Za tych, co na chmurce
Taki toast urodził się na jubileuszowym zjeździe blogowiczów na poznańskiej Śródce. Jubileuszowym podwójnie, bo dziesięć lat blogu (minie 14 sierpnia) i dziesiąty zjazd (pierwszy odbył się w Kórniku we wrześniu 2007).
Nie doczekał tej rocznicy Gospodarz blogu, który odszedł pięć miesięcy temu. Nie doczekała też Pyra – blogowa „mamusia”, która zawsze zgarniała i liczyła stado, łagodziła kłótnie, służyła wsparciem. To ze względu na nią zjazd został zaplanowany w Poznaniu, cieszyła się nań bardzo, jeszcze trochę doglądała przygotowań, dopytywała się np. o zjazdowe znaczki. Zmarła niedługo po Piotrze.
W ciągu ostatniego roku odeszło jeszcze dwoje ważnych blogowiczów: Nisia, czyli Monika Szwaja, nie tylko autorka poczytnych książek, ale też dzielna i waleczna miłośniczka szant, morza w ogóle, roślin, muzyki poważnej i dobrego jedzenia, oraz kanadyjski Placek – wielki erudyta, którego wypowiedzi bywały same w sobie literaturą, czasem nawet dość hermetyczną. Wciąż też blogowa społeczność pamięta zmarłego parę lat temu Pana Lulka, czyli Jerzego Bogdanowicza, człowieka niezwykle barwnego o nietuzinkowym życiorysie, który mieszkał w austriackiej Burgenlandii i obdarowywał nas słynną gruszkówką.
Za te pięć osób, które były solą tego blogu, odbył się na zjeździe szczególny rytuał, którego pomysłodawcą był paryski Sławek. Na stole stanęło pięć kieliszków, szampan i truskawki. Świeczki zostały zapalone, szampan nalany do kieliszków – a także wszystkim zjazdowiczom. Sławek z pełnym swoim kieliszkiem podszedł do tych pięciu i stuknął się z nimi po kolei, mówiąc: „Pyra”, „Nisia”, „Piotr”, „Pan Lulek”, „Placek”. I to wszystko. Świeczki paliły się przez cały wieczór. A my napiliśmy się „za tych, co na chmurce”.
Nie było to jednak spotkanie żałobne. Było poza tym pogodnie, wesoło, towarzysko – i smacznie. Blogowa społeczność już przez te lata dobrze się poznała i polubiła, i wirtualnie, i w realu, także dzięki wszystkim poprzednim zjazdom. Trzeba więc było się nasiedzieć i nagadać, co było nawet ważniejsze od wszystkich pyszności przywiezionych przez uczestników. Pod poprzednim wpisem część tych pyszności została wymieniona (największa obfitość przejawiała się w dziedzinie alkoholi, przede wszystkim własnoręcznie robionych nalewek, ale też markowych trunków). Atmosferę można też ocenić po wrzuconych tamże zdjęciach (także moich). Zjechali się blogowicze z Poznania, Warszawy, Gniezna, Gdyni, Ostrołęki, Świnoujścia, Żabich Błot, spod Hajnówki, a także z Paryża, Wiednia, Hanoweru i kanadyjskiego Kingston.
Niestety zabrakło Barbary Adamczewskiej, która miała też przyjechać, ale się rozchorowała. Jednak nie zabrakło rozmowy o przyszłości blogu, w tym relacji jednego z blogowych kolegów z rozmowy z nią na ten temat. Są pewne pomysły, burza mózgów trwa. Redakcja POLITYKI ze swej strony zapewnia, że jest otwarta. Najważniejsze, że każdej ze stron zależy na tym, żeby blogowa społeczność przetrwała, żeby wartość, jaka się tu wytworzyła dzięki Piotrowi Adamczewskiemu, żyła nadal. I tak, miejmy nadzieję, będzie.
(Dorota z sąsiedztwa)
Komentarze
Pani Doroto,
Bardzo dziękuję za ten piękny wpis.
Dziękuję
Piękny toast: „za tych co na chmurce”.
Doroto, przyłączam się do podziękowań. Bardzo ciepłe, serdeczne słowa i miła sercu nadzieja, że nasz Blog będzie trwał.
Doroto 🙂 to naprawdę piękne podsumowanie naszego X zjazdu.
Jolinku-a Twój krótki wpis z 12.05 wydaje mi się oddawać istotę rzeczy, bardzo ładnie to napisałaś.
Doroto, dziekuje za kolejne, po wczorajszym, wzruszenie, piekne wspomnienie naszych drogich Odeszlych ale wciaz obecnych w naszych sercach.
Dobry wieczor we Wroclawiu!
Slonce jeszcze swieci, ale godzinowo to juz wieczorowo, a Wroclawianie wiedza, o czym neonuje 🙂
Dorocie z Sasiedztwa bardzo dziekuje ja i Jerzor za rzetelne sprawozdanie pozjazdowe. Wszystkim zjazdowiczom za wszystko dobre i wszystkie dobra – wyszlo znowu jak zwykle, czyli nikt nie wyjechal z Poznania z pusta torba. czy nie daj Boze z pustymi rekami, wiadomo!
Marlena i jej Tata, Tadzio – pilot* prosili, abym podziekowala za serdeczne przyjecie do `sekty Lasuchow’, bardzo im sie ta banda spodobala.
Tak jak napisala Dorota z Sasiedztwa, nie bylo to smutne spotkanie, chociaz od zeszlorocznego Zjazdu tyle od nas odeszlo Lasuchow, od 22 listopada 2015 liczac, odeszla Nisia, potem Placek, Piotr i Pyra.
Mnie sie wydaje, ze limit chmurkowych zostal wyrobiony i wrecz nadwyrezony na dobre lata i niech nikt nie kombinuje przenosin tam wysoko, bo ilez mozna!!!
Proponuje taki toast – za tych, co na chmurce i za tych, co na ziemi!
Naprawde czulismy wasza obecnosc – Slawek pieknie to wyrazil.
p.s.
*Tadeusz, moj ukochany kuzyn, zwany przeze mnie od zawsze lotnikiem wytlumaczyl mi wreszcie, ze jestem w mylnym bledzie, bo lotnikiem to on nie jest, tylko pilotem.
Od razu zapomnialam, na czym polega roznica 😯
Nic nie szkodzi, od czego wujek google 🙂
Doroto pomachanko …. 🙂
Doroto – piękny wpis. Dzięki.
Piękny wpis, relacje foto i słowne wspaniałe. Dziękuję 🙂
Też wznoszę toast za tych co na chmurce
Nowy,
wracam do Twojego wpisu z 2 sierpnia, na tym laptopie nie umiem kopiowac i wklejac.
Myslisz, ze jedna lekcja tolerancji zalatwi wszystko. Mnie nikt nie uczyl tolerancji, wychowalam sie na Bartnikach, gdzie byly 3 domy, a do szkoly w Topoli trzeba bylo zasuwac piechota. Niewazne – nikt mnie tolerancji nie uczyl, ale dla mnie czlowiek to byl czlowiek, zwierzatko bylo zwierzatkiem i nikt nie musial mi niczego tlumaczyc. Jesli Ty musisz to Michalowi tlumaczyc, to cos jest nie tak.
Po wielu latach istnienia Murzynka Bambo w literaturze dla dzieci nagle wiersz jest BE, oraz politycznie nie za bardzo. Tam nie ma nic obrazliwego, przeciwnie wrecz – szkoda ze bambo czarny, wesoly nie chodzi z nami razem do szkoly…
Za tych co na chmurce, za całą rodzinę blogową i za….kolejne zjazdy!
Danuśko, przyłączam się 🙂
Za tych co na chmurce… 🙂
Danuśka, ja też się przyłączam … 🙂
Dołączam do toastu 🙂
Ja też się.
I bardzo dziękuję Dorocie.
A tak w ogóle mamy nieoczekiwanego gościa. Nie współczuć, jest dobrze.
Ja tez z Wami. 🙂
Powiem szczerze, że nawalił mi dzisiaj komputer. Na szczęście zdjęcia zgrałam na dysk zewnętrzny a teraz pisze na kompie Pyry.
Oto kilka refleksji Młodszej na temat Zjazdu Łasuchów.
Już dawno się tak nie naśmiałam, nie najadłam, nie napiłam i nie wzruszyłam.
Pierwszego dnia bawiliśmy się świetnie. Stara Żaba przywiozła „pół pegeeru”, Misiek podarował jej piękny obraz konia a Jolinek – rzeźbę. Rozmawialiśmy popijając calvados Sławka (butelka po dębowej), jedząc wspaniałe przetwory warzywne Jolinka, placek drożdżowy ze śliwkami Ryby i sery przywiezione przez Brzucha. Należy też wspomnieć o przepysznej sałatce z fetą Jolinka zagryzanej z chlebem upieczonym przez MałgosięW – pychota. Sałatka tak szybko zniknęła że udało mi się zrobić zdjęcie pustek miski. Na stole królowały nalewki przywiezione w dużej ilości np przez Haneczkę, ciasto Leny i sękacz przywieziony przez KrysięD. Cały czas trwała degustacja różnych napitków. Pepegor dwoił się i troił serwując przywiezione przez siebie wina podobnie, jak PaOlore. Czułam się jak w Kanie Galilejskiej – co jedna butelka została rozlana to pojawiała się nowa. Cud ile oni tego nazwozili. Mnóstwo. Wina były pierwsza klasa – mnie szczególnie smakowało to, którego etykietę znajdziecie wśród zdjęć – to ulubione wino Pawła. Po podróży część bractwa się położyła – zostali najwytrwalsi. Eska zrobiła atmosferę zapalając świece i jakoś trudno było opuścić zgromadzenie – rozmawialiśmy do 4 rano… na dworze zaczynało już szarzeć
Album pierwszy:
https://goo.gl/photos/wFzCAfsy4pG25aQD6
Bardzo dziekuje za wszystkie relacje, zdjecia i ten wzruszajaco-serdeczny wpis!
Wspominam sobie jedyny zjazd, na ktorym bylam, razem z Panem Lulkiem jechalismy 🙂
Moze jeszcze kiedys sie uda wybrac…
X Zjazd Łasuchów – fotorelacja Pyry Młodszej część druga
Drugiego dnia rano o 9 zjedliśmy obfite śniadanie okraszone pasztetem Pyry (udało mi się ocalić kawałek przed zakusami rodziny) i twarogiem wykonanym przez Eskę (pyszny – przed chwilą jadłam kawałek na kolację). Potem część towarzystwa ruszyła w miasto. Śródka leży rzut beretem od Ostrowa Tumskiego z katedrą i jakieś 25 minut pieszo od Starego Rynku. Ostatnio jest rewitalizowana i stała się bardzo popularna – znajduje się tu mnóstwo małych knajpek ale też nowych kamienic i kilka kościołów oraz najnowsze w Poznaniu muzeum multimedialne – Brama Poznania. Jolinek z Krystyną wybrały się na najdłuższy spacer aż do Browaru po drodze wysłuchując koncertu organowego w Farze poznańskiej ale o tym one muszą opowiedzieć. Ja pokazałam Dorocie i Misiowi moją ulubiona uliczkę i wróciłam do ośrodka w oczekiwaniu na pozostałych zjazdowiczów. Część obecnych pojechała do Pyry… Siedzieliśmy na małym patio popijając wspomniane wcześniej wina, degustując nalewki itp. Potem mieliśmy okazje skosztować pysznych pierożków warzywnych i pasztecików kuzynki Magdy 🙂 oraz wspaniałej tarty Salsy. Hitem stały się lody waniliowe polane olejem z pestek dyni przywiezionym przez Pawła wiedeńskiego. Serwowali to razem ze Sławkiem ubrani w koszulki z pierwszego zjazdu – ja już w nią nie wejdę za to popijałam kawę w kubku, które kiedyś otrzymaliśmy od Gospodarza. Lody były tak pyszne, ze dzisiaj na deser zaserwowałam sobie porcję oczywiście polana wspomnianym sosem. Każdy z nas otrzymał buteleczkę wspomnianego przysmaku
Album drugi
https://goo.gl/photos/W4LMT9m5MaLL6wAz5
X Zjazd Łasuchów – fotorelacja Pyry Młodszej część trzecia
Nie obyło się bez wzruszeń ale to jakoś samo wyszło – była chwila zadumy ale nie było smutno. Sławek wpadł na genialny pomysł – pisze o tym Dorota. Piliśmy z Nieobecnymi szampany przywiezione w dużych ilościach m.in przez Piotra i MałgosięW. To był nasz toast za tych co na chmurce wspaniałymi trunkami w doborowym towarzystwie. Na stole pojawiły się też dla każdego nalewki zrobione przez Pyrę – jak będziecie ich kosztować wspomnijcie rodzicielkę… może ktoś zgadnie z czego była ta „dereniówka” bo jak wyszło w praniu to na pewno nie był dereń. No i zagadką jest co Matula nazwała nalewką rajską. Na zdrowie kochani. Piliśmy też śliwowicę Pana Lulka, którą przywiózł Paweł i whisky Gospodarza. Myślę że im się to podobało – na końcu po krótkiej burzy na niebie pokazała się przepiękna tęcza
Album trzeci
https://goo.gl/photos/pvr9qqVUGfQBcH6t7
X Zjazd Łasuchów – fotorelacja Pyry Młodszej część ostatnia
Siedzieliśmy wieczorem przygrywając sobie na gitarze i harmonijce, dalej kosztowaliśmy trunki (m.in. 12 letnią whisky zakupioną w małej destylarni w Szkocji przez relacjonującą) i łakocie (sękacz) i dania (pyszna teryna z łososia i dorsza przygotowana przez Danuśkę z majonezem Alaina). Siedzieliśmy i bawiliśmy się wspaniale. Najwytrwalsi siedzieli na dworze przy świetle świec symbolizujących Wielkich Nieobecnych dopóki nie zgasły… było po pierwszej .
Podsumowując – było wspaniale i mam nadzieję, że wszystkim się podobało. Na XI Zjazd Łasuchów Stara Żaba zaprasza do Żabich Błot 1-3 września 2017. Macie rok żeby zorganizować sobie przyjazd a wierzcie mi, że żadna relacja nie odda atmosfery takiego spotkania. Jeśli o czymś zapomniałam to proszę o wybaczenie 🙂 Inka jesteś wspaniałym organizatorem.
Album czwarty
https://goo.gl/photos/14GEu7JwyEP9idZBA
Aniu wspaniała relacja .. Pyra by Cię pochwaliła … 🙂
Piękne zdjęcia!
I ja Wam ogromnie dziękuję, wszystkim razem i każdemu z osobna, za tych pięknych parę dni. A najbardziej chyba Pawłowi, który mnie namówił do przyjazdu 🙂
Danuśko – w pierwszej fotorelacji Pyry Młodszej na paru zdjęciach widać moją koszulkę z liskami – Alain będzie mógł zobaczyć 😉
Dzięki Jola 🙂 niestety Matula umiała rzucać cytatami i anegdotami jak z rękawa… mnie zostało tylko relacjonowanie. Ten blog po prostu musi przetrwać moi mili bo tworzą go naprawdę wspaniali ludzi… którzy może nauczą mnie gotować 🙂 takie pyszności
Chciałam znaleźć jakąś grafikę chmurki. Wpisałam „Pyra na chmurce” i wyskoczył mi ten blogowy wpis: http://adamczewski.blog.polityka.pl/2015/08/06/czas-mija-i-co-po-nas-zostaje/
Dzięki Asiu. Przeczytałam i wpis i wszystkie komentarze 🙂
Mnóstwo zostaje… mnóstwo
A teraz żegnam się już z Wami. Do jutra – muszę odespać Zjazd
@ Asia
Piotr, kiedy to pisał rok temu, już był chory… 🙁
Wiem, ale starał się zachować pogodę ducha. Co pozostało – mnóstwo dobrego. Pokazał to między innymi Zjazd Jubileuszowy.
Dobranoc
Walczył. Cała Piątka walczyła.
Dobranoc.
Nie byłam – a byłam, nie próbowałam – a prawie poznałam smaki, nie degustowałam – a zapach nalewek i innych procentów miło drażni nosek, nie uczestniczyłam w pogawędkach – a gwar nocnych polaków rozmów dochodzi z wirtualnej przestrzeni, nie odwiedziłam miasta – a raz jeszcze wędrowałam uliczkami Poznania.
Pyro Młodsza, Danuśko, Pani Kierowniczko (czyli Doroto z sąsiedztwa), MałgosiuW – dziękuję za fotorelacje przybliżające nastrój Zjazdu.
Doroto z sąsiedztwa – dziękuję za ciepły reportaż ze Zjazdu. Nie, na pewno nie było to spotkanie żałobne. Nostalgiczne, wspominkowe, serdeczne i radosne. A Ci co odeszli są w naszej serdecznej pamięci.
Piotr stworzył nie tylko Blog Kulinarny i z olbrzymią pasją, niestudzenie i wielką wyrozumiałością dla naszych zwyczajnych, ludzkich przywar, latami przybliżał smaki, historię i nowinki z kulinarnego podwórka globalnej wioski. Udało Mu się – a to wielka sztuka – zgromadzić wokół swego wirtualnego stołu grupę smakoszy, kulinarnych zapaleńców, ciekawych świata ludzi jacy stworzyli – chyba wolno mi tak nas nazwać – Blogową Bandę Przyjaciół Stołu (i nie tylko). To nic, że nie wszyscy poznaliśmy się w realu, blogowe i pozablogowe pogaduszki też nas przybliżają.
Wspomnienie nostalgiczne z Żabich Błot:
https://www.youtube.com/watch?v=zKmGKll_Fn8
Przeprasza lecz nie pamiętam kto był autorem fotografii.
Dzień dobry,
Im więcej czytam waszych sprawozdań, im więcej oglądam zdjęć (Pyra Młodsza – świetne!!!), tym bardziej żałuję, że znowu mnie tam nie było. Pani Dorota, wasze zdjęcia i wpisy wprowadziły mnie do poznańskiej, blogowej dzisiaj Śródki. Bardzo czuję się Blogowiczem! Dziękuję.
Alicja 20:17. Wydaje mi się, że wpis Pani Doroty i dzisiejsza pozjazdowa atmosfera nie sprzyjają dyskusji na temat tolerancji wśród młodych. Obiecuję, że do tego wrócę, ale gdy czas będzie bardziej odpowiedni.
Pyro Młodsza-dzięki za świetne zdjęcia i wszystkie detale od samego początku do samego końca, bo my dotarliśmy przecież do Poznania dopiero w sobotę, w porze późnego śniadania.
Doroto z Sąsiedztwa-lis obejrzany 🙂 Pyszczek wydaje się być lekko koci. Nie wiem, co Ty sądzisz na ten temat?
dzień dobry ….
myślę, że Zjazd tak nam się udał bo wszystkim zależało … niby banalna a taka prosta recepta na sukces … 🙂
czekają nas jeszcze wpisy paru uczestników bo docierają do domu drogami krętymi …
haneczko a gość jest nam znany? …
Dzien dobry!
Dzieki za wszystkie relacje i zdjecia.
My jeszcze bedziemy sie krecic po Polsce pare tygodni, oby tylko pogoda nie marudzila.
jeszcze wyjaśnię, że ta sałatka z pustej miski to była feta i oliwki marynowane w oleju rzepakowym z dodatkiem bazylii i chili (pomysł dała Danuśka opisując takie wyroby kuzynki Magdy) .. trochę ostre wyszło bo na oko robiłam ale dało się zjeść .. do tego haneczka podała marynowane patisony (małe i wszystkie jednakowe jak ze sztancy) i cukinię … a do tego pycha chlebek Małgosi ..
Alicjo a jakie plany pobytu w Polsce? … jeśli to nie jest tajemnica …
Asiu,
dziękuję za przypomnienie wpisu sprzed roku.
Pogodę mieliśmy w zasadzie doskonałą. Tylko w piątek od południa padał deszcz. Na szczęście nie było upału, którego tak się obawiałam. Pogoda sprzyjała spacerom krótszym i dłuższym. Z Jolinkiem wybrałyśmy się na dość długi spacer aż do Starego Browaru. Z planem miasta w ręku nie było to trudne, zwłaszcza że 2 lata temu zwiedzałam Poznań z Inką i Lucjanem, więc sporo zostało mi w pamięci. Przez Ostrów Tumski doszłyśmy do Rynku w samo południe, a więc mogłyśmy obejrzeć koziołki i usłyszeć hejnał grany przez trębacza na 4 stronu świata. Były tez bamberki i oddział konny. To była też pora codziennych koncertów organowych w pobliskiej farze, więc odpoczęłyśmy przy muzyce. A potem dotarłyśmy do Starego Browaru. Sklepów nie odwiedzałyśmy, bo to nie było naszym celem. Szkoda tylko, że galeria sztuki była zamknięta z niewiadomych powodów.
Pod wieczór w większym składzie wybraliśmy się na spacer wokół jeziora Malta, ale zwiedziliśmy tylko po drodze bardzo ciekawy kościół zbudowany przez zakon Kawalerów Maltańskich, a nad Maltą zaskoczyła nas ulewa. Schroniliśmy się pod parasolami w pobliskim barze przy kolejce Maltanka. Było nam bardzo wesoło, zwłaszcza że ukazała się podwójna tęcza. A Maltę obeszliśmy dookoła w niedzielne przedpołudnie.
A potem musiałam jechać już na dworzec.
Dzień dobry 🙂
Danuśko, czy pyszczek koci – bo ja wiem, raczej nie. Może to jakiś gatunek z krótszym pyszczkiem? Ta firma (amerykańska) robi też koszulki dla National Geografic, więc raczej nie popełniłaby takiej pomyłki 😉 Kota (na leżaku) nosiłam w drugi dzień zjazdu.
Lisek Doroty wydał mi się prawdziwym liskiem, nie miałam wątpliwości 🙂 Zdjęcia Ani wspaniałe, doskonale obrazujące dzień po dniu. Pamiątka, do której będziemy wracać często. Tymczasem udaje się do leśnego domku, choć pogoda deszczowa, może jakie grzyby się pokażą, no i liczę na ten niepowtarzalny zapach iglastych po deszczu…
Haneczko 🙂
Ale wtopa… dzięki Jolinku 🙂 nie siedziałam przy stole i nie wiedziałam, że warzywa były haneczki a mogłam się tego spodziewać bo Matula twierdziła, że haneczkowa papryka zaprawiana to najlepsza jaką jadła w życiu więc te pyszne patisony i cukinia musiały być jej 🙂
Salsa … domek w lesie… „a jeśli dom będę miał to będzie bukowy koniecznie, pachnący i słoneczny” – miłego odpoczynku
Aniu moja papryka i cukinia była na drugi dzień to mogło się pomylić bo robione wg przepisu haneczki …
Młodsza Pyra nas bardzo uhonorowała .. będąc w Szkocji zakupiła w destylarni markową i drogą whisky, która miała być wpita z Pyrą po remoncie kuchni .. tak się nie stało bo Pyra zachorowała … Ania uznała, że tak dobry trunek powinno się wypić właśnie z nami – przyjaciółmi od jednego stołu … bardzo nam było miło a whisky była pyszna … Alan, który jest znawcą dobrych trunków oczywiście obejrzał i przeczytał wszystkie naklejki i znalazł przepis jak pić ten znakomity napój … na pewno jest fotografia tej naklejki na zdjęciach Danuśki … panowie mają pić 3-4 razy dziennie a jak panie doczytacie ….
Barbaro dużo grzybów … 🙂 …. u nas pada …
Dzisiaj odsypiałam zjazd a teraz wstawiłam obiad dla Radka. Dla mnie dzisiaj szabelek (czyli fasolka szparagowa), który mogę jeść latem codziennie tak jak szparagi na wiosnę, pomidory i ogórki w sezonie. Będzie więc szabelek z masełkiem i bułeczka oraz ziemniaczkami a na deser (jeśli się jeszcze wmieści) lody casatte z polewą „dyniową”.
Mam pytanie do Eski i młodych Pyr. Nie wiem, czy Eska ma czas tu zaglądać, bo w gospodarstwie pracy nie brakuje, ale może…
Zaraz po przyjeździe do ośrodka, w pokoju Pyr pijąc kawę i jedząc ciasto drożdżowe rozmawialiśmy o różnych pysznościach i któraś z pań, chyba Eska podała przepis , z którego nie zapamiętałam najważniejszego składnika. Naczynie do zapiekania wykłada się cienkimi paskami wędzonego boczku, na to idzie ów zapomniany składnik/ chyba coś z warzyw/, a na wierzch również boczek. Można jeść i na zimno, i na gorąco. I chodzi właśnie o to, co powinno być w środku. Przepisy od Żaby na nalewkę jarzębinową i jarzębinę do mięsa zapisałam w telefonicznych notatkach, a tego przepisu niestety nie. A było to coś smakowitego. Pamiętacie co to było ?
Krystyna to był przepis Ryby. Zadzwonię do niej i zapodam ale jesli pamiętam to był mielony indyk
Za tych co na chmurce …..
za tych co na chmurce… nalewką Haneczki 🙂
Jolinku, gość jest rodzinny.
Za tych.
Grzybów nie ma, za sucho.
Pyro Młodsza,
teraz przypominam sobie, że to było mielone mięso z indyka. Dziękuję.
Wieczór jest chłodny, tylko 13 st. C, co wcale nie przeszkadza komarom. Zapalamy na zewnętrznym parapecie spiralę na metalowej podstawce. Dość skuteczny sposób przeciwko komarom.
Za Blogowisko i za Tych co na chmurce …
Krystyno, Rybo, zaciekawił mnie ten przepis , może podacie cały?
Jak Ryba wróci z grzybów to ją poproszę – jadła to coś i była zachwycona. Przepis pochodzi z okolic Wisły od rodziny Matrosa
Pamiętam, że naczynie do zapiekania wykłada się plastrami boczku wędzonego, na to warstwa mielonego mięsa z indyka z przyprawami, a na wierzch ponownie plastry boczku. Po upieczeniu można jeść na ciepło i na zimno. Ryba nie podawała precyzyjnego przepisu, ale tak mniej więcej opisała tę potrawę. Może coś jeszcze dopowie.
Dotarłam do Żabich wczoraj po południu, bo zaliczałam jeszcze znajomych w Wielkopolsce i od razu wpadłam w wir gospodarczy. Jednak pańskie oko konia tuczy, ale przemilczę co zastałam w kuchni w „dziale studenckim”.
Dzsiaj pojechałam z Gawrą do psiego doktora, bo kuleje coraz bardziej. Suka ze stresu udawała, że nic jej nie dolega, lekarz wykręcał i naciągał jej łapkę (tylna lewa) we wszystkie strony, a ona udawała, że nic to ją nie boli. W końcu dostała zastrzyki, jeszcze przez dwa dni mam jej dawać, a potem się zobaczy. W skrajnym przypadku operacja.
Na pociechę kupiłam sobie trzy kilo wiśni, które właśnie skończyłam drylować, bo mi się wydaje, że wiśniowych konfitur nigdy nie za wiele. Takoż kilku innych :). Teraz je wstępnie usmażę i chyba pójdę spać.
Oj Żabo … psy są niesamowite. mam nadzieje że z Gawrą wszystko będzie dobrze… a co do wiśni nigdy ich za wiele
Żabo! Przytul Gawrę! Do zobaczenia w przyszłym roku (jak dotrwam) Uściski i pozdrowienia!
dzień dobry ….
buro i ponuro … pada …
wiem, że parę osób świętuje w sierpniu ale kalendarz pusty … dla wszystkich hurtem spełnienia marzeń … 🙂
Dzień dobry poranny Jolinku!
Brzucho dodałby jeszcze witaj Blogowa Bando 🙂
A Pyra, gdyby była z nami na zjeździe to na pewno po jego zakończeniu rzekłaby:
blog potęgą jest i basta!
Zwyczajna codzienność zaczęła się szarogęsić i przy dzisiejszej pogodzie podpowiada, by ugotować już jakąś z lekka jesienną zupę?
Żabo-poszmeraj Gawrę za uchem, mam nadzieję, że już niedługo wszytko będzie dobrze.
Danuśka a ja chyba pomyślę o zrobieniu leczo w słoikach na zimę .. przepis znalazłam na blogu Saudyjskiego W. … może dodam cukinii …
a pepegor już wrócił do domu? …..
u nas chłodek ale że za upałami nie przepadam to mi to nawet odpowiada. Ważne, że nie pada.Też zrobię zupę -moją ulubioną, czyli pomidorówkę ewentualnie węgierską i resztę zamrożę. Zaraz przejdę się do warzywniaka i zobaczę co tam świeżego mają… Radek wczoraj odsypiał zlot a teraz aktywny jak ranny ptaszek – co chwila biega na balkon.
Leje, wiatrzysko i do wiosny daleko…. Wołowina „dochodzi”, sałatka jeszcze nie gotowa. Na dworze ciemno, świszcząco i ponuro – bracia Grimm w wydaniu miejscowym.
Cholera, działalność nocna mi nie za dobrze wyszła – zamiast litra wody do syropu wzięłam dwa, ale nie ma sprawy, dokupię dwa kilo wiśni i dosypię tyleż samo cukru i będzie dobrze 🙂 tylko muszę to rozłożyć na dwa garnki, a potem jeszcze raz połączyć. Widać miało być tych konfitur więcej. Jak w tej chińskiej bajce: nie wiadomo, czy źle, czy dobrze – po prostu się zdarzyło.
Rano chłodek jesienny i piękne niebo, słonecznie.
Na weekend znowu zjazd młodzieżowy – urodziny Alicji Szczecińskiej, niby to jej broszka, ale zjedzie mój syn i bez jego ulubionych potraw się nie obędzie, na wszelki wypadek trzeba ilość pomnożyć przez dwadzieścia – trudno dać tylko jednemu 🙂
Dzisiaj zaczynam od gulaszu z dzika, czyli wyjmę go z zamrażarki. Nim dzik się się dostatecznie rozmrozi stopię boczek i zasmażę na nim cebulę. Mam też cukinię od dobrych ludzi i tę też trzeba zasmażyć, oczywiście ca cebuli zeszklonej na oleju. Taką cukinię upycham w woreczki i zamrażam. W zimie robię leczo – zamrożoną paprykę smażę na oleju, dodaję w/w cukinię i zagęszczone pomidory (też z cebulą) ze słoików, i białą kiełbasę zapieczoną na siekanym boczku (surowym) – jak wystygnie to ją kraję w plasterki i wrzucam do jarzyn. Oczywiście przyprawy wedle uznania i inne warzywka też.
Gawrze zdecydowanie lepiej po zastrzyku!
Dobrze że z Gawrą lepiej Żabciu. Ja myślę intensywnie i też zrobię sobie paprykę i cukinię do woreczków – zimą będzie jak znalazł. Żeby mi się tylko jeszcze chciało… jak patrze po obejściu 🙂 ile rzeczy trzeba jeszcze zrobić to włosy stają dęba. Powinnam przygotować listę i odhaczać po kolei kolejne prace ale znając siebie – zrobię listę to znajdę inne roboty żeby tylko tego co na liście nie robić… W sobotę zapowiadają się goście – będzie babska impreza składkowa, na którą postanowiłam przygotować kurczaka cytrynowego Echidny 🙂 i lody w wersji Pawła 🙂 resztę przyniosą koleżanki
Żabo – konfitur wiśniowych nigdy za dużo… jakie to dobre. mniam
U nas do wiosny jeszcze dalej Echidno 🙂
Szaro, pada i zimno, tylko 15 stopni.
Ja dziś zrobię rybę po grecku.
o to ja sobie zrobię sos po grecku do słoików bo mam dużo warzyw …
Małgosiu sama robisz te sos grecki? .. jeśli tak to jak? …
Jolinku, idę trochę na łatwiznę, kupuję mrożoną włoszczyznę, podsmażam na patelni z cebulą, dodaję pomidory, przyprawy i co mi tam jeszcze pasuje z warzyw. Rybę piekę i zalewam sosem.
U mnie rano było 10 stopni! Na obiad bedzie cukinia i smażona ryba. Tez jestem ciekawa greckiego sosu Małgosi.
Zabo, nieustające wyrazy podziwu za pracowitość. Może uda mi sie spróbować w przyszłym roku tych wisienek. 🙂
U mnie 21 stopni, zachmurzenie ale jest w miarę ciepło
Małgosiu świetny pomysł … a ja tradycyjnie zrobię bo mam warzywa na zbyciu … zrobię więcej potem będzie jak znalazł ..
Cześć wszystkim. Ja wróciłam dopiero wczoraj wieczorem – z Matrosem pojechaliśmy do Bornego Sulinowa na grzyby, których niestety za wiele nie było. Trochę ususzyłam a dzisiaj na obiad mięsko z sosem kurkowym. W nasepnym wpisie podam przepis na tego indyka
Już kiedyś wyznałyśmy na blogu wraz z Małgosią nasz „tajemny” sposób na ryby po grecku-po pierwsze kup mrożoną włoszczyznę 😉 Jeśli można ułatwić sobie życie, to oczywiście należy to zrobić!
Dzisiaj życie ułatwiał mi mój Drogi, Szanowny i Kulinarnie Uzdolniony Małżonek 😉
Brokuły i fasolkę szparagową, co to je planowałam wrzucić do zupy bardzo wczesno jesiennej, ugotował, a potem zalał beszamelem. Jak tylko sos się lekko przyrumienił wyjął z piekarnika i podał z udkami kurczaczymi. Udka takie ot, zwyczajne z patelni,
Na deser pijemy rajską nalewkę Pyry i cały czas nam się wydaje, że to może jednak dereń, ale wszyscy na zjeździe mówili, że to na pewno NIE jest dereniówka (?)
Krystyno-w Poznaniu przypomniałaś mi, że już za chwilę na ekranach pojawi się ten film: http://www.filmweb.pl/film/Boska+Florence-2016-731317
Dziękuję Ci za trzymanie ręki na pulsie, oczywiście pójdę zobaczyć. A może zrobimy sobie przy tej okazji mini zjazd warszawski? Dziewczyny, trzeba będzie to omówić 🙂
Rybo,
A propos, najważniejsze zdanie minionego tygodnia brzmiało: „Kochanie, ja umyję gary po obiedzie, potnę drzewo na opał, rozpalę w kominku, napijemy się winka przy kominku ale proszę, OCZYŚĆ TE GRZYBY!”
Chyba się skuszę:
http://niestatystycznypolak.blogspot.com/2016/08/w-mojej-francuskiej-kuchni-opowiesc-o.html#
Mam, ale tylko przejrzałam …
Danuśka , chętnie …
Ewo- dzięki, oczywiście, że kupię!
Lejesz miód na me frankofońskie serce 🙂
Obiecany przepis na imielonego ndyka z piekarnika.
1,5 kg indyka (najlepsze jest tzw. gulaszowe – z podudzi), 1,5 szklanki mleka, boczek wędzony w plastrach, sól oraz przyprawy według gustu. Osoba która dała mi przepis dodaje jeszcze 1,5 łyżki przyprawy Kucharek (warzywa bez soli). Podudzia zmielić, wszystko wymieszać. Formę (ja daję mniejsza blachę) natłuścić, wyłożyć plastrami boczku (pamiętać by samemu kroić boczek na plastry grubości ok 3-4 mm). Na boczek wykładam mas mięsną. Na masę następna warstwa boczku. Blachę przykryć folią aluminiową, wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na 1 godzinę. 15 minut przed końcem zdjąc foli. Zlać wodę po wyjęciu blachy z piekarnika. Jak napisałam można dawać takie przyprawy jakie się lubi.
Ewo, niestety grzybów bylo niewiele. Zebrałam jednak trochę kurek więc dzisiaj na obiad, kurczak z grilla, ziemniaki i sos kurkowy plus sałatka z pomidorow. Udało mi się oczyścić wszystkie grzyby ale mój super mąż ani nie umył garów ani nie zrobił zakupów niestety.
Jutro zbiórka ludzi dobrej woli, którym TK jest bliski … Pikieta pod Trybunałem Konstytucyjnym o 10:00. …Nie trzeba nigdzie należeć by przyjść … Zbigniew Hołdys zaprasza …
Danuśko,
czynię to z przyjemnością.
Rybo,
Cóż, nawet super mąż nie jest doskonały.
Rybo,
dziękuję za przepis na pieczone mięso z indyka. Zapisany do wypróbowania.
Danuśka,
ciekawa jestem, czy uda się komuś rozpracować tę rajską nalewkę. Szczerze mówiąc, nie rozpoznałabym smaku derenia. Ja wybrałam zupełnie nietajemnicza nalewkę wiśniową.
Na film też się wybiorę, ale u nas jeszcze nie grają go.
Rybę po grecku też będę robiła, z myślą o spodziewanych gościach, choć nie wiem, czy oni lubią ryby. Ale będą też inne potrawy, więc problemu nie będzie. Póki co, nie idę na skróty, tylko sos przygotowuję tradycyjnie, czyli trę warzywa na wiórki/ ale w nasadce do maszynki elektrycznej/, potem podsmażam każde osobno. Sporo z tym pracy, dlatego dość rzadko to robię.
Ksiazka pani Loomis kusi. Małgosiu, znasz ten ból, prawda? 🙂
Autorka prowadzi kursy gotowania a mieszka w malowniczej Normandii.
https://m.youtube.com/watch?v=2oiZeX1sWvE
Film obejrzę z przyjemnością byle tylko dotarł do mojej miejscowości, co wcale nie jest pewne, niestety.
Mialam na myśli inne nagranie. Może tym razem?
https://m.youtube.com/watch?v=XfOrlynSBYM
Natchnęłaś mnie Żabo – zakupiłam niezbędne warzywa i zrobiłam paprykę z cukinią i cebulką na zimę. Poza tym jutro robię cytryny w syropie Echidny – powiem jak mi wyszło.
Echidno – czy do cytrynowego kurczaka zamiast wytrawnej sherry może być wiśniówka? Nie mówię o nalewce tylko o wódce. Musiałabym jechać po wódkę ryżową lub tą sherry do specjalistycznego sklepu i wcale nie wiem czy bym dostała. Taaa chyba podmienię ten składnik
Jeszcze coś – Echidno w sobotę będę miała na obiedzie 6 osób czyli wszystko razy 3 (bo pisałaś że te proporcje to na 2-3 osoby a moi goście lubią zjeść) a sos razy 6, tak? Chodzi mi o składniki
Mam takie słoiczki: http://niestatystycznypolak.blogspot.com/2016/08/w-mojej-francuskiej-kuchni-opowiesc-o.html#
Kupione w Biedronce z myślą, że zrobimy z nich wazoniki na drobne kwiaty. Chyba część z nich wykorzystam inaczej, do serwowania jakichś pyszności. W słoiczkach był jogurt.
Asiu to tak jak ja wykorzystuję wazoniki z IKEA, jako butelki do nalewek oraz oliw smakowych
http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/40113180/
korki do nich kupuje w praktikerze
Mam takie wazony, ale na razie służyły zgodnie z przeznaczeniem. Pomysł fajny, zwróciła na to uwagę Krystyna opisując zjazd.
W zeszłym roku otwarto sklep IKEA w Bydgoszczy, ale byłam tylko raz. Częściej jeździliśmy do Poznania. 🙂 W Bydgoszczy z centrum nie ma żadnego bezpośredniego połączenia. Trzeba przesiadać się z tramwaju do autobusu. Wieczorem, po pracy już nie mam na to ochoty.
Można je też kupić na Allegro – niestety są o ok 1,5 zł droższe za to z dostawą do domu 🙂
Dzisiaj w takim słoiku – wazoniku bukiet z moich kosmosów dostał wujek, który świętuje swoje imieniny. Dzisiaj jest Wawrzyńca. Chyba syn Nisi ma tak na imię? Wujek obchodzi imieniny dwa razy, bo tak naprawdę to używa drugiego imienia, za pierwszym nie przepada, ale życzenia imieninowe przyjmuje chętnie dwa razy 😉 . Babcia wybrała imię Bogdan, ale proboszcz przekonał dziadka, że lepiej będzie jeżeli syn pierwsze imię otrzyma po świętym patronie parafii. Nie wiem co na to powiedziała babcia 🙂 . Synuś zawsze był Bogdanem.
Przypomniałam sobie, że Danusia opisywała i pokazywała kiedyś przystawki albo desery serwowane właśnie w takich słoiczkach. Podobno Francuzi tak je podają.
Alino, znam, ale ja jestem niepoprawna …
Małgosia
Asia
Tak, we Francji często tak serwują desery i przystawki. Te słoiczki ze zdjęcia na blogusą po mini jogurtach z Biedronki 🙂
Saudyjski Wielbłądzie, uwielbiam francuskie miasteczka i lubię francuską kuchnię, ale przede wszystkim kocham książki.
Łojezu, już tyle na zegarze!
A, chciałem się wreszcze odezwać. Odezwać trochę obszerniej, lecz znowu nic z tego, bo, poszedłwszaspaćwcześniej LP wstała i narzuciła nową narrację, i trzeba było dyskutować do rozejmu. Odbyło się w zgodzie więc, należy tylko żałować, że nie mogę obszerniej, że mogę tylko krótko: Wróciłem w poniedziałek po południu, spędziwszy z Inką i Lucjanem bardzo miło resztę niedzieli, min. w Kurniku i Rogalinie.
Otworzyłem kompa natomiast przed ponad godziną, wróciwszy ze sportu, gdzie po 45 min. gimnastyki, zagraliśmy dwa sety w siatkę, a po natrysku wypiliśma na wnuczki, bliżniaczki, naszego kolegi, tak i – czas najwyższy iść spać, bo o 7.30 muszę odebrać grupkę dzieci do szkoły
Dzisiaj wiekopomny dzień bo po raz pierwszy coś zawekowałam. Niby nic specjalnego ale pogoniona przez pracowitość blogowiczów zrobiłam sos do spaghetti ze świeżych pomidorów, przyprawiłam jak się patrzy i zawekowałam kilka słoiczków na zaś. Jak się trafi taki dzień, co pichcić mi się nie będzie chciało to będzie jak znalazł.
Pyra Młodsza – nigdy nie próbowałam takiej kombinacji, ale czy wiśniówka nie jest przez przypadek słodka?
Myślę, że odpowiedniejszym zamiennikiem będzie białe wino wytrawne lub wytrawny wermut. Ponieważ dodajesz cukier, sos sojowy i wytrawne sherry w równych proporcjach, otrzymujesz równowagę smakową. Wiśniówka (na dodatek wódka) nijak – moim zdaniem – nie mieści się w tej kombinacji.
