Co jadają Sabaudczycy?
Znalazłem w swoim archiwum bardzo smakowity kawałek. Starałem się sprawdzić, czy już go tu nie prezentowałem. Nie znalazłem śladu publikacji, ale są tu zdolniejsi ode mnie i na pewno skorzystają z okazji, by mi wytknąć sklerozę albo coś jeszcze gorszego. Trudno! Anegdotka jest na tyle smakowita, że warto zaryzykować.
„Losy Sabaudii układały się w taki sposób, że ostatecznie została wcielona do Francji dopiero w 1860 roku. Była regionem tak biednym, że mały Sabaudczyk, wysyłany często na zimowe miesiące poza dom, zmuszony był imać się najbardziej nędznych zajęć. Na regionalnych pamiątkach przedstawiany jest jako nosiciel wody albo handlarz zajęczą skórą.
W literaturze na temat regionu można znaleźć informacje, że w XVII wieku głównym pożywieniem miejscowych był chleb – zjadano go od kilograma do dwóch na głowę dziennie, maczając w topionym serze albo tłustej zupie.
Maczanie chleba w topionym serze weszło później na stałe do gastronomicznego repertuaru, przyjmując nazwę fondue. Nie warto jednak ograniczać doń kulinarnej przygody z regionem, bo choć to danie smaczne i efektowne towarzysko, nie należy do tutejszej tradycji kulinarnej: przywędrowało w te strony na początku XX wieku ze Szwajcarii.
Ser, obok ziemniaka i wieprzowiny, jest podstawą sabaudzkiej kuchni. Co nie oznacza, że jest ona bezbarwna i nudna, ponieważ podobnie jak cała kuchnia francuska, tutejsza też jest złożona, pełna niuansów i lokalnego kolorytu.
Jeśli więc w menu sabaudzkiej restauracji wypatrzymy diots i pormoniers, będzie to oznaczało różne rodzaje kiełbas wieprzowych, tradycyjnie wytwarzanych raz w roku, jesienią. Te pierwsze zostaną prawdopodobnie ugotowane w winie. W drugich natomiast, obok mięsa lub podrobów, znajdą się warzywa: pory, boćwina, kapusta lub szpinak. Cała reszta, począwszy od unikatowej kompozycji po sposób podania, będzie wypadkową odrębnych receptur oraz wyobraźni, ewentualnie przywiązania do tradycji kucharza.
W karcie warto szukać również polenty (znanej doskonale w kuchni północnych Włoch, np. Veneto), crozets (makaron z mąki gryczanej, podawany do mięs), tai-tiflette (zapiekanka z ziemniaków i sera reblochon), pela (smażone na patelni ziemniaki z boczkiem i cebulą, na które układa się reblochon – podawane, gdy ser się roztopi), dań z gruntu zgrzebnych, które jedzone w tradycyjnych auberges lub górskich schroniskach (np. Petit-Mont-Cenis na wysokości 2100 metrów) będą smakowały prosto i bezpretensjonalnie.
A na deser na przykład matafan (tradycyjnie przygotowywany jako placek śniadaniowy z ziemniaków, który z biegiem czasu ewoluował w kierunku słodkiego grubego naleśnika z jabłkami) albo glacons de Megeve (czekoladowe ciasteczka nadziewane masą orzechowo-migdałową, pokryte warstwą bezy).Sabaudia słynie również ze swych tart z nadzieniem z owoców leśnych. I gateau savoyard, prostego, delikatnego ciasta o dyskretnym cytrynowym posmaku, serwowanego często z konfiturą”.
Tak piszą Sabaudczycy o swoich ulubionych potrawach.
Komentarze
Gospodarzu,
Ślinka pociekła pomimo zjedzonego śniadania… Nieśmiało nadmieniam, że ta zapiekanka z ziemniaków i sera reblochon wygląda mi bardziej na tartiflette niż tai-tiflette, chyba że to jakaś tajska odmiana 😉
Orco,
Cała przyjamnośćpo mojej stronie, tym bardziej że historia ciekawa. Dzięki za wulkan – zdjęcia cudo.
Tymczasem znowu nas delikatnie ponioosło:
http://www.eryniawtrasie.eu/17042
Zgodnie z życzeniem gospodarza -http://czaswina.pl/artykul/rozne-smaki-sabaudii .
Ewo-dzięki za kolejną sympatyczną relację 🙂
W Sabaudii spędziłam wakacje już kilka razy i bardzo lubię ten region za:
-krajobrazy,które trochę znacie ze zdjęć Nemo,bo bardzo podobne:
http://www.mapetiteagence.com/img/referencement/vente-maison-haute-savoie-74.jpg
-za Annecy,bo do zakochania od pierwszego wejrzenia:
http://www.savoie-mont-blanc.com/en/Discover/Visits-and-discovery/Worth-visiting/Lake-Annecy-The-town-of-Annecy
-za kuchnię,o której opowiedział nam Gospodarz,chociaż trzeba przyznać,że to dania raczej zimowe,takie które chętnie jada się po nartach lub po mroźnym spacerze.
Tu tartiflette,jedno ze sztandarowych dań tego regionu,które jest z n a k o m i t e :
http://www.epicerie-courchevel.fr/wp-content/uploads/recette-tartiflette.jpg
– i w końcu za dzwonki albo raczej dzwony,które noszą sabaudzkie krowy:
http://www.aravis-haute-savoie.fr/PAGE-REDIRECTION/thones-redirection/services-thones/bourrelier/cloche-de-vache.jpg
Na dodatek mamy w Sabaudii rodzinę i paru znajomych,więc zawsze cieszymy się,kiedy możemy ich odwiedzić.
