zresztą palenie wdów czy mordowanie dziewic to raczej praktyki sekciarskie czy kulturowe bez podłoża naprawdę religijnego. Współczesne sekty też nie mają chyba podłoża religijnego. Wykorzystują motywy religijne do celów całkiem przyziemnych. W katolicyzmie też wielu księży stosuje praktyki sekciarskie, niestety.
Istotą Świąt są elementy duchowe. Nie muszą być religijne. Wiele osób niewierzących lub nie będących w stanie zdecydować, czy wierzą i w co, szanuje Święta i jest gotowych wyjść myślami w tym czasie poza siebie i swoją rodzinę.
Oj tam, oj tam – fałszuje! Fałszował mój Hiniutek i Ślubny i Ryba, a co dziwne cała ta rodzinna banda fałszująca była nad wyraz rytmiczna i tańcząca. Z przyjaciół o Ince mówi Lucjan, że poznaje hymn narodowy po tym, że wszyscy stoją. I też dobrze. Dla siebie i bliskich możemy, dopokąd te parę kolęd wytrzymują. Ja mam ponoć słuch znakomity (coś w końcu muszę mieć) a kolęd śpiewać nie lubię – słuchać i owszem.
Kiedyś kolędy śpiewać lubiłem. Po 8 latach pracy na uczelni struny głosowe wysiadły i nie pozbierały się do dzisiaj. Ale śpiewam do szybkiego zachrypnięcia. Nasze zdecydowanie najchętniej. Cicha Noc, choć niemiecka, znana od dzieciństwa, wydaje się bliska. Bardzo lubię niektóre angielskie, choć też niemieckie. Np. O Christmass Tree, w oryginale O Tannenbaum. Niemcu mają świetne tradycje muzyczne, ale angielskie chóry chłopięce są dla mnie niezrównane. I po angielsku brzmi to jakoś ładniej.
Mam kilka angielskich albumów z kolędami, ale nie wszystko na nich mogę do kolęd zaliczyć. Na jednej z płyt obok prawdziwych kolęd jest np. Farewell Waltz. Śpiewają go Anglicy m.in. w Sylwestra. Nie jest to tradycja narodzona po filmie Waterloo Bridge. Przedtem do tej melodii w innym układzie rytmicznym śpiewano w Szkocji balladę Auld Lang Syne (jest i wersja ze słowami Burnsa), a w Anglii to samo po angielsku. Po filmie trwale przyjęto formę walca. Film zrobił furorę jako wyciskacz łez i wywarł wpływ na tradycję. Istotą tekstu jest zmiana epoki, ale wbrew obecnemu tytułowi wcale nie żegnając trwale starych czasów tylko zachowując je na zawsze w sercu i pamięci. W wersji Burnsa jest mowa o znanych sobie ludziach, ale, jak to u Burnsa, zaraz przechodzi się do zbierania stokrotek na stokach wzgórz we dwoje. Szkoci nie tylko śpiewają ale i grają tę melodię na dudach. A orkiestra dudziarzy naprawdę robi wrażenie. Co by nie grali, zawsze podnosi na duchu.
Ciepło, 11 stopni na plusie, ale wietrznie. W każdym razie na Gwiazdkę nie wygląda. Podobno od wtorku będzie zimno.
W tym roku gotuje Ryba z Młodszą dla 8 osób. Z zup będzie czysty, czerwony barszczyk z pasztecikiem i pół-krem borowikowy, potem 3 rodzaje ryb, kapusta z grzybami. grzyby, wino, kompot z suszu, krem makowy, ciasta.
korzystam z okazji ( na friko ) dostepu do sieci 🙂 i to nie po to, by tutaj dzis snuc opowiesci;) lecz by zyczyc wam w kazdej formie pieknych i zdrowych uroczystosci, i jak to u nas pieknie powiadaja einen guten rutsch ( to nie jest nic zlego ) w nowy rok.
bez roznicy gdzie w tym roku bylem, czy to w najprzyjemniejszej do zycia metropolii, czy to na baltyckiej wyspie, czy to w brazylii, czy to na kanarach gdzie teraz tez jestesmy, zawsze staralem sie z wami spedzic troche czasu. dla mnie byl to zaszczyt i duzo przyjemnosci. mam nadzieje ze i wam tej przyjemnosci nie brakowalo 🙂
pogoda cudowna jak zwykle na fuerte, ma jeszcze doleciec troche wiecej wiatu, wiec bedzie co robic na wodzie 🙂 cieszcie sie razem ze mna z odpoczynku ( ode mnie tez ) 🙄
Pięknie wygląda zupa z grzybami. Ale czy to jest wigilijna grzybowa” Wygląda na pierwszy rzut oka jak szczawiowa lub szpinakowa z grzybami. Może Gospodarz już kiedyś pisał o tej zupie, ale ja widzę to zdjęcie chyba po raz pierwszy. Szczawiowa z grzybami raczej odpada – dwie silne indywidualności. Przepisy na szpinak z grzybami można znaleźć. Ale zupa? A może ta zieleń od czegoś zupełnie innego?