Sos – wg podanego wcześniej przepisu, podwajam w stosunku: na 225 g piersi kurczaka – BEZ SKÓRY
• 140 ml rosołu z kurczaka (może być z kostki)
• 3 łyżeczki soku z cytryny
• 4 łyżeczki cukru
• 4 łyżeczki soya sos
• 4 łyżeczki dry sherry (lub wina ryżowego)
• 1 łyżeczka posiekanego czosnku
• 2 małe ostre chilli lub jedna druga łyżeczki sproszkowanego chilli
• 2 łyżeczka mąki kukurydzianej zmieszanej z 2 łyżeczką zimnej wody
Na sześć, lubiących sobie pojeść osób, powinnaś kupić 5-6 piersi kurczaka bez skóry (w zależności od wielkości) i kierując się wagą dostosować proporcje sosu. Jak zrobisz więcej sosu, nie szkodzi – na pewno „pójdzie”.
I jeszcze jedno: ryż i kurczaka podajesz osobno. To o tyle ważne, że po kilku minutach stania, ryż nasiąka sosem i zamiast sypkiego robi się wilgotna breja. Smaczna lecz nie polecana na gościnnym stole.
PS
mówiąc pierś kurczaka, mam na myśli całą, pozbawioną skóry pierś, a nie połówki
MałgosiaW ja kocham sery, dosłownie w każdej postaci, więc Francja to dla mnie raj 🙂
Właśnie skończyliśmy marynować fasolkę szparagową, a jutro sprawdzimy jak nam się udał kiszony czosnek.
Jak ktoś będzie miał ochotę to podam przepisy 🙂
Moda na verrines (czyli szklankówki lub kieliszkówki) wiecznie żywa, zresztą nie tylko we Francji czy Belgii, do nas również przywędrowała.
To rzeczywiście bardzo smaczny, lekki i atrakcyjny sposób na podanie albo przekąsek albo deserów. Pracowici podają do aperitifu wiele różnych „szklankówek”, pozostali serwują jeden rodzaj, ale np. w trzech kolorach. Ta zaprezentowana poniżej jest na bazie koziego sera, pomidorów i żółtej papryki:
http://a398.idata.over-blog.com/0/32/64/28/jardin-mai/verrine-tomate-poivron-jaune–2-.jpg
Dla kochających desery znakomitym pomysłem na zakończenie uczty jest „kawa łakomczucha” z mini słodkościami 🙂
http://blog.surgelcompany.it/ShowImage.ashx?file=820&k=ezieJg
Pięknie napisane, wypada tylko powtórzyć, „za tych co na chmurce”
Danuśka, ta kawa jest dla mnie 🙂
Dziękuję Ci Echidno za pomoc i rady. Pojadę jednak szukać tego alkoholu do jakiegoś porządnego sklepu.
Ta kawa Danuśko wygląda niczego sobie
Pepegor,
tak myślałam, że z Inką i Lucjanem na pewno nie będziecie siedzieć w domu. Pomysłów im nie brakuje i bardzo się starają, aby goście zobaczyli jak najwięcej.
Krystyno – pamiętasz jednego z bohaterów „Czarnego Ogrodu” – pana Ewalda Gawlika? Znalazłam artykuł o nim, można obejrzeć też kilka jego prac: http://www.mapamiejscciekawych.pl/artykuly/artykul/id/20
Dzien dobry ze Zlotego Stoku!
Zimnawo raczej. Wczoraj i przedwczoraj bylismy u siostry D. Zawiozla mnie do Mamy. Przyzwyczailam sie do tego, ze Mama mnie nie rozpoznaje, ale ciezko mi przyzwyczaic sie do tego, ze jest juz kompletnie niekomunikatywna i nic do niej nie dociera ze swiata zewnetrznego. Jedyne, co moze w takiej sytuacji cieszyc to fakt, ze jest pod dobra opieka i ten dom, w ktorym przebywa sprawia wrazenie domu, a nie instytucji specjalistycznej. Siostra moze do Mamy podjechac o kazdej porze i ma niedaleko, sama nigdy nie dalaby sobie rady, szczegolnie ze zdazyla sobie juz sporo nadwyrezyc kregoslup. Tak jest, nie udala sie P.B. starosc. Dzisiaj i przez najblizsze pare dni mieszkamy w Zlotym Stoku i Jerzor bedzie naduzywal swojego roweru, a ja pochodze po gorach i odwiedze stare kumy.
Tak jest, dzisiaj wczoraj bylo Wawrzynca. patrona ratownikow gorskich, a Wawrzyniec Szwaja nie przypadkiem ma tak na imie, Nisia miala wielu znajomych wsrod braci ratowniczej, kiedy mieszkala w Sudetach.
Mamy w planie pojechac do Szczecina na grob Nisi i woasc do Wawrzka na dzien, ale szczegoly jeszcze sa do uzgodnienia, bo jestem „pod telefonem” z Danka, gdyby sie cos dzialo.
Za wspanialych blogowiczow, z tymi na chmurce tez!
Jolinku,
w planach mamy wyprawe pod Krakow i nocne rozmowy Polakow (druga moja siostra B.), w Krakowie doba – spotkanie z frakcja szwedzka Adwentow, co tez od paru lat jest tradycja, potem Pomorze Zachodnie i szwagrostwo oraz Wawrzek, potem Wroclaw, ale Wroclaw bedzie chyba tez wczesniej na jakies 2 dni.
Do Warszawy przyjedziemy najpozniej 3-go wrzesnia, bo 4-go przed poludniem wylatamy i odlatamy.
Bedac u Tereski i Szwagra pewnie wpadniemy do Zaby na chwile, pozegnac sie godnie.
Nasze polskie wyprawy sa zawsze naladowane spotkaniami, a i to czasu nie starcza.
p.s.W Zlotym Stoku polecam skromnie wygladajacy bar na dworcu autobusowym, jedzenie jak u mamy!
Wybor kilku zup, ale drugich dan sporo. Tanio i w miare szybko, a przede wszystkim smacznie! Co roku tam chodzimy. Z atrakcji polecam zlotostockie „Skalisko”, mozna wyguglac i dowiedziec sie, co to takiego. Ja znam tu prawie kazdy kamyk 🙂
Asiu,
bardzo ciekawy artykuł. Pamiętam Ewalda Gawlika opisanego przez M. Szejnert. Szkoda, że to postać tak mało znana. Oprócz talentu trzeba mieć też szczęście, którego zupełnie zabrakło panu Gawlikowi. Bardzo podobają mi się takie obrazy.
A sportowo – Polski zdobyły dziś dwa medale w wioślarstwie : brązowy w czwórkach podwójnych i złoty w dwójkach podwójnych. Ten drugi wyścig oglądałam. Niestety nie wiem, dlaczego są to czwórki podwójne, skoro są 4 zawodniczki , a w dwójkach podwójnych 2.
Krysiade,
czy już doszłaś do siebie po wyczerpujących podróżach ? Twoja podróż była chyba najbardziej uciążliwa. Mam nadzieją, że jesteś zdrowa.
krystyno – dojechałam szczęśliwie. Już o 15.20 byłam w Czeremsze gdzie czekał na mnie Paweł i dowiózł do domu. Na widok mojego fotela poczułam się bardzo szczęśliwa. Dziękuję za ważną pomoc w Poznaniu.
Dwójka podwójna to dwie zawodniczki i cztery wiosła, a pojedyncza to każda zawodniczka ma jedno wiosło.
Jak się człowiek napracuje to i zjeść musi. A jak mus to mus, może być i krem. Zupa krem. Może być zupa z kalafiora, taka sama jaką jadłem bywszy w Corcovado na Śródce. Ale komu by się chciało do Poznania po kalafior. Zrobiłem zupę jaką zamówiła Pani Dorotecka, która chcąc, nie chcąc musiała ze mną zwiedzać sklepy z farbkami i pędzelkami.
Właściwie zupa, której ukradłem łyżkę stołową, była tylko inspiracją bo wiadomo przepisu od restauratora nie wyciągniesz a jeść się chce.
No to od początku: Cebulę na plasterki, kurżetkę obrałem z zielonego i w kosteczkę bez pestek, pokrojone i pokostkowane na oliwę, aż złote się zrobiło. Do złotego trochę wody. Na patelni grilowej mocno opiekłem czerwoną paprykę . Potem do ronla jedno i drugie oraz liść selera i dwa liście lubczyku. Jakbym miał bulion tobym użył zamiast wody, ale co zrobić kiedy kura ziarka jeszcze dziobie.
Podgotowałem wszystko z dziesięć minut i potraktowałem blenderem na jednolitą konsystencję. W trakcie sporo śmietany, pieprzu i trochę soli od atlantyckiego chłopa w słomianym kapeluszu oraz dużą łyżkę papryki w proszku bez niczego.
W trakcie i po fakcie popatrzyłem na to co zrobiłem i pomyślałem , że zupa bez wkładki głodnego nie nakarmi. Rano kupiłem kawałek wędzonego chudego boczku i przypomniawszy sobie o tym pokroiłem na cienkie i obsmażyłem na chrupko. Do miseczki zupę, w srodek łyżkę gęstej śmietany i chrupiący boczek, a na boczek stary parmezan na grubym oczku. Do pełni szczęścia parę listów pietruszki. I trzy grzanki z masłem. Proste chłopskie jedzenie jak mawiał Pan Lulek, teraz na chmurce.
Jak skończę znowu się odezwę, na razie idę ze dwadzieścia metrów.
Witek nakupował owoców to i popełniłam verrinę. Do szklanej michy warstwa jogurtu typu greckiego, odrobina cukru trzcinowego i wiórków kokosowych, na to borówki amerykańskie. I od nowa: jogurt, wiórki i cukier oraz jagody w rzucik. Dooobre było…
Krysiu,
mąż wrócił z pracy i oświecił mnie w sprawie podwójności. Teraz zapamiętam.
Jak się ma w ogródku cukinie, to trzeba je wykorzystywać. Zupa Misia na pewno byłą pyszna, ale ja wolę zupy nieprzecierane.
Dziś na obiad jadłam obsmażone lekko plastry cukinii z kawałeczkami boczku. To była cukinia okrągła, bo w sklepie nie było akurat tych zwykłych podłużnych, które moim zdaniem są smaczniejsze. Te okrągłe może są lepsze do faszerowania.
Deseru Ewy nie znałam. Pewnie i inne owoce można tak podać.
Dzisiejsza pogoda dała mi się we znaki. Wszystko byłoby w porządku, bo przelotne deszcze nie przeszkadzają mi, tyle że poranna słoneczna i wietrzna aura zachęciła mnie do zrobienia prania. Ale kiedy tylko je rozwiesiłam na suszarkach na balkonie, przyszły chmury i zaczęło solidnie padać. I tak chowałam suszarki pod okap dachu i wystawiałam. Część rzeczy dałam na strych. I taka to była pogodowa zabawa w kotka i myszkę. Ale w końcu rozpogodziło się. Uff…
Krystyno,
Ja też nie znałam tego deseru. Mówiąc po śląsku, wciepałam do miski dostępne w domu składniki. Całość całkiem nieźle się pożeniła 😉
https://www.youtube.com/watch?v=a8z4h2uStSU
„Czarne” ma 20 lat: http://krakow.wyborcza.pl/krakow/1,42699,20534141,wydawnictwo-czarne-ma-20-lat-nie-mielismy-pieniedzy-nie-wiedzielismy.html
Dla blogowych wielbicieli lisów 🙂 : http://www.national-geographic.pl/traveler/liski
Oj, nie udala sie pogodatym slicznym Pogodynkom, ja chce Wicherka i Chmurki!
No trudno. Jerzor pozbieral rower i siebie do kupy i pojechal w swiat, czyli na Ladek Zdroj i na Gieraltow, gdzie moja kuma z Rzeczpospolitej Babskiej od lat przemieszkuje. Jerzor ma sprawdzic, czy sa w domu i mozna do nich wpasc. Ja mialam wyjsc na miasto, ale w koncu przegadalysmy z Gosia kilka godzin i postanowilam zdrzemnac sie.
Jerzoru zeszlo troche, przed chwila wrocil.
105 km Jerzor zrobil po gorach.
Spędziłam cały dzień z wnuczką, bo była sytuacja awaryjna. O, dziwo była bardzo pogodna i grzeczna, ładnie jadła i się bawiła. Bardzo lubi huśtawki, ale nie znosi piasku, więc piaskownica na razie odpada.
Małgosiu – miałaś miły dzień. Z wnusią zawsze jest fajnie.
A ja wróciłam z leśnego domku, nawąchałam się lasu, suchego i mokrego 🙂 grzybów ani śladu, nawet muchomora. Lało zdrowo prawie dobę, ale tuż pod ściółką suchy piach, niestety. Wczorajsza noc piękna, rozgwieżdżone niebo tuż nad głową, spadające gwiazdy (dostrzegłam jedną). W ciągu dnia bociek przechadzał się po łące, kwitną dziurawce, dziewanny i całe łany fioletowych kwiatków, nie umiem ich nazwac.
Małgosiu, dobrze, że masz wnusię na wyciągnięcie ręki prawie 🙂
Wnusia dwa tygodnie temu była dosyć płaczliwa, co było męczące, widać, że jest jej teraz łatwiej zaakceptować innych opiekunów niż rodzice.
Markowa zupa by mi bardzo smakowała, a jeszcze te dodatki, mniam. Widzę już dynie na straganach, czas rozpocząć dyniowe szaleństwa.
Jesteśmy nad oceanem w stanie Maine. Uciekliśmy przed upałami na północ. Hotel jest wręcz na plaży. Ze zdumieniem i wręcz współczuciem obserwujemy prymitywnych użytkowników piasku. Ani jednego grajdołka! Brak kompletny parawanów! Krzesełka, leżaki, parę parasoli. Nie ma też wydm. Gdzie oni załatwiają swoje potrzeby. Czyżby w toaletach? Biedaki… 🙂
Cichalu i jak tu wypoczywać?
Ludzie, przypomnijcie, gdzie we Wrocławiu można dobrze zjeść po polsku? Nie musi być zdumiewająco tanio ani koszmarnie drogo. Ważne, żeby było dobrze i żeby był wybór.
We Wroclawiu Bar Mis na Kuzniczej od Rynku. Nie jest to restauracja, tylko bar, ale pierogi mieli zawsze rewelacyjne. Dobra restauracja armenska Armine, jadlam tam potrawe, ktorej nazwy nie pamietam, ale bylo rewelacyjne danie. Zaznaczam, ze nie pierwszy raz tam bylam i zawsze cos dobrego. Ceny chyba przystepne, bo Jerzor nie marudzil. O ile mnie pamiec nie myli sprzed kilku lat, mozna sie tam napic gruzinskiego wina. Restauracja jest w okolicach dworca Wroclaw Glowny, pod torami! Jak pociag przejezdza, to jest uciecha 🙂 Zdecydowanie polecam te mala, smaczna restauracyjke.
Ide dospac!
O matko, mialo byc po polsku, a ja tu sie z armensko-gruzinskim wychylam…otoz jest restauracja Polski Dwor, tez jadalam tam ze smakiem, ale nie wiem, jak z cenami. Kolduny tam mozna bylo dostac, ale znawcy stwierdzili, ze to marne kolduny.
Dzień dobry Wszystkim 🙂 Dzisiaj dom najeżdżają goście, czyli zebranie rzeczpospolitej babskiej – czytaj babski wieczór. Wczoraj cały dzień segregowałam papiery szkolne, które leżały w stertach na parapecie a że lenistwo papierologiczne na ogół mnie ogarniało, jak tylko spojrzałam na te sterty, to potrzebowałam całego dnia żeby się z tym uporać. Teraz tylko ogarnąć grajdoł, wstawić do zmywarki talerze i kieliszki z kredensu, wyprasować obrus, odebrać zamówione wiktuały ze sklepu i można hulać.
Znający mnie „goście” nie zdziwią się chyba, że o 20 będziemy mieć włączony mecz siatkówki Polska-Rosja – bez tego się nie obejdzie. Już im zapowiedziałam, że maja być akcenty narodowe 🙂 No to lecę do doglądania tego grajdołu.
Ps. Misiu – Corcovado to jedna z moich ulubionych knajp jeśli chodzi o jedzenie. Tamtejszy krem z dyni i carpaccio z buraków z kozim serem to poezja. Do tego mają dosyć dobre wina.
Echidno mam jeszcze jedno pytanie – czy na końcu kurczaka wrzucić do sosu? Czy sos podawać w sosjerkach?
Pyro Młodsza, o ile dobrze zapamiętałam, echidna na samym końcu wkładała kawałki kurczaka do sosu, zeby je krótko podgrzać a sos podawała osobno. Miłej biesiady z koleżankami, kulinarnie i sportowo. 🙂
po fakcie – ryż w misce lub dużum półmisku, toż samo kurczak ino oddzielny półmisek (miska). Kurczak w sosie podajemy razem (po zrobieniu sosu, wrzucamy upieczone cząstki kurczaka i wrzucamy wszystko razem do jednego naczynia),
z tym rzucaniem to bez przesady – delikatuśno, delikaruśno wykładamy do naczynia w jakim ma być serwowany tenże kurczak w sosie
Chciałam zamówić sery u Brzucha, a tu plaża. Nie mogę się dogadać ze stroną.
dzień dobry …
mój komputer się zbiesił ale syn postawił go do pionu i jestem tu znowu …
doczytam …
haneczko rozmawiałam o tym na Zjeździe z Brzuchem i wiem, że cały interes serowy odstąpił koledze z branży jakiś rok temu …
jutro sklepy zamknięte ….
Haneczko,
To może bezpośrednio u producentów? Zarówno Ranczo Frontiera i Kaszubska Koza wysyłają sery kurierem. Inni pewnie też.
Zgubiłam „jak” po drodze…
dla kociarzy ….
http://www.polityka.pl/galerie/1670944,1,z-zycia-wziete-to-moga-zrozumiec-tylko-milosnicy-kotow.read
Dziękuję za informacje, już kołatam 🙂
w 2015 r. 63% Polaków nie przeczytało żadnej książki … to najgorszy wynik od 1989 r. … prawie nie dziwi nic ..
ewo ta książka też dla mnie chociaż nie znam francuskiego to fascynuje mnie Francja i jej kuchnia …
http://niestatystycznypolak.blogspot.com/2016/08/w-mojej-francuskiej-kuchni-opowiesc-o.html#
14 sierpnia 1980 r. rozpoczął się strajk w Stoczni Gdańskiej … byłam młoda i pełna nadziei … a teraz mi prawie jej brak ale nie dlatego żem stara …
Jolinku – stara??? Jeśli już coś – to nadzieja się zestarzała. Nie, nie tak, raczej: nadzieja straciła nadzieję na nadzieję.
Młoda Pyro – jak tam sobotnie danie?
Ja dzisiaj prosto i swojsko – gąłąbki.
Dzisiejszy dzień prawie wiosenny. Przycięłam kilka krzaków. Reszta czeka….
Dla ciekawych autorki książki „W mojej francuskiej kuchni”
http://onruetatin.com/
… i jeszcze:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/francuzi_kochaja_jedzenie_wywiad_z_susan_herrmann_loomis_348729.html
Salso, i jak tu sie oprzeć nowej książce. :-). Ciekawy jest ten wywiad z autorka.
🙂
Barbaro doczytałam sobie …
ktoś o takim miodzie słyszał? …
http://kobieta.onet.pl/zdrowie/profilaktyka/miod-manuka-jak-powstaje-lecznicze-wlasciwosci/jh63w
Jolinku, Młody sprezentował nam ten miód. Smak nie budził zastrzeżeń. Leczniczych właściwości nie zauważyliśmy, ale my prowadzimy niezdrowy tryb życia i może dopiero beczka tego miodu coś by pokazała…
Znalazłam w Poznaniu sklep z serami z najrozmaitszych zagród 🙂
Alino, Jolinku 🙂
Spacerowałam dzisiaj trochę po Warszawie i właściwie miałam szansę popytać o tę książkę w księgarniach, ale dopiero jak po powrocie zajrzałam do komputera przypomniało mi się… Oczywiście można przez internet, ale lubię poogladac na miejscu. Miodu manuka nie próbowałam, nie wiem czy by mnie zachwycił, bo najbardziej lubię nasz rodzimy, gryczany, a czasem dla odmiany – lipowy.
Miodu manuka zjadłem jakieś 2-3 litry, nie zauważyłem poprawy stanu zdrowia. Znacznie lepiej działają na mnie nasze polskie miody, albo tzw. czarny egipski
Ten miód jest przede wszystkim bardzo drogi, a miody powinno się jadać ze swojego regionu zamieszkania.
U nas króluje rzepakowy.
Jutro czas na mirabelki (komisyjnie stwierdzono, że już i że odchodzą od pestki) i aronię.
dzień dobry …
czyli z tym miodem znowu naciąganie na kasę …
haneczko z mirabelek konfitura? …
warto było siedzieć prawie do rana by zobaczyć nowy rekord świata na IO …
a ja wczoraj eksperymentowałam na śliwkach .. na Zjazd przywiozłam marmoladę pigwową z myślą, że będzie pasować do serów .. Sławek jako ekspert stwierdził, że jest za słodka .. wczoraj kupiłam śliwki tanio i zamiast cukru dodałam tej marmolady .. całkiem dobry smak razem wyszedł …
Pyro Młodsza jak tam po spotkaniu babskim? ….
Jolinku, jesteś mistrzynią kulinarnych eksperymentów. Powinnaś to regularnie spisywać. Przekażesz to pózniej córce czy wnusi. Mam na karteczkach przepisy napisane przez mamę na moja prośbę. Żałuje, ze nie mam ich więcej bo mama juz nie gotuje i nie pamięta niestety jak przygotowywała niektóre dania.
Może aż tyle co Saudyjski Wielbłąd nie skonsumowałam, ale kilka słoiczków miodu Manuka pochodzącego od różnych producentów z Nowej Zelandii, Tasmanii i australijskiego lądu- tak. Ceny różnorodne, w zależności od producenta i „zdrowotnej” zawartości. I tak (dla przykładu): UFM 20+ słoiczek 250 gm kosztuje $89.50, MG 30+ słoiczek 500gm – $22.74; MGO 400+ – 250 gm – $36.95; tasmański – cena $22.00 za 250 gm.
Szczerze mówiąc nie jestem przekonana do reklamowanych „hocków-klocków” i związanej z nimi ceny. A już reklamowanie jako miód organiczny zgrzyta natychmiast. Podobnie jak reklamowanie pieczarek: nasz produkt nie zawiera cholesterolu. Wychodzi na to, że w innych sklepach posiadają. Ten cholesterol. Te pieczarki.
O właściwościach zdrowotnych miodu wiedzieli ludziska od dawien dawna. Nie tylko rzeczonego Manuka. Reklama dźwignią handlu. Ot co.
Można spróbować, czemu nie. Ale żeby od razu używać w celach zdrowotnych?
echidno czytałam, że ludzie nawet stosują dietę zdrowotną na tym miodzie … ciekawe czy jagody goji to też chwyt reklamowy …
Alino się tak bawię … niestety wszystko po mojej śmierci wyrzucone zostanie na śmietnik .. takie czasy teraz internetowe ..
Jolinku,
Spisuj i wrzucaj choćby i tu – na blogu twoje przepisy tak szybko nie zginą a inni chętnie skorzystają 😉
ewo 😉 ..
wczoraj sobie postanowiłam, że jak Usain Bolt zdobędzie złoty medal to pojadę gdzieś do ciepłych krajów na wariacką wycieczkę … a dziś nie mam pomysłu .. może wycieczka po Nilu …
Jolinku – pisząc „chwyt reklamowy” miałam na myśli mega-reklamę. Miód, jak i wiele innych produktów, sam w sobie jest zdrowy. O pochodnych nie wspominając.
Niegdyś środowisko lekarskie wyśmiewało lecznicze sposoby babek oparte w dużej mierze na ziołach. A obecnie? Ziołolecznictwo przeżywa renesans. Ileż to firm powstało i każda na swój sposób próbuje przebić własne wyroby na nasyconym do granic niewytrzymałości rynku.*
Do wyboru, do koloru – każdy znajdzie coś dla siebie. A fanatyków nie brak. Co martwić może, to fakt, że nikt nie wspomina o skutkach nadużycia specyfiku. Zioła, jak np witaminy, w nadmiarze mogą zaszkodzić. A nawet spowodować nieodwracalne zmiany chorobowe w organizmie.
Toż samo w przypadku diet. Przegięcie przysłowiowej „pały” niejednokrotnie pociąga za sobą tragiczne skutki.
* naukowy (często pseudonaukowy) opis produktu pobudza wyobraźnię, gdy jeszcze podkreśla się ekologiczne czy organiczne pochodzenie w/w – jakże modne obecnie – zwolenników przybywa. I każdy niewątpliwie zapewnia o doskonałym działaniu/wpływie/właściwościach.
Wiara czyni cuda, cuda czasami bywają nieprzewidywalne. W efekcie końcowym.
Turcji nie polecam Jolinku51. Szczególnie obecnie. Poszukaj jakiejś bezpieczniejszej krainy.
Zrobiłem osiem litrów konfitury śliwka-jabłko-gruszka. Zawsze używałem ciemnych śliwek ale tym razem dostałem wiaderko zółtych. Stały po wypestkowaniu dwa dni na piecu. Wczoraj dokupiłem gruszek i jabłek. Po dodaniu cytryny konfitura wyszła złocista i dość gęsta. Będzie jak znalazł na zimowe tarty na kruchym cieście. Przed godziną wyjąłem z pieca blaszkę ciasta . Zamiast moreli które w tym roku zniknęły z handlu po tygodniu użyłem delikatne jabła i śliwki węgierki. Sąsiadka mówi, że bardzo dobre mi wyszło to ciasto… Wczoraj też piekłem ale rodzina przyszła i po piętnastu minutach pozostał zapach w kuchni .
Idę robić kopytka i pierogi. Chyba lato się kończy bo w kuchni spędzam coraz więcej czasu.
Jolinku, nie zapominaj, że 28 – w niedzielę, idziemy do kina i nie tylko, tak więc miej to na uwadze przy planowaniu wyprawy 🙂
Marku, chyba sporo osób marzy o bliskim sąsiedztwie z Tobą 🙂
Właśnie Jolinku-zanim pojedziesz do tych mniej czy bardziej ciepłych krajów 🙂 zajrzyj, proszę, do poczty.
Salso-wywiad z autorką przeczytałam, a ze stwierdzeniami: „Francuzom zależy na tym, co jedzą. Oni po prostu rozumieją jedzenie. Kochają jedzenie. Oni bardzo dużo czasu poświęcają jedzeniu. Oni szanują jedzenie”zgadzam się w stu procentach 😀
Co do zaprzyjaźniania się z sąsiadami bywa różnie, dużo zależy zapewne też od sąsiadów i od regionu, w którym się mieszka.
My odbyliśmy dzisiaj podróż liczącą jedynie 75 km-sprawnie, miło i bez przygód. Niby znamy doskonale tę naszą trasę pomiędzy Ursynowem, a nadbużańskimi włościami, ale droga ta żyje ostatnio swoim bardzo intensywnym życiem. Już niedługo będzie częścią północno-wschodniej obwodnicy Warszawy, roboty prowadzone są z ogromnym rozmachem i naprawdę na wielką skalę, a potrwają jeszcze dwa lata. Zatem w 2018 będziemy mknęli nad Bug niczym błyskawica. Obyśmy doczekali w szczęściu, zdrowiu i pomyślności, czego Szanownemu Towarzystwu oczywiście serdecznie życzę.
Długi świąteczny weekend zrobiliśmy sobie jeszcze trochę dłuższy niż średnia krajowa
i na dodatek zupełnie nie wiem, kiedy już zrobił się ten dzisiejszy poniedziałek…?
Po pierwsze primo u sąsiadów obrodziły śliwki(nasze nadal niejadalne)oraz borówki amerykańskie. Zrywaliśmy je zatem w sąsiedzkim towarzystwie i gawędziliśmy sobie o tym kto i jak je zagospodaruje. Pomysły były różne i niektóre już na gorąco (kuj żelazo póki gorące) zostały wcielone w życie i tak wykonano:
-pierogi z borówkami amerykańskimi-odkrycie sezonu
-knedle ze śliwkami, oczywiście polane bułeczką tartą-poezja!
-biszkopt śliwkowo-borówkowy
-placki ze śliwkami i jabłkami (antonówki też sąsiedzkie)
-konfiturę z wszystkimi owocami wymienionymi powyżej
-nastawiono nalewkę śliwkową, tak na oko. Please, nie jestem w stanie podać przepisu!
-są plany wykonania śliwowicy, bo co można jeszcze zrobić z taką obfitością owoców???
Osobisty Wędkarz, który ani jednego dnia nie poszedł na ryby(!)częstował zaprzyjaźnioną Panią Krysię jej własnymi borówkami amerykańskimi posypanymi lekko cukrem i zalanymi czerwonym winem. Pani Krysia stwierdziła, że wprowadza ten deser natychmiast do domowego jadłospisu, a w zasadzie to może spożywać na obiad i kolację, a kto wie, czy nawet nie na śniadanie 😉
Dzisiaj wieczorem już będzie cicho i spokojnie, tylko zaprzyjaźniona para na drobnej kolacji. Jestem dumna z moich właśnie wykonanych przekąsek-pomidory faszerowane pastą sardynkowo-tuńczykową i ozdobione ogródkowym oregano oraz koreczki ze śledzia, alainowego gravlaxa, plastrów haneczkowych patisonów, ogórka małosolnego oraz grzybów marynowanych (wszystko w mini kawałeczkach lub plasterkach nabite na mini szpadki). Danie główne-ozory wołowe z sosem musztardowym z dodatkiem czosnku i zielonej pietruszki, autorstwo i wykonanie Osobistego Kucharza. Wiemy, że goście kochają podroby.
Po raz drugi czytam”Słodki jak miód, kwaśny jak cytryny”. To taka słoneczna, wakacyjna lektura. Właściwie to samo, co mówi się o Francuzach i o jedzeniu można powiedzieć o Włochach 🙂
Danuśko,
Wyszłam „na chwilę” do ogrodu, wróciłam z 4 kg mirabelki. Już pyrka sobie w garze zasypana cukrem.
Przypomniałem sobie o jeszcze jednej książce dotyczącej kuchni francuskiej
http://niestatystycznypolak.blogspot.com/2015/12/apetyt-na-francje-mimi-thorisson.html
W sobotę koło południa przybyli do mnie goście, znani wielu blogowiczom Inka i Lucjan. Wyjechali dziś po śniadaniu. Wieczory spędzali na koncertach w Gdańsku, a pozostały czas staraliśmy się wypełnić im poznawaniem okolicy, czyli Gdyni i Wejherowa. Takim gościom chce się towarzyszyć, bo dostrzegają wszędzie pozytywy. Gdynia, wiadomo, podoba się wszystkim, ale Wejherowo także zostało docenione. Rozmowom nie było końca, a tematy medyczne, a właściwie dotyczące reklam produktów zdrowotnych także poruszyliśmy. I to, o czym pisała Echidna – nie informuje się o skutkach nadmiernego użycia tych preparatów, a mogą być one tragiczne.
Przetwórstwo chwilowo odkładam, ale aronia i antonówki już dojrzewają. Na szczęście nie są to wielkie ilości.
Poszukiwania kulinarne Jolinka bardzo doceniam i przy okazji przypomnę jej radę kosmetyczną nie tylko dla pań : smarujmy kilka razy dziennie wierzch dłoni olejem lnianym, może być przeterminowany. Po pewnym czasie efekty są widoczne – skóra jest gładka, a przebarwienia prawie niewidoczne.
Ano właśnie Ewo, czekam jeszcze na mirabelki, bo ubiegłoroczna mirabelkówka zniknęła bez śladu, nie wiadomo kiedy i gdzie 😉
Saudyjski Wielbłądzie-tę książkę, którą polecasz powinnam kupić w wersji francuskiej i sprezentować Osobistemu Wędkarzowi-dziewczyna( autorka) na okładce bardzo ładna 🙂
Krystyno-blog i przyjaźnie około blogowe potęgą są i basta!
Mimi Thorisson jest także autorką bloga, który czytuję od dawna. Książkę o której pisze Wielbłąd dostałam na Gwiazdkę, a widzę, że kolejna została wydana. Może i ta zostanie przetłumaczona 🙂 Bardzo lubię ten blog, sympatyczną aurę Manger, piękne zdjęcia i w ogóle http://mimithorisson.com/
Mam trochę wolnego – pies mi to załatwił- toteż przeczytałam spokojnie wpisy ,obejrzałam zdjęcia ,czyli powspominałam ….łza na rzęsie mi się trzęsie. Powtórzę za wszystkimi. Wspaniały zjazd i pięknie opisany przez Dorotę, dziękuję .
Esko, miło Cię widzieć 🙂
Jak już rozmawiamy o kuchni francuskiej, nie sposób pominąc Davida Lebovitz’a z jego blogiem http://www.davidlebovitz.com/ i książkami. Już kiedyś była mowa o nich, ale takie sympatyczne wspomnienia warto odświeżac. Jeszcze przecież słynna Julia Child i jej francuskie fascynacje 🙂
Danuśka, pracowity, smakowity i towarzysko miły czas spędziliście i jeszcze sympatyczny akcencik na zakończenie 🙂
Z moich spacerowych obserwacji wynika, że mało kto się schyla bo obficie spadające, niczyje mirabelki. Nawet w miejscach oddalonych od jezdni. Aż żal patrzeć na wdeptywane w ziemię owoce, z których tyle dobrego można zrobić.
Krystyno, miłych Gości miałaś 🙂
Danuśko,
początkowo miałam w planach nalewkę, ale jak stanęła przede mną perspektywa drylowania, to dałam sobie spokój.
Za manuka jest nauka. Dobrze jest miec sloiczek manuki – nie koniecznie na codzien, ale w kaciku aptecznym w lodowce. Manuka szybciej zwalcza atakujace organizm czlowieka szkodliwe bakterie i ich szersze spekrrum. Zwlaszcza jak sie ma dzeci, czesto podatne np na bklteryjna wysypke w jamie ustnej.
http://www.nhs.uk/news/2013/03March/Pages/Bug-busting-properties-of-honey-assessed.aspx
Irek mógłby wyrazić swoją opinię, czy do nalewki można by użyć mirabelek niedrylowanych.
Byłam dziś wieczorem w teatrze na scenie letniej na gdyńskiej plaży, a tam przy wejściu rośnie wielkie drzewo z mirabelkami. Owoce spadają na piach. Nikt ich nie będzie zbierał. W dziwnych miejscach sadzono te śliwy.
Tymczasem ujawnili się amatorzy mojej aronii, czyli kosy. Już kilka dni temu zauważyłam sporo leżących na trawie granatowych kuleczek. To sprawka kosów. Na razie obwiesiłam krzak foliowymi torebkami, ale jutro będę musiała zerwać owoce, bo nie wydaje mi się, żeby kosy były strachliwe.
Krystyno, u nas kosy nigdy nie dobierały się do aronii. Do czereśni za to zawsze.
Zebrałam 10 kg aronii, pan mąż i gość 6 kg mirabelek z ogonkiem, które pracowicie zdrylowali.
Aronia w zamrażarce, mirabelki w cukrze do jutra, ściśle wg przepisu Żaby.
Zatrzęsienie tarniny, a derenia jak nie było, tak nie ma…
Krystyna / 21:50/ nie robiłem nalewki z mirabelek, ale znane mi przepisy mówią o drylowanych mirabelkach. Kiedyś robiłem śliwowicę i śliwki były z pestkami. Można więc spróbować. Najlepiej zrobić dwie: z pestkami i bez 🙂
dzień dobry …
Danuśka i Barbaro jeszcze nie odpisałam bo mam zgryza … czy iść do kina czy na te zawody …
http://www.pgenarodowy.pl/strony-dodatkowe/wydarzenia/5728,7-memorial-kamili-skolimowskiej
to niesamowite wydarzenie i wstęp wolny …
pracowite dziewczyny jesteście bardzo z tymi przetworami a ja zarywam noce oglądając IO i w dzień podsypiam między relacjami z tv ..
Krystyno Inka i Lucjan to cenni goście … od Inki można dostać naprawdę cenne rady do użytku codziennego np. nie wiedziałam iż mam prawo do ulgi na PKP .. a dzięki temu, że Lucjan był z nami na spacerze wokół Malty poznaliśmy dużo szczegółów o okolicy ponieważ to jego miejsce z dzieciństwa …
Eska pomachanko … 🙂 … a co pies zrobił, że miałaś czas? ..
Ha, ha to może z naszą zaprzyjaźnioną aronią też w tym roku uporały się kosy?
W ogrodzie naszego kolegi rosną dwa bardzo dorodne krzewy aronii. Kolega tych owoców nigdy nie zbiera, krzewy udostępnia zainteresowanym zbieraczom, do których też się zaliczamy. I tak było już od paru lat, system funkcjonował bez zarzutu. W tym roku jakieś 2 czy 3 tygodnie temu okazało się, że na krzakach nie został żaden owoc, a było ich naprawdę dużo, bo aronia obrodziła latoś wspaniale. Zatem wszyscy zaczęli sobie zadawać pytanie co się stało, w jaki sposób zniknęły te owoce? Jedną z teorii były ptaki, ale dlaczego nie jadły aronii w latach ubiegłych???
Jak nic te huncwoty, kosy pomorskie od Krystyny 😉 przeszkoliły nasze kosy nadbużańskie i aronii ni ma !!!
Jolinku-rozumiem Twoje rozterki i Twą sportową duszę 🙂
Piliśmy kiedyś u naszej francuskiej rodziny nalewkę zrobioną jedynie na pestkach ze śliwek. Alain pamięta też ze swojej młodości babciną nalewkę nastawioną na OGONKACH
z owoców czereśni.
Ogonki czeresni sie gotuje i mozna popijac taki wywar, smakuje niezle i poprawia przemiane materii.
Jolinu-zajrzyj jeszcze raz do skrzynki.
Danuśka,
jak smakowała taka pestkówka? Te pestki były rozłupywane przed wrzuceniem do alkoholu? O wywarze z ogonków czereśni słyszałam, o nalewce pierwszy raz.
Danuśka odpisałam .. 🙂
Żabo – bardzo proszę o przepis na jarzębinę. Ta, którą dostałam jest pyszna.
Jolinku – napisz co i ile dodałaś do fety i oliwek, że były tak smakowicie pikantne.
Ewo-smakowała z migdałowo. Przeprowadziłam śledztwo w sprawie tych pestek.
Chodzi o pestki śliwy tarniny:http://www.zielonyogrodek.pl/ozdobne-owoce/sliwa-tarnina
Wprawdzie piszą, by pestek nie jeść, bo są trujące (kwas pruski, jak w pestkach wiśni)
ale nalewek, ogólnie rzecz biorąc, nie spożywa się w ilościach hurtowych. Pestki do tego napitku należy rozłupać. Jak ktoś nie ma siły ani ochoty na zbieranie, a tym bardziej na łupanie, to może kupić burgundzką prunelle w sklepie:
http://jacoulot.com/wp-content/uploads/2014/02/prunelle3.jpg
Alina zapewne wie więcej na ten temat 🙂
Danuśko,
Dzięki. A propos pestek, podobno można zjeść tyle pestek (rzecz jasna ich miękkiej zawartości) ile owoców dziennie. W takiej ilości kwas pruski nie jest szkodliwy. Tak więc kielonek pestkówki nie powinien uczynić wielkiego uszczerbku na zdrowu 😉
Mnie też się zbiesił komputer. Musiałam wgrać nowego windowsa ale jak tylko odzyskałam dostęp do szerokiego świata od razu zawitałam do blogowego stołu aby zdać relację z wieczoru babskiego.
Echidno – danie wyszło wspaniale! Było pikantnie i krucho 🙂 Co prawda musiałam zamienić sherry (byłam w 8 sklepach – porażka!) białym wytrawnym winem, ale uważam że wyszło pysznie. Zrobiłam danie z 1,4 kg kurczaka więc wszystkie składniki sosu mnożyłam razy 6. Ale naprawdę wszyscy się zajadali. Do dania dodałam oprócz ryżu sałatę z sosem (1 łyżeczka musztardy francuskiej, 1 łyżeczka miodu, 1 łyżeczka octu balsamicznego, czosnek, sól, pieprz i oliwa – do sałat wszelakich polecam!). Na deser miały być lody waniliowe z sosem z dyni 🙂 ale nikt nie mógł już tego zmieścić mimo, że pogaduchy skończyły się nad ranem. Z tego względu, że każda kobieta coś przyniosła stół uginał się od jedzenia. Były sałatki: niemiecka (z ziemniaków z cebulą i ogórkiem) i sałatka z wszystkiego (od papryki, po kukurydzę i ser). Koleżanka przyniosła leczo z klopsikami a inna pierożki z mięsem. Na stół zawitała też szarlotka z 3kg jabłek 🙂 i inne drobiazgi. Generalnie resztę jedzenia zamroziłam i mam co jeść przez 2 tygodnie. Lemon chicken zniknął prawie cały chociaż 1 pojemnik uratowałam i będę miała na jakąś niedzielę. Zaczeło się od mojego obiadu a resztę podżerałyśmy do 4 rano popijając winem.
Bardzo dziękuję za wspaniały przepis.