A Osobisty Wędkarz chętnie łowi tam pstrągi 🙂
Ciekawe, ile było wówczas w Europie regionów tak biednych, że jadano tam chleb – od kilograma do dwóch na głowę dziennie, maczając w topionym serze albo tłustej zupie 😉
Miałam wczoraj ciekawego gościa, a właściwie dwoje. Najstarszy przyjaciel Osobistego, świeżo emerytowany profesor fizyki, przywiózł z Berna swojego moskiewskiego gościa – badawczynię protein, z którą współpracował naukowo, a która zapragnęła wykąpać się w naszym jeziorze. Przypłynęli statkiem do przystani, niedaleko naszego gminnego kąpieliska i tam się spotkaliśmy.
Pani profesor okazała się być przemiłą damą w wieku 81 lat (urodziny kilka dni temu) zachwyconą widokami, jeziorem (było ciepłe) pogodą (miało się na burzę) i w ogóle bardzo przyjemną rozmówczynią.
Rozmawialiśmy głównie po angielsku, ale to i owo przypomniało mi się z długich lat edukacji i rosyjskiego, ku jej wielkiej uciesze, też użyłam 🙂 Po dwóch godzinach kąpieli goście jeszcze trochę zostali na plaży, a ja popędziłam rowerem przygotować coś do jedzenia, bo zbliżała się pora podwieczorku, a oni wyglądali na zgłodniałych i ciasto morelowe wydało mi się zbyt ubogim poczęstunkiem.
Gdy się pojawili (autobusem) to na stole stała (dość tłusta) zupa z prawdziwków i świeży chleb do ewentualnego maczania, szynka szwarcwaldzka, kozi serek, no i to ciasto. Zupa zniknęła błyskawicznie (byli naprawdę głodni) ale największą furorę zrobiły moje ogórki małosolne i koszyk pomidorów w przeróżnych odmianach.
Z podwieczorku zrobiła się jeszcze wizyta w ogrodzie plus kolacja (ziemniaki pieczone po mojemu, łosoś wędzony, serek ziarnisty z rzodkiewką, mizeria) a potem goście zostali odwiezieni na dworzec z ładunkiem ziemniaków, pomidorów, ogórków, fasolki, botwiny i cukinii, na której widok profesorka wykrzyknęła – kabaczok!
Z racji urodzin dostała jeszcze ładunek suszonych borowików, mam nadzieję, że jej służby celne tego nie zabiorą i nie zniszczą, jak to tam ostatnio w modzie 🙁
Nemo,
Toż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Co dla jednego będzie ubogim posiłkiem, dla innych będzie prawie ucztą 😉
Ewo,
też prawda. Cóż to jest dwa kilo chleba na dzień na osobę, racja więzienna, prawie.
Jedli marząc o czterech kilogramach bez namaczania 😎
Na przelomie lat 1980/1981 mieszkalam przez 8 miesiecy w Annecy. Urocze miasteczko ale po 15 wrzesnia zapada w zimowy sen i tak do wiosny. Bardzo podobal mi sie w Annecy targ. Tam tez jadlam raclette. Nauczylam sie tez dobrze jezdzic na nartach, bo bylo bardzo blisko do roznych znanych miejscowosci narciarskich.
Podczas ostatniego,krótkiego czerwcowego pobytu w Sabaudii dostaliśmy w prezencie od naszego kolegi torebkę suszonych kurek.Okazuje się,że kurki też da się ususzyć,bo właściwie dlaczego nie?
W Sabaudii byłam krótko. Tylko w Annency i Chamonix. Podziwiałam Mont Blanc z Aiguille du Midi. Płynęłam też stateczkiem po Jeziorze d’Annecy. Piękne okolice i kręte drogi.
Ewo – Jeżeli nie Gruzja w tym roku – to gdzie się wybieracie?
Małgosiu – Twoja babcia na pewno była bardzo zadowolona gdy dziadek wracał z Truskawca z pustym portfelem 😀
Nemo,
W rzeczy samej 😆
Asiu,
Jedziemy na wczasy jak emeryci… ale coś będziemy kombinować 😉
Asiu, dziadkowie bardzo się kochali i byli dobrze sytuowani. Babcia o tym opowiadała z łezką w oku, bo Dziadka nie dane mi było poznać 🙁
Na Aiguille du Midi
Powiedzcie, czy też widzicie ten padający z błękitnego nieba śnieg?
Idą deszcze. Jeden spadł rano, dość rzęsiście, teraz nadchodzi cały front. Pojechałam szybko do ogrodu zebrać wyschniętą cebulę, w pośpiechu nie założyłam rękawiczek i bozia pokarała – użądliła mnie pszczoła między palcem wskazującym a środkowym 🙁 Jaki to ból!
Nie miałam noża, więc rozgryzłam szybko małą cebulkę i przyłożyłam soczystą stroną do mniejsca ukąszenia. Po chwili ból zelżał i mogłam dalej wyszukiwać moje plony w dżungli koprowo-kosmeowo-truskawkowej 🙄 Na pewno wiele przegapiłam, ale i tak sporo znalazłam, na razie wystarczy. Zebrałam jeszcze figi na konfitury, chyba ze dwa kilo.
To lato było super.
Było i się skończyło. Od poniedziałku zaczęła się szkoła, a to niechybna oznaka jesieni 😉
Dziecko sąsiadów zadało mi zagadkę.
Po ile zwierząt każdego gatunku zabrał Mojżesz na arkę?
