Dobra kompania do szampana
Jeszcze karnawał. To dobra pora na szampana w dobrym towarzystwie. Warto coś wiedzieć o tym co się pije co tak bąbelkuje w butelce z grubego szkła?
Szampan jest nie jest niczym innym jak tylko białym winem. Ale za to jakim?!!! Nie jest to zwykłe białe wino. Jego niezwykłość zaczyna się już na samym wstępie. Aż w dwóch trzecich produkowane jest ono z czerwonych winorośli Pinot Noir i Pinot Meunier. Pierwsze to burgund, który daje niewielkie zbiory, ma natomiast – jak to określają znawcy – pełny i długi smak. Pinot Meunier zaś to czarny riesling. Jest on mocno owocowy, a także odporny na mróz i mniej wymagający w uprawie. Całości kompozycji dopełniają białe winogrona szczepu Chardonnay.
Koniec września to pora winobrania. Czas pospiechu i ciężkiej roboty. Liczni sezonowi robotnicy zbierają winogrona ręcznie, ponieważ nie mogą one w żadnym wypadku zostać zgniecione. Skórki zafarbowałyby moszcz. Aby uniknąć szkodliwego zabarwienia, winogrona natychmiast poddawane są tłoczeniu. Następnym procesem jest fermentacja alkoholu z użyciem drożdży i przy rygorystycznej kontroli temperatury. Potem przeprowadza się drugą fermentację, której celem jest biologiczne odkwaszenie. To teraz otrzymuje się wytrawne wino podstawowe. Ale jeszcze wcale nie musujące
Na przełomie XVII i XVIII wieku zakonnik Dom Perignon, piwniczny opactwa Hautvilliers, w wyniku wielu doświadczeń, opracował metodę, dzięki której powstało wino musujące. On więc jest ojcem tych ekscytujących bąbelków.
Dziś tak jak i wtedy miesza się wina różnych gatunków, lokalizacji i roczników (o ile nie produkuje się szampana konkretnego rocznika) i rozlewa w butelki. Każda, zanim zostanie zakorkowana, otrzymuje odrobinę mieszanki z cukru z trzciny cukrowej (24 g/l), starego wina i hodowlanych drożdży. W ciągu 8 – 10 tygodni odbywa się tzw. fermentacja butelkowa. Dzięki działaniu dwutlenku węgla z niegazowanego wina powstaje gazowane. Teraz drożdże zaczynają się rozkładać, co przydaje winu mu pełni i aromatu.
I teraz następuje długi okres leżakowania. Proste szampany pozbywają się resztek drożdży przez rok, natomiast te droższe – rocznikowe – trzy przez trzy lata. Szampany na ogół dojrzewają w piwnicach w skałach wapiennych Reims i Epernay. Tam dochodzi do procesu „wytrząsania”, dzięki czemu resztki drożdży opadają do szyjek butelek(butelki stoją do góry dnem). Gdy się osadzą, są usuwane w przez zamrożenie. Korek zostaje usunięty mechanicznie, a ciśnienie dwutlenku węgla usuwa te pozostałości. Do butelek dodawana jest mieszanka wina z cukrem. To decyduje o rodzaju szampana. Jeśli doleje się wytrawne wino, powstanie jeden z szampanów wytrawnych: brut nature, ultra brut, extra brut lub brut intetegral. A ja lubię ten najbardziej wytrawny z wytrawnych. Wtedy nie mam do butelki zbyt wielu wspólników.
Komentarze
Dobry szampan nie jest zły , o czym mogłem się przekonać osobiście, rozpoczynając Nowy Rok . Za co serdecznie chciałem podziękować Sławkowi. Szampan był wytrawny i bardzo bardzo dobry.
flaszka szampana ma cos w sobie. jej obly wydluzony ksztalt zasluguje by na nia spojrzec. z pewnoscia ma to technologiczne uzasadnienie.
ale ilu jest takich co kupuje flaszke by na nia patrzec?
natomiast zawartosc butelki szampana jest malo erotyczna, jak dla mnie
dzień dobry … Misiu sam wypiłeś taki dobry szampan …
Zdzichu bo truskawki trza przy tym jeść … 😉
Dzień dobry.
Pyra kocha bąbelki. Wszystkie, oprócz bardzo słodkich. Na uroczystościach, gdzie wiele różnych trunków jest podawane, a gospodarze zaprzyjaźnieni, dla Pyry zawsze odkłada się butelkę (albo i dwie, jeżeli to długa impreza) i ja nie piję niczego innego. W ogóle uważam mieszanie trunków za niewskazane, chyba, że chodzi o „garnitur” do posiłku – wtedy i owszem – czerwone, białe, bąbelki i kieliszek likieru do kawy, tylko ile takich eleganckich przyjęć w roku mi się zdarza? Uczciwie mówiąc raz na 3 lata jest taka okazja. A bardzo dobry szampan od Sławka jeszcze stoi, bo będzie wkrótce potrzebny – czerwone poszło do dzika, pernod napoczęty w barku, a szampan schowany. Jeżeli mam być całkiem szczera, to dla mnie wystarcza „suchoje igristoje”.
Jolinku
Z moimi sąsiadami. Do lustra pić nie umiem.
Da, da, „szampanskoje lełos’ rukoju…” Puszkin
Zawsze mi się to przypomina na widok butelki szampana – nawet już pustej…
1ee4
Z dzisiejszych rannych przeżyć: pojechałam po owies, wjechałam na asfalt, coś pod truckiem dwoni i trze. Wygrzebałam się, zaglądam pod spód – rura wisi. Zjechałam „w miasto”, prosto do warsztatu i z miną krecika pokazuję mechanikowi: o, o, o, rura! Trzeba ją jakoś przywiązać.
Łypnął okiem na rurę, potem na mnie, wsiadł i pojechał do hali. Nie wiem jak, ale przymocował, nawet ciszej chodzi.
Za dwa tygodnie muszę zrobić badanie techniczne trucka. W tym celu zamówiłam na Allegro nieco nowsze drzwi, lewe i prawe. Mają przysłać pocztą prosto do warsztatu. Ciekawe, co jeszcze trzeba będzie wymienić?
Dobre i nie za drogie szampany:
Veuve Clicquot, Pol Simon, Laurent-Perrier, Charles Bertin, Mumm Cordon Rouge, Louis Roederer, Vve Alice Margot, Tribaut Schloesser La Souveraine, Nicolas Feuillatte, Champagne de Montpervier.
Pommery pachnie kiszoną kapustą, Moët & Chandon ma silny posmak rozkładających się drożdży – typowy dla marki, jak się lubi, to smakuje 🙄
Jeśli mogę powiedzeć, źe kocham wino, tak nie rozumiem szampana.
Nie rozumiem dlaczego ten „trunek” mnie nie „bierze”.
Czy związane jest to z dawnymi czasami, gdzie poiliśmy sie noworocznie rosyjskimi berbeluchami, czy też faktem, źe prawdziwego – dobrej jakości- „Szampana” nie miałem okazji szkosztować – nie wiem.
p.s. proszę o łagodny wymiar kary
Bareya,
wyrazy współczucia 🙁 😉
Mój Osobisty nie pija białego wina, ale dla szampana robi wyjątek, dobrowolnie 😉 Najlepiej mu smakuje nie oryginalny szampan francuski, a tzw. Krimsekt czyli wino musujące z Krymu. Dawniej produkowane metodą champenoise, obecnie „methode traditionelle”, bo wszystkie nazwy z szampanem związane zastrzeżone są już tylko do regionu Szampanii.
Szampan w odpowiedniej ilości działa na mnie rozweselająco i euforyzująco, ale w nadmiarze (powyżej butelki na dwoje) – wpędza w depresję i melancholię 😯
Dzisiaj jemy obiad razem z jamnikiem, czyli wąróbki kurczacze. Jedyna różnica to ta, że dla personelu z cebulką, jabłkami smażonymi i surówką z kwaszonej kapusty, a mały burżuj dostanie mięsko saute bez wypełniaczy. Dostaje je niezbyt często – m/w raz na 3 tygodnie i jest taki łakomy, że pustą już zupełnie miseczkę próbuje „przelizać” na wylot. Jest to jedyne jedzenie, które mu trzeba starannie wydzielać, bo jest gotów pochorować się z przeżarcia – i jeść dalej.