Dzisiaj kurier przyniósł zamówione słoiczki więc biorę się za operację „cytryna”. Potem powiem jak wyszło
Zapomniałam napisać że do sałaty dodałam jeszcze pestki słonecznika uprażone na suchej patelni a deser Sławkowo-Pawłowy okrasiłam płatkami migdałów. Zajadałam go wczoraj żeby podnieść na duchu moje ego załamane zbiesieniem się komputera 0 jak zwykle w wakacje 🙁 Oj było dooobre
W maminym barku odkryłam małą buteleczkę nalewki zwanej na zjeździe przez nas dereniówką. Na niej jest praktycznie nieczytelny napis… ale pierwszą literą jest S albo Ś… jeśli ktoś próbował – czy to mogła być nalewka z mirabelek? Owoce w słoju były małe, okrągłe z dużą pestką
Żabo – moje koleżanki zapamiętały Twoją jarzębinę z zeszłego roku – mama dodała ją wtedy do mięsa. Dopraszały się wprost o dodanie jej na stół ale nie dałam 🙂 bo nie było na stole wołowiny 🙂
Ja również dopraszam się o przepis 🙂
Asiu-specjalne podziękowania od Alaina za atlas lisiej mimiki 🙂
Krysiude przepis jak zwykle trochę na oko …
pokroić fetę – ja miałam 2 opakowania … słoik oliwek … poukładać warstwami w słoju (dosyć ciasno) .. zalać olejem rzepakowym z bazylią tak by prawie zakrył produkty … dodać 2 lub 3 łyżki oleju rzepakowego z chili (ja dałam 3 i myślałam, że będzie za ostre ale wyszło chyba ok)… ma stać w lodówce przynajmniej tydzień .. oleje smakowe kupne …
olej odlałam po tygodniu i wykorzystałam do drugiej tury … teraz się marynuje ser mozzarella z papryką …
Jolinku mnie też ta feta „okrutnie” smakowała dlatego też skorzystam z przepisu 🙂 Dziękuję
chciałam jeszcze dodać, że z tego oleju robię dresing do sałatek z dodatkiem wody po kiszeniu ogórków … a zrobiłam jeszcze paprykę zalaną wodą po kiszonych ogórkach i czekam co wyjdzie … 😉
Danusiu – wiedziałam, że Alain obejrzy te zdjęcia 🙂
Jolinku – ciekawy przepis, też skorzystam.
W sobotę nafaszerowałam cukinie i upiekłam sernik korzystając z dwóch przepisów. Ciasto – coś w rodzaju brownie było smaczne, ale mogłoby być lżejsze. Warstwa serowa delikatna. Już od dłuższego czasu korzystam z przepisu na „sernik z ciastkami oreo”, nie używając oreo. Dolną warstwę przygotowuję najczęściej z pokruszonych ciastek holenderskich, wymieszanych z masłem, czasem do masła dodaję parę kostek gorzkiej czekolady.
Jolinku – dzięki. Zaraz zrobię.
Danusko, nie wiem niestety jak sie te prunelle przygotowuje. Miałam okazje spróbować ale nie zasmakowałam, może zle trafiłam, była bardzo mocna.
Dzieki Salsie. :-). zaczelam przeglądać rożne nagrania z Mimi Thoresson m.in. jej pieczeń wołowa Wellington. Świąteczne danie bo jest nawet trufla, czego tam jeszcze nie ma, efekt końcowy wspaniały. A do tego podaje duszone w maśle cukinie. Masło jest zreszta wszechobecne w jej kuchni. Tylko jak ona robi, ze nie tyje?
Alino, podobnie jak Julia Child ( z tym masłem) 🙂
Alino-ona to robi tak samo, jak Ty 🙂
Danusko, przy najbliższym naszym spotkaniu założysz okulary. 🙂
Salso, do blogu D.Lebovitza tez zaglądam, sympatyczne wpisy.
A tu inna jeszcze kucharka, ktora przez kilka lat mieszkała w Paryzu i zaczynała wtedy swoją internetowa karierę, Rachel Khoo. Popatrzcie na te apetyczne zapiekane jajeczka, tu nie ma masła ale za to śmietana 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=s2zzshmjRls
Alino,
na sam widok oeufs en cocotte cieknie mi ślina i… rąbie wątroba. 🙁
Bardzo fajna książka
http://whiteplate.com/2013/05/mala-paryska-kuchnia-rachel-khoo/
Ewo, od czasu do czasu taka przekąska, czemu nie 🙂
krysiade,
pytałam Żabę o konfiturę z jarzębiny podczas zjazdu. Ogólny przepis jest taki : 1kg przemrożonej jarzębiny, pół kg jabłek, pół kg gruszek. Jabłka i gruszki smażymy oddzielnie jak na konfitury, następnie łączymy i dodajemy jarzębinę .Całość trzeba jeszcze gotować około 20 minut.
Chyba jeszcze za wcześnie na zrywanie owoców jarzębiny, choć wygląda już bardzo ładnie.
krystyno -dzięki, a ile cukru?
Cześć Wszystkim. Właśnie mnie też interesuje ten przepis. Ile cukru i jak długo smażyć te jabłka i gruszki?
Jolinku. Za przepis na zalewę do fety równiez dziękuję. Było przepyszne. Wy tu takie wyszukane przepisy a ja robię proste rzeczy. Zrobiłam to mięsko z indyka – wyszło świetnie , choć trzymałam w moim piekarniku 15 minut dłużej. Dzisiaj za to zrobiłam oszukane gołąbki – w życiu nie myślałam, że tego tyle wyjdzie. Normalnie proporcja jak dla wojska.
Przeczytałam poprzednie wpisy, obejrzałam jajka w filiżankach prosto z Paryża. Nie powiem fajne. Jeste zachwycona postępami w gotowaniu mojego Bliźniaka – Pyry Młodszej. Nie powiem. ja też od zjazdu trochę „zapraw” porobiłam. Nastawiłam dwie wisielce – z ananasa i brzoskiwni. Nalewki ze śliwkami z goździkami, śliwkówkę z rodzynkami, śliwkami suszonymi i migdałami, nalewkę z czarnej porzeczki z jagodą kamczacką – pełen eksperyment, miętową z cytryną i limonką (eksperyment – uwielbiam mojito). Do tego zrobiłam 5 litrów leczo ( w sloiki), sok z wiadra aronii dla koleżanki, oszukane gołąbki i ponownie zapiekany indyk zapiekany pod wędzonym boczkiem (super na chlen jako obkład). Nie powiem żebym sie leniła ale jutro z rana wyjeżdżam i nie będzie mnie przez tydzień. Pozdrawiam więc wszystkich. Jadę na warsztaty witrażowe z konfiturą jarzębinową Żaby i olejem z pestek dyni od Paolore – tam je docenią gdyż jest to zlot „dobrego towarzystwa”. Opowiem wszystkim o Was, kochana braci, i o waszych przepisach. Pozdrawiam Ryba. PS. I za tych co na chmurce
Bardzo przepraszam za błędy językowe. Ale bardzo się spieszyłam
Rybo – jesteś tytanem pracy!
Parę razy korzystałam z tego przepisu Rachel Khoo: http://www.bbcpolska.com/przepisy/?recipe=tartaletki-z-owocami-lesnymi
Łatwy przepis i smaczne ciastka.
Te zrobione przez Rachel są zgrabniejsze 🙂 https://photos.google.com/photo/AF1QipOwSv7U238iRviAfi7dCVHe7jH3MSO_3pnm4r_x
https://photos.google.com/share/AF1QipMfjV-tW2_L7Yh6cXBPMduZyPF1D1QfOzoVMC1kmdXQV5c8fYU0XK48C2SrUWlTDg/photo/AF1QipP1r77xg9eSgq2VNltDqpOU-MtSOPrqSUnkoFBZ?key=eHJ6YlE0YWltSElXU2RjMUlwazlYNnVOY3JLQlNR
Asiu, jakie ładne i jakie piękne torty 🙂
Straciłam nadzieję. Żabie mirabelki opadają, mnie nie. Nigdy nie wyprodukuję tak świetlistych.
Róże dochodzą. Już nie zawiozę Pyrze.
Haneczka u mnie leżących mirabelek pod dostatkiem. Daj wytyczne (jakie mam zbierać i ile) i wezmę się do roboty
Pyro Młodsza – to wspaniale. Czyli – nie robiłam gęby z cholewy. Nasi goście też się zajadają.
dzień dobry …
a ja dziś kolejny wschód słońca oglądałam przez nocne transmisje …
miłego dnia … 🙂
Echidno danie naprawdę bardzo dobre – koleżanki porobiły sobie zdjęcia przepisu wiszącego na wieszaku w kuchni 🙂 czyli musiało smakować
Jolinku-szapo basy dla Twojej sportowej pasji!
Asiu-proszę Cię nie kuś tymi deserami. Akurat wczoraj wygłosiłam wzniosłe tezy o ograniczaniu jedzenia słodyczy, mowa skierowana była oczywiście do mej drugiej połowy. Osobisty Wędkarz uwielbia wszelkie słodkości, ja oczywiście też nie z tych co odmawiają 😉
Pozwolicie, że nie wymienię tego co zrobiłam w kuchni od czasu zjazdu, bo moja lista
wyglądałaby wręcz żałośnie przy tej, którą zapodała nam Ryba.
A gdyby tak skompletować silną grupę- Żaba, Ryba i Marek?
Już widzę te ilości mięs, sosów, żurków i zup z kurżetek, pierogów, ciast, nalewek….
Lecę wypić kawę, ale czy to wystarczy, by wzmocnić mój hart ducha oraz choć z lekka pomnożyć zasoby mej pracowitości 🙁
Danuśko i tak lubię Cię taką jaką jesteś. Ryba wbrew pozorom jest leniuszkiem… ale jak teściowa jej znosi z prywatnego pegeeru (działką bym tego nie nazwała) tony wszelakiego dobra to aż żal się tym nie zająć bo by się zmarnowało. Obie mamy jeden wielki feler. Gotować i pichcić – zawsze, gorzej ze sprzątaniem. Odziedziczyłyśmy to po Pyrze, która zawsze uważała że są ciekawsze rzeczy niż latanie ze ścierą
Pyro Młodsza 🙂
To chyba całkiem w porzo być takim leniuszkiem 😉
Pyro Młodsza – mam ten sam feler i zgadzam się z Pyrą 🙂
Małgosiu – tata ucieszył się z pochwały 🙂
Danusiu – te babeczki mają mało kalorii, ozdobisz je większą ilością witamin czyli owoców i już 😉
He, he.. ten feler jest zaraźliwy. Zamiast ganiać ze ścierą wolimy wybywać 😉
Należę do tego samego grona felernych. Ewo 🙂
Asiu, dla Taty gratulacje, a ja zazdroszczę, bo na robienie tortu jeszcze się nie porwałam 🙁
Względem latania ze ścierą miewam przypływy i odpływy. W czasie przypływu jestem w stanie umyć okno nawet o 6.00 rano, ale jedynie to od wschodu i w słoneczny dzień , bo wtedy najlepiej widać, jak bardzo jest brudne.
Asiu-już niejeden raz w ten sposób usprawiedliwiałam swoje słabości 😉
O szczegóły przepisu na konfiturę z jarzębiny, czyli proporcje owoców i cukru musimy wypytać Żabę, jak nam się tu pojawi.
Asiu,
bardzo wykwintne są te cukiernicze dzieła Twojego Taty.
Miś niedawno opowiadał nam o urodzaju cukinii w jego ogródku. Dziś koleżanka ubolewała, że w tym roku zerwała zaledwie 2 cukinie, a w poprzednich latach było ich bardzo wiele. Część kwiatów i zawiązków owoców zjadają żarłoczne ślimaki bezskorupkowe, a wiele kwiatów nie przekształca się w owoce, chyba nie są zapylane. Tak czy owak cukinie nie obrodziły.
Małgosiu – ja biszkoptu jeszcze nie piekłam.
Torty i chleb są taty, tarty i babeczki moje. 🙂
Ale i tak królową tortów jest Żaba. Przecież często wspominacie jej wspaniały tort orzechowy. Zawsze jak Żaba opisuje swoje wypieki to robię się głodna.
Te ślimaki są okropne, parę lat temu też mieliśmy małą inwazję tych stworzeń. Chyba przydałby się jeż w ogrodzie. Trzeba też zwabić więcej pszczół, może sadząc jakieś rośliny miododajne?
Marek swoje cukinie sadzi chyba w beczkach z kompostem. W tym roku pięknie rosły nam w ziemi z kompostem rzodkiewki, ale to było przed zalaniem ogrodu.
Odkryłam nowy owoc – wężowy owoc (snake fruit):
http://plant.daleysfruit.com.au/trees/m/Salak-254.jpeg
nazwę zawdzięcza, jak na załączonym obrazku widać, skórce. W dotyku też przypomina wyroby z gada. Próbować nie próbowałam lecz zamierzam.
Asiu, piekne apetyczne wypieki a zdjecia godne najlepszych blogów 🙂
Alino – dziękuję 🙂
Ciekawe jak smakuje ten wężowy owoc?
Krystyno – wybierasz się? http://www.literackisopot.pl/upload/redactor_files/LS%202016_program.pdf
Przyjedzie też Muzeum na kółkach http://www.polin.pl/pl/aktualnosci/2016/08/10/muzeum-na-kolkach-rusza-w-trase
Ależ cisza nastała. Czyżby od rana pracowicie w kuchni?
Idę wysmażać słoninkę. Wędzoną. Będzie jak znalazł do odsmażania gołąbków. Do chlebusia też wspaniała.
echidno – sądzę, że większość odsypia Olimpiadę.
Echidno-od rana pracowicie, ale nie w kuchni.
A poranny Jolinek pewno odsypia nocne transmisje z olimpiady 😉
dzień dobry ….
to prawda Danuśka … doba mi się rozregulowała i kolację jem o 3 w nocy … składniki na leczo w słoikach leżą i czekają … ale muszę oglądać IO bo może to moje ostatnie …
Asiu tata ma z czego być dumny … może cukiernie z herbatką otworzy … 🙂
Szczerze mówiąc nie jestem takim kibicem jak niegdyś. Nie pasjonuje mnie wyścig na sterydy, erytropoetynę i inne środki dopingowe. Organizm ludzki ma jakieś granice wytrzymałości i obawiam się, że w dużej mierze to nie sportowcy walczą lecz całe ekipy naukowców.
Zatem problem transmisji „mam z głowy”.
Skwareczki znakomicie wytopione, zapaszek wspaniały, niebawem gołąbki trafią na patelnię. Reszta przelana do pojemniczków czeka na stężenie.
Jolinku – czy przypadkiem w ramach dopingu drużyny lub sportowca nie spadłaś z fotela/kanapy/krzesła? Bo gadasz jak potłuczona… (tutaj gęba roześmiana coby me intencje nie zostały opacznie zrozumiane)
echidno daje radę … 🙂 … ja oglądam głownie lekką atletykę bo kocham ją od lat młodzieńczych …
Prawie popłakałam się ze śmiechu, czytając odpowiedź Echidny na wisielczy humor Jolinka. Co to za czarnowidztwo ?
Swoją drogą to powiedzenie ” gadasz jak potłuczona” wyszło już chyba z użycia, choć jest bardzo celne.
Dziś od rana byłam w Gdyni. Zajrzałam też zobaczyć naszego najmłodszego, a synowej zawiozłam przy okazji trochę krupniku. Ona gotuje, ale niektóre potrawy u nich w domu je tylko ona, np. właśnie krupnik, smażone wątróbki czy gulasz z żołądków. Panowie tego nie lubią, a dla jednej osoby nie chce się gotować.
Asiu,
do Sopotu raczej się nie wybiorę, bo po pierwsze unikam tego miasta latem jak ognia, bo czuję się tam jak mała mrówka w mrowisku, a po drugie czeka na mnie kilka nieprzeczytanych książek. Wiem, że jest mnóstwo nowych ciekawych książek, ale wybieram już tylko niektóre, m.in. te polecane tu na blogu.
Irkowi – urodzinowo życzę dużo zdrowia, pomyślności i wszystkiego najlepszego! Sto Lat!
Irku – najlepszego. 100 lat !!!!!
Dziękuję za pamięć i życzenia. Urodziny jak zwykle spędziłem w Kazimierzu. Odwiedziłem herbaciarnię u ” Dziwisza” , a później połasowałem przy kaczce, combrze jagnięcym i przepiórce. Jak świętować to świętować 🙂
Irku,
Juste comme il faut! Wszystkiego dobrego 🙂
Irku – wszystkiego najlepszego! https://www.youtube.com/watch?v=F36dNXX81js
Urodziny w Kazimierzu to jest to! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=0sOgYRcY05E
I Kazimierz po raz trzeci 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=sywhWiRy-pw
Tak Asiu, są klimaty w Kazimierzu. To już moje kolejne 25 – te urodziny świętowane w tym miasteczku
Kazimierz jest wysoko na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Ale stale brakuje czasu. Może w maju, gdy śpiewają słowiki 🙂 Czy słowiki jeszcze śpiewają w Kazimierzu?
W zaroślach nad Wisłą tak 🙂
🙂
Chciałabym uprzejmie poinformować blogową brać, że po trzech latach posuchy pojawiły się w naszym lesie grzyby! Mama wysłała na zwiady siostrę z rodziną i po niecałych dwóch godzinach wrócili z dużą ilością, zdrowych, pięknych podgrzybków, zwanych u nas „czarnymi łebkami”. 🙂
Dzień dobry,
Irku najlepsze życzenia w kazimirzowskiej atmosferze przybliżonej przez Asię.
Niech Ci się wszystko układa kolorowo, jak na Twoich fotografiach!!!
A Kazimierz też kocham miłością wielką i te wspomnienia….
Asiu – w swoich planach podróży do Kazimierza uwzględnij też, że stamtąd jest już tylko 24 kilometry do Nałęczowa…
I blisko do Lublina, też znanego tylko ze zdjęć. I z dwóch książek Marii Józefackiej czytanych w nastoletnich latach.
Ostatnia porcja grzybów gotowa (na szczęście to nie ja czyściłam 🙂 ). Można iść spać.
Dobranoc
Dzien dobry,
Bladym moim switem Irku- najlepszego!
Jeszcze raz dziękuję pięknie za życzenia. Lublin zawsze otwarty dla Łasuchów 🙂
dzień dobry …
Irku uściski … 🙂
Asiu dobra wiadomość o grzybach … ciekawe czy są też w innych miejscach ..
Irku – serdeczności 🙂
Upiekłam pierwsze w tym sezonie ciasto kruche z dynią. A w piekarniku siedzi mielony indyk obłożony plasterkami boczku, taka uczta się szykuje 🙂
Dorodne borowiki podziwiałam dziś na straganie, a więc są…
Irku – od nas także naj, naj, najlepszego 🙂
Irku, i ode mnie serdeczności. Wszystkiego najlepszego 🙂
Asiu, a z Kazimierza i Lublina już tylko krok i mamy piękne Roztocze, ze Szczebrzeszynem Zwierzyńcem, Krasnobrodem /nie zapominając oczywiście o Zamościu/ 🙂
A co do grzybów – u nas też pojawiają się na targu, tylko trzeba wiedziec gdzie ich szukac
Irku – urodzinowe serdeczności ! 🙂
Jakoś w tym roku nie mam apetytu na grzyby. Może dlatego, że mam zapas suszonych i marynowanych i absolutnie nie powinnam powiększać tych zapasów. No, chyba że byłyby to prawdziwki, ale nie znam odpowiednich miejsc w lesie. Zadowoli mnie trochę podgrzybków na kolację.
Nazbierałam trochę mirabelek w okolicy, niecały kilogram i to zupełnie wystarczy na moje potrzeby. Taką ilość jestem w stanie wypestkować. Przesypałam cukrem, a jutro zrobię dżem. Zerwałam też część aronii, ale ona może spokojnie poleżeć i poczekać na swój dalszy los.
A jutro wybieram się do kina na ” Boską Florence”.
Ankaw – dziękuję za przypomnienie o pięknym Roztoczu. 🙂
Asiu – proszę bardzo 🙂
Krystyno, pamiętam czasy /nie tak dawne zresztą/, kiedy mirabelki były we wszystkich ogrodach, przy drogach, na miedzach – no wszędzie… Teraz jakoś zniknęły bezpowrotnie. Już od kilku lat nigdzie ich nie widzę…
A co do grzybów – mam to samo. Spore zapasy suszonych i w occie. Ale jestem niepoprawna i jak dojdą mnie słuchy, że gdzieś w pobliżu się pojawiły – nie omieszkam sprawdzic 😉
Miałam jeszcze dzisiaj obrac i rozgotowac jabłka, ale chyba przełożę to na jutro. Dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂 Spotkałam rano grzybiarza, niósł wielką siatkę wypchaną po czubek dorodnymi grzybami. Zapytany skąd te zbiory, powiedział – a tu, niedaleko za Poleczki. Gdzie jest ul. Poleczki wiem, ale żeby aż taki grzybny las prawie w mieście? A te, o których wczoraj pisałam, na straganie, to były z okolic Góry Kalwarii.
…z tych grzybowych emocji pomyliłam Kozienice z Górą Kalwarią, przepraszam. Najważniejsze, że grzyby są!
Melduję, że w lasach około wyszkowskich grzyby i grzybiarze w ilościach, ruch jak na Marszałkowskiej 😉 Dzisiaj po krótkim półgodzinnym spacerze wróciliśmy z czterema prawdziwkami, akurat trafiliśmy na miejsce przez które, o dziwo(!), nikt nie przeszedł.
Poza tym trwają intensywne przygotowania do dzisiejszej międzysąsiedzkiej imprezy integracyjnej. Będziemy się integrować przy prosięciu pieczonym na rożnie, jak w roku ubiegłym. Prosię odebrane, rożno zainstalowane. Sąsiadki szykują różne pasty, sałatki oraz ciasta. Ja też lecę do kuchni. Pięknego weekendu dla całego Szanownego Towarzystwa!
Danuśka, tą wizją prosięcia na rożnie rozbudziłaś apetyt R , cicho westchnął „też bym się takim delektował” 🙂
dzień dobry …
Małgosiu to w samochód i jazda do Danuśki .. na takim balu prosiakowym to jak na weselu każdy się wyżywi …. 🙂
jutro koniec IO i może wrócę do normy bo teraz czuję się każdego dnia jak po balowaniu …
miłego weekendu i smacznego … 🙂
Jolinku, to westchnienie z gatunku wirtualnych …
Małgosiu ale możliwe w realu … 😉 … niby na te grzyby jedziecie i znienacka, przy okazji Alana z liskiem odwiedzacie .. 🙂
dzisiaj – Dzień Komara … Dzień przepieprzonych z hukiem lat … Dzień wyznawania miłości .. .. świętujcie bo jest w czym wybierać …
Nie będę świętować Dnia Komara. Przez te okropne owady nie mogę wypoczywać w ogrodzie, w nocy krążą te małe wampiry nade mną i nie dają spać 🙂 i to mimo siatek w oknach od strony ogrodu. W tym roku, w sierpniu, jest ich zatrzęsienie. Precz z komarami!
Popieram postulat Asi! Precz z komarami! Roznoszą same wstrętne i niebezpieczne choroby 🙁
Takich straconych lat nie ma co świętować.
Miłość wyznałam dawno temu i nic się nie zmieniło 🙂
Ciekawostka jarzynowa! Ewa kupiła pęk buraków o niestandardowym kolorze. Liście bez śladu czerwonych żyłek, a same buraki czerwonawe z odcieniem żółto-pomarańczowym. Po obraniu okazały się prawie białe. Po ugotowaniu straciły nawet czerwone prążki. rzuciłem się do Googla, który podaje informacje tylko o białych burakach. Ki diabeł?
Buraki po obraniu:
https://photos.google.com/album/AF1QipP0xGLiRIndLE1uKxyOVb6e6BqJnCQ_1_MMldI6
Cichalu – udostępnij 🙂
A czarną marchwekę widiał? (to powinno być przeczytane z zaśpiewem i akcentem na „di”)
Niet, nie widieł! Widieł tolko duraka, katoryj snimki nie dał prawilno!
https://photos.google.com/album/AF1QipP0xGLiRIndLE1uKxyOVb6e6BqJnCQ_1_MMldI6/photo/AF1QipMEdoKWKtikwkY5M3siaqN5elBD-8vPDo3XA6wt
Nadal Cichalu każe się logować 🙁
Kolorowe kalafiory
https://www.google.pl/search?q=kolorowe+kalafiory&client=firefox-b&sa=X&tbm=isch&imgil=xfL_UaIYMFmp4M%253A%253BfcSxyU1XEiaSfM%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fwww.mojpieknyogrod.pl%25252Fwarzywa-i-owoce%25252Fartykul%25252Fkolorowe-kalafiory&source=iu&pf=m&fir=xfL_UaIYMFmp4M%253A%252CfcSxyU1XEiaSfM%252C_&usg=__4T087-vfvuI0FheaKLtNuuLkmlA%3D&biw=1703&bih=916&ved=0ahUKEwigrqbPxdDOAhUFBiwKHfE5Dc4QyjcILw&ei=upa4V6DpB4WMsAHx87TwDA#imgrc=xfL_UaIYMFmp4M%3A
Kolorowe marchewki
https://www.google.pl/search?q=kolorowe+marchewki&client=firefox-b&tbm=isch&imgil=Te0iK2TSj_CF5M%253A%253BsK44oVarcR6uuM%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fwww.gazetasenior.pl%25252Fkolorowe-warzywa&source=iu&pf=m&fir=Te0iK2TSj_CF5M%253A%252CsK44oVarcR6uuM%252C_&usg=__l5DsoaiJ6E7H6SqRXP2-S_kjR7w%3D&biw=1703&bih=916&ved=0ahUKEwiBoovxxdDOAhUEhywKHbq2CtIQyjcILA&ei=AJe4V4GiPISOsgG67aqQDQ#imgrc=Te0iK2TSj_CF5M%3A
I tak technika chłopa zwyciężyła! Poddaję się…
https://goo.gl/photos/FWgqSkcGqfLBED617
A teraz?
Cichalu,
Działa!
Boh trojcu lubit’ !
Cichalu może to buraki odmiany chioggia? http://www.beawkuchni.com/2011/12/pieczone-warzywa-i-jesienna-salatka.html
Podobno podczas gotowania różowe paski znikają http://kuchnia.wp.pl/gid,18292811,kat,1037879,page,2,title,Egzotyczni-kuzyni-popularnych-owocow-i-warzyw,galeria.html?ticaid=117956
kolorowe buraki: http://www.orticolando.it/barbabietole/
Asiu! Bingo! Dziękuję, tym bardziej, że przy okazji „zgwałciłem nową ( i bezsensowną) Picassę! Komu przeszkadzała czytelna, stara forma? To tak jak z tymi beczkami z kawiorem ze starego dowcipu… 🙂
Za zdrowie Wędrowca na szlaku !
Asiu, imieninowe uściski, wszystkiego najlepszego!
To jeszcze nie moja godzina, ale Ci potowarzyszę. Bourbon from Kentucky!
Małgosiu – dziękuję 🙂
Cichalu, Twoje zdrowie Chateauneuf-du-Pape!
Asiu, Twoje zdrowie !
Małgosiu, Twoje też!
Asiu, nie stać mnie na Małgosine Szatonewy w dodatku dipapy 🙂 , ale skromnym burbonem wychylam za Twoją szczęśliwość!
Za Tych co na chmurce!
Asiu Solenizantko, przytulam Cię serdecznie, życząc zdrowia i jak najwięcej radości. Miłego świętowania 🙂
Asiu, życzę Ci samych radości i serdecznie pozdrawiam.
Spóźnione ale najlepsze zyczenia dla Irka
Małgosiu, to moje ulubione wino. 🙂
dzień dobry …
Asiu buziaki … 🙂 .. dobroci wszelakich Ci życzę … 😀
Alino, ja też je bardzo lubię, lubię też inne wina z Doliny Rodanu.
Asiu – mnóstwo serdeczności! 100 lat!!!
Coś takiego! Istnieje nawet muzeum marchewki!
http://www.carrotmuseum.co.uk/carrotcolours.html
To względem czarnej marchewki, a kolorów jest więcej. I to nie sztucznie hodowanych.
Irkowi (zaległe), Asi dzisiejsze życzenia
Szczęścia, zdrowia powodzenia
Asiu,
Serdeczności i uściski imieninowe!
Asiu,
wszystkiego dobrego z okazji imienin !
Pewnie z tej okazji Tata upiekł coś pysznego .
Komary w tym roku są bardzo uciążliwe, choć w lipcu był z nimi spokój. Co wieczór zapalamy spirale antykomarowe, psikamy okna jakimś płynem, ale i tak znajdzie się jakiś utrapieniec, który potrafi obudzić nas o drugiej w nocy. Najgorzej jest w ogródku przy krzewach. Ale i w mieście nie jest dobrze. Znajoma mieszka blisko morza na 10. piętrze i też narzeka na komary.
Po wczorajszym gorącym i parnym dniu dziś zgodnie z prognozą pada deszczyk. Ale tak obniżyło mi się ciśnienie, że musiałam wypić lampkę koniaku i kawę. Trochę pomogło, ale nie podoba mi się takie przymusowe spożywanie alkoholu.
Byłam wczoraj w kinie na ” Boskiej Florence”. Film ogląda się przyjemnie, ale głownie ze względu na grę aktorów. Meryl Streep jak zwykle jest wspaniała, ale mnie najbardziej podobał się odtwórca roli jej akompaniatora. Cała historia najgorszej śpiewaczki na świecie jest nieprawdopodobna, choć prawdziwa, i możliwa chyba tylko w Ameryce. Kto zabroni bogatemu ? Myślę, że to była sprawa dość marginalna, a wydobycie jej z zakamarków historii i wykorzystanie na scenie i w filmie spowodowało nadanie jej o wiele większej rangi, niż miała w istocie. W każdym razie osobiście nie wytrzymałabym długo na recitalu Florence. Meryl Streep ma piękny głos i ostatnią pieśń śpiewa swoim naturalnym głosem, ale pozostałe utwory, w tym arię Królowej Nocy fałszuje w tym filmie doskonale., to znaczy strasznie.
Dzień dobry z Wrocławia.
Pada!
Dolny Ślask zwiedzony, od Złotoryi po Złoty Stok i Kotlinę Kłodzką. Bardzo mi się podobała Kraina Wygasłych Wulkanów, a tamże Zamek Grodziec, w którym nie miałam okazji być, chociaż w okolicy bywałam.
Była też wyprawa pod Kraków i nocne rozmowy Polaków.
W samym Krakowie trudno usłyszeć mowę Polską. Krakowski Rynek to największa restauracja w Polsce, a może i na świecie. W Krakowie mieliśmy spotkanie na szczycie z frakcją szwedzką. Turystów całe zastępy, i to głównie stonka zagraniczna różnej maści.
My wybraliśmy się do Krakowa pociągiem Intercity. Kultura jak w Japonii, a nawet bardziej, bo ludzie się witają, żegnają, wchodząc do przedziału, sprawiają sobie drobne uprzejmości, Jerzor robił za bagażowego, układając damom bagaże na półkach. A w ogóle to piękna nasza Polska cała, pola już uprzątnięte po żniwach, znowu nie wypatrzyłam żadnych ruin. Jedynie niektóre drogi chyba trzeciej i czwartej kolejności odśnieżania wymagałyby lekkich napraw czy obmalowania pasami. Może i poszerzenia na niektórych odcinkach. Poza tym generalnie jest „na bogato” – nowe chałupy, niektóre jak pałace prawie, obejścia czyste i schludne, widać nie wypada być niechlujem w tych czasach. Bardzo mi się podobają pomysłowo nazwane i udekorowane rozliczne knajpki Krakowa, Wrocławia i przeróżne przydrożne zajazdy i k arczmy. Inna sprawa jak w nich karmią, ja nie miałam zastrzeżeń, zwłaszcza do zamawianych sałat. Rewelacyjne sałaty greckie, które zamawiałam, w każdej knajpce inne, ale równie pyszne, nie wspomnę o tym, że podawane na wielkim półmichu, jak dla mnie to wystarczyło na obiad, a i Jerzu skapło.
CDN.
Wszystkich Jubilatów i Solenizantów pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego ze wszystkich okazji 🙂
Alicjo, niestety nie udało mi się zdobyć dla Ciebie sukienki, wszystkie nagle znikły 🙁
krystyna – oto oryginalna Florence
https://www.youtube.com/watch?v=DMu9PKWthLE
Asiu – wszystkiego o czym tylko sobie zamarzysz. Zdrowia, pomyślności i radości na każdym kroku :).
Komarów u nas w tym roku wyjątkowo mało /odpukuję w niemalowane – bo to jeszcze nie koniec sezonu, a „łobuzy” zazwyczaj pojawiają się znienacka 😉 /.
Alicjo – co do „ruin” ze zdumieniem obserwuję jak zmienia się moje miasteczko – można powiedziec – z dnia na dzień. Kuzynka, która odwiedza mnie średnio raz na 3-4 lata regularnie gubi się – nie rozpoznając otoczenia – a to przecież mała „mieścina” jest 😉
MałgosiaW,
nic nie szkodzi, kupiłam sobie dwie spódnice dosyć szalone, no i te szpilki czerwone, o których już chyba wspominałam. W Krakowie stałam chwilę w sukiennicach przy stoisku z haftowanymi bluzkami, jedne były bardziej tradycyjne, a inne z takim bardziej unowocześnionym, bardzo mi się spodobała taka jedna, ale Jerzor mnie był odciągnął, a ja głupia się dałam 🙁
Dzisiaj wieczorem spotkanie w Rynku z towarzystwem wrocławskim i pożegnania, bo jutro Pomorze.
„Boską Florence” oglądałam z Teatrze telewizji z Krystyną Jandą w roli głównej. W roli Jej akompaniatora występował Maciej Stuhr. Fantastyczny spektakl. Ubawiłam się do łez
https://www.youtube.com/watch?v=gRH9Jz301_o
Przepraszam za jakośc filmiku 🙁 …
Krystyno – mam podobne odczucia . Też nie wytrzymała bym długo na takim recitalu 😉 , a spektakl oglądałam tylko dla występujących tam aktorów 🙂
ja miałam szczęście oglądać Jandę w jej teatrze w tej roli prawie po premierze .. wtedy byłam zachwycona grą aktorów i całą sztuka … ale potem gdy była primera sztuki w tv (na żywo transmisja z teatru) nie dałam rady obejrzeć do końca …
Krystyno czytałam opinie o filmie i wiele osób uważa, że pianista trochę odebrał Meryl Streep blasku ..
grzyby … pada to pewnie będą a ja nie mogę jechać w las .. 🙁
dziś zrobiłam naleśniki na maślance i chyba tak będę robiła bo bardzo delikatne wychodzą ..
Ja dziś zrobiłam na obiad klasyczne gołąbki – mięso z ryżem i sos pomidorowy, na deser było ciasto drożdżowe ze śliwkami. Wnusia zjadła swój rosołek, a potem jeszcze spróbowała gołąbków. Dziś jadła sama , nie dawała się karmić.
Asiu,
Wszystkiego najlepszego, imieninowe serdeczności!!! Niech Ci się wiedzie jak najlepiej, a gdyby, nie daj Boże, trafił się jakiś ponury dzień, to rozsławione przez Ciebie Czarne z pewnością go rozjaśni! 🙂
Toast będzie moją wieczorową porą. 🙂
Dzielna Wnusia 🙂
U mnie makaron z pesto i pieczonymi warzywami i ostatnia (a szkoda) porcja indyczego mięsa zapieczonego w koszulce z boczku. Na deser skromna (bo też ostatnia) porcyjka ciasta z dynią. A deszcz pada…
się zachwycają ….
http://www.newsweek.pl/styl-zycia/niemiec-nakrecil-fil-o-warszawie-internet-zachwycony,artykuly,368929,1.html
Na szczęście w tym filmie śpiewu Florence jest tyle, że można wytrzymać.
Małgosiu,
wprawdzie nie jestem zwolenniczką nieustannego fotografowania i filmowania naszych maluchów, to jednak krótkie filmiki są miłą pamiątką. Mamy np. uwiecznione pierwsze kroki wnuka na pałąkowatych nóżkach i pierwsze próby samodzielnego jedzenia/ racuszki i naleśniki / . Czasami wspólnie z nim oglądamy je, bo on jako sześciolatek jest już na etapie wspomnień z wczesnego dzieciństwa.
A niechęci małej Basi do piaskownicy wcale się nie dziwię, bo kiedy bywałam z wnukiem na placu zabaw, w piaskownicy zawsze byli tylko chłopcy ze swoimi samochodzikami i koparkami. Każdy zresztą bawił się sam, następowała tylko wymiana zabawek, bez słów. Dziewczynki wolały inne zabawy.
Na obiad były dziś szaszłyki z polędwicy z dodatkami , a na deser plastry jabłek, także z grilla. Pod ręką były akurat antonówki, ale nie są najlepsze w tej postaci, zbyt kwaśne i miękkie. Ale coś będę musiała z nich zrobić, bo jeszcze jest ich sporo na drzewku. Pokroję w kostkę i podduszę z cukrem – do jabłeczników.
Oczywiście u nas też pada.
Asiu – wszystkiego o czym tylko marzysz, a nawet więcej 🙂
Sprawdziliśmy dziś (po raz drugi) fasolki szparagowe – kiszoną i konserwową. Ta pierwsza wyszła nieco zbyt pikantna (1 suszone chili na 300ml słoiczek). Druga smakuje super.
Bardzo, bardzo dziękuję za życzenia! 🙂 Czarne rozjaśnia na pewno, a marzę o wielu rzeczach 🙂
Planowaliśmy wyprawę do lasu, ale cały dzień padał deszcz. W lesie wampirów jest jeszcze więcej, wujek wrócił z grzybami w liczbie: 8 sztuk. Całą przyjemność ze zbierania skradły mu komary.
Ciasto tym razem ja upiekłam, a tata zrobił „ministerskie” na obiad. Właściwie to była wariacja ministersko – pożarska 🙂 bo kotlety były drobiowe, ale z grzankami. Pyszne.
Już jest 23 sierpnia 🙂
Ewo – urodzinowo – wszystkiego najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=eUFIssAyVTE
Witam Szanowne Grono blogowe. Wszystkim solenizantkom, solenizantom, jubilatkom, jubilatom spóźnione, ale serdeczne życzenia.
Powodem skrócenia wakacyjnej laby był, przyjazd miłej mi osoby po 20 latach niewidzenia. Spotkaliśmy się na wrocławskim rynku zaczęło padać usiedliśmy pod daszkiem w Witamince i zaliczyłem wtopę, zostawiłem tam torbę z książką, po którą musieliśmy wrócić a czasu mało. Wszystko skończyło się szczęśliwie.
Nareszcie mogę usiąść z kieliszkiem wina. Różowe z francuskiej Prowansji, z lodem.
Asiu – Twoje zdrowie!!!! Żebyś zawsze miała powody do radości!!!
I mały upominek, świat jest naprawdę piękny! Oczywiście to znasz, ale ładnego nigdy nie za wiele.
http://www.bing.com/videos/search?q=wonderfull+world+youtube&view=detail&mid=B7A3F787DE30E60A0353B7A3F787DE30E60A0353&FORM=VIRE
dzień dobry ….
ewo niech Cię szczęśliwe drogi prowadzą w nieznane i znane … 🙂
dziś wreszcie noc przespana … 😉 … w planie do zrobienia leczo na zimę ..
Bardzo serdeczne uściski dla Asi i oby te różne rzeczy, o których marzysz spełniały się po kolei, a nawet i wszystkie na raz 🙂
Ewo-kolejnych udanych wypraw w świat bliski lub daleki (a nam kolejnych smakowitych
opowieści i wielu zdjęć z tychże). I niech się znajdzie w końcu jakiś krasnoludek do drylowania tych mirabelek czy też innych pestkowców 😉
Integracja nadbużańska bardzo udana, towarzystwo jednogłośnie uznało, że tegoroczne prosię jeszcze smaczniejsze niż to z września 2015. Przebojem była sałatka na żółto:
jabłko i jajka na twardo w w kosteczkę, utarty na grubych oczkach ostry żółty ser, całość zalana wariacją na temat curry (majonez, jogurt naturalny i curry).
Przebój nr 2-drożdżówki z nadzieniem serowym dla 36 uczestników spotkania !
Uwaga-prawie jak u Żaby, trzy dzielne kucharki upiekły ponad 50 drożdżówek!
Małgosiu-przekaż R, że popracuję nad A, by na kolejny nadbużański zjazd blogowy
zamówić prosię. A. z każdym kolejnym świniakiem nabiera wprawy w obracaniu go na rożnie 😉
Dzień dobry z Wrocławia,
już się spakowałam, zdaje się, że trzeba zakupić dodatkową torbę, bo przybyło książek. Z rozpusty tylko wspomniane wyżej szalone spódnice oraz jeszcze bardziej szalone czerwone szpilki (wyszywanej bluzki w Sukiennicach mi żal, ale nadrobię to w przyszłym roku). Z książek zakupiłam między innymi Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk – pamiętam, że nasz Gospodarz czytał i chwalił na blogu.
No to…komu w drogę, temu czas 🙂
Ło Matko, „Księgi Jakubowe” swoje ważą.
W zasadzie w minioną sobotę nad Bugiem integrowało się więcej osób, bo nie wspomniałam o dość licznej dziatwie w wieku od 2 do 10 lat. Najstarszy uczestnik spotkania liczył 87 lat i jak zawsze był w doskonałej formie. Pieśni turystyczno-biesiadne znał najlepiej z nas wszystkich i to dalej niż do pierwszego wiersza drugiej zwrotki 😉
Na spotkaniu za rok będą rozdane śpiewniki w stosownej ilości egzemplarzy, mamy już zresztą osobę, która chętnie się tym zajmie.
Ewie – najserdeczniejsze życzenia urodzinowe, zdrowia i siły na piękne podróże, pomyślności, wszystkiego najlepszego!
Księgi Jakubowe mam w wersji elektronicznej, ale jeszcze ich czas nie naszedł, czekają cierpliwie.
Danuśka 🙂
Ewo, wszystkiego najlepszego i wciaz tego samego entuzjazmu do podróży.
Danusko, czy sąsiedzkie spotkanie miało miejsce na Waszej działce? Jak to miło, ze sąsiedzi zaprzyjaźniają sie. Macie w tym na pewno duza zasługę, znając Wasza gościnność.
Ewie – na co dzień i w podróżach jak najmniej wertepów. 🙂
Księgi Jakubowe czekają na mnie już zbyt długo i nie tylko one.
Cukinie u koleżanki jednak się ruszyły i zostałam obdarowana dwoma okazami. Przy okazji wypiłyśmy dobrą kawę w towarzystwie belgijskich czekoladek, delektując się także malinami i borówkami amerykańskimi prosto z ogródka. Samo zdrowie.
A na obiad dziś został zamówiony rosół.
To niestety bolączka – znajomość tekstu piosenek. Miłe towarzystwo i atmosfera wynagradza ten „ubytek”, ale czegoś brak…
Ewo – pomyślności w spełnianiu podróżniczych (i nie tylko) marzeń 🙂
Danuśko, gratuluję działkowych sukcesów integracyjnych, wspaniała impreza i wspaniałe plany na przyszłość. Brawo 🙂
U mnie schabowy z zieleniną przeróżną.