Małgosiu – więcej zdjęć: http://polona.pl/search/e881d540-4283-11e5-8404-95fe2a733a5f/
Ewo – nie wyobrażam sobie Was leżących przez dwa tygodnie na leżaku. 🙂 Na pewno ta podróż będzie jak zwykle interesująca.
Małgosiu – jakiś błąd, to miały być stare zdjęcia Truskawca. Jak wpiszesz w wyszukiwarkę Polony „Truskawiec” to na pewno ukażą się bardzo klimatyczne fotografie.
Bardzo mi sie podoba muzeum lavendy, a porcja sorbet lawendowego wyglada smakowicie.
Sprawdzilam, gdzie jest polozony Truskawiec. Sama nazwa jest atrakcyjna. Niedaleko Truskawca jest Orzeszkow! Z Truskawca blog pojechal do pieknego miejsca Brunary, gdzie serwuja miedzy innymi kwas chlebowy na miodzie. Dalej udalismy sie do Sabaudii. W Sabaudii mozna zjesc rozne smakolyki typowe dla tego regionu i jednoczesnie podziwiac Mont Blanc.
Dobrze, ze od rana moge przeczytac na blogu tyle pocieszajacych wiadomosci poniewaz informacja w miejscowej gazecie bardzo mnie zmartwila.
Seattle jest na trzecim miejscu miast w kraju, ktorego nalezy unikac jak zarazy (avoid like a plague). Przyczyna jest fakt, ze mieszkancy Seattle zyja w grzechu. Rozczarowanie polega na tym, ze Seattle zajelo w kategorii grzesznego stylu zycia dopiero trzecie miejsce. Wygralo miasto Portland, OR, na drugim miejscu jest San Francisco. Seattle dopiero na trzecim miejscu.
Mieszkancy Portland, OR przyjeli te wiadomosc z dzikim aplauzem. Zasmuceni mieszkancy San Francisco i Seattle obiecuja sie poprawic przed nastepnym konkursem w przyszlym roku.
Liste przygotowal pan o nazwisku Glenn Beck, ktory kiedys pracowal dla Fox News. Jestem zaskoczona wysoka pozycja Phoenix, AZ. Jest to bardzo konserwatyne miejsce. Ale to moze byc statystyczny blad.
Pelna lista miast zyjacych w grzechu w kolejnosci wzrastajacej skali grzeszenia (increasingly sinful order):
St. Louis
Washington, D.C.
Minneapolis-St. Paul
Las Vegas
Milwaukee
Los Angeles
Boston
Detroit
Columbus, OH
St. Petersburg (ten na Florydzie)
Phoenix
Denver
Seattle
San Francisco
Portland, OR
Czas na kawe
Teraz powinniśmy udać się na prawdziwy wypoczynek. Dotarliśmy w domowe pielesze w nocy z wtorku na środę. Umęczeni okrutnie. Nie tyle podróżą co wypoczynkiem w Polszcze. Terminarz zapełniony do granic niemożliwości. Tu pojechać, tam pobyć, tych odwiedzić, u tamtych uczestniczyć w uroczystościach. Załatwić multum spraw (nie wszystko poszło jak z płatka) itp, itd.
Z rozrzewnieniem wspominam pobyt w Białowieży, smakowity i obfity obiad w karczmie Sioło Budy. Zachwalany Stoczek rozczarował smakami, Carska zachęcała zarówno oryginalnym menu jak i przekształceniem starej, zaniedbanej stacji we wspaniałą restaurację. Niestety nie „stało” sił na posiłek po obżarstwie w karczmie w Budach. Niby dzień wcześniej, aliści…
Pozdrawiam serdecznie
Echidna
Orca – otwórz oczy niezorientowanej proszę. A na czym niby polega ów grzeszny styl życia?
Echidna,
Jak to mowia – „consider the source”, czyli w tym wypadku FOX News i Public Religion Research Institute (cokolwiek to jest).
Wedlug Glenn Becka grzesznik to ten, kto nie chodzi do kosciola.
Kryterium jest wyjasnione w tym cytacie:
„according to a study from the Public Religion Research Institute, the major metro area with the highest number of religiously unaffiliated residents”
Właśnie wróciliśmy od Żaby. Cudnie. łodzi za 2 godziny idą na festiwal szantowy, więc teraz pędzę do kuchni, a oni po zakupy. Napiszę później.
Zimno i leje. Nareszcie.
Przed deszczem zebrałam pomidory figi, cebulę. Przy okazji użądliła mnie pszczoła, dokładnie między palcem wskazującym i środkowym. Jakie to bolesne 🙄 Sok ze świeżej cebulki uśmierzył jednak największy ból, tyle że z braku noża musiałam ją rozgryźć 🙁
W ogrodzie jest taka dżungla truskawkowo-koprowo-kosmeowa, że szukałam tych cebul jak w zagajniku. Na pewno jeszcze jakieś zostały, ale już mi się po tej pszczole jakoś nie chciało za dokładnie grzebać 😉
Napisz jak Żaba, jak Misiek. Jak Ci się podobała odczyszczona hala?
Nie chwalęcy się, jam to sprawił! (Zagłoba) 🙂
Pokroiłam figi, dodałam cukier, sok z pomarańczy i sherry – będą konfitury (dżem).
