Rozpasane Ostatki
To był całkiem udany karnawał. Trwał też odpowiednio długo. Ale wreszcie dobiegł końca i dziś ostatki. Mam nadzieję, że będą równie przyjemne jak te kilka minionych tygodni, podczas których bywaliśmy i w gościach, i na kolacjach w sympatycznych restauracjach. A i w naszym domu odbyło się kilka smacznych przyjęć.
Nasze ostatki staną pod znakiem dziczyzny. W ten sposób wyczerpiemy zapas kupiony od myśliwego z sąsiedniej wsi i przyczynimy się do zmniejszenia problemu, jaki stanowią dziki. Choć prawdę mówiąc nasi sąsiedzi-rolnicy specjalnie nie narzekają na szkody robione im w kukurydzy, tylko po prostu składają, gdzie należy, papiery i potem odbierają odszkodowania. A my, gdy po polowaniach (w których rzecz jasna nie uczestniczymy) kupujemy udźce i łopatki – zapełniając zamrażarkę.A teraz jest okazja do przyrządzenia dziczego udźca. Leży on w wielkiej brytfannie i nabiera kruchości oraz ziołowego aromatu. Za parę godzin zaś trafi do piekarnika.
Udziec dzika szpikowany czosnkiem
Udziec dzika, główka czosnku, po szczypcie oregano, hyzopu i tymianku, 3 jagody jałowca, olej, sól, pieprz
Na marynatę: 250 ml czerwonego wytrawnego wina (licząc na 1 kg mięsa), 250 ml wody mineralnej niegazowanej, 3 łyżki octu winnego, 1 cebula, 1 marchew, 1 pietruszka, gałązka tymianku, 5 ziaren pieprzu, 2 goździki, liść laurowy
Marynowanie: przesmażyć warzywa pokrojone w plasterki na oliwie. Zalać winem i wodą. Dodać przyprawy. Zagotować i ostudzić. Zalać udziec, by był cały zakryty. Trzymać w chłodnym miejscu przez 3-4 doby, przewracając co 12 godzin.
1. Wytrybować z udźca kość. Oczyścić z błon i zalać marynatą. Po pierwszej dobie dodać oregano, hyzop, tymianek i jałowiec. Na godzinę przed pieczeniem posolić, natrzeć świeżo zmielonym pieprzem i olejem.
2. Udziec oczyścić z przypraw. Obrać główkę czosnku, ząbki przeciąć wzdłuż. Ostrym nożem wywiercić w mięsie głębokie otwory i umieścić w nich ząbki czosnku. Naszpikowany czosnkiem udziec piec w piekarniku w temperaturze 220°C (w zależności od wielkości od 1 do 2 godz.).
Komentarze
dzień dobry ….
poczytam wieczorem bo muszę iść ….
Dzik jest dziki,
dzik jest zły,
dzik ma bardzo wielkie kły…
Mięso z dzika – bardzo dobre. Jedliśmy już dziczyznę przygotowaną przez wielu Blogowiczów i za każdym razem było to nader przyjemne doświadczenie.
Ciężko poszkodowana przez dziki jest Eska i Wujek Leszek – duże straty na polach, a na dodatek zwierzaki uznały, że cały teren należy do nich i pałętają się po obejściu, a raz nawet zaatakowały Leszka. Urząd nie taki skory do zapłaty, bo wokół roszczeń więcej, niż pieniędzy, miejscowi myśliwi nie mogą strzelać – nie ich rewir łowiecki – ci zaś z rewiru (koło wojskowych z Mirosławca) ma co robić, żeby uporać się z dzikami wokół lotniska. I tak dziki okupują otoczenie naszej Koleżanki. Stanowczo sympatyczniej to swtorzenie wygląda na półmisku.
Piotrze, a potem co? Na zimno czy na gorąco? A jeśli na gorąco, to w tej samej brytfannie do piekarnika?
Kiedyś rączo zmykałam przed dzikiem, a raczej lochą. Nie żeby mnie goniła lecz w otoczeniu warchlaków (prześliczne) oceniłam sytuację na wyjątkowo niebezpieczną.
Grzybki sobie zbierałam, po lesie chadzałam i na polance napotkałam sielski obrazek: locha z małymi w poszyciu ryła. Małe jak to małe rozłaziły się dokoła chrumkając śmiesznie, a locha od czasu do czasu zaganiała towarzystwo. Długo nie czekałam, dałam nura w las.
Powracając do tematu sprzed kilku dni. A raczej wałkując go jeszcze raz:
Alicjo – malachit odnosił się do koloru nie do materiału z jakiego został zrobiony wałek. Chyba jasno to wynikała z mojej wypowiedzi – i tu „cytyta”: „Posiadam taki sam Alicjo, jedyna różnica to kolor. Malachitowy taki”. Dokładniej, surowiec z jakiego został wykonany to zielony marmur.
Echidno, a teraz przepis jest jaśniejszy, bo go poprzestawiałem?
O tak. Źle zrozumiałam poprzednio. Stąd moje pytanie.
I oczywiście dziękuję.