Alino-pomysłodawcą pierwszego, ubiegłorocznego spotkania sąsiadów był Alain, który osobiście wykonał rożen oraz rynienkę na spływający tłuszcz. Wszystko zaczęło się zatem od pasji do majsterkowania 😉 Następnie padło zasadnicze pytanie jagnię, czy prosię. Opcja świńska została przegłosowana zdecydowaną większością głosów, a poza tym to mięso jest dużo łatwiejsza do kupienia w naszych okolicach. Potem już było z górki i jakoś tak wyszło 😉 że na naszej działce będzie najłatwiej ustawić stoły dla licznej rzeszy sąsiadów. Wystarczającą ilość sprzętów zgromadziliśmy wspólnym wysiłkiem. Niektórzy zaczęli już przebąkiwać o wspólnym Sylwestrze(pożyjemy, zobaczymy…) Na wiosnę przewidziana parapetówka u sąsiada, który w tej chwili buduje nowy dom w miejscu starego, wyburzonego.
Kochani – DZIĘKUJĘ!
Dzien dobry,
Asiu, Ewo – najlepszego!
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie życzenia.
Nowy – 🙂
Ewa – wszystkiego najbardziej podróżnego, wszystkiego najbardziej wymarzonego i wszystkiego najbardziej…. wielbłądziego 😀
Najbardziej wielbłądzie to chyba jest takie 🙂
https://thumbs.dreamstime.com/z/wielbd-szczliwy-69176811.jpg
Danusko, tak właśnie myślałam, ze inicjatywa była Wasza. 🙂
ewo – wielu pięknych podróży. 100 lat!!!
Wielbłąd zawsze przybywa z kwiatami 😀
http://www.smh.com.au/ffximage/2007/11/23/snaps_camel_gallery__600x374.jpg
Kochani,
Przy TAKICH życzeniach, szczęście nie może mnie opuszczać 🙂
Wielbłądzie,
😆
Bardzo jestem ciekawa, jak wyglądają „szalone spódnice”, które zakupiła Alicja.
U mnie „Księgi Jakubowe” tez czekają na jakąś bliżej nieokreśloną przyszłość. Zabrałam się za to za „Cień wiatru” Zafona, która to książka od kilku zalega na mojej półce a jakoś nie mogłam się do niej zebrać.
Po przeczytaniu „Cienia wiatru” – pojechałam do Barcelony 🙂
dzień dobry …
Danuśka tylko zdjęć brak z biesiady …
a Sławek z Paryża oraz Paweł z Wiednia to po Zjeździe zamilkli zupełnie …
„Cienia wiatru” przeczytałam w 3/4 .. ta książka wymagała dużego mojego skupienia bo tyle tam było perełek do przemyślenia .. odłożyłam na chwilę by był czas na takie delektowanie się słowem pisanym i chwila się przedłuża ..
Jolinku-chłopaki chyba jeszcze na wakacjach nad różnymi morzami, czy oceanami 🙂
A co zdjęć to mam trochę wątpliwości, bo chyba nie wszyscy lubią oglądać zwierzątka
rumieniące się na rożnie…?
Koleżanki Warszawianki oraz Alinę proszę o przeczytanie poczty.
Jedna koleżanka Warszawianka przeczytała 🙂
Zerwała kilka dni temu moją aronię, zamroziłam, a dziś wyjęłam z zamrażarki i nastawiam na nalewkę. Tym razem bez żadnych eksperymentów z gotowaniem z liśćmi wiśni, tylko zaleję alkoholem.
Podobno grzybów jest dużo, ale uważajcie bardzo na kleszcze. Rozmawiałam dziś z sąsiadką, której wnuk, dwudziestoparolatek przebywa właśnie za oddziale zakaźnym z powodu boreliozy. Ma tam być w sumie 3 tygodnie. Choroba nie została od razu rozpoznana, bo ukąszenie zostało przeoczone. Ale przez bardzo silne bóle mięśni chłopak nie mógł normalnie funkcjonować. Tak więc lepiej się pilnować i dokładnie oglądać.
Zerwałam .
Moja nadbużańska sąsiadka(zresztą imienniczka) gotuje rewelacyjną kapustę z grzybami. Niby proste chłopskie jedzenie, ale wiadomo, ważne są proporcje.
W jej wykonaniu ilości są takie:
-1 kg kiszonej kapusty
-50 dkg pieczarek(lub innych grzybów, ale nie wahać się z ich ilością)
-30 dkg słodkiej cebuli
-20 dkg masła
-dyżurne
Jak widać sąsiadka nie waha się też z ilością masła, ale wygląda na to, że ma rację-smak jest boski.
A o kleszczach, szczególnie o tej porze roku, mówi się rzeczywiście bardzo dużo.
Kapusta wygląda smakowicie, ale na wszelkie dietetyczne wskazówki należy przymknąć oko 🙂
Musiała być smaczna a przecież nie je sie tak codziennie wiec czemu nie? Narobilyscie mi smaku. 🙂
dzień dobry …
Danuśka ja przez jednego kleszcza teraz się boję chodzić do lasu …
kupiłam tofu i zamarynuję jak fetę z dodatkiem suszonych pomidorów ..
dziś Amelka wpada na obiad .. babcia i kotka zadowolone są … 🙂
Znalazłam „metę” na biały ser, bo nie wszędzie ten smakołyk można dostać. Jedyny szkopuł – trzeba nabyć cały kilogram. Pierogi ruskimi zwane, kluskie „ze srem”, leniwe – tyż pierogi.
I tu ma inwencja się kończy. Macie jakiś pomysł? Tylko nie sernik proszę.
Tak tylko dla przypomnienia:
„Wiele osób nadal sądzi, że kleszcze spadają z drzew. W rzeczywistości, żyją one w ściółce i w poszukiwaniu swych żywicieli (zwierząt, ludzi) wspinają się na trawy i krzewy nie wyżej niż na 20 do 70cm. Dlatego „zbieramy” kleszcze przechodząc przez trawy lub krzewy, w lesie, na łące, podczas pracy na działce (by nie mieć ich w ogrodzie warto regularnie kosić trawę). Kleszcze posiadają zmysły powonienia i temperatury, które umożliwiają im wykrycie „ofiary”. Z powodu małych rozmiarów kleszczy wielu zakażonych ludzi nie pamięta ukłucia. Kleszcze występują powszechnie na terenie całego kraju. Żyją w miejscach lekko wilgotnych i obfitujących w roślinność. Możesz spotkać je w lasach i na ich obrzeżach, w zagajnikach, wzdłuż ścieżek leśnych, w miejscach, gdzie las liściasty przechodzi w iglasty lub odwrotnie, na obszarach porośniętych wysoką trawą, zaroślami lub paprociami, na łąkach, pastwiskach, nad brzegami rzek i jezior. Pojawiają się także w parkach i na działkach. Żyją nie tylko na nizinach, ale także w terenach górskich do wysokości 1300 – 1500 m n.p.m. Kleszcze są aktywne od wczesnej wiosny do późnej jesieni.
Przed wyprawą do lasu czy na łąkę staraj się osłonić całe ciało (długie spodnie, bluza z długim rękawem, całe buty lub kalosze)
Echidno-moja Mama robiła bardzo smaczne kotlety:
-biały ser
-kasza gryczana (lub ewentualnie inna)
-jajko
-bułka namoczona w mleku
-cebula
Przed smażeniem obtoczyć w tartej bułce. Proporcje musisz opracować sama 🙂
Mama robiła na oko.
Ser biały można też bez kłopotu zamrozić.
Echidno – pyry z gzikiem 🙂 To naprawdę smaczny, wiosenny obiad.
Kiedyś zrobiłam podobną, była smaczna: http://www.kuchniawformie.pl/2011/08/tarta-z-bialym-serem-i-boczkiem/
Asiu-zrobiłam się bardzo głodna oglądając Twoją tartę serowo-boczkową.
Już nawet wiem, kiedy ją upiekę: kiedy Osobistego Wędkarza nie będzie w domu, bo
oprócz cebuli nie jada też ostatnio białego sera! Dla mnie zjedzenie podwójnej porcji nie
będzie żadnym problemem 😉
Danusiu – żeby się nie przemęczać zrobiłam ją na cieście francuskim, oczywiście gotowym 🙂 . Myślę, że por zamiast cebuli to też ciekawa propozycja. Alain pewnie pora też nie lubi? 🙂
Asiu – przepis na pyry z gzikiem proszę.
Oba przepisy – od Asi i Danuśki – skrzętnie zantowałam.
Dziękuję.
Echidno – gzik to wielkopolski twarożek: twaróg + śmietana + szczypiorek + sól + pieprz + ewentualnie rzodkiewki. I do tego młode ziemniaczki.
Wygląda to mniej więcej tak: http://1.bp.blogspot.com/-c97almZZySc/Uay9–qbh5I/AAAAAAAAB5I/UIqSJL9EdaI/s1600/gzik4.jpg Smacznego 🙂
Asiu, dzieki Tobie teraz wiem, ze alzacki bibeleskaes to po prostu nasz gzik!
A do tego na przykład alzackie białe wino 🙂
http://www.vinsalsace.com/fr/a-table/recettes/pommes-de-terre-bibeleskaes/
Alino – a ja zawsze jem gzik popijając maślanką. z winem nie próbowałam 🙂
Asiu-por jest ok, ale rzekłabym, połowicznie 🙂 Duszony/gotowany tak, surowy raczej nie, ale nie zawsze 😉 Ulubiony alainowy por jest ugotowany i podany na zimno w sosem winegret. Poniżej jedna z wersji tego dania-oprócz winegretu drobno pokrojone ugotowane białko i szczypiorek:
http://images.marmitoncdn.org/recipephotos/multiphoto/ca/caac188e-ec09-4d58-bb60-92fafe73e57d_normal.jpg Też polubiłam takie pory.
Poza tym wiem, mam trzy światy z tym facetem, ale da się przeżyć 😉
Alino, Asiu- ciekawe zatem, jak pyry z gzikiem nazywają się u źródla, czyli w kuchni niemieckiej?
Danusiu – podobną potrawą jest: Spandauer Pellkartoffeln
http://www.in-berlin-brandenburg.com/Rezepte/spandauer-pellkartoffeln.html
Asiu – twarożek to jedno (robię taki od czasu do czasu, ze szczypiorkiem lub innymi dodatkami).
Wspomniany ser do tego się nie nadaje. Zabyt zbity. Na ruskie, do leniwych na sernik, do klusek, owszem.
Nie jest skandalicznie późno lecz z uwagi na niedyspozycje związane z bólem zęba, udaję się na spoczynek.
Dobranoc z mojej połówki.
PS
Tyle lat twarożek ze śmietaną i szczypiorkiem robię i nie wiedziałam, że jadamy gzik (tu szeroko roześmiana gęba, na ile mi paskuda w szczęce pozwala)
Echidno-dobranoc, a na jutro sympatycznego i utalentowanego dentysty 🙂
Asiu-niemieckiego uczyłam się przez jeden semestr i odpuściłam. Wymowa, szczególnie tych złożonych rzeczowników, była i jest dla mnie jednym wielkim koszmarem, wrrrr!
Mama uważała, że powinnam znać niemiecki, to było dla niej wręcz oczywiste. W jej rodzinie(o wielkopolskich korzeniach)wszyscy znali ten język.
Ze serem mozna jeszcze zrobic nalesniki, albo inne racuchy.
Polski gzik to w Niemczech Quark wymieszany ze szczypiorkiem, cebula, smietana itd. Tak przyrzadzony nazywa sie Kräuterquark. Asia podala juz link. Jesc go mozna z nieobieranymi gotowanymi ziemniakami albo z pieczywem.
Echidno,
dorzucam jeszcze serowe oponki:
http://www.domowe-wypieki.pl/przepisy/ciastka-male-wypieki/400-oponki-serowe
z tym że sugeruję konsumpcję w dniu smażenia. Najlepsze są ciepłe.
… lub serowe ciasteczka: http://www.ewawachowicz.pl/przepisy,3,921.html
Dobry wieczór z Pomorza Zachodniego 🙂
Jesteśmy od poniedziałku u Szwagrostwa, pogoda cudna, wokół jakieś drobne manewry i ćwiczenia NATO, a poza tym raj 🙂
WCZORAJ przyjechała do nas Stara Żaba na kolację i spędziliśmy przyjemnie wieczór. Tyle na zraziku, kolacja!!!
Danusiu – https://www.flickr.com/photos/joerookery/5232339669/in/album-72157625312178195/ 🙂
Der „lange Josef”: https://www.flickr.com/photos/joerookery/5247466148/in/album-72157625312178195/
dzień dobry …
blogowiczki z zachodu milczą .. zapracowane bardzo ..
ja dziś wątróbkę na obiad szykuję .. koleżanka mi podpowiedziała by nie kłaść wątróbki na bardzo rozgrzany tłuszcz by nie pryskało .. smaży się jakby odwrotnie bo najpierw się trochę dusi a potem rumieni .. jabłka i cebula robione na osobnej patelni i dodana na końcu …
czyli trochę inaczej niż tu … 😉
http://obiadoweinspiracje.blogspot.com/2015/04/chrupiaca-watrobka-drobiowa-z-jabkiem.html
pierwszy raz byłam w tym kinie z ojcem na filmie „Rio Brawo” .. podwójny sentyment i do kina i do filmu ….
http://pietrasik.blog.polityka.pl/2016/08/24/ostatni-seans-filmowy/
Jolinku, pamiętasz, prawda?
https://m.youtube.com/watch?v=vpXp90wi8MQ
Dzień dobry z Oleszna!
dzisiaj z rana byliśmy przyjęci przez pułkownika – dowódcy Centrum Szkoleniowego Wojsk Lądowych. Kawka, kilkanaście minut rozmowy, podczas której pułkownik nas namawiał na powrót, a żeby nas zachęcić, dał nam różne materiały oraz album o okolicach Drawska Pomorskiego.
Zaprosił nas również na jutro w południe, otóż odbędzie się spotkanie z kombatantami.
Jerzor wczoraj na rowerze jeżdżąc w okolicach poligonu trafił na grupę Kanadyjczyków z Quebecu, którzy właśnie kończyli szkolenie, a na ich miejsce przylecieli Kanadyjczycy z Alberty. Tak że mamy tu „naszych” 🙂
Pogoda cesarska, pojawiły się grzyby, już dwa razy jedliśmy kurki i znowu mamy cały wok przesmażonych już kurek z cebulką, chyba zrobimy pierogi.
Doczytałam się, że wczoraj świętowała Ewa – wszystkiego najsmaczniejszego życzę 🙂
Jerzor wybiera się porowerować, a ja będę czytać książkę i gotować fasolę.
Alino oczywiście … zawsze czekam na ten moment w filmie … 🙂
Alicjo pierogi z kurkami to cymes …
Asiu dziś Diamentowa Liga w Lozannie … transmisja od 20:00 w Polsacie Sport Extra … paru olimpijczyków z Polski występować będzie … Urbanek, Małachowski, Andrejczyk, Lewandowski i tyczkarze …
bociany odlatują a weekend będzie upalny … ostatnie dni wakacji …
…i to trzeba wykorzystać, pogodę! Ale czeka nas jeszcze piękny wrzesień!
Kroję już przesmażone z cebulą kurki – u mnie mam takie ustrojstwo, które wiem, jak działa, nie mogę zapytać Tereski gdzie ona ma swoje, więc robię to na piechotę, ostrym nożem. Oprócz kurek Szwagrowi trafiło się kilka prawdziwków, te idą na susz. To zbieranie było tak przy okazji, wracając z pracy przez poligon.
Po kurki musiałbym jechać ze 100 km. Tam, w Harzu bywają ale, jeszcze mam w zamrażarce grzyby z zeszłego roku, więc najpierw te.
Tu sucho jak w tabakierce i o grzybach niema co mówić, a temperatury – jak w prawdziwe lato!
Dobrze ponad 30.
Niejaki Tomek przyniósł kiełbasę z dzika własnej produkcji, a skoro o dziku, to Teresa zaserwowała udziec z młodego dzika. MARYNOWAŁA GO PRZEZ DOBĘ (nie poprawiam…) w oliwie, spora garść ziół z własnego ogródka, liście selera, lubczyk, śliwki (dzikie) węgierki, dyżurne i ostra papryka. Do tego pół szklanki żubrówki 🙄
Ta improwizacja Tereski wyszła pysznie, co Stara Zaba może potwierdzić.
Acha, była tam też cebula, w tej marynacie, a pewnie jeszcze zapomniałam o czymś. Wracam do krojenia kurek.
Jolinku – Było jeszcze kino Iluzjon, w stylu przedwojennego kina. Zniknęło. Chadzałam tam z Bunią na stare, przedwojenne filmy.
Co mnie osobiście szokuje, to brak dbałości o utrzymanie i przywrócenie do dawnej świetności domów, miejsc itp. Nie jako sztuka dla sztuki lecz by przyciągnąć turystów i na tym zarabiać.
W Paryżu dbają niesłychanie o budowlę z 1889 roku. Wyeksponowana wieża, regularnie poddawana renowacji, wzbogacana o nowe atrakcje ściąga turystów z całego świata. I co ważne, nie wolno w jej pobliżu stawiać budynków jakie mogłyby przysłonić widok emblematu Paryża.
Odwrotnie w Warszawie – Jak najwięcej i jak najwyższe drapacze by całkowicie zasłonić Pałac Kultury i Nauki. A szkoda. Pewnie, że to nie Wilanów czy Łazienki, ale swoją historię posiada i lepiej można wykorzystać potencjał całości. Kika lat temu odwiedziliśmy najwyższe piętro Pałacu, to z widokowym balkonem / arkadami.
Szok pierwszy – wspaniała winda z czasów mojego dzieciństwa przepadła z kretesem i nikt nie wie jakie losy podzieliła z siostrami-windami.
Szok drugi – tam gdzie można było wypić kawę, herbatę, soki, pojeść słodkości, zainstalowano nieciekawą ekspozycję służącą nie wiadomo czemu. W środku i na zewnątrz pustki. A przecież panorama miasta wspaniałą – mimo wszystko.
MOe pomogą wspaniale utrzymane wnętrza jeśli nic do nich nie przyciąga.
Et, szkoda gadać.
A czy wiecie, że pałąc w Książu był ogołocony z luster jakie trefiły do Pałacu?
trafiły
errata 2:
Nie pomogą wspaniale utrzymane wnętrza jeśli nic do nich nie przyciąga.
Echidno – kino Iluzjon istnieje, nie wiem czy w tym samym miejscu:
http://www.iluzjon.fn.org.pl/
Jolinku – nie mam tego kanału
Echidno,
nie tylko Książ, także wielki zespół pałacowo-parkowy został wiele razy grabiony i bodaj dwukrotnie podpalony przez Ruskich, dzieła dokończyli miejscowi szabrownicy, ale zaraz po pożarach co się dało, wywożono na odbudowę Warszawy i budowę Pałacu Kultury i Nauki. Przede wszystkim marmury.
Z historią nie da się walczyć ani jej odwrócić – moim zdaniem PKiN powinien zostać, bo jest znakiem historii, i chociaż to niby dar przyjaźni, zbudowany został z polskich materiałów.
Zespół pałacowo-parkowy w Kamieńcu Ząbkowickim powoli odbudowuje się, bywałam tam często, teraz też, jest już co zwiedzać 🙂
p.s.Mnie się PKiN podoba, przypomina też monumentalne budowle na Manhattanie 😉
Asiu – teraz kino Iluzjon, to dawne kino Stolica. Budynek cudem uniknął rozbiórki.
echidnio – celowo buduje się bardzo wysokie ohydztwa, żeby zasłonić. Teraz się albo zasłania, albo rozbiera.
krysiade – o tym właśnie pisałam. Żal.
Pamięć mnie zawodzi lecz obecny budynek kina, to nie to kino jakie pamiętam. Muszę poszperać w „szarych”. Nie teraz – idę spać. Już po północy.
Alicjo – no właśnie. Wiele zabytkowych zespołów pałacowych spotkał podobny los. Książ podałam jako przykład. Ironia historii – ostały się zawierusze wojennej, padły ofiarami ulepszania, budowania itp (to tak delikatnie powiedziane). Historia lubi się powtarzać.
Hmmm… z drugiej i trzeciej strony wysokościowce „znaczą” centrum miasta, a tam, w bezpośredniej okolicy PKiN to jest właśnie centrum.
Mądry urbanista jakoś by to wykombinował, ale było wiele wypowiedzi, że Pałac należy zburzyć, bo jest wraży i paskudny.
Ale służy przez wiele lat, a co było, to się nie odkręci i nie stać nas na takie gesty, że my tego nie potrzebujemy, nasza duma narodowa nie pozwala. Czasami warto dumę narodową schować do kieszeni.
Nie przemawia do mnie to, że „nie pasuje do stylu” – wszystkie wielkie miasta złożone są z różnych stylów, vide Manhattan w Nowym Jorku 😉
Mój Dziadek budował Pałac, okładał go piaskowcem, ale nie mam do niego sentymentu, jest brzydki i jest symbolem poprzedniej epoki.
No i jak myślisz, co z tym wrednym symbolem epoki zrobić? Solidny jest i jeszcze trochę niech postoi. Co nam z tego przyjdzie, jak go rozwalimy?
Moim zdaniem – niech stoi i służy jak najdłużej. „Bo jest symbolem poprzedniej epoki”- jest, ale też jest częścią historii – uważam, że tego nie należy ruszać.
Poprzednia epoka, czy chcemy tego czy nie, należy do naszej historii. A historii nawet sam Bóg nie może zmienić.
uwaga …
http://polskaracja.com/wedliny-morlin-krakusa-wycofane-obrotu-wykryto-niebezpieczny-antybiotyk/
Alicjo droga – dziękuję 🙂
Pałac pasuje ….
http://poland.pl/economy/investments-projects/polands-standard-living-rises-fast/
Krysiade! Historii sam Pan Bóg nie może zmienić – piszesz. Ale Prezes już próbuje! 🙂
Ale nie da rady. To jak oliwa…
Alicjo, tak jak napisałam jest mi obojętne co się z nim stanie. Mieści się w nim wiele instytucji, teatry, ale utrzymanie tej budowli sporo kosztuje. Zapewne jego przyszłość zależy od pieniędzy.
A przed wojną wyglądało tak: http://nowawarszawa.pl/w-sercu-warszawy-wyburzono-kwartal-miasta/
A jeszcze wcześniej tak: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dworzec_Wiede%C5%84ski#/media/File:Dworzec_Wiede%C5%84ski_w_Warszawie_ok._1890.jpg
I przy okazji urocze zdjęcie 🙂 : https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/95203/eece84277d5f7fde4052fd43e30c0701/
Asiu, dzięki 🙂
Małgosiu – czy znasz albumy z tej serii?: http://www.rm.com.pl/product-pol-848-Przedwojenna-Warszawa-Najpiekniejsze-fotografie.html
http://www.rm.com.pl/product-pol-188-Przedwojenne-srodmiescie-Warszawy.html
Myślę, że te albumy mogą zainteresować Alinę 🙂
Nie tylko dla Krystyny: http://www.rm.com.pl/product-pol-163-Przedwojenne-Wybrzeze.html
Dla Cichala i nie tylko dla niego 🙂 : http://www.rm.com.pl/product-pol-665-Przedwojenny-Krakow-Najpiekniejsze-fotografie.html
Cała seria: http://www.rm.com.pl/ser-pol-15-Najpiekniejsze-fotografie.html
Ciekawe czy ukaże się ten komentarz z taka ilością sznureczków?
Małgosiu – czy znasz albumy z tej serii?: http://www.rm.com.pl/product-pol-848-Przedwojenna-Warszawa-Najpiekniejsze-fotografie.html
http://www.rm.com.pl/product-pol-188-Przedwojenne-srodmiescie-Warszawy.html
Myślę, że te albumy mogą zainteresować Alinę 🙂
Nie tylko dla Krystyny: http://www.rm.com.pl/product-pol-163-Przedwojenne-Wybrzeze.html
Dla Cichala i nie tylko dla niego 🙂 : http://www.rm.com.pl/product-pol-665-Przedwojenny-Krakow-Najpiekniejsze-fotografie.html
Cała seria: http://www.rm.com.pl/ser-pol-15-Najpiekniejsze-fotografie.html
Ciekawe czy ukaże się ten komentarz z taka ilością sznureczków?
Czeka na moderację.
Asiu! Dziękuję! Dla mnie Kraków i Wideń (mieszkałem tam nieco) to cuda!
Dzień dobry, u nas kolejny upalny.
Asiu, dziekuje za pamięć i bardzo ciekawe, wzruszające zdjecia. Miłego dnia. 🙂
MałosiuW – „jest mi obojętne” w zatrważający sposób skutkuje w życiu osobistym, społecznym, narodowym. Nie rozwijam tematu, mam nadzieję że podążasz mym śladem.
Jak już coś zostało wybudowane kosztem społeczeństwa i państwa (bo niby dar, ale tak do końca to niekoniecznie), służyło pokoleniom, to niby dlaczego rozwalać.
Pałac stał się symbolem Warszawy. Przez całe lata warszawiacy i goście z całej Polski podziwiali wnętrza: Sala Kongresowa, Restauracja Kongresowa, wspaniały taras widokowy z Salą Gotycką i funkcjonującą przy niej kawiarnią (to przed laty). Młodzież korzystała z wielu kół zainteresowań (Pałac Młodzieży), bale dla dzieci, bale dla dorosłych, teatry, kina, muzeum, pływalnia, żeby wymienić tylko niektóre.
Polecam krótki film o PKiN:
https://www.youtube.com/watch?v=ohonerjpIqo
nie w celu udokumentowania mojej racji lecz przypomnienia wnętrz oraz zaznajomienia z punktem widzenia wieloletnich pracowników obiektu.
Więcej histroii powstania i działania Pałącu:
https://www.youtube.com/watch?v=W-g_8tEZJE8
jest to część pierwsza, czteroczęściowego filmu. Nie obejrzałam całości lecz po pobieżnym przeglądzie doszłam do wniosku, że starych wind nie ma uwzględnionych (niestety).
To w wielkim skrócie.
A pieniądze na utrzymanie? Jak wspomniałam wczoraj – wykorzystać potencjał Pałacu, bo jak dotąd to nie jest to spełnione nawet (podejrzewam) w 50%.
Ja odniosłam, lat temu 5, przygnębiające wrażenie. Pustka tam gdzie niegdyś były tłumy, brak atrakcji przyciągających turystów, niewykorzystane wspaniałe wnętrza. Że inny niż obecnie modny styl? A cóż to szkodzi? Odrobina historii dekoracji wnętrz nikomu nie zaszkodzi. Wręcz przeciwnie.
Pamiętam (z lat dziecięctwa i nastolatki) tętniące życiem kuluary, ruch wewnątrz i na zewnątrz, spacerowiczów w alejkach (o każdej porze roku), dzieciarnię pluskającą się w fontannach (to upalne letnie dni), ruch przy kasach kinowych i teatralnych, rodzinki prowadzące pociechy do Teatru Lalka lub Muzeum Techniki, lody lub ukochany napój pomarańczowy z bąbelkami na 30 piętrze przy wizualnych doznaniach obserwacji panoramy Warszawy.
Pamiętam bale gwiazdkowo-noworoczne dla dzieci i młodzieży w olbrzymiej sali, ze zjeżdżającym spod sufitu Mikołajem, atrakcje dodatkowe jak zjeżdżalnia przez kilka pięter, teatr kukiełkowy, teatr z młodymi aktorami Kółka Teatralnego, krótkie filmy animowane i fabuła produkcji młodzieży z Pracowni Filmowej, modele z Pracowni Modelarskiej itp atrakcje przygotowane pod czujnym okiem instruktorów w ramach dzieci-dzieciom.
A Jazz Jamboree? Nocne powroty rozgrzanych muzyką fanów?
Widać lepiej zabudować, zapomnieć, zochydzić. Tereny wokół Pałacu na wagę złota. Podobnie jak wokół wieży Eiffla. Jednak francuzi potrafili przełożyć pieniądze nad inne wartości – na jakich nota bene wcale nie tracą finansowo. A „szklane wieżowce” wybudować w oddzielnej dzielnicy. Wieża króluje nad Paryżem i doskonale na siebie zarabia.
I to by było na tyle jak mawiał prof. Jan Tadeusz Stanisławski.
Echidno, ja nie mówię, że trzeba go zburzyć, zresztą nie można , bo jest ZABYTKIEM. Jako warszawianka też korzystałam z instytucji pałacowych, ale go nie lubię, tam wszędzie jest daleko, teraz trzeba przedzierać się przez parkingi, dworce, jego otoczenie zbrzydło, nie widać pomysłu jak go zagospodarować. Niszowe Muzeum Techniki jest właśnie z niego usuwane.
Nadal działa Pałac Młodzieży, wyremontowano pływalnię, remontowana jest od dwóch lat Sala Kongresowa, urzędują jakieś małe uczelnie, są teatry. Zwykle przyciągały mnie tam Targi Książki i Teatr Dramatyczny.
Na bale gwiazdkowo-noworoczne nigdy się nie załapałam 😉
To co mnie złości, to to, że mimo, ze tak mało ocalało budynków po wojnie, to jeszcze te co ocalały wyburzono pod Pałac i Plac Defilad, że to Centrum jest martwe wieczorem, ludzie przenieśli się na Nowy Świat, Pl. Trzech Krzyży.
MałgosiuW – nie bierz tego aż tak personalnie. Posłużyłam się jedynie Twoim cytatem o obojętności, cytatem o szerszym znaczeniu w odniesieniu do wielu spraw i bolączek naszego milenium. I jego skutkach. Między innymi to co Ciebie złości, mnie poraża, a dla innych* jest właśnie obojętne, to sprawa zaniedbania olbrzymiego budynku w samym centrum stolicy europejskiego kraju. Pałacu jaki ponownie mógłby stać się wizytówką Warszawy przyciągającą zarówno mieszkańców miasta jaki i gości. Zachłyśnięcie się Złotymi Tarasami, innymi atrakcyjnymi punktami oraz renesans Traktu Królewskiego nie przyszły same z siebie. Reklama, modernizacja, nowe pomysły przyciągnięcia ludzi nie dzieją się same. Całe rzesze specjalistów pracują na to. Dlaczego wadze PKiN oraz miasta nie potrafią podążyć tym samym szlakiem?
Pokaz Światło i Dźwięk to „trochę dużo za mało”.
* władze miasta, pomysłodawcy wybudowania kolejnych koszmarów architektonicznych wokół PKiN, pasujących doń architektonicznie jak pięść do przysłowiowego nosa, jednym słowem szmal, szmal i jeszcze raz szmal bez oglądania się na konsekwencje.
A jeśli wspomniałam o Paryżu to z prostej przyczyny: jeśli sami nie potrafimy stworzyć pomysłu, popatrzmy jak to robią inni i jak to „pracuje”. Nie mówię o kopiowaniu lecz podpatrzeniu i stworzeniu własnego wzorca dla własnych potrzeb. Nie wszystko można przeliczyć na brzęczącą monetę. A taka filozofia chyba ostatnio dominuje na Warszawskim Ratuszu. I nie tylko.
Żal.
A kino Iluzjon „przytulone” było najpierw do kina Polonia, później do kina Śląsk. I tam chadzałam z Bunią na filmy Jej młodości, a sama na perelki jakich w innych kinach nie prezentowano. Np „Borsalino” z Jean-Paul’em Belmondo i Alain’em Delon.
https://www.youtube.com/watch?v=DKnEgUmdCtI
Absolutnie nie burzyć! Kiedyś prowadziłem tam koncert! Chałtura , nie chałtura! Nie burzyć O czym będę opowiadał wnukom… 🙂
Dzień dobry,
Za nic nie chciałbym, żeby rozebrano PKiN. Ja wiem, że ruski, że Stalin, że dar nie daj Boże, ale on mimo wszystko bardziej kojarzy mi się z moim dzieciństwem, później młodością, jest częścią mojej Warszawy. Przejeżdżając lub przechodząc obok przeważnie nie myślę o Ruskich czy Stalinie. Jakoś to mi się zatarło.
Kiedyś Jacek Fedorowicz z panem Andrzejem Wajdą wpadli na pomysł by powstało tam muzeum komunizmu, ale chyba pomysł upadł.
Na tej samej zasadzie jak o wyburzeniu PKiN moglibyśmy zacząć myśleć o Mariensztacie, gdzie codziennie padały nowe rekordy układania cegieł i przekraczania socjalistycznych norm o kilkaset procent, albo można mieć podobne skojarzenia mijając warszawski, brzydki MDM, twór nowej socjalistycznej myśli architektonicznej, a przecież wpisany na listę zabytków.
Proszę na wszystko -zostawmy Warszawę taką jaka jest i jaką kocham miłością wielką.
Ja tam znałem każdy kąt, każdą bramę i biegałem po warszawskim autentycznym bruku!
A tak na marginesie – czy ktoś wie co to znaczy jechać na cycku? Ja tak jeździłem setki razy!
Dobranoc 🙂
Na cycku, jako dobrze wychowana panienka nie jeżdziłam lecz obserwowałam (czasami) zza szyby „łobuziaków” uprawiających ten proceder.
Może „warszawskich andrusów” byłoby bardziej na miejscu.
dzień dobry..
ja też mam sentyment do Pałacu bo mieszkałam na ul. Emilii Plater róg ul. Złotej (ulica była wtedy zrujnowana i często tam kręcono filmy wojenne) w domu na przeciwko Sali Kongresowej .. i pamiętam te tłumy na różnych koncertach (zwłaszcza koncert Rolling Stonesów i JJ) a chodzenie z książką na ławkę przy fontannach to była miła ucieczka z domu … echidna opisałam prawie całe moje wspomnienia … 🙂
ciepło i miło za oknem …
Jolinku to z Twojego miejsca zamieszkania chyba nic nie zostało – z jednej strony Złote Tarasy z drugiej Hotel, ale do Pałacu miałaś rzut beretem. Wtedy był lśniący i nowy.
Małgosi dom stoi bo to nowy dom tam zbudowany w latach 60-tych – ten długi naprzeciw Sali Kongresowej i z balkonu na 2 pietrze widziałam wszystko co się działo na placu, natomiast z okna mojego pokoju od strony ul. Złotej obserwowałam jak filmy nakręcają …. zburzyli tylko przybudówki do domu czyli kawiarnię taksówkarzy od ul. Złotej no a potem słynne „Akwarium” z drugiej strony domu …
A, to ten dom 🙂
To byli czasy… Muzyczka w Akwarium
przypominam chętnym … jutro w Memoriale Kamili Skolimowskiej 10 medalistów z Rio .. Anita może pobije kolejny rekord świata … wstęp wolny … Stadion Narodowy …
ten dom Małgosiu .. 🙂
dzisiaj dostałam duży słoik grzybów duszonych … mięso wołowe się marynuje w zalewie olejowej po fecie i jutro będzie gulasz wołowo-grzybowo-śmietanowy …
echidno bywałam … 🙂
Echidna – zarówno „łobuziak” jak i „warszawski andrus” mogą być, bo ja spokojnym ani grzecznym dzieckiem ni młodzieńcem niestety nigdy nie byłem. 😳
Może ktoś jest zainteresowany, sam poszedłbym chętnie. Kilka lat temu byłem na takim festiwalu w okolicach Placu Grzybowskiego. Wrażenia pozostały do dzisiaj.
http://nowawarszawa.pl/festiwal-kultury-zydowskiej-warszawa-singera/
Poszłabym, ale za daleko 🙁
Namawiam mojego kuzyna, który pracuje w muzeum, żeby zaprosili „Muzeum na kółkach”. Ale nie wiem czy w przyszłym roku jeszcze będzie to aktualne.
Asiu,
dziękuję z link o albumie o przedwojennym wybrzeżu. Drugie zdjęcie pokazuje jedno z moich ulubionych miejsc, czyli Orłowo. Wiele elementów tego miejsca zmieniło się, ale widok ciągle ten sam.
Ładna pogoda sprawiła, że znów sznury samochodów ciągną na Półwysep Helski, choć zazwyczaj o tej porze było już spokojnie.
Mamy dziś zaproszenie do kuzynki męża na przyjęcie w ogródku. Zabieram ze sobą kruche ciasto ze śliwkami.
dzień dobry …
Nowy od 3 lat się wybieram ale zawsze coś mi przeszkadzało bo wyjazdy wakacyjne … może w tym roku mi się uda …
Krystyno przyjęcie w ogrodzie brzmi tak po angielsku … 🙂 … miłego przyjęciowania …
mój gulasz pyrkocze ..
U mnie dziś na obiad pieczone cukinie nadziane mieloną wołowiną z pomidorami i posypane cheddarem.
Upał.
Właśnie wróciłem z basenu. Dałem sobie pół godziny, kilkaset metrów i przerwa. Chciałem to jeszcze raz powtórzyć, ale nagle nadciągnęły chmury i zaczęło grzmieć. Z dużej chmury… Wypatruję tęsknie jakich kropel z nieba, na próżno. Susza taka, że niedojrzały dereń schnie na gałązkach. Nie wiem, czy w tym roku uzbieram jeszcze co nieco.
Pozdrowienia z Warszawy – oczywiscie upal tutaj. Dwa dni na warszawe nam zostalo, wlasnie przyjechalismy i zamustrowalismy sie w hotelu Gromada Centrum.
No i prawie koniec naszej wycieczki, odlatujemy w srode przed poludniem.
Ide sie odswiezyc po podrozy, bo jechalismy z Drawska via Poznan, kawalek drogi. CDN.
U Jolinka na piecu typowe danie na taką pogodę – gulasz – smacznego!
U mnie – niema o czym gadać. Jadam co nieco surowych owoców lub warzyw, na stojąco, bo co tu celebrować. Muszę wreszcie coś zrobić z tym moim kołdunem. Na dzień dzisiejszy: prawie 6 kilo, w 7 dni.
Pepegorze to zdecydowanie za dużo , tyle to w miesiąc. Pamiętaj, że trzeba pić dużo wody!
Alicjo, to może dołączysz do naszego spotkania we wtorek 🙂
Krótko jeszcze o PKiN.
Powiedziano chyba już wszystko. Wszystko, to jest kwestia zaakceptowania historii. Tu burzy się jednak w tej pralce: jak jej było frania, hania? Nasza wtedy nazywała siępo prostu SHL, jak poprzedniczka wuefemki.
Nie wyobrażam sobie (na ten czas, bo niczego nie można przewidzieć) aby ktoś poważnie domagał się wyburzenia Zeppelinfeldu, pod Norymbergią, gdzie odbywały się zjazdy NSDAP, które uwieczniła Lenie Riefenstahl swoimi zdjęciami I które, stały się kanonem wszelkich opraw propagandowych. A tu: RORA na wyspie Rügen, projekt na FWP w III Rzeszy
http://images.google.de/imgres?imgurl=http://www.eilunh.de/Blog/wp-content/uploads/2010/04/Prora-Ruegen-Luftbild-1_500x375.JPG&imgrefurl=http://www.eilunh.de/Blog/2010/04/16/der-%25E2%2580%259Ekoloss%25E2%2580%259C-von-rugen-%25E2%2580%2593-das-ehemalige-%25E2%2580%259Ekdf-seebad%25E2%2580%259C-rugen-in-prora/&h=375&w=500&tbnid=h0MvG6u9REJGpM:&tbnh=90&tbnw=120&docid=tpk_hn4NP2rJeM&client=firefox-b&usg=__jTOIzzYWlmm1f12EdFzJ6Qv3_mQ=&sa=X&ved=0ahUKEwi-6Mz20uTOAhWC1hoKHdoHCnYQ9QEINjAG
Nigdy tam nie byłem, ale, już oglądając zdjęcia – mrozi mnie! Dowód na utratę wszelkiej miary. To też jest jednak zabytek I jest prawnie chroniony.
I – dobrze tak.
Przepraszam: PRORA
Tu dalsze zdjęcia: https://www.google.de/?client=firefox-b#q=prora%20museum&tbs=lf:1,lf_ui:2&rflfq=1&rlha=0&rllag=54442623,13574035,905&tbm=lcl&rldimm=6103897646983307577&gfe_rd=cr
Ten ciąg budynku ma ok 4.5 km długości, z zamkniętą elewacją, a naprzeciw znajduje sie jedna z najpiękniejszych plaż na Bałtyku. Zaczyna się to zagospodarowywać i można kupić mieszkania po luksusowych cenach
Małgosiu, to też wykracza poza moje doświadczenia, bo stosuję takie diety od lat. Wyobraż sobie tylko, że ważę o 8 kilo mniej niż wtedy, kiedy widziałaś mnie jeszcze na zjeżdzie. W piątek byłem, tak na wszelki wypadek, u lekarki. Osłuchała, zbadała ciśnienie i okazało się, że OK, a ciśnienie 110/90. Nigdy tak niskiego nie miałem.
Uspokajam, piję, piłem bez przerwy kranówę po tym jak stwierdzili i w radiu ogłosili, że niema powodu kupować mineralnej, bo nasza z kranu tej w niczym nie ustępuje.
Teraz jednak piję białe z lodówki, te którego niedopiła LP. Ona sama udała się dzisiaj nad Bałtyk, a ja pilnuję kotów.
Zjadłem dzisiaj: jednego banana, troche arbuza, dwie marchewki, a jako podkład pod wino: dwa jajka na twardo – jedyną substancję nieroślinną ostatnich dni.
Poza tym, czuję się znakomicie!
Jeszcze
MalgosiaW,
jak najchetniej dolacze, a gdzie zamierzacie sie spotykac? Mnie sie bardzo marza okolice Starego Miasta, bo te klimaty mi sie podobaja, no i mieszkam w centrumie…
Ale gdziekolwiek bedzie, jak najbardziej zdaje sie na sugestie. Jutro spokojnym krokiem polazimy gdzies po Starowce, chociaz z Jerzorem nigdy nic nie wiadomo.
Chcialam tak po krotce opisac, co bylo w Olesznie u Tereski.
Wspominalam, ze dowodca (na Polske) szkolenia Wojsk Ladowych zaprosil nas na spotkanie z kombatantami II wojny, wiec pojechalismy, piekne miejsce na terenie poligonu drawskiego.