Lato mieliśmy piękne tego roku, choć za suche, ale od czego mamy armię. Wojacy dzielnie całymi tygodniami dostarczali setki ton wody na górskie pastwiska, zaskarbiając sobie wdzięczność krów, pastuchów i całego narodu, bo helikoptery, choć kosztowne, to przynajmniej nie trenują bez sensu strzelania rakietami na jakimś poligonie…
A jesień nastaje nam zawsze wraz z początkiem roku szkolnego (w ostatni poniedziałek) i choćby jeszcze miało być gorąco, to wszyscy będą mówić: o, jaka ciepła jesień tego roku 😉
Asiu,
Gorzej niż leżaki – Witek nastawił się na nurkowanie. Nie wiem czy wyjdziemy z wody przez dwa tygodnie 😉
Był sobie Dziad i Baba, stara bajka się chwali
On się Dzianem nazywał, na nią Mery wołali.
Bardzo starzy oboje, na retajer już byli
Filowali nie bardzo, bo lat wiele przeżyli.
Mieli hauzik maleńki, peintowany co roku
Porć na boku i stepsy do samego sajdłoku.
Plejs na garbydż na jardzie, starą piczes co była
Im rok rocznie piczesów parę buszli rodziła.
Kara ich była stara, Dzian fiksował ją nieraz
Zmieniał pajpy, tajery i dzionk służył do teraz.
Za kornerem na stricie przy Frankowej garadzi
Mieli parking na dzionki gdzie nikomu nie wadził.
Z boku hauzu był garden na tomejty i kabydż
Choć w markecie u Dziona Mery mogła je nabyć.
Czasem ciery i plamsy, bananusy, orendże
Wyjeżdżała by kupić na hajłeju na stendzie.
Miała Mery dżob ciężki, pejda też niezbyt szczodra
Klinowała ofisy za dwa baksy i kwodra.
Dzian był różnie: łaćmanem, helprem u karpentera
Robił w majnach, na farmie, w szopie i u plombera.
Ile razy Ajrysie zatruwali mu dolę,
Przezywając go greenhorn, lub po polsku grinołem.
Raz on z frendem takiego się fajtując dał hela
Że go kapy na łykend aż zamknęli do dziela.
Raz w rok w krysmus lub w ister się zjeżdżała rodzina
Z Mejnów Stela z hazbendem, Dziejn i Łolter z Bruklina.
Był Dzian z Mery bardzo tajerd i bizy
Nim pakiety ze storu poznosili do frizy.
A dżab to była wielka, boć tradycji wciąż wierni,
Polskie hemy, sosydże i porkciopsy z bucierni.
I najlepsze rostbefy i salami i stejki,
Dwa dozeny donatsów, kieny w baksach i kejki.
Butla Calvert, cygara, wszak drink musiał być z dymem
Kidsom popkorn i soda wraz ze słodkim ajskrymem.
Często, gęsto Dzian stary prawił w swoich wspominkach
Jak za młodu do grilu dziampnął sobie na drinka.
To tam gud tajm miał taki, że się trzymał za boki
Gdy mu bojsy prawili fany story i dżołki.
Albo jak to w dżulaju brał sandwiczów i stejków
Aby bosem z kompanii jechać na bicz do lejku.
Tam po kilku hajbolach zwykle było w zwyczaju
Śpiewać stare piosenki ze starego, het kraju.
Raz ludziska zdziwieni łotsy meter szeptali
Że u Dzianów na porciu coś się balbka nie pali.
A to śmierć im do rumu przyszła tego poranka,
On był polski, krajowy, ona Galicyjanka.
Orco,
Drobne sprostowanie: w Brunarach jest piękna drewniana cerkiew (UNESCO), zaś kwas chlebowy na miodzie można dostać w łemkowskiej Gościnnej Chacie w Wysowej.
Ewa,
Dziekuje. Przejrze Twoje strony dokladniej za kilka godzin. Ciekawe podroze i ciekawe reportarze.
Niezapomniany Robin Williams wystapil kiedys w skeczu pod tytulem „Russian Idol”. Jest to parodia konkursu „American Idol”. W tym skeczu Robin wystepuje goscinnie jako zwyciezca Russian Idol ubrany w spodnie ze skory i bardzo ozdobna koszule.
Zapytany, jakie piosenki spiewa w Rosji, odpowiada, ze spiewa miedzy innymi „Midnight train to Georgia”, ale poprawia, ze w Rosji ten tytul ma zupelnie inne znaczenie.
Gruzja po angielsku to Georgia dla tych, ktorzy moga tego nie wiedziec.
To taka uwaga z boku. Kilka dni temu minela rocznica odejscia Robina. Bardzo kochal San Francisco, gdzie mieszkal przez wiele lat.
No tak, w 2008 Midnight train to Georgia miał inne znaczenie…
https://www.youtube.com/watch?v=KOIUgPKPJPE&noredirect=1
Ewa,
Dziekuje. Znam ten skecz na pamiec i za kazdym razem widze i slysze cos nowego.
Geniusz artystyczny i bardzo dobry czlowiek.
Nemo, podkradaliscie nam wode !
Elapa,
czyżbyś mieszkała nad Rodanem?
Jednak dzisiaj już nie napiszęę, dopiero jutro po wsadzeniu ciasta w piec. Jestem zmęczona.
Nemo, nie, ale to nasza dobra francuska woda.
Elapa,
musiałam coś przegapić, bo nie bardzo łapię z tą wodą… Kto podkradał i gdzie?
Coś dla Ślązaków albo pochodnych. Pyra!
RYMOWANY SŁOWNIK POLSKO-ŚLĄSKI
JUŻ MOM NOWO WYLICZANKA,
ŚLONSKI KRUPNIOK TO KASZANKA.
POLSKO BABKA TO JEST ZISTA,
PIWA SKRZYNKA TO JEST KISTA,
ŚLONSKI FATER TO JEST TATA,
WASZ POMIDOR TO TOMATA.
