Kolacja we dwoje
To nie była jakaś specjalna okazja. Żadna rocznica, urodziny czy upamiętnienie jakiegoś rodzinnego wydarzenia. Po prostu zwykły wieczór. I nagle poczułem nieprzemożną chęć przygotowania wieczornego posiłku w specjalnej oprawie.
Miałem dobre ku temu warunki, bo całe popołudnie spędzałem sam. Wszystkie teksty oddane, kolejna audycja przygotowana. Lektura wspaniałej książki Józefa Hena („Dziennika na nowy wiek” – polecam wszystkim) zakończona a nowe dzieło Ludwika Stommy dopiero wysłane przez autora jeszcze gdzieś w drodze. Czyli pełny luz.
Przygotowanie stołu a właściwie stolika, to żadna trudność Dwa nakrycia, dwa kieliszki, karafka pełna czerwonego wina libańskiego z Chateau Musar ( mieszanka cabernet sauvignon z grenache), dwa świeczniki i po kłopocie. Żadnej męki także z przekąską. Miałem wspaniałe małże w sosie własnym (navajuelas chilenas) oraz meksykańską sałatkę z tuńczyka z czarną fasolą i chili. Dołożyłem do tego słodką czerwoną paprykę, jajko na twardo z pastą tuńczykową i grzanki z chleba z ziarenkami.
Zachwyt współstołowniczki chciałem wzbudzić głównym daniem. Udało mi się bowiem kupić świeże sardynki dostarczone samolotem wprost z Bretanii. To bardzo delikatne rybki i u nas w zasadzie nie do kupienia. Pierwszy raz je zobaczyłem w sklepie i nie zastanawiałem się ani chwili. Kupiłem całą resztę jaka leżała na ladzie, a było ich siedem.
Oczyszczenie z łusek to żaden kłopot. Nawet nie trzeba specjalnego narzędzia. Łuski schodzą pod strumieniem wody lekko podważane paznokciem. Patroszenie wymaga delikatności, bo łatwo całą rybkę porwać lub mocno uszkodzić. Udało mi się jednak zachować sardynki w całości. Włożyłem im do brzuchów trochę zielonej pietruszki i po parę grudek grubej morskiej soli. Polane oliwą z Sardynii (nie śmiał bym wziąć innej, aby ryb nie obrazić) odstawiłem na godzinę, by nabrały zapachu zioła.
Potem do piekarnika i w temperaturze 180 st C kwadrans. Udało się!!!
Na koniec był krem z patatów i marchewki z imbirem czyli zupa Oli, synowej naszej przyjaciółki Julity z Łomianek.
Nie wypada, by kucharz sam się chwalił. A Basia na blog nie wcina się. Dowodem na jakość dań niech więc będzie to, że Barbara zażądała identycznego menu dla najbliższych gości.
Komentarze
czy taka kolacja to bardziej dla ciala czy dla ducha?
zdzichu –
i dla ciała i dla duszy zapewnie.
Zupa Oli toćka w toćkę przypomina zupę-krem z dyni jaką czasami serwuje. Zamiast śmietany (bo to chyba jest śmietana?) dodaję kilka kropli oliwki i posypuję drobno posiekanym szczypiorkiem. Pychota!
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Witam, jakoś strasznie połamana jestem, ale pociesza mnie, że dzień słoneczny i nie wygląda, zeby odskrobane dróżki i ścieżki specjalnie zawiało (Drózki i ścieżki – to jest pojęcie z programu WKKWu, czyli Wszechstronnego Konkursu Konia Wierzchowego = Military = Tree Day Event, hi, hi, ostatnio w wersji szybkiej potrafi trwać dwa dni a nawet jeden).
Widziałam cielęce parówki po 13,50zl/kg, ale nie kupiłam. Spróbuję, one są z masarni barwickiej a tam robią dobre wędliny (już pisałam). Sprawozdam.
Wiele lat temu były jakieś takie, smaczne bardzo, w Połczynie. Kupowałam, bo dzieci lubiły, a syn zwłaszcza. Potem stopniowo się pogarszały a dzieci wyrosły.
Frankfurterki są tutaj nie jako parówki, a cieńkie kiełbaski, trochę podobne do świeżych krótkich kabanosów. Niepowalające.
echidna –
jesli mozna i nalezy zaspokoic glod ciala i tym samym jednoczesnie zaspokoic glod duszy, to jest to odkrycie fenomenalnego zjawiska 😆
z tego co pamietam, to confucius fundamenty swojej filozofii budowal na obserwacji praw natury, ktore pozniej przekladal na zwiazki duchowe
z ta oliwa do powyzszej kartoflanki tez bym sie zgodzil. natomiast do posypania wybralbym raczej swiezy, jeszcze pachnacy pokrojony na pieciomilimetrowe odcinki koper. z braku laku moze byc i kminek
Zdzichu! A widział Ty był świeży niepachnący koper?
Witajcie.
Słoneczko cesarsko świeci, termometr wskazuje – 1, absolutnie nie zanosi się na śnieg. Jak to dobrze, że Żaba dokopała się do internetu, bo mi jej brakowało bardzo.
Krystyno – no wstyd i hańba. Uwidziało mi się, że luty do połowy niemal pusty towarzysko i przeoczyłam Twoje urodziny. Biję się w piersi aż dudni – słyszysz? Wszystkiego dobrego Krysiu.
Krystyno,
w związku z przegapieniem Twoich wczorajszych Urodzin składam Ci najlepsze życzenia w pierwszym z 364 dni Twoich Nieurodzin 😀
Spokojnie i cynicznie zwalam wine na Pyrę, która dotąd była strażniczką blogowych świąt i życzę Krystynie smacznego roku i wielu nastepnych jeszcze smaczniejszych. A także kolacji, które zaspokajaja na równi potrzeby ducha i ciała!
A wiecie, ze ja mialam tylko nieprzyjemnosci z powodu takich kolacji i juz nigdy takich kolacji robic nie bede, owszem dla dziecka ale ….sytuacja byla podobna, tu robotka oddana, tam pokonczone, zrobie aby bylo przyjemnie, moi partnerzy czuli sie „osaczeni” lacznie z wlasnym bylym a byli to ludzie niby z ambicjami towarzysko itd.
Może ja mam jakąś obsesję, ale pierwsze, co bym na takiej kolacji zrobiła, to wyprostowanie tej świecy 🙄
zdzichu –
fenomenalnych zjawisk na tym świecie od groma i ciut-ciut. A kolacja, obiad czy też przekąska we dwoje przy ładnie „przystrojonym” stole wnosi do codzenności powiew świeżości, odmianę od zwykłych zajęć, odrobinę romantyzmu i niewątpliwie jest kolejnym ogniwem w stosunkach między zabieganymi partnerami. I wcale do tego nie potrzeba Konfucjusza.
E,
Krystyno –
serdecznie pourodzinowo pozdrawiam. Niech Ci się darzy!
Echidna
a ja, po raz kolejny bym sie zapytalbym: skoro wierzy sie w poczucie glodu bez jedzenia to dlaczego nie mozna wiezyc w to ze jest sie sytym tez bez jedzenia?
😆
Krystyno
wczoraj wypilem bez podkladu takich flaszek piec. wiesz o tym, ze to na zdrowia czego i tobie z calego serca zycze dzisiaj
Ciekawy zestaw dań.
Przywitać się pragnę, bo pierwszy raz w tych stronach a strony jak widzę, do baaaardzo długich spacerów. pozdrawiam serdecznie
Krystyno, wszystkiego najlepszego, jak najwięcej tak słonecznych dni jak ten dzisiejszy!
Lubię bardzo takie ubarwianie codzienności, dekorowanie stołu, choćby to miały być ładne serwetki, zwykły świecznik, czy nawet niewyszukane menu, ale podane z większym staraniem niż pośpiesznie zjadany posiłek.
Dorotol, nigdy nie mów nigdy 🙂
Bareya
Ty se lepiej popraw odsyłacz do swojej witryny, bo trudno tym naleśnikiem do nieba trafić….
Krystyno, serdeczności i Sto Lat !
Bareya …. witamy … witamy … 🙂
taka kolacja we dwoje to się udaje tylko dobrze dobranym ludziom … a Gospodarza został wybrany znakomicie przez Panią Basię … 😆
Młodsza zrobiła zakupy mięsne na następny tydzień i w lodówce wylądowały 2 polędwiczki wieprzowe, kilogram zmielonej łopatki,0,5 kg mielonej wołowiny (obydwie mielonki z kawałków wybranych w sklepie), a z poprzedniego tygodnia mamy jeszcze duże żeberko wieprzowe, podzielone na 2 porcje obiadowe. Myślę i myślę i oto co wymyśliłam : jutro, czyli w sobotę kotlety mielone, w niedzielę polędwiczka w sosie śmietanowym z koniakiem i zielonym pieprzem, w poniedziałek i wtorek – klops z grzybami na środę makaron z sosem bolońskim, a w czwartek żeberko w kapuście. W piątek wymyślanie obiadów na cd żywota.
bez „a”
Kolacyjka we dwoje. Prosta, niewyszukana. Dobra kawka, jajeczko na twardo z wydrazonym zóltkiem które idzie do pikantnego sosu. Bialko wypelnione ma sie rozumiec kawiorem a do tego ostatecznie moze byc koniak chociaz równie dobrze pasuje szampanik. Wtedy, podczas rozmowy wpadaja do glowy najlepsze pomysly.
Teraz jednak cos z zycia. Mój sasiad z drugiej strony ulicy, majac troche wolnej gotówki postanowil kilka lat temu spedzic urlop zimowy w Tailandii. Wpadla mu w oko miejscowa dziewczyna. Zimowy urlop przedluzyl sie a po kilku miesiaca jego zimowa partnerka powiedziala mu, ze jest przy nadziei. Niewiele myslac sasiad zabral pania ze soba do Austrii. Sasiad ma okolo dwu metrów wzrostu. Jego partnerka na oko oceniajac 150 centymetrów. Dziecie przyszlo na swiat bez najmniejszych klopotów. Cale obejscie zostalo gruntownie przebudowane a mala po osiagnieciu stosownego wieku zaczela chodzic do przedszkola. Mama odprowadza ja w obydwie strony na piechote. Oczywiscie odbywaja sie spotkania z innymi dziecmi i ich rodzicami. Tyle, ze córka osiagnela wzrost mamy i tak razem spaceruja sobie, robia zakupy i prowadza ojcu i dziadkom dom i ogród. Babcia jest juz mniejsza od wnuczki. Chyba wyrosnie z niej jak to sie u nas mówi zyrafa. Tylko o jakim kodzie genetycznym.
Pan Lulek
Bareya – witamy. Przepraszam za pytanie uściślające : czy Ty jesteś TEN czy chcesz wzbogacić fraucymer Gospodarz? Ponadto ciekawi mnie, czy jesteś tylko przechodniem, czy zrobić Ci miejsce przy stole?
Andrzeju – poprawilem link do strony. Jeszcze raz wszystkich pozdrawiam
Pyra niech sobie wdusi na Bareyę to sie przekona…
Witaj Bareya! Masz tu wielu miłośników i speców naleśnikowych. Bedzie o czym pogadać.
Pyro,
tu masz męski profil nowego stołownika 😉
Witaj, Bareya! 😀
Pardon
Pyro,
tu masz męski profil nowego stołownika 😉
Krystyno – spełnienia wszystkiego co najlepsze.
Wieczorem, gdy tutaj ósma wybije, wypijam Twoje zdrowie. Sto Lat!!!
Krystyno, serdeczności przesyłam i szybkiego stołu życzę 😀
Iżykom gratuluję Zosi 😀
Panie Andrzeju – witam. Z tymi miłośnikami to jakaś pomyłka. Ja „tu” pierwszy raz jestem.
Pyra:: Co znaczy TEN? Czy ten Bareja? Znaczenia to nie ma i gdybym nawet, od samego mistrza purononsensu w prostej linii się wywodził to tą flagą narodową bym nie wywijał. Przy stole miejsce chętnie zajmę ale być musi ciut większe bo sporej posturki jestem.
pozdrawiam
Bareya, wdusiłam Cię i witam posuwając się 🙂
Bareyo,
Pyrę interesuje płeć Waszmości 😉
Bareya – witaj, siadaj!
Zerknąłem na Twoją stronę – proponuję na początek karniaka, że tak późno się odezwałeś 😉
Ech, ty Bareya, ty.
Pan Piotr (zwany również Gospodarzem) miał na myśli miłośników naleśników a nie twojej osoby. Na do drugie trzeba sobie zasłużyć – choc nie jest to takie trudne.
Ale co ja tu bedę sie mądrzył jak jakiś głupi….
to drugie.
Gospodarz był tu również zwany Panem Adamem – nie jesteś więc pierwszy.
Żeby mi to było ostatni raz!
ASzyszu –
przedostatni „chiba”?
Jasne, że mi o płeć chodziło, w słusznym interesie naszego Blogowiska. Otóż ostatnio równowaga nam nieco się „nierównoważy”, a co, jak co – totalny babiniec to smutne widowisko. Profil przeczytałam ; lektury nam się częściowo pokrywają, muzyka w minimalnym zakresie, a co do smaków, to zobaczymy.
Witaj nam i nie martw się gabarytami – Pyra i Brzucho też nie po ataku anoreksji.
Dwa dni bez łącza ze światem i już tyle zaległości!
Małej Zosi wszystkiego najlepszego na tym nieznanym jej świecie!
Iżykom powodzenia!
Bareya, witaj. Już byłam na Twojej stronie, całkiem niedawno, czego to ja szukałam? Coż, wielce stara Stara Żaba jestem, czegoś szukałam, nawet chyba link wkleiłam, ale o co szło?
Krystyno, wszystkiego na, naj, naj, co sobie zamarzysz – tylko rozsądnie, bo Pan Bóg spełnia nasze życzenia, ale zawsze „z dziurką”, znaczy nie wiadomo jaką drogą.
Haneczka, jak Ty się jeszcze trochę ścieśnisz, to Cię za kijem od szczotki nie będzie widać! Brzucho niech się nieco posunie!
Idę próbować dotrzeć do miasta.
Najgorsze, że naleśniki mają wybitnie wysoki indeks glikemiczny! Buuuuuuuuu!
te selerowe propozycje z blogu Bareya mnie zaciekawiły … bo dla kobiet też są zdrowe … chyba zrobię placki selerowe … a potem wypróbuje inne przepisy …
byłam na spacerku … pięknie jest … 😀
Dzień dobry Wszystkim południową (mniej więcej) porą!
Krystyno, wszystkiego najlepszego w pierwszym dniu Twojego kolejnego roku.
Bareyo, witaj! Słusznej postury jest nas tu więcej. Wśród moich przyjaciół ostatnio szaleje dieta proteinowa, ale trochę to przerażające…
Żabo, dobrze że jesteś. Co Ci tam indeks glikemiczny, jak codziennie odkopiesz się ze swoich zasp to Ci żadne indeksy nie straszne.
Słońce jest dzisiaj bardzo apetyczne.
Wróciłam, Krystyno szczęścia i pomyślności, Bareye witam, teraz bedzie nalesnikowo i więcej.
Takie sardynki jak u Gospodarza to ja smażę w frytkownicy czy jak to zwal i zajada się je potem łapakami uprzednio pokropiwszy cytryna
Bareya –
a widział Ty swetry Alicji? To tak na marginesie swetrów Doroty.
Cześć czyli Witaj. A naleśnikowo to trafiłeś prosto w serce Pana Lulka. W smak chciałam powiedzieć.
E.
A co kropisz cytryną? Łapki czy rybki?
E. – zaciekawiona mimo późnej pory
spdziewalam sie tego pytania, wiec najpierw rybki a jak ktos chece, to cytryn jest zawsze wystarczajaco i mozna sobie natrzec rece aby ropuscic tluszcz na lapkach i wytrzec je potem w serwetke, kiedys nawet podawalam miseczki z woda do umycia lapek ale teraz to moge jedynie patelnia po lbie
ale chyba nie mnie?
tą patelnią po łbie!
Dobranoc
E.
teraz to nwet zadarza sie, iz zaleznie od narodowosci moich gosci stawiam na stol rolke papieru kuchennego albo toaletowego zamiast serwetek, jak chca miec luz blues to prosze bardzo, niech sie w ogole ciesza, ze papier dostali, drzewa trzeba przeciez oszczedzac
echidno Ciebie moge zaprosic na elegancka kolacje bez ekstremalnych wystapien
O, minęło mi spotkanie z Echidną, rzadko u nas ostatnio goszczącą. Pewnie ślicznie opalona. Tego lata to jej zazdroszczę.
Oj, Dorotolu, te sardynki Twoje to coś jak niezapomniane szprotki w Tawernie Orłowskiej! Tego nie można przestać jeść!
Pięknie Gospodarz stół urządził. Przyjątka, nawet dla jednej osoby, to fajna sprawa. Co do mnie – uwielbiam!
Dziękuję.
Cz taniec na stole w stylu Ireny Kwiatkowskiej zaliczasz do ekstremalnych wystąpień?
http://www.youtube.com/watch?v=o4c5swuRPiE&feature=related
Ja trochę podobnie robię świeże śledzie bsałtyckie (te małe) kiedy paznokciem podważyć kręgosłul w miejscu odcięcia łebka, łatwo wyjąć cały z ośćmi (ościami?) i wtedy człek trzyma dwa fileciki trzymające się na wspólnej skórze. Tak obrane śledzie solę i kropię cytryną, sypię mąką (lepsza do tego krupczatka, bo nie tworzy twardej skorupy) i w olej na patelni – skórka tak śmiesznie puchnie – odparza się od mięsa i śledzie gotowe. Jeszcze tylko złapać delikatnie za wszystkie płetwy i powyciągać. Jakie pyszne!
skoro kolacja we dwoje i ida Walentynki to znalazlam tutaj kolacje dla zakochanych
zupa z bazylia
240 g szalotek drobno pokroic i podsamzyc w 40 g masla, do tego dolac 80 ml Prosecco, nastepnie dodac 720 ml bulionu warzywnego i zagotowac, doadc 200 ml smietany i dyzurne, dodac drobno porwane bazylikum i juz wiecej nie gotowac
to tak sobie ale do tego ciekawe:
na jedna osobe jeden toast pszenny, ktory nalezy obsmazyc w roztrzepnym jajku i na koniec umoczywszy w serze parmezanie podsamzyc jeszcze raz
teraz ide do kuchni obejzec wlasny obiad cdn,
Znowu literówki – wybaczcie sklerotyczce
przewalilam kartofelki co sie samza na drugi bok i jestem
mialam na mysli ekstremalne wystapienia z mojej strony, nogi to ja chyba tak wysoko juz nie podniose
danie glowne dla zakochanych
filet wolowy na sposob z Botswany z selerem
marynowac przez 6 godz. 4 plastry fileta w 250 ml piwa, 125 ml oleju z oliwek, 60 ml sosu sojowego, 4 zabki czosnku, 3 cm imbiru, 2 czerwonych, posiekanych chili, 5 g sproszkowanej papryki, 10 gr kulek pieprzu i 10 rozbitych w moździerzu krodianer, po tych 6 godz. samzyc na po obu stronach po trzy minuty i owinawszy w folie aluminiowa wlozyc do pieca na 10 min. przy 150 stopniach
ale najciekawysz jest ten seler cdn. ide jesc
tosty to sie griluje by zabic gniezdzace sie w nich bakterie. O!
w innym przypadku dostaje sie, nooo, a nie wazne jaj sie to nazywa. nie jest to ani malaria ani zolta febra. da sie przezyc, tyle ze pic trzeba sporo. poki co, to technika nie wynalazla jeszcze niczego co przyspieszaloby proces odchorzania
Pyro, Słoneczko Poznańskie –
nic Cię nie ominęło. Ja po prostu pracuś taki jakiś się zrobiłam. Nie z własnej winy Panie Sędzio!