Kombatantow zajechaly 3 autobusy, wysiadlo sporo dobrze starszych ludzi, wielu o laskach i „balkonikach”, wydawalo mi sie, ze niektorzy nie za bardzo kojarzyli, gdzie sa i po co.
Oprocz kombatantow bylo oczywiscie wojo i sojusznicy, tym razem Amerykanie i Kanadyjczycy (nasi!). No i fajnie…tylko okazalo sie, ze najwazniejszym gosciem byl pan starosta, ktory akurat obchodzil 50-te urodziny.
Zamiast skupic sie na kombatantach, pan starosta wysluchal kilku mow z okazji, otrzymal kwiaty i rozne prezenty i prezenciki.
KOmbatanci byli jakby tak z przyczepki. Uhonorowano kilku medalami, ale to te znak czasu – pani, ktora siedziala obok Tereski byla dzieckiem (rocznik ’36) i wojne przezyla jako dziecko wywiezione w glab Rzeszy – tych walczacych kombatantow ubywa w wielkim tempie i sa rzadkoscia.
No ale co tam kombatanci… urodziny wazniejsze!
My pogadalismy z naszym dowodca sojuszniczych wojsk z Kanady (przystojny, wysoki major). Mam sporo zdjec z tej imprezy 🙂
Musze w kimono, bo jednak padamy na twarz, zmeczeni – zjedlismy to i owo na Nowym Swiecie, przespacerowalismy sie troche i ledwie dychamy!
Hotel Gromada czterogwiazdkowy, ale nie ma klimatyzacji – no, nieladnie! Cztery gwiazdki zobowiazuja!
Wiele imprez na Starym Miescie, „Street Party”, przerozne tance i swawole na roznych ulicach zamknietych dla ruchu. Jutro wspomne o rozmowie z Angielka w restauracji „Stare Smaki”, zaszlismy tam do ogrodka na zurek polski i flaki (dobre!).
Alicjo, spotykamy się o 16:30 w
http://www.spotkanie.com.pl/kontakt.html
a potem wybieramy do kina na 18:40
dzień dobry …
pepegorze gulasz poszedł do lodówki bo gorąco było i na zawody się spieszyłam .. czytam, że o zdrowie dbasz … 🙂
wczoraj na Stadionie był niesamowity dzień .. Rekord Świata Anity i pożegnanie Tomka Majewskiego .. dużo ludzi było i tylko szkoda, że zamknęli dach bo była straszna duchota ..
wczoraj miałam taki miły dzień a dziś czytam internet i oczom nie wierze, że tak szybko niszczą wszystko co osiągnęliśmy .. tyle podłości … co robić? … nie ma chyba ratunku dla nas ….
Ostatnio jak w kalejdoskopie-stale się coś dzieje, jedne plany nie „wypalają”, inne rodzą się prawie w biegu, jedni przyjeżdżają, inni odjeżdżają, a na dodatek w pracy młyn!
Najważniejsze, że lato wcale nie myśli nas opuszczać i całkiem wygodnie się rozgościło praktycznie w całej Europie. Gdyby to słońce chciało z nami zostać aż do maja 2017, to ja wcale nie będę protestować 🙂
Alicjo-nasze jutrzejsze spotkanie już przesuwane, obgadane i zaplanowane od dwóch tygodni. Dołącz do naszego blogowego stolika na Żoliborzu, jeśli tylko uda Ci się pomyślnie poukładać wszystkie Twoje plany turystyczne i towarzyskie.
Koleżanki Warszawianki – jak ja Wam zazdraszczam tego spotkania! Życzę miłych i smakowitych obrad. Serdecznie Was pozdrawiam.
Krysiude, my Ciebie też serdecznie pozdrawiamy. Czasem Ci zazdroszczę Twojej samotni, ale nie w takich sytuacjach 🙂
krysiude zwłaszcza, że na spotkaniu będzie nasza miła koleżanka z Francji … Małgosia ma też rację bo tego miejsca gdzie mieszkasz tylko pozazdrościć … grzyby są? …
Wróciłam z krzaków nad Pilicą. Sucho, śladowe ilości grzybów, mizerniutko.
Krysiude, przyłączam się do serdeczności dla Ciebie i choć nigdy nie byłam zwolenniczką wielkiej ciszy i oddalenia, to w obecnej sytuacji chętnie bym się też zaszyła (a w dodatku w tak pięknym miejscu jak Twoje), chociażby dla przeczekania, o ile to możliwe!
A myślami, to i tak będziemy jutro razem…
Podziwiam Pepegora za konsekwencję w ograniczaniu apetytów. Trudne to, ale jak widać przynosi dobre wyniki. Życzę wytrwałości 🙂
Padam na twarz, a nog to juz chyba nie mam, albo w stanie szczatkowym, ale co mnie nie zabije…
Dzisiaj przejechalismy sie metrem do Placu Daszynskiego, a stamtad na piechotke do PKiN. Wyjechalismy na gore, obejrzec panorame Warszawy. Potem jakies piwo, bo przeciez upal jak nalezy, lancz zapomnialam gdzie – zamowilam pierogi z jagodami, a co sobie bede zalowac 🙂
Jerzor nie byl glodny, ale na wszelki wypadek zamowil sobie placka ziemniaczanego z sosem kurkowym. Placek, zlozony wpol, ledwo sie miescil na talerzu, takie to bylo „male conieco”, cha cha!
Potem pojechalismy autobusem 118 do Wilanowa – zwiedzilismy palac i spora czesc parku, posiadujac tu i owdzie dla odpoczynku. Wlasnie wrocilismy i jestem padnieta jak nie wiem co. Acha – bylismy u Grycana na lodach (Nowy Swiat chyba) i zjadlam az 3 kulki, to chyba moj rekord od czasow dziecinstwa. Lody jak lody, calkiem dobre, ale nic tak naprawde nadzwyczajnego. Ja sprobowalam smietankowe, orzechowe-laskowe oraz truflowe i te ostatnie byly najlepsze.
Jedna z restauracji oglaszala festiwal kurkowy i w wystawionym jadlospisie bylo sporo dan z kurkami, zreszta kazda restauracja, w ktorej bylismy lub czytalam jadlospis wystawiony na zewnatrz oferowala minimum jedno danie z kurek, widac obfitosc kurek w tym roku. Jestem objedzona, zmeczona i po jednych portkach juz wyczulam, ze przytylam podczas wakacji w Polsce, nie moge ich dopiac 🙁
Nie mialabym pretensji, gdybym przytyla w odpowiednich miejscach, ale niestety, tluszcz ma brzydki zwyczaj odkladania sie tam, gdzie jest najmniej potrzebny!
Jutro w planie Lazienki niemnozko i chcialabym wyskoczyc na Rynek.
Mam zamiar sie z wami spotkac w Spotkaniu, ale kino odpada dla mnie, bo trzeba bedzie sie spakowac i w miare wczesnie polozyc sie spac.
W kazdym razie postaram sie byc na 99%.
Pepegorze! Wspieram, podziwiam i dopinguje! Ja przez kilka miesiecy, od wdrozenia „programu” jestem lzejsza o 13 kilo. Fajne uczucie 🙂
Co do PKiN czy krakowskiego „szkieletora” moze i swoje zdanie mam, ale sie nie wypowiadam. Jako osoba, ktora nie planuje wracac do PL, nie bede urzadzac zycia tym, ktorzy w PL zyja. Niechaj oni decyduja. Bo najlatwiej jest decydowac za innych, nie ponoszac codziennej odpowiedzialnosci.
Dziękuję za miłe słowa. Grzybów niestety nie ma, jest okrutna susza.
Jolinek 10:42
Też jestem przerażony!!! Czytam codziennie i codziennie widzę coraz gorszą przyszłość. Najbardziej przeraża mnie wciąż niesłabnące, a nawet rosnące poparcie rzędu 40%. Kto w nich wierzy????? kto to popiera???? Gdzie świadomość społeczeństwa??? Dlaczego tak wielki wpływ Rydzyków i innych????
Przeraża mnie również ile potrafiono wcisnąć w głowy młodych ludzi w wieku mojego syna. On tego w domu nie słyszy, więc jedyną możliwością jest szkoła. Nie winię nauczycieli, chociaż swoje też robią, ale koledzy wynoszą to z domów chyba, nie wiem skąd. On mówi, że tak wszyscy koledzy uważają – o imigrantach na przykład.
Strach się bać!!!!
Nowy są też dobrzy pasterze i obrywają za to …
http://grzegorzkramer.pl/ucieczka/
do poczytania ….
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,19606744,kazimierz-leski-polski-james-bond-kochaly-sie-w-nim-wszystkie.html
Orkiestra Na Zdrowie – Płachta nieba
Rozpostarta płachta nieba
zawsze daje to, co trzeba;
przez tę płachtę, pod sam kręgosłup
prześwituje sama wiedza;
kiedy zbieram z niej bez wahań –
– zwykle trafiam w to, co czuję,
jeśli mniej premedytuję,
jeśli mniej kalkuluję… w życiu!
Nie muszę tu być, lecz cieszę się,
gdy czasem jestem,
gdy czasem jestem…
Chociaż nie muszę stąd iść (póki co) –
– też cieszę się,
gdy czasem jestem… z dala.
Ja chcę nie musieć nic,
bo tylko wtedy
coś potrafię, coś potrafię…
…kiedy nie muszę nic – potrafię musieć
żyć na jawie, żyć na jawie –
– i uczyć się kochać…
…tę płachtę nieba,
co zawsze daje to, co trzeba;
przez tę płachtę, pod sam kręgosłup
prześwituje sama wiedza;
kiedy zbieram z niej bez wahań –
– zwykle trafiam w to, co czuję,
jeśli mniej premedytuję,
jeśli mniej kalkuluję… w życiu.
W przymusie żyć, to być skazanym
na marzenia, na marzenia;
gdy zmuszać chcę kogoś do czegoś,
to chyba właśnie chcę
przed własnym lękiem uciec;
ale gdzie tu zwiewać, gdzie?
Na tym świecie i w tym ciele –
– gdzie tu zwiewać, gdzie?
No gdzie?
Na tym świecie i w tym ciele –
– rozpostarta płachta nieba
zawsze daje to, co trzeba;
przez tę płachtę, pod sam kręgosłup
prześwituje sama wiedza;
Kiedy zbieram z niej bez wahań –
– zwykle trafiam w to, co czuję,
jeśli mniej premedytuję,
jeśli mniej kalkuluję… w życiu!
Gdy muszę kpić, to chyba znak,
że na to z czego kpię –
– sił już nie mam, sił już mi brak;
ja chyba muszę nie musieć nic –
– i wtedy wiem,
co naprawdę muszę, co naprawdę muszę,
a czego nie…
https://www.youtube.com/watch?v=vfAvQdblfRk
Echidno-kilka dni temu opowiadałam Ci o kotletach mojej Mamy robionych z kaszy gryczanej i białego sera. W ostatnią niedzielę jedliśmy takie danie u Latorośli, oprócz wiadomych składników młodzi dodali też bakalie. Całkiem niezły pomysł. Dostaliśmy oneż kotlety również na wynos, wczoraj odgrzałam je w piekarniku z plastrem żółtego sera na wierzchu, zrobiło się z tego całkiem sycące danko.
W wolnych chwilach siedzę nad zdjęciami z naszej drobnej wycieczki w poniższe okolice:
https://www.youtube.com/watch?v=1AkHWevJd0A
Pomysł udania się w te helweckie okoliczności przyrody narodził się spontanicznie w ciągu kwadransa. Był sposobem na zagospodarowanie czterech dni, które wstępnie były zarezerwowane na zupełnie inne zajęcia. Nawet machałam z nad tych wodospadów do Nemo, ale cóż…..
A poza tym dokształcam się przyrodniczo 🙂 świetna lektura:
https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/chrapiacy-ptak
A gdzie poranny Jolinek??? Przecież olimpiada już dawno się skończyła.
Pogoda ducha, jak pogoda nieba.
A życie płynie, czasem szumi i spada.
Miłego dnia jeszcze, dla wszystkich!
Pepegor-dalszej pogody ducha przy podgryzaniu Twoich warzyw i owoców 🙂
A dla Magdaleny gratulacje za konsekwencję w przeprowadzaniu programu!
Lubię szum morza, ale przy takich wodogrzmotach nie chciałabym mieszkać nawet w zamku 😉
Danuśka,
niesamowite miejsce, ale do oglądania tylko przez krótki czas. Ciekawa jestem zdjęć.
Podziwiam Magdalenę i Pepegora za konsekwencję w stosowaniu swoich diet. Bez tego nie ma rezultatów.
Dziś prosty i łatwy obiad, czyli wątróbki drobiowe z cebulką i jabłkiem oraz surówka z kiszonej kapusty.
Koleżankom warszawiankom – miłego spotkania i seansu filmowego.
Danuśka – dziękuję. Niestety Wombat nie przystaje na kotlety z kaszy i białego sera. Zamówił pierogi ruskie – i co pani zrobisz, pierogi zrobisz!
Za to przedwczoraj zrobiłam kotlety ziemniaczane z sosem pieczarkowym. Pożywny i smakowity obiad wyszedł.
Podrzucone okoliczności natury przypomniały spływ Dunajcem przed wybudowaniem zapory. Miejscami huczało, kłębiło się, wirowało i wyglądało całkiem, całkiem niebezpiecznie. Teraz to – jak mawiają – pikuś.
Ponoć dzięki zaporze zmienił się miejscowy mikroklimat czego skutkiem jest zachwianie równowagi w faunie i florze. Ciekawa jestem jak to naprawdę jest.
Małgosiu-w zamku to może by się jakoś udało obstalować dźwiękoszczelne okna 😉
Krystyno-zdjęcia będą na pewno, ale jeszcze nie wiem kiedy.
Lecę na nasz zjazd burgundzko-kanadyjsko-warszawski!
Sprawozdanie z Miedzynarodowego Spotkania na Szczycie w Warszawie, my wrocilismy juz do hotelu, a dziewczyny poszly do kina. Jerzor robil za tzw. babskiego krola, z przyjemnoscia zreszta.
Obecnosc:
Danuska, Salsa, Alina Francuska, Malgosia, Kuzynka Magda, ja – oraz nasz babski krol, ktory robil fotosprawozdanie (udostepnie po powrocie). Jak zwykle pogaduchy, jedzenie i popijanie.
Skoro juz taki szczyt miedzynarodowy (Polska-Francja-Kanada), ustalilismy to i owo, co do wiadomosci najlepiej niech poda Danuska.
Ja musze zapakowac sie i usnac wzglednie wczesnie, zeby wstac o porze godziwej.
Jeszcze tylko dla porzadku zajecia dzisiejsze, podjechalismy autobusem pod Frycka Chopina, porobilismy zdjecia dla naszej Japonki od herbaty, ktora myslala, ze Chopin byl Francuzem – ja mialam pomysl, zeby do Zelazowej Woli, ale czasowo nie zmiescilibysmy sie. Potem piechota do lata, czyli na Zamek Krolewski. Wszystkim, ktorzy maja lub beda mieli okazje, polecam.
Straszliwie jestem schodzona, ale jutro w samolocie sie wysiedze, tez niedobrze 🙄
Warszawiankom i frakcji francuskiej w osobie Aliny dziekujemy za spotkanie 🙂
Ide luki w juki pakowac… 🙂
I odmeldowujemy sie z Warszawy i z Polski, dzieki za wszystkich i za wszystko!
Alicjo i Jerzu – spokojnego lotu. Miło było spotkać się z Wami.
Alicjo i Jerzoru – lecie wprost!
Do nastepnego razu.
Szczyt był pyszny i owocny! Jadane były wątróbki drobiowe z wiśniami i porzeczkowym likierem, tatar z jajkiem przepiórczym (zgadnijcie kto?), bakłażany zapiekane z pomidorami, papryką, cebulką, rosołki gęsie z pierożkami z podrobów, których było za mało, a desery – to jabłecznik na ciepło z gałką lodów waniliowych, śliwki duszone w porto, także z lodami. Na delektowanie się deserami zostało nam mało czasu, bo gadu-gadu, a pora seansu nadeszła zbyt szybko.
W miłym towarzystwie czas mknie, szkoda 🙂
Dobra, opowiem wszystko, jak na spowiedzi:
Nasz burgundzko-kanadyjsko-warszawski zjazd przeszedł do historii i będzie to bardzo miła historia 🙂
Kulinarnie:
-Alicja-tradycyjnie tatar i tradycyjnie bez deseru 😉
-Alina-wątróbki w sosie z czerwonych owoców i deser śliwkowy
-Barbara i kuzynka Magda-pieczony bakłażan i deser jak wyżej
-Małgosia i Danuśka-rosół z gęsi z pierożkami z podrobów
-Jerzor pochłonął szarlotkę z lodami waniliowymi, ale przede wszystkim zabawiał wesołą, a czasami też poważną konwersacją praktycznie wszystkie panie.
Aha, zamówiłam również zapiekane owoce pod kordełką z kruszonki-były znakomite.
Na spotkanie przyszłam bardzo głodna zatem przyznam się od razu, że próbowałam bezwstydnie alinowych wątróbek oraz magdgowego bakłażana. Ogólnie polecamy „Spotkanie” na dobrą kolację, chociaż miejsce jest dosyć głośnie i chwilami dosyć ciężko nam się rozmawiało.
Jolinku-bardzo żałujemy, że nie dotarłaś 🙁
Nasz międzynarodowy, a nawet międzykontynentalny zjazd zastanawiał się oczywiście nad przyszłością blogu i postanowił zorganizować spotkanie z Basią Adamczewską.
„Boska Florence”świetna, a rola pianisty genialna!
http://www.radiowroclaw.pl/articles/view/57782/Boska-Florence-boska-Recenzja-Iana-Pelczara
Role trójki głównych bohaterów świetne.
Spotkanie, jak zwykle przemiłe, jedzenie dobre. Wielkie dzięki!
Barbaro 🙂 przypominam pytanie od Aliny do przekazania Twojej drugiej połowie:
sławny polski piłkarz z Auxerre to…?
Małgosiu-do Hugh Granta już nie jeden raz na blogu wzdychałyśmy 🙂 W tym filmie ma nareszcie trochę inną rolę niż zwykle. A Meryl Streep, wiadomo, wielką aktorką jest !
Czy mogę jeszcze sobie powzdychać do Hugh Granta? Scena tańca była znakomita 🙂
Danusiu, tam już grało sporo Polaków
http://www.przegladsportowy.pl/pilka-nozna/polacy-za-granica,od-mariana-szei-do-ireneusza-jelenia-w-auxerre,artykul,88809,1,379.html
Druga połowa już chrapie, zapytałam Google:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ireneusz_Jele%C5%84 , ale widzę, że Małgosia już podała 🙂
To był bardzo miły wieczór, szkoda, że trzeba zejść na ziemię. Zatańczyłabym z Hugh Grantem 🙂
Drugie blogowe kolezanki i Jurku, dziekuje za wzruszajace spotkanie i ciekawe rozmowy. Minelo to zbyt szybko ale dobrze, ze bylo.
Jolinku, brakowalo Ciebie, mam nadzieje, ze czujesz sie juz lepiej.
Alicji z mezem zycze szczesliwego powrotu do domu.
Drogie oczywiscie
Mialam na mysli Andrzeja Szarmacha, dzieki za pzypomnienie 🙂
O, dzisiaj mamy bardzo poranną Alinę 🙂
Alino-właśnie wymyśliłam dzisiejszy obiad: piersi kurczaka smażone na oleju kokosowym,
a do nich ryż z rodzynkami.
Dla Alicji i Jerzora-dobrego powrotu do Kingston!
Jolinku-dobrze wiesz, że czujemy się nieswojo, kiedy nie znajdujemy na blogu Twoich
porannych wpisów. Czuj duch i bardzo proszę zdrowiej czym prędzej!
Jolinku – mam nadzieję, że nic poważnego. Rychłego powrotu do zdrowia życzę.
Rozmawiałam z Jolinkiem, dziś czuje się troszkę lepiej.
Wracam jeszcze na chwilę do naszej wycieczki nad helwecki wodospad i pobliskie okoliczności przyrody. Ciekawy kraj ta Szwajcaria, oczywiście nie będę się tu zbytnio wymądrzać, bo spędziliśmy tam jedynie cztery dni, a jakieś 28 lat temu też circa about podobnie(wtedy w części francuskojęzycznej). Porządni i poukładani bracia Helweci czerpią garściami z kultury i obyczajów wszystkich swoich wielkich sąsiadów, co sprawia że mają też ciekawą i bogatą kuchnię. Zaobserwowaliśmy na przykład, że podczas upałów na stolikach od Zurichu do Lucerny w porze aperitifu króluje Aperol Spritz albo koktajl Hugo(i tu kłaniają się włoskie obyczaje). Miła dziewczyna w plażowym bistro nauczyła nas sporządzać ten ostatni koktajl, jest smaczny i orzeźwiający zatem może ktoś będzie miał ochotę go wypróbować? Przed nami kolejna fala upałów, będzie jak znalazł 🙂 W internecie znalazłam taki przepis: http://www.malacukierenka.pl/letni-koktajl-hugo.html
W tym miejscu bardzo by się przydała Nemo, bo o Szwajcarii mogłaby zapewne napisać książkę 🙂
Koktajl Hugo wygląda na smaczny, jedyny kłopot z bąbelkami , bo uciekają, trzeba przygotowywać dla większej liczby osób.
Jolinku,
zdrowiej szybko .
Z tych pysznych dań, które wczoraj jadłyście zainteresowały mnie wątróbki drobiowe z wiśniami i likierem porzeczkowym. To ciekawa wersja, bo wątróbki z cebulką i jabłkami choć smaczne, trochę mi się już znudziły. Wiśnie w postaci mrożonej można kupić przez cały rok, a teraz są jeszcze świeże. Likieru porzeczkowego wprawdzie nie mam, ale można by użyć galaretki z czerwonej porzeczki/ też nie mam/ lub trochę nalewki z tych porzeczek/ dostałam kiedyś w prezencie/. Zrobię tak następnym razem. A dziś gotuję tradycyjne gołąbki z włoskiej kapusty. Wystarczy także na jutro, a część jak zwykle zamrożę.
Może napiszecie coś więcej na temat deseru śliwkowego, bo jestem wielka amatorką śliwek .
Krystyno, zamowilam to danie bo wlasnie zainteresowaly mnie dodatki w postaci wisni i porzeczki. Bardzo mi smakowalo i sprobuje odtworzyc . Golabki mniam mniam 🙂
Sliwki tez byly smaczne, porto dodalo smaku.
Krystyno, to były suszone śliwki, duszone podobno w Porto, a do tego gałka lodów waniliowych.
Małgosiu-nie frasuj się, parę osób skrzyknę i wpadniemy 😉 Bąbelki nie zdążą się ulotnić.
Krystyno-zauważyłam, że nastała też moda na wątróbki z musem(sosem) malinowym, poniżej wersja na sałacie i jeszcze posypana orzechami:
http://www.kuchniaplus.pl/przepisy/przepisy-kulinarne-kuchni-plus/salatka-z-watrobka-i-malinowym-dressingiem_9407.html
Danuśka 🙂
Przepis na sałatkę z wątróbką odnotowany. Świeże maliny jeszcze są do kupienia.
Z koktajlu Hugo najbardziej przypadł mi do gustu „chlust mineralnej wody”. Upałów jak na razie u nas nie ma, pocieszę się malinową herbatką.
Wątróbka kurza – to jest to. Na „teraz”. Poszkodowana w uzębieniu i z bolącą szczęką mogę jedynie jadać papkopodobne papu.
Echidno, niedługo przejdzie, ale współczuję …
Zatem dzisiejsze toasty przewidziane za słabujących-Echidnę i Jolinka.
Przygotuję na tę okazję jolinkową wiśniówkę 🙂
Małgosiu-Francuzi podają też na sałacie kurze żołądki, ale to danie jest w tamtejszych warunkach szybkie do przygotowania, bo sklepie kupuje się już ugotowane i nawet pokrojone rzeczone podroby. Potem tylko owe żołądki rzucamy na chwilę na patelnie i hop gorące układamy na liściach sałaty. W tym wypadku Alain polewa sosem musztardowym i na wydaniu posypuje jeszcze gorącymi grzankami pokrojonymi w kostkę. Bardzo lubimy to danie 🙂
W czasach minionych robiło się żołądki a la flaczki, nie było to złe danie.
Słusznie Małgosiu, te flaczki były świetne. Och, Pyra by nam w tym momencie przyklasnęła, bo przecież kochała wszystkie podroby i chętnie się nimi odżywiała pod nieobecność Młodszej 🙂
No właśnie, jutro początek roku szkolnego zatem Młodsza oraz Ryba mają zapewne pełne ręce roboty.
Za słabujących i za wędrowca na szlaku !
Rozmawiałam z Żabą-przerabia całymi kilogramami kabaczki oraz stale wita i żegna kolejnych gości. Prawie zapomniała, gdzie stoi komputer.
Powtórzę za Danuśką
Za słabujących i za wędrowca na szlaku !
Za słabujących! Szybkie powrotu do zdrowia 🙂
Zapowiedź nowej książki: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,16203,Piekno-bez-konserwantow
Jolinku – Ciebie na pewno zainteresuje ta książka, bo lubisz to co naturalne.
Szybkiego 🙂 (zgubiłam „go”)
Nowość dla wielbicieli Mikołajka 🙂 Mikołajek to mój ulubieniec.
http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,19102,Mikolajek-i-slodkie-przekaski
Kabaczki? Kabaczki i cukinie muszą poczekać. Zakład przetwórstwa rolno-spożywczego sie nie rozerwie i kolejność załadunku na taczkę być musi. Musi bo mus czekać nie może i jabłka zanim się człowiek obejrzy spadną albo robaki zjedzą. Jabłko w stanie dzikim, nie zaopiekowanym i nie pryskanym ze dwadzieścia pięć razy przez całe lato a nawet wiosny kawałek delikatne jest i delikatnością robaka kusi i nie tylko robaka. Tylko gdzie takie drzewka niczyje znaleźć coby o nich nikt nie wiedział i nie pryskał co popadnie. Ja znalazłem sad , którego właściciele mieszkają w Finladii i tajemniczym ogrodzie pewnie się nigdy nie dowiedzieli. A ja tak i miałem dzisiaj do przerobienia z piętnaście kilo jabłek trzech rodzajów . Jabłonie wsadzone ponad siedemdzisiąt lat temu , tuż po wojnie : szare renety , kronselki i antonówki.
Cukru dałem nie za dużo bo lubię jak szarlotka za słodka nie jest i prawdziwym jabłkiem czuć. Po dzisiejszym wieczorym przetważaniu półka w piwnicy przeznaczona na jabłka całkiem się zapełni. Ale co tam, jabłek w sadzie nikt nie zrywa i kolejne dwadzieścia litrowych słoików trzeba będzie kupić by znajomi z głodu nie zeszli i prawdziwą szarlotką z prawdziwych jabłek delektować w zimowe wieczory się mogli. Do widzenia bardzo.
Kupiłem gargantuicznego kalafiora. I tu zaskoknąłem Ewę. Zrobiłem połowę w cieście. Pierwszy raz w życiu! Ewa mnie lubi! Dołożyłem jeszcze mus z rzepy z sokiem z limonki.
Warto się starać… 🙂
Dobry wieczor !
W domu wreszcie, w domu, oczywiscie bez rowera, bo znowu gdzies utknal. Przez to (czekanie, skladanie zeznan itd) zrobilo sie dosyc pozno i nie wypadalo jechac po Prosiaczka. No nic, wytrzymam do jutra.
Nie chcialo nam sie nawet pojechac do sklepu alkoholowego – Jerzor z tego wszystkiego wyrazil chec upicia sie. Od samego rana w Warszawie cos mu sie nie udawalo, o czyms zapominal i to cud, ze w ogole dotarlismy do domu calo, chociaz bez tego nieszczesnego roweru (czy rowera, jak kto woli).
Juz dawno sie przekonalam, ze nie warto niczego robic szybko i pochopnie wyciagac wnioskow z roznych sytuacji. A Jerzor zachowuje sie czesto jak nadpobudliwe dziecko i wtedy wszystko sie sypie.
A propos – kolezanki warszawianki, Jerzor po naszym spotkaniu w wiadomej knajpie oswiadczyl, ze wszystkie kobiety go pokochaly, tylko ja go strofuje. Zgodzilam sie, ze i owszem, chwilowo mozna go lubic czy kochac, ale byc z nim 24/7 to inna sprawa i niech sie cieszy, ze czasami go strofuje, a poza tym jestem.
Nadal bezogonkowo, bo komputr glowny nie chce wspolpracowac, cholera.
Podobno byly tu jakies straszne burze, rzeczywiscie musialy byc, przed wyjazdem postawilam w pokoju na gorce duza miednice na wszelki wypadek w miejscu, gdzie dach mogl przeciekac. Micha byla prawie pelna.
Przemycilismy do Kanady konfitury od Zaby (nie wolno!), nikt nie zagladal nam w bagaze, gdzie i inne kontrabandy byly 😉
Dla Cichala i Nowego mam znaczki Zjazdowe.
A teraz padam na twarz po dlugim dniu i udaje sie w pielesze. Dobranoc!
dzień dobry …
dziękuję za dobre słowo .. dziś już mogę czytać bez bólu głowy .. trochę pechowo mnie dopada kiedy ma być ważne dla mnie spotkanie .. Małgosia zasugerowała, że to jakieś myślenie podświadome mnie stresuje .. no i brak magnezu ..
cieszę się, że spotkanie takie udane i Alicja z Jerzorem szczęśliwie w domu ..
Asiu zainteresuje … a Mikołajki mam chyba wszystkie to warto wzbogacić o nowe …
do poczytania .. dla relaksu lub nie ..
http://www.nowiny.pl/120338-pasjonat-czy-hochsztapler-podroznik-kazal-sie-wozic-samochodem-i-wybrzydzal.html
O, Jolinek powrócił do życia, a Alicja do domu. Dobre wiadomości z rana.
Jabłka w tajemniczym sadzie Misia to moje ulubione, a co raz trudniej dostępne.
Jolinku-ufff, najważniejsze, że już lepiej się czujesz.
Echidno-a jak tam u Ciebie, idzie w dobrym kierunku?
Alicjo-przekaż proszę Jerzorowi, że do grupy jego sympatyków należy też Osobisty Wędkarz oraz nadbużański Zdzicho 🙂 Chłopaki lubią Jerza za bezpośredniość oraz nieustającą pogodę ducha. Alain twierdzi, że są to cechy, których niestety często brak naszej nacji.
Marku-następny blogowy zjazd zrobimy chyba na Kurpiach, by ogołocić trochę Twoją spiżarnię 😉
Danuśka, Małgosiu wróciła ale bardzo powolna ….
Małgosiu u nas na osiedlu dojrzewają stare jabłonie .. u mnie na podwórku 4 ..
ten Jerzor to taki miły się wydaje dzięki Alicji … 🙂
Danuśka Szwajcaria bardzo ciekawa ale niestety droga … byłam 4 razy przez 4 dni i mogę napisać, że byłam …
może macie chęć pomocy …
http://rycerzeiksiezniczki.pl/kids/szymon/?lang=pl
Jolinku, ja mam przed domem śliwkę, była obwieszona owocami, te kilka, które wzięłam wszystkie były robaczywe. Mimo to ktoś je zebrał.
Małgosiu te jabłonie były zawsze obfite w owoce ale małe i robaczywe .. w tym roku dzięki ciepłemu latu owoce pięknie dojrzewają …
Miś i Żaba zmobilizowali mnie do zajęcia się moimi jabłkami. Na przedwiośniu antonówka została mocno przycięta , więc owoców jest sporo. A że na surowo te jabłka mi nie smakują, zamierzam je przerobić na masę z kawałkami owoców. Jabłonka nie była pryskana, więc jest trochę robaczywych jabłek. Poza tym w ogródku nie ma już żadnych owoców. Z resztki aronii zrobiłam trochę dżemu. W sumie więc nie przepracowałam się. Zamierzam jeszcze zdobyć owoce jarzębiny na jarzębiak i konfiturę, ale też w niewielkich ilościach.
Danuśka – mój azymut zbuntowany, nijak bez wsparcia nie działa. W ramach „odnowy biologicznej” idę robić ruskie. Pierogi.
Wiecej dobrych wiadomosci – rower sie znalazl, o czym lotnisko powiadomilo nas o nieistniejacej godzinie 7:30, nieistniejacej zwlaszcza dla odsypiajacych podroznikow.
Wlasnie poslaniec wniosl drogocenna rzecz…
Teraz tylko Mrusia i porzadek w domu bedzie przywrocony.
No i zla wiadomosc, komputer stacjonarny ani drgnie, wiec nadal jestem odcieta do ogonkow, poczty i paru innych rzeczy, wiekszosc jest skopiowana na dyski, wiec straty beda niewielkie, jesli w ogole, tylko drazni mnie to, ze nie moge usiasc do maszyny stacjonarnej juz, natychmiast.
Na ogrodku dojrzewaja pomidory i dwie papryki sa dojrzale, trawa prawie nie urosla, bo byla susza, ale wczoraj czy przedwczoraj byla potezna burza.
Czas sie rozpakowac i zabrac do jakiejs dzialalnosci – na obiad beda pierogi, ktore przed wyjazdem zakupilismy w Baltic Deli i na wszelki wypadek zamrozilismy. Jak znalazl!
A propos „flaczkow” z kurzych zoladkow, bardzo je lubilam i wolalam od tradycyjnych flakow. Podroby z tradycyjnego niedzielnego rosolu zawsze trafialy do mojego talerza, jakos nikt o nie sie nie bil, i dobrze 🙂
Też bym się z Tobą o podroby nie biła Alicjo. No, może wątróbka kurza bardzo drobno posiekana…
Pierogów narobiłam aż na dwa dni, to jak na mnie w obecnym stanie hmm… zdrowotnym, bardzo dużo.
Zasadziłam trzy tygodnie temu – w domu, na parapecie – nasturcje i malwy. Czy mieliście doświadczenie z sadzonkami malw? Jeśli tak, to jakie? Nasturcje dość duże już, malwy maciupeńkie kropeczki listków. Czy one tak mają?
Ubiegając pytanie: zasadziłam w domu, bo na dworze jeszcze zbyt zimno, a szklarni nie posiadamy (bo i po co?).
Echidna, moje malwy rosly jak szalone. Niektore mialy wysokosc do 3 metrow. Scielam je, bo zaczely sypac sie nasiona i caly ogrodek bym miala w malwach. Podobaja mi sie ale bez przesady, lubie tez inne kwiatki. Nasturcje wspiely sie na dzikie wino i kwitna. Mam kwitnace dzikie wino.
dzień dobry, witajcie Alicjowie!!!
Tutaj od kilku tygodni bezchmurnej pogody dzisiaj pada. Może natura w ten sposób chciała uczcić pierwszy dzień mojej emerytury. Chociaż nie pracowałem już od jakiegoś czasu, to jednak na liście płac istniałem, co było nawet przyjemne, nie powiem. Ale wszystko co dobre kończy się zawsze za wcześnie. Czuję się jakoś dziwnie dzisiaj. Jeszcze zupełnie się nie poddaję, będę się rozglądał za czymś sensownym. Zobaczymy.
Na dodatek przedwczoraj, późnym wieczorem wyjechał mój synek. Pewnie niemal wszyscy znają uczucie pustki w domu po wyjeździe bliskiej osoby. Ta cisza jest okropna, chociaż ja lubię ciszę!!!!
Ale nic. Czytam Wasze zjazdowe relacje ze spotkania w Spotkaniu. Jeszcze nie wiem kiedy pojadę do Polski i na jak długo. Trochę zaczynam się czuć jak Pepegor – po przejściu na emeryturę ma mniej czasu niż wtedy, gdy pracował 🙂
Jolinku – zdrowiej !!!!!!!
Jestem w domu, mam nalane wino i bardzo chcę powrócić do tytułu tego wpisu, jaki dała Pani Dorota – za tych, co na chmurce!!! Ciągle o nich myślę!
Nowy dasz radę … ja też …
wzruszające .. ale czemu tylko wtedy …
http://www.tvn24.pl/poznan,43/9-letnia-asia-organizuje-kiermasz-aby-pomoc-chorej-mamie,672858.html
Alan, opiekujacy sie kwiatkami podczas naszych nieobecnosci, zrobil nam niezly kawal, na ktory Jerzor dal sie nabrac, ale nie ze mna takie numery, Brunner!
Otoz nabyl plastikowe kolorowe kwiatki i udekorowal nimi nasza zielenine.
Hoya carnosa ma wpiete wielkie, czerwone makopodobne kwiaty, kaktus jakies niezapominajkowo podobne, a poza tym jedna z orchid „zakwitla” na rozowo, i to jak pieknie! Usmialam sie – napisalam Alanowi, ze tak jestesmy zadowoleni z jego opieki nad kwiatami, ze nastepnym razem juz nie bedziemy robic „castingu” i ma robote dozywotnio 😉
W tym roku kilka osob ofiarowalo sie podlewac, ale zwyciezyl Alan, ktory juz to kilka razy robil i z dobrym skutkiem.
Nowy, mile że mnie wspominasz.
Nigdy nie mogłem się pogodzić z tym, że musiałem się przenieść w tzw stan poczynku. Moją pracę jako ochraniacz zabytków mógłbym z powodzeniem (pewno większym niż po tym co nastąpiło po mnie) dalej do dziś prowadzić. Ale cóż, jest czas dla młodszych i to też prawda. Miotam się z tym do dziś i nie mam nadal sensownego pomysłu na „co dalej”. Zwłaszcza, że emerytury nasze nie są z tych zbyt obfitych, więc na czysty altruism mnie nie stać. Nie stać zwłaszcza, kiedy siły jeszcze są, a ma się też jeszcze zobowiązania. Imam się więc tego, czy owego. Nie jest to już nic wyszukanego, nic na moją może miarę(?), starczy mi już, że wiem co mam jutro do roboty, że muszę rano wstać. Tak jakoś zawsze działałem najlepiej. Nawet piesek był o tyle dobry, że musiałem rano wcześniej wstać, a wieczorem jeszcze raz ruszyć d…
Skończę, ale nawiążę, bo jutro rano muszę wstać.
Ściskam i życzę dobrej nocy.
Nowy – https://www.youtube.com/watch?v=reQrgyRHUtM 🙂
Panowie – jeszcze macie dużo czasu do:
https://www.youtube.com/watch?v=IRcCN8r4smc
” Gdy będę starszym panem
Jaromir Nohavica, tłum. Renata Putzlacher
Gdy będę starszym panem
siądę pośród starych ksiąg
obok młodego wina dzban
gdy będę starszym panem
będę wreszcie wiedział co
i kogo kochać mam
pergamin kupię oraz pędzel i tusz
jak chiński mędrzec zacznę medytować bo
stary będę już
Gdy będę starszym panem
znajdę sobie stary dom
w którym nie zmoknę
gdy będę starszym panem
to w kawiarni Avion kąt
mieć będę pod oknem
pergamin przyda mi się pędzel i tusz
bo będę bacznie obserwować ludzi kiedy
stary będę już
Gdy będę starszym panem
będę miał garnitur i
krawat wełniany
gdy będę starszym panem
będę zamiast wody pił
wino małymi łykami
rozłożę wokół cały zbędny kram
i będę milczał jak ci którzy wiedzą, będę sam
starszy pan”
🙂
Asiu, posłuchałam Nohavicy i przypomniał mi się Jozin z Bazin 🙂
Jozin z Bazin 😀 https://www.youtube.com/watch?v=Ea_yUl6Wit4
Czuję sentyment do czeskich filmów i seriali.
Małgosiu – pamiętasz ten?: https://www.youtube.com/watch?v=y74GenqdP5U
Asiu 😀
Kolejny raz pognało chłopa do lasu, znaczy sie do sadu, który jeszcze trochę a innymi drzewami zarośnie. Po co chłopu kolejne dziesięć litrów jabłek w słoikach? No po co?
Jak trzeba na kogoś winę zrzucić to ja zrzucę na Niemca. Ostatnio kazali zapasy robić to zrobiłem. Wody nie muszę gromadzić bo studnię mam i codzień korzystam. Teraz trzeba bedzie jechać do hurtowni i mąki czterdzieści kilo na zimę kupić i cukru ze dwadzięścia coby w ciężkich czasach starczyło. Poczekam jeszcze trochę i kupię fasoli tegorocznej worek, grochu parę kilo i kryzys ani przemarsz wojsk mi nie będzie straszny.
O pomidorach bym zapomniał. Wszystko przez to, że w piwnicy parę słoików stoi z zeszłego roku, ale do następnego lata przecieru nie starczy. Najgorsze , że słoiki litrowe się skończyły. Może w ogrodniczym mają. Jutro sprawdzę a jak bedą to kupię. Idę spać. mam nadzieję , że nie będzie mi się śniło, że o czymś zapomniałem albo ukradli mi wielką walizkę przetworów co to je miałem we śnie zawieżć do Francji.
A panią Fuchsovą, którą podrywali obaj panowie widziałam niedawno w filmie „Stara miłość nie rdzewieje” http://www.filmweb.pl/film/Stara+mi%C5%82o%C5%9B%C4%87+nie+rdzewieje-2012-644679/descs
Długo zastanawiałam się, skąd znam tę aktorkę.
Dobranoc, niech wszystkim się przyśnią uginające się, kolorowe półki w Markowej spiżarni 🙂
W razie nadmiaru dobr w spizarni Marek zawsze moze pojsc na jarmarek i je uplynnic za oplata 🙂
http://www.vogue.com/13471184/wroclaw-poland-travel-guide-under-the-radar/?mbid=social_twitter
Zżarło mi wpis, szkoda!!!
Jolinku – muszę dać radę, nie mam wyjścia!
Asia 🙂
Pepegor – tez imam się każdego nieźle płatnego zajęcia. Nie mam zamoaru się poddać, są pewne pomysły. Pożyjemy, zobaczymy!!!!!
Dobranoc 🙂
Pani Doroto, dziękuję za informacje!! Muszę to mieć!!
Niedawno wkleiłem link o festiwalu żydowskim. Gdybym tylko mógł, poszedłbym tam w sobotę.