A dlaczego to Zwierzaczek jeszcze nie śpi?
Dzisiaj w domu dzień techniczny: tu przykręcić, tam wykręcić, to wymienić, tamto zmienić – na podłodze zostały 3 nity, na moje oko 3 mm – nie wiadomo od czego i do czego.
Bo nocne zwierzątko.
Mam już przepis na pieczony boczek. Ale podam jutro. Duuużo pisania.
Małgosiu-zatem opowiadam:
Pierwszy raz byłam w Hiszpanii w roku 1986.To bardzo odległe czasy.Z ówczesnej wędrówki zapamiętałam Alhambrę,katedrę w Kordobie i Plaza Mayor w Madrycie.
Teraz zwiedzaliśmy tylko Andaluzję i to aż nadto wystarcza na tydzień pobytu.Zabytki tego rejonu,jak ogólnie wiadomo,rzucają na kolana,a niektóre małe miasteczka oczarowują swoim klimatem i niezwykłą urodą.Oczywiście,że nadal kocham Francję miłością wielką,większą i największą 🙂 ale do Hiszpanii też chętnie wrócę,może znowu za jakieś parę lat.
Co do kulinariów to a propos dzisiejszego tematu trafił nam się któregoś dnia całkiem smaczny gulasz z dzika,a poza tym była oczywiście paella,rewelacyjne krewetki piri piri,bardzo dobre małże w sosie pomidorowo-paprykowym oraz zupa z ciecierzycy z kawałkami różnych podrobów.
Jako,że Jolinek zaraz zapyta mnie o zakupy 😉 to od razu,jak na spowiedzi wyznam,
że w walizce spakowanej do Warszawy znalazła się: oliwa bio,rodzynki suszone na słońcu,chleb z fig,butelka Malagi oraz zimowo-jesienną sukienka dla Latorośli za całe
5 euro,bo kto by się skorzystał z takiej okazji!
Fotoreportaż w opracowaniu…
-20c
Echidno,
ciekawe, czy w Ermitażu mają wałek z malachitu…jak ich stać było na wysokie kolumny, to co tam wałek do ciasta – drobnostka 🙂
Nisia narobiła mi smaku na Dar i pół nocy nie spałam, wspominając. Wyprawę sprzed 5 (!!!) laty z Cichalem też…
No nic – do roboty!
Danuśka bardzo mi miło 🙂 W Hiszpanii byłam dwa razy, w Barcelonie zachęcona klimatem z Cienia Wiatru i bardzo mi się to miasto podobało, chociaż wymarzłam tam w okropnie w czasie jakiegoś długiego weekendu majowego. Potem już wakacyjnie w Torrox niedaleko Nerja. Zwiedzaliśmy wtedy wypożyczonym samochodem Malagę i Mijas, piękną Rondę , a we Frigilianie testowaliśmy tinto di verano w wielu miejscach 🙂 Była też oczywiście Granada i Alhambra, Cueva de Nerja i Balkon Europy. Miło te wakacje wspominam.
Małgosiu-widzę,że wędrowałyśmy bardzo podobnymi szlakami,u nas dodatkowo Sewilla,
Kordoba,Gibraltar i Kadyks.W Granadzie niewiele brakowała,a straciłabym portfel.
Mój plecak został już w połowie otwarty,ale na wierzchu leżała parasolka,która chyba w dużym stopniu utrudniła zadanie złodziejowi.Portfel,który leżał pod nią był zupełnie niewidoczny.Jak to dobrze,że tego dnia pogoda była niepewna i zabrałam ze sobą parasolkę!
Uff, to miałaś szczęście. Plecaczki choć wygodne, bywają niestety pokusą dla złodziei.
Właśnie,na następną wycieczkę wyposażę się trochę inaczej.
Całkiem pewnych środków przeciwko złodziejom nie ma. Młodszej kiedyś odcięto torebeczkę noszoną na szyi – został tylko kawałeczek rzemyka. Nie zauważyła nawet kiedy to się stało. Mnie rąbnięto kiedyś portmonetkę z głębokiej. kieszeni w prochowcu. Młodsza ostatnio parceluje dokumenty, pieniądze, karty w kilku różnych miejscach, a to co musi być pod ręką jest w sakiewce po wewnętrznej paska od spodni.
Siostry i Bracia Gadżeciarze z Małgosią na czele! Ma ktoś frytkownicę? Kupiłam sobie taką malunią, na litr oleju, bo chcę robić krewetki i kalmary w tempurze. Oraz warzywa w tempurze. Oraz co podleci w tempurze. Instrukcja jest głównie po hiszpańsku i portugalsku. Czy takie frytkownice mają jakieś tajemnice, o których powinnam wiedzieć???
Ostatki, ostatkami; Podkoziołek, podkoziołkiem, ale to Światowy Dzień Kota. Nasi Blogowicze mają kota (i koty).