Po wizycie mojej siostry mam tydzień brytyjski, po haggis, dziś Steak and Kidney pie. Tego jeszcze nie jadłam, więc robię „z pewną nieśmiałością”. Mięso się dusi, czas się zabrać za ciasto.
nemo ja to doszłam do wniosku, że chyba swoją normę alkoholu wypiłam i nie tylko szampana 2 kieliszki mi wystarczą … bo powyżej nie dość, że mam smutasy to jeszcze żołądek mnie boli …
dzisiaj wyjadam zapasy jeszcze ze świąt bo dostałam co nieco i zamroziłam … na obiad dewolaj z piersi indyka z brokułami … na kolację pierogi wigilijne i barszczyk … a na deser zrobiłam krem czekoladowy z pokruszonymi ciastkami i owocami …
po takim jedzeniu 2 razy po 20 minut na rowerku stacjonarnym to chyba za mało …. 😉
Jolinku,
u mnie dziś też brokuły. Do tego makaron i kurczacze udko duszone w białym winie z czosnkiem, kminem i papryką.
Już zjedzone.
witam w bezsłoneczny poniedziałek 🙂
Szmpana lubię, nawet bardzo, ale podobnie jak Jolinkowi, dwa kieliszki wystarczą, jeśli jest półsłodki, dobrze schłodziny, to i truskawki nie są potrzebne, grunt żeby było dobre towarzystwo 🙂
Nie wiem co na obiad, z wczorajszego rodzinnego obiadu pozostało tylko trochę kaszy gryczanej, którą niespodziewanie musiałam gotować, bo ilość klusek kładzionych, ktore planowo były do mięsa, wydała mi się zbyt mała. Gotuję rosołek tzw. psi (mięso i jarzyny dla czworonogów), więc może jaką pomidorową…
U mnie pogoda cesarska, niebo i góry pocztówkowe, ale tylko dzisiaj. Jutro ma się zacząć psuć, a potem już tylko śnieg i mróz 😯 Wybierałam się z przyjaciółmi na narty w tym tygodniu, ale pewnie tylko na przyjaciółkę mogę liczyć. Jej mąż od tygodnia kaszle „jak nosorożec” i dziś wreszcie udaje się do doktora. Nawet jak będzie mógł wychodzić na dwór, to przecież nie na taki mróz i wiatr, jak zapowiadają 🙁
„Gdzie nie może sam pan
Tam pomoże szampan” 😉
Pyro podobno u Ciebie najdrożej:
http://biznes.onet.pl/warszawa-nie-jest-juz-najdrozszym-miastem,18490,3173836,1,prasa-detal
Hej, bo tu wyszło, że Pyra jest opój szampanowy – a to wcale nie tak. Zwyczajnie też mi 1-2 kieliszki wystarczają, tylko jak jest święto typu weselisko, czy inny spęd solenny, a w obchody wliczony jest szampan, to ja zastrzegam, że jak dla mnie, to tylko szampan; żaden inny alkohol mnie nie interesuje. Jak wypijam kieliszek co ileś tam czasu i „podkładu” to nawet nie wiadomo kiedy się butelka kończy. Byle zimny i nie słodki
Jolinku – bilety, woda i ścieki już od 10 lat należą do najdroższych w kraju, ale muszę przyznać, że usługi są na przyzwoitym poziomie; woda czysta, ścieki jakoś zagospodarowywane i dużo sieci się wymienia.
z tym szampanem Pyro się nie tłumacz … bo winny się tłumaczy … 😉
Już się nie tłumacz, Pyro, wiemy swoje 😉
Zimne bąbelki bardzo dobrze się pije. Jak jest większe towarzystwo, to przyda się butelka w formacie Melchizedech (30 litrów) za jedyne 3 499 euro 😎
Witam, Nemo juz drugi raz czytam, ze pijacie Krimsekt, na boga ten slodki czy w „miedzyczasie” jest inne wydanie tego napoju?
– Szampan?
– Nie, ja sz tą panią.
Dowcip z tej samej półki, z której Żaba korzystała.
Wiadomo, że Prezydent RP Mościcki wymawiał twardo zmiękczenia głoskowe. Efekt? w czasie przyjmowania wieńca dożynkowego JE dwornie witał delegację żeńców, podawał rękę, przedstawiał się. Dorodna żniwiarka usłyszawszy „Moscycky” – spłonęła rumieńcem „Mom panie…”
Pani godność? O co pan pyta? Godna jestem.
Z rozpaczy kupiłam akumulator do trucka. Dwa lata odkładałam, znaczy zakup, nie pieniądze. Pali jak marzenie. Za to nie kupiłam kawy, a wczoraj już mi zabrakło. Również z rozpaczy parzę teraz mieloną. Ja bez kofeiny nie funkcjonuję.
Ach, szampan! Ale tylko wytrawny. Jolinek wspomniala o truskawkach a mozna tez, no tak od wielkiego swieta, przygotowac rybe w szampanie.
Moze ktores z was mialoby okazje kiedys sprobowac. W przepisie mowa jest o lososiu lub soli. Dosc grube kawalki ryby ulozyc w naczyniu do pieczenia, na warstwie drobno pokrojonej szalotki, pora i marchewki, zalac do polowy wysokosci mieszanka szampana i sosu rybnego (fumet de poisson). Piec w temp. 225°C, wyjac kawalki ryby i trzymac w cieple. Przefiltrowac sos z naczynia, dodac smietanki (1dl na 2,5dl sosu), podgrzac i zredukowac do polowy. Dodac troche masla, dobrze wymieszac i polac kawalki ryby.
Dzień jakiż dobry, zważywszy temat!
Szampana uwielbiam. Mogę jak ten jamnik wątróbkę – do umarcia. Działa na mnie rozśmieszająco – już od momentu, kiedy widzę te bąbelki rozkoszne. Najlepiej brutalny, ale jak nie ma, to i półsłodki dam radę. Najbardziej kocham Wdowę Clicquot ze względów literackich – trąbią ją w wielu książkach. Mój ukochany Gienio Oniegin też. Moje najmilsze wspomnienia szampanowe to Litieraturnoje Kafe w Petersburgu (pisałam jakiś czas temu o naszym wkładzie w przyjaźń polsko-rosyjską), szampanik na schodach bazyliki Sacre Coeur z widokiem na Paryż, cztery flaszki na dwie damskie twarze z przyjaciółką śpiewaczką częściowo pod smażone grzybki i jedna flaszka Wdowy z inną przyjaciółką – całą wytrąbiłyśmy za zdrowie Malajkata i jego roli w „Śmierci komiwojażera”, gdzie zagrał sobie genialnie (a poza tym osobiście nie znam faceta).
Alicjo! Luśnia, ty młocie jeden, szable w dłoń!
Może by tak toaścik za chłopców z Elity? Najlepiej szampanem.
Oj, niedobrze, niedobrze, panowie…
Po doswiadczeniach dorotola z tortem szampanowo-truskawkowym uważam, że uzywanie szmpana do czegokolwiek, oprócz wypicia w stanie czystym, jest po prostu marnotrawstwem. Dusza szampana ulatuje z bąbelkami.
Wczorajsze prognozy pogodowe sprawdziły się od 1/3 do 2/3. Ogólnie było pochmurno i w to trafiły wszystkie, jedna wymyśliła, ze będzie mglisto, i było, ale z temperaturą wszystkie dały ciała (żeby nie powiedzieć d..y). Było dużo cieplej, Dzisiaj ta co wczoraj wyprorokowała mgłę, to na dzisiaj też i to by uszło, ale miało być przez cały dzień (podaje przewidywaną pogodę na kolejne 12 godzin, co dwie godziny, czyli od razu sześć prognoz) -8*C lub nawet poniżej, a jest teraz -3*C, a w południe było nawet około zera.
„…nie wierzcie pogodzie, gdy deszcze trzydniowe…”
http://www.youtube.com/watch?v=_zS2o4VOsk0
No, Zaba, do roboty!
Dzień dobry Szampaństwu!