A lata nie masz co zazdrościć. To nie łagodne muśnięcia promieni słonecznych nad wodami Bałtyku. To brutalne chlastanie i smaganie ciała rozpalonymi biczami. To rozżarzone powietrze przez jakie trudno się bez wysiłku poruszać. To cisza dokoła, bo nawet ptaszkowie nie mają sił by dzioby otwierać.
Gwoli ostudzenia Twej „zazdrości” te słowa. Prawda jest taka, że słońce jest zbyt ostre. Kilka lat temu siedziałam w cieniu.Całkowitym!!! Wieczorem przemyśliwałam nad sposobem spania w szafie.
Nieskoram do podobnego wyczynu.
Echidna
Krystyno, dolaczam sie do zyczen, spoznionych wprawdzie ale samych najlepszych. Kolacji we dwoje, takich odchodzacych od rutyny, tez Ci zycze jak najwiecej.
mialo byś – „przedzierać” – przez to powietrze rozżarzone.
E.
dorotolu –
możemy se razem potańczć, bez zadzierania nóg
juz dokoncze nawet jak nie interesuje
piure z selera:
jednen korzen selera pokroić w kostke i podgotowac na wolnym ogniu z 20 min. wyjac, wycisnac i piurowac wraz 100g. tlustej smietany, 1 lyzka slodkiej smietany i sokiem cytrynowym, dodac sol i galke muszkatowa.
I na koniec owinac filety swiezymi liscmi bananowymi i udekorowac papryczkami chili tez jedzenie do lapki
Bardzo dziękuję wszystkim za miłe słowa i życzenia .Obiad urodzinowy będzie w niedzielę w restauracji włoskiej ” La Fortuna „,znanej już z relacji Stanisława i z autopsji . Smakowało mi tam bardzo ,więc zaproszenie przez męża przyjęłam z zadowoleniem .A wieczorem wybieramy się do opery na ” Halkę „.
Dziś obiad naleśnikowy – mąż lubi albo z twarogiem ,albo z galaretką porzeczkową .Dziś będą z galaretką /wykonanie moje według przepisu Gospodarza /.
Haneczko ,dziś telefonowała pani ze sklepu meblowego -w przyszłym tygodniu wszystkie meble zostaną już dostarczone .Mogę więc już układać menu na obiady i kolacje ,bo zaległości towarzyskie porobiły się duże .
Ja – jeśli można –
To chciałbym poprosić, żeby jak już na stole, to jednak z zadzieraniem….
Witaj ,Bareya przy naszym stole . 😉
NISIU , napisz coś więcej o tych szprotkach w ” Tawernie Orłowskiej „.W Orłowie bywam często ,ale w tawernie byłam tylko raz i wtedy niezbyt mi się tam spodobało ,ale może warto sprawdzić jeszcze raz . Szprotki znam tylko w postaci wędzonej ,podobno jedzone ze szkielecikiem mają bardzo dużo wapnia .
Szprotki w Orłowie smażone są jak frytki i podawane tylko z cytrynką, nieobowiązkową zresztą. Mają na sobie jakieś śladowe ciasto, ale to rzeczywiście ledwo-ledwo. Jedna szprotka = jeden chrup. Raz się na nie załapałam i pamiętam już ze dwa lata. W menu są jako przekąska, ale kiedy ich spróbowałam, zrezygnowałam z całej reszty.
Pamiętam jeszcze, ale to sprzed pół wieku, krasnopiórki czyli wzdręgi łowione przez wujka w jeziorze i od razu smażone przez ciocię na patelni. Wtedy nie interesowało mnie, czy ona je czymśiś obsypuje, czy nie. Chrupały nieziemsko, od ogonków począwszy. Małe były, coś jak te Gospodarzowe sardynki.
A na deser ogórki prosto z grządki, jeszcze trochę z piachem. Albo szło się do cioci po cukier. Tutejszy arbuz – dla mnie lepszy od oryginału.
skoro na stole to tak
http://www.youtube.com/watch?v=BaUnwmJoy4s&feature=related
ASzyszu –
to już nie te czasy gdy w Krokodylu podczas warszawskich żakowskich harcy typu Juwenalia odstawiałam solo czardasza na stoliku. Ostatnio nogami wymachiwałam na brzegu Yarry (miejscowa Wistula) gdym straciła równowagę wysiadając z Hovercraft’u. Figurę jaką wówczas wykonałam można zaliczyć do skrzyżowania salto mortale z kankanem.
Uprzedzając pytania (ewentualne). Taką maszynką
http://www.youtube.com/watch?v=lNCFTMb-v5I&feature=related
No ale czego się nie robi dla Blogowych przyjaciół …
Echidna
No – to rozumiem!
A kieckę w groszki masz?
Na zblizajace sie walentynki, i nie tylko, oto inny sposob przygotowania selera, w postaci zapiekanki. Naczynie de zapiekania potrzec zabkiem czosnku, maslem, wypelnic selerem pokrojonym na plasterki, przykryc plasterkami zoltego sera, zalac ciepla smietanka, posolic, popieprzyc. Piec niecala godzine w goracym piekarniku. Kilka minut przed koncem pieczenia, polac seler ubitym ze smietanka jajkiem, posypac tartym serem i polozyc troche masla. To musi byc tak kaloryczne, ze nie zdziwicie sie, ze przepis pochodzi z zapiskow samej pani Pompadour, ktora raczyla tym daniem krolewskiego kochanka. A ja spisuje z uroczej ksiazeczki po tytulem:
„Recettes coquines et libertines” Elizabeth Herrgott. Smacznego 😉
NA SPECJALNE ŻYCZENIE
ASZYSZA
http://www.youtube.com/watch?v=xoKbDNY0Zwg
Echidno, ależ to jest świetna maszynka!!!
Dwa lata temu zrobiłam prawie szpagat, kiedy przesiadałam się z dinghy na katamaran i któreś odpłynęło w momencie gdy jedną nogę miałam na jednej łódce, a drugą na drugiej.
Dwadzieścia kilo temu też tańczyłam na stole. Kto nigdy nie tańczył na stole, ten życia nie zna!
I za to cię – Wandeczko – lubię…
życia nie zna ten, kto nie tańczył w marynarce….
Alino,
dzięki za ten przepis na selery 🙂 Mam ich sporo w zapasie, a to by była niezła kolacyjka 😉 Muszę tylko pójść po jaja, bo właśnie zużyłam 3 ostatnie.
Upiekłam przed chwilą ciasto z porzeczkami i chaczapuri z fetą. Na dworze gęsta śnieżyca, przedtem padał deszcz, niezła chlapa na asfalcie 🙁
A może wolisz ASzyszu wersję z dobranocek dla dorosłych. Tu posiadanie kiecki w groszki nie jest konieczne
http://www.youtube.com/watch?v=UYxxgvA8rlM
Hm..
Wolę jednak z kiecką w groszki. O wiele – jak mawiał niezapomniany docent Marian K. – eleganciej.
Miło z Wami posiedzić lecz północ wybiła prawie dwie godziny temu.
Czas na strzemiennego z mojej strony. Prosit!
Dobranoc – dzisjaj też jest dzień
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
I tu się z Tobą zgadzam.
A i groszki ostatnio w modzie.
Zaś egzotyka pociąga mnie od strony flory i fauny.
E.
Duża jestem dziewczynka (od niepamiętnych czasów) ale jakoś w erotyce na sprzedaż nie zdążyłam się rozsmakować, albo siedzi we mnie niezły kawał p.Dulskiej, albo mam inne potrzeby estetyczne. Wolę jednak kiedy ruda Rita 4 minuty ściąga rękawiczkę (pisał kiedyś o tej scenie Kałużyński, że to najbardziej seksowne scena filmowa. Miał rację)
Dzień dobry Szampaństwu i Bareyi.
Podsyłam zdjęcie z zimy okolic Starej Żaby, nie jestem pewna, kiedy zrobione, musiałabym Tereskę Pomorską zapytać, ale bardzo ostatnio.
http://alicja.homelinux.com/news/Zdjecie167-1.jpg
Wylazłam z wyra, wlazłam pod prysznic, też już wylazłam, zobaczymy, co dalej. Chyba będę żyła.
Pepegor,
jak tam Twoje kasłanie? Mam nadzieję, że fajki poszły w odstawkę, przynajmniej na czas dojścia do się?
Eee tam, Salma Hayek w groszki? 😯
Aszyszu, takiś wyrafinowany? A może jeszcze w fartuszku pokojówki? 😎
Do obowiązków służbowych wzywam! Na portalu onet, w kiosku, rubryka „ciekawostki” jest reportaż „Tell Awiw od kuchni”. Sympatyczny, warto zajrzeć.
Pyro, jestem z Tobą!!!
A nie jestem pruderyjna, słowo daję, trzydzieści lat pracy w telewizji i potrafię kląć jak budowlaniec (jeśli trzeba), i wszystko już widziałam – i słowo daję, wolę Ritę z rękawiczką!
I to nie ma nic z dulszczyzną.
Ja bym takiej żmiji nie dowierzał.
Myślałam o tym, od czego dzisiaj zaczęła Dorotol; że to jej panowie zawsze czuli się osaczeni, kiedy wystepowała z ekstra kolacją. Znam ród męski (w końcu wśród panów spędziłam niemal całe życie) na tyle, żeby przesledzić tok myśli „osaczonego”:
1. cholera, co jest? Urodziny? Jakaś rocznica? Znowu o czymś zapomniałem? O Jezu, będzie trucie znowu…
Nie, okazuje się, że bez okazji :
2. Jezu, czego ona chce? To musi być coś piekielnego, jeżeli chwyta się takich sposobów
Nie wygląda jednak, żeby czegoś chciała. O to jest poważniejsze…
3. Może jest w ciąży i chce mi powiedzieć?
4. Albo zaraz odbierze mi klucze … Ten Rychu coś często dzwoni…
No i jak się ma sierota cieszyć z eleganckiej kolacji? Trzeba mu od razu powioedzieć „Kochanie, to dla Ciebie; po prostu chcę Ciebie uwieść dzisiaj. kolacja i wino to tylko wstęp” I już pan może ten pawi ogon rozwinąć, tym dowcipem błysnąć, wdzięczność niejaką poczuć, bo jakże – doceniają go!
Pyro, jak to trafnie i zgrabnie ujelas 😉
Gorzej jak facet choruje:
http://nicalbonic.blox.pl/2010/01/MESKIE-SIEROTY-czyli-FACET-CHORUJE.html
Trafnie i zgrabnie.
A potem dziwi się, ża strasznie jakoś tak kobieco na tym blogu….
Witajcie,
Gardłowa zaraza nie zna granic. Alicja odżywa, a ja padłam. Przechodzone choróbsko, reprymenda konowała, antybiotyki i zwolnienie do końca przyszłego tygodnia. Dobrze że już łykać mogę…
Z rzeczy przyjemniejszych – nagroda doszła 🙂 i zaraz będę się nią delektować.
Krystyno – wszystkiego dobrego!
Bareya – witaj na pokładzie. Miejsca ci tutaj dostatek.
Pyro jesteś jednostronna. Proszę Cię opisz scenariusz kolacji dla dwojga, którą robi mężczyzna. Np. ja. A robię to dosyć często. Nie pamiętam natomiast sytuacji odwrotnej.
Wziąłem właśnie prze chwilą udział w kolacji dla dwojga.
Były ryby smażone. Srebrzyste niemal jak te sardyńskie. Świece jednak białe. Do picia kranówa. Siedzieliśmy – jak zwykle – sobie naprzeciw.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę….
Ze strony kobiety, której mężczyzna robi to dosyć często:
(wersja brutalna)
1. OK, sztućce jak zwykle, ale mu nic nie powiem, po tylu latach mógłby zrozumieć opacznie 🙄
2. Powinnam się raz zrewanżować? Nie. Taki jest zawsze dumny, nie będę go deprymować 🙄
3. A gdzie deser?
Piotrze miły, bo ja nie tak ogólnie, tylko Dorocie tłumaczyłam jej przypadłości. W Twoim wypadku i w wypadku każdego gotującego Pana , reakcją adekwatną jest bezwarunkowy zachwyt.
ps: a kto zmywa?
No i ta krzywa świeca!
😉
Zmywarka Pyro, zmywarka. Automatyczna.
Ze strony kobiety, której mężczyzna robi to pierwszy raz
(wersja romantyczna)
1. O, jak pięknie nakryte i jak uroczyście. Pewnie mi się dziś oświadczy
2. Kochany, ręce mu się trzęsły ze wzruszenia (ta świeca) – na pewno się oświadczy
3. Muszę uważać jedząc deser, na pewno ukrył w nim pierścionek
4. Gdzie jest deser? 😯
Na dnie kieliszka!
5. Zamiast deseru znowu wino? Chce mnie upić i wykorzystać? 😯
6. Gdzie mój telefon? Zadzwonię do Rycha… 😎
mam nadzieje, ze to nie ten pierscionek
Łotrzysko zeżarło… a niech mu na zdrowie…
To są dzisiajsze zdjęcia z Żabich Błot. Nic się nie zmienia, tylko śniegu przybywa, ale i tak w innych częściach wsi, tych bardziej na północ jest go dużo więcej, więc nie mam się czym chwalić. Tam nawet ciężkie pługi się załamały, kilka wiejskich dróg jest nieprzejezdnych i teraz czekają na koparki. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, jak wyjechałam z Magistrali na asfalt – a tam czarno! wyskrobane do gołego! A w Połczynie kałuże solankowe i strumyczki poboczami płyną. Inny świat.
http://picasaweb.google.com/zabieblota/Zima05022010?feat=directlink
Piotr Adamczewski pisze:
2010-02-05 o godz. 18:36
No i ta krzywa świeca!
Szwarcajska precyzja 🙂
Gospodarzu, świeca to drobiazg niewart wzmianki. Ale co z portyerami??? Czy były dostatecznie długie? W mojej starodawnej książce (albo i gdzie indziej) napisano wyraźnie: portyery nie sięgające ziemi to ZGROZA!
U nas jest kilku portierów i twardo stoją na ziemi. Ale w recepcji. W mieszkaniu nie ma portyer tylko zazdroski.
to juz jest naprawde szczyt szczytow ze strony Starej Żaby by chwalic sie nieodsniezonymi schodami i gankiem (ostatnie zdjatko). jak se tam lape zlamiesz to tylko tu nie placz
Misiu, świecę to nemo wcześniej przyuważyła 😀
Piotrze, jakie duże, znaczy w centymetrach, są te sardynki? Bo ja dotąd znałam tylko dwa rozmiary: puszkowy portugalski i puszkowy radziecki. Puszkowy portugalski wiadomo jaki, bo w puszce na leżąco, puszkowy radziecki – największe na świecie – w puszce na stojąco, czyli filety.
krzywa swieca jest czesto krzywa jak sie patrzy z innej perspektywy,
ja sie nie wypowiadam juz na temat kolacji we dwoje, u mnie bylo, ze inne kobiety to sa intelektualistkami i stosuja fast food, wiec rzeczywiscie tak ja mowi Pyra wymienilam klucz w zamku, drugie to byla tesciowa, ktora mowila: takiej kolacji to moj maz u mnie nie dostanie, nie dostanie nawet gotowanej wieczorem, a byly to kregi rzadowe w Bonn,
na wszelki wypadek, aby nie ciagnac tematu, zajmuje sie Kowalskim i jego skladem na wegiel, dzisiaj przyjzalam sie kamienicy Kowalskiego, ma tak piekna fasade, ze chyba udam sie do urzedu budownictwa miejskiego aby sie dowiedziec czy taki Kowalski sam wydal zlecenie na pobudowanie takiej kamienicy
O zazdrostkach nie napisali, łobuzy. W rezultacie nie wiadomo, czego się trzymać!
Upiekłam chleb. W automacie. Ale pachnie jak trzeba. Niebawem go nadgryzę i zobaczę, co ma w pachnącym środku.
Ach, żeby tak mieć do niego to masełko, co ciocia (od krasnopiórek) ubijała w kierzance…
W pewnym wieku zbyt wiele się pamięta.
Ciocia piekła też chleb w piecu chlebowym. Pamiętam jego smak z tym masełkiem.
Mais ou sont les neiges d’antant?…
To były sardynki takie jakie jedliśmy w Portugalii z ulicznego grilla. Miały po 30 cm długości. Moim zdaniem były wielkie (jak na sardynki).
to sie nazywa sardele nie mylic z serdelkiem
a ja mam takie maselko jak od cioci, jest ono z dodatkiem serwatki i o dziwo oleju rzepakowego 10% i jeszcze solone, pojawilo sie od niedawna w sklepie dla akademikow i inteligentow, czyli aldi, moze juz dotarlo na druga strone Odry Nisiu
Doroto,
jest akurat odwrotnie. Sardele są mniejsze od sardynek i to z nich się robi anchovis albo anchois. A wszystkie są z rodziny śledziowatych 😉
Żadna z moich cioć ani babć nie dodawała do masła oleju rzepakowego ani serwatki 😯 Nawet resztki maślanki były starannie wypłukiwane.
Malutki zal do Krystyny. Powinna zameldowac otwartym tekstem. Chlopaki, dziewczyny, dzis sa moje urodziny. Echidna znowu poderwala fuche jako korektorka.
Na dzisiaj natomiast pozwalam sobie zameldoeac
Może to sie i nazywa masło, ale nie ma prawa. Do masła nie może być nic dodane.
Znalazłam w lodówce kostkę, na oko wyglądającą (znaczy opakowanie) jak normalne masło. Ukroiłam kawałek, jakieś podejrzanie kruche. Oglądam uważniej opakowanie a tam stoi: „Masło o zawartości 3/4 tłuszczu”. Jeżeli masło śmietankowe ma 72% tłuszczu, to 3/4 z tego to będzie 54%. Doczytałam się też, że zawiera lecytynę sojową i inne emulgatory, czyli reszta to woda.
Dalej nic juz nie melduje tylko zwykle
Toastuje
Pan Lulek
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Zoś, Krystyn i wszystkich innych!
Zdążyłam na toast – dzisiaj chyba zdrowie Krystyny? Smakowitego życia, Krystyno! 🙂
Słuchajcie, nie jest Wam wszystko jedno jak się te śledziki nazywają? Ja i tak ze wszystkich mini – sardynek najbardziej lubię szprotki parowane w oleju
hi czyli sie pomylilam w tym co jem ale obojetnie czy sardynki czy sardelki smaczne sa,
Nemo wiem, ze nie dodawaly ale to maslo polecam, albo jest samkowo podrobione albo nie wiem co, jest pyszne nawet lepsze od tego irlandzkiego solonego
No, dobrze, a skąd się biorą te małe sardynki w puszkach?
Zabo pies je drapal (te sardynki) a to maslo to Ci przywioze i zobaczysz, ze smakuje
Muszę coś napisać, bo przypadł mi kod fffa, coś takiego nie ma prawa przepadać.
Młodsza była u fryzjera i ścięła swoje długie włosy „do szczęki”, wczoraj zaś u kosmetyczki pozbyła się połowy szerokości brwi. Dobrze, że już jutro ta studniówka, bo nie wiadomo ile i jakiego owłosienia pozbyłaby się ostatecznie.
ja natomiast wyjelam moje wlosy zastepcze po 9 miesiacach z piwnicy i na razie je wietrze na balkonie…
Żabo,
do puszek idą mniejsze sardynki, a na patelnę te większe, ponad 20 cm. Serio. Sardynki nie przekraczają 30 cm długości. Sardele (europejskie) rzadko są większe niż 16 cm.
Zakupiłam dzisiaj, w ramach testowania, kiełbaski o nazwie frankfurterki. Rozmiarowo są podobne do parówek, ale nadziane sa surowym mięsem z małą ilością tłuszczu. Czyli nie tak, jak zapamiętałam, że kabanosopodobne a polskokiełbasianopodobne.