WY MÓWICIE MY GODOMY,
U WAS BABCIE U NAS OMY.
Z WŁOSÓW SPINKA U NOS SZPANGA,
ZWYKLE TRZEPAK TO KLOPSZTANGA.
TAM POCIAGI U NOS CUGI,
GARNITURY TO ANCUGI.
FILIŻANKA TO JEST SZOLKA,
PANI Z POLSKI TO GOROLKA.
ROWEROWY ŁAŃCUCH TO JE KETA,
A FUZEKLA TO SKARPETA.
NA LANDRYNKI GODOM SZKLOKI,
Z OWSA PLACKI – HAWERFLOKI.
POLSKI JÓZEF TO JEST ZEFEL,
ZA TO GUZIK TO JEST KNEFEL.
TAM SIĘ GRZEJE TU HAJCUJE,
JAK SIĘ ŚPIESZY TO PILUJE.
TAM TABLICA TU TABULA,
A PIERWIOSNEK TO PRYMULA.
BY UPIĘKSZYĆ – POMALUJE,
BY UGRYFNIĆ – POSZTRAJHUJA.
TAM ZASŁONY A TU SZTORY,
JAK MOM KRANKOL- JESTEM CHORY.
NA PÓŁ LITRA GODOM HALBA,
ZAŚ WERANDA TO JEST LAUBA.
JAK OSZCZĘDZAM TO SZPORUJA,
JAK CHCĘ WIETRZYĆ TO LUFTUJA.
DOWO POZÓR – JEST OSTROŻNA,
FUZBAL TO JEST PIŁKA NOŻNA.
PODUSZECZKA TO ZAGŁOWEK,
A PRZIKOPKA TO JEST ROWEK.
TAM WALIZKA A TU KOFER,
A KIEROWCA TO JEST SZOFER.
AWANTURA – U NOS HAJA,
TAM JEST GRUPA A TU ZGRAJA.
W SZAFIE WIESZAK – W SZRANKU BIGIEL,
U WAS WIADRO A TU KIBEL.
MAMLAS – TO NIEZDARA,
A PLEBANIA TO JEST FARA.
SOK Z KAPUSTY TO JEST KWASKA,
A FARTUSZEK TO ZOPASKA.
U NOS LYJTY, U WAS LANIE,
WASZE KŁUCIE, NASZE ŻGANIE.
PANNA Z DZIECKIEM TO ZOWITKA,
KROMKA CHLEBA U NOS SZNITKA.
A MOTYLE -SZMATERLOKI,
ŁYŻWY Z KORBKĄ TO KURBLOKI.
DUŻO MÓWIĆ TO FANDZOLIĆ,
LEKCEWAŻYĆ- U NOS SMOLIĆ.
WŁÓCZYĆ SIĘ TO ZNACZY SMYKAĆ,
U WAS MODLIĆ U NOS RZYKAĆ.
SCHACHARZONY TO ZEPSUTY,
TU SZCZEWIKI A TAM BUTY.
SEBLYC SIE TO JEST ROZBIERAĆ,
ROZTOPIYRZAĆ TO ROZPIERAĆ.
U WAS KATAR U NOS RYMA,
DENATURAT TO JEST BRYNA.
TU WYKLUPAĆ TAM WYTRZEPAĆ,
U WAS RZUCAĆ, U NOS CIEPAĆ.
IŚĆ NA RANDKĘ TO ZOLYCIĆ,
U WAS ZŁAPAĆ U NOS CHYCIĆ.
U WAS RURA U NAS RUŁA,
A PIEKARNIK TO BRATRUŁA.
TU ZMARASIĆ TAM ZABRUDZIĆ,
TAM SPROWADZIĆ A TU SKLUDZIĆ.
CIEPAĆ MACHY – STROIĆ MINY.
TAM OBIERKI – ŁOSZKRABINY.
GRYSIK TO JEST MANNA KASZA,
ZAMIAST WUSZTU JEST KIEŁBASA.
POWÓZ KONNY TO JEST FURA
A NAPISOŁ TO SZYMURA
Pada deszcz. Na mapie widac zielone, zolte i czerwone kolory. Zaby odezwaly sie w trawie. W oddali slychac burze.
The good rain, „The Good Rain” – ksiazka, ktora napisal Tim Egan
http://www.accuweather.com/en/us/seattle-wa/98104/weather-radar/351409
chłe chłe…a nawet chłe 🙁
Głupie pytanie. Nie, elap tam nie mieszka, tylko tak udaje 🙄
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_2295.JPG
Fantastycznie nas witali w St. Malo, a wcześniej zapraszali do siebie, tylko jakoś z Krysią nie udało nam się tego zgrać i ostatecznie zostałyśmy w Paryżu, a potem blogowym podjazdem (Sławek!) do st. Malo.
Elap i Bernard… Uściski dla Was, fajnie było 🙂
(nie ma to, jak blogowe znajomości, Gospodarzu!)
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_2293.JPG
🙂 🙂 🙂
Głupie pytanie.
Ale ja naprawdę nie dostrzegam związku między Rodanem (to taka rzeka, Alicjo, uchodząca do Morza Śródziemnego) a St. Malo.
… i jeszcze mniej dostrzegam powiązania z kradzieżą francuskiej wody
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_2299.JPG
Blogowisko w St. Malo na Darze Młodzieży. To nie są żarty, gdyby nie blog, nigdy w życiu byśmy się nie poznali. Gdyby nie blog, nie poznałabym ja i wy tylu wspaniałych ludzi. Gdyby nie blog, nie zawiązałoby się takich serdecznych przyjaźni.