Nemo ma 2, Haneczka – 2, Magdalena – 3, po jednym Pepegor, Alicja, Stara Kota M. – też ma (jak sam nick wskazuje) jakiś kot jest u Irka w domu i kilka kotów u Dziedziczek. Jolinek i Zgaga mają koty okresowo, kiedy właściciele wyjeżdżają. U Jagody mieszka stary Sokrates. Za pół godziny Pyra spełni toast za futrzaki i ich personel.
Nisiu – miałam kiedyś frytkownicę, może nie malunią, tylko średnią i o ile dobrze pamiętam cała tajemnica jej obsługi była objaśniona na obudowie pismem obrazkowym. Pewno z Twoją jest podobnie.
Nie jest, Krysiu, stąd problem. Ja się generalnie domyślam, w czym rzecz, chodzi mi o to, czy ONE, znaczy frytkownice, nie mają jakichś zahaczek dla wtajemniczonych.
Moja f. jest firmy Jocca.
Frytkownica znaleziona w Saragossie. Tego w kinie nie grali.
Mam frytkownicę, ale pewnie już kilkanaście lat stoi nie używana, jakoś jej nie pokochałam. Nisiu nie pomogę, bo to moje to zabytek, nie lubiłam jej przez ten zużyty olej, co to nie wiadomo co z nim zrobić.
Mój syn ma 2 koty 🙂
Witam, Nisiu Doris? To gratuluję.
Głos Wielkopolski ogłosił konkurs na „Kota Roku” z Poznania. Publikują 157 zdjęć. Chyba zgłupieli – kocięta, kociaki, dostojne stare kociska, dachowce, przytulaski schroniskowe, arystokraci i koty półkrwi, a wszystkie przez personel fotografowane w sympatycznej pozie albo z miną, że klękajcie narody. I ja mam głosować? Mówię, że zgłupieli.
Pyro,
zajrzyj do poczty.
A co do dzików – w mojej najbliższej okolicy nie widuję ich, ale w gdyńskich dzielnicach położonych przy lasach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego/ przewaga buków/ jest z nimi wiele problemów. Niszczą trawniki, podchodzą pod domy, co jest najczęściej winą dokarmiających je mieszkańców. W ubiegłym tygodniu w krzakach w pobliżu bloków oprosiła się locha. Rodzinka ulokowała się tam na dobre, a odpowiednie służby obmyślają plan ewakuacji. Pojedyncze dziki są często odławiane i wywożone do odległych lasów, ale rodzina dzików to jednak większy problem.
Nisiu – wyszukałam frytkownicę tej firmy i z boku miała jakieś znaczki. Ja miałam deLongi i nie miała żadnych haczyków tylko nastawianie czasu pieczenia. Bardzo prosta w obsłudze. Myślę, że Twoja też nie ma specjalnych tajemnic. Musisz rozpoznać bojem.
W dorocznym plebiscycie Radia Gdańsk na najsympatyczniejszego zwierzaka zwyciężył kotek, o którego wyglądzie trudno coś powiedzieć, bo prawie go nie widać. Myślę, że o zwycięstwie w tego typu konkursach decyduje mobilizacja rodziny i znajomych, niekoniecznie zaś wygląd kandydata. Dla mnie wszystkie są sympatyczne, przynajmniej na zdjęciach. http://radiogdansk.pl/index.php/konkursy/item/21407-koty-gora-sprawdz-wyniki-plebiscytu-na-najsympatyczniejszego-zwierzaka-pomorza.html
Te znaczki rozumiem, chodziło mi o to, czy frytkownice nie miewają jakichś mrocznych tajemnic. Wygląda na to, że nie miewaja.
Yurku, Doris? Nie ma imienia na pudełku, moja mała biedaczka. Ani na korpusie. Ani na kwicie. Ale wygląda jak Doris z internetu.
A czemu gratulujesz? Cudo jakieś?
MałgosiuW. Wlej zużyty olej do baku jakiegoś zaprzyjaźnionego posiadacza samochodu na ropę. Będzie zachwycony! (I posiadacz i samochód)
Mogłabym wlać do baku małżonkowi, ale nie wiem jak długo by nim pozostał 🙁
Nisiu, lubię jak ktoś ma coś nowego. Cudo takie podobne używam, patelnia. Urządzenie poszło w dobre ręce za dużo miejsca zajmowało i ktoś też miał radość. cichal,czy na pewno?
Yurku. Raczej tylko w lecie i pewien procent baku. Sadzę, że Małgosia nie zużywałaby więcej niż 2l. Bez problemu. Ja nie „frytuję”, ale jak ktoś da?
@Nisia,
Nie wiem czy chodzi o tą litrową, ale proszę zerknąć w
http://issuu.com/qualimail/docs/manual_instrucciones_freidora_1_lit
W dalszej części jest angielska i francuska wesja.
Yurek, to tu się zgadzamy. Też lubię, jak ktoś ma coś nowego. Na przykład ja. Ale niekoniecznie.
Dzwoniła – NIESTETY – zaprzyjaźniona galeria biżutowa z komunikatem, że bedą na Szantach. Chyba będę miała nowe biżu. A tak chciałam przestać! Ale oni robią z prawdziwych, żywych minerałów, a ja nie jestem w stanie oprzeć się kamykom…