Przy okazji sobie przypomniałam, jak jeden rzeźnik, który robił u nas przepyszne kiełbasy baranie, wspomnał czasy kiedy miał własną masarnię i robił właśnie frankfurterki na specjalne zamówienia. Z jego opisu to rzeczywiście były kiełbaski a nie parówki.
Zabo w niektorych regionach Polskie sprzedaje sie takie male kiebaski o nazwie franfurterki
Nemo, znaczy one tak jak śledzie? Moga być małe i duże? A te małe to jest inny gatunek, czy niewyrośniete duże?
Też mi śmiesznie wyszło 1e1e, więc piszę…
Chlebek bardzo dobry się okazał, orkiszowy, ale nie z tego orkiszu, który kupiłam w realu, tylko z mieszanki pana Bogutyna. Pan Bogutyn ma bodajże w Radzyniu Podlaskim młyn i sklep internetowy i między innymi sprzedaje różne mieszanki chlebowe. Kupiłam internetowo piętnaście półkilogramowych torebek, każda inna i zaczynam eksperymentować. Dziś był orkiszowy austriacki. Muszę zapisać, że dobry i jadę dalej.
Do chlebka masło ze sklepka i sikająca szynka.
Pyro, miałaś coś napisać do naszej Eli redaktorki. Pytała o Ciebie.
Ja w charakterze kolacji zjadłam resztkę wczorajszej zupy gulaszowej. Wczoraj była bardzo dobra, a teraz ta resztka była wręcz znakomita. Zrobiła się jakaś zawiesista (rozsypały się warzywa w niej) pikatna, bo ostra papryczka cały czas tam fluidy zostawiała, nawet mięso nabrało innego smaku. To coś takiego, jak z bigosem – co odgrzanie, to lepsze; a zupa wczoraj była gotowana wcześnie, potem odgrzana do obiadu; Anka kazała sobie zostawić na dzisiaj, więc odgrzewała i teraz ja, kiedy stwierdziłam, że zostało tak na 3/4 zawartości talerza – łącznie 4 odgrzewania. Warto było.
Żabo,
właśnie takie niewyrośnięte, te sardynki w puszkach.
Ja dopiero wczoraj rozmawiałam z autorem (wtedy dowiedziałam się o Zosi malutkiej) i wczoraj wysłałam mu tę recenzję i opinię Haneczki. Teraz skrobnę jutro do p.ET.
Wiecie o czym pomyślałam? Nie możecie wiedzieć jakie to „mądre” uogólnienia do głowy Pyrze przychodzą. W skrócie, to tak : mieliśmy na blogu dwóch Wojtków. Obydwaj pracowali teraz albo poprzednio w administracji samorządowej. Socjolog i filozof. Ciekawe osobowości, niegłupie chłopaki i pasujące do tych biurek z „papiórami”, jak wół do karety (a raczej arab do pługa albo i sochy) Ten socjolog na dodatek dopadnięty przez kryzys wieku średniego i ogólnointeligenckie rozchwianie.
Obydwaj nieźle pisali i to pisanie to był lek na gminną czy powiatową codzienność. Jeden napisał książkę; typową książkę drogi, która nawet zyskała pochlebne recenzje w wydawnictwie. Miał nadzieję na wydanie, ale przyszedł kryzys i wydawca nie chciał ryzykować wydania historii jakich wiele i to pozycji debiutanckiej. Jak się to skończyło, wszyscy wiemy. Drugi dopiero teraz pomyślał o większej formie i plan miał taki : napisze „brakujące” rozdziały niektórych arcydzieł ( w tym Kanta, Tomasza z Akwinu, Manna i jeszcze kilku. Zawsze o jedzeniu w i stylistyce orginału. Ten Bułhakow, to próbka.
I tak właśnie dumam przy ilu biurkach w Polsce gminnej siedzą literaci?
Zupa gulaszowa odgrzewana lepsza, niż „dzisiejsza”, tak twierdził Tadeusz Olszański i ja się zgadzam, od lat robie zupę gulaszową według Jego przepisu, i zawsze gar mniej więcej 5 litrów (bywało więcej). W lodówce może stać ze 3 dni jak nie więcej, u mnie żeby nie wiem, ile było, do trzeciego tylko dostoi. I zeżarte 🙄
Kod: dbbb też niezły.
A że znowu o kiełbasie i tych różnych konotacjach geograficznych w ich nazwie, to wrócę jednak do mojej wczorajszej krakowskiej. Też bywałem tu i tam i nadziwić się nie mogłem, jak szeroką paletę produktów musiała ta nazwa pokryć. W różnych krajach widziałem krakowskie pod różnymi postaciami i dlatego zacytowałem kogoś z radia przed wielu laty. A chodziło w audycji o formy promocji Krakowa, i ten marzył o tym, aby kasować na całym świecie taksę, za nadużywanie tego przymiotnika.
Co do parówek: Słyszał ktoś o oplerkach? Też coś podobnego do parówki, aczkolwiek w jelicie normalnej grubości. Dla mnie frankfurterki były zawsze z grubo siekanego, surowego, suszonego, albo wędzonego mięsa w cieńkim, owczym lub kozim jelicie. W domu dodawano owcze lub kozie mięso i wychodziły też bardzo dobrze.
Krystyno, bardzo niestety już spóźnione, ale tym serdeczniejsze życzenia urodzinowe! Musze doczytac.
pepegor
kupiłam sobie śledzie … jutro będą smażone … plany selerowe odłożone na niedzielę …
ja wolę zwykły gulasz i do tego kartofelki z koperkiem …
W kwestii sardynek i sardelli niezawodna Nemo wszystko już wyjaśniła. Podzielam.
Krystyno,wszystkiego naj,naj,naj!!!
Przepraszam, nie dość, że późno odczytałam , to jeszcze na dodatek komp się zawiesił .
Esko – kiedy ogląda się zdjęcia Żaby, to człek podziwia, że w ogóle macie siły pisać, dziewczyny
Alicjo,
dziekuje za pamięć. Fajki? Leżą sobie od niedzieli w przedpokoju i powiem tylko że, jeżeli to przeżyję, to będzie z tego chróbska przynajmniej ten pożytek, że na pewno wyzbędę tej przypadłości.
Napompowałem się prochami i spróbuję troche dospać.
Jak mnie kaszel zbudzi to zakukam kto jeszcze nie śpi.
Na razie dobrej nocy,
pepegor
pepegor –
szybkiego powrotu do normalności życzę. Paski to pomysł nie taki zły i wygodny, ale czy nie za wąskie do podtrzymania żeber?
Na tej olbrzymiej wyspie co to okazała się być kontynentem (co pani powiesz, od „zawojny” tu żyję i nie „wiedziałm” że kontynent) frankfrunterki to cienkie i krótkie kiełbaski wypełnione mięsem – chyba siekanym.
Jest też dziwny wyrób zwany kiełbasą polską. O przekroju około 5 cm, robione w zwoje sprężynki i podejrzanie różowym kolorku. Oprócz nazwy nic wspólnego z wyrobami polskimi nie ma. Wyjątkowe paskudztwo. A amatorów ma. Co kto lubi ,,,
Słońce na bezchmurnym niebie zapowiada ładny dzionek. Idę podłubać w goródku – teraz chłodek, później mo0e być ciutkę za gorąco.
Życzę Wam udanego weekend’u
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Pepegor, ja się pewnie będę pojawiała co jakiś czas – od psiego spaceru do psiego spaceru. Wczoraj byłam tak padnięta, że nawet telefonu nie słyszałam.
Cała jestem w rozterkach: czy do poniedziałku nas zawieje, czy nie? Rzecz w tym, że odśnieżanie zaczyna szwankować, znaczy ja się środę wieczorem „załapałam na pług” ale to chyba była jedyna droga we wsiach (moja wieś i sasiednia trójwieś, w sumie cztery) i nie wiem jak to będzie dalej.
W poniedziałek dzień owsiany.
Podobno był przetarg na odśnieżanie i facet, który go wygrał nie przewidział takiego śniegu. Jego pług w ogóle nie daje rady. A ten, który daje sobie lepiej radę (bo też nie wszędzie) nie ma umowy z gminą, tz ma, ale na mniejszy pług. Podobno ten, co wygrał przetarg i nie odśnieża to jeszcze się obraził. Znaczy, nie wiem ile w tym prawdy, ale boję się zostać zasypana.
Pyro, z ambitnymi książkami naprawdę dobrze będzie uderzyć do pana Janka Koźbiela (wydawnictwo JanKa). On takie lubi – inna rzecz, czy będzie go stać na wydanie, bo jego wydawnictwo jest małe i nowe, a pewnie ma mu zapewnić przeżycie. Z całym szacunkiem dla książek niszowych – a zabawa w dopisywanie wielkim pisarzom i filozofom będzie niszowa – niełatwo je sprzedać i na nich zarobić. My z Elą, naturalnie, życzymy szczęścia.
Dziękuję Nisiu. To ja za wszystkich zapoznanych ludzi pióra jeszcze sobie naleję i wzniosę i wypiję. Za tych znanych też, a nawet za potencjalnych. Mam czym na szczęście.
Nie wyślę Wam Sikorowskiego, bo nie umiem, ale „za przyjaciół, których jeszcze kilku mi zostało!”
Podaj tytuł, Pyro, moze znajdę.
Za!
Tymczasem dla śmiechu… 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Przepis na zycie(Marek Kulikowski).html
Ja chyba tego wszystkiego nigdy nie poprawię, ale z czasem…
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Przepis_na_zycie(Marek_Kulikowski).html
Teraz okazuje się, że slack nie przyjmuje nawiasów. Niech go cholera… Zaraz poprawię, ale dla wytrwałych – wpisać adres i zamiast nawiasów wstawić kropki
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Przepis_na_zycie.Marek_Kulikowski.html
Nowa wersja 🙄
Działa … uff!
Hej, Alicjo! Widzę, że odżywasz. Psy śpią (może w koncu nauczą się spać w nocy?), ale dryer skończył suszyć i podzwaniał. Wczoraj mnie telefon nad głową nie zbudził, a dzisiaj taki cichy brzęczyk w łazience spać nie daje. Na dworze wyje i zawodzi, ma tak do rana. Zawieje czy nie zawieje?
Pepegor chyba zasnął, to dobrze.
A Nowy się jeszcze nie pokazał 🙂
Ja idę pospać…
Na ra! Jak mówią małolaty
No to zawsze jeszcze ja zostaję!
Śpijcie słodko.
Odzywam się, bo jednak po toaście lepiej na ciele.
Tereska Pomorska podesłała zdjęcia, także samo kumpel z Łobza, no faktycznie, cały śnieg przynależny na Olimpiadę Zimową zabrało na Pomorze Zachodnie, gdzie on niepotrzebny wcale, tylko na naszym kanadyjskim zachodzie, za chwile olimpiada, a śniegu…. mikruteńko 🙁
A zawsze gdzie jak gdzie, ale śnieg tam był zawsze na mur (dlatego olimpiada…). Przeniósł się na Pomorze Zachodnie ten śnieg, głupek 🙄
Proponuję przenieść olimpiadę koło Żaby, to ją przynajmniej odśnieżą.
😆
Nisiu,
propozycja wspaniała, tylko … znasz tereny, pagóry plaskate bardzo, to co z tymi slalomowcami i skoczkami i innymi, co gór potrzebują ? 🙄
Onym zachciewa się gór wysokich, wyobraż sobie, i tras zjazdowych ho-ho, i jeszcze czego 😯
Fanaberie 🙄
Pyro,
Pewnie już dawno śpisz, ale chodziło Ci o to
http://www.youtube.com/watch?v=-3aHpiuizrs
Ja to też bardzo lubię.
U mnie dochodzi ósma, wiem, że wszyscy śpią albo chorują.
Krystyno – 100 LAT!!!,
Pepegor – żebyś fajki zostawił w przedpokoju na zawsze (paliłem prawie 30 lat, rzuciłem w 1999 roku)
Alicja – zdrowiej szybko!
Cabernet dzisiaj.
Dobry wieczór Nowy!
I Ciebie w końcu zagnało do domu. No to bierz się za kolacje się i otwieraj brewiarz na stronie 1. Ja tymczasem zejdę do kuchni i zaparzę siobie jakąś odlotową herbatkę ziołową.
Pepegor,
Skoro możesz juz pić ziółka, to może wkrótce też jakieś wzmocnione Ci zalecą.
Jak Twoje żebra?
Nowy,
tego nie znałam w ogóle. Nie tak łatwo jest utrzymać kontakt z muzyką (literaturą) krajową, kiedy się człowiek przenosi na inny kontynent, kupuje się i dostaje rzeczy, któ?re akurat są dostępne, albo o których przyjaciel pomyślał, że w sam raz dla ciebie, i wysłał.
W czasach internetu i youtube to bardzo proste, 30 lat temu to nie było takie proste. A teraz jeszcze prostsze, bo kiedy jadę do Polski, a ostatnio co roku, jestem już zorientowana, co jest, co chciałabym mieć, co warto.
youtube jest świetne do „sprawdzania” muzyki, posłucha się to i tamto, coś nieznanego i wiadomo, że TO tak trafiło, że kupi się dysk, bo będzie się do tej muzyki wracało.
Książek na internecie nigdy chyba się nie nauczę czytać, wystarczy, że przeglądam wiadomości.
…w perspektywie Rejs… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=DyIw0gcgfik&feature=related
Tamto było z tamtych czasów, ale to… to jest (według mnie) o wiele lepsze 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Bpbuqh12oj4&feature=related
Żebra dziękuję, mają się jakoś, ale te oskrzela coraz bardziej wrażliwe i drapią. Już im kodeina nie straszna. A wtedy katastrofa.
Na razie wzmocnię tylko miodem ale fakt, że też już myślałem, że może dobrze sobie na wszystko pożądnie kropnąć. Proponuję więc wznieść za zdrowych i na to, żeby ci niedomagający mogli jak najszybciej dołączyć.
Jak zdrowie będzie, to i grzechy będą!
Alicjo,
Ja miałem kilkuletnią przerwę w mojej emigracji, stąd moje tak ścisłe więzi z Krajem. Polskę odwiedzam równie często, chociaż w ostanim roku tylko raz (bywało 2 lub 3 razy).
Książek w internecie też nie czytam, ale prasę – cały czas. Dzięki temu mamy codzienne wieści, nawet nie ma co porównywać z tym, co było przed laty.
Pepegor,
Z największą ochotą – za zdrowych i chorych, za wszystkich, żeby zdrowi byli i grzeszyli 😉
Komu się chce słuchać, dyskoteka, jak zwykle…
„Where the ocean meets the sky,
I’ll be sailing”
http://www.youtube.com/watch?v=tJBK5tC1mlk&feature=related
Tez wolle czytac trzymajac cos w rece. Dlatego Polityke kupuje na bierzaco. Fakt jest jednak, ze wielu rzeczy publikowanych bym nie zauwazyl, gdyby nie internet.
Piesa mnie zbudziła, ale okazało się, ze chce pić. Ilość wypijanej przez te psy wody wprawia mnie w zdumienie. Na wszelki wypadek drugą wyrzuciłam na dwór, ale już jest z powrotem. ja też z powrotem spać.
Dla mnie internet to jedyne źródło. Niby można tu kupić polską prasę, ale trzeba jechać na Greenpoint, czyli ponad dwie godziny w jedną stronę. Tam jest prawie wszystko.
Pepegor, jak siedzisz w ciepłym domku i łykasz lekarstwa to zapalenie oskrzeli musi Ci w końcu przejść.
Przy wszystkich sprawach gardlano-płucnych a takoż innych chorobach z gorączką, jest bardzo ważne, żeby je wygrzać i nie zmieniać temperatury, czyli leżeć w łóżku a nie łazić po domu, o wychodzeniu na zewnątrz juz nawet nie wspominam
Zapadam się poczytać.
Dobranoc, do jutra. 🙂
Nowy,
no właśnie… teraz mamy wszystko (prawie) na klapnięcie w klawiaturę w sensie wieści i kontaktów, wtedy nie.
Ale z drugiej strony było, jak było, człowiek sobie radził jak mógł i uważam, że tamte doświadczenia to zawsze jakaś „odznaka” w zdobywaniu sprawności życiowych. Trochę ich się nazbierało, niektóre pordzewiały, niektóre się pogubiły, ale w pamięci są, o wielu się nie pamięta, ale jak trzeba, to natychmiast wiadomo, co robić.
http://www.youtube.com/watch?v=X0NYKWLMgx0
🙂
Alicjo,
Jeszcze na chwilę wróciłem przeczytawszy Twój wpis. Wielu lat i prób potrzebowałem, żeby się przekonać, że ja się nie nadaję do przeflancowania. Jedni sie nadaja, inni nie. Ja w tej drugiej grupie.
Posłuchaj tego, jeśli zechcesz.
http://www.youtube.com/watch?v=0PZxFpRxz9U&feature=related
Pepegorze, może Ci być pomocny syrop Drosetux, homeopatyczny, obrzydliwie słodki, ale dość skuteczny. Gdyby Ci się jeszcze udało dostać równie homeopatyczne kropelki Ipeca Compose (znikły z aptek, ale może nie ze wszystkich), to trzeba je wlać do syropu. Miewałam kłopoty z oskrzelami jako astmatyczka z dużym stażem. To jest niezła mikstura wykrztuśna i łagodzi kaszel.
Zdrówka.
Dobranoc.
Nowy,
to są bardzo indywidualne sprawy. Tak się zdarzyło, że ja wyjeżdżając, zawsze utrzymywałam kontakt z rodziną,przyjaciółmi i znajomymi, to była moja „podpórka”. Piszę „ja”, ale to dotyczy nas, Jerzora i mnie. Pisałam nieprzytomne ilości listów, bo taką miałam potrzebę, tak mi zostało – teraz mamy maile. skajpy i telefony tanie.
Banalna sprawa… w Polsce zatrzymało by nas jedno – mieszkanie, na które składaliśmy pieniądze od ’74 roku, książeczka studencka, premie i tak dalej. W 1980 usłyszeliśmy, że jeszcze z 10 lat, jak dobrze pójdzie. A tu za chwilę urodził się Maciek (w sobotę trzydziestka, ja protestuję, to było przedwczoraj, łże kalendarz!!!) i co robić, ile można włóczyć się po tzw. stancjach, a Jerzor po wierceniach za nie wiadomo czym po całej Polsce?
Moje odczucie jest takie – wyjeżdżałam nie wiedząc, co mnie czeka, dwie (dosłownie) walizki i półtoraroczny Maciek pod pachą.
W pewnym sensie była to przygoda, ahoj, w innym – trzeba sobie będzie radzić, a nie byłam sama, damy radę, jakżeby, świat należy do odważnych!
Inna rzecz, że wyjeżdżając w ’81 roku (na własne zyczenie, nikt nas nie wyganiał, jak napisałam wyżej – ot, mieszkania brak…) nie wiedzieliśmy, kiedy będziemy mogli bez problemów przyjechać, odwiedzić, co i kiedy się zmieni i tak dalej… dla mnie to był największy stres.
Zaczęły się ciekawe rzeczy, życie w Austrii, różne doświadczenia, potem Kanada, od razu wylądowaliśmy tu i jakoś tak wsiąkliśmy…
i z tym przeflancowywaniem, Nowy, Ty wiesz… od wielu lat, a idzie nam tu już na 28 w tym roku w Kingston, myślę sobie, że jest mi dobrze – bo zawsze mogę pojechać do Polski i jeżdżę co roku ostatnio, jeżdżę ile mogę, mam kontakt z przyjaciółmi sprzed lat, i to jest blisko teraz. Bo gdyby coś, to jutro wsiadam w samolot, i lecę, ale takiej potrzeby to ja nie chcę, to jest potrzeba ostateczna.