Stara Żabo,
w naszej 20-letniej toyocie właśnie też odpadła rura, całe sąsiedztwo zostało obudzone, norrrrrmalnie jak junak mojego Dziadka 🙄
Szampana mogę w ilościach, byle tylko był najwytrawniejszy. Szczerze mówiąc, rzadko pijam prawdziwego szampana, trza się obyć winem musującym, dostępnym dla kieszeni. Najtańszy prawdziwy szampan za rogiem (i chyba w ogóle, co przyuważyłam), to Moet, coś ponad 40$ za butelkę, i to chyba nie Moet z tej wysokiej półki.
To nie jest mało, chyba, że ma się głęboką i dosyć pełną kieszeń, bąbelki można nabyć za ok 10$.
Dom Perignon – pomnożyć przynajmniej 5 razy Moet, na takie półki nawet nie zaglądam.
Piłam te z wysokiej, ale nie za swoje, zazwyczaj Helenkę dopadał taki nastrój, że jak trzeba, to trza prawdziwego szampana, a co, żyje się raz!
Najwięcej bąbelków piłam, będąc szwaczką u Helenki. Helenka, paryżanka z urodzenia i obyczajów, przynajmniej raz na tydzień przynosiła bąbelki „na zaplecze” i rozpijałyśmy z nią i ś.p. Marią (z Normandii). Potem miałam paluchy pokłute igłą, bo przecież albo coś podwijałam, albo wydłużałam/skracałam, a tu nie dość, że bąbelki, to jeszcze Helenkę dopadał szampański humor i opowiadała nam różne wice.
Nie mam nic przeciwko ruskiemu igristoje, a jak Alsa zaserwowała nam 3 lata temu na rocznicę ruskie bąbelki… i kawior był, i te rzeczy… no! To dopiero było! Na śniadanie 😯
http://alicja.homelinux.com/news/img_2890.jpg
Ojej… to było 3 lata temu?!
Ten Word i jego paskudna Mamusia! Żeby go pokręciło albo nawet popieściło 230V, albo żeby mu się Jacek z ZPlackiem snili co noc, albo…. wpisać wg uznania
Pisałam, pisałam i co?
Donoszę, ze nabyłam sobie droga kupna maść żywokostową, nie smarowałam się jeszcze, gdyż o 17 idę gimnastykę dla połamańców
Pyro…
zeżarł? Niech mu na żółto wyjdzie, o!
Idę doczytać, bo na razie zatrzymałam się na rurze – no co, zatrzymałam się, wbrew powszechnemu mniemaniu na rurze można się zatrzymać, nie tylko tańczyć bez przerwy!
2828 <– kod 🙄
Stara Żabo…
ja znam brzydką wersję i chciałam przytoczyć, ale usiadłam sobie na języku, nie na długo jednak, więc przytaczam:
„-Sampan?
-Nie, z k…!”
No, już mnie tak cholera z dżumą nie trzęsą.
1. chciałam się pochwalić : dostałam w prezencie zajączkowym (Mama, kupiłam Ci teraz, bo potem nie będziemy miały kasy) ślicznie wydany reprint M.Dieslowej „Jak gotować”. Było w rodzinie wydanie drugie, zaczytane i bez okładek, ale się do kogoś przyzwyczaiło. Rację ma Alina : nie pożyczać i już. Teraz brakuje mi ze sławnych naszych lulinariów tylko „Kucharka warszawska”
2. Chciałabym u Żaby (jeżeli się Żaba zgodzi) wypróbować przepis L.Ćw. na majonez do „obciągania” czyli do ochronnego i dekoracyjnego pokrywania całych ryb, dużego drobiu itp. Dlaczego u Żaby? Bo moje Dziecko nie lubi domowego majonezu (za tłusty i za żółty). Tu chcę zaznaczyć, że najczęściej podawane są dwa sposoby robienia tego sosu : żółtko, oliwa, trochę kwasu i dyżurne, albo tzw „oszczędny” – biała zasmażka, żółtko, olej itd. Pani Ćwierciakiewiczowa podaje aż 4 sposoby uzyskiwania majonezu. Ten , o którym mowa przygotowuje się na bazie pieczonych kartofli; w przepisie 4, ja bym zrobiła z połowy proporcji, czyli z 2 szt. Co nam wyjdzie i jak się sprawdzi – zprawozdamy w stosownym czasie
Pyro,
ja tego pierwszego używam, jak już mi się zachce domowego majonezu, smak nieporównywalny z kupnym, poezja.
Raz postanowiłam być rozpustna i … no, przyznam się, tylko bez podśmiechujek proszę, człowiek całe życie się uczy, najlepiej na własnych błędach! Użyłam oliwy z oliwek 🙄
Wiecie, o co biega… fuj! Sama gorycz i pieron wie, co 😯
I w ogóle świństwo! Zwykły olej roślinny i bez wygłupów – wtedy wychodzi, ale… jak się nie potłucze, to się nie nauczy!
Zajrzałam do lodówki – dzisiaj ziemniaki odsmażane, dokończymy surówkę z kapuchy kiszonej i ewentualnie posadzimy jajko, albo nawet dwa.
Lodówka się naprasza o umycie (wewnątrz), a ja się zastanawiam… myć, czy kupić nową? Olać najlepiej, kupić nową, jak wrócimy z Rejsu, przecież ta lodówka już dawno nie ma prawa chodzić, a ona chodzi. I to coraz głośniej, bezczelna taka!
p.s.
Doczytałam prawie wszystko – Bareya, Ty do kąta marsz, 5 minut na klęczkach (zdrowasiek nie musisz odmawiać, chyba, że bardzo chcesz) i ciesz się, że nie na grochu (kulinarnie) Ci kazano klęczeć 👿
To się nazywa łagodny wymiar kary 😉
Spocznij!
Szkoda, że n ie czujecie jak pachnie mój kurczaczek, który się właśnie dopieka w towarzystwie kartofli. Do niego borówki letko tylko przez mnie przypalone w trakcie smażenia (to im dodaje wytrawności). Papu i do roboty. Czuję się ostatnio jak wyrobnik. Praca uszlachetnia, muszę pamiętać. Dobrze, że w przerwach istnieje jedzenie…
Alicjo nie krzycz na Bareya bo się chłop wystraszy a nam tu chłopów brakuje … 😉
na blogu u Bareya godne polecenia są oliwki nadziewane i masełko bazyliowe … 😀
Doroto,
nie wiem, jakie znasz rodzaje Krimsektu (nazwa nie chroniona 🙁 ), ale my pijamy brut 😉 Krim Royal Dry, sparkling wine fermented in the bottle in the classic way 😎 Z Artiomowska na Krymie (Artyomowsk Sparkling Winery, Ukraine) Nie ustępuje smakowo wdowie C.
Szampan najlepiej pić z kieliszka czysty lub z Creme de Cassis (Kir royal) albo jeść w truflach szampańskich z mojej lokalnej czekoladziarni 🙂
o poczułam się prawie zaproszona do tej czekoladziarni … 😀
Szampan! Stoją sobie, ciągle nie rozpakowane, dwie małe buteleczki: 0,2 l szampana o nazwie Schlumberger Sparkling Brut Methode Traditionelle Seit 1842, do tego kulki, chyba czekoladowe, z wizerunkiem Mozarta na „złotej” owijce.
Obdarowano nas tym w wiedeńskim hotelu na Sylwestra. Mieliśmy pod dostatkiem własnego szampana i inne trunki. Przywieźlismy do domu. Jest to zacny trunek czy taki sobie? Ja się nie znam. Nie wiem czy to w ogóle warto otwierać. Raz, że mało, dwa nie wiem co on za jeden ten cały szampan.
Jotko,
wstaw do lodówki (albo w ńnieg w ogrodzie) i dobrze ochłodź, otwórz i spróbuj. Jak Ci nie przypadnie do gustu, to zawsze możesz podlać nim rybę lub kurczaka, albo dodać do kapusty kiszonej 😉 Możesz też zrobić Kir Royal (jeśli masz likier z czarnej porzeczki). W tej wersji każdy szampan jest dobry.