Możemy sobie gdybać. Jeśli chodzi o mnie, blog wzbogacił mnie o morskie opowieści, na „po pierwsze” Kapitan Cichal i mój pierwszy w życiu rejs jachtem po oceanie, a „na po drugie” Nisia i Dar Młodzieży. A to tylko taki początek, bo blog wzbogaca moje życie. Za co dzięki Gospodarzowi 🙂
„Dancingowa Piosenka Miłosna” 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=XixYtbmHdLs
Nemo,
wyobraź sobie, że jestem naprawdę dobra z geografii (tym bardziej, że trochę podróżuję, o czym donoszę na blogu), za to Ty nie bardzo łapiesz, że Twoje popisy „ja, ja wiem wszystko!!!” i moje wpisy pod Twoim adresem są z przymrużeniem oka.
Głupie pytanie – bo tak, jakbyś nigdy nie czytała wpisów elap 🙄
Ojej…
nemo, kapeczkę dystansu do siebie, humoru troszkę? Mnie od dawna, od zawsze śmieszy to, że chcesz wszystkim udowodnić, że wiesz wszystko najlepiej (a ja odwrotnie, czego nie załapałaś, bo głupia raczej nie jestem). Kompleks jakiś, musisz zawsze być najlepsza i wszystkim wytykać błędy? Słowo daję, czekam, aż otworzysz swój własny blog. PERFEKCYJNY.
Prof. Bralczyk też przestał się odzywać, bo przecież przejęłaś jego blog i wiedziałaś lepiej, zanim on miał czas się odezwać
Dostrzegasz związek?
Alicjo,
oszczędź sobie głupich uwag na temat moich „głupich pytań”, dobrze?
Nie znam na pamięć wszystkich wpisów, nie wiem, gdzie kto dokładnie mieszka, a o odpowiedź w sprawie wody nie prosiłam Ciebie.
Spróbuj pojąć, że nie każdy śledzi twoje peregrynacje z należną im uwagą i fascynacją.
I nie pij tyle, gdy piszesz albo nie pisz tyle, gdy pijesz
Insynuacje nemo do smacznych nie należą a to przecież blog kulinarny!
Kulinarnie, St.Malo 🙂
Pyro, nie patrz!!!
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_2309.JPG
Sorry, cichalu, ale Alicja zazwyczaj zaczyna ten stały punkt programu, gdy jej puszczają hamulce pod wpływem…
TO jest smaczne!
A jak już jej puszczą hamulce to rusza na wycieczkę. Osobistą.
I zawsze w tym samym kierunku.
Być może media francuskie podawały, że szwajcarskie krowy na alpejskich pastwiskach były pojone francuską wodą. Być może to prawda, być może nieprawda. Koniec tematu. Elap jutro wyjaśni.
A może krowy delektowały się wodą Vichy lub Evian 😉
Nemo – mleko w tym roku będzie miało niepowtarzalny smak. Podeślij trochę, zmarszczki znikną, lat ubędzie 😀
Ależ…nemo wie lepiej niż najlepiej 😉
Śledzisz, nemo, śledzisz, co ja napiszę i zawsze mi dokopiesz, bo czemu nie, jak się ktoś podstawia.
Ja to pies (albo kot), ale wpisy Gospodarza, zawsze śledzone i wytykanię błędów.
„nemo
14 sierpnia o godz. 23:00 544829
I nie pij tyle, gdy piszesz albo nie pisz tyle, gdy pijesz”
To jest, proszę Ciebie, obelżywość. I to wredna. Chamska. Jak się nie ma czym bronić, to broni się byle czym, masz krzywe nogi i zeza a w ogóle tym bardziej 🙄
uff… a może tak: „Zatęsknisz za mną”
https://www.youtube.com/watch?v=MxC-l5hRI_Q
Nemo,
nigdy nie przyszło Ci do głowy, że jesteś upierdliwa (nie lubie tego słowa, ale akurat pasuje) perfekcjonistka?
Bradzo Cię proszę, albo już nawet nie – nie DIAGNOZUJ ludzi, których nie znasz. Nie znasz mnie, a rzucasz kalumniami pod moim adresem – dlaczego? Ja nigdy w życiu, poza rzuceniem przeokropnej kalumnii, że jesteś prymusem, nic obrażliwego o Tobie nie powiedziałam.
Nemo kiedyś zdiagnozowała (nemo znajdzie ten wpis), że chcę być królową blogu. Mnie to do głowy nie przyszło. Bardzo od zawsze zżyłam się z blogiem.
Alicjo Droga, Twoje erupcje kompleksow sa tylez meczace co przewidywalne do bolu. Daj sobie troche luzu. 🙄 🙂
Heleno,
moje erupcje? 😯
Ja niestety, nie mam kompleksów, serio, natomiast nemo ma, bo ona zawsze musi być najlepsza, markot i tak dalej. I jak ja się śmieję, uchaha, to nemo wie lepiej, kim ja jestem. „Otwierasz się za bardzo, Alicjo”. A ja nie mam nic do ukrycia.
Mnie to śmieszy, a Ty uważasz mnie za zakompleksioną.
Może jakieś przykłady, Heleno?
No i do bólu będąc przewidywalną, spadam z blogu. Prawie 10 lat wystarczy, a durna jestem aż sina, i nie wiem, po co codziennie wypisuję moje głupoty. Przepraszam, że żyję, i w ogóle przepraszam (…za słońce,przepraszam za deszcz, przepraszam, za co tylko chcesz).