Wrosłam w to Kingston nawet nie wiedząc, kiedy, i wracam tutaj „do domu”.
Moim pierwszym domem były Bartniki, 18 lat. Tutaj – 28 lat. A niewobrażalne, wspaniałe jest to, że zawsze mogę odwiedzić Bartniki – no dobra, nie co chwila, nie muszę i nie mam potrzeby, ale zawsze odwiedzam. Nie mogłabym nie być tam. Rzeka (Nysa ) płynęła obok, u mnie były stawy, tuż pod nosem.
http://www.youtube.com/watch?v=5GZLDvQC08I
No i co tu dodać… to jest ogród, Mama z nami smarkatymi, a po prawej za murem (nie widać tutaj) były stawy.
Dmuchawce, latawce, wiatr … 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Bartniki1965-ogrod.jpg
Zapowiedziałam sobie, że przed północą do wyrka.
Dobranoc!
Ktoś z drugiej strony przejmuje wartę, czy nie?
Alicjo,
Dzięki. Może jutro doczytasz.
Oczywiście droga każdego z nas jest inna. Pisząc o przeflancowaniu nie miałem na myśli, że jestem kompletnie nieszczęśliwy lub narzekam na los. Nic z tych rzeczy. Sam wybrałem.
Mnie całe życie coś gdzieś gna, tak jak Cichal ma wiatr w żagle, tak ja mam w plecy. Gdy tylko nadarzyła się okazja w 1985, ja musiałem przeżyć Amerykę. Przyjechałem tu nie mając praktycznie nikogo i przemycone tylko 360 dolców. Nic więcej. To dopiero była niewiadoma! Jakoś poszło, powoli, ale do przodu. Nawet były momenty, że mi się bardzo dobrze wiodło, ale to zostało nagle przerwane i musiałem wrócić do Polski. Po kilku latach znowu tutaj, jakby mi ktoś ogień podkładał tam, gdzie nie trzeba. Finanse to jedno, a jakaś siła niewidzialna, to drugie.
Przygoda? Chyba jednak coś w tym jest. Gdy trafiły mi się ciężarówki – ja znowu musiałem! Ja tego przepuścić nie mogłem! Trzy lata – od Wirginii po Main, każdego dnia gdzie indziej! Truck Stopy – byle jak, byle gdzie …. Przygoda!
A z drugiej strony nigdy, naprawdę nigdy, nie wyzbędę się tego, że pierwszym wierszem jaki mnie Matka nauczyła było „Kto ty jesteś…”, a gdy Królak wygrywał kolejny etap Wyścigu i grali hymn, nam nie wolno było leżeć, siedzieć tak, ale leżeć – nigdy. Matka od razu ustawiała do pionu. Te doświadczenia z pewnością nie pozwalają na „przeflancowanie” z korzeniami. Właśnie do tego ja się nie nadaję.
Oczywiście są jeszcze inne, bardzo rodzinne sprawy, które mnie tutaj trzymają, ale o których teraz nie chcę pisać.
Okropnie dzisiaj przynudzam, już idę spać, dłużej nie będę.
Teraz naprawdę DOBRANOC.
Dobranoc Nowy … 🙂
Dzień dobry … 🙂
Dobranoc tym za kałużą.
O masz…
a ja jeszcze przy stole, chociaż godzine temu miałam juz pod kordełkę…
Nowy,
bo jako rzekłam, indywidualne sprawy. Wcale nie przynudzanie, tylko inne doświadczenia… bo ja wiem, ciekawe dla innych? Dla mnie być Polakiem określić, co – bo ja po prostu jestem, mimo, że prawie 30 lat mieszkam w Kanadzie.
Ojczyzna polszczyzna (tam przezyłam 28 lat), a poza tym cały świat jest mój, do jakiegokolwiek portu zechce mi się zawinąć, a od kiedy tamte porty otwarte, świat otwarty. Może to zabrzmi patetycznie, ale tak jest.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz po 7 latach przyjechałam do Polski (88 rok, to był maj, pachniała wiosną mięta), byłam tak głodna tych znajomych krajobrazów, że musiałam wozic ze sobą ze sobą te tam do smarkania… i ocierania łez…
Nie śmiejcie się, tak było w duszy mojej i tak zresztą czasem jestem, jak bywam tam, gdzie mnie dawno nie było..
Za chwilę było inaczej i Smarkaty (ten jutro trzydziestoletni) co rok latał do Dziadków sam na wakacje i ma w sobie ten kawał Ojczyzny.
A polszczyznę na pewno, po akcencie nikt by nie poznał, że jakis zza oceanu.
Ojej, zebrało się nam emigrancko 🙄
Ktoś tam gasi czy zaświeca?
Dobranoc za kałużą, dzień dobry rannym ptaszkom! 😀
Biję się z myślami: pojechać – nie pojechać, zawiało – nie zawiało? Wygląda, że nie zawiało (przynajmniej z okna taki widok), nie jadę!
Słońce wstaje, -7*C. Może będzie słonecznie?
Witaj, Żabo i kto tam może już nie śpi – albo jeszcze. Mnie się dzisiaj wcale nie udało zasnąć i chyba zaraz zacznę dzień.
U nas jest piękne słońce i różowe chmurki na niebieskim niebie.
Żabo – na razie niebo jakieś rozmazane; wczoraj słońce też wyszło ok 9.00. Muszę się ubrać, bo mi nogi zziębły. Siedzenie rano w koszuli to jeden z nielicznych przywilejów emerytalnych. Tyle lat człek ledwie przetarł oczy wskakiwał w ubranie z zaspania nie mogąc trafić nogą w rajstopy, biegiem załatwiał śniadania dla domowników, ubieranie drobiazgu i marszobieg z nimi do tramwaju i marzył o tym, żeby nie musieć. Bo i nie muszę – wstaję wcześnie i snuję się po chałupie w dezabilu. Inna rzecz, że żadne męskie oko w tym stanie mnie nie ogląda, bo to by było jednak dosyć upokarzające.
ja to zawsze zakładam skarpetki jak wstaję z łóżka a też lubię sobie połazić rano w piżamie i podomce … 🙂 … nawet jak męskie oko patrzy … 😆
pogoda za oknem jakaś byle jaka … pójdę tylko do mojego sklepu i siedzę w domu i robótki na drutach przy jakimś filmie … zrobię dzisiaj zupę jarzynową z kapustą … i placki ziemniaczane …
No i przyodziałam grzeszne cielsko, teraz zrobię sobie drugą kawę i jakąś kanapkę śniadaniową (nie jestem głodna o tej porze; to tylko z rozsądku). Na obiad kotlety mielone, ziemniaki, surówka z pekińskiej z pomarańczą, kompot wiśniowy. Taki obiad jest szybki w wykonaniu i doskonale nadaje się na sobotę (podobnie jak eintopfy, ale Ania nie chce teraz jeść zup typu grochówka czy kapuśniak, a ja lubię, muszę wynegocjować)
Tak wcześnie z własnej woli wstaję tylko jak mam pociąg albo samolot, albo robotę (w sensie, że ktoś czeka i z nogi na nogę przestępuje). Z tego szoku nawet głowę umyłam.
A fasolka mi się moczy, nie zapomniałam nastawić wczoraj, zrobię po bretońsku i pęknę.
Zupka mleczna – oto właściwe śniadanie na tę kolonijną porę.
Dla mnie kolonie to zawsze były kolonie karne. Z okropnie posłodzoną zupą mleczną z kożuchami i rozmiękniętym makaronem. A teraz mleczko posolę, kożuchy odsunę i dosypię płatków owsianych.
Smacznego, ranne ptaszki.
Nisiu – jak mawia Alicja cytując „Rejs” – nie takie my ze szwagrem… gdyby fasolka po bretońsku miała taką moc, to popatrz ile zaoszędziłaby Al Kaida
Tej, Pyrasku… na mnie szkoda byłoby semtexu, fasolka wystarczy!Jo żech jest blank delikatno, jakby powiedzieli moi śląscy przyjaciele (uwielbiam język śląski, poznański zresztą też).
Jo żech jest blank gupio – brzmiało zdanko w oryginale, ale nie wiem, skąd je mam. Musicie przyznać, że piękne.
Pyro, proszę, powiedz coś po pyrlandzku… na dobry dzień.
Ta Dorotka, ta malusia…
Dzisiaj Doroty – mamy dwie blogowe i trzecią, rodzinną.
Dorotol, Dorota z Sąsiedztwa i nie wiem, czy jeszcze jakaś gdzieś się nie chowa. Tak czy owak jest okazja toastowa, będzie czas na zyczenia, przyśpiewki, czastuszki, a może nawet żurawiejki?
Dziwcze, tak wczas to jo jakoś nie cyrno. Luft czysty dzisiaj i słychać, jak bimba jeżdzi, a moja dzieucha idzie dzisiaj na migane.
słowniczek :
wczas – wcześnie,
nie cyrno – przymulona, niezbyt bystra,
bimba – tramwaj
migane – zabawa, tańce
luft – powietrze
Zupe mleczna musialam jesc rano przed wyjsciem do szkoly (mama nie znosila sprzeciwu a mnie sie nie chcialo jesc!) wiec teraz na sniadanie wszystko inne, tylko nie mleczna zupa.
Mnie dla odmiany zasypalo swiezym pucholcem. Kilkanascie centymetrów. Na cale szczescie niema wiatru. Sobota to i ruch na drogach niewielki. Da sie rade, ma sie rower. Stoi w rowerowni i nikt sie do niego nie przyznaje. Sasiad tylko jak sie bawi swoimi to pompuje opony tego bezpanskiego. Ot czyn spolecznie uzyteczny.
Dnia pieknego zimowego zyczy.
Pan Lulek
Pyro – dzięki! 😆
Trzeba by jeszcze usłyszeć ten poznański śpiew!
Tylko nie wiem, na co idzie Twoja dzieucha…
Żurawiejka, rraz!
Hej, chłopaki i dziewczyny,
dziś Dorotek imieniny!
Lance do boju, szable w dłoń,
za Dorotką goń, goń, goń!
Najlepszego!
Pyro, dzięki dubeltowe. Wreszcie wiem, o czym śpiewał polonijny zespół z Wilna, który kręciłam kiedyś w Hanowerze: Hej nasi jadą, ciebie nie widać, a jak zajadą, będą się MIGAĆ.
Piętnaście lat mnie to męczyło!
jak Doroty to:
Każda Dorota ma swoje kłopota,
U Dosi nic nie uprosi,
Święta Dorotka wypuszcza skowronka za wrotka,
itd. … itp. …
a ta świeczka na stole Gospodarza nie dość, że krzywo stoi to jeszcze mi się wydaje, że świeczniki są za duże do takiego małego stołu … się czepiam … 😆
byłam na dworze … wróciłam migiem … 🙂
Nisiu, większość współczesnych Poznaniaków teŻ by niczego nie zrozumiała. Na robotniczych przedmieściach mówi się okropnym slangiem, który ma mało wspólnego z dawną gwarą. Zresztą to zdanie, które wymyśliłam dla Ciebie, też było w gwarze miejskiej (podmiejskiej) nie w gwarze wielkopolskiej. Ten piękny i bardzo stary jężyk można jeszcze usłyszeć po wsiach i małych miasteczkach, ale coraz rzadziej.
Ale kiedy ja studiowałam w Poznaniu, w latach wczesnych siedemdziesiątych, to chyba raczej spotykałam tę miejską odmianę. Z Twojego tekstu nie zrozumiałam tylko migania.
Wielką miłością darzę bimbę. Taki uroczy wyraz.
Wracając jeszcze do języka : za absolutnie najpiękniejsze uważam ogłoszenie prasowe z 1920r czeladnika rzeźnickiego „Wżenię się w interes z elektrycznym napędem”. Śmieszne to jest dla mnie ogromnie, ale na zdrowy rozum kiedy ktoś z Pyrlandii po zaborach chciał używać języka urzędowego, to tworzył dokładną kalkę inseratu niemieckiego – to ogłoszenie po niemiecku zabawne specjalnie nie jest.
O jak milo! Dzień dobry, rzeczywiście obchodzę dziś imieniny, jestem co prawda urodzona w kwietniu i po drodze sa imieniny Doroty chyba w czerwcu czy lipcu ale jakoś się tak już od zawadnia porobiło, ze obchodzę w lutym. I choć nie wiosna jeszcze to dzięki Waszym życzeniom i Alicji wspominkom przypomniał mi się mój wiosenny ogródek, za który byłam jako dziecko odpowiedzialna i pielęgnowałam w nim przebiśniegi, piękne żonkile i narcyzy, dumna byłam z tego ogródka. Dzieki.
Wprawdzie dopiero wieczorem idziemy na przyjęcie imieninowe ale nie zawadzi już od rana składać życzenia solenizantce. Smacznych imienin Dorotolu!
Dziekuje, bardzo mi milo!
dorotol spełnienia marzeń … 🙂
Miłym Dorotom wszystkiego najlepszego, wiele radości i uśmiechu.
Wróciłem właśnie ze stajni.
Przy uprzątaniu gnoju dobrze się myśli. Zajęcie to dość proste, nie wymagające zbytniego wysiłku a do tego – co ważne – bardzo pożyteczne.
Przypomniała mi się kolacja we dwoje, gdzieś tak sprzed dziesięciu bez mała laty. Dawno niewidziana przyjaciółka z lat wspaniałych wydała ją na moją cześć. Stare meble, piękna porcelana, obrus, świece. Do jedzenia były warzywa z piekarnika. Do picia przywiozłem ze sobą – jak kiedyś, dawno temu – butelkę Chianti Ruffino, taką oplecioną. Tylko proszę mi nie wydziwiać, że Chianti nie pasuje do warzyw.
Z głośników śpiewał Bryan Ferry. Niezłe rzeczy śpiewał – kupiłem sobie potem nawet tę płytę na wlasność. Korek od Chianti powędrował na półkę, gdzie przechowywane były szczególne warte zapamiętania korki. Na koniec herbata z cieniuuuutkich porcelanowych filiżanek – tam zawsze dawano dobrą herbatę…
Raptem przyszła mi do głowy straszna myśl: A może ona była w ciąży?!!!
Zaraz potem druga, niemal jeszcze straszniejsza: a może ja wtedy byłem dopadnięty przez kryzys średniego wieku i widziałem wszystko w krzywym zwierciadle rozchwianej inteligenckiej wyobraźni?!!!!
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę…
P.S.
Szkoda, że Gospodarz nie napisał co leciało z głośników podczas tej kolacji. Dla mnie to ważne.
Sting śpiewający staroangielskie ballady i wygłaszający tyrady do swojego księcia.
Też lubię.
Choć według Doroty z Sąsiedztwa to niespecjalne…
Dorotol!
Pieknego dnia i pelnego sukcesow roku zycze.
Milego ponadto wieczoru przy torcie czekoldowym bo -jak mysle – przygotowalas go na dzisiaj. To do 20.00.
pepegor
mamy inny gust niż Dorota. Choć np. moją miłość do Cecili Bartoli Dorota zaakceptowała. Ale nawet gdyby nie, to i tak uczuć bym nie zmienił.
Doroto z S.,
einen Himmel voller Geigen, zawsze kiedy zapragniesz!
pepegor
Innym Dorotom, np. tej z Poznania,
co to dzisiaj akurat obchodza, czy tez nie:
Wszystkiego najlepszego!
pepegor
Dorotolu! Twoje zdrowie! teraz maleńkim kusztyczkiem a wieczorem na całego!
Czy wybierasz się na Wielkanoc do Żabich? Będę trzymać mordę w kubeł, mam nadzieję, że żaden pies więcej się nie da przejechać. Obiecuję.
Ja mam zaćmienia! Przecież dzisiaj imieniny Wszystkich Dorot, w tym mojej
stryjecznej siostry. Wszystkim Dorotom Blogowym, z Sąsiedztwa, skoligaconym i stowarzyszonym – Wszystkiego Najlepszego!
Toast wieczorową porą.
kupiłam kapustę do zupy i mi się zachciało gołąbków … ale takich innych więc będą z grzybami i kaszą jaglaną …
dzisiaj w TV podpatrzyłam, że można mrozić pokrojone w plasterki banany i potem robić z tego cocktail lub dodać do zdrowego posiłku z ziarnami i jogurtem … czasami mi zostają i nie chcę mi się jeść ich na siłę (bo lubię takie mniej dojrzałe) to pomysł mi się przyda … 🙂
pepegor jak rzucisz palenie to i ja rzucę … 🙂 …. teraz jak chorutki jesteś to mamy Cię więcej ale mimo to podtrzymuje swoje życzenia byś nam zdrowiał … 😀
Dorotka, Dosia, Dorotelu
Dorota – imię piękne o odmianach wielu
Że to dzień imienin dzisiaj jej przypada
Moc serdecznych życzen złożć mi wypada.
Złotych dni wesołych, ranków kolorowych
Promiennych tygodni i miesięcy zdrowych
A że późna pora – na koncepcie zbywa
Wznosząc zdrowie Dosiek upiję się chyba
Imieninowe pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Jolinek51 –
nie zapominaj że i Internet nareszcie pepegorowi działa!
E.
Dorotom, świętującym dzisiaj imieniny – wszystkiego najlepszego!
U mnie już po obiedzie, była zupa ogórkowa, mintaj zmażony z ziołami i brokuły. Na podwieczorek jadę do Teściowej (nieco odłożone w czasie urodziny), są zapowiedziane faworki 🙂
ASzyszu –
to podobnie jak w ogrodzie. Czasu na myślenie sporo, zajęcie pożyteczne i nawet efekty widoczne. Rośnie. A najszybciej zielsko!!!
A wspominaj „ta herbata” w omalże prześwitujących filiżankach. Szczególnie żezawsze była tam dobra ,,,
E.
Errata
że zawsze
E.
Jolinek51 ostroznie.
Kiedys Grodzienska powiedziala podobno jednemu panu, ze jak on przestanie nadmiernie pic to ona rzuca palenie. Podobno ona rzucila. Co z tym panem nie pamietam. W XX stuleciu roku panskiego 1976 bedac na poteznym kacu postanowilem sie ukarac. Palilem wtedy trzy paczki dziennie Gitanes bez filtra. Pierwsze pól roku bylo ciezkie wagowo. Potem bylo róznie. Teraz rzucam na wage 68 kilogramów po porannym umyciu resztek uzebienia.
Na okraglo mozna liczyc
3X4=12 Euro dziennie
30X12=360 Euro miesiecznie
360X12=4320 Euro rocznie
Rachunek kontrolny
364X12=4268 Euru w roku nieprzestepnym
Jak by nie bylo niezbyt tania i zdrowa zabawa
Oddech jak byl tak i pozostal krótki ale jakby lzejszy
Pan Lulek
Ja rzucilam tez. Panem o sciane. A co!
Panie Lulku trzeba sobie stawiać wyzwania … ja palę jedną paczkę to oszczędności mniejsze …
a ten pan to chyba Duszyński Jerzy … przestał chyba pić ale jak już był chory …
Della chyba tu Ciebie jeszcze nie było to witam i pytam jakim panem … Panem Nałogiem?
Jolinku,
od razu sie ujawniam (Alicja), kombinuje tu z moim mniejszym, tym kieszonkowym (Dell), ktorego zabieram w Rejs z Kapitanem.
Troche inaczej wyglada w Ubuntu blog, niz na moim Slackware, no teraz to dopiero ale mozna sie machnac z kodami, bo w tamtym kod nalezy zaraz wpisac pod strona www, a tutaj na samym dole jak podpis 😯
W rzeczy samej ma to sens, bo kod wyskakuje obok *dodaj komentarz*, wiec jak nie dodasz, to spadasz, znaczy – wetnie, jak mowi Pan Lulek.
Polskiej czcionki tu jeszcze nie mam, ale powoli… wszystko sie zrobi 😉
No, przynajmniej wszystko, co sie da.