Kulki z Mozartem, jeśli oryginalne, to są z zielonym marcepanem pistacjowym i nugatem w środku.
ńnieg = śnieg 😉
Nemo,
wersja ze śniegiem bardzo mi się podoba 🙂 nie próbowałam jeszcze nigdy tak chłodzić żadnego alkoholu.
Poczekam do Walentynek. Wstawię w śnieg i wypijemy wieczorem we dwoje, wspominając Wiedeń. Potem zeznam czy nam smakowało 🙂
Witajcie!
Wróciłem do domu po białym szaleństwie.
Śnieg był, pogoda zmienna ale nienajgorsza.
Gorzej z kondycją.
Nie połamałem się ani razu.
W ramach dostępnego czasu próbuję poczytać wstecz.
Doszedłem do 17:18 i czuję, że muszę szybko interweniować:
Jotko!
Twój Schlumbi to całkiem zacny trunek! nie mieszaj! wypij!
PEPEGOR!
Listonosz zastukał dwa razy…
http://alicja.homelinux.com/news/img_1538.jpg
Wzruszyłam się do łez na widok, a potem po raz drugi, przeczytawaszy list. Dziękuję Tobie i Liliannie, trafiło w dobre ręce, dla mnie to bardzo cenna rzecz, ale tu nie chodzi o wymierną w $ cenę. To jest właśnie to… a diamenty, to rzecz umowna i sztucznie wywindowana 🙂
Serdeczne dzięki! Ucałowania będą przy najbliższej okazji.
PaOlOre,
brut nie wszystkim smakuje, dlatego podałam dalsze propozycje, ale oczywiście najlepiej jest wypić w towarzystwie np. kanapeczek z kawiorem lub choćby wędzonym łososiem 🙂
paOLOre,
dziękuję 🙂
Nemo,
łosoś jest w domu na stanie, zatem za parę dni wkładam szampana w snieg, przygotowuję kanapeczki i degustacja 🙂
Pyro, bedziesz robic u Zaby majonez i Alicja, ktora wybrzydza na ten z oliwy z oliwek. A moze po prostu nie bardzo lubisz smak tej oliwy?
Na poczatku tez mi nie smakowala ale szybko polubilam i teraz zarowno sos winegret jak i majonez robie z tego oleju. Zaczynam od lyzeczki musztardy do ktorej dodaje zoltko (nie bezposrednio z lodowki), sol, pieprz i zaczynam dodawac olej ale na poczatku po kropelce, zeby „zalapalo”. Mieszam regularnie, nie trzeba sie spieszyc, i tak dodaje oleju dopoki sos nie zgestnieje rownomiernie. Na koniec dolewam soku z cytryny, sprawdzam smak. Chyba opisalam to troche niezrecznie, przepraszam.
paOLOre witaj Pawełku … 🙂
do szampana to kawior (czarny!!!) najlepiej łyżeczką z miseczki, nie ma się co rozdrabniać na kanapeczki.
Ahoj, Jolinku 🙂
Alicjo, zazdraszczam 😉
Hopfen und Malz ? Gott erhalt’s!
Ach, te puszki, a nawet puchy, z kawiorem z CCCP. Kilogramowe i większe. Łza się w oku kręci.
Mój brat siedział, znaczy pracował, w Dubnej. Łatwiej było o kawior niz o zwykłe jajka.
Alino, zlituj się! Nie przepraszaj, że żyjesz. Tu wszyscy piszą pewnymi skrótami; w końcu towarzystwo doskonale orientuje się o czym piszesz.
Paolore – witaj; prawie uschłam, jak ta lelija z tęsknicy (sadełko całkiem zaschnąć nie dało)
A propos zmrażania butelek – kto pamięta patent na gaśnice śniegowe w biurach? Jeden mały psik gaśnicą i flaszka zmrożona aż miło. POtem przychodził strażak na inspekcję i okazywało się, że wszystkie gaśnice puste…
Nisiu – patent znany, tylko ani ja, ani Lidka (przy sąsiedmim biurku) nie umiałyśmy cholestwa wyłączyć, pół gabinetu w pianie
Kilo kawioru 🙄
W mojej okolicy rozpoczęto niedawno hodowlę jesiotrów przy wykorzystaniu ciepłej wody z ujęcia powstałego przy budowie tunelu Loetschberg (34,6 km). Zródło o wydajności 100 l/s i temperaturze 20 stopni ma umożliwić roczną produkcję 3 ton kawioru, 45 ton jesiotra i 10 ton owoców tropikalnych w wielkiej cieplarni. Na razie 50 g kawioru kosztuje 120 Fr. ale nikt go jeszcze nie próbował 🙄
Woda z tunelu jest za ciepła, by ją puścić do rzeki Kander. Zagroziłaby pstrągom w rzece. Stąd pomysł wykorzystania nadmiaru energii. Uważam, że całkiem niezły.
PaOlOre…
ma się te chody w kręgach… 😉
Alino,
nie nie wybrzydzam bynajmniej, ale wyszło mi gorzkie 🙁
Na blogu zapłakałam łzami rzewnymi, pouczono mnie, że użyłam zbyt szlachetnej oliwy z oliwek, nie pamiętam już szczegółów (pamięć mam dobrą, czyli krótką), i że najlepiej olejówa najzwyczajniejsza z warzyw albo tych tam rzepaków.
To ja to se wzięłam do serca, bo chyba coś w tym jest, albo co? 🙄
Bardzo rzadko robię własny majonez, co mnie wtedy podkusiło – nie wiem, w każdym razie zaprawić czymś tak gorzko-piekącym sałatkę jarzynową… ZGROZA 😯
Chciałam lepiej, wyszło gorzej 🙄
Ale na tyle byłam przy zmysłach (zmysły czasami pryskają – albowiem prysły…), że zanim dodałam majonez do sałatki, to spróbowałam, jakie świństwo mi się udało sprokurować. I wtedy faktycznie… udało mi się!
I nawet nie napracowałam sie specjalnie 🙄
No poklęczał żem na tym grochu, to teraz chociaż dajcie rady jakiej rasy tego „szampona” kupować, żebym następnym razem na chama nie wyszedł a i klęczeć nie lubię w żadnej postaci.
Pyro, trafilas w sedno, pewnosci siebie zawsze mi brakowalo i pewnie juz tak pozostanie…
Czy ktos wie, czy yyc wyjechal do Vancouver jako blogowy sprawozdawca? 😉
Bareya,
o 10:22 podałam parę propozycji.
Bareya,
toż Ci mówiłam – 5 minut i bynajmniej nie na grochu 😉
Alino,
z tego co wiem (yyc rzut kuflem, ale nie tym kuflem od Pepegora! ode mnie, czyli lekutkie ponad 3000 km) , to yyc olimpiadę ma w jedynie słusznym poważaniu, i tylko czas na rozmowy z Basią.
No trudno, nie możemy chłopaka winić. Zakochany!
memo:: Dziękuje – musiałem przeoczyć. Już wklejam do notatek.
Witam ,dziś nie interesują mnie żadne pyszności ,ani w postaci stałej ,ani płynnej ,bo przyplątała się do mnie grypa .W sobotę i w niedzielę bywałam w różnych miejscach i musiałam się zarazić .Sprawcy nie ustaliłam .Piję herbatę z imbirem ,a z jedzenia smakował mi tylko chleb w masłem .Czas spędzam po kocykiem ,nawet nie chce mi się czytać .Ale nie jest tak żle ,o nie mam kaszlu ani kataru .Mąż mówi ,że mam czas na chorowanie ,ale ja nie mam na to ochoty .Ale dba o mnie troskliwie.
Ale ad meritum – za szampanem nie przepadam ,ale jak jest okazja ,to wypiję półwytrawny .Przed wieloma laty byliśmy zaproszeni przez znajomego z zagranicy do słynnej wówczas restauracji ” Maxim ” w Gdyni .Z napojów był tylko dobry szampan i jak potem oceniłam ,przez kilka godzin wypiłam chyba całą butelkę .Ale nawet nie zakręciło mi się w głowie .Z tej nocy pamiętam też ,że rachunek / także oczywiście za jedzenie / za 5 osób wynosił tyle ,ile emerytura mojej mamy .I miałam wtedy trochę mieszane uczucia .
krysha gdzieś znikła a i Zgagę wyłączyło …
Krystyno – a jak stół i krzesła?