Stanisławie-na zdjęciu zamieszczonym przez Gospodarza są ślimaki w sosie pokrzywowym.
Pomysł, by ślimaki podać w sosie pokrzywowym zamiast tradycyjnie w pietruszkowo-czosnkowym bardzo ciekawy. To na pewno smaczne (dla tych co lubią te żyjątka) i efektowne danie. Przyznam szczerze, że nie wiem, jaka nacja jada ślimaki na Boże Narodzenie, ale przecież takie ślimaki można podać w dowolny dzień w roku 🙂
Choćby dzisiaj albo załóżmy w karnawale…
Dziękuję, Danuśko. Rzeczywiście są grzyby i są ślimaki. Podane pięknie. Czy gdzieś to jedzą na Wigilię? Indywidualnie mogą na pewno.
U mnie barszcz wigilijny był zabielany oraz, przypomniałam sobie, zupa owocowa z łazankami czy jakimiś kluskami makaronowymi, czego Jerzor nie znosił, ale to tylko ja wiedziałam. Właściwie to nikt nie przepadał za tą zupą na słodko i w końcu wyszło na to, że robimy kompot z suszu zamiast zupy owocowej. Czy ktoś miał też taką tradycję? To była tradycja wyniesiona z domu mojej Babci Janiny.
Szaraku,
wszystkiego dobrego, nie tylko na święta 🙂
W moim domu nie jadaliśmy takiej zupy, ale u jednej z ciotek mojej Mamy, poczęstowano mnie ulubioną jej zupą pozostała z Wigilii – to była zupa powidłowa, rzeczywiście bardzo smakowita. Wygląd tylko miała nieszczególny…hm… Była z goździkami, aromatyczna, słodkawa (ale nie słodka) z krótkimi tasiemkami makaronu i zabielana śmietaną. Mnie bardzo smakowała.
Barszczu wigilijnego na rybie i grzybach, który podawany jest w domu Stanisława, nie miałam nigdy okazji próbować, podobnie jak pierożków z nadzieniem rybno – grzybowym. Myślę, że może to być bardzo dobre, ale sama nie będę eksperymentować.
Wiem, że niektórzy do kompotu z suszu dodają ugotowaną dużą fasolę i traktują ten napój jako zupę. Fasola bywa też dodawana do kapusty z grzybami. Jak widać jest mnóstwo wersji znanych nam potraw.
Byłam dziś w Gdyni na hali targowej. Kupujących dużo, ale nie tyle, ile bywało niegdyś. Kiedy chciałam podkreślić, że gdzieś był ścisk i tłok, mówiłam, że było jak na hali targowej przed świętami. Teraz nie jest tak źle, co jest zasługą wielkich supermarketów. Ale kolejki przy stoiskach rybnych były spore. W sumie dość przyjemnie jest robić przedświąteczne zakupy.
Na szczęście synowa zaofiarowała się, że zamówi karpia w jakimś elitarnym sklepie rybnym koło siebie, jestem Jej bardzo wdzięczna, bo kolejki jakie dziś widziałam były monstrualne, nigdy wcześniej takich nie spotkałam.
Jeszcze wcale nie mamy ryby, Młodsza jutro poleci. My nie potrzebujemy karpia. Może karpiarze wpuszczą ją do kolejki po dorsze i pstrągi albo łososie?
dobry wieczór …
ja tam nie kupuję a mam dwa takie sklepy blisko .. chyba wyczułam, że … 😉
http://www.portalspozywczy.pl/handel/wiadomosci/dyrektor-tesco-przyznal-ze-do-polski-trafiaja-produkty-nizszej-jakosci,123407.html#.Vnk8qOguPEU.twitter
zupy grzybowej i rybnej nie jadam .. barszczyk lubię i owocowe zupy też ..
ja chodzę do sklepu rano i dziś jeszcze kolejek nie widziałam …
Teraz przypominam sobie z dziciństwa zupę wigilijną owocową z cynamonem i łazankami. Jak przez mgłę. Tylko nie pamiętam, gdzie ją jadłem. Na pewno nie w domu rodzinnym, za to na pewno gdzieś w rodzinie. Zapamietałem jako coś bardzo dobrego
Kiedy z namysłem przejrzeć potrawy z domów krewnych i przyjaciół, to zestaw zup jest wcale bogaty. A jeszcze kiedy doliczyć zupy dawniej jadane w Wieczerzę, a dzisiaj – na szczęście – porzucone? Te różne siemieniotki i konopianki i wstrętny logier (zupa z solonych śledzi) Pewnie i więcej takich rarytasów jedzono.
pamiętam … 25 lat temu Prezydentem RP został Lech Wałęsa …
Jolinku – my wszyscy już pamiętamy bardzo dużo, tylko co z tego? Kto tego słucha?
Jolinku-co do tej gorszej jakości trafiającej do polskich sklepów, to pamiętacie przecież nasze dyskusje o np.jakości kawy czy też proszków do prania w sklepach nad Wisłą.
Tacy Francuzi też traktują per noga np.nasz rynek winiarski 🙁 Chociaż widać, że ta tendencja zaczyna się już powoli zmieniać. Oby nadal zmieniała się w dobrym kierunku.