Zauwazcie, ze robie na blogu frekwencje – jakosci mozecie sie spodziewac, ale bezczelnie sie wciskam miedzy Haneczke i Bareye, a co!
Z tym panem , taki albinos wysoki, z ustnikiem – owszem, o sciane, ale juz jako Alicja dawno klepalam, ze jestem nawrocona, ale nie potepiajaca palaczy – rzucanie o sciane tego Albinosa to bylo chodzenie po scianach. Moja siostra powiada, ze to wlasciwie jedyny luksus, na jaki sobie pozwala i wara komu od tego. I ma racje.
Musze sie do tego malenstwa przyzwyczaic i oblaskawic, wiec bede nadal klikac jako Della (alez! prawie jak Stellaaaaaaaa!!!)
I robic frekwencje 😉
Dziekuje, juz od dawna nie skladano mnie tak szampanskich zyczen. Po odswietnym sniadaniu boje sie wejsc do kuchni, gdyz dziecko postanowilo upiec ciasto, sama chwilowo odgruzowywuje balkon z zlodowacialego sniegu i…. jak nikt nie idzie wyrzucam jak „cywilizowany” mieszkaniec miasta przez balustrade.
Della rzucilas? To gratulacje ccalym Panem rabnac to sztuka.
Zabo chetnie ale bardziej chetnie chce mi sie na poludnie i jak mi sie uda to wybywam nieswiatecznie.
Dorotolu,
wszystkiego naj!
Blogowym Dorotom wszystkiego najlepszego, smacznego zycia a Dorotol, ktorej chce sie na poludnie, zalaczam M. Srodziemne, spiewane prez H.Vilar ( to ten od Capri, c’est fini):
http://www.youtube.com/watch?v=RQMWKj_i5A8
Dorotolowi i Dorotom – uśmiechnięte serdeczności 😀
ASzysz jest (za przeproszeniem) stara, złośliwa małpa, ale i tak go lubię. Przespałam się po obiadku, a teraz idę wypucować choćby z grubsza, kuchnię.
Dorotom / z Berlina ,Sąsiedztwa ,Poznania i wszystkim pozostałym /życzę wszystkiego dobrego !
Na dzień świętej Doroty ma być śniegu nad płoty – zgadza się .
Święta Dorota zapowiada śnieg i błota – to się dopiero okaże .
Przy okazji dziękuję za wszystkie życzenia urodzinowe i toasty prozdrowotne .Bardzo się przydadzą .
chyba zaczne obchodzic imieniny dwa razy do roku
Dorotol…
dopiero teraz na to wpadłaś?!
Ja się urodziłam 18 kwietnia, Starzy (z szaconkiem to piszę) mi dali Alicja (ale z innych powodów), niektóre Alicje w tym dniu obchodzą imieniny. Już od jakiegoś czasu przeniosłam obchody imienin na 21-czerwca, jak wszystkie Alicje zazwyczaj mają.
Moja siostra Barbara, urodzona 4-go grudnia… no, nie ma wyboru 🙁
Dwa w jednym… też coś! 😯
Pepegor ,chore oskrzela to dobra okazja do rzucenia palenia .Miałbyś przynajmniej jakąś korzyść z tego choróbstwa .A Pan Lulek wyliczył korzyści materialne .
Jolinku ,ten pan ,którego Stefania Grodzieńska namawiała do ograniczenia spożycia alkoholu ,sama dając przykład silnej woli i rzucając papierosy ,to nie był Jerzy Duszyński ,ale inny twórca pan J.M .
Skoro wspomnieliśmy panią Grodzieńską ,to przypominam sobie / z jej książki /w jaki sposób została turystką górską .Zakopane było zawsze modne i pani G .Często tam bywała .Ale pociągu do gór nie czuła ,czy też raczej nie wierzyła w swoje siły .Czas spędzała w pensjonacie lub w mieście .Męskie towarzystwo wyruszało na górskie szlaki ,a po powrocie rozmowy toczyły się na temat wypraw .I kiedyś do tych przystojnych i inteligentnych mężczyzn dołączyła jakaś panienka ,o której inteligencji pani Stefania nie była zbyt wysokiego mniemania . I ta osóbka chodziła w góry ,a potem brała czynny udział w rozmowach .Panią G .mocno to irytowało i uznała ,że ona nie będzie gorsza od takiej jednej i też spróbuje .I tak kobieca zazdrość spowodowała ,że wyruszyła w góry ,polubiła te węrówki i zawiązała serdeczne przyjażnie z taternikami .
Jolinek51 !
Ja tylko policzylem moje osiagniecia. Ty mozesz palic skolko ugodno tym bardziej, ze sie nie zaciagasz o ile zdazylem sie zorientowac.
Byl Ojciec Marceli po swoje klamoty które lezaly u mnie w piwnicy. Przywiózl ze soba jakiegos afganczyka który nie mówi po niemiecku tylko po angielsku. Musialem pracowac za symultanicznego tlumacza. Przywiezli znakomite paczki a do tego byla czarna herbata angielskiego pochodzenia. Ten afganczyk nalezy do narodu Pasztunowie i jest z poludnia Afganistanu.
Zgodnie z planem wyjazd jutro wieczorem w okolice Wiednia a w poniedzialek dalej na pólnoc. Od jutra prosze o zastepstwo na okolicznosc wznoszenia toastów
Pan Lulek
Z wzajemnością Pyro (16:21),
z wzajemnością…
Krystyno,
pewnie znasz S.Grodzienskiej „Juz nic nie musze”. Obowiazkowa lektura „na deszczowe dni” 😉
O masz, zaczynaja sobie wyrazy wyznawac… Pyra z ASzyszem 🙄
U mnie prawie poludnie, -12C w cieniu, przenioslabym sie do tego drugiego Kingston, ale podobno nie biora emigrantow 😯
Toast dzisiejszy ustalony? Bo ja w rozdarciu miedzy dwoma maszynami i bardzo staram sie nie zauwazyc, ze powinnam ogarnac to i owo, gotowania sie nie boje, chocby niedzwiedz (Misio? 😯 ) to dostoje, ale nienawidze nie powiem, czego.
Dobra, ide sie udawac, jak trzeba, to trza.
Panie Lulku,
w toast prosze wlaczyc moja piekna i jedyna siostrzenice. http://alicja.homelinux.com/news/Ewa2.jpg
(zdjecie ze zlobka, PRL, 1978)
Dzisiaj kapke starsza, ale jeszcze piekniejsza!
Toast? Nie nadazam za programem. Za duzo pracy. Od rana do nocy. Dobry mi malo. Ale wznosze z Wami toast.
Ah.. wystarczy haslo Jaruzelski i ludzie juz nic nie chca doczytac, tylko wyrywaja z kontekstu, czy to „pokolenie tabloidowe” rosnie?
http://www.scholar-online.eu/viewpage.php?page_id=167
Nic to. Walsnie wrocilismy z zakupow i przygotowywujemy sie do menu azjatyckiego. Ma byc sushi i jakas salatka (niekoniecznie typowe polaczenie, ale salatka musi zawsze byc), jutro jakas ryba. W tygodniu nie ma czasu na wielkie wybory kulinarne, wiec jedziemy na minimum (minimum wysilku oczywiscie). Czy ktos ma przepis na proste, nieskomplikowane do zrobienia ciasto z owocami? Takie szybkie do zrobienia… Dziekuje juz z gory 🙂
Pyro…
(z 09:19) – 🙂
Za Doprotola toast to wiadomo – wszystkie Doroty też, tylko się dopraszam o tę moją siostrzenice, urodziny.
Pranie to pies… nastawi się, i niech sobie. Ale do tych innych to nie ma maszyny 🙁
Robię wszystko, zeby nic nie robić, ale nic nie robiłam przez kilka ostatnich dni, szukam na suficie wymówek – ni ma 😯
Jak trzeba… to trza… 🙁
Pranie nastawione, a jak, ale ta reszta…bierę się za scierę i mietłę, przecież w godzinę to obskoczę, ale nienawidzę cholerstwa, nienawidzę!
ABBA na pomoc! Zawsze ruszy do podrygów…
Arrival!!!
Tak ,Alicjo ,to właśnie z tej książki zaczerpnęłam informacje o p .Grodzieńskiej / ale z pamięci ,bo książka była z biblioteki /. A twoja siostrzenica wyrosła chyba na bardzo ładną kobietę . Tylko ta jej lalka przesadziła trochę z solarium .Chociaż w tamtych czasach nie było chyba jeszcze solariów ,tylko jakieś zwykłe lampy kwarcowe .
Dziś także byłam u fryzjera uporządkować trochę fryzurę ,zwłaszcza że jutro czeka mnie obiad w mieście , a wieczorem opera. Ponadto zostały zakupione m.in. frankfuterki /to w związku z tematem parówkowym /.
Aha ,informacja dla DOROTOLA ,która pytała o to ,czy w cukierniach Sowy są faworki .Oczywiście są – małe i duże .Pytałam dziś o nie ,bo po zakupach zachodzimy do Sowy na kawę / mają bardzo dobrą/ i coś słodkiego ,czyli przeważnie kawałek torta bezowego .Ta cukiernia ,do której zachodzimy mieści się w centrum handlowym Auchan na granicy Redy i Rumi i ma ogromne powodzenie .Jest tam jeszcze cukiernia Grycana ,ale tam są tylko lody ,desery owocowe i świetne rurki z kremem – nie ma zaś ciast .A przez to i klientów jest trochę mniej .
Źródełko – nie ma prostszego ciasta jak puchatka Starej Żaby – robota na 5 min w mikserze i 40 mni pieczenia i placki owocowe Nemo – jedno i drugie w kswiążce u Alicji
ps wieść z tej samej ksiązki Grodzieńskiej – pan, o którym mowa zginął śmiercią taternika, a właściwie alpinisty idąc w wyprawie ratunkowej.
Źródełko, rzuć okiem w przepisy u Alicji
Krystyna, wlasnie zjadlam trzy kawalki ciasta zrobionego przez Dagny, nawet b. dobre a Ty mi tuuuuuuuuuuu o torcie bezowym, uwielbiam i lece jak jestem w Warszawie do Polskiej Tradycji ale tam kosztuje takie posiedzenie „we dwoje” dobrze ponad stowe (samo ciasto plus kawa wzmocniona grappa) mam nadzieje, ze Sowa jest bardziej litosciwy.
Zrodelko, ciasto dziecka bylo wlasnie owocowe, przeszmuglowala do domu streuselteig firmy Kathi czyli takie zwykly produkt na ciasto kruche, dodaje sie do tego nawet o dziwo tylko jedne jajko i maslo, na to polozyla mieszane mrozone owoce i piekla ca. godzine, dodwala tez eksperymentujac rozne olejki i wyszlo bardzo smaczne.
Dzisiejszy dzień miał całkiem przyjemne fragmenty. Świeciło słońce, chmur nie było, wiatr od południa zdechł. Maszyny działały sprawnie, ciągniki zapalały i jeździły. Śnieg porozbijany przez konie był tak zmrożony, że ciągniki rozwożące bele z sianem nie zapadały się. Naprawdę miło było.
Rano do gnoju,
W dzień nasmażyłem placków drożdżowych z jabłkami.
Tera do opery. „Simon Boccanegra” Verdiego. W roli tytułowej Placido Domingo.
Moja finka przy tych plackach powiedziała: „To jest życie” – tyle, że po fińsku. Przed chwilą stwierdziłem, że czarne spodnie na kant które kupiłem dwadzieścia pięć lat temu pasują jak ulał.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę….
Dlaczego finka a nie Finka?
ASzyszu, ja wyrzucam z boksów raz na tydzień, a dościelam w miarę potrzeb. W zasadzie konie tylko nocują w boksach. Znaczy, ja już nie wyrzucam, bo nie daję rady, ale cały obrządek robię codziennie sama. Właściwie to cały dzień mi schodzi na tym i dreptaniu w okół. dobrze, że dzień dłuższy, bo nie lubię po ciemku.
Doroto wszystkiego najlepszego!
Zajrzałem do Googla Earth i jest nowość – można przenieść się w czasie. Zostały udostępnione zdjęcia lotnicze Warszawy z !936 i 1945. Przeżyłem szok. Można ściągnąć oprogramowanie jeśli ktoś nie ma na swoim komputerze
http://earth.google.com/intl/pl/download-earth.html
Pyro, dzieki za wskazowke (puchatka Starej Żaby)!
🙂
Dorotol ,u Sowy ceny są całkiem umiarkowane ,a w Polskiej Tradycji pewnie jest bardzo elegancko i dlatego odpowiednio drogo .
Andrzeju Sz . – to jest może dobroczynny skutek wiejskiego pracowitego życia .Na wsi zawsze jest coś do zrobienia ,choćby „posiadłość ” była malutka .
Tu są te słodkie, ja gorzka, tylko zbieram, jak mi co w rękę wpadnie.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Slodkie_etc./
Przysiadłam na chwile, bo skończyłam z mietłą i omiataniem, zara ściera idzie w ruch… kwiatki podlać (notatka dla siebie).
Z tej lektury – to wiem, Krystyno, bo sięgam co jakiś czas, ale tak *na wszelki zapadek* podałam tytuł, pewnie większość i tak zna.
A moja siostrzenica rzeczywiście wyrosła na piękną kobietę. O tem potem, przy toaście, już chyba skończę z prozą znienawidzonych zajęć na czas toastu 🙄
Ja chcę do Szwecji !!!
Spodnie w 1985 kupowałem 84 cm w pasie.
Może udałoby się utrzymać talię gdybym miał finkę.
Pozostaje mi pochlastać się scyzorykiem.
Zapomniałem napisać ,że mieszkałem wtedy w Zakokopanem. Buuuu.
Źródełko – w spisie to ciasto występuje jako placek Grażyny od Starej Żaby. Żadne takie – skróciliśmy do „Puchatki” ciasto jest b.lekkie i owoce toną – trzeba potem formę odwrócić i ze spodu zrobić wierzch.
Ko ko ko .
Piejo kury piejo ni majo koguta
http://www.youtube.com/watch?v=t7_4gcjwbhk
A może by wrócić do Tatr:
http://www.youtube.com/watch?v=J23ntnFpTpI&feature=channel
Na zakończenie piosenka mojego sąsiada:
http://www.youtube.com/watch?v=RRfiddT5-aM&feature=related
Rozmażyłem się:
http://www.youtube.com/watch?v=lrsRBP0db_U
tak spędziłyśmydzień
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/6022010#
Nie należy spożywać wiśniówki wieczorową porą, bo źle wpływa na ortografię.
Dzwoniłem do Sławka paryskiego i nie może uwierzyć że śniegu mam powyżej słupków.
Zima ma trwać jeszcze 6 tygodni.
Oby do wiosny
http://www.youtube.com/watch?v=W2vAcLn3I_8&feature=related
Andrzeju Sz. – wyrazy szczerej, niczym niezmąconej zazdrości (ten Domingo!).
Pyro, pewnie czytałaś książki o Tatrach Wawrzyńca Żuławskiego? Ja je czytałam do tego stopnia, że teraz moje dziecko ma na imię Wawrzyniec.
Misiu, nie przejmuj się talią. Najważniejsze to mieć dżokery.
http://www.youtube.com/watch?v=16KoUgNjJTw&feature=related
Idę robić rosół:
http://www.youtube.com/watch?v=NXfy2Gv-BWQ&feature=related
Misu
http://www.youtube.com/watch?v=b8Tc6hwM1dc&feature=related
Zabije! Tepym nozem, zeby dluzej cierpial – zapowiadam przy swiadkach!
Ustawilam sobie ladnie i nie bez trudu, tylko znaki krytyczne zostaly, polecialam tancowac z ta sciera i mietla (Dancing Queen), a ten chybcikiem ze swojego na moj, niezauwazalnie i „ustawia mi” 👿
Guzik mi ustawil, schrzanil (o, jest kulinarnie!) mi!!!
Ma swoje, niech trzyma swoje! Wygnalam na mroz (-10C) niech pobiega, ja mam 15 minut na zakonczenie robot. Zla jestem jak 157, bo po jakiego grzyba (kulinarnie) zadawalam sobie trud i ustawialam wedlug siebie , po to, zeby mi wlazl i spapral moja robote?!
Jak bede potrzebowala pomocy, to POPROSZE !!!
Ufff!
ale oni mieli pomysly
http://www.youtube.com/watch?v=4fGCLIhF98c&feature=related
Polecam się serdecznie czyli dwa w jednym, znaczy dwa razy pięćdziesiąt kilogramów.
Cały Miś do wzięcia bez elektrycznego napędu 🙂
Nie Nisiu, nie czytałam. Nie jestem miłośniczką Tatr w odróżnieniu od moich córek. Nie chodziłam po górach, wyjąwszy spacery turystyczne – Zakopiec – Morskie Oko, Kościeliska, Biała, Gronik – ot, tam, gdzie wystarczą dobre buty i ew. czekan.Więcej czasu spędziłam w Karkonoszach (bliżej)poza tym hm… nie mam nabożeństwa do tamtego ludu. Janosik jest fajny w legendzie i w kinie; Janosiki na całych Krupówkach są zbyt dużą dozą zbójnikowania jak dla mnie.
A Wawrzyńca też mam dzisiaj w domu (co prawda Żabiny) ale już do jego wizyt przywykłam.
Chciałem dodać że mam willę z ogródkiem i garaż ( jeli to co mam można nazwać willą i ogródkiem ). Pies mi zdechł, wiec nie mam kłopotów wychowaczych. Telefon mam z plastiku . Fraka aktualnie nie posiadam i nigdy nie posiadałem. Rodzina też nie zagląda.
Brać , wybierać, decydować i niczego nie żałować!!!
Krystyno dzięki za sprostowanie … tak mi jakoś zostało w pamięci z jakiegoś programu z Grodzieńską … swoja drogą kobieta kocha życie … skończyła 95 lat …
zalazłam w internecie, że niedaleko mnie jest cukiernia gdzie wyroby Sowy są sprzedawane ale podobno drogo jest … pewnie za drogę sobie doliczają … ale pójdę i kupie by się przekonać jak smakuje …
Misiu a czemu Sławek nie pisze do nas? ….
Zalapalem sie na toast dla wszystkich Dorotek
Od tej, ta Dorotka ta malusia ta, malusia, tancowala do kolusia do kolusia do Dorotek wszystkich generacji i nacji.
I niechaj im sluza wszystkie Bohdany i caly blog oczywiscie z najpiekniejszymi zyczeniami
Pan Lulek
Humoru nie ma , abo cuś
…
Zdążyłam…
aha, nawet nie jestem na czerwono jako Della, patrzcie, patrzcie, ale krew we mnie… no! Choroba mi przeszła, ale cholera nie!
Misiu, ja się chyba rozwiodę (młodych nie zabieram, niech se radzą, uważaj, czego sobie życzysz, bo jak stanę ante portas, to co?!
Zdrowie dzisiejszych!
zdrowia i szczęścia … 🙂
Jest kulinarnie, bo i kolacja, i te tam przy stole 😉
http://www.youtube.com/watch?v=UIBA6rONS24
Misiu – nie obawiaj się, ja tylko straszyłam, słowo!
przypijam nalewka od Jotki, zdrowie Wszytkich Blogowiczy!
Misiu napisz też jakie masz wymagania to oferta będzie pełna … 🙂
łzą na rzęsach mówimy stop … po co nam to … chyba, że na romantycznym filmie … 🙂
Wszystkim Dorotom – samego szczęścia i pogody ducha. Przesyłam im bukiet wiosennych kwiatów – to między innymi pod ten ogródek Dorotola i z nadzieją, że wiosna wkrótce nadejdzie.
Ja jestem wrześniowa Dorota ale bardzo mi miło, że mnie na blogu dziś wspomniano. Dzięki.