Krystyno,
ja nie jadłam przez 2 dni, żołądek odstawiał nawet wodę, razem z tabletkami 🙁
Przeszło, minęło. Rosołek sobie zadysponuj, najpierw czysty, potem z mięskiem na którym był zrobion, ja nie gardzę osobno ugotowanym ziemniakiem w rosołku sążnistym, chociaż to podobno zgroza…
(ale dobrze robi!).
Butelka szampana (niechby i najprawdziwszy) to tylko wstęp do dobrej imprezy, a Ty się tu sumitujesz 🙄
mieszane uczucia podobno ma się wtedy kiedy twoja teściowa, twoim samochodem z mostu wpada do rzeki, chyba chodzi bardziej o świekrę?
Lista zaginionych (?)
Eska. Krysha, Haliczek. Ewa, Ewa i Dorota z Poznania. YYC, Stanisław ( Danuśka i Pan Lulek w podróży)
Wreszcie,
naprawdę Alicjo, już się martwiłem , że ten kufel szlag trafił. Ale jak już jest to pędź na róg, wracaj i na zdrowie!
Ja i dzisiaj przyłączę się tylko herbatką ziołową. Jest mi dzisiaj już znacznie lepiej niż np. jeszcze w piątek i załatwiłem też parę zaległych spraw, ale jeszcze nie odstawiłem wszystkich leków i dam sobie jeszcze z tym spokój.
A szampan? Tylko exstra dry.
Zaraz, zaraz, jaki toast dzisiaj?
uwialbiam babelki szampana.
Pyro: wanted not deat but alive (wszyscy z listami gonczymi 😉 )
ide parzyc kolejny dzbanek herbaty.
jej, jak tu zimno!
a moj grudzien kwitnie przepieknie!
Kufel jest imponujący.
Swoją szosą chlaBnełabym sobie pywko, ale nie mam 🙁
Do listy chwilowo nieobecnych dodaje Nowego.
Tradycyjnie: za zdrowie wędrowca na szlaku!
Alicjo ,ta niechęć do jedzenia tylko na dobre mi wyjdzie .Żołądek trochę mi się skurczy .Jutro ugotuję sobie rosołek z ryżem . Ty miałaś gorszą odmianę grypy – żołądkową ,a taka mnie jeszcze nigdy nie dopadła .Jutro planuję wylegiwanie się w łóżku i może uda mi się poczytać .Na stoliku leży „Dziennik na nowy wiek ” Józefa Hena i czeka niecierpliwie .Mam dziwną przypadłość ,że każda dobra książka musi swoje odleżeć .A ja sobie na nią patrzę i odsuwam moment przyjemności ,aż kupuję nową dobrą książkę i wtedy biorę się za tę wyczekaną .
Pyro ,
stół ,krzesła ,kanapa i fotel będą już w tym tygodniu . Telefonowała pani ze sklepu meblowego z radosną informacją .Wszystko już zapłacone i czekamy .
Mam duże zaległości towarzyskie i będę je z przyjemnością nadrabiała .Tymczasem idę zjeść kawałek chleba i wypić herbatę ,a potem do łóżka .
Ewa z Chrzanowa melduje się na wezwanie. Toast popełniam herbatą z cytryną – niestety procenty chwilowo zakazane, buuu…
…ja lecę za róg, no przeciez nie bedę byle czego lała w taki kufel!
-6C, słońce.
Lecę!
Toast potem. Za Wojtka-komputerowca, przyjaciela serdecznego z Ottway. Urodziny!
Pyro,
miło , że o mnie pamiętasz 😀
Właśnie uskuteczniam „faworki” z przepisu, który podałaś na blogu, tylko zamiast tradycyjnych faworków zachciało mi się bawić w róże karnawałowe 😆
kod ee16
Na kilka dni przed świętami zjawili się w domu moi synowie.
Nie mogli być na Wigilię i u mówiliśmy się, że zrobimy sobie taki wieczór zamiast. Bardzo praktyczne rozwiązanie, bo nie musiałem nic robić, sami kupili, ugotowali, nakryli i podali do stołu.
Na pierwsze danie była taka jakby zupa z morskiego skorupiaka z makaronem ryżowym, groszkiem i jakąś tam zieleniną – może kapustą?
Do Tej zupy była otwarta flaszka Gosset Grand Millesime 1999. Tu właściwie powinienem bym skończyć, bo i tak wszyscy pomyślicie, że jestem snob, burżuj, chwalipyta i wstydu nie mam przed ludźmi.
Proszę nie zapominać, że szampan – jak każde wino gdy jest z tej wyższej półki i nie trzeba zań samemu płacić (butelkę przywiózł młodszy syn) obroni się sam. Wcale nie trzeba być znawcą. Na mnie ta kombinacja smaków zrobiła piorunujące wrażenie.
Całe szczęście – jak tu kiedyś zauważyła bodajże Ewa – są również Cremanty.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę….
Patrzę do lodówki a tam:
Cremant de Bourgogne, Louis Bouillot, Grande Reserve, Perle de Vigne, Brut. Wszystkie te napisy na jednej i tej samej butelce.
Nawet nienapoczęta. Ba – srebełko (a właściwie złotko) w całej swej dziewiczej okazałości. Może by tak?
Andrzeju,
Nie znęcaj się proszę nad przymusowymi abstynentami…
Do tego ten Gosset w całkiem ładnej butelce był.Zobaczcie sami.
Najlepsza kompania do szampana to jedzenie. Według tego ostatniego odsyłacza najlepsze do tego Gosseta było risotto z borowikami.
Wcale bym się nie zdziwił…
Nawet recepta podana. Proste jak drut…
My z mamą nie zaginione tylko dopiero teraz możemy poczytać co dziś na blogu. Ponieważ czytamy od tyłu to dojechawszy do wpisów z godziny 20.00 zaniepokoiłyśmy się, że Pana Lulka nie ma i toast nie zapodany. Później dowiedziałyśmy się, że Pan Lulek w podróży. Żaba zaproponowała toast „za zdrowie wędrowca na szlaku”. Mój mąż, który odsłużył w marynarce wojennej, zaproponowałby toast „za tych co na morzu”.
a ja jestem chora i glodna, dziecko mi tylko pomidorowke zrobilo
Obecna duchem, nie literkami, bo odbywam (cała czerwona ze wstydu) karę za swój nocny, czwartkowy, wpisowy wybryk. Jako, że nie potrafię go usprawiedliwić (nawet lekkim rauszem po kilku toastach), to się sama ukarałam, najokrutniej jak tylko mogłam (niestety nie posiadam grochu i nie mogę na nim klęczeć choć powinnam).
Bardzo Was przepraszam. 😳 😳 😳
A propos szampana – tu jest propozycja dla panów, nie do odrzucenia http://www.youtube.com/watch?v=_xk7-DxUoW0&feature=related
Zgago co Ty znowu wymyśliłaś bo ja nic nie zauważyłam oprócz tego, że przytomnie nam przypomniałaś o urodzinach Krysi … 🙂
Zgago – co Ty niby w ten czwartek „nabrykałaś”? Przejrzałam wszystkie 115 wpisów z czwartku w poszukiwaniu jakiejś małej aferki z Twoim udziałem 😉 – i nic!
pomidorowa bardzo zdrowa:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,7485311,Pomidorowa_is_the_best_.html
A to „hi,hi” ? To pies ? Jak to rankiem przeczytałam, to sama nie mogłam uwierzyć, jakim cudem, tak wielgachny wiecheć słomy, mi się w butach znalazł.
Zgago kochana,
Nie przesadzaj – nikt tego tak nie odebrał…
Zgago, pogieło Cię, czy co?