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2016/09/01/juz-jest/?nocheck=1
dzień dobry ….
cieszy, że panowie dzielnie dają radę … 🙂 …
Doroto gratulacje dla klanu rodzinnego … 🙂
a ja nic nie robię bo nic mi się nie chce .. jeszcze mnie dobija to co się dzieje .. najgorsze cechy ludzi dominują teraz i głośno krzyczą … tyle naszej pracy idzie na marne … gorsze, że i Świat zwariował .. miałam marzenie by pojechać do Paryż na kawę lub gdzieś w ciepłe kraje ale teraz bym chyba nie miała z tego przyjemności jakiej oczekiwałam .. czarno to widzę wszystko ..
trzeba zobaczyć …
https://www.youtube.com/watch?v=7gdrB28IgNA
akcja dla ..
https://www.youtube.com/watch?v=xwR4R9sCM_k&feature=youtu.be&t=8
Mango w ilości sztuk dwóch kupiłem parę dni temu. Chutneya mi się zachciało . Kiedyś robiłem i podawałem jako surówkę do kartoflaka. Takie proste chłopskie jedzenie z dorzecza Wisły 🙂
Przepisu nie pamiętałem, bo ktoby zapisywał w zeszycie… Dzisiejszego zrobiłem z tego co pod ręką czyli:
dwóch mango, czterech cebul , dwóch papryk czerwonych i jednej żółtej, słoika zeszłorocznej moreli w postaci przecieru, kilku małych jabłek, dwóch gruszek, średniej cukinii prosto z beczki za garażem, malutkiej dyni co się sama wysiała , opakowania rodzynek sułtanek, kilku gałązek mięty , czterech ząbków czosnku, odrobiny curry, cynamonu, i kminu rzymskiego, szklanki cukru i kilku maleńkich papryczek podobno najostrzejszych na świecie. Na koniec dodałem pół słoika konfitury greckiej wiadomego pochodzenia. Stało wszystko na małym ogniu ze dwie godziny. Teraz wekuje się w słoikach w dużym garnku. Dobre wyszło nie ma to tamto.
W międzyczasie zrobiłem dziesięć słoików konfitury z winogron bezpestowych i gruszki z dodatkiem laski wanilii. Prosta robota bo gruszkę obiera się w trynymiga a przekrojenie winogron na pół to bezpestka.
Misiuuuu 🙂 zazdroszczę. Pokaż nam zdjęcie swojej spiżarni.
Pewnie wygląda podobnie: https://www.flickr.com/photos/22225882@N06/5154585168/
Misia chyba pogięło, a poza tym pozdrawiam BB ( to z Brzucha )
Pogieło, pogieło…
W nocy pracuję to godzinkę popołudniową porą po wytężonej pracy pospać muszę. A jak się człowiek obudzi to głodny się robi, tym bardziej , że zapach w całym domu taki, że wytrzymać trudno. Dziś wystarczyła mała kanapeczka z pasztetem . Knapaczeka zwykła a poczułem się jak w niebie. Chutneya zostało pół słoiczka po musztardzie i ja go jeszcze ciepły, bo z gorącego garnka, cyk łyżeczką do tego paszteciku. Co ja będę wam opowiadał. Rajski ogród zamknięty na kanapeczce.
mala? chyba z Ikei 🙂 , szybko, bo się rozpadnie, a raj to zamknęła Ewka, będzie już chwilka,
czuj duch
o Sławek się obudził … a Marek jak zwykle przesadza …
Może się uda przesłać zdjęcia:
https://photos.google.com/album/AF1QipP8fQvmXRhra4m9REk28uDP76sUi4r-BT3bUeju/photo/AF1QipODiMY4E1d4loi4oNhFkpt5uV42ij6XXhDXC0R1
dans le cul la balayette to a propos zdjęć 🙂
Dzien dobry 🙂
Kot w dom – myszy zwialy. Kocisko nie moglo sie od nas odkleic, nareszcie wrocila na swoje tereny i jest jedyna krolowa, a jakze.
Komputer nadal kaput i chyba trzeba nowy. Nic nie trwa wiecznie, psiakosc…
Misiu,
czy mozesz uzyczyc mi troche Twojej energii?
Jolinku,
nie przejmuj sie tak bardzo tym, co sie dzieje, bo to nic nie zmieni, a Ty sobie stargasz nerwy niepotrzebnie. Przyjmij stoicka postawe, bo co ma byc, to bedzie.
Ciekawe może teraz się uda:
https://get.google.com/albumarchive/117058604526315789327/album/AF1QipP8fQvmXRhra4m9REk28uDP76sUi4r-BT3bUeju/AF1QipODiMY4E1d4loi4oNhFkpt5uV42ij6XXhDXC0R1
Alicjo
Przesyłam energię po druciku w twoją stronę.
Od tygodnia rozstałem się z telewizja, odłączyłem drucik, wyjąłem kartę, rozwiązałem umowę. Koniec. Szkoda moich oczu i nerwów. Mam co robić. Codziennie uczę się czegoś nowego. Róbmy swoje!!!
https://www.youtube.com/watch?v=2WrL1l_gABI
Misiu, teraz zapasy na parę lat ! „Zazdraszczam” 😀
Nie odłączyłam, ale nie oglądam.
Jolinku
„Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze piękne dni, marzenia plany
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra a oliwa sprawiedliwa”
Tak trzymać i mieć nadzieję!
Na obiad pyszna pieczona dorada, z ziemiankami i sałatką z przekiszonych ogórków małosolnych. I kieliszkiem dobrego białego wina 🙂
Misiu,
dzieki za energie, ja zwykle dwa dni po podrozy jestem taka klapnieta, ale wsparcie sie przyda 🙂
Robmy swoje!
U nas sezon na lokalna, tania papryke, wiec bede obmyslac, co by tu zawekowac, jakis ajwar czy cos.
Moje malosolne tez sie zrobily duzosolne, staly w lodowce i sobie „doszly”.
Kot wyleguje sie na parapecie – zivot je cudo, mimo wszystko 🙂
Jolinku,
https://www.youtube.com/watch?v=xKAJcRzHyps
🙂 🙂 🙂
Małgosiu
Zapasy na parę lat? Toż to dopiero początek wczesnej jesieni albo końcówka lata. U mnie zapasy szybko wychodzą. A ludzkość bywa bardzo zadowolona gdy może spróbować czegoś innego. Co prawda, pierogi u mnie ostatnio leżą odłogiem i ciągle brakuje mi czasu by setkę zrobić.
Przed chwilą przetworzyłem trzy kilogramy dojrzałych brzoskwiń. osiem słoików już się wekuje 🙂
U mnie dzisiaj ryz z warzywami (papryka, por) z ryzanego gara, a na to kurczak w ostrym sosie indyjskim „Madras”.
Na sniadanie w poludnie zjadlam kawalek bialego sera – nie jest to ser Eski, ale jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi, co sie ma.
Jerzor zezarl konfitury morelowe od Zaby, dobrze, ze wczesniej zdazylam troszke sprobowac. Nie ma tez sladu po czekoladkach od Aliny, pyszne byly. A mielismy po powrocie isc na odwyk od jedzenia i picia! Po co ja w ogole dzisiaj obiad gotuje? 🙄
Marek, litosci!!! Opanuj sie!
Małgosiu, Alicjo .. za Stanisławę … 🙂
🙂
Tak się Tobie,gotujący Blogu od jakiegoś czasu przyglądam i widzę że jakoś trudno Ci pozbierac po tych wszystkich smutnych wydarzeniach ostatnich miesięcy.Widzę że przydałaby tu się jakaś gimnastyka,jakiś językowy fitness,przecież kuchnia nie jest takim miejscem gdzie siedzi sie na tyłku i spogląda w przeszłość, jaka by ona nie była piękna,tu trzeba ciągle w garach mieszać,sypać pieprzem,siekać,mielić,czasami przysolić,nożem pogrozić inaczej będzie tu nuda i ledwo ciepłe hotdogi w glutowato ciągnącej się bułce.Weźcie się ogarnijcie,wszak już kiedyś ktoś powiedział(mozna pewnie posłuchać na jutubie)że trzeba gotować ciągle nowe, a nie w uwiędły bobkowy listek stroić głowę,jakoś tak, pewnie zaraz znajdzie się taki co poprawi.Ja Cie Blogu znam,weź się za tych swoich gości bo jakoś tu pierniczeją,smuty jakieś coraz częściej uzewnętrzniają,rozłażą się po kątach,że niby to kartofle trzeba wyluzować,kaczkę obrać,ptysie narysować,tylko kto to zje?!Malo tu apetytu ostatnio.Dlatego też jak ten filmowy superbohater,który zawsze wiedział co,kiedy i komu zjawiam się JA,blogowy samozwańczy rehabilitant postanawiam trochę Was blogowi goście rozruszać,pogimnastykować,zadaniami specjalnymi zmusić do aktywności! Czy będziecie chcieli,czy nie,Wasza sprawa,ja daję tu trochę swojej diabolicznej enerrrrrgiiii.Dzisiaj coś wrzucę,bo jutro mnie nie będzie jako że ja również artysta malarz i jadę jutro na plener.Kto ciekawy to powiem,że jestem obecnie(jak to bywał Pan Picasso) w okresie twórczości który nazwałbym wenge.
Może tak dla wprawki napiszecie co byście ugotowali gdybyście byli na bezludnej wyspie,której cały anturaż to dyskont Biedronka,a Wy bez zapałek,noża,za to ze smartfonem,czepkiem kąpielowym i ołówkiem 9H.
Każda odpowiedź będzie nagrodzona moimi radosnymi wymachami uszu,oczu i strzałem z palcy.
Darz klawiaturo!!
Gdyby tu jeszcze pisały takie niewidziane dawno typy jak…nie będę wymieniał bo się kto obrazi…mogłoby być zabawnie.
Postarajcie się więc,proszę bardzo,tylko tak dłużej poproszę niż,z całą atencją i sympatią, Pani z MPPP potrafi,czyli więcej niż trzy supercelne i słuszne słowa.
No to do za 24 godziny!
Sąsiad zjadł pół słoika chutneya i tylko stanowcza interwencja sąsiadki pozwoliła przetwać pozostałości do następnego razu. Niestety sąsiadka zjadła cały słoik konfitury winogronowo-gruszkowej zapominając o reprymendzie wobec poczynań sąsiada 🙂 Coś mi sie wydaje, że będę musiał zrobić powtórkę z rozrywki. jutro przyjeżdża z Warszawy córka sąsiadki. Do serka waniliowego nie ma nic lepszego niz moja konfitura. Zjada się samo i nigdy dość.
Jerzorowi się nie dziwię bo morela to jeden z najlepszych owoców jakie znam. Szkoda tylko, że sezon na morele taki krótki.
W tym roku nie widziałam moreli poniżej 14 zł za kilogram. Przetworów z nich więc nie robiłam 🙁
Za tych, co na chmurce!
U nas akuratna pora na toasty 🙂
Wspominamy II Zjazd, na Kurpiach – jak zwykle sporo jezdzilismy, a w samochodzie radio, z przyjemnoscia sluchalismy i zawsze sluchamy, nawet tutaj Zlote Przeboje. Naonczas przebojem byla ta piosenka i zawsze bedzie mi sie kojarzyc z ta podroza:
https://www.youtube.com/watch?v=gOaMva1OpWk
W tym roku po uszach nam dawala ta piosenka:
https://www.youtube.com/watch?v=4emC0VDQGz8
Po jakims czasie denerwowala nas, bo ilez mozna sluchac,…
Dzisiaj znalazlam to na youtubie i spodobala mi sie 🙂
Ale Summer Wine to je to!
Miś Kurpiowski
2 września o godz. 18:34
Nie mam też tv, radia, bo najbardziej pewne media to, gaz, prąd, woda i śmieci. Auta się pozbyłem, rower wystarcza w razie co, taxi. Witaj w staruszkowie
http://www.dailymotion.com/video/x27ji1_kabaret-tey-aria-z-kaszlem_shortfilms
dzień dobry …
może ktoś świętuje ale Alicji serwer jest niedostępny … dzień miły się jednak zapowiada …
dziś zrobię sałatkę z wątróbką i wiśniami .. ale wiśnie będą marynowane tak jak śliwki wg Żaby ..
Marek szaleje z przetworami a potem narzeka, ze kasy ma mało … no ale trzeba mieć jakieś radości w życiu .. a przetwory z ikonami bardzo się komponują … 😉
apel smoleński podczas uroczystości w obozie koncentracyjnym w Stutthofie … straszne i okrutne … 🙁
Irku znasz ten miód? ….
http://www.ulikroztocze.pl/miod_fasolowy.php
Jolinku, oczywiście. Ilekroć jestem na Roztoczu kupuję go zawsze. W swojej ofercie mają też / ale rzadko / gorczycowy. Właśnie w przyszłym tygodniu mam zamiar objechać kulinarnie Roztocze. Wpaść na pstrągi do Bondyrza, zakupić miody i trochę ” Wilgoci wąwozu” z Guciowa 🙂
Jolinku,
jeden z naszych wujków, o którym tu nieraz wspominałam, kapitan Głowacki, był więźniem w Stutthofie. Zmarł wiele lat temu, w wieku 85 lat. Myślę, że się w grobie przewraca.
Inny wujek, który zmarł w 2014, przeżywszy 100 lat, żołnierz NSZ, więzień w PRL. Jego żona, zmarła rok temu, była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim. Nigdy nie zagłosowali na PiS. Obca by im była „dobra zmiana”.
Myślę, że Macierewicz zbliża się do granicy, za którą będzie już tylko niechęć do ofiar katastrofy smoleńskiej.
Jagodo ja nie jestem z tego pokolenia ale serce me krwawi .. tej podłości nigdy im nie wybaczę …
Irku co to jest „Wilgoć wąwozu” z Guciowa? … wódeczka?
dobroć jest w nas …
http://www.tvn24.pl/setki-osob-pojawily-sie-na-kiermaszu-aby-wesprzec-asie-i-jej-mame,673334,s.html
Mnie najbardziej boli, Jolinku, to, że zatrują na całe lata życie młodych. My, płacąc bólem serca, zszarpanymi nerwami, jakoś sobie poradzimy. Sporo przeżyliśmy, dużo widzieliśmy, mamy niezłe doświadczenie życiowe. Ale jak będzie wyglądało życie naszych wnuków? Bo to nie szybko się skończy.
Jolinku
Jabłka są za darmo, inne owoce dwa razy tańsze niż w Warszawie.
Pomidorów nie kupuję od półtora miesiąca bo mam własne prosto z krzaczka, kurżetki tak obrodziły , że starczyłoby dla paru rodzin, wiśni nie byłem w stanie przerobić. Jagody dostałem . Nigdy nie kupuję niczego przetwożonego w słoikach ani mrożonego. Po knajpach nie chodzę. Papierosów nie palę, rocznie wypijam kilka butelek wina . Poza tym posiadam dom, który remontuję na miarę moich możliwości, a nie są to małe kwoty jak na rencistę który ma 976 złtych na rękę.
Nohawicą nie jestem, ale starszym panem tak i to od dawna! Nie mam też garnituru i wełnianych krawatów, tylko tiszerty i krótkie portki. Zgodnie z zasadami emeryta (vide Pepegor) nie mam też czasu. Dlatego dopiero dzisiaj dowiedziałem sie o powrocie Alicji i Jerzora. Witajcie! A kiedy zawitacie? Byle nie między 10 i 19 września, bo byłby tłok. Mamy gości z Kraju.
U nas jabłka po 8zł/kg, najtańsze. Żyjemy na brzoskwiniach po tej samej cenie i dwa razy
droższych borówkach (po krakowsku) Na śniadanie z innymi owocami i jogurtem a na desery z lodami jeżynowymi lub w czarnej czekoladzie ukręcanej tymi ręcamy! Do toastów Bourbon Honey z Kentucky. Na zdrowie! 🙂
podobno małej Asi z Poznania udało się zebrać około 100 tysięcy zł .. liczenie trwa … 🙂
Marek czyli gospodarny jesteś … 🙂
Cieszę się z sukcesu poznańskiej Asi. Dobrze jest mieć taką przedsiębiorcza córkę.
A propos Poznania, gdzie zniknęłaś Pyro Młodsza, czekamy, czekamy …. Na Rybę też oczywiście!
Co tam u ciebie Jagodo?
Toast kalifornijskim merlotem. Wasze Zdrowie!
Małgosiu niby wszystko ok .. badania ok … ale osowiała jestem jeszcze .. ale idzie ku dobremu …
Ania podobno ma uszkodzony komputer a Lena chyba się leni …
się dzieje na naszych oczach …
http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,trzykrotnie-przycial-wozek-z-dzieckiem-muzulmanskiej-parze,210674.html
Też jestem ciekawa co to jest „wilgoć wąwozu”? Jolinek chyba ma rację, że to jakieś procenty bo podają je tylko dorosłym. 🙂
Dzisiaj udało mi się przetworzyć trzy wielkie cukinie otrzymane w darze od wujka. Jutro leczo wyląduje w słoikach. Marek inspiruje 🙂
Upiekłam też owsiane ciastka z czekoladą wg tego przepisu: http://whiteplate.com/2016/08/owsiane-ciasteczka-z-czekolada-i-suszonymi-morelami/ Bez moreli. Łatwy przepis, a ciastka smaczne. Mam mały malakser, więc masę wyrobiłam ręcznie. Najwięcej czasu zajęło mi siekanie czekolady 🙂 Z pieczeniem (3 blaszki) ok. 45 min. pracy.
Jolinku,
nie wyciagaj pochopnych wnioskow, podobno jest niemozliwe, zeby w krotkim czasie zrobic trzy przytrzasniecia (ktos, kto sie chyba na rzeczy zna, wytlumaczyl to w komentarzu).
Cichalu,
kiedys sie pewnie zjawimy, ale najpierw musimy troche pomieszkac 🙂
Serwer niedostepny i nadal pisze na bezogonkowym maluchu, Jerz doszedl do wniosku, ze trzeba kupic nowy komputer. Gdyby dysk poszedl, to nie ma sprawy, bo wszystko jest skopiowane, ale to raczej inna rzecz niz dysk.
Wszystkiego dobrego Pani Doroto !!
MisKu 🙁 zrobilismy w tym roku zupelnie odwrotnie 🙄
nie wiem tylko komu na zlosc 😛
tak, zrezygnowalem w miejscu gdzie czesto przebywam z tutejszego internetu na rzecz telewizorni 🙄
pare dziesiatkow lat ( Cichalek moze to poswiadczyc ) nie mialem i obywalem sie bez tego pudelka, ale w tym roku byloby to ogromnym nietaktem nie podziwiac dwoch pieknych planetarnych spektaklow sportowych.
to tak, jakbym nie docenial wysilku setek mlodych ludzi ktorzy wyciskaja ostatnie poty, by znalezc sie w scislej planetarnej czolowce.
MisKu, czy mieszkasz jeszcze w tym samym miejscu co dwa albo trzy lata temu? kiedy to ja tam bylem a ciebie nie bylo? 🙄
co zac dotyczy wnuczat 🙂 to jestem zupelnie spokojny o ich przyszlosc i jestem swiecie przekonyny, ze zyja w najlepszych z dotychczasowych czasow. chociazby dlatego, ze nie maja wojennych obciazen po rodzicach.
i jezeli zamienia sluchanie gledzenia starych babek i starych ciotek na wlasne kreatywne myslenie, to beda mialy z czasem znacznie wiecej samozadowolenia.
a poza tym, to wnuczeta maja jeszcze troche czasu by dojrzec, zrozumiec i przyzwyczaic sie do tego, ze spoleczenstwo caly czas sie zmienia i nigdy juz nie bedzie tak, jak zycza sobie stare ciotki. i cale szczescie 🙂 no bo niby dlaczego by tak byc mialo :loll:
wasze zdrowie wnuczeta –> przyszlosci narodu !!!
beck’sem, o odpowiedniej temperaturze 🙄 w pokojowym otoczeniu
Małgosiu,
napisałam i to całkiem dużo. Szaman wskoczył na klawiaturę i wszystko wykasował.
Napiszę jutro, ale najpierw wyrzucę bestię do ogrodu. Teraz rozciągnął się jak długi na biurku i mruczy, jak po dobrze wykonanej pracy 😉
Czy widzieliście to:
http://poznan.wyborcza.pl/poznan/1,36037,20638571,tlumy-na-kiermaszu-malej-asi-dziekuje-ze-przyszliscie.html
Niesamowite dziecko!
Tak, Jagodo, widzieliśmy, świetna dziewczynka.
Eee, widać jesteście już prywatnym gronem do którego dostęp jest dość znacznie utrudniony.Przez 24 godziny nie zostałem wpuszczony na blog,nikogo nie obraziłem,nawet nowej władzy.
Pewnie wypadnie poczekać do poniedziałku.
Pisałem w piątek późnym wieczorem.
Póki co,gimnastykujcie się więc sami.
Nie malowałem,był piękny zachód słońca ale jelenie z lasu nie wyszły.
Smutno.
Wspaniała dziewczynka, ale czy zawsze muszą się znaleźć tacy okropni ludzie: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114871,20638423,mama-asi-jest-ciezko-chora-by-jej-pomoc-8-latka-zorganizowala.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta
Rozumiem, takie jest prawo, ale skąd zwykły człowiek, a zwłaszcza dziecko, ma o tym wiedzieć. Przecież ta osoba pisząca anonimowy donos mogła poinformować o takim wymogu zainteresowane osoby. Dobrze, że urzędnicy wykazali się empatią i kiermasz mógł się odbyć.
Trochę radości: http://www.national-geographic.pl/traveler/zwierzaki
Dzień dobry,
Mnie też boli przyszłość, nawet nie wnuków, ale syna, niedługo kończy 16 lat, przykład bardzo młodego człowieka, którym tak łatwo manipulować. Podatny na to co usłyszy w szkole, głównie od kolegów, często negujący to co słyszy od najbliższych w domu.
Już tutaj chyba kiedyś nadmieniałem – przeraża mnie wciąż ogromne poparcie dla rządzących, dla mnie dokładny obraz świadomości społeczeństwa, tej części najłatwiejszej do manipulacji, niemającej swojego własnego zdania. Przeraża przyzwolenie na przemoc, pokazy siły, rasizm w najgorszym wydaniu.
Nie zgodzę się też z tym co pisze Jagoda, że swoje już przeżyłem, więc jakoś dotrwam. Nie mogę czytać i patrzeć na coś, co zdobyte z takim trudem jest niszczone. Ostatnie 25 lat, chociaż nie idealne, ale były dla mnie spełnieniem nawet nie marzeń, bo to kiedyś zdawało się być tak niemożliwe, że marzenia tam nie sięgały, ale właśnie spełnieniem czegoś, o czym nawet się nie marzyło.
Wpis Jagody z 12:21 kazał mi sięgnąć po własne rodzinne wspomnienia i pamiątki. Mam tutaj kopię listu (oryginał mam w Polsce) mojego ojca z więzienia z 1949 roku. List napisany jest tzw. ołówkiem kopiowym, jeśli jeszcze ktoś pamięta co to takiego, z pieczątką więziennej cenzury. List wzruszający – pisany niedługo przed moim przyjściem na świat. Ojciec oczywiście nic nie wiedział, czy ja już się urodziłem, czy nie, chłopiec czy dziewczynka, tego im nie mówiono.
Prosi też Mamę o paczkę – pudełeczko smalcu, boczek lub kawałek kiełbasy, cebulę, cukier i papierosy, dwie koperty ze znaczkami. To wszystko co mógł dostać.
Mama list otrzymała po trzech tygodniach od napisania (mama zawsze skrzętnie notowała wszystkie daty), po dwóch tygodniach od otrzymania ja pojawiłem się na tym świecie.
Adres zwrotny listu – Lublin, ulica Zamkowa 9…..
Przy okazji znalazłem oryginał zaświadczenia akuszerki o moim przyjściu na świat, na oberwanym skrawku pożółkłego papieru. Nie do wiary, że takie zaświadczenie było ważne 🙂
Dobranoc 🙂
Znowu was zanudzam szczegółami ze swojego prywatnego życia.
Lektura (dla mnie) obowiązkowa!
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,20630264,milosne-trio-z-pozegnania-z-afryka-romans-jest-dla-przetrwania.html#TRwknd
🙂
dzień dobry …
zaczytałam się w linku od Nowego .. wiele historii znanych i nie …
16 lat to trudny wiek nawet bez tego co dzieje się teraz … Amelka ma 10 lat i w Urlach słuchałam jak rozmawia z koleżankami (równolatkami) o szkole czyli czy będzie gimnazjum czy nie .. zaskoczyła mnie ich wiedza na ten temat .. dzieci chłoną wszystko co się dzieje a my nie mamy takiego dużego wpływu na to .. ale możemy się starać ..
też do poczytania …
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,132749,20636454,prof-andrzej-zoll-nie-swieci-wyroki-lepia.html
Dzień dobry 🙂
wilgoć wąwozu czyli lokalny bimber
Nowy, oczywiście, że boli mnie serce, bo dorobek mojego życia jest opluwany i niszczony. Oczywiści, że jestem zła i smutna, że zatruwane są lata, które zostały mi do przeżycia. Ale uważam, że młodzi są bardziej bezbronni. Brak im doświadczenia i wiedzy, którą my mamy. Zmuszeni są do układania się z rzeczywistością z powodu braku niezależności materialnej. Dlatego im bardziej współczuję.
Jesteśmy w trakcie remontu, który rozrasta się i pączkuje. Jakby jakieś licho dosypywało do niego drożdży. Miał być mały remont. Tymczasem ogromnieje i końca nie widać. Pan majster, sympatyczny i kompetentny, wpadł w kłopoty finansowe i pojechał wczoraj do Niemiec Zostawił nas na tydzień – niby, bo trudno porównywać zarobki tu i tam.
Lubię go i rozumiem, ale z drugiej strony tracę cierpliwość do remontu. Wczoraj Jagodowy malował taras. Po świeżej farbie przespacerował się ciekawski Sokrates, stawiając potem pieczątki na nowych kaflach na schodach. Na wszelki wypadek nie wpuściłam go do domu na noc, żeby nie przeprowadził inspekcji nowo powleczonej bielizny pościelowej.
Ale swoje zrobił Szaman nadzorując i kasując mój wpis 😉
Perfidia ludzka nie zna granic – to względem dziewczynki jaka zorganizowała kiermasz na rzecz chorej mamy i „uczciwych”. Pociesza fakt odzewu innych, niosących pomoc. Koszmar co to się wyrabia.
Nowy – nie zanudzasz, każdy ma jakąś historię do opowiedzenia. A tak trudno jest ocalić od zapomnienia. Dlatego chylę czoła przed pisarzami, którzy pracowicie gromadzą materiały by przybliżyć i jednocześnie zachować historię tych znanych i zapomnianych jak i nieznanych. To nie tylko historie czyjegoś życia, to realia w jakich ich życiorysy były osadzone. Miejsca niejednokrotnie już nieistniejące, ludzie jakich spotkali, przeplatające się losy w różnych okolicznościach.
W lipcu byliśmy w Sankt-Petersburgu. Wszystkim wybierającym się do Rosji doradzam załatwianie wizy przez wyspecjalizowane biura. To jest prawdziwy bieg z przeszkodami. Biura mają swoje wydeptane szlaki. I pewnie zaprzyjaźnionych kooperantów. Dla amatora jest to wyzwanie ekstremalne. Przynajmniej dla mnie takie było, choć zwykle robię sama za biuro podróży, podczas rodzinnych wypraw. Powtórka ze starej komuny. Jeżeli chodzi o komunę, to przechowała się tu i ówdzie w mieście nowoczesnym, świetnie skomunikowanym. Na przykład pod postacią krzeseł i stolików w kawiarnianym ogródku, przywiązanych do gruntu stalowymi linkami. Pod postacią pana przysiadającego się do nas, w tymże ogródku, i wypytującego co myślimy o Putinie. W postaci zaułków rodem z najbardziej zaniedbanych pegieerów. W zachowaniach niektórych ludzi. Wcale nie złośliwych, tylko wdrukowanych lub odziedziczonych. Generalnie ludzie są mili i życzliwi.
Samo miasto imponujące, odrestaurowane na bogato. Nam najbardziej podobało się oglądane z wody, podczas przejażdżki po kanałach i rzekach. Miło było widzieć most pana Eiffla, który dotychczas kojarzył się głównie z wieżą.
Pod względem kulinarnym, smaczne. Naprawdę znakomite jedzenie podawane w restauracjach. Wysokiej jakości produkty kupowane w sklepach. Tyle, że porcje w restauracjach zdecydowanie małe. Nam to nie przeszkadzało. Dla młodzieży, która z nami podróżowała, obiad, (zupa, drugie danie, kompot), pełnił rolę przystawki. Wreszcie mogłam się napić oryginalnego kwasu chlebowego.
Na pierwszy rzut oka Rosja może się wydawać tania. Za złotówkę dostawaliśmy 16 rubli. Tyle, że ceny żywności średnio dwa razy wyższe niż w Polsce. Dla przykładu. Przed wylotem płaciliśmy za czereśnie 10 złotych a w P. ponad 20.
W nocy nie kursuje praktycznie żadna komunikacja miejska, co bardzo nas zmartwiło, bo skoroświtem musieliśmy się zjawić na lotnisku. Na szczęście okazało się, że taksówkę zamawia hotel, płacimy w hotelu a cena, w porównaniu do polskich taryf nocnych jest po prostu śmiesznie niska. Pan taksówkarz, młody muzułmanin, ojciec sześciu synów i sześciu córek, niezwykle miły.
Usiłowaliśmy wysłać pocztówki z pozdrowieniami. Ciągle jeszcze to robię. I tu kolejny tor z przeszkodami. Znaczki można kupić tylko na poczcie. Zdarza się w różnych krajach. Załatwił to zbiorowo kolega. My zostaliśmy nieco dłużej i trzeba je było wysłać samodzielnie. Okazało się, że nie ma czegoś takiego, jak skrzynka pocztowa na ulicy. Musielibyśmy jechać autobusem na pocztę, żeby wysłać kartki. Poddałam się. Kartki, ze znaczkami, przekazałam osobiście do rąk własnych adresatów.
Podróże kształcą.
Walczę z wiatrakami. Od wielu lat. Z różnym skutkiem. Najczęściej moje słowa trafiają w próżnię lub wywołują ataki nienawiści. Niezrozumiałej dla mnie. A wszystko o drobne słowo: komuna. Urodziłam się po II WŚ, w kraju gdzie obok słowa Polska były jeszcze dwa inne: Rzeczpospolita i Ludowa. Gdzie obok państwowej, istniała własność prywatna – zaprzeczenie komuny. Z czasów szkolnych (i nie tylko) pamiętam niebagatelny szczegół dotyczący Polskiej Partii Komunistycznej – została rozwiązana w 1938 roku, na długo przed moim urodzeniem.
Nie pojmuję jak można przekręcać fakty i mianem tym określać ustrój w jakim się dorastało, kształciło i pracowało*. I irracjonalną nienawiścią, w większości przypadków, zarażać pokolenie swych dzieci i wnuków. Że o drobnym fakcie wprowadzania w błąd obcokrajowców nie wspomnę (” prywatny gabinet lekarski? przecież w komuniźmie tego nie było – to mój rozmówca australijczyk, w rozmowie o Polsce z lat osiemdziesiątych).
* tematu nie rozwijam, bo wiemy jakie były realia, pytanie tylko czy młodzież jaka obecnie boryka się z problemami podręczników, zakwaterowania podczas nauki itp wie o tym. Tak jak i o innych udogodnieniach z jakich korzystało społeczeństwo. W tym i ja.
Nie chodzi o to bym mówiła co było złe lecz parafrazuję słowa mojej Buni: żaden ptak swego gniazda nie kala.
Powyższe z powodu kłótni telefonicznej rozpoczętej niewinnym tematem rogalików drożdżowych, a zakończonej stwierdzeniem, że tylko idiota może twierdzić iż w Polsce przed rokiem 1989 nie było komunizmu. Ergo – jestem idiotą bo tak twierdzę, choć media w kraju też podają o upadku komunizmu. Widoczniem idiota do potęgi. Bo i z tym twierdzeniem nie zgadzam się.
A rogaliki w międzyczasie wyrosły. Idę wsadzić słodkości do piekarnika.
Idiota vel Echidna
Echidno,
witaj w grupie 😉
Przeczytaj tez to – w tej chwili jest tam ok.1900 komentarzy, ja czytalam pierwsze i w jednym z pierwszych komentarzy 88-letnia juz pra-pra-babcia pisze z gorycza, ze ktos tak bezczelnie uniewaznia jej zycie. Jest tam sporo wpisow w tym stylu, naszej generacji tez. Czyli przez 30 lat zylam w teoretycznym panstwie…
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/mariusz-blaszczak-panstwo-polskie-przestalo-byc-panstwem-teoretycznym/jbmwrt
Dla pana Błaszczaka i prezydenta to przez ostatnie 25 lat nasze państwo było teoretyczne i to mnie najbardziej wkurza.
Marku-pozwól, że prześlę Ci kolejne szapo basy. Mam wrażenie, że robię to co roku o tej samej porze, a może nawet się powtarzam. To nieważne, proszę, by tak zostało 🙂
Hej dawno niewidziana Jagodo! Z przyjemnością przeczytałam Twoje petersburskie opowieści 🙂 Z wysyłaniem kartek do przyjaciół też miewamy przygody, bo rzeczywiście zdarza się, że z kupowaniem znaczków jest cała odyseja. Uznałam, że nie należy się tym zupełnie przejmować. Zdarzyło się kiedyś, że kartki, których nie udało nam się wysłać z podróży wrzuciliśmy do skrzynki dopiero w Polsce(nakleiwszy polskie znaczki) Zaledwie jedna z sześciu zaprzyjaźnionych osób zauważyła ten polski akcent na niepolskich widokówkach 😉
A nad Bugiem-ryby nadal nie biorą, grzybów niet(susza). Do domu przywieźliśmy 1 kanię (słownie sztuk jeden). Na targu w Wyszkowie-śliwki od 2 do 3 zł/kg, gruszki od 2 do 4,00 zł/kg, a ziemniaki Irysy 0,80 złociszy za cały kilogram i na dodatek pięknej urody. Wyszków, a w nim co druga ulica w przebudowie i kompletnym remoncie, ale nie ma się co dziwić, że dopiero teraz. Wiadomo, w latach minionych mieliśmy jedynie teoretyczne państwo.
Ależ burza i oberwanie chmury nade mną !!!
Małgosiu-u nas na razie jedynie błyskawice.
Wczoraj na kolację smażyłam prawdziwe racuchy-takie na drożdżach i nie dosyć, że dzięki drożdżom ciasto urosło na potęgę, to jeszcze chlupnęłam doń porządną szklankę piwa. Racuchy wyszły nadzwyczaj pulchne i delikatne, do środka wrzuciłam drobne kawałki różnych owoców(śliwki, gruszki, jabłka), dla smaku i dla zdrowotności 🙂
Danuśka 🙂 🙂 🙂
Bardzo przykra sytuacja z morderstwem Polaka w Harlow i dzisiejszym kolejnym pobiciem. Naprawdę smutne.
Równocześnie ogarnia mnie straceńca głupawka, bo Szydło wysyła na Wyspy karną ekspedycję złożoną z ministrów: Błaszczaka, Ziobry i Waszczykowskiego. Co oni tam niby maja robić? Czyżby GB też było w ruinie i bez polskiego desantu nie może sobie poradzić?
Rozumiem, że Macierewicz jest w odwodzie. I jak się Brytyjczycy nie ogarną, to pośle się Antka?
Luuudzie, igrzyska nie ustają. Boję się że niedługo może być krucho z chlebem 👿
Danuśko – u nas też ryby nie biorą i grzybów ani, ani.
W Warszawie oberwanie chmury, a u nas susza, aż skrzypi ściółka. Marzymy o deszczu, a tu nic. Może od poniedziałku zacznie padać.
Krysiade-od jutra remontujemy nadbużański dach. Pozwól, że prześlę Ci bardzo skrupulatnie te wszystkie oberwane chmury 😉
Dobry wieczor,
Ja znowu jak te nozyce.
W sprawie – jakze ohydnego – morderstwa w Harlow z zawodowego punktu widzenia.
Nie ma pewnosci ze byla to zbrodnia na tle rasowym. Kazde zabojstwo obcokrajowca bedzie traktowane jako takowe. Jesli chodzi o Harlow, ten placyk na ktorym doszlo do tragedii byl przez ostatnich pare lat regularnie zglaszany – przez mieszkancow i wlascicieli sklepow – na policje jako miejsce gdzie gromadzi sie duza grupa nastolatkow majacych problemy z narkotykami i naduzywajacych alkoholu. Wielokrotnie dochodzilo tam do pobic i rozbojow. Czy jest to przypadek ze ofiara padl Polak, pokaze sledztwo.
Danuśko – życzę Wam suchego remontu. Przyjmuję każdą ilość deszczu ale bez burz. Burz nie lubimy.
Jolly – takie rzeczy dzieją się w wielu miejscach. W Bydgoszczy też, chyba dwa lata temu, zginął mężczyzna zaatakowany przez grupę agresywnych młodzieńców. Podobnie było w Łodzi i w innych miastach. Tak jak piszesz, śledztwo trwa i dowiemy się jaki był motyw. Media niepotrzebnie podsycają nastroje.
Nowy – nie zanudzasz, pisz, pisz. A po za tym jesteś z rocznika mojej mamy 🙂
Jolly,
no wlasnie, nie ma co wysnuwac pochopnych wnioskow, trzeba poczekac na wyniki sledztwa. Media mowia/pisza szybko zwykle po to, aby im tzw. slupki poszly w gore, najwyzej potem podadza wiecej szczegolow, albo przeprosza za wprowadzanie w blad 🙄
„Naszych bija!”
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/waszczykowski-ziobro-i-blaszczak-pojada-do-londynu-w-zwiazku-z-atakami-na-polakow/nkgf3j
Ja mam bardzo ostrozne podejscie do takich wydarzen i przedstawiania ich w mediach. Polacy od przynajmniej 25 lat sa na Wyspach (moj siostrzeniec tez), pracuja, urzadzaja sie i bynajmniej nie wyjechali tam po to, by urzadzac burdy.
Poza tym pojac nie moge, ze az Trzech WAZNYCH Muszkieterow pojechalo tam, aby zrobic porzadek na Wyspach. No ale niech ta…osmiesza sie i tyle.
Danusiu, lubię takie placuszki z owocami 🙂 Chociaż przeważnie robię bez drożdży tylko z pianą z białek.
Witaj Jagodo, dawno niewidziana 🙂
U nas tez kroja sie nie tyle male czy duze, ale konieczne remonty 🙄
Czuj duch!
dzień dobry …
popadało ale nie słyszałam jak bardzo .. przespałam bo znowu głowa mnie bolała .. może to jednak pogoda mi daje popalić …
mam piersi z kaczki z zamrażali .. jakieś pomysły macie? ..
Jolinku-skoro mamy sezon na śliwki, to może te kacze piersi zrobić tak:
https://fiolkowakuchniamalgorzaty.wordpress.com/2015/09/22/tymiankowa-piers-z-kaczki-z-sosem-sliwkowym/
U mnie przewidziana ratatuja.
Witaj, Alicjo, siostro w remoncie in spe 🙂
Jolly,
media w Polsce, pomijam kurwizję i inne reżimowe – nie używam, rzetelnie informowały, tak mi się wydaje, o sytuacji w Harlow. Pokazywano wypowiedzi Brytyjczyków, którzy skarżyli się na bezkarność młodocianych gangów i opieszałość policji, działającej od przypadku do przypadku. Przemoc jest wszędzie. Ale pokazywano też wypowiedzi Polaków, mówiących, w jaki sposób reagują, niektórzy, Brytyjczycy na dźwięk polskiej mowy. To też jest faktem.
Faktem jest narastająca fala nacjonalizmu i ksenofobii w Europie, USA.
Niemniej wysyłanie trzech ministrów do wyjaśnienia czegoś, co jest w gestii miejscowej policji, to skrajny idiotyzm. A co zrobią, jeżeli to się będzie powtarzać? Wyślą wojsko?
Najgorsze jest to, że te idiotyczne gesty wykonują ci, którzy sami sieją nienawiść wobec „obcych”. O tempora o mores!
Danuśka czy ten ratatuj robisz po francusku smażąc wszystkie warzywa po kolei czy razem? No i co z cebulą? 😉
Nie samą żółcią człowiek żyje 😉
Parę dni temu Małgosia zacytowała zwrotkę piosenki, śpiewanej przez Anny Kareńską, „jeszcze w zielone gramy”.
Dzisiaj dostaliśmy informację, że koncert szkolnego kolegi Jagodowego nie odbędzie się „na piętrze”:
http://www.scenanapietrze.pl/2016/08/11/18-wrzesnia-godz-19-00-andrzej-borowski-in-memoriam/
Odbędzie się w Nakiełce, w ewangelickim kościółku osadników olęderskich, własności państwa Kareńskich.
Już się cieszymy na spotkanie z przyjaciółmi i znajomymi.
Annę
Małgosiu-dzisiaj mogę szaleć cebulowo 🙂 Niejadający pojechał doglądać nadbużańskiego remontu. Smażę po kolei-cebula, papryka, cukinia, bakłażan, pomidory.
Danuśko – mam nadzieję, że remont idzie „na sucho”, bo zgodnie z naszą umową u mnie pada wspaniały, od dawna oczekiwany deszcz. Może będą grzyby?
„Królestwo”: http://www.national-geographic.pl/national-geographic/puszcza-bialowieska-na-duzym-ekranie-robi-wrazenie
Cezary Michalski:
http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/pis-jedzie-do-harlow-czyli-k%c5%82amstwa-na-sprzeda%c5%bc/ar-AAivMcz?li=BBr5MK7&ocid=UE13DHP
Asiiu,
dziękuję za informację o filmie ” Królestwo”. Mam nadzieje, że trafi on także do nas, choć nie widziałam jeszcze żadnych zapowiedzi.
Wczoraj prawie przez cały dzień padał u nas drobny deszcz, więc byłą dobra okazja, aby odwiedzić Sopot, a konkretnie zobaczyć wystawę Kossaków/ pięciu/. Oczywiście dominowały konie w najróżniejszych sceneriach, ale koń zwłaszcza dobrze namalowany, zawsze jest miłym widokiem. Wystawa jest czynna do 2 października.