No tak – znowu coś pokręciłam z wpisywaniem linka – tu ten obiecany bukiet kwiatów mniej elegancko podany – http://www.superiorartists.com/images/Mary%20McHugh/SpringFlowerTrio_2.jpg
Za to może się otworzy.
Podziwiam takie kobiety, jak Stefania – i chciałoby się tak żyć, tymczasem na życie nie ma czyli instrukcji obsługi, każdy musi radzić sobie sam.
No i ludzie radzą sobie, jak potrafią 🙂
Jak nie potrafią, to też sobie radzą. Jak trzeba, to trza 🙄
A moja piękna siostrzenica, proszę bardzo:
http://alicja.homelinux.com/news/Ewa.jpg
Zdjęcie sprzed dwóch lat, ale moje ulubione, Ewa ze swoją młodszą córką Anitą (imię wybrała starsza córka, Ola) – i na tym zdjęciu Anita wyglada tak jak Ewa, kiedy miała ze 3 miesiące.
Czas leci…. a nawet płynie
http://www.youtube.com/watch?v=nvwrSdMY7dQ
łzom chyba powinno być … też stop …
O durna ja!
Zaraz wyjaśnie…
Podziwiam takie kobiety, jak Stefania – i chciałoby się tak żyć, tymczasem na życie nie ma czyli instrukcji obsługi, każdy musi radzić sobie sam.
No i ludzie radzą sobie, jak potrafią 🙂
Jak nie potrafią, to też sobie radzą. Jak trzeba, to trza 🙄
A moja piękna siostrzenica, proszę bardzo:
http://alicja.homelinux.com/news/Ewa.jpg
Zdjęcie sprzed dwóch lat, ale moje ulubione, Ewa ze swoją młodszą córką Anitą (imię wybrała starsza córka, Ola) – i na tym zdjęciu Anita wyglada tak jak Ewa, kiedy miała ze 3 miesiące.
Ewa podobna do cioci Alicji …
Za zdrowie Dorot i pięknej Solenizantki!
…durnam, bo lirycznie spojrzałam… i wrzuciłam stosowny sznureczek na koniec, który mi się nawinął, no to ŁotrPress powiedział, chwila, chwila… w poczekalni…
Czas leci?. a nawet płynie
http://www.youtube.com/watch?v=nvwrSdMY7dQ
Dopijam czerwone i lecę włożyć pranie do suszarki.
Jolinku, gdzie ta Sowa koło nas?
Małgosiu tutaj:
…”cukiernia Carmelia … Powstańców Śląskich 108a/14 tel.022-4485044 (To jest na rogu Powstańców i Wrocławskiej- na tyłach MCdonalda i na wprost ceglanego kościoła)
Mają tam wyroby od Adama Sowy i moja cała rodzina od kilku miesięcy jest od nich uzależniona. Ceny niestety nie małe.”
kwiatki piekne, siostrzenica tez
Doroto z Poznania – Dorota z Sąsiedztwa ogłosiła, że w ogóle nie obchodzi – ani we wrześniu, ani w lutym, ale co Ona ma do gadania? MY obchodzimy. Tak i z Tobą, moja Miła. Toast i cześć
Jolinku, dzięki, zajrzę oczywiście 😀
!b1b – z takim kodzikiem wszystkiego najlepszego Dorotom i Wszystkim.
No patrz, Pyro, a myślałam, że jesteś bardziej górską!
Ten Wawa fajny był.
Róża dla Róży , czyli wiedeńskie róże dla Doroty
http://kulikowski.aminus3.com/image/2010-02-06.html
Jesli to dla mie, to mi sie zaraz w glowie przewroci
Misiu, to dla Ciebie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=oXYskWSXdH0
Kilka dni temu Nisia wspominala „Mala Moskwe” przy okazji rozmowy o Demarczyk. Kupilam w Warszawie dvd i dopiero dzisiaj obejrzalam, i to z jaka emocja. Moze macie ochote posluchac walca spiewanego przez Rosjanke? Porownywac nie ma co ale warto posluchac ( i obejrzec ).
http://www.youtube.com/watch?v=f7_PlRuhvw8
Nisiu’ mam w domu 2 entuzjastki (klub górski, każdy Sylwester i Wielkanoc na Ornaku itp. A Pyra nie – Pyra jest (była) leśno – jeziorna, lubi też piękne ogrody (jeżeli to kto inny w nich pracuje) – lubi miasto nie lubi kurortów, deptaków i promenad. Nigdzie nie pracowało mi się tak dobrze koncepcyjnie, jak w dawniejszych kawiarniach : jestem sama, nikt mi nad głową itp, a w tle szum rozmów, podzwanianie szklanek, czasem traper przy pianinie. Dobrze mi tam bywało.
Pyro, dzięki za wiadomość, gdzie zięć mój ukochany się podziewa, bo telefonów ani on, ani córka nie odbierają, a jeszcze wczoraj nie wiedział co będzie robił, znaczy czy jedzie, czy nie. Ja to mam takie głupie matczyne pomysły, zeby wiedzieć, czy Aga sama z dziećmi, czy nie, a jak sama, to czy droga przejezdna…
Traper przy pianinie – uwaga na sidła 😎
Nemo – dopiero teraz spojrzałam, oj! mam atak śmiechu
Żabo – nie tylko jest, ale ja go podpuszczam, żeby wnieśli skargę do prodziekana d/s sruydenckich – co jest u czorta? studia zaoczne i co tydzień tylko na 1 -2 zajęcia? 300 km po oblodzonych drogach? Przecież robią ich w konia i pieniądze biorą za frajer. 10 (słownie dziesięć) spotkań sobotnio – niedzielnych tylko dla 2 godzin lektoratu? O Boziu, Boziu, toż prasę trzeba by na nich nasłać.
Doroto-Daisy,
Zdrowia, szczęścia, pomyślności
Chleba z masłem, ryb bez ości 😀
Wszystkim świętującym dziś Dorotom – najlepszego!
Dalej o kwiatkach
http://www.youtube.com/watch?v=AgrXcySYJXs&feature=related
Ależ, nemo, to taki traper z tupecikiem
Jolinku (20:27),
ja Ci serdecznie dziekuję za komplement, ale chyba nie – Ewa jest podobna troche do swojej mamy, trochę do naszej młodszej siostry (a przez to i do prababci Kunegundy, o której niedawno wspominałam) i ma coś z rodziny swojego ojca.
Ja znajduję Ewę jako pogodną osobę – jej matka twierdzi, że bywa zołzowata. Podejrzewam, że to podobieństwo – to do mnie 🙄
A swoją drogą, bardzo trudno jest określić podobieństwo, będąc rodziną. Nasza czwórka na oko była bardzo różna, wszyscy to mówili – ale wystarczyło, żeby usiąść przy stole i zacząć rozmawiać (ja i moja starsza siostra, bo młodsi to byli smarkacze i nie zasiadali z nami do stołu), każdy natychmiast „rozpoznawał”, że siostry jesteśmy. Ludzie widzą to na zdjęciach – ja jakos nie, chociaż czasami patrząc w lustro widzę, że mam minę jak moja Mama, czyli jestem podobna w jakoś sposób do Baśki, do której niby wcale nie jestem podobna… czyli w kawałeczku jakimś Ewa może być do mnie podobna, ale upierałabym sie przy charakterze zołzowatym, jeśli wierzyć Baśce (ja tam nie wierzę!). Z pewnościa jestem większa i starsza zołza 😉
Obiad.
Barszcz czerwony z zamrażarki (wigilijny, domowo zakiszony), do tego całkiem niezłe uszka z polskiego sklepu, chociaż nie te domowe, widać, że produkcja.
Ziemniaki z piekarnika jak wczoraj plus jajo posadzone i sałata, coś tam namieszam.
Się udaję do kuchni kombinować…
Pogoda nam zrobiła wbrew, no, nie nam – prognozom 🙄 Miało padać, a zrobiło się słonecznie i błękitnie, a wtedy mus! Pojechaliśmy więc z nartami oblodzoną drogą do wsi powyżej i dalej na naszą halę, a tam nikogo 😯 Pług wirnikowy właśnie kończył odśnieżanie parkingu, a trasa biegowa? Nie ma 🙁 Zniknęła pod pokrywą 30 cm nowego śniegu, śladu ani śladu… Po chwili jednak pojawił się ratrak i ruszył ubijać i preparować, a my za nim – w dziewiczym śniegu po nowym śladzie 🙂 Pięknie było, ale trochę za gorąco. Rajstopy powinnam zakładać jednak poniżej -8, a tam było ledwie -4 🙄
Na kolację ziemniaki w mundurkach, łosoś wędzony, tatar ze śledzia.
Nemo – nas tu straszą, że wracają opady i mrozy – od nocy z niedzieli na poniedziałek
Zdrowia i dostatku!
Szóstki w Totka, a także ogromnego spadku!
Siedmiomilowych butów i czapki niewidki,
Spełniającej życzenia małej złotej rybki
Kury ze złotym jajem, Lampy Aladyna,
Sezamu Ali Baby i szczodrego dżina,
Niebieskich koralików, zwierciadeł magicznych,
Dywanów latających i talentów licznych.
Samych miłych perspektyw, uwag błyskotliwych,
Wielu ludzi przyjaznych, niewielu życzliwych.
Masy sukcesów małych, wielkich, gigantycznych,
Poklasku i uznania i awansów licznych.
Mieszkania w Nowym Jorku, willi w Kopenhadze,
Przytulnej garsoniery gdzieś tam w Czeskiej Pradze,
Rezydencji we Włoszech, w Alpach małej chatki,
A w południowych Indiach plantacji herbatki.
Super rancho w Meksyku, pałacu w Pekinie
I innego schronienia w wybranej krainie.
Rejsu dookoła świata, gdzieś w nieznane wypraw,
Ekscytujących doznań, smaku nowych przypraw.
Może nagrody Nobla w jakiejś kategorii,
I życia w stanie choćby lekkiej euforii.
Do tego wiele zdrowia, kondycji, miłości,
Dużo radości z życia i wiecznej młodości!!!
😯
Jedno by mi z tego wystarczyło, ale jak dadzą więcej, biorę!
errata…
wcale nie jedno, bo parę mam… o, czapki niewidki i siedmiomilowych, a w totolotka tez, przyda sie do spełnienia paru drobnostek 😉
Tymczasem proza wzywa, idę zajrzeć do kuchni, jak dochodzi, co ma dojść.
Pyro,
nas też 🙁 Dziś w nocy ma popadać, jutro trochę lepiej, od wtorku gorzej, a w środę to już w ogóle 🙄 Opady śniegu i mroźny wiatr ze wschodu 😯
Moja przyjaciółka z kantonu Vaud jedzie jutro do Polski, do Wrocławia przez Niemcy, autem. Mam nadzieję, że dojedzie przed kolejnymi zawiejami.
Nemo – to lepiej żeby jechała trasą połudmiową; Pomorze ma znów dostać prawie tyle, co Podkarpacie
Kochani,
Dostalam cudowne dobra z Polski, piekne obrusy, spirytus salicynowy, alax, paste do zebow Clinomyn (dla palaczy), muszle pradziadzia, otwieracz do sloikow i przemycony sloik zurku. Jestem przeszesliwa.
Alicjo, zdjecie siostrzenicy – cudowne. Mysle, ze w kwietniu/maju zaprodukuje sie na wizji z moim osobistym wnukiem.
Buziaki,
Lena
Na pewno pojedzie południową, przez Niemcy i Zgorzelec, autostradami do samego końca. My jeździmy przez Czechy, ją odstrasza ostatni kawałek od Hradca przez Kudowę do Wrocławia. Tam jest zawsze duży ruch, a droga paskudna.
Lena rozczuliła mnie przemytem słoika żurku!!! Dlaczego Alicja kupuje za rogiem, a Lena 200 km dalej wdaje się w afery przemytnicze?
Znalazłam zdjęcie z siostrzenicą sprzed lat … 😯
Może faktycznie kapkę jesteśmy podobne? Jerzor kazał zapodać, ja zapomniałam o tym zdjęciu, ale porządki w plikach mniej więcej już mam, więc znalazłam, bo pamiętałam, z jakiej okazji było to robione. Alsa pewnie też, bo zanim zasiedliśmy do stołu u Mamy, byliśmy u Alsy z wielką załogą i szczęśliwi, aż durni. To był poczatek grudnia 2001.
Za jakość przepraszam, to aparatem jednorazówką, a i skan nienajlepszy.
http://alicja.homelinux.com/news/pol3.jpg
Pomaleńku wycofuję się na z góry upatrzone pozycje (jak mnie jamnik wpuści)
Żabo (18:24),
Dlaczego finka? Bo to pieszczotliwie.
Placido Domingo śpiewał barytonem!
Pyro…
gorzej… Alicja sama kisi żurek z mąki żytniej – o, sa tam jakieś różnice, czy to żurek, czy to barszcz biały, mnie to lata, robiem jak umiem i synowa luni, to ważne! 😉
W naszym Baltic Deli jest doskonały żurek w słoikach, w Toronto na Ronceswólce na pewno można dostać (Tomek-coś tam), ja lubię zrobić swój, bo to nic nie kosztuje, mąka, woda, i za parę dni gotowe.
Ale Pyro,
powiem Ci, że rozumiem Lenę – KTOŚ podesłał, wiadomo skąd, i serce się wtedy rozkleja. I pewnie był to żurek, który ta osoba robiła od niepamiętnych czasów, i Lena zna ten smak.
My zdjes’ emigranty mamy takie skrzywienia 🙄
Witam, pozdrowienia i zyczenia mnóstwa pysznosci dla Dorotek 🙂
oj mamy, odwiedzajacy mnie juz wiedza, ze bez ogorkow kiszonych, oczywiscie najlepiej domowej roboty to ani rusz,
lata po 1989 zjawiaja sie goscie z Polski, prezenty, kosztowne alkohole a my smutne miny, w koncu odwazam sie „a nie macie ogorkow kiszonych?” no i mieli w kanapkach i my im wyzeralismy te resztki brane na droge…
Dorotolu,
jeśli chodzi o loty międzykontynentalne, od tak dawna jak tu jestem (28 lat) nigdy nie wolno było zabierać ze sobą żadnego jedzenia niezapuszkowanego oryginalnie, ani owocu, ani żadnej rzeczy, która jego jest (nasion roślin na przykład).
Moje dziecko w wieku lat 9 przemyciło kiełbasę od Kumka i pół litra krupniku od Dziadka, własnej roboty, drugie pół litra było w szmacianym plecaku dziecka. Walizka poleciała do Australii, Echidna chyba się nie zorientowała, no i po 2 dniach kurier z walizką do drzwi dzwoni – mieszkalismy wtedy w blokowisku, windy na środku, my na końcu. Otworzyłam kurierowi drzwi wejściowe, czekam,aż wjedzie na 3-cie piętro, zeby mu pomachać, gdzie powinien te walizkę, i tylko się drzwi windy rozwarły… czuję ten zapach, kiełbasa od Kumka!
Teraz taki numer by nie przeszedł, na lotniskach walizki są obwąchiwane przez szkolone psy, wiadomo, ze chodzi o narkotyki, ale przecież by nie popuściły kiełbasie od Kumka!
Z tym półliterkiem w plecaku… dziecko w Polsce było ponad 2 miesiące (do szkoły nawet chodził przez tydzień!), pierwszy raz samo, opowiadało nam wszystko z przejęciem tuż jak odebraliśmy go na lotnisku, trzepnęło plecakiem o podłoge i ze zgrozą w głosie… „o ja pier**lę, chyba butelka się rozbiła?!”.
Nie, nie rozbiła się, ale my omal nie rozpuknęliśmy sie ze śmiechu – no co, przebywał wśród rówieśników i poznawał język!
To był chyba jeden, jedyny raz, kiedy słyszałam moje dziecko używającego „języka”.
O, typowe… ja syta, ze szklanką poobiednią w dłoni, a wszyscy poszli spać!
Odsłuchałam wiadomości z tv – w Whistler tragedia, 0 cm śniegu, +5 C , za tydzień Olimpiada 😯
Owszem, działalność podnoszą jakąś, ale jak śnieg szybko nie spadnie, to będzie PROBLEM!
# Vancouver: Partly cloudy +11°C
# February 12-28, 2010: 06 days, 02 hours, 22 minutes to go <–odliczanie do.
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=kmmIq_gyiSA&feature=related
byle do lata!
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=jlZ-5dRFUJo&feature=related
Mam podgląd na 6 prognoz pogody dla Połczyna i Świdwina. Z reguły w danej chwili jedna jest trafna. Reszta się sprawdza z dużą niedokładnością.
aktualnie wg ICM UW powinno być -13*C i wiatr wschodni, według MeteoGroup -7*C, według AccuWeather -8*C i mgła teraz i cały jutrzejszy dzień, według Interia,pl chmurno i leciutki śnieg, według WP tylko pochmurnie, ale bez opadów…
Za oknem jest -6*C i leciutkie zachmurzenie. A co będzie w dzień?
Andrzeju Sz. – tenory tak mają czasami, że barytonieją, zwłaszcza kiedy od początku mają tę boską ciemniejszą barwę jak Placydek. Podejrzewam, że czymkolwiek by nie śpiewał, z sopranem koloraturowym włącznie, był boski. To inteligentny artysta!
No i zazdroszczę Ci tym bardziej, że zawsze wolałam barytony!
To teraz pójdę spać – jeśli mi się uda zasnąć. Trzymajcie kciuki, proszę, Nocne Osoby.
Sie trzyma
Oj, spłakałam sie ze śmiechu, a Jerzor powiedział, – nie muszę ćwiczyć brzucha, tak mi się przepona spracowała (nie musi – chce, niech nabywa i niech nosi, co mnie to obchodzi, nie mój brzuch!)
Kabaret Elita, Rycerzy trzech, są na youtube, ale tylko niektóre odcinki kojarzę – odsłuchalismy od 1-10, ten dziesiaty jest już o lustracji, czyli ten wybór na youtube jest może przypadkowy.
Wszystko jedno, resztę zostawiam na jutro, bo przepona nie wytrzyma 😉
Trzymam za nieśpiochów, też tak mam, a melatoninę w proszku uważam za… no, następny wspaniały wynalazek firm farmakologicznych, pieprzenie kotka za pomocą młotka jednym słowem. A może ja jestem taka odporna, nie wiem.
http://www.youtube.com/watch?v=nfp-DRAUN8E
Witam Wszsytkich przy niedzieli. Ja po bankiecie, dlatego tak wcześnie. Byli sledzie, byli homary i wiele innych potrafff!! Dzisiaj z rana zapodam fotografie!! Bonżurrrżurr, bonżurrzur, gra panna Ludwika, bożurrzur, bonzurrżur pięknego walczyka…
Dzień dobry w niedzielę.
Stwierdzam cztery godziny ciszy na blogu. Biedna Alicja z Jerzorem, nie mając odzewu zabawili się ostatecznie sami sobą. I dobrze tak. Bardziej niepokoi mnie brak Nowego. Wszak zapowiadano wczoraj ew. straszne rzeczy na wschodnim wybrzeżu USA. Mam nadzieję, że poszło mu najwyżej po kościach i odezwie się w dogodniejszej porze.
Cisza też na Żabich Błotach. Przyuczyłaś więc Żabo Twoje psy do wychodzenia o cywilizowanej porze, albo się mylę i to jest cisza przed, w czasie albo po burzy.
Nisia może, Echidna? Echidna teraz ma gdzieś 16.00 na zegarze, w sam raz pora na niedzielną leniwość, zwłaszcza po uwzględnieniu tamtejszych temperatur.
Miłego dnia życzy pepegor
O, Cichal, witam w niedzielę nad ranem.
Byłeś więc zabawiany i jesteś jeszcze rozbawiony. Miłej jeszcze niedzieli, jak się wyśpisz.