Pyro moje dzieci i wnuczki .. i jestem z tego dumna …
przez te wydarzenia ostatnio jakoś brak mi nastroju światecznego …
Pierwsze słyszę o zupie z solonych śledzi – siemieniotka i konopianka też mi nie jest znana.
Zupa owocowa całkiem dobrze mi się kojarzy, nie chcę nic mówić, ale może Jerzor jadał jakieś paskudztwo… jak dotarł do naszego domu, to już królował kompot z suszu.
U nas to była zupa z suszu owocowego, śliwki, gruszki, jabłka i może coś jeszcze, doprawiana goździkami i cynamonem. No i kluseczki czyłazanki, ugotowane osobno. Słodkawa, ale nie słodka i podawana prawie na chłodno.
Alicja – bo ty jesteś smarkata, a to są zupy sprzed 1 wojny światowej; nb moja poznańska Babcia gotowała zawsze jako jedną z zup – siemieniotkę. Dlatego mój Ojciec nie chciał chodzić na wigilię do dziadków. Twierdził, że takiego świństwa nie je. Kiedyś jednak Pepegor pisał, że jego Matka też taką zupę gotowała i że jemu smakowała. Zupę ze śledzi jedli niektórzy ludzie jeszcze w czasach mojej młodości.
Dla mnie kompot zawsze będzie kompotem, a nie zupą, ale rozumiem, że są różne smaki i upodobania. Myślę, że te dziwne zupy, o których wspomina Pyra wymyślono raczej z biedy niż dostatku.
Dowiedziałam się, że jest jeszcze inna odmiana zupy grzybowej – z malutkimi grzankami z bułki paryskiej, podsmażonymi na maśle lub oleju. Podaje się je na oddzielnej misce i każdy nakłada sobie po trochu, aby zanadto nie rozmiękły.
Krystyno – moja zupa jest jeszcze inna. Ugotowane grzybki siekam, najładniejsze, malutkie kapelusze odkładam. Grzybki lądują w garnku z garścią krojonej włoszczyzny 3 ziarenkami czarnego pieprzu i 2 ziarnami ziela angielskiego. Gotują się ok 20 minut zasypane 1 garstką kaszki manny na 1,5 l zupy. Rozbijam zupę mikserem, solę, dodaję 2-3 łyżki soku cytrynowego i pojemnik dobrej śmietany. Podgrzewam, wrzucam odłożone czapeczki i zieloną pietruszkę. Zupa może iść w bulionówki albo do talerza. Bardzo lubimy.
Krystyno,
że powtórzę za naszą Nisią, której brak…
otóż nie ma to jak rosół z leszcza i pierożki w nim z nadzieniem z leszcza 🙂
Te frykasy są serwowane w barze rybnym w Nowym Warpnie na Pomorzu żachodnim – na jednym z końców Polski.
Myślę, że każda ryba nadaje się na farsz pierogowy, byle tylko jak najmniej oścista. Karp należy do mało ościstych ryb, chociaż może i nie najsmakowitszych. Dla mnie smakowite są małe okonie, ale narobić się przy nich trzeba, bardzo ościste 🙄
p.s.Panie z baru nie chciały mi sprzedać tajemnicy, co w tym farszu oprócz leszcza, ale można pokombinować. Rosół prosty – ugotować wywar w wypatroszonego i odościowanego leszcza, doprawić dyżurnymi i lubczykiem. Mięso na farsz, rosół ma być czysty.
Podejrzewam, że do farszu trzeba dodać jajo, ja bym dodała nieco bułki tartej namoczonej w niewielkiej ilości wody – tak, żeby nie trzeba było odcedzać czy wyciskać. Dyżurne – i to by chyba było na tyle.
Dobry wieczór 🙂
Tonę w Młodych. Młode chłoną naszą rzeczywistość, z fascynacją i niedowierzającym dowierzaniem.
Stanisławie, niewypowiedzianie dobrze, że jesteś 🙂
Barszcz z uszkami, karp smażony, ryba „po japońsku” :-), pieczarki mojego szwagra, pierniczki, sernik, rolada z wiśniami według przepisu Nemo. To w Wigilię.
Kutii nigdy nie jadłam.
Jolinku (20:05) – mam tak samo 🙁
A ja świętuję. Dzięki KOD odzyskałam flagę i barwy.
Gdyby jeszcze Polityka pozwoliła mi odzyskać mordki…
Haneczko, masz rację! Głowa do góry! Jutro ubiorę choinkę i zacznę świętowanie!
A mordki rzeczywiście paskudne.
https://www.youtube.com/watch?v=IpMkidNsf34
Ja dzisiaj nicnierobiąca, czytam II tom Dzienników Agnieszki Osieckiej (wyd.Fundacja Okularników), pierwszy już „przerobiłam. Ciekawa lektura, bo to przecież pisała „wczesna nastolatka”. Bardzo rozwinięty zmysł obserwacji. Następne tomy wyjdą w przyszłym roku i następnym, Osiecka całe życie pisała dziennik. Nie mogę się doczekać!