Tutaj więcej informacji o wystawie : https://radiogdansk.pl/index.php/kultura-i-rozrywka/item/45905-kossakowie-w-sopocie-wystawa-w-pgs-ktora-trzeba-zobaczyc.html
rysiade-w naszych okolicznościach przyrody też pada zatem ekipa znalazła remontowa znalazła sobie zajęcia zastępcze. Od jutra, mam nadzieję, ruszą z kopyta.
Alicja od dawna chwali, jak może garnek do ryżu i ma ma świętą rację. Ten garnek to naprawdę genialny wynalazek. Gadżeciarze, którzy do tej pory nie kupili niech żałują i czym prędzej lecą do sklepu albo zamawiają w internecie.
Będę prowadziła jeszcze eksperymenty z gotowaniem ryżu z różnymi warzywami.
Jeśli któregoś dnia będą grali „Królestwo” w Warszawie to zobowiążemy Krysiade do przyjazdu do stolicy 🙂 i zorganizujemy przy okazji zjazd białowieszczańsko-warszawski. Przyboczny oczywiście też mile widziany 🙂
Nie wiem dlaczego zjadło mi K 🙁
W pierwszych słowach mego listu miało być oczywiście Krysiade.
Tak sobie dzisiaj tu zaglądałem,zerkałem,spoglądałem,żurawia zapuszczałem,spozierałem,okiem rzucałem i nic,żadnej dobrej zmiany,jakaś z nią wielka ściema.Kończy się trzecia doba jak siedzę w poczekalni i nikt nie prosi do gabinetu,fakt nie miałem skierowania od lekarza rodzinnego,ale czy oni dają skierowania na blog?Na blok (ten operacyjny)to tak, ale czy na blog? Tu chyba trzeba mieć skierowanie od administratora rodzinnego,ale takiego nie znam.
Widzisz więc blogu że jesteś szczelnie zamknięty,niedostępny dla obcych,mogą tu pisywać tylko starzy bywalcy,nikt nie może tu więc zrobić transfuzji,przeprowadzić gimnastyki,są więc piszący zdani tylko na swoje towarzystwo.
Czuję się jak rozbitek co zapisuje karteluszki,zamyka w butelki,te wrzuca do oceanu,zapisuje,zamyka,wrzuca,zapisuje,zamyka….i zmyka.
Cześć hermetyczny,trzymaj się w kupie!
Danuśko – to pewno z rozpędu.
Na parze też dziś gotowałem. Starczył na to zwykły wkład do garnka i pokrywka.
Było trochę warzyw i niewielki biust kurzy, tzn podwójny, jak należy, po jednejpołówce na nas dwoje, jedno w tę, drugie w tę, pół na pół. Wszystko tylko pięć minut nad wrzątkiem i – gotowe.
Ryż gotuję po swojemu, albo w systemie 1:2, albo w głębokiej wodzie jak zalecają na opakowaniu, np ww ryżu basmati. Gadżet nie potrzebuję, bo nas tylko jest dwoje.
Nie umartwiam się już tak jak donosiłem o tym ostatnio, lecz nadal trzymam zasadniczą linię i mogę powiedzieć, że mam dziesięć mniej niż miesiąc temu, na zjeżdzie. Zobaczymy, jak to się jeszcze rozwinie.
Wczoraj nieżle nawet popadało, ale tego powinno być ze trzy razy tyle. Czas na rydze ale tak, nie ma nawet co do lasu zaglądać.
Zobaczymy.
A, o gotowaniu ryżu pisali ludzie książki.
Pamiętam, niespełna 30 lat temu, zaprosił nas pewien Irańczyk do siebie na kolację i podawał coś na ryżu. Opowiadał, że szukał tego gatunku długo, po małych sklepikach azjatyckich aż wreszcie dostał a, przyrządził tak mw: najpierw zagotował krótko w solonej wodzie, odcedził i wsypał do sporego garnka. Na dnie tego garnka umieścił uprzednio warstwę z plasterków surowych kartofli tak, aby dno było zakryte. Spód garnka wysmarował przedtem olejem, oraz skropił nim troche kartofle. Kiedy wsypał na to sprażony ryż, przykrył garnek bawełnianym ręcznikiem do naczyń i położył na to pokrywkę. W tym momencie, kiedy z pod pokrywy, poprzez tkaninę buchnęły widoczne strumyki pary, wyłączył kuchenkę i zdjął garnek.
Ryż, nie powiem, smakował nam wszystkim I chawliliśmy go.Sam go w domu z powodzeniem powtórzyłem. Najbardziej smakowały nam ale te kartofelki z dna garnka i szkoda tylko, że było ich tak mało. On sam przyznał, że u niego w domu, to też był zawsze najbardziej pożądany dodatek.
Hm, o czym to świadczy?
http://kobieta.onet.pl/dom/piec-domowych-sposobow-by-pozbyc-sie-muszek
Danuska,
dzisiaj Jerzor gotuje ryz z warzywami – papryka i cebula. Zaleta tego gara jest chocby to, ze tam sie nic nie przypala i gar sam przelacza sie z „goracego” na cieple, zeby wszystko dochodzilo.
Chyba wspominalam, ze ceny gara sa rozne, moja synowa wydala dobrze ponas stowe, a ja zaledwie trzy dychy. Nie widze roznicy, zasada jest ta sama 😉
Danuśko, zdjęcie dla Alaina, ale nie tylko… http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/56,114944,20646679,sposrod-50-tysiecy-zgloszen-wybrali-wlasnie-te-oto-zdjecia,,1.html
Wróciłam znad Pilicy, mokro, chłodno i ponuro.
Oj, coś mi się ten link nie udał, a jest to zdjęcie ciekawskiego liska 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/56,114944,20646679,sposrod-50-tysiecy-zgloszen-wybrali-wlasnie-te-oto-zdjecia,,1.html
hm…ja skopiowalam jak trzeba, ale calosc mi sie nie wkleila 😯
Najlepiej otworzyc nowe okno, skopiowac ten powyzszy adres i wkleic w „adres” nowego okna. Ja tak otworzylam. Lisek swietny!
Pepegor! Uważam wynalazki! Zastosuję! Dziękuję! U nas jedzenie!
Spać nie mogę, słucham: https://www.youtube.com/watch?v=aL_bK3B6owE
dzień dobry …
pepegor to jakaś dieta uzgodniona z lekarzem lub dietetykiem? .. tez bym chciała zrzucić z 10 kg .. zwłaszcza ostatnio przybyło mi bo się prawie nie ruszam ale muszę powalczyć jak będzie lepiej ..
Danuśka piersi się marynują bo wczoraj były paszteciki ale te śliwki kuszą …
rok temu był Zjazd u Danuśki i Alana .. ostatnie spotkanie z Nisią i Piotrem …
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2015/09/04/od-sciany-do-sciany/#comments
pepegor 🙂 brawo! tak trzymac! http://a.disquscdn.com/uploads/mediaembed/images/3752/5703/original.jpg
gratuluje pamieci 🙄 bo ja natomiast, bardzo slabo jak przez mgle, przypominam sobie co to tez wydarzylo sie wczoraj.
dzis jestem juz od rana bardzo zmeczony, uuuff, pomimo ze dzien sie dopiero rozpoczyna.
oooaaah lepetyna mi zaciazyla, to byl blad, musialem stracic kontrole …
wlasnie dopijam espreso i wino z woda a jak to nie pomoze, to siegne po cole z teqila
ooo, jest juz znacznie lepiej. idzie mi na zycie 🙄
by lepiej trzymac rownowage zaaplikowalem 2 x teqila. trzymam pion i smialo moge isc teraz popedalowac. bedzie lepiej 🙄
Jolinku-dzięki za przypomnienie, oczy wilgotnieją podczas czytania tych wpisów sprzed roku….
Salso-ściskam Cię solidarnie, ja dzisiaj również przeczytałam parę rozdziałów mojej książki nocnym świtem pomiędzy 2.00 a 4.00.
Lisek nie chce się otworzyć, ale dziękuję w imieniu Alaina za dedykację 🙂
Zamiast liska widzę omówienie filmu „Smoleńsk”, którego to omówienia nawet nie mam ochoty czytać, a już z całą pewnością nie wybiorę się na owo”arcydzieło”do kina.
Ha, jest i kolejny temat „7 produktów, których nie zjadłaby trenerka fitness, a Ty ciągle po nie sięgasz”. Po pierwsze trenerka fitness nie je pszennych bułeczek, a już chrupiącą bagietkę to omija wielkim łukiem. O la, la, la, jak mawiają spece od pachnących bagietek 😉 Życie bez bagietki??? Wykluczone!
http://images.budgettravel.com/PH2010041903889.jpg
Od roku 1994 w Paryżu organizowany jest konkurs na najlepszą bagietkę w mieście. Po jego roztrzygnięciu publikowana jest lista dziesięciu najlepszych piekarni, a zdobywca
pierwszego miejsca otrzymuje 4000 euro, medal oraz najważniejsze-zaopatruje w pieczywo Pałac Elizejski przez rok, aż do kolejnego konkursu.
Danuśko, można rzec – nocne marki łączcie się 🙂 Jestem niepocieszona, że nie umiem wyprostować tego linku, tak żeby można było popatrzeć na uroczego liska, bez konieczności oglądania dołujących relacji.
Basiu – Twój lisek 🙂 : http://www.samhobson.co.uk/urban-red-fox/
Asiu, dziękuję 🙂
Bez pieczywa (dobrego) trudno się obejść, choć mnie się zdarza, na krótko – tydzień, dwa, czasem zastępczo pożywiam się tzw. chrupkim pieczywem z rozmaitymi ziarnami, takie fanaberie, po których jednak zawsze wracam do tradycyjnych, pachnących i chrupiących… Ale zainspirowana przez Pepegora i Magdalenę postanowiłam podjąć wyzwanie i zaczęłam hamować apetyt zmniejszając porcje. Może to jest sposób, pod warunkiem, że potrwa dłużej.
Salso, podstawą dobrej diety to jeść mniej, ale nie za mało, to znaczy 80% swojego zapotrzebowania kalorycznego, co się liczy następująco:
BMR=655+(4,35 x waga(kg)) + (4,7 x wzrost(cm)) – (4,7 x wiek)
W wyniku otrzymuje się ilość kalorii jaka powinna być spożyta dziennie.
A, podany wzór jest dla pań 🙂
Zabawne, że ja też nie spałam o tej porze, kiedy Salsa słuchała pięknej muzyki, a Danuśka czytała książkę. Nie jestem nocnym markiem i nie mam problemów ze snem, ale dziś w nocy obudziłam się i nie mogłam dość długo zasnąć. Nadrobiłam to niestety rano. Acker Bilk pięknie gra na klarnecie. Rzadko dziś można usłyszeć ten instrument.
Dziś u mnie także będzie ryż jako dodatek do wczorajszego kurczaka. I marchewka utarta z jabłkiem. Gotuję tak jak Pepegor metodą 1: 2. Najbardziej lubię ryż basmati.
Wielkie uznanie dla Pepegora. Podobno mężczyźni są o wiele bardziej konsekwentni i wytrwali w sprawach odchudzania. I mają lepsze rezultaty.
Malgosiu,
No to policy loam. Na 1200 kaloriach to moze by sie dalo zyc, ale co to za zycie…
I bardzo przepraszam. POLICZYLAM oczywiscie. Autokorekta w telefonie mnie dobija.
Ja też policzyłam… oddalam się na małą, poobiednią kawę z porcyjką śliwek pod kruszonką. Będę przemyśliwać 🙂
Na deser może być także https://www.youtube.com/watch?v=95Mc0eh5NJ0
czy ktoś to jeszcze pamięta…
mi wyszło 1120 …. jak żyć .
Jolinku-pozostaje się nie przejmować!
Oczywiście, że też od razu policzyłam te kalorie i wujek Gugiel podpowiedział natychmiast stosowne diety i jadłospisy -bez pierogów, bez bagietek, bez placka ze śliwkami i bez nalewek 🙁 🙁 🙁
Danuśko, wróć proszę do godz. 11.43, bo Asia podała właściwy sznureczek do liska 🙂
Jolinku, czuję się uprzywilejowana, bo o 46 kalorii więcej mogę połasuchować, ha!
Jolly to jest wzór jak chcesz się odchudzać 🙂
Salso- wróciłam, lisek cudo! A poza tym szalej i łasuchuj do woli 😉
http://polki.pl/dieta-i-fitness/odchudzanie,ile-kalorii-maja-twoje-ulubione-owoce,10370978,artykul.html
Dziewczyny coś dziwnie liczycie bo mnie wyszło 1374 kcal 🙂
Malgosiu,
Chyba prawie kazda kobieta pilnuje wagi. A kilka kilogramow by wypadalo sie pozbyc ;). Normalnie wychodzi 1680.
Małgosiu-bo Tobie wyszło, że masz przytyć 😉
Jolly Rogers-pilnuje, pilnuje, ale z różnym skutkiem 🙂
Jolly-czy Ty nadal urlopujesz gdzieś między Bugiem, a Odrą?
Jak mam liczyć kalorie skoro mama na dzisiejszy obiad przygotowała nadziewane patisony? 🙂
Danusko,
Potrzebe pilnowania mierze mundurowymi spodniami – fasuja dla kobiet klepsydr – a ze mnie raczej rowna kobieta, tak wiec talia w galotach mi mowi co robic :)). Urlopowalam niezwykle krotko, tylko 8 dni, w koncu lipca z weselem wlacznie.
A dzisiaj Odsas mial pierwszy dzien w gimnazjum. Matka sie bardziej stresowala niz on …
Tu można dość łatwo policzyć kalorie
http://potreningu.pl/calculators/calories
Patisona akurat w spisie nie mają, ale jest cukinia 🙂
Oj, widzę, że szykuje nam się toast za uczniów i nauczycieli, którzy w tym tygodniu już na serio rozpoczęli rok szkolny. Jolly Rogers-dla Odsasa szczególne uściski i życzenia dalszych sukcesów na niwie sportowej.
Jolinku-przypomnij, proszę, w której klasie jest w tym roku Amelka?
Asiu-wszelkie nadziewane jadam z lubością-patisony, cukinie, papryki, pomidory, kapusty etc. Faszerowane zresztą też np. jajka. Fanką tych ostatnich była Nisia.
Pogoda wspaniała, ale zamiast na spacer lecę do kina na Woody Allena:
http://www.filmweb.pl/film/%C5%9Amietanka+towarzyska-2016-742862
Amelka w 6 klasie …. i biedna nie wie co dalej …
coś przestawiłam w komputerze i muszę naciskać każdą literę 8 sekund by pisać …. co robić?
Przeczyść komp. masz jakiś program do porządkowania?
Po kolei,
Jolinku, moje pióreczko, gdzie u Ciebie znaleźć te zbyteczne 10 kilo? Aczkolwiek, moja LP też wskakuje fakultatywnie na mój pociąg i – owszem – to, co pod piersią nieco wysadzone było, teraz jest spadziste i wychyla się dopiero tam, gdzie należy. Obnosi się przy tym, swoją świeżą, bałtycką opalenizną, że aż…
Recepty na taką dietę nie nie ma, bo ta jest moja i wynikła z mojej determinacji – i z sytuacji – że miałem co raz silniejszą zgagę, zwłaszcza po powrocie z Poznania. Musiałem więc sobie coś wymyśleć, aby zrobić jakiś reset w przewodzie. Wiem od lat, że gwałtowne zmiany profilu odżywiania wywołują u mnie korzystne zmiany (nie trwałe, bo dolegliwości wracają po pewnym czasie). Sięgnąłem więc po sprawdzoną dietę na surowiźnie dbając przy tym, że jem tylko jednorodne: jak marchewka, to nic innego do tego, że jak banan, to nic innego do tego. Są takie diety, u nas lecą jako Trennkost. Mam wrażenie, że efekt silniejszy niż u mieszanin jedalnych. W tej determinacji moją filozafją jest: Żadnej celebry kulinarnej, tylko fizjologia
Poza tym: żadnego piwa, żadnego alkoholu w ogóle ,żadnych mącznych i kartofli, żadnych mięsiw, a zwłaszcza pieczeni w pierwszych dwóch tygodniach. Starczy?
Szaraku, nie wiem jak długo będę tak trzymał, ale to, co opisujesz kusi, kusi jak najbardziej. Ja wiem, gdzie każdy mój kilogram ma swoje źródło więc – albo, albo.
Cichalu kochany, próbuj! Spieczone kartofelki z dna garnka naprawdę są dobre, znakomite! A ryż? Doskonały! Tylko, wtedy zadałem sobie pytanie: O co chodzi właściwie? I u Irańczyka z ichniego ryżu byłi chyba zadowoleni, ale oblizywali się za tą resztką kartofli. Nie słyszałem natomiast od niego, czy przyrządzali sobie takie kartofle wprost, może? Znamy przecież sami ile znamy potraw przy powstawaniu których albo półprodukty, albo skutki uboczne końcowe są często najbardziej porządanymi przydziałami na talerzu. Mimo to skłaniało mnie to do refleksji z grubsza na temat: co jest ważniejsze, nos dla tabakiery, czy co innego, ryż ważniejszy, czy kartofle?
Przypomina mi się krytyka z przed laty o pewnym akurat pojawiającym się na rynku samochodowym wozie, który był lansowany jako następca słynnego ongiś cobrioletu. Firma lansowała, ten model tak, ze jak jest zakryty, wygląda nawet lepiej niż gdy jest otwarty. Krytyk potwierdził to kwaśno.
Jasne, albo tak, albo tak.
Moje zmiany, nazwijmy to dietetyczne (oprocz roweru raz w tgodniu, bez taryfy ulgowej), nie byly drastyczne, bo lubie jesc i nie widzialam powodu, zeby sie skazywac na tortury, bo bardzo siebie lubie 🙂
Wprowadzilam kilka zmian, ktorych sie twardo trzymam: weglowodany, czyli pieczywo jem tylko na sniadanie, ziemniaki lacze tylko z innymi warzywami, nie z miesem. Ograniczylam wedliny, mieso albo ryby jadam z warzywami roznymi, ale bez ziemniakow, makaron pelnoziarnisty lub orkiszowy. Ciasto raz w tygodniu np, a codziennie suszone owoce, za to czesto lody (bez bitej smietany). No i wieczorem potrawy bialkowe raczej.
I jak twierdza znajomi – wcale nie wygladam na osobe umartwiajaca sie 🙂
hm…dyskusyjne, ale cos w tym jest. Co na to Nowy i Cichal?
http://www.newsweek.pl/swiat/polonia-amerykanska-poglady-polityczne-polacy-w-usa-,artykuly,396083,1.html
Niestety, Magdaleno, coś takiego dla mnie, to może perspektywa na przyszlość. Stale jeszcze mój profil w lustrze zajmuje więcej, niż moja sylwetka z przodu. Schudlem nieco z wierzchu, ale sadło w brzuchu ma się dalej dobrze.
Dobranoc, jutro dzien pelen akcji.
Z cyklu „matrymonialne”:
Kurjer, lata dwudzieste
„Rolnik
w podeszłym wieku poszukuje przystojnego kawalera, lat 28 do 35.
Z kapitałem od 4 tys. zł jako wspólnika do przejęcia gospodarstwa.
Ożenek z córką nie wykluczony.
Zgłoszenia do Kurj”.
Dużo prawdy w tym artykule, ale jak zwykle nie do końca. Dla mnie najgorsza jest „polityczna popawność” czyli „lukrowanie gówna” – excusez moi le mot.
Rzeczywiście wkurza człeka łatwość w jakim robi się „w konia” władzę. Młoda dziewczyna robi sobie 2, 3 dzieciątka i żyje spokojnie. Dziwnym trafem 80% ma bardzo ciemną skórę!
Podatnik, przeważnie biały, płaci. (Afroamerykanów jest ok. 12%.) Oczywiście jest mnóstwo programów, które mają temu zapobiec, ale najczęściej toną w biurokratycznym chaosie.
Trump, przedstawiciel populistów i ksenofobów, idealnie wpisał się w potrzeby przeważającej części Polonii, która w 3/4 pochodząca ze wsi, z tzw ściany wschodniej głosowała na populistów i ksenofobów, czyli na PIS. Te potrzeby znakomicie opisał prof. Modzelewski: „Ludzie głosują na PiS, bo „pogoni sukinsynów, którzy coś mają”. To partia rewanżu socjalnego.”
Oczywiście są Polonusi, którzy „wyrośli” z getta i mają inne zapatrywania. Brzeziński., Olbiński Kapusta, Jańczyk i wielu, wielu innych. Ja też „wyroslem” i chociaż niewiele znaczę, myślę inaczej!
Szkoda, że Tych „wyrośniętych” tak mało 🙁
Dzień dobry,
Alicja – dzięki za artykuł i za temat do pogadania.
Nie bardzo rozumiem Cichala, dlaczego ktoś kto ma trójkę dzieci robi „w konia” władzę. Jestem najdalej od osądzania takich kobiet, że maja te dzieci z czystego wyrachowania, a dlaczego nie z innych powodów, np. bo kochają dzieci. Również nie wiem czy na te Afroamerykańskie dzieci płaci najczęściej biały podatnik. Skąd takie dane??? A poza tym nawet jeśli dostają jakieś pieniądze, to jest to zgodne z obowiązującym prawem, więc nie wiem w czym problem.
Cichal – skąd wziąłeś np. że 80% ma bardzo ciemną skórę???? Ja takich danych nigdzie nie spotkałem. Winiąc tych Czarnych Afroamerykanów bardzo często zapominamy, że przez wiele lat to oni budowali ten dobrze prosperujący dzisiaj kraj, nie wiem czy ktoś im za to podziękował, nie mówiąc o zapłacie. Oni tutaj sami nie przypłynęli. Trzeba też pamiętać, że np. szkoły i środki komunikacji na Florydzie do 1963 roku były podzielone na te dla białych i czarnych. To za mojego już życia, więc bardzo niedawno! Rasizm w południowych stanach trwa do dzisiaj – Alabama, Arkansas, Georgia, Luizjana itd.
O Polakach i Polonii nawet nie chce mi się pisać, ja nie mam tutaj polskiego towarzystwa, oprócz Cichalów i Ewy, mojej koleżanki. Ale ona jest wciąż moją koleżanką tylko dlatego, że umówiliśmy się nigdy nie wspominać np. o Kaczyńskim. Ona niestety należy do tej większości wielbicieli tego …
O Trumpie też szkoda pisać. Zarejestrowałem się już na najbliższe wybory, nie można przecież dopuścić tego głupka do władzy. To byłaby tragedia. Oczywiście będę głosował na Hillary.
Wracając do tutejszych Polaków i Polonii. Oczywiście, że większość z nich nienawidzi wszystkich wokół, nie wiedząc nawet za co. Miałem znajomka, pochodził z Białegostoku. Darek, dlaczego ty tak nie lubisz Żydów, znasz chociaż jednego? – pytam kiedyś.
– Nie znam żadnego i znać nie chcę, i ich k…a nie lubię.
To bardzo częsty obrazek naszej Polonii. Zresztą w Polsce wcale nie jest lepiej. Musimy pamiętać, że ogromna większość nic nie czyta, nic nie wie, a nienawidzi, bo ma to we krwi. A głosuje tak jak usłyszał lub usłyszała na kazaniu.
Dobranoc. 🙂
Artykul jest o USA, ale mysle, ze nasza Polonia doskonale sie w to wpisuje, chociaz nie mamy Trumpa ani nikogo podobnego. Jestesmy ksenofobami i rasistami, i nie wiem, czy sie tak wspaniale integrujemy, skoro Chicago ma swoje „Jackowo”, Nowy Jork – Greenpoint, a Toronto „Ronceswolke”, gdzie sa polskie sklepy, poczta i rozne inne instytucje. Lubimy sie trzymac w kupie (kupy nikt nie ruszy 🙂 ). To w wielkich miastach, bo na przyklad u mnie jest inaczej, jest troche Polakow (podobno ok.2000), ale nie ma getta. Znamy sie, z niektorymi blizej i spotykamy sie, a takim centrum spotkan jest Baltic Deli, gdzie mozna sie na dalszych znajomych natknac. W naszym gronie znajomych nie spotkalam zadnych zwolennikow prawicy.
Polska juz tez nie jest jednorodna – i o ile rozumiem w jakis sposob zachowania w Polsce, to nie rozumiem w Ameryce, ktora nigdy nie byla jednorodna, od czasu kiedy bialy tam przybyl, i byl czas przywyknac do roznorodnosci.
p.s.Cichal dobrze zauwazyl, ze duzo zalezy od wyksztalcenia, dodam tez – jakiegos obycia w swiecie, wyjrzenia za plotek takiej Ronceswolki czy Jackowa.
Brzezinski nie musial z niczego wyrastac, jego droga do Ameryki (najpierw do Kanady!) rozpoczela sie na rok przed II wojna swiatowa, ojciec objal placowke konsula generalnego w Montrealu. Ciekawa jestem jego pogladow na temat tego, co sie teraz w Polsce dzieje.
Alicja,
Nie można porównywać Polonii Kanady i Australii z Polonią w Stanach!!!!
To są dwa różne światy.
Jak również uważam, nie ma sensu wymieniać Brzezińskiego – przecież to wyjątek w oceanie naszej amerykańskiej Polonii
dzień dobry …
yurek zresetowałam komputer i pomogło ….
Danuśka piekłaś? …. wpis Piotra …
„Danusiu, prosiłaś więc masz. To przepis z „W kuchni babci i wnuczki”. Zachwyca nas od wielu lat. Smacznego!
Wytworne ciasto czekoladowe
2 1/2 tabliczki gorzkiej czekolady, 10 łyżek cukru, 6 jaj, 1 kostka masła, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, 2 łyżki kawy rozpuszczalnej, 1 łyżka masła do wysmarowani a formy, 1 łyżka bułki tartej.
1. Mikserem utrzeć żółtka z cukrem na puszystą masę.
2. Czekoladę roztopić w rondelku z masłem i 2 łyżeczkami kawy.
3. Ostudzoną czekoladę połączyć z mąką i utartymi żółtkami.
4. Dodać ubite białka i delikatnie wymieszać. Wlać do wysmarowanej i posypanej tartą bułką tortownicy.
5. Piec ok. 1 godz. w temperaturze 180’C.
6. Udekorować polewą kakaową i połówkami orzechów.”
Przygnębiająca lektura artykułu wrzuconego przez Alicję
Mimo to, dziękuję, Alicjo. Chowanie głowy pod poduszkę w niczym nie pomoże.
Wędrując po blogach Polityki trafiłam na podrzucony link:
http://www.taraka.pl/tomorrow_belongs_to_me
Wnikliwa analiza patriotyczno – narodowego wzmożenia na przykładzie piosenki z filmu „Kabaret”.
Tekst pisany w czasie rosyjskiej inwazji na Krym nabiera niezwykłej aktualności w sytuacji wzmożenia narodowego od Brexitu, poprzez AfD, Le Pen, Trumpa.
PiS doskonale wykorzystuje stare, sprawdzone recepty. Adresuje je do umysłów zamkniętych i neurotycznych osobowości. Tacy najlepiej czują się „kupie”, w „naszości”. Jak diabeł święconej wody boją się innego, nowego.
Autor nie idzie na łatwiznę i pokazuje niebezpieczeństwo przesady w jedną i drugą stronę: otwartości i zamknięcia.
Zamierzam na dzisiejsze spotkanie brydżowe przygotować zapiekankę z kaszy gryczanej:
://www.przyslijprzepis.pl/przepis/kasza-gryczana-zapiekana-z-feta-i-pieczarkami-2
dodam trochę suszonych pomidorów, żeby nie wyglądała zbyt buro.
Mam nadzieję, że będzie gościom smakować.
obojetnie jakby nie interpretowalo sie tego co wypisuje (nie po raz pierwszy) cichal 7 września o godz. 0:50, to nie sa to, w zadnym przypadku liberalne poglady.
tego typu populizmy nie sa mile ani do czytania ani sluchania ale mieszcza sie jeszcze w szerokiej demokracji.
gorzej jest, kiedy na wskutek takiego ” austriackiego gadania ” palanty dochodza do wladzy 🙁
Nie rozumiem co się dzieje, sznureczek nie działa. Przepis ląduje w kosmosie 🙁
Jolinku-tak, zrobiłam swego czasu to ciasto. Jest proste i smaczne, zresztą to między innymi tym deserem zostaliśmy poczęstowani rok temu na werandzie u Państwa Adamczewskich.
Nie sądzę, by „Śmietanka towarzyska” Woody Allena przeszła do historii kina, ale to ciepły i sympatyczny film, w sam raz na wrześniowe popołudnie.
Po seansie można wypić dobrą kawę ze śmietanką i zjeść kawałek czekoladowego ciasta 🙂 Niestety takich przyjemności nie polecają w żadnej diecie typu 1200 kalorii 😉
z cyklu – rozmyślania Kubusia Fatalisty:
dziś zupa fasolowa
co wszystkim zdrowia doda
i naleśniki na pianie
rozkosz ponad wytrzymanie
że kalorie? a co mnie to obchodzi
każdy je to co mu smakowo podchodzi
Echidno-jak tam, azymut już nie zwichrowany?
Jagodo-przepis da się otworzyć, wystarczy przekopiować sznureczek. Daj znać, jak się udało i czy goście chwalili.
Dzien dobry,
kupilam wczoraj na targu w Greifswald (Niemcy) na polskim stoisku bardzo dobre swiezo zakiszone ogorki. Na etykiecie stoi producent „gospodarstwo rolne Zolwia bloc”.Czy to mozete wasze Zabie blota?
Przepraszam ze bez ogonkow.
Danuśka – azymut wraca do poprawnego stanu, dziękuję
eva47 – Żabie Błota raczej odstają znacznie od Gospodarstwa Rolnego, Żółwia Błoć (pomijając nazwę – jedno to płaz drugie gad)
Poczytałam sobie wczoraj ubiegłoroczne wspomnienia zjazdowe i także trafiłam na przepis na ciasto czekoladowe. Wydawało mi się, że 2 łyżki mąki ziemniaczanej to za mało, ale skoro Danuśka także je piekła, to chyba wszystko jest w porządku. Zapisałam sobie ten przepis na przyszłość, bo tymczasem postanowiłam rady o odchudzaniu zastosować w praktyce , od dziś, bo nie ma co odwlekać. Skorzystam z podpowiedzi Magdaleny i Pepegora i dostosuję je do siebie.
Ciekawe, bo w tej Żółwiej Błoci jest też stajnia:
https://www.facebook.com/Stajnia-%C5%BB%C3%B3%C5%82wia-B%C5%82o%C4%87-172352646172695/?hc_ref=PAGES_TIMELINE&fref=nf
Krystyno-dzięki małej ilości mąki ciasto jest wilgotne i bardzo czekoladowe 🙂
sposób odżywiania Magdaleny i pepegora (dzięki za obszerną odpowiedź) wymaga dyscypliny jak każda dieta … i w tym szkopuł .. trzeba w głowie to sobie ułożyć i pójdzie jak po maśle .. 😉 … ja na razie przemyśliwuje ..
Kilka miesięcy temu Danuśka pisała o książce o Audrey Hepburn w kuchni. Jej ulubionym deserem było ciasto czekoladowe a w nim nie ma ani grama maki! Mam ochotę wypróbować ten przepis. Znalazłam taki sznureczek:
http://pytanienasniadanie.tvp.pl/24194962/ulubione-desery-audrey-hepburn-ciasto-czekoladowe
Alino, jest mąka do obsypania formy 🙂
Sposób robienia tego ciasta przypomina mi suflet.
Malgosiu 🙂
@echidna
serdeczne dzieki za odpowiedz. Wiem ze zaba i zolw to nie to samo, ale na wsi to i tak wszystko „gadzina”. Dlatego myslalam ze moze laczy je wspolne bloto.
Eva,
prawie, bo to tz zachodniopomorskie 😉
Dzien dobry,
tutaj szykuje sie kolejny upalny dzien, a ja mam robote – oczyscic dokladnie drewniane schody zewnetrzne i pomaziac je takim czyms, co powstrzymuje wchlanianie wody w drewno.
*tez, nie tz…
eva47 –> im mniej ludz wie o zabich blotach tym lepiej spi 🙂 🙄
a Clint Eastwood podobno zagłosuje na Donalda Trumpa … jak to wytłumaczyć? …
u nas tez piękne lato ….
Jolinku, nasz kanzlerz z przed 125 lat w takich sytuacjach mawial, ze bog jest szczegolnie przezorny wobec głupcow, pijakow i usa
przezorny zawsze wygrywa .. ale do odważnych świat należy … i co robić? … ja robię swoje jak mogę …
Jolinku, jak spotkam dzis wieczorem przy barze jakas czarownice, to poprosze ja o odpowiedz.
Nowy! Mieszkałem parę lat na Bronxie. W mojej, 6 piętrowej kamienicy bylo dwóch białych. Siłą rzeczy byłem włączony w sprawy czarnej społeczności. Przeważnie to byli dobrzy ludzie, ale ok.30% nie pracowało, a egzystować trzeba. Stąd moje informacje. Z życia, a nie z teoretycznych wywodów. W lokalnym sklepiku często byłem świadkiem nielegalnej wymiany bonów żywieniowych (food stamps) na żywą gotówkę, którą potem przejmował miejscowy dealer. Byłem tylko raz oszukany i raz obrabowany. Jak na Bronx, to niewiele. Mam paru dobrych znajomych o czarnej skórze, ale to nie powód żeby używać wyłącznie różowe okulary.
Danuśka,
zapiekanka zrobiła furorę. W czym nie ma oczywiście żadnej mojej zasługi, bo nie ja wymyśliłam przepis. To był męski brydż. Trochę się bałam, bo przepis nie był wcześniej sprawdzony.
Panowie już skończyli grać, bo jeden z sąsiadów jedzie skoroświtem na wywczasy. Poproszono mnie o przepis a prośba wcale nie była wyłącznie grzecznościowa. Spokojnie polecam tę zapiekankę. Jest naprawdę smaczna. I zdrowa.
Pieczarki do dekoracji kroiłam w plastry po okręgu, co dało dwukolorowe koła, w które włożyłam cząstki pomidorów.
Zapiekanka Jagody była chyba ładniejsza od tej ” przepisowej” , bo z pomidorami: http://www.przyslijprzepis.pl/przepis/kasza-gryczana-zapiekana-z-feta-i-pieczarkami-2
Krystyno,
powiem nieskromnie: zdecydowanie ładniejsza 😉
Do środka dałam czerwone pomidory suszone i cebulę usmażoną na złoto. Dekoracji w pieczarek nie ustawiłam w równym szyku. Dwukolorowe koła pieczarkowe z cząstkami pomidorów i zieleniną dodały wizualnej lekkości.
Sama jestem zdziwiona, że wyszło tak dobrze 🙂
z pieczarek
Z lisiej serii 🙂 :
http://www.national-geographic.pl/galeria/wrzos-jako-temat-fotograficzny-zobacz-jak-poradzili-sobie-z-nim-/z-aparatem-na-wrzosowisku-5
Na razie próbuję ją wypożyczyć, ale stale jest zajęta: https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/stacja-muranow-2016
Czytałam kilka recenzji, myślę, że warto przeczytać.
Nowy – myślę, że Ciebie też zainteresuje.
I jeszcze jedna książka „Książka”:
http://culture.pl/pl/dzielo/mikolaj-lozinski-ksiazka też jeszcze nie czytałam, ale opis bardzo mnie zaciekawił
Ostatnio przechodzę w tryb książkowy, bo „dobra zmiana” doprowadza mnie do szału 👿
Pomóc może też witamina „n”. Witamina „n” czyli kontakt z naturą, nawet taką najbliższą. Ciekawy artykuł z ostatniej „Polityki” 🙂
chyba dzisiaj będę zażywała polecanej przez Asię witaminy „n” – tnąc, przesadzając, odchwaszczając. Pogoda zachęca do tej roboty
Witamina „n” u Krysiade: https://www.youtube.com/watch?v=HIsldV0BU7c&feature=youtu.be
Ciekawe spotkanie i wstęp wolny: http://www.polin.pl/pl/wydarzenie/spotkania-wokol-stolu-le-chaim-za-zdrowie-mistrzow-i-uczniow
Warsztaty z infuzowania są już płatne. Za to kończą się chyba degustacją 🙂
Piękny film zamieściłaś Asiu. To właśnie moje ukochane Podlasie w pigułce. Pigułce z witaminą „n”.
Nowy,
na jakiej podstawie uwazasz, ze nie mozna porownywac Polonii kanadyjskiej z amerykanska? Przeciez to ta sama parafia, podejrzewam, ze australijska podobnie.
„Przyznanie tytułu Zasłużonego dla Miasta Wałbrzycha wywołało niezadowolenie radnych PiS, którzy uważają, że twórczość Olgi Tokarczuk szkaluje dobre imię i obraża Polaków. Na znak protestu opuścili salę, w której odbywała się uroczysta sesja Rady Miejskiej.”
😯 😯 😯
Dzień dobry,
Cichal – nigdy nie mieszkałem na Bronxie, nie wiem dlaczego 30% ludzi z twojej kamienicy nie pracowało. Czy im się tylko nie chciało, czy mieli inne powody, np. że im dużo trudniej było znaleźć pracę niż białym. Nie wiem też czy gotówka z wymiany bonów żywnościowych trafiała zaraz do dealera narkotyków, a może była przeznaczona np. na zabawki dla dzieci, których za bony kupić nie było można? Przypuszczam, że Ty również jedynie możesz się tego domyślać, bo przecież nie powiesz mi, że widziałeś!
W Polsce obecna władza bardzo ułatwiła różnym typkom życie. W programie 500+ rozdają tzw. bilety Narodowego Banku Polskiego, które bez żadnych dodatkowych ceregieli można wymienić na wódę. Oczywiście nie wszyscy to robią, ale daję sobie rękę uciąć, że tak się zdarza. Dlaczego więc tak bardzo winić tamtych ciemnoskórych mieszkańców twojej kamienicy? Oni akurat w tym w ogóle się nie różnią od naszych białoskórych, zaradnych w „robieniu dzieci”, jak to ująłeś, rodaków.
” Mam paru dobrych znajomych o czarnej skórze, ale to nie powód żeby używać wyłącznie różowe okulary.” – piszesz.
Ja też mam, nawet nie znajomych, a przyjaciół. Pochodzą z Meksyku, Salwadoru, Afryki, Brazylii, Izraela, Pakistanu, Indii, Filipin – dlatego nigdy nie będę dzielił świata na białych i kolorowych, na wyznawców takiej czy innej religii. Nie muszę używać różowych okularów by dostrzec w nich ludzi.
Asiu – „Stacja Muranów” jest już na mojej liście książek, które chciałbym mieć. W przyszłym tygodniu pojadę ba Greenpoint, mogą mieć. Muranów to część Warszawy po której najmniej chodziłem, nigdy nie chciałbym tam mieszkać. To musi być straszne – spać na wielkim cmentarzu i miejscu tragedii. Miejsce, gdzie chciano zatrzeć historię!
Chciałbym pójść na spotkanie wokół stołu. Pana Zbigniewa Sierszułę miałem przyjemność przed wieloma laty poznać i to w jego mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. To był tak dawno, ż wątpię by mnie jeszcze pamiętał, ja natomiast zapamiętałem, że robił nie tylko nalewki, ale zrobił też pyszny deser. Podgrzewane banany posypane czymś, podane płonące, polane podpalonym spirytusem. Bardzo to było efektowne i smaczne, pamiętam to już ponad 25 lat!
dzień dobry ….
Redakcjo Droga,
grzecznie prosimy o nowy wpis …..
komentatorzy … 🙂
Takie babany, jak opisuje Nowy jadłam po raz pierwszy na Kubie. Deser jest rzeczywiście smaczny i dość prosty do zrobienia. Na patelni z rozgrzanym masłem układa się przecięte na pół banany, posypuje ciemnym cukrem i chwilkę czeka aż cukier się skarmelizuje, polewa rumem i podpala. Trwa to chwilę, wygląda efektownie.
Oczywiście nie babany, a banany 😉
Takie banany można podać z gałką lodów waniliowych i polać jeszcze sosem czekoladowym. Bomba kaloryczna, ale jak smakuje!
Wczorajszy wieczór spędziłyśmy z kuzynką Magdą uprawiając clubbing 😉
:
:
No, szczerze mówiąc prawie clubbing….
:
:
A w zasadzie nie club-bing, tylko baro czy też bistro-bing.
:
:
Ot, zwyczajnie i po prostu-najpierw spróbowałyśmy, jak smakuje nowofalowe piwo http://innebeczki.pl/site.php?z=1
Otóż smakuje dobrze, szczególnie z widokiem na Wisłę, most Poniatowskiego oraz na dzikie praskie plaże po drugiej stronie rzeki. Pomyślałyśmy, że trzeba koniecznie zorganizować jakiś mini zjazd warszawski właśnie w takim miejscu, warunek podstawowy- piękny, letni wieczór oraz…psikacz na komary choćby w jednej damskiej torebce.
Potem, niczym Pan Słowik, który spóźnił się na kolację, poszłyśmy piechotą na Nowy Świat i tutaj https://media-cdn.tripadvisor.com/media/photo-s/08/29/b8/f0/foto-da-fachada.jpg zjadłyśmy drobne, słodkie co nieco dyskutując wręcz radośnie, a nawet swawolnie o dietach oraz płaskich brzuchach 😉
Och, miłe Koleżanki, wieczór nad Wisła, marzenie. :-). Mam nadzieje, ze sie spełni.
Dość czesto podaje takie banany na deser bo łatwo sie je przyrządza i szybko a banany szybko dojrzewają i gorzej sie je zjada na surowo a przysmażone są pyszne i tak jak piszesz Danusko, z lodami. 🙂
Danuśka wspomina Nowy Świat. Tam w restauracji Zapiecek jadłam bardzo smaczne pierogi. Ciasto lekkie, duży wybór farszu. Próbowałam z kapusta i leśnymi grzybami a na deser z jagodami. Polecam to miejsce, obsługa sympatyczna. Poza pierogami proponują inne tradycyjne dania.