Pięknie witam niedzielnie.
Cichalu- właśnie zamieściłeś wspaniały mini – reportaż pobankietowy. Dzięki Ci, bo mi się buźka roześmiała od samego rana.
Dziecko Żaby już sobie dawno poszło. „Sznytki” miał spakowane w alufolii i zabrał; do picia sobie niczego nie zrobił i poleciał o suchym pysku.
Witam, witam i o zdrowie pytam…
Tak trzymałam, żeby Nisia zasnęła, ze nawet na piesy to podziałało.
Mnie zima dobiła na tyle, że jednak zadzwoniłam do panienki, która się dobija do pracy u mnie, z pytaniem – bardzo zawoalowanym – kiedy może przyjechać. Zobaczymy jak sprawa się rozwinie. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
lubię niedzielne poranki … 🙂 …. co dzisiaj na obiad szykujecie … ?
Żabo, ja tam nie wiem, czy panienka jest najlepsza do kopania w śniegu. Chłop by Ci się chyba w gospodarce przydał (nie w domu!)
Jolinku – od wczorajszego obiadu została mi gotowana, kwaszona kapusta, więc wyciągnęłam wieczorem śliczne żeberko i teraz je zamarynuję, a w południe upiekę, do tego będą kopytka. Nie mam pomysłu deserowego.
Pyro, Żabo, dzień dobry.
U mnie wyraźnie lepiej, ale stale jeszcze śpię tylko po godzinie i muszę wstać i wykonać parę ćwiczeń pumnologicznych. Zaglądam więc częściej, ale nie zawsze chce mi się coś wpisać. Uzgodniłem z lekarką, że pozostanę jeszcze cały tydzień w domu. Od siedzenia przed kompem doszły bóle kręgosłupa. Jak nie urok… Ale jest wyraźnie lepiej!
Jest i Jolinek!
Dzien dobry!
Pepegor, psy to się, niebogi, podporządkują, jak ja pójdę spac na góre i zamknę drzwi za sobą. Teraz o dla nich nic łatwiejszego jak podejść do mnie śpiącej i przyłupać mi łbem w krzyż, jak od razu nie zadziała, to powtórzyć do oporu. Dożyca jeszcze ma jeden patent -staje tak, że ma pysk nad moją twarzą i trzepie swoją głową, fafle jej latają, umarłego obudzi.
A ja łykam Polopirynę S w sporych ilościach, trochę prewencynie zaziębieniowo, ale głównie z powodu boleści w kościach. Po tym śniegu się chodzi jak po mące kartoflanej, strasznie męczące dla stawów.
Z własnego doświadcznia wiem, ze żebra może się i zrastają w trzy tygodnie, ale bolą dużo dłużej – żebyś się nie dziwił. Ja miałam lewą nogę w gipsie i pasowało mi leżenie na prawym boku, tymczasem z prawej strony miałam złamane dwa żebra i dość długo mi to leżenie na prawym boku nie wychodziło a na wznak spać nie umiem.
Pepegor – będzie lepiej z każdym dniem, ale żebra będą Ci dokuczały raczej długo – spytaj Żaby.
pepegor spytaj lekarza czy jakaś gimnastyka rehabilitacyjna by się nie przydała … ja wierzę w te ćwiczenia z własnego doświadczenia …
ja jem na obiad te gołąbki co je wczoraj zrobiłam …
Pyro, nie ma pracownika idealnego, musiałabym się sklonować, ale jeszcze też wtedy nie byłoby dokładnie to czego potrzebuję.
Umiejętności potrzebne (z grubsza):
– stajennego (codzienny obrządek, karmienie, pojenie, czyszczenie)
– doświadczonego jeźdźca (przejeżdżanie koni, praca z młodymi końmi)
– instruktora (z uprawnieniami, a nuż się ktoś na nauke i jazdę trafi)
– prawo jazdy samochodowe i ciągnikowe (kat. B+E i T)
– pracy z maszynami rolniczymi i ich naprawy
– stolarsko-ciesielskie, hydrauliczne (zbić drzwi, wymienić kran)
– pracownka fizycznego (wykopać, przerzucić, pozamiatać)
– do tego dyspozycyjność, ale żeby tu nie mieszkał (-a) – to się nie da.
Na razie dziewczę jest po studiach zootechnicznych i ma jaką taką praktykę stajenną, i prawo jazdy B. Reszty się musi uczyć. Na zdrowy rozum potrzeba by tu dwóch pracowników, być może nie na cały etat każdy.
Uff, w trakcie zadzwoniła znajoma i gadała 40 minut o problemach z mężem, i rodziną męża. Będę cyniczna: nabiła mi minuty na komórce, bo dzwoniła z innej sieci.
Jolinku,
ja chodzę zwykle raz w tygodniu na tzw. sport. W tym pakiecie jest oprócz 45 min. siatkówki po, przede wszystkim i najpierw 45 min. tzw. gimnastyki izometrycznej. Chodzi tu o raczej mało dynamiczne figury ciała, ale w skrajnych pozycjach, które potem trzeba czasem wiele sekund trzymać. Nasza treserka zawsze mówi, ze chodzi o wzmocnienie jakichś u nas już zanikających mięśni. Ja przy tym zaciskam zęby i buntuje się pytając się po cichu, a po co mi ten akurat mięsień, jak nawet o nim nie wiedziałem. Teraz po tej sprawie wszystkie te mięśnie boleśnie sobie przypomniałem i myślę, o ile może by mnie mniej bolało, gdyby te mięśnie pozostały trochę mniej rozwinięte? Jak strach przed nieuchronnym bólem zamienia moją klatke w żelazny pancerz to pytam się, czy warto było hodować te mięśnie.
U mnie dzisiaj piersi z kurczaka. Są świeże pieczarki, a calvadosa jeszcze nie wypiłem doszczętnie. Będzie coś a´la….
Dzień dobry, słoncznie i niedzielnie 🙂 Wczoraj wieczorem zrobiam faworki wg przepisu Pyry, ciasto wyszło świetne, elastyczne, łatwo sie wałkowało, ale z przepisu p. Barbary dodałam łyżeczkę proszku do pieczenia i łychę spirytusu no i to 15-minutowe tłuczenie. Wyszły wybornie, są tak delikatne, kruche, takie ach! Te trudy to w związku z dzisiejszym obiadkiem rodzinnym, głównym daniem będzie gulasz z grzybami, podany z kluskami kładzionymi, brokuły i surówka najpewniej z marchwi, jabłek i chrzanu.
Moje psy też mają swoiste metody budzenia, albo mokry nochal dotykający policzka, ucha, jak nie pomaga, to „niedźwiedzia” łapa idzie w ruch i to już nie są przelewki, takie pacnięcie stawia człowieka do pionu 🙂
Barbara – ja będę smażyła faworki dopiero w przyszłą sobotę. Proszku nie będę dawała; może ten spirytus? One zawsze wychodzą. Chwała Babci Annie!
pepegor to chyba nie o „hodowanie” mięśni chodzi tylko by były sprawne i kręgosłup oraz inne kości i stawy trzymały w normie … być może tu trzeba gimnastyki ukierunkowanej i codziennej …
Ja z doskoku: ze złamaną kością trudno się gimnastykować, tu jest potrzebny spokój i BRAK ruchu i obciążeń dopóki się na zrośnie, a żebra i tak się ciągle ruszają.
Żabo ja o gimnastyce po a nie w trakcie …
Jolinku,
z tym ?hodowaniem? źle kojarzysz. My nie od tych grubych karków, a raczej stateczni panowie, którzy lubią sobie pograć w siatkę. I chodzi faktycznie tylko o utrzymanie ogólnej sprawności. Tylko że ta teraz może trochę przesadza z tą izogimnastyką. Ja się właściwie tylko trochę przekornie skarżyłem na na to, że mam wiedze o rzeczach, o których może lepiej było nie wiedziec. Bo myślę, że te moje może trochę lepiej ustawione mięśnie mi w mojej teraz sytuacji w ogóle nie pomogły, a kto wie, może mnie bardziej nawet usztywniły. Wiem np. ile bólu sprawia mi każdorazowe położenie się do łóżka. Kładę się więc i spinam na maxa całą klatkę. Ból przy tym, jakby mnie ktoś w plecy kopnął. I potem tak leżę i trzymam tą spiętą klatkę i nie mogę się rozluźnić bo wiem, że ta faza będzie znowu tak samo bolała. Od tego częstego spięcia dostaję np. punktualne bóle w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. To maleńkie ?niedorozwinięte? mięśnie dostają chyba skurczu od niezwykłego wysiłku, albo coś takiego.
Rozumię też to co chciałaś powiedzieć, bo moja LP jest wuefistką i jestem w temacie. Zresztą, przez nią jestem w tej grupie, bo ona ich też już tresowała.
Idiotyczne ?????
Pepegor,
nie wmawiaj sobie, że jako sflaczały bezmięśniak czułbyś się lepiej po takim wypadku 🙄 Wszystkie mięśnie, jakie masz, są do czegoś potrzebne, choćby do utrzymania się w pionie i niezamienienia w tłusty worek z kościami i jelitami 😉
Myślę, że Twoje aktualne dolegliwości fizyczne potęgowane są przez stres związany z głodem nikotynowym, ale to minie i będziesz się na koniec cieszył, że wypadek zmusił Cię do podjęcia decyzji o niepaleniu. Tak czy siak, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło 😉
Życzę dobrego dnia i udaję się na narty do doliny Lauterbrunnen. Pogoda taka sobie, nic nie widać, bo mgły zalegają nisko, ale gdzieś tam, podobno, prześwituje słoneczko 🙂
Helou, helou, witam wszystkich, to ja, wyspana Nisia. Żabo, Alicjo, jesteście lepsze od melatoniny, pomogło, spałam jak człowiek od trzeciej do dziesiątej trzydzieści, kiedy to moje psy wlazły mi na głowę (typowe, sądząc z Waszych opisów). Kawka już wypita, teraz śniadanko pod Lożę Prasową. Jak oglądam naszych polityków, to mi się wydzielają dodatkowe soki trawienne.
😆
333d – to chociaż napiszę o moim żurku, który czeka na mnie od wczorajszego wieczoru, kiedy to okropnie zmarzłam i zrobiłam sobie na rozgrzanie – robię go na papierkowych Winiarach instant, ale dodaję ziemniaczki, kiełbaskę, skwareczki z cebulką, ew. jajko. Doprawiam majerankiem, cytryną, żeby był kwaśniejszy i czosnkiem „na wydaniu” jak mawiała moja mama. Drugie danie obiadowe niepotrzebne i chyba niewskazane. Ale zimowa zupka jest jak nie wiem co. Wczoraj obeszło się bez aspiryny.
Pepegorze – nie daj się. A jeśli pozwolisz, to Ci powiem, że maść żywokostowa bardzo ładnie pomaga na sprawy kostne. Od czegoś on się nazywa żywo-kost. Podobno legioniści rzymscy zabierali go na wyprawy wojenne, żeby nim leczyć urazy. Pomógł mojej znajomej, którą zaatakowały trzy tiry: czołowo, z boku i z tyłu, cud, że tylko kręgosłup szyjny jej naruszyło. Mnie stale coś boli, więc jestem łasa na takie rzeczy – spróbowałam na swoich stópkach, które mnie nie chciały nosić – i zechciały. Tylko nie wiem, czy wszystkie rodzaje tej maści pomagają – na pewno ta z centrum homeopatii na Miłej w Warszawie. Oni mają jakiś własny patent.
Witajcie,
Laptop z internetem bezprzewodowym to duże ułatwia życie – można nie wstawać z łóżka…
Odrobiłam blogowe zaległości, z przyjemnością posłuchałam Młynarskiego i KBS.
Pepegorze, skoro już wzmacniasz się miodem to może dorzuć do niego pierzgę (pyłek pszczeli) – dobrze działa na wzmocnienie odporności
http://www.apiterapia.biz/pierzga.html
http://www.pasieka.rostkowski.info/pylek.html
A propos, czy ktoś wie co słychać u Zgagi? 3-ci dzień bez blogu – to do niej niepodobne…
Witam, dziękuję za wczorajsze rozpieszczenie,
Nisiu jak Ty zamawiasz sobie tę maść, via interent?
pepegor –
o godzinie 16stej bynajmniej nie leniuchowałam w letnie, niedzielne popołudnie. Chciałoby się lecz nic z tych rzeczy.
Od godzin rannych – wcale nie zerwałam się z łóżka z piosnką na ustach jako ptaszek jakowyś – pracowałam w pocie czoła. I to bynajmniej nie w przenośni.
Przerwa na przedpołudniowy posiłek, później obiad, w tzw międzyczasie krótkie przerwy na odpoczynek. Zakończyłam na dzisiaj jakieś 10-15 minut temu. Na dzisiaj – bo jeszcze nie wszystko skończone.
A teraz czas wypić wieczorną herbatę i spać.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dorotolu, ja po prostu bywam w Warszawie, ale spojrzałam i oto ją masz:
http://www.centrum-homeopatii.pl/index.php?d=apteka
Jest zakładka „apteka internetowa”.
O tej maści powiedziała mi przyjaciółka, śpiewaczka, która właśnie śpiewała Abigail w Nabucco i schodziła po królewsku z wysokich, wąskich schodów bez poręczy, śpiewając, oczywiście. Akurat nawalały jej kolana, więc miała cholernego pietra, co wpływało na jakość arii. Jej też ktoś powiedział, spróbowała i pomogło. Ja potem próbowałam różnych innych, ale nie skutkowały. Basieńka przywiozła mi tę z Miłej i poskutkowało. Może kwestia proporcji. Maść żywokostowa. Po prostu. Leczę nią teraz zaprzyjaźnionego kapitana, któremu stawy nawalają od wilgoci, i znajomego goprowca – obaj chwalą. Mnie pomogło ewidentnie. Tej dziewczynie od kolizji z tirami też. Myślę, że warto spróbować.
Nisiu, zanim napisalam z zapytaniem to se spojrzala na centru i mila ale pod haslem masc.. nie znaleziono wynikow, moze ta masc ma specjalna nazwe?
Też spojrzałam i ze zdziwieniem nie widzę nic. Ona się nazywa po prostu maść żywokostowa i na pewno jest ich własnym produktem. Ostatnio kupowałam zapas dla paru osób, zadzwoniłam tam wcześniej i sympatyczna pani mi przygotowała sześć opakowań. Skontaktuj się z nimi po prostu. Telefonik, mailik. Oni fajni są.
Dzień dobry Szampaństwu!
Ja chyba tę Elitę wyściskam albo co – spałam całe 8 godzin!!! Bez przerwy!!!
Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś takiego mi się przydarzyło 😯
Owszem, rozpiliśmy butelkę wina do i po obiedzie, ale butelka wina takich cudów nie czyni, a bo to niejedną pijaliśmy?!
Musi Elita 😯
A mówiłam… melatonina-szmelatonina…
Spojrzałam na datę – moje dziecko kończy dzisiaj 30 lat – już mówiłam, że to chyba jakieś żarty i ktoś/coś tu łże, spalić zółte kalendarze chyba trzeba, to nie może być prawda. Toż ja przedwczoraj miałam 30 lat!!! Przedwczoraj!!!
Na obiad bardzo typowo polskie – schabowe z tłuczonymi ziemniakami i surówką z kapusty kiszonej (polskiej kupnej, bo mojej jeszcze nie zakisiłam).
Luśnia, ty młocie jeden… 😉
No wiecie co?! 9-ta rano, słoneczko śliczne, niebo błękitne, zaglądam ja na termometr, a tam -14C 😯
O, wielkie zdziwienie…. przecież to dopiero pierwszy tydzień lutego mija 🙄
Kapitanie,
z niecierpliwością czekam na Rejs i to ciepełko przede wszystkim 🙂
O, i jeszcze coś – niech Kapitan się zastanowi i zasugeruje, co szczur lądowy może i powinien zabrać ze sobą na pokład. Zaznaczam, że załoga to zdecydowani minimaliści, żadnych tobołów ani takich tam fanaberii.
Też schabowe, też tłuczone, surówka marchew-seler-por 🙂
Chyba cierpię na nadmiar świeżego powietrza, no, ile to się można tak wietrzyć?
Żabo, cierpisz za mnie 🙁 Siedzę i siedzę i siedzę…
Nisiu,
ciekawe to z tą maścią żywokostną. Ciekawe zwłaszcza, że już starożytni Rzymianie mieli byli ją stosować. Zajżałem do wikipedii i nie ma tam nic na ten temat. Proponuję poczekać aż Nemo wróci z wycieczki i wytłumaczy. U nas ma zastosowanie tzw. końska maść. Podobno faktycznie z tej branży. Żaba będzie wiedziała. No, ale ta jest na wszystko, nawet na zatkane zlewy.
Echidno przepraszam za naiwność. Nie wiem dlaczego, ale niedzielne popołudnia w M. zawsze sobie inaczej wyobrażałem.
Nie czas pomyśleć o dzisiejszym toaście? Pan Lulek się odmeldował!
Poobiednie drzemki dla dojrzałych wiekowo, winny być zakazane. Napcha się taki (a) tego mięska żeberkowego, co to z piekarnika z ziółkami, czosneczkiem i takimi tam (pachniało na kilometr) dołoży do tego kapustki, w której i śliweczka nadobna i jałowiec i grzybek, a żeby kalorii dowalić, towarzyszy temu stosik niewielki klusek kopytkami zwanych, polanych sosem z żeberek i kilkoma łyżkami gorzały podprawionym. No i – powiedziałam – napcha się i senność wielką poczuje, walnie się w piernaty, snią mu się głupoty i wstaje potem zamulony, głupi i nie wie, na jakim świecie żyje.
To już wiecie w jakim stanie jest Pyra, a tu ma 18.00 gość się zapowiedział… Idę.
Stara Żabo,
Stanowczo za dużo świeżego luftu!!!
Haneczko,
czym przyprawiasz tę sałatkę? Ja dość często robię por – krajam w poprzek cieniuteńko, trochę soli i pieprzu i łychę kwaśnej śmietany daję.
Pepegor,
jako stara reumatyczka mam ten koński balsam (tutaj też popularny). Czy działa? Chyba na zasadzie placebo – jak wierzysz, że ma działać, to zadziała.
Nie wiem, na jakiej zasadzie i przy jakich boleściach powinien działać, ale na mnie ani-ni w sensie złagodzenia bólu kości, bo przecież tego co mam, i tak nie wyleczę. Być może rzeczywiście ma jakieś właściwości, które się sprawdzają przy złamaniach i takich tam, nie wiem.
A jeszcze chciałam dodać (stara palaczka była), że jak rzucałam palenie 157 razy i więcej, to raz mi się udało na 3 miesiące, i durna, przy jakiejś okazji znowu sięgnęłam. Dlatego ten ostatni raz, jak już udało mi się wytrzymać tydzień, pomyślałam sobie – o nie! Już tego błędu nie powtórzę i nie sięgnę, za dużo wysiłku mnie to kosztowało i nie może pójść na marne!
Ale wszystko tak naprawdę zależy od motywacji wewnętrznej – ja po prostu miałam DOŚĆ siebie palącej, nie mogłam wytrzymać sama z sobą palącą, że tak powiem. Banał może, ale motywacja to 90% sztuki przezwyciężenia czegoś tam. I najważniejsze – robisz to tylko i wyłącznie DLA SIEBIE, dla nikogo więcej.
Przypomniało mi się, jak to drzewiej niejadków karmiono – no, jeszcze jedną łyżeczkę… za tatusia… za mamusię, za ciocię Gienię… za wujka Lulka… itd.