Przykro mi bardzo, ze moje zartobliwe pytanie wywolalo burze na blogu. TV francuska pokazala szwajcarskie helikoptery, ktore braly wode z francuskiego jeziora przy granicy i dawaly do pojenia krow. Maja pozwolenie do brania wody tylko w razie pozaru. Bardzo mi przykro !
Elap,
ależ się nie martw w ogóle! Mnie się przypomniały te czasy, z Wami, Bernardem i Tobą, i wszystko mam zapisane, serio 🙂
A że z nemo się nie lubimy, to każdy wie 🙂
Nie mozecie zakopac topor wojenny dla dobra wszystkich ?
Witam.
http://www.dailymotion.com/video/x26p0ti_kazimierz-grzeskowiak-chlop-zywemu-nie-przepusci_music
Moi pierwsi goscie weselni przyjezdzaja dzisiaj pod wieczor i jestem w trakcie szykowania kolacji. Teraz zatrudnilam w kuchni panow i kroja mi jarzyny do roznych salatek.Tiramisu zrobilam wczoraj a dzisiaj upieke tarte z jablkami posypana kruszonka. W zamrazalce mam pierozki z ciasta francuskiego z roznym nadzieniem. Kisz z cukinia i boczkiem,pomidory z mozzarella,sery i dobre wino.
Elapa,
teraz rozumiem 😀
To było pod koniec lipca, a ja w tę suszę nie miałam czasu ani głowy do śledzenia mediów i przegapiłam tę straszną aferę o wodę z jeziora Lac des Rousses. Bo chyba o to chodziło?
Ale się poinformowałam i teraz wiem 😎
„Non la Suisse ne vole pas d’eau en France pour sauver ses vaches
Affaire ?
Un quotidien français accuse l’armée suisse d’avoir puisé de l’eau du lac des Rousses sans en avertir les autorités.
Denis Froidevaux, chef de l’Etat-major vaudois de conduite, confirme que les hélicopt?res suisses ont fait un certain nombre de rotations jeudi jusqu’au lac des Rousses. ?Mais il y a eu une démarche administrative aupr?s des forces aériennes françaises et nous avons reçu leur accord.?
I komentarz szwajcarskiego czytelnika:
„On donne du travail ? leurs chômeurs, alors qu’ils laissent boire nos pauvres vaches!”
Z departamentów Haute-Savoie oraz Ain codziennie do pracy w Genewie dojeżdża 71 000 osób, w sąsiednim kantonie Vaud – 25 000, w kantonie Neuchatel i Jura – podobnie…
A oni nam żałują parę wiader wody 🙁
Na szczęście wreszcie pada deszcz.
Życzę udanego wieczoru 🙂
Przy takich smakołykach, z dobrym winem na dodatek, można tylko Twoim gościom pozazdrościć.
W związku ze świętem upiekłem wielką blachę szarlotki z ledwo co zerwanych jabłek. Od wczoraj mam w czym wyrabiać ciasto z czterech szklanek mąki, pięciu żółtek, dwóch szklanek cukru pudru i kostki masła. Pozazdrościłem Pyrze nowego robota i sobie też kupiłem ganz nówkę z maszynką do mięsa, młynkiem do kawy , blenderem i przystawkami do ucierania i robienia przecierów i purre, sześcioma różnymi tarczami do robienia sałatek itp. Mój robot nie ma okienka tv jak u pyry, ale co tam. Robot przyjechał chyba z Niemiec bo był zapakowany w kartony z miejscowego makrketu. Teraz mogę zacząć piec i gotować dla dziesięciu osób 🙂
W poniedziałek przyjedzie duży opiekacz, za sześć dych i porządny ekspres do kawy za stówę . Wszystko firmy Moulinex.
Ciekawe, że ludzie sprzedają fajne prawie nie używane rzeczy za niewielkie pieniądze.
Misiu, gdzie kupujesz te tanie sprzęty? Cena w euro, czy w złotych? Wyposażamy kuchnię córki – przydałoby się…
Nemo, byłaś złośliwa, ale Alicja jak zwykle pojechała po bandzie.
I to by było na tyle w tym temacie.
Krycha,
fakt, trochę mnie poniosło, ale miałam uzasadnione podejrzenie, które się potwierdziło bardzo szybko.
Cykliczne fantasmagorie na moim tle, zapiekłe, irracjonalne żale i pretensje wylewane na blogu pod moim adresem, obsesyjne poczucie krzywdy osoby niewinnie prześladowanej przez nemo…
Jeśli to nie alkohol zwalniający hamulce, to co?
Czy ja ją kiedykolwiek zaczepiłam pierwsza?
Męczące to jest i nudne. I jakże przewidywalne.
Dzięki, Heleno.
Tylko złotówki. Większość kupuję na allegro, robot moulinexa kupiłem przez OLX.
Na uspokojenie polecam spacer po Zamościu:
http://www.eryniawtrasie.eu/17046
Misiu
tak technicznie wyposażony może otworzysz mały lokalik?
Nemo, media nie mialy o czym mowic w te gorace dni to sie przyczepily do malej sprawy i zrobily duzo szumu. To byl zart. Teraz mi glupio.
