Za tych, co na chmurce

Taki toast urodził się na jubileuszowym zjeździe blogowiczów na poznańskiej Śródce. Jubileuszowym podwójnie, bo dziesięć lat blogu (minie 14 sierpnia) i dziesiąty zjazd (pierwszy odbył się w Kórniku we wrześniu 2007).

Nie doczekał tej rocznicy Gospodarz blogu, który odszedł pięć miesięcy temu. Nie doczekała też Pyra – blogowa „mamusia”, która zawsze zgarniała i liczyła stado, łagodziła kłótnie, służyła wsparciem. To ze względu na nią zjazd został zaplanowany w Poznaniu, cieszyła się nań bardzo, jeszcze trochę doglądała przygotowań, dopytywała się np. o zjazdowe znaczki. Zmarła niedługo po Piotrze.

W ciągu ostatniego roku odeszło jeszcze dwoje ważnych blogowiczów: Nisia, czyli Monika Szwaja, nie tylko autorka poczytnych książek, ale też dzielna i waleczna miłośniczka szant, morza w ogóle, roślin, muzyki poważnej i dobrego jedzenia, oraz kanadyjski Placek – wielki erudyta, którego wypowiedzi bywały same w sobie literaturą, czasem nawet dość hermetyczną. Wciąż też blogowa społeczność pamięta zmarłego parę lat temu Pana Lulka, czyli Jerzego Bogdanowicza, człowieka niezwykle barwnego o nietuzinkowym życiorysie, który mieszkał w austriackiej Burgenlandii i obdarowywał nas słynną gruszkówką.

Za te pięć osób, które były solą tego blogu, odbył się na zjeździe szczególny rytuał, którego pomysłodawcą był paryski Sławek. Na stole stanęło pięć kieliszków, szampan i truskawki. Świeczki zostały zapalone, szampan nalany do kieliszków – a także wszystkim zjazdowiczom. Sławek z pełnym swoim kieliszkiem podszedł do tych pięciu i stuknął się z nimi po kolei, mówiąc: „Pyra”, „Nisia”, „Piotr”, „Pan Lulek”, „Placek”. I to wszystko. Świeczki paliły się przez cały wieczór. A my napiliśmy się „za tych, co na chmurce”.

Nie było to jednak spotkanie żałobne. Było poza tym pogodnie, wesoło, towarzysko – i smacznie. Blogowa społeczność już przez te lata dobrze się poznała i polubiła, i wirtualnie, i w realu, także dzięki wszystkim poprzednim zjazdom. Trzeba więc było się nasiedzieć i nagadać, co było nawet ważniejsze od wszystkich pyszności przywiezionych przez uczestników. Pod poprzednim wpisem część tych pyszności została wymieniona (największa obfitość przejawiała się w dziedzinie alkoholi, przede wszystkim własnoręcznie robionych nalewek, ale też markowych trunków). Atmosferę można też ocenić po wrzuconych tamże zdjęciach (także moich). Zjechali się blogowicze z Poznania, Warszawy, Gniezna, Gdyni, Ostrołęki, Świnoujścia, Żabich Błot, spod Hajnówki, a także z Paryża, Wiednia, Hanoweru i kanadyjskiego Kingston.

Niestety zabrakło Barbary Adamczewskiej, która miała też przyjechać, ale się rozchorowała. Jednak nie zabrakło rozmowy o przyszłości blogu, w tym relacji jednego z blogowych kolegów z rozmowy z nią na ten temat. Są pewne pomysły, burza mózgów trwa. Redakcja POLITYKI ze swej strony zapewnia, że jest otwarta. Najważniejsze, że każdej ze stron zależy na tym, żeby blogowa społeczność przetrwała, żeby wartość, jaka się tu wytworzyła dzięki Piotrowi Adamczewskiemu, żyła nadal. I tak, miejmy nadzieję, będzie.

(Dorota z sąsiedztwa)