W sprawie toastu –
ja dzisiaj wznoszę za moje stare dziecko. Niech się spokojnie starzeje, jak musi 🙄
Doroto, Pepegor zerknijcie tu:
http://www.centrumhomeopatii.pl/product/details/ung-zywokostowa-100g.html
ung. to skrót od łacińskiego słowa unguentum czyli maść 🙂
Wróciłam. 15 km niby prawie po płaskim (100 m deniwelacji) ale mi dało popalić 😉 Wszystko przez tych innych biegaczy, nie wypadało się wlec, jak na naszym bezludziu 🙄 Wiecie, co tam się działo? 😯 Dołem zasuwali biegacze na nartach, a górą co chwilę rozlegał się świst i nad głowami przelatywał kolejny base-jumper w kombinezonie jak nietoperz albo latająca wiewiórka i tylko patrzeliśmy – zdąży czy nie zdąży pociągnąć za linkę od spadochronu 🙄 Jeden wylądował 5 m przed nami wprost na śladzie biegowym 😯 Do tego nad doliną krążyli zwyczajni paralotniarze, wśród nich meandrowały helikoptery, do tego dochodził huk lawin spadających z lodospadów na pionowych ścianach doliny… Żadnego spokoju 🙄 Po drodze wdaliśmy się w pogawędkę z dwiema młodymi Hiszpankami na biegówkach i znowu okazało się, jaki ten świat mały. Mieszkają całkiem blisko naszych przyjaciół w Katalonii na podgórzu pirenejskim 😯 Okazało się, że wędrowaliśmy po tej samej górze Montsec 😉 Później na parkingu natknęliśmy się na grupkę 4 Francuzów, którzy właśnie pokonali techniką canioningową słynne wodospady Truemmelbach, które są na wpół jaskinią albo ciemnym pionowym kanionem odwadniającym lodowce masywu Jungfrau. Osobisty od razu przyuważył, że mają lampy karbidowe i liny i wyczuł bratnie dusze 😉 Chłopaki przyjechali z Lyonu na jeden weekend. W kanionie było więcej śniegu i lodu niż wody.
dzisiaj jest Kazia i Kazi ale toast za duzo dziecko czyli Macka i mloda Mame to by sie przydal
za duze
Malgosiu bardzo dziekuje
Pepegor,
widzę, że czekasz na moje trzy grosze, to Ci powiem, że żywokost to jedno z najstarszych ziół leczniczych i nie bez kozery nosi tę nazwę. Jego niemiecka nazwa Beinwell też coś sugeruje. Maści albo żele zawierające w nazwie Beinwell albo Wallwurz na pewno Ci nie zaszkodzą, jeśli nie będziesz zażywał wewnętrznie, a zewnętrznie nie dłużej niż 4-6 tygodni. Bardzo dobrze bowiem robi również fakt smarowania, głaskania i masowania 😉
A mnie tam nikt głaskać nie chce. No czasem się zdarza , od wielkiego święta, w dodatku pod włos.
Idę się podrapać o futrynę w mojej traperskiej chatce.
MalgosiuW., Nemo,
slicznie dziekuje.
Alcjo, faktycznie. Niech bedzie na Wasza pocieche.
A teraz sie wylacze i bede czytal POLITYKE w princie.
Pepegorze, o legionistach dowiedziałam się od pracowników naukowych Parku Krajobrazowego Doliny Dolnej Odry, gdzie żywokostu rosną całe łany. Robiłam tam kiedyś jakiś program telewizyjny i opowiedzieli to jako ciekawostkę. Na wikipedii nie opierałabym się tak do końca jako na źródle. Tam wielu rzeczy nie ma.
PS – oczywiście, do niczego Cię nie namawiam. To Twoje kości.
Ale życzę Ci zdrowia.
Nalezy w sklepie zielarskim zakupić opakowanie suszonego ziela żywokostu a jak jest to i korzenia. Wsypać zawartość do słoika, zalać spirytusem, szczelnie zamknąć. Po kilku dniach stosować do nacierania.
Jak robimy tę miksturę dla koni, to ze skąpstwa używamy denaturatu, śmierdzi gorzej, ale działa równie skutecznie.
„Konskie maści” – przeważnie są rozgrzewająco-łagodzące, zawierają kamforę, arnikę, mięte itp. Raczej pomagają na bóle mięśni.
Jeszcze żywokostowo: wikipedia mówi o tym, że żywokost pomaga w uzupełnianiu ubytków kostnych.
Korzeń żywokostu można też zalać oliwą, podgrzewać w kąpieli wodnej przez kwadrans, odstawić w ciepłe miejsce na 3 dni, odfiltrować i nacierać. Nie wysuszy skóry jak alkohol.
Pepegor potrzebuje maści już teraz, więc może pójść do apteki i poprosić o maść lub żel o znacznej zawartości żywokostu (nie jakieś homeopatyczne niemierzalne ślady) i tym się smarować kilka razy dziennie. Na noc można zrobić okład z grubszej warstwy przykrytej kompresem.
http://zielnik.herbs2000.com/ziola/zywokost.htm
Taki artykuł znalazłam, dość wyczerpujący.
Pyro, czy dziecię prócz sznytki dostało sznekę z glancem?
Alicjo, teraz pędzę na łódkę (nie na łódce). Jak tylko powrócą mi władze umysłowe skomponuję suitę na bagażnyj tiemat.
Łączę ukłony i dokumentację nocnej wyżerki w skrócie. Wypitki nie podaję, bo się wstydam…
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Bankiet#
PS nieprawdą jest, że Kalhua nie pasuji do sledzików w olieju!
Żywokost dobry nawet na zmarszczki 😯 Od jutra wielki skok na apteki 😉
Cichalu,
na ile osób była ta wyżerka? Wygląda smakowicie.
Znowu była kolacja we dwoje!
Kawałek wieprzka upieczony tak jak zwykle. Tłuczone ziemniaki z selerem korzennym i czostkiem oraz fasolka szparagowa na szybko. Do picia tanie czerwone z Burgundii. Tylko proszę mi nie wydziwiać, że tanie czerwone z Burgundii nie pasuje do wieprzka.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę.
P.S.
Zdzierałem odstającą od tynku tapetę w pokoju paradnym w dużym domu i co ja widzę? Na odwrocie tapety znakomicie zachowana pierwsza strona lokalnego dziennika z 22 sierpnia 1882 roku! Zostanie oprawione w ramki – tak, żeby można było oglądać z obydwu stron – a to tapetę, a to gazetę – i powieszone na pamiątkę. Że też nikt tam nie odnawiał przez niemal 130 lat. Sam musi człowiek wszystkim się zająć….
A żebyście wiedzieli, jak do śledzika z cebulką pasuje rum z sokiem tropikalnym!
Alicjo, do tego jeszcze łycha majonezu 😀
ASzyszu, Twój dom to istny Sezam, coś pięknego 🙂
Andrzeju,
co było tematem dnia w tej gazecie? Pisali coś o pierwszych koszach plażowych nad Bałtykiem? Albo o tunelu kolejowym St. Gottarda? A może o śmierci Fiodora Luetke – rosyjskiego badacza Arktyki?
Nemo, to apteka jest homeopatyczna, a maść, jak się zdaje, wcale nie. Pomaga aż warczy. Ja próbowałam przedtem stosować inne, ale ta była lepsza. To ja już więcej nie napiszę, bo będziecie mieli wrażenie, że tam pracuję albo biorę od nich forsę za reklamę…
Żabo,
na moich Bartnikach i w okolicach żywokostu było „do zerzyganio”, jak to krakowiaki i górale mówią – na podanym zdjęciu z wiki kwiatki są cokolwiek przeróżowione (starszawe chyba juz i na słońcu), żywokost miał śliczne ciemnoniebieskie kwiatki, oczywiście z czasem zmieniały kolor, nasze żywokosty rosły w półcieniu, bardzo długo trzymały ten niebieskawy kolor. Tak się rozbisurmaniliśmy (Luśnia, ty młocie jeden!), że suszyliśmy tylko korzenie.
Ano właśnie. Na kości mało co działa, poza ruszaniem się. Staram się, staram! No przecież biegam za róg, a to jest wiadomo, ile kilometrów! Dobrze, że po płaskim 🙄
Jak trzeba, to po górkach też pobiegam, ale potem stawy wysiadają, kości bolą, nie wiadomo, jak się ułożyć do snu, ale to na krótko, czyli… potem dalej boli, ale już nie tak intensywnie.
Nie mam doświadczeń w temacie połamanych kończyn, Jerzor jakieś tam miał, ale zagoiło się jak na Radyjku Pyrowym i nawet o tym nie pamięta teraz.
Dodam, że to było tak dawno temu, że prawie nieprawda 😯
Tak długo, jak u ASzysza, to nie, ale… Moja Teściowa zmarła w 1977r i odziedziczyliśmy po niej ładne meble do sypialni – te z marmurowymi blatami i lustrami. Robiąc porządek w bieliźniarce zauważyłam, że półki wyłożone są mocno pożółłym kartonem; wyciągnęłam żeby zmienić na biały papier, a na odwrocie tego kortonu był plakat wyborczy do rady miejskiej st.m.Poznania z 1930r. Niestety, nie dało się złożyć całości, były tylko 3 ćwiartki (3 półki). Bardzo się różnił od współczesnych – przede wszystkim nie miał grafiki, fotografii itp tylko czcionkę drukarską różnej wysokości, duże nasycenie czarnej farby i o ile mogłam się zorientować, wściekle narodowo chadecką proweniencję. Szkoda, że nie dało się przeczytać wszystkiego.
Cichalu – dziecię szneki nie dostało, bo leciało świtem i kto miał mu kupić w niedzielę?
Nisiu,
to nie było a propos Twojej propozycji. Maści są różne i trzeba patrzeć na składniki, bo mogą być rzeczywiście w homeopatycznych ilościach, a cena wręcz przeciwnie 🙄 Pepegor nie pojedzie do Polski po tę maść, tylko pójdzie jutro do niemieckiej apteki i tam ma pilnować, co mu wcisną 😎
ASzyszu ale cudo na ścianach … 🙂
o to maść dobra na wszystko … ja odkryłam niedawno maść z witaminą A na zmarszczki … pięknie pachnie i tania jak barszcz … 🙂
gołąbki mi wyszły pychota …
dzisiaj sobie zrobiłam SPA domowe i czuje się jak z salonu piękności …. 😉
nemo,
Jeszcze nieco trzebaby tę gazetę oczyścić z resztek tynku ale – jak widać na załączonym obrazku tematem dnia były zmiany etykiety…
Chodzi oczywiście o zmianę etykiety na butelkach z piwem z miejscowego browaru. Zmieni się zarówno tekst – czyli nazwa piwa – jak i kolor. Na niebieski.
Dobre czasy, skoro tematem dnia była zmiana etykiety 🙂
Gazeta ta została założona w 1879 roku i istnieje do dziś.
Jedną z aktualnie zamieszczonych tam wiadomości jest ta o ujęciu 20-latka który w nocy z soboty na niedzielę przywalił drugiemu siekierą w plecy. Skończyło się jedynie na lekkich obrażeniach….
A w Bukowinie na weselu pół wieku temu do utrupienia weselnika wystarczyła sztacheta, a te Szwedy nawet siekierą nie potrafią…
Eeee tam,
Oni się tylko tak przekomarzali…
ASzyszu 😯
Ja powinnam w malutkim korytarzyku zedrzeć jedyną tapetę w domu, zresztą przeze mnie baaaaaaardzo amatorsko położoną (przyklejoną). Tam było ciemno i dla mnie to była próba. Doszłam do wniosku, że lepiej pomachać pędzlem i już się z tapetą nie wygłupiałam.
I jeszcze coś… nikt nie wie ( i nie pyta), dlaczego w tym przedpokoju wiszą 2 spore zdjęcia, nawet nie ma tam dobrego światła…
Otóż któregoś dnia w stosownym momencie walnęłam pięścią w ścianę, zapominając, że to nie ściana ceglana 🙄
Przykryłam zdjęciem, a drugie powiesiłam dla towarzystwa, żeby nikt się tym pierwszym nie zainteresował, po jaką cholerę tam wisi.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1536.jpg
Że nierówno? No przecież mówię – ćwiczyłam 😉
Ale tapetę trzeba już zerwać, dziurę załatać i w ogóle coś w tym korytarzyku zrobić. Musi być na jasno, bo to jest korytarzyk ciemny.
to zdrowie jubilata i rodziców dumnych … 🙂
Zdrowie trzydziestolatka z Toronto!
Na to, aby Alicja i Jerzor nie czekali dlugo na wnuka!
Piękny wiek, przyłączam się serdecznie do toastów i życzeń 🙂
W górę szklanki; Maćka zdrowie
Pani, która nas nawiedziła (właściwie Młodsza, dlatego po grzecznościowej godzinie mogę pisać na blogu) jest niesłychanie ekspansywna, głośna i dosadna. Jak do tej pory pełne entuzjazmu sprawozdanie z życia genialnych (10 i 16 lat) dzieci zajęło 1,5 godziny. Nie wiem, jak to jest – mnóstwo znajomych ma genialne dzieci, a moje zawsze były zwyczajne – fajne bachory ale nic cudownego. Uważam to za wielką niesprawiedliwość losu.
kod 1919 – zdrowie Macka i jego Rodzicow!
Zdrowie, i owszem!
Co do wnuków, ja nie mam presji, jak będą chcieli, to będą mieli – i fajnie, gdyby co, to będę babcia na stosowną odległość!
61bd
Chciałem napisać że mój dom został ukończony w 61 i jest to bd rocznik. To na początku to oczywiście kod. Dzieła Lenina co leżą na poddaszu jak zamuruję drzwi będą straszyć przez następne 50 lat albo i dłużej.
Może dorzucę jakiś Świerszczyk. Niech ludzie wiedzą czym zajmowała się młodsza młodzież.
Ciekawe tylko co stało się z pozostałymi książkami z mojej komunistycznej biblioteki: Tow. Stalin o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, Przemówienia Tow Bieruta, i takie tam inne.
Przeczytałem prawie wszystko. Czytałem ze zrozumieniem, czy jako kompletny idiota nie byłem w stanie pojąć najlepszego z ustrojów , tego już nie pamiętam.
Misiu,
dobry rocznik nie jest zły, ja znam starsze i tez uważam, że dobre, a niektóre nawet bardzo 😉
A propos świerszcyków… nie, nie tych, co myślicie, panowie, tylko prawdziwych pisemek dla dzieci, otóż „Świerszczyków” jako takich nie mam, ale mam bardzo stare półroczne wydanie „Płomyków” z lat trzydziestych.
Muszę to kiedyś zeskanować, jest już w strzępach, bo kartkowałam to za często – i nie tylko ja – a ciekawe, jak teraz poczytać, dla mnie zupełnie inna epoka, inny swiat, no i herezje wypisywali tam przeokropne 😯
Herezje, kiedy czytałam to i chodziłam do szkoły, nic mi sie nie zgadzało i nie było kogo zapytać o rozbieżności historyczne, i człowiek tak instynktownie wiedział, że o pewne rzeczy nie nalezy pytać, a w szkole – nie daj Panie…
Hej szable w dłoń… duszyć rupy tarara tarara!… 🙂
Luśnia, ty młocie jeden, dawaj tu do stoła!
– Azja, zejdź no z tego pala
– Kiedy mi się nie chce ….
– Podejdź, zapłacimy ci
– Eee, i tak jestem nadziany..
Dariusz… 🙂
Witaj przy stole! Ja sie tak dużo wczoraj nasłuchałam (10 odcinków), ze nie wszystko spamiętałam. *Zmarszczków* śmiechowych na gębie mi przybyło, a przybyło! Chyba wniosę skargę…
Ale lepsze takie, niż zmartwieniowe 😉
Droga Alicjo!
Czyżbyś sugerowała ,że mam w domu jakieś niecne pisma i wydawnictwa?
Płomyk i Świerszczyk tylko takie tytuły znam z wczesnej młodości . Czasem tylko nawinie się pod rękę Żołnierz Wolności lub Trybuna Ludu. Wszak zostałem wychowany w moralności socjalistycznej. Zupełnie jak t.. tfu kolega Okoń. A gówna w krzakach nad Narwią nie zostawiam , wiozę do domu . Zupełnie jak kolega Okoń. O czym z przyjemnością donoszę i bardzo serdecznie państwu dziękuję , bardzo serdecznie.
Misiu,
ja tylko grzecznie zapytowywałam i nic nie sugerowałam, tylko zaznaczyłam, o jakie czasopisma mnie się rozchodzi, żeby nie było jakichś skojarzeń… no co Ty!?
Co do guana nad Narwią (…) Bugiem i Pilicą… też nie zostawiam 😯
http://www.youtube.com/watch?v=GGMWiDVmpAs
Wpuściłeś mnie, Misiek, w nostalgię, o!
http://www.youtube.com/watch?v=9w5HmUJfgZA&NR=1
No… nie da się przy tym podrygiwać 😉
Świetny był Czesiek…
http://www.youtube.com/watch?v=fdNKF-3nuBI&feature=related
Do poprzedniego miało być „nie da się przy tym nie podrygiwać”.
No i San Remo! 🙄
Amore, amore, amore….
http://www.youtube.com/watch?v=X6AH5ATOM3Y&feature=related
O psiakość… tego nigdy nie słyszałam 😯
http://www.youtube.com/watch?v=oyXjh5xTZhU&feature=related
Tu słowa trzeba byłoby odwrócić nieco – ta piosenka ZAWSZE kojarzy mi się z Tobą, i z Twoim odjazdem do woja. I z tym krótkim, co było przed – nic nie było, ale było.
http://www.youtube.com/watch?v=J33wGFtgt_4&feature=related
…nie, nie było to „Przyjedz mamo na przysięgę!” (to dla wtajemniczonych, poprzednie też 🙂 )
Cholera, kto to youtube wymyślił?!
Człowiek chce sie oddalić, zająć i tak dalej, i nie może, bo jak jedno się skończy, to drugie ćwierka. Aparat do bani? 😯
No i dalej zasiadamy, teraz będzie znowu Luśnia, ty młocie jeden!
Ide po chusteczki do obcierania tych śmiechowych…
widzę, ze pepegor śpi i Nisia śpi, i Stara Żaba tez będzie spać…
Nisia jeszcze nie śpi, jeno pracuje, ale chętnie w rewanżu kciuki potrzymam za tych, co już poszli w podusie. Ja jeszcze z godzinkę…
Alicjo, masz rację co do You Tubki, Luśnia, ty młocie, nie chciałam, ale wpadłam i zamiast pracować, to słucham… Precz. Wracam do roboty!
Młody Stuhr na Tubce też jest fajny. I stary – jak jeszcze był młody…
http://www.youtube.com/watch?v=Xk2UVDgpTNc
…postulowałam… uśmiercić youtubę!
Chusteczki od śmiechowych znowu poszły w ruch, tutaj świetny młody od tego młodego starego. No przecież perełka… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Cz0tJMn2nOc&NR=1
No co ja za to mogę, że mam taki prowincjonalny gust 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=bQWIB9ejgk4&feature=related
No właśnie tego Holoubka Ci chciałam polecić, Alicjo…
Teraz ja idę spać. Dobrej nocy!
Ha ha, Nisiu!
Ojej, ja też już powinnam iść spać, a ciągle coś kabaretowego podsłuchuję, zamiast dozować sobie spokojnie.
Luśnia, młocie jeden… młocisko takie…
chłe chłe… chłe…
Hej szable w dłoń
duszyć rupy tarara tarara…
No to letę w tego tam morfeusza Jerzora objęcia. Troszki chrapie, ale wyrko zagrzał, objęcia są (taki zaspany, że się nie zorientuje) a jakby co, to dziabnę łokciem.
Hej, szable w dłoń… 😉
Dziń dybry!
Ach, takich mężów już chyba nie ma… – tylko w bajkach 😉 🙂
Chociaż… – wspaniała Żona – Mężowi korona… 🙂
W sumie – śliczne i inspirujące!
🙂 🙂 🙂