Zgago,
czy Ty przypadkiem nie masz skłonności SM? 😯 Jak Cię nikt nie ukarze, to przynajmniej Ty sama? To może kup sobie mały gustowny biczyk albo włosiennicę i siedząc przed komputerem wkładaj ją pod wierzchnią odzież, a biczykiem co i raz smagnij się po plecach, ale nie karaj (nie karz?) towarzystwa na blogu zastanawianiem się, gdzie Cię wcięło, zwłaszcza przy tych śliskich chodnikach 🙄
a11b
Te, ASzysz,
nie wydziwiaj z wyliczaniem tych nazw, bo zaraz się znerwuję i najzwyczajniej napiję się łajborowej. No fakt… nie jest nawet schłodzona, ale jak się znerwuję, to co mi tam.
Jerzor ma przywieźć piwo do tego pięknego kufla (ani łajborowej, ani wina czerwonego nie naleję, postponacja byłaby straszliwa!), tymczasem sprawa z rurą się rozwinęła i przywózka się opózni o jakieś 2 godziny. Obiad też, ale to akurat gotowe prawie-że.
O to Ci, Zgago, chodziło?
2010-02-04 o godz. 23:13
To Ci jeszcze powiem, że nie dość, ze Cię pogiełłłłło, to jesteś zakręcona jak słoik na zimę.
Jak to Twoje „hi,hi” wydaje Ci się być wiechciem słomy, to ja ze stogu się nie wygramolę. Ot, co.
Zgaga się poczuwa?!
A do czego, przepraszam, że przepraszam? 😯
Idę robić rachunek sumienia albo co… dopiero będzie lista 🙄
A nie mówiłem?
…Żaba…
ja nic nie mówię, ale prychnęłam (ze smiechu, ze smiechu!) herbatą na monitor i dobrze, że ostatecznej krzywdy mu nie wyrządziłam, zawsze szmatka na podorędziu, ale zdarzyło mi się to pierwszy raz.
Proszę uprzedzać, zeby w takich momętach nie pic i nie jeść!
pisałeś …:)
To wszystko, przez moją pamięć o tym co mi w domu „tłukli” do zakutego łba, żebym zawsze, zanim coś powiem (a jak widać i napiszę) zastanowiła się, czy komuś nie sprawię tym przykrości i czy mnie byłoby przyjemnie to usłyszeć (przeczytać). Wy jesteście tak życzliwi dla mnie a ja co? Jakieś „hi,hi” ?
Nemo, jak widzisz nie potrafię za długo nosić „włosiennicy”, tak mnie już paluchy swędziały, że nie wytrzymałam dłużej w kącie. 😀
Zgaga się czerwieni i ja też . Więcej czytał nie będę . Człowiek wlezie i wdepnie w zastawioną pułapkę. Potem to musi się czerwienić gdy coś palnie jak gołąb na parapet.
Dobrze ,że Paweł wrócił cały i zdrowy . Śnieg bywa niebezpieczny , nawet wtedy gdy trzeba szuflować. Łokcie mnie bolą od trzech tygodni.
Sąsiad dalej obrażony , że mu nie pozwoliłem przerzucać śniegu na moje podwórko. Którejś nocy usypał mi dwumetrową hałdę. To mu wygarnąłem, że sobie nie życzę . I się obraził. Zły na mnie od wczoraj bo mu żona o śnieg połamała lusterko w aucie. Nie połamałaby gdybym pozwolił przerzucać . Za karę to mnie nie podwiezie więcej. Mam za swoje. Trawnika broniłem jak niepodległości. A może było pozwolić? W końcu to jemu ma być wygodnie nie mnie.
Żabo, 😆
O właśnie….
Fajny film wczoraj widziałem…. hehehe… momęty były..?
A najlepiej, jak ona wchodzi, taka blondyna, i tego… duuuuże niebieskie oczy, takie wiesz…
Czy ktoś się natknął gdzieś na sieci na „Kulisy srebrnego ekranu”?
Jam albo ślepa, albo najzwyczajniej nie ma 🙁
Luśni wysłuchałam, hej szable w dłoń i te rzeczy, Pan Sułek i pamiętnik Młodej Lekarki namierzon.
Misiu, jak bronię swojego „terenu” (czyt.rodziny, mieszkania), to idę na całość i się zupełnie nie rumienię. 😉
Alicjo, ja sobie dzisiaj też przesłuchałam „Rycerzy trzech”, doszłam do 9 odcinka i resztę zostawiam sobie na jutro, bo mój brzuch ledwo wytrzymał tych 9 odcinków.
A pamiętnik młodej lekarki też był fantastyczny. Mnie się najbardziej podobały odgłosy maszyny do szycia. 😀
Aszyszu,
szampus OK, ale risotto z 250 ml oliwy plus 50 g masła plus mascarpone i bita śmietana? 😯
Może to jest to? Wczoraj w mojej telewizji powiedzieli, że we Francji żyje 13 500 stulatków, najwięcej po Japonii 😯 Pokazali takie 102-letnie babcie z makijażem i przytomne na umyśle… Od szampana? 😯
Sznureczek do pamiętnika młodej lekarki :
http://www.youtube.com/watch?v=huMDvbm44S8
Te stulatki to chyba od czerwonego wina i od jedzenia winogron z pestkami…
Masochista prosi sadystę:
– Bij mnie, bij mnie!
Sadysta:
– Nie, nie, nie!
Pod dzisiejszego szampana 😆
http://www.youtube.com/watch?v=EcipyROBOeI
Kilka lat temu czytałam, że najwięcej francuskich stulatków mieszka w Prowansji i piszący zastanawiał się, jakim cudem, skoro kuchnia prowansalska jest raczej tłusta mało dietetyczna. Może z tych obserwacji, powstała tzw. dieta Kwaśniewskiego ? O ile nic nie przekręciłam, to właśnie jego dieta polega na jedzeniu przede wszystkim tłustego mięsa ?
Witam wieczorowo!
Za nieobecności przepraszam, postaram się wszystko doczytać.
Na wyciszenie przed snem – zdjęcia autystycznego artysty
http://www.slideshare.net/adtmarin/therapy-thorugh-love
Zgago,
powiem Ci moje skromne zdanie. Ja tam wszystkie diety mam w głębokim poważaniu. Słucham swojego organizmu. Czasami woła gromkim głosem o boczek, i wtedy zajadam tłusty boczek, i niech mi ktoś coś powie. No niech!
Zazwyczaj wrzeszczy o inne rzeczy, ale raz na jakiś czas chce polskiej kiełbasy wiejskiej, dość tłustej, boczku i owszem, podpasionego, i takich tam innych. O, i schabowe z kostką i nie okrojone z tłuszczu. A co ja będę organizmowi żałować?! Chce, to niech se ma!
Diety… też mi coś…
(ale na tym robi sie dobre pieniądze!)
Alicjo, to tak jak Prowansalczycy, jedzą to na co mają ochotę, mimo, że wszędzie piszą i mówią o dietach.
Faktem jest, że we Francji (poza Afro-Francuzami) widziałam najmniej ludzi z nadwagą a byłam w Alzacji, gdzie też mają nie najlżejszą kuchnię.
Ja dopiero od zeszłego roku wyeliminowałam masło, o dziwo bez żalu. Wszystko smażę na oleju albo oliwie, ale jak dostaję „pypcia” na schab, to sobie też kupuję, piekę z kością i potem z lubością tą kość obgryzam razem z tłuszczykiem. A jestem prawie pewna, że jak będzie ciepło, to znów mnie „najdzie” na golonko peklowane, pieczone w piwie i że się brzydko wyrażę, wtrząchnę go, aż mi się będą uszy trzęsły. Nawet się nie wysilę, żeby ugotować do niego ziemniaki, bo szkoda żeby zajmowały golonku miejsce. 😉
Zgaga!
Ty mi tu nie golonkuj, bo mi ślinka… Pyra poświadczy, że ja pies na – tyle, że tutaj nie mam, a poza tym nie umiem robić 🙁
Ale uwielbiam! I jak bywam w Wielkopolsce ( a bywam) to żrę!
Ludzie z Górnego Śląska powiadają, ze u nich lepsze. Wpadnę kiedyś i porównam, dla mnie Pyry najlepsze, a jadłam w różnych wydaniach.
Dzisiaj za zdrowie naszego Wojtka z Ottawy, jerzor właśnie za chwilę ma zajechać rzęchem z rurą, idę odsmażać ziemniaki.