To ta restauracja
https://www.google.fr/search?q=restauracja+Zapiecek+warszawa+nowy+swiat&rlz=1C9BKJA_enFR615FR615&oq=restauracja+Zapiecek+warszawa+nowy+swiat&aqs=chrome..69i57j0.15717j0j7&hl=fr&sourceid=chrome-mobile&ie=UTF-8#istate=lrl:iv&rlimm=16193553270290981719
Mozna jeszcze tak – banany, jeśli duże, przekroić na pół, jeśli małe, w całości, przygotować ciasto jak na naleśniki i dobrze otoczyć nim banany po czym wrzucić na olej; gdy ciasto się podpiecze położyć na talerzyki, dołożyć lody i deser gotowy. Przepis z Hotelu Hilton. Pysznościowe.
Odnośnie wykorzystywania sytuacji socjalnej zagwarantowanej przez państwo – cwaniaków jest sporo, niezależnie od koloru skóry, religii i narodowości. I bez skrupułów eksploatują wszelkie dostępne możliwości.
Ot choćby wielodzietne, niepracujące, samotne matki, których dzieci niejednokrotnie nie mają wspólnego ojca. Żyją z zasiłków przyznawanych na dzieci. I niestety, Nowy, to nie z miłości dla dzieci lecz wybierają celowo taki sposób życia. Państwo (czytaj podatnicy) płaci zasiłki (na każde dziecko), przyznaje dom lub mieszkanie (housing commission) o niskim czynszu, dodatkowe ulgi w opłacaniu rachunlków itp.
Tzw rodziny zastępcze podobnie wykorzystują finansowe możliwości opieki nad dziećmi im powierzonymi.
Jednorazowe dotacje na dzieci często-gęsto przeznaczano na na zakup nowych telewizorów, smartfonów, iPadów.
Oczywiście nie jest to nagminne lecz coraz więcej osób tak postępuje. I fakt ten jest zatrważający. Brać, a z siebie nic nie dawać, oczekiwać bo mnie się to należy.
Żądać, żądać, żądać…
Ja tez mile wspominam Zapiecek – jadlam tam pierogi z jagodami, dwukrotnie, bo tego specjalu nie jadlam od wielu lat. Jerzor sobie chwalil placek ziemniaczany z grzybami – jeden, ale zlozony wpol ledwo sie miescil na talerzu.
Zgadzam sie z echidna, znam przyklady z mojej wsi…
Dzień dobry,
Alicja – Polonia kanadyjska i australijska różnią się od amerykańskiej przede wszystkim doborem kandydatów na imigrantów. Zarówno w Kanadzie jak i w Australii brano pod uwagę wykształcenie, im wyższe tym łatwiej było dostać stały pobyt. Sam składałem podanie do Kanady i bez problemu mogłem dostać tam prawo pobytu – pomógł dyplom wyższej uczelni i jaka taka znajomość języka. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy byłem w swoim osobistym kryzysie sięgającym dna i nie wiedziałem co ze sobą dalej począć poszedłem do ambasady australijskiej w Warszawie. Tam dostałem formularze, które szybko sprawdziłem z miłą panią z okienka. Tutaj również mój dyplom, znajomość języka i wiek (48 lat) powodowały, że bez żadnych trudności mogłem wyjechać do Australii. W Stanach takich kwalifikacji nigdy nikt nie prowadził i nie prowadzi. Tutaj potrzebna tania siła robocza, nowi, „wolni niewolnicy”, nic więcej. Dlatego, uważam, Polonia w tych trzech krajach jest różna.
Echidna i Alicja – nic mnie nie przekona do tego, żeby osądzić jakąś kobietę czy dzieci ma z wyrachowania i czystej kalkulacji, czy ma bo ma. Nie mnie sądzić o takich sprawach, losy ludzi są często bardzo pogmatwane i nie tak się układają jakby się chciało. Nikt mnie też nie przekona bym osądził kogoś tylko na podstawie koloru skóry, czy jest czarny, biały, żółty, brązowy, wykształcony lub nie, ładny lub brzydki, czy ma dzieci z jednym mężczyzną czy z kilkoma (XXI wiek!). Moje dzieci też nie mają jednej matki i w najmniejszym stopniu nie mam zamiaru z tego powodu się umartwiać ani za życia pokutować.
Kocham ludzi i zawsze daję im kredyt zaufania, z pewnością nie wszyscy są tego warci, ale tego też nie żałuję. Będąc tak otwartym na ludzi rzadko się rozczarowałem, dużo częściej ludzie okazywali się godnymi takiego kredytu.
A jeśli o zasiłki chodzi – to co proponujecie – zabrać je i niech te dzieci chodzą głodne! Widziałem takie dzieci i mówię swoje, nic nieznaczące w dzisiejszym świecie – NIE!. Wolę płacić swoje podatki na takie dzieci niż na wciąż niekończące się wojny. Czytałem kilka lat temu, że Stany wydają na wojny $5000 na sekundę! Nie wiem czy to prawda, ale podobno tak ktoś obliczył. Nie sprawdzałem.
Nowy-gdyby ludzi o Twoich poglądach chodziło więcej po kuli ziemskiej, to świat byłby zdecydowanie piękniejszy 🙂
A teraz muszę Ci coś wyznać-przez dwa lata wynajmowałam mieszkanie na Muranowie, a przez pięć lat pracowałam w biurowcu na ul.Stawki (zresztą z pięknym widokiem na Warszawę, bo z wysokości 26 piętra). Nie miałam z tego powodu traumy, chociaż oczywiście wiem doskonale, jaka jest historia tej dzielnicy. W Polsce jest mnóstwo miasteczek, w których kiedyś było 50-70 procent społeczności żydowskiej i czy naprawdę uważasz, że do dzisiaj nikt nie powinien tam mieszkać z szacunku dla tragicznego losu tych ludzi?
Właśnie przed chwilą kupiłam książkę „Stacja Muranów” w wersji elektronicznej i przeczytam ją z ogromną ciekawością. Polecam taką właśnie wersję, zdecydowanie tańsza i natychmiast do zaimportowania na odpowiedni nośnik.
Ale wiem, wiem, my jesteśmy pokoleniem papierowej książki. Te papierowe również nadal kupuję 🙂
Nowy,
„oj naiwny naiwny naiwny
jak dziecko we mgle…”
Nie masz pojecia, Tadeusz, ile osob wcale nie wyksztalconych dostalo sie do Kanady, bez znajomosci jezyka i tak dalej – ci utkneli w Ronceswolce i tym podobnym. Owszem, Kanada przeprowadzala rozmowy z ewentualnymi emigrantami, ale w koncu brala wszystko, byla to wielka liczba i nigdy by wszystkich nie przepytali.
Stany tez nie braly wszystkich i tez przepytywali – my, kandydaci na emigrantow tu czy tam wymienialismy sie spostrzezeniami, co, kto, gdzie, o co pytaja i tak dalej.
Moglabym duzo napisac o postawie „native people”, ale to dlugi temat.
Generalnie, mozna stanac na glowie, ale te dwa swiaty sie jeszcze tak naprawde nie spotkaly, zeby sobie wyjasnic roznice kulturowe, a przeciez to nalezy najpierw zrozumiec.
Do pewnych rzeczy powrotu nie ma, tak jak w Europie chyba do romantycznych taborow cyganskich. Czy ktos widzial? Bo ja od dzieciectwa nie 🙁
A propos Muranowa – z historii uczono mnie, ze Warszawa byla jednym wielkim cmentarzyskiem po Powstaniu i w ogole po 2-giej wojnie. Mysle, ze ci, ktorzy polegli, nie chcieliby cmentarzyska, mysle, ze chcieliby odbudowanej Warszawy.
Kto chce sobie obejrzec Jerzora zdjecia ze smartfona, czy jak to sie nazywa, prosze bardzo, ja jeszcze nie mam dostepu do moich.
https://photos.google.com/share/AF1QipMw_gv7stE8pFl4nUXJ7RvisoXMzj405gKKy1fCA-vvXNJTH-61kt7Kr9jhVcU0Tw?key=Y01qalZuZG5Fa0g5MVRnRS1wa3hvbU1mRnpLcXl3
Alicjo sporo zwiedziliście w Warszawie …
niestety też tak widzę i dlatego taki smutek mam w sobie …
http://pokazywarka.pl/8urb23
http://pokazywarka.pl/8urb23/
https://www.facebook.com/104705036318383/photos/a.309944702461081.67786.104705036318383/1007479966040881/?type=3
Eksperymentuję! Czy to sie otwiera?
Alicjo, obejrzalam zdjecia z Waszego pobytu w Polsce . Gdzie ta bieda ?
Ze wzruszeniem zobaczylam brame paczkowska w moim rodzinnym miescie – Ziebice .
Jeszcze w tej kwestii: dzietnośc etc. Tu też znane jest to zjawisko.
Najlepiej jednak nazwano to kiedyś tu, w POLITYCE, jako wyuczoną niezaradność, niezaradność przechodząca z rodziców na dzieci i tak dalej. Czy tu, czy tam dzieci rodzi się z premedytacją? Nie, to jest moim zdaniem raczej po prostu żywioł. A, że 500+ może w Polsce to zjawisko wzmocnić? Niestety, przpuszczam , że tak – chwilowo?.
Nowy, rozumiem, ty nie akceptujesz zbiorowych ocen. Rozumiem. Każdemu, każdej należy się indywidualne oceana. Chwała Ci za to, uważasz bowiem, że każdy los matki jest inny. To prawda, lecz przypuszczam, że tam w USA, niewiele jest inaczej niż na naszym marginesie. Fakt, że czarnoskórym* na pewno jest wiele trudniej!
Pozdraw
*) owszem, zwróciłem uwagę na Twoją pisownię: Afroamerykanie. Chłopie, moja edukacja w poprawności politycznej skończyła się tu właśnie. Nie widzę powodu, aby dać się pędzić stale dalej.
Mam tego powoli dosyć.
Wybacz
Elapa,
Ziebice to rowniez moje rodzinne miasto – tam sie urodzilm i mieszkalam przez rok. Teraz odwiedzam kuzynostwo 🙂
Niezmiernie trafna diagnoza! Przeczytajcie, proszeę
http://pokazywarka.pl/8urb23/
Dziękuję Pepegor! Masz rację. Każdemu należy sie prawo do indywidualnej oceny! Moja była z doświadczenia życiowego. Zazdroszczę Nowemu romantyzmu, zgodnego z poprawnością polityczną, ale to jest teoretyzowanie, bardzo szlachetne, ale teoretyzowanie…
Jeszcze mam trochę czasu do toastu, ale już mam nalanego bourbona. No to za tych, których nam bardzo brakuje!
Alicja-Irena 19:28
http://www.radiowroclaw.pl/articles/view/58142/Msciwojow-Idealnie-gladkie-rowne-i-nowe-Takich-drog-mozna-im-pozazdroscic
Cichal – nie wiem co to jest romantyzm zgodny z poprawnością polityczną. Wybacz, ale i wyjaśnij! Plissss!
pepegor – dzięki za komentarz. Masz rację, nie akceptuję zbiorowych ocen. Dla mnie każdy i każda jest najpierw człowiekiem, a żeby ocenić – trzeba z tą osobą beczkę soli zjeść!
Danuśka – absolutnie nie uważam, że gruzy getta i miasteczek żydowskich powinny pozostać w stanie nienaruszonym. Powiedziałem tylko, że nie chciałbym mieszkać na Muranowie. Poza tym uważam, że powojenna budowa muranowskich osiedli rozpoczęła się zbyt szybko, każdy postawiony wówczas blok mieszkalny może być wielkim grobowcem tych, którzy pod nim leżą, a których szczątków nawet nie wydobyto!
A w ogóle to dzięki za miłe słowa!!!! 🙂
dzień dobry …
cichal niestety trafna … trzeba nam mobilizacji …. a roboty jest dużo … korozja już zżera nam państwo … 24 września w 40 rocznicę powstania KOR odbędzie się marsz KOD „Jedna Polska, dość podziałów” … pójdę ale marsze to za mało ..
lato i ciepło jeszcze kilka dni …
Jolinku, Cichalu,
przeczytałam bardzo uważnie.
Nie widzę diagnozy. 🙁
Widzę opis, obraz, ogląd, zdjęcie, sprawozdanie z…., etc..
Zero diagnozy.
Odpowiedział Hartman:
http://hartman.blog.polityka.pl/
Hartman nie jest bohaterem z mojej bajki. Wrzucenie linku nie oznacza podzielania poglądów 😉
Jagodo ale coś jednak widzisz … siedzimy na tarasie, gramy w w karty, oburzamy się i narzekamy … i myślimy, że ktoś za nas zajmie się sprzątaniem … temat jest poważny i społeczny to tu nie będę się wywewnętrzniać .. nie odrobiliśmy lekcji z Państwa Obywatelskiego i nie wiem kto nam da korepetycje ..
dla mnie pepegor nie ma to zadnego znaczenia , co wzmacnia a co oslabia narodziny nowych ludzikow. a faktem jest, za dzieki programowi 500+ zyskuje cale spoleczenstwo a kraj zaczyna odrywac sie od grupy krajow trzeciego swiata przynajmniej jesli idzie o dbanie o obywateli. obowiazkiem panstwa jest dbanie o obywateli.
500 to niewiele, to tyle co ca. 120 euro. u nas na pierwsze dziecko otrzymuja 190 i czy kasa zostaje wydane na lizaki, telefony czy kondony, to mnie nie interesuje. no bo niby dlaczego?
ja nie zyskuje ja tracę …
… to wszystko mozliwe, ze tracisz to co nazywa sie wrazliwoscia spoleczna. ale nie martw sie, jestes w miejszosci i zadbaja o ciebie bo demokracja polega na tym by dbac rowniez o miejszosci
nie … moja wrażliwość ma się dobrze … ale nasze 500+ jest niesprawiedliwe i obciąża budżet … ludziom się należy szacunek ale 500+ nie załatwi tego .. u nas samotna matka lub ojciec z jednym dzieckiem dostaje 0 … to nie jest sprawiedliwy, społeczny i uczciwy system ..
wrażliwi może pomogą …
http://rycerzeiksiezniczki.pl/kids/szymon/?lang=pl
co takiego?
samotnie wychowujacy nie dostaja nic?
nic … z 500 + … o innych dodatkach normalnych się nie wypowiadam …
dla wrażliwych
na dole są konta dla kraju i z zagranicy … można wysłać sms …
http://rycerzeiksiezniczki.pl/kids/szymon/?lang=pl
moge miec jedynie nadzieje, ze pozew zostal juz zlozony 🙄
doprecyzuję … 500+ nie dostaje samotny rodzic i rodzina z jednym dzieckiem … rodzina sobie często radzi …
Samotny rodzic i rodzina z jednym dzieckiem otrzymuje 500+ jeśli dochód na osobę w rodzinie nie przekracza 800 zł.
500 + nie otrzymuje też rodzina na przykład z trójką dzieci, z których dwoje ma skończone 18 lat (chociaż jeszcze się uczy w szkołach średnich) i dochód na osobę wynosi 801 zł 👿
Krysiude dziękuję za doprecyzowanie … muszę się doszkolić …
to się dzieje … a my na kawce …
https://www.facebook.com/kczajka007/posts/10208270051323817
w takim razie, obecna wladza niczym nie rozni sie od poprzednikow. tamci tez znakomicie troszczyli sie o waska grupe 😛
ale hasła były inne … i realia budżetowe …
dobra koniec dywagacji .. dziś bez obiadu .. pokuta …
Już dawno temu uświadomiono nam że „rząd się sam wyżywi”.
Identyczną sytuację jak opisana miała moja koleżanka w Kanadzie. Tylko mówiła po polsku, a powinna po francusku.
Nihil novi sub sole.
Jolinku – nie denerwuj się tak bardzo, bo to szkodzi Twojemu zdrowiu, a to co się dzieje nie zależy od Ciebie.
takie sytuacje to nie sprawa obecnej wladczej bandy jak sugeruje panienka. nacjonalizmy biora gore nad rozumem w wielu zakatkach planety. w dresden na uczelniach maja klopoty z zagraniczna kadra naukowa. pobic bylo tyle, ze ze spora grupa spakowala walizki i dala dyla. mnie wielokrotnie na wschod od odry obrazano w przerozny sposob. ale tylko jeden raz, poki co, zdazylo sie ze slowa palanta nie zadowolily i ruszyl do ataku. nie pozostalo mi nic innego niz wyprostowac reke z zacisnieta dlonia. przestal nazywac mnie hitler jugend, zaczal seplenic i ze zlosci oplul mnie czerwona slina. zeba na pamiatke nie zabral.
szaraku – uściślij, która panienka sugeruje.
https://goo.gl/photos/VPM1Fw442KNYfCq48
Troche zdjec z Polski – Jerzor robil swoim telefonem, wiec dajcie luz na to…
Krysiade,
troche mi sie w to wierzyc nie chce, bo tutaj jak wsiadziesz do autobusu/tramwaju czy pociagu, slyszysz jezyki, o ktorych nawet nie wiesz, ze istnieja 😯
i nigdy nie slyszalam, a mieszkam tu 34 lata, zeby byly jakies klopoty z tego powodu. Byc moze rzecz stala sie w Quebecu – ja tez raz zamowilam „kofi”, a to mialo byc „kafe” i kelnerka za nic nie mogla mnie zrozumiec 🙄
Alicjo – właśnie tam. Moja koleżanka mieszka w Kanadzie od 1979 roku. Mówi mi, że Kanada w tym czasie zmieniła się nie do poznania. Bardzo żałuje, że wyjechała, teraz na starość nie ma do czego wracać. Nawet układy sąsiedzkie, takie przez płot, ma nie ciekawe. To bardzo spokojna i poukładana osoba. Nie mam powodów jej nie wierzyć. Ona nic nie zamawiała, rozmawiała z mężem przez telefon i usłyszała „tu jest Quebec, tu się mówi po francusku”. Było to bardzo agresywne. A w szpitalu po bardzo ciężkiej operacji – co ta Polka tu robi, takie drogie operacje to u siebie.
krysiude człowiek w moim wieku i z wyobraźnią musi się denerwować tym co się dzieje …
Alicjo oglądałam wczoraj … czy prezentujesz na jednym zdjęciu sweter własnej roboty? …
Krystyno masz okazję pójść w nowe miejsce …
http://deluxe.trojmiasto.pl/Pawel-Zyner-otworzyl-w-Trojmiescie-swoja-pierwsza-restauracje-n103716.html
I po co taszczyć ze sobą aparat jak zdjęcia z telefonu rewelacja? Ma Jerzor oko 🙂
I rower taki , że zazdrość bierze od samego patrzenia…
Na takim można się rozpędzić i schudnąć w rozpędzie.
Alicja pokazuje drugi raz te same zdjęcia, myślałam, że to cos innego.
Jolinku,
Zamierzam wybrać się do Sopotu, aby obejrzeć dokładnie nowy budynek dworca, a właściwie tego wielkiego obiektu, którego część dworcowa jest małym elementem. Sopot dopasował się do panującej obecnie tendencji. Całość z daleka wygląda okazale i dość ciekawie. Wprawdzie byliśmy w Sopocie w miniona niedzielę, ale mąż stwierdził, że nie interesuje go sopocki dworzec, a tym bardziej galeria handlowa. On w ogóle nie przepada za Sopotem, ja zresztą także, zwłaszcza w wydaniu wakacyjnym. Ale w powszedni dzień przed południem w okolicach dworca może być znośnie. Zobaczę więc i tę restaurację, przynajmniej z zewnątrz.
W menu figuruje m.in. surowa ikra ze śledzia. Pamiętam z bardzo dawnych czasów, kiedy kupowało się całe śledzie z beczki, mama przyrządzała dla siebie ikrę i mlecz. Siostra i ja oczywiście takich rzeczy nie jadłyśmy. Nie wiem, czy i dziś miałabym na to ochotę.
Serdeczne pozdrowienia spod palmy na kanaryjskiej la Palmie. Gwoli ścisłości, kierunek wymyślił Witek, któremu zresztą palma odbiła 😉
Siedzimy (he,he…) tu już tydzień i doszliśmy do wniosku, że rezygnujemy z Warszawy w przyszły weekend – musimy kiedyś odespać ten urlop.
Przy okazji, widzieliśmy dzisiaj klona Szaraka Arkadiusa przy punkcie widokowym Cumbrecita. Czyżby Arek zrobił skok w bok z Teneryfy?
Krystyno – jeszcze jutro i pojutrze: http://noweidzieodmorza.com/8912-zblizenia
Ewo – tylko Palma czy też robicie skoki w bok? 🙂
Krystyno,
zdarza sie 😉
Probuje wlozyc moje zdjecia….
Dla wszystkich, których nie ma teraz w Gdańsku: https://www.youtube.com/watch?v=DjH71Jt0QhM
https://www.youtube.com/watch?v=GJyp415QX30
Przeczytałam też, że będzie można posłuchać wykładu pani Belli Szwarcman-Czarnoty, siostry pani Doroty, a także odbędzie się spotkanie z panią Magdaleną Kicińską autorką „Pani Stefy”.
Ciekawy punkt programu to jutrzejszy spacer historyczny po Wrzeszczu z p. Joanną Raftopulos
…ale to jutro, bo ciagle nie jest to moj stacjonarny komputer
Co chcialam powiedziec…
otoz Nowy, jestes naiwny, naiwny jak dziecko we mgle, ale tak trzymaj. Bez ludzi wierzacych w czlowieka swiat by nie istnial.
Ja robie tyle, co moge w moich okolicznosciac. https://www.youtube.com/watch?v=U025GZqLZOg
Dzień dobry,
Alicjo – oczywiście będę tak trzymał, już mi za mało czasu zostało na jakieś radykalne zmiany – jestem, jaki jestem i już taki pewnie zostanę.
A w ogóle to dziecko we mgle w/g pana Tadeusza B-Ż było nie naiwne, a pijane. I to nawet bardziej do mnie pasuje 😉
Jak już Asia wykryła jesteśmy z jej mamą z bardzo dobrego, niepowtarzalnego, chyba najlepszego z możliwych, rocznika, więc nic nawet nie będę się starał zmienić. Cieszę się też, że mamy sporą moc przekazywania dobrych genów na następne pokolenia, co można łatwo zauważyć.
dzień dobry ….
czy wiecie, że bocznica w Częstochowie wśród najpiękniejszych opuszczonych miejsc świata … piękna ruina …
http://themindcircle.com/beautiful-abandoned-places/2/
w Warszawie ma być 30 stopni + …
Jolinku, (wczoraj 09:19)
oczywiście, sprawa jest bardzo ważna i poważna
Mam wrażenie, że Hołdys sam nie do końca rozumie, co pisze.
Na przykład:
Tak zaczynał Ludwik Dorn, świeżo upieczony długowłosy maturzysta czy 25-letni instruktor harcerstwa Andrzej Celiński.
I tu jest pies pogrzebany.
Rewolucja jest domeną młodych. A młodzi, żeby robić rewolucję, muszą być przekonani, że sprawa ich naprawdę dotyczy. Pokazuje to sprawa ACTA.
W ubiegłym roku młodzi poparli PiS. Zrobili dokładnie to, co robi dzisiaj na Zachodzie drugie , trzecie pokolenie uchodźców. To, co mają, a co podarowali im dziadkowie i rodzice, traktują, jak miskę należną psu. Chcą więcej, inaczej. I łatwo dają się omamić populistom.
Populiści wygrywają i przegrywają za sprawą mas. Trzeba poczekać aż „masy” uznają sprawę demokracji, praworządności, etc., za swoją.
Na początku stanu wojennego mój przyjaciel napisał wiersz:
a jeżeli mamy iść
korytarzem mroku
długim
bez nadziei
wybierzmy spośród siebie
tego
który słońce pamięta
Zadaniem naszego pokolenia jest „pamiętanie słońca”. Mówienie o nim, przypominanie. I to robimy na marszach KODu. Nie tylko na marszach.
Resztę muszą zrobić młodzi, bo to do nich należy przyszłość. Musimy się umieć mądrze wycofać. Jak rodzice, których dzieci się żenią, wychodzą za mąż. Nie ma, że boli. Czekać cierpliwie. Przyjdą wnuki i opowiemy im o słońcu 😉
Jutro 40. rocznica:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Komitet_Obrony_Robotnik%C3%B3w
wierzę w „mądrość etapu”
Jagodo jeśli tych młodych porywa stary Korwin-Mike lub stary Kaczyński tzn. że młodym trzeba dać inny przykład dobrego wodza i oto jest batalia by opozycja to zrozumiała .. a wycofani rodzice zawsze dają wsparcie w trudnych chwilach …
Jolinku,
ci panowie są metrykalnie starzy, ale zachowują się tak, jakby właśnie wyruszali na wyprawę przeciw smokowi, który chce pożreć piękną księżniczkę. A to zawsze porywa młodych, którzy chcą zmieniać i ulepszać świat. Nawet wtedy, gdy robią coś dokładnie przeciwnego.
Ci panowie nie wierzą, rzecz jasna, w to, co opowiadają. Zależy im jedynie na nich samych. Na władzy. Mają ego rozdęte pod niebiosa i zero moralności. Niestety, są dostatecznie sprawni intelektualnie i socjotechnicznie, żeby skutecznie mącić w głowach młodych.
Kaczyńskiemu, dodatkowo, pomaga Kościół. Tak, jak kiedyś Salazarowi, Franko.
Opozycja parlamentarna jest bierna, zagubiona bez pomysłu. To fakt, ale nie tragedia. Na wszystko jest właściwa pora. Nawet w nauce musi przyjść właściwy moment/klimat dla najsłuszniejszej nawet idei.
Że o sianiu, nawet najszlachetniejszych, zbóż zimą nie wspomnę.
Uważam, że to wcale nie jest taki głupi pomysł, żeby zostawić, na jakiś czas, suwerena sam na sam z „dobra zmianą”. Trzeba mu się dać przekonać na własnej skórze, jak ona smakuje. Aktywna opozycja uaktywnia „suwerena” do obrony „dobrej zmiany”. Nie daje mu czasu i przestrzeni na to pobycie sam na sam.
W muzyce liczą się nie tylko nuty, ale i pauzy. Bezruch, pozorne uleganie to jedne z najlepszych technik obrony w świecie zwierząt i w sztukach walki. Za bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do aktywizmu, w które wpędzają nas media.
W tym czasie, pozornego bezruchu, trzeba budować społeczeństwo obywatelskie. Cierpliwie, konsekwentnie. Żeby być gotowym, kiedy przyjdzie właściwy czas.
„Jest czas zbierania kamieni i czas rzucania kamieni”. Nie należy ich pomylić.
Wódz się znajdzie, kiedy przyjdzie ten właściwy czas 🙂
Błąd Jagodo, oni nie wyruszają na wyprawę przeciwko smokowi zamierzającemu skonsumować księżniczkę. On uważają, że są księżniczką o niewątpliwym uroku i zniewolą smoka, rycerzy i ogół poddanych.
I nie ma co czekać, trzeba działać, przetrzymanie nie jest rozwiązaniem, na żadną „metę”.
Masz rację, Echidno, oni są księżniczką. Ale rycerzem również. W zależności od tego dla kogo aktualnie idzie przedstawienie.
Oczywiście, że trzeba działać. Tyle, że działanie musi być dostosowane do okoliczności. Stanisław Stomma nazwał to mądrością etapu.
Nie ma sensu wpychać się na siłę między suwerena a księżniczko – rycerza. Nie ma sensu ich na siłę przekrzywiać. Lepiej przeczekać ich miesiąc miodowy, to zwykle trwa lata, bo schody i tak się zaczną. W międzyczasie przygotowywać prawne, organizacyjne, edukacyjne rozwiązania.
Opozycja, zarówno parlamentarna, jak i KOD nie powinni ulec ponaglającej presji mediów. Media potrzebują newsów. Najlepiej co godzinę nowych. Poganiają opozycje, żeby ich dostarczała. A przecież polityka to nie łapanie pcheł. Potrzeba rozwagi, czasu, spokoju.
Schody tuż, tuż:
http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/macierewicz-na-dywaniku-u-prezesa-o-co-posz%c5%82o/ar-AAiIRf9?li=BBr5MK7&ocid=UE13DHP
Więcej Macierewicza, więcej Misiewicza!
Dzien dobry, ja z kobry….
Don Maciorro wyraznie lubi mlodych chlopakow i wyroznia ich, 20-letni analityk polityczny (teraz juz 25 lat) – ja bym sie bala.
Kochane blogowisko,
dziekuje za spotkanie na Srodce i za wspaniale zakonczenie w Warszawie! Dodam – w „spotkaniu”.
Jak mawiala Pyra – blog potega jest i basta!
Dorzuce zdjecia, jak Jerzor ustawi komputr, poki co gra z Aleksiejem w tenisa.
odpowiedź ….
https://www.facebook.com/notes/mateusz-kijowski/zagrajmy-w-jednym-zespole-panie-zbyszku/653899588118905
Jolinku,
obawiam sie, ze tym panom chodzi o wladze, a nie o to, zeby w kraju bylo dobrze. To widac, slychac i czuc, niestety.
http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/opinie/ho%C5%82dys-bezb%C5%82%C4%99dnie-o-walce-kod-i-opozycji-z-rz%C4%85dem-pis-to-jeden-z-najlepszych-tekst%C3%B3w-dla-polski-i-dla-nas/ar-AAiFZB7?ocid=UE13DHP
15 lat temu byla prawie ta sama godzina (brakuje ok. kwadransa do 9-tej) rozmawialam wtedy ze znajomym z Pensylwanii, ktory nagle zapytal – is America being attacked?!
Zbieglam z pokoju na gorce i zdazylam zobaczyc, jak drugi samolot wbija sie w druga wieze World Trade Center. Niestety, nie bylo to kino science fiction.
Po nocnej wielkiej burzy słonce, ale w powietrzu czuć jesień.
Cholerne gmail zablokowalo mi pocztę połtora miesiąca temu, a usiłowanie odblokowania to taka procedura, że głowa boli.
A co tu taka cisza na blogu?
Misiu, uważaj, bo Cię znielubię! A Jerzoru odbiore telefon, o!
Na moich zdjęciach jest więcej panienek 😉
No tak, ale w komputerze coś się po tej burzy porobiło i nie mam dostępu do moich plików zdjęciowych, psiakość…hasło nie działa 😯
Pamiętam, że 15 lat temu trwał festiwal filmowy w Gdyni. W czasie dłuższej przerwy pomiędzy filmami wyszliśmy z mężem do jakiejś małej pobliskiej restauracji. Było dość pusto, tylko radio było bardzo głośne. Komentator wręcz krzyczał. Dziwiłam się bardzo, bo owszem była mowa o jakiejś katastrofie samolotu, które co jakiś czas muszą się zdarzyć, ale żeby aż takie emocje w radiu… Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, co się stało. I kiedy wieczorem wracaliśmy do domu w ponurym nastroju, na szerokiej pustej ulicy zaczął przed nami zawracać samochód. Tylko dzięki przytomności męża udało się nam uciec przed nim. Nam może nic groźnego by się nie stało, ale tamten samochód był mały i losy jego pasażerów mogłyby być tragiczne. Z powodu zwykłego gapiostwa lub głupoty.
Przypuszczałam, że Ewa jest gdzieś w podróży. To był już najwyższy czas. Pewnie i a capella wyruszyła w dalsze rejony, bo ostatnio nie zagląda tu. Ale te nieobecności na pewno zaowocują ciekawymi zdjęciami.
Dziś rano wybrałam się na spacer z kijkami po naszej okolicy. A tam widać, że jesień zbliża się wielkimi krokami. Pola zaorane, brzozy i topole szybko żółkną i brązowieją, sporo liści pod drzewami. I ptaków nie słychać. Ale potem pojechaliśmy do Wejherowa do parku, a tam lato w pełni- soczysta zieleń, drzewa też zielone, akurat takie odmiany tam rosną, jesieni w ogóle nie widać. Przepięknie i wesoło. Tak więc warto teraz trzymać się miejskich klimatów, bo tam jeszcze lato trwa.
Może zatem w oczekiwaniu na zdjęcia Ewy, czy też a cappelli drobny kawałek Helwecji?
https://get.google.com/albumarchive/104147222229171236311/album/AF1QipMdZlVnUnkgbbqIVVNiJsqQO2YHWDrLK8SVWUUE
Mimo upału i koszmarnej plagi dziwnych owadów(coś w stylu muszek skrzyżowanych z latającymi mrówkami)udało nam się dzisiaj zebrać sporo kurek, które zostały zaraz wykorzystane do dzisiejszego obiadu. Dodaliśmy je po prostu do ziemniaków z patelni, które towarzyszyły królikowi duszonemu w śmietanie. Oj, całkiem dobry wyszedł nam ten obiad 🙂
Danuśko – dla samej fotki z krową warto było jechać. Cudo!
Ach, ta Szwajcaria ! Kiedyś dzięki Nemo oglądaliśmy ją częściej.
Dznuśka,
wspaniała wycieczka. Czy jest tam coś brzydkiego lub nieciekawego ?
Ławeczki są zabawne, choć siadanie na kuchence może wydawać się dziwne. Co do floksów to nie masz racji. Tam jest ich po prostu dużo.
Zauważyłam przy wodospadzie trochę domów. Musi być tam bardzo głośno, co słychać było na filmie, który nam wcześniej pokazałaś.
Co mi się nie podobało to cena czarnego bzu. 🙂 Na szczęście ja mam go za darmo. Dziś oglądałam ” moje” krzewy. Owoce są już prawie dojrzałe. W okolicy rośnie bardzo dużo bzu, wystarczy dobrze się rozejrzeć.
Danuśka. Omsknęła mi się ręka na z.
Ten „kawałek Helwecji” to całkiem spory i w dodatku jaki urokliwy! Dzięki Danusiu za tę porcję przyjemności i oddechu od politycznych dołów! Będę wracać żeby się nasycić 🙂 Ujął mnie Alain wielkim apetytem na wielką czekoladę i oczywiście Danuśka jako uśmiechnięty kwiatek wśród kwiatów, że o fotogenicznej krowie nie wspomnę i w ogóle każde zdjęcie tej wycieczki rozmarza…
Tak, też żałuję, że już nie oglądamy alpejskich widoków utrwalanych przez Nemo.
To rzeczywiście jest kraj trochę, jak z bajki i ze względu na wspaniałą przyrodę, jak i piękną architekturę. Muszę jednak powiedzieć, że widoki w okolicach wodospadu na Renie z lekka popsuto dosyć nieciekawymi blokami postawionymi w najbliższej okolicy(trochę je widać na tym zdjęciu tuż przed krową). Zatem nawet Szwajcarom zdarzają się wpadki 😉
A ceny, to już zupełnie inna i dużo mniej zabawna bajka. Dobrze, że to była bardzo krótka wycieczka!
Aha, krowy ustawione dla turystów były do wyboru i do koloru 🙂
dzień dobry ….
Danuśka przeszłam się z przyjemnością po trochę znanych mi miejscach w Szwajcarii .. a kasztany prażone były jedzone czy teraz nie sezon? … na tym moście w Lucernie były sprzedawane … a pogoda na zwiedzanie wyśmienita ….
Zaczynam tydzień piękna wycieczka, dzieki Danusko! Miejsca urokliwe ale i fotograf doskonały 🙂
a jak byłam Zurychu to krowy były wszędzie .. w hotelach, na ścianach, ulicach bo akurat to był czas gdy wędrowne światowe krowy tam zagościły .. u nas w Warszawie też były ale nie tak liczne i przeszła ta impreza prawie bez echa …
Nie, Jolinku kasztanów jeszcze nie było, za wcześnie.
Bardzo lubię takie elementy małej architektury, jak te kolorowe ławeczki w Szafuzie czy też pamiętne bajkowe krowy, które wspomina Jolinek. Te artystyczne krowy stoją jeszcze w Zurichu tu i ówdzie. Zresztą nie powiedziałabym, że krowy goszczące w Warszawie przeszły bez echa, wiele osób robiło spacery krowim szlakiem 🙂
Czytam teraz „Stację Muranów” i jest tam mowa również o innej formie ożywiania miejskiego krajobrazu:
http://artmuseum.pl/pl/filmoteka/praca/rajkowska-joanna-dotleniacz-plac-grzybowski-w-warszawie
Alino-fotograf bardzo wiele nauczył się na blogu 🙂
Dzisiaj była fasolka po bretońsku w towarzystwie bagietki. Niestety nic nie dorównały bagietkom francuskim, albo tym sprzed lat, sprzedawanym w piekarni na wprost Sądów. Były wspaniałe.
Po kilku, prawie że wiosennych dniach, znowu zawitała zima. Zatem jutro na obiad pieczona golonka i do tego groch z kapustą. Takie jakieś wybuchowe dania skomponowałam. Zupełnie przez przypadek. Co prawda groch z kapustą można zastąpić chrzanem i koniec batalii gotowy.
Echidno – do pieczenia jagnięciny użyłam cytryn wg Twego przepisu. Wyszła wspaniała. Inne przyprawy były klasyczne. Te cytryny bardzo się sprawdzają do pieczonych mięs.
Cieszę się ilekroć polecane przepisy zyskują zwolenników. Możesz jeszcze użyć miąsz cytryny (niewielką ilość) do sałatek warzywnych. Np: zielona sałata, pomidory, papryka, szalotka, sos z oliwki i octu winnego plus drobno podziabany miąsz. Nie trzeba wtedy solić, a sałatka nabiera specyficznej świeżości i smaku. A jak jeszcze posypiesz pestkami granatu – NWB czyli niebo w gębie.
Dzięki. Spróbuję przy najbliższej sałacie.
dzień dobry Wszystkim.
Byłam wielką miłośniczką P. Piotra i kochałam jego przesmaczne felietony. Nie należę do rodziny blogowej, ale mam wielką nadzieję, że Pani Barbara będzie kontynuować felietony P. Piotra. Przyznam się, że w każdą środę szukam w nowym numerze Polityki felietonu P. Barbary, której książkę z przepisami na zupy przerabiam w tę i z powrotem
Nie wiem, jak to było z Waszymi latoroślami, czy one wszystkie, te nasze kochane dzieci wyprowadzają się z domu etapami i to nawet wieloma etapami oraz zupełnie niespiesznie i nie końca? Najpierw wielka radość, że wyfruwamy z rodzinnego gniazda, ale zabieramy tylko najważniejsze rzeczy i ubrania do przetrwania najbliższego sezonu. A potem wpadamy, co miesiąc albo dwa i zabieramy jeszcze i to i owo, ale nigdy do końca. Zatem w szafach mam nadal córczyne szpilki ze studniówki, pluszaki od koleżanek, podręczniki do polskiego z drugiej klasy gimnazjum oraz wisiorek kupiony przez dawno minionego ukochanego. Ja nie śmiem wyrzucać, bo to może sentymentalne pamiątki, a Latorośl nadal do końca nie porządkuje, bo jakoś ciągle nie ma czasu!
Ale może się nie denerwować, a jedynie cieszyć…?
Dziś rano na przystanku autobusowym wisiało ogłoszenie dla chętnych do zbierania ślimaków. I pewnie tutejsze winniczki pojadą sobie do Francji. W tym roku jest ich wyjątkowo dużo, albo moje rośliny tak je przyciągają. Niestety, nikt u nas ślimaków sam nie przyrządza.
Na hali targowej sporo grzybów, są już także gąski.
Z Gdyni przywiozłam sobie nową lekturę, choć nie jest ona już wcale taka nowa. Pożyczyłam od syna ” Beksińskich” Magdaleny Grzebałkowskiej, a to dlatego, że wkrótce można będzie obejrzeć w kinach ” Ostatnią rodzinę” , podobno znakomity film.
Krystyno-i dobrze, że nie przyrządza, bo to długa i dosyć niewdzięczna robota.
Ślimakożercy z nad Loary albo jedzą w restauracjach albo kupują gotowe w sklepach.
A co do filmu, to nie wiem, czy rzeczywiście mam ochotę go obejrzeć, ale będę ciekawa Twoich wrażeń.
http://www.filmweb.pl/reviews/Bo+wszyscy+Beksi%C5%84scy+to+jedna+rodzina-19136
Danuśka,
możesz tylko się cieszyć. Stare zeszyty i pamiątki córka z czasem pewnie zabierze. Całkiem niedawno oddałam synowi jego zeszyty i dzienniczki ucznia z podstawówki. Będzie miał dowód, że był dobrym uczniem i pokaże swoim synom. Dostał też swoje rysunki jeszcze z przedszkola. Cieszył się, że zachowałam te pamiątki. A jakieś stare ale porządne tiszerty też jeszcze się znajdą . Ale to skutek mojego chomikowania.
A tutaj zachęta do obejrzenia ” Ostatniej rodziny” – felieton Krzysztofa Vargi : http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,20657729,beksinskich-portret-smiertelny-czyli-genialny-seweryn-varga.html
Danuśka,
myślę, że warto dla samego aktorstwa. Film obejrzę w przyszłym tygodniu na festiwalu filmowym i przekonam się, czy było warto.
Zastanawiam się natomiast bardzo, czy wybrać się na ” Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego . Jeszcze nie zdecydowałam.
Danusko, ja tez bym sie cieszyla, ze córka nie wyprowadziła sie tak naprawdę do końca. Na pewno jest Ci miło, kiedy trafiasz na jej rzeczy. Ze wzruszeniem odnajduje u mamy rożne swoje drobiazgi a w tym roku w listopadzie minie 40 lat od kiedy wyjechałam z domu. Trudno mi w to uwierzyć ale daty nie kłamią. 🙂
U mnie w pokoju na górce jeszcze pełno rzeczy Maćka, ale chyba się tego niedługo pozbędę w związku z remontem sufitu i dachu. Zachowamtylko pamiątkowe książki klasowe, świadectwa i książki, których trochę jest.
A tak w ogóle przydałoby się połowę rzeczy wyrzucić z całego domu i… od nowa zacząć gromadzić 😉
Przeczytałam „Beksińskich”, bardzo dobrze napisana biografia. W przeciwieństwie do autora recenzji podoba mi się twórczość Beksińskiego seniora, twórczości muzycznej juniora nie znam.
Chętnie obejrzałabym film, bo Seweryna też lubię.
Ok, to będę się cieszyć 🙂
Alino-40 lat to naprawdę kawał czasu!
dzień dobry …
Jerzorowi wszystkiego najlepszego z okazji urodzin … 🙂
Danuśka ja ma rzeczy dzieci do dziś bo podobno ja mam duże mieszkanie … czasami sobie o czymś przypomną i buszują po zakamarkach …