Masło jest w porzo. Oleje – jak najbardziej. Margaryna – stanowczo precz!
Alicjo, nie daj się nabrać na taką „godkę”, golonko jak jest dobrze peklowane, przyprawione i miękkie, wszystko jedno gdzie zrobione, jest tak samo smaczne. Ja tylko nie lubię golonka świeżego (tzn. niepeklowanego).
Zgaga, nie przesadzaj z tymi tłuszczami roślinnymi, bo się osteoporozy nabawisz. A cholesterol wątroba i tak Ci naprodukuje.
Żabo, „kurcak”, zawsze mówiłam, że od lekarzy, to trzeba jak najdalej. 🙁
Tak mnie nastraszyła (faktycznie cholesterol miałam „fest” przekroczony), że dostanę wylewu jak nie zastosuję diety. Gdyby nie to, że w razie czego, siostrzenica będzie miała problem (tfu, tfu, tfu) zanim moje dzieci dotrą, to bym się tak nie przejmowała.
Znowu wychodzi na to, że :
http://www.youtube.com/watch?v=b8Tc6hwM1dc
😉
Ale rozsądnie, wątroba robi coś z niczego. 80% cholesterolu robi sama.
Dlatego też czasami ulegam moim „pypciom”, bo jeszcze nie czuję, żebym się tak na całego musiała umartwiać.
Tak wcześnie a mnie się już oczy kleją. faktem jest, że dziś (wczoraj) wstałam wyjątkowo „grzecznie”, bo 6,30 😀
Byłam umówiona z moją przyjaciółką a Ona jest rannym ptaszkiem, to ja nie mogłam być gorsza 😉
Życzę Wszystkim dobrej nocy, spokojnych i miłych snów – bez względu na to, w jakich godzinach.
uniwersytecka przewiduje dzisiaj nad ranem w Połczynie -17*C, w dzień też minorowo, bo -10*C
Moje MeteoGroup analogicznie -8*C i -4*C
w tej chwili na mojej górze (zakładam, że w Polczynie może występować inwersja) jest -4*C na kuchennym oknie i -1,4*C na piętrze.
Chyba się z tego -17 nie zrobi?
U mnie ósma, Tam już dawno po toastach, wszyscy śpią, ale tutaj jeszcze nie. Właśnie odpowiednia pora.
Ja dzisiaj wypijam zdrowie mojej najstarszej córki – skończyła 32 lata, Przeleciało niewiadomo kiedy!
Przekłapałyśmy z Leną 2 godziny 😯
A co, bo to pierwszy raz? Wolno nam!
Stara Żabo,
u nas takie skoki (niekoniecznie żabie) są możliwe. Potrafi spaść i się wznieść w ciągu niewielu godzin o plusy lub minusy. I płasko tu u mnie, że aż strach, dobrze, że mam Górkę!
Lena zapowiedziała się z koleżanką na wiosnę, na jakąś sobotę. Zapisuję, żeby nie było, że się nie zapowiadała! Maj! Do ustalenia, który maj.
Jerzor miał przywieźć piwo. Nie przywiózł, bo miał zawracanie d… z odbiorem samochodu po naprawie rury.
Poza tym nie mógł uwierzyć (telefonicznie zapodałam wcześnie około południa), że Pepegor , którego przecież osobiście zna i przegadaliście Panowie swoje w Żabich Błotach, taki piękny prezent przysłał. Bo niby dlaczego i z jakiej racji 🙄
W końcu przyjechał, rura cicha, ten spojrzał na kufel i zatchło go – i zrobiło mu się żal, ze jednak nie zajechał po piwo. Nic to, zakupimy specjalnie na inaugurację, pomyślimy nad wyborem, co by tam nalać.
Byle piwo – na pewno nie!
Sugestie? Już słyszę Sławka paryskiego…, moja pierwsza myśl 😉
Czytam do tyłu, nie tylko dzisiejsze, sprzed 2-3 dni.
Pepegor,
mnie nie zasypało, ale podobno w środę zasypie.
Mam do Ciebie dwa słowa – jeśli nie paliłeś kilka dni, to rzuć to w jasną cholerę i nigdy nie wracaj! Paliłem tyle lat (chyba ze 30-ci), a dopiero teraz wiem, że żyję, gdy rzuciłem w 1999 roku, w maju.
Następny kieliszek czerwonego wina (mam nalany) za Twoje niepalenie, może się uda!
Nowy,
u mnie ta sama pora i też jestem nie od klawiatury. Moje stare wczoraj – 30, jak juz się żaliłam. Co prawda pogadałam z Leną, ale jeszcze mam czas i chęci poklikać. Cały czas miałam szklankę wina tutaj, ale prawie nic nie ubyło, więc… zdrowie Twojej córki!
No to zdrowie Twojej córki!
Nowy, gdzieś już dwa dni temu martwiłem się o Ciebie, jak zapowiadali ten nowy atak zimy. Tak mi wychodziło, że to też, albo przede wszystkim tam gdzie Ty żyjesz.
Ja wstałem, bo pora na moje leki, więc pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze czuwają.
Az za chwile.
pepegor
Czy można się zarazić przez internet? Jakieś tu wapory latały i mnie złapały. Mięśnie mnie już rąbią, w wątpiach coś zgrzyta i gorączka nadchodzi, tupiąc nogami. Dla mnie 37 to śmierć kliniczna.
Jeśli mnie ze dwa dni tu nie będzie, to wiedzcie, że myślę o Was ciepło pod kordełką.
Dziekuję Alicja,
W takim razie zdrowie Smarkatych!
Pepegor,
jedyny pozytek z twojej choroby, to że można Cie tu zastać o tej porze. 😉
Nisia…
wapory wyszli z mody. Weź Ty się na współczesność nastaw! Strzel se setę!
Albo co.
Jutro zaparz to:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Dobre_Rady/Imbirowa_kuracja_Heleny.html
…a ja ile razy spojrzę na, tyle razy sie *zwruszam* , patrząc na kufel od Pepegora. Stanął w zacnym towarzystwie kufla od Dorotola.
Nowy,
jak juz tak lirycznie lecimy po bandzie, to podeślę stare, ulubione moje zdjęcie z moim Młodym:
http://alicja.homelinux.com/news/Rax_hike-18.jpg
To było w Austrii, 1982, koniec września
Tośmy się rozminęli z naszymi wpisami przed chwilą.
Nowy, fajki leżą jak leżały w przedpokoju. Akurat troche mi lepiej, ale zdrowy jeszcze dawno nie jestem, Faktycznie, szkoda by było zaczynać, jak się ma już tydzień za sobą.
Fajny ten kufelek prawda? Ale objecujesz Alicjo, że stukniecie się oboje z najlepszego co macie i Jerzor będzie mógł z tego z jelonkiem i przykrywką. Pani Pauli /jak wspomniałem w liście, która żyje i ma 98 lat/, od której jest ten kufel, zaniosę jutro kawałek smażonej ryby, bo dawno już objecałem.
Alicjo,
Do nowego kufla nie nalewajcie piwa, nalejcie Guinness, nie ma nic szlachetniejszego.
Rozkreca sie tutaj!
Pojde i zrobie herbate i narzuce cos, bo zimno.
Pepegor,
może to głupie, ale jak rzucałem to cholerne palenie, to papierosy pieprznąłem w kąt pokoju, na podłogę i powiedziałem sobie – „ja sie po was nie schylę!” I tak walczyłem ze sobą. Wygrałem. To okropnie silny nałóg.
Alicjo – śliczne!!! (2:51)
Jak żałuję, że mam zepsuty scaner.
Pepegor…
kufel jak mówiłam i pokazałam, przepyszny… ale historia doczepiona to takie +++ do tego, sama bym do Pauli podskoczyła jutro i zaniosła kawałek ryby!
Jeśli ona wie, że to gdzieś tam trafiło, do mnie – to niech wie, ze to nie jakieś tam do robienia za durnostojkę – ja naprawdę to doceniam.
A jeśli nie wie i nie musi – to przynajmniej Ty wiedz, że!
Mój znajomy Niemiec powiada, ze ten napis z góry jest jakimś starym niemieckim (językiem), którego on nie za bardzo kojarzy. Niemiec jest informatykiem, i to dość młodym, więc cholera go wie, co on kojarzy.
Kojarzy z „dziwnymi południowo-niemieckimi dialektami”, ale pewien nie jest.
Mój skaner też coś się zbiesił ostatnio i działa tylko na drugim komputerze, a ja lubię na swoim dużym tutaj, nie jakieś tam maleństwa.
A przy okazji wczorajszych urodzin mojego Młodego pobiegałam oczywiście po zdjęciach… lirycznie, wiadomo!
A to jest tydzień przed wyjazdem z Austrii do Kanady, mielismy już bilety w kieszeni i udaliśmy się na ostatnia wycieczkę na Rax, to nie taka maluteńka górka, trochę trzeba było się… pogoda była niesamowita, to widać.
http://alicja.homelinux.com/news/Rax_hike(30.09.82)/images.html
.. o masz.. znowu zapomniałam o tych tam… zara wracam
Alicjo,
nie nie wie i nie musi. Ja tu mam po kątach całą masę różnych rzeczy po niej i tak po cichutku, też przed moją, wyrzucam, bo inaczej nie dam rady.
Napis u góry jest po łacinie i jest to dewiza tej korporacji studenckiej do której należal, obdarowany najwyrażniej, ojciec tej Pauli /Winde/ jak i jego sponsor, tj. starszy jakiś student. To jest ten później naniesiony zapis na dole. Główny motyw to naturalnie herb tej korporacji. Obdarowany ojciec tej pani był nb. posiadaczen browaru w Angermünde. To jest gdzieś w pół drogi między Berlinem a Szczecinem, gdzie jakaś rzeczka Anger wpada albo do jeziora, albo już do Odry.
Ufff… chyba dobrze teraz
http://alicja.homelinux.com/news/Rax_hike-30.09.82/images.html
Ooooo… dzięki, Pepegor, zapiszę to sobie osobno i pogooglam potem – mnie ciekawia takie historie, a juz zwłaszcza, jak mam cos w ręce i to jest moje 😉
Nowy,
z tymi nałogami, to jest to naturalnie zawsze straszne w skutkach. Jeśli natomiast chodzi o formę uzależnienia, to uważam się za najwyżej średnio ciężkki wypadek. Ja palę gdzieś od 40 lat, ale nigdy non stop, a ekscesywnie to tylko w wyjątkowych sytuacjach. Jak np. teraz rzuciłem, to paliłem akurat 7 miesięcy, po 20 miesięcznej przerwie niepalenia. Przyznam szczerze, że coś takiego jak głód nikotynowy jest mi zupełnie obcy. A mimo to, lubię jakoś zapalić. To samo chyba tyczy się trunków, aczkolwiek tam o takich przerwach nie może być mowy. Nie jestem chyba tym typem jak np. ci co, jak zawsze powiadam, są uzależnieni po namiętnym zjedzeniu torebki miętowych cukierków. Ale to inny temat.
Pepegor,
To zupełnie coś innego. Jestem spokojny. Nie ma tematu!!! Z czego się bardzo cieszę.
Od mojej Ani dostałem kiedys piękny kielich do wina, kupiony na gdańskim Starym Mieście, a na nim napis: BONUM VINUM LAETIFICAT COB HOMINIS, co znaczy – „dobre wino uwesela serce człowieka”. Podobno sam J. Kochanowski to tłumaczył: – „wino łagodne, dobrej myśli naczynie”.
Ten kielich schowany jest na specjalne okazje, ale wypisana na nim maksyma służy mi codziennie 😉
Tez dobra dewiza!
Teraz zycze Wam dobrej nocy,
pepegor
Dobranoc Pepegor, dobranoc Wszystkim. 🙂
cześć Nowy! Jakoś moje pieski dospały do teraz. Za oknem -5*C, czyli całkiem przyjemnie. Zima się już trochę oswoiła i my z nią też. Drogi w końcu poprzecierane i odkopane, na razie nie pada i nie zawiewa, chociaż śniegiem strasza, ale może będzie tak jak z tym dzisiejszym mrozem.
W Połczynie już nie jest ładnie, śnieg pozgarniany na wielkie pryzmy, poszarzały, wyworzą na potęgę, ulice zatarasowane.
Widziałam w sklepie, w przedsionku, ogłoszenie: „wywożenie śniegu sprzed domów i zakładów pracy”.
A u mnie, jak tylko z asfaltu skręci się w Magistralę, inny swiat. Biel na drodze wręcz niepokalana, tylko odgarniętego śniegu na poboczach coraz więcej i wyżej, i droga coraz węższa.
Wiecie, mój Tato tak dziwnie palił. Z jednej strony lubił i potrzebował palić, ale zawsze bardzo starał się ograniczać do połowy paczki dziennie. Albo palił tylko na spacerze z psem i wtedy w zaprzyjaźnionym kiosku na placu Na Rozdrożu miał rozpoczętą paczke i codziennie kupował z niej dwa-trzy papierosy.
Czasami nie palił po kilka miesięcy, raz to chyba nawet dwa lata nie palił i zapalił jak się zdenerwował z mojego powodu – Mama mi to wypomniała wtedy – mieliśmy w liceum takiego z klucza vice-dyrektora, wezwał niezwykle pilnie oboje rodziców, nie chcąć powiedzieć w jakiej sprawie, a rano mieliśmy strzelanie z kbks, więc oni byli przekonani, ze jakis poważny wypadek z bronią, a ten idiota mówi, że ja zachowałam się nieregulaminowo, bo chciałam wyjść ze szkoły wyjściem dla nauczycieli, a jak mi woźny zapronił, to wyskoczyłam z półpiętra przez barierkę.
Do tego niecierpiał zapachu dymu papierosowego, skrzętnie natychmiast wyrzucał niedopałki, a po wizycie gości starannie wietrzył mieszkanie.
Kiedyś, mojemu bratu i mnie, powiedział dlaczego przerywa palenie co jakiś czas: „wiem, co ludzie potrzafią zrobić za papierosa” – w czasie wojny był więźniem na Majdanku.
Chyba juz się nie ma po co kłaśc po kordełkę. Powolutku bedę się zbierać i ubierać.
Pepegor, akurat nie miałeś wtedy internetu, ale miesiąć temu klacz mnie przycisnęła w drzwiach boksu i zgniotła mnie nieco. Zeber mi nie złamała, ale chyba jakieś pękło, żaliłam się na blogu. Teraz właśnie mnie jeszcze boli jak kaszlę, a nawet jak tylko ziewam. Rano mi się zbiera na kaszel, ale nie palacza – nigdy nie paliłam, tylko przez wdychanie mroźnego powietrza przez otwarte usta mam podrażnione gardło. Ale jak nie rozdziawiać gęby na oścież, kiedy się pracuje?
Na świętego Grzegorza idą rzeki do morza.
Grzegorza w sobotę.
Stara Żabo,
nie pamietam już w jakich książkach czytałam, co za papierosa, w obozie jakimś. „Pięć lat kacetu” Grzesiuka mi sie kojarzy, ale pewna nie jestem i głowy nie dam teraz, jutro sprawdzę. Teraz nie mam głowy, bo piłam wino ze Szwedem, odpuściłam mu najazdy szwedzkie (ale tylko częściowo!).
5 godzin gadania ze Szwedem 🙄
No ale samotny, mamusia na wycieczce, a dobijał się już dawno… se pogadaliśmy. Nigdy nie spotkalismy sie w realu, rozmawiamy ze sobą via komputer ponad 10 lat i dochodzi do tego, że w jednym czasie mówimy to samo.
„Quite: somehow it feels like we always knew each other, a cosmic feeling”
No a jak… przecież gadamy prawie codziennie od ponad 10 lat, co w tym dziwnego 🙄
Trochę smutny ten mój Szwed, bo bardzo depresyjny, w dołki wpada, ja go zawsze wytargam, znam zarazę na tyle.
Muzyk, wiolonczelista-la-la-la, pasjonat niesamowity, szkoda, że się wyłączył z muzycznego życia.
Wlazł na komputerowe i zaczął programować 😯
Idę spać, bo to już nieprzyzwoicie po pierwszej (noc)