Elapa
E tam, nie ma sprawy 😉 Z dużej chmury…
Nie skojarzyłam, bo naprawdę do dziś nie miałam pojęcia, jaki niemalże „międzynarodowy konflikt” wisiał nad naszymi państwami 😀
Kłótnie o wodę w taką suszę to nie przelewki 😎
Misiu, ludzie sprzedaja malo uzywane sprzety za grosze, bo nie maja co z nimi robic. Ja sama, likwidujac gospodarstwo mojej mamy, nieustannie komus cos wciskam, byle wyniesli z domu – kuchenne sprzety elektryczne, odkurzacze i srzet medyczny, garnki i porcelane, srebrna zastawe i krysztaly, a ze wszystko bylo u mamy bardzo zadbane, to wyglada na malo uzywane. Ponad 20 duzych czarnych workow ubran, bielizny poscielowej, recznikow, kocow i kolder zawiozlysmy z Audrey do Goodwill, organizacji dobroczynnej, ktora rozdaje to wsxystko ludziom po kleskach zywiolowych, a czesc sprzedaje w swoich sklepikach . Poniewaz dawalam rzeczy tylko w bardzo dobrym stanie, prawie wszystko od nas zostalo wystawione na sprzedaz. Uzyskane pieniadze tez ida na pomoc charytatywna. A i my z tego tez cos mamy – wystawione przez Goodwill zaswiadczenia, ze oddalysmy na charity na sume ponad 2 tysiecy dolarow. Takie zaswiadczenia przydatne sa przy wypelnianiu deklaracji poddatkowej za ten rok. Suma bedzie odjeta od calosci opodatkowanych dochodow – USA maja swietne prawo, zachecajace ludzi i instytucje do wspierania organizacji charytatywnych i nie tylko – moja znajoma malarka, wybitna, co roku kilka swoich obrazow przekazuje szpitalom, domom starcow, szkolom, instytucjom uzytecznosci publicznej, ich cena jest odejmowana od calosci jej rocznch dochodow, na podstawie ktorych wyliczane sa jej podatki. A obrazy jej sa bardzo drogie i gdybym sama chciala kupic cos od Noriko, nie byloby mnie zapewne stac. Ale cieszylo mnie zawsze gdy wchodzac do instytutu naukowego im. mojego ojca, widzialam jej plotna na scianach. Gdyby instutut potrzebowal kiedys dodatkowych funduszy, moze te plotna sprzedac na wolnym za kilkaset tysiecy dolcow. Rozumne prawo podatkowe wspiera dobroczynnosc.
A w naszym lokalnym oddziale Goodwill przekazywane rzeczy sortuja, wkladaa na polki i wieszaki, wystawiaja zaswiadczenia etc wylacznie ludzie dotknieci zespolem Downa lub porazeniem mozgowym. Trwa to czasami ciut dluzej, choc nie koniecznie, ale ludzie ci maja platne zatrudnienie i jest to bardzo dobre, nie?
A tu jest jeden z obrazow Noriko wystawiony na licytacje. Cena wywolawcza jest dosc wysoka, bo podobne obrazy jej zostaly sprzedane nawet znacznie drozej, jak zaznaczone jest w notce aukcyjnej:
https://www.therealreal.com/products/art/paintings/abstract/mirar-de-frente-el-sol
W mojej okolicy organizacje kobiece (Frauenverein) prowadzą takie sklepy zwane Brockenstube. Oddaje się tam za darmo wszelkie (w dobrym stanie, ale nie wartościowe antyki) wyposażenie mieszkań – ubrania, firanki, bieliznę pościelową, książki, płyty, sprzęt kuchenny, naczynia, drobne meble itp. Rzeczy te sprzedawane są za drobne sumy innym potrzebującym, nawet turyści szperają w tych starociach i znajdują atrakcyjne rzeczy. Ja też czasem coś zanoszę, coś kupuję, muszę się pilnować, aby nie przynosić do domu więcej niż wyniosłam 😉
Raz kupiłam zupełnie nieużywaną LP Cohena, za 1 Fr, bo nikt już prawie nie ma adapteru. Spadkobiercy oddają całe gospodarstwa domowe po rodzicach, bo i też dziedziczy się w wieku 60-75 lat, kiedy samemu chce się już pozbyć własnego, latami nagromadzonego balastu…
Nie ma jednak żadnych zaświadczeń ani innych administracyjnych metod motywujących dobroczynność.
Oddajesz i się cieszysz, że nie musisz wyrzucić do śmieci.
Podczas przedwczorajszego oglądania ogrodu mój gość stwierdził:
Czy to nie jest paradoksalne, że miesiącami ryjesz w ogrodzie, siejesz, plewisz, podlewasz, a na koniec jesteś jeszcze wdzięczna, że ktoś przyjmie te ogórki, pomidory, ziemniaki i zje? 😉
Wszystko na sprzedaż
Tak wygląda większość tych sklepów.
Jest nawet organizacja (HIOB), której można zlecić opróżnienie mieszkania, praktyki czy sklepu, z tym że za darmo weźmie to, co się da sprzedać, za resztę trzeba zapłacić.
Wlasnie! 😆
Pyra przy maszynie
Też, jak Yurek, mam piosenkę okolicznościowąhttps://youtu.be/Qu_QPzGFkP4
Nie wiem co się dzieje, ale to miała być Jędrusik i piosneczka „Z kim będzie ci tak żle jak ze mną?”
No właśnie – z kim?
Młodzi wczoraj na szantowisku usłyszeli, jak prowadzący witał „Monikę Szwaję”. Pilnie rozglądali się, ale Nisi nie spotkali, nie widzieli itd Może dzisiaj?>
Nie jestem pewna czy na blogu wolno ujawniac tozsamosc czyjego nika, nawet jak wsyscy stali bywalcy wiedza o kogo chodzi. Osobiscie wolalabym byc pierw zapytana. I odpowiedz brzmialaby: nie, nie zycze sobie. Na Fejsie oczywiscie wystepuje pelno imiennie. ale moge np zablokowac wejscie kogos kto mi sie nie podoba. Na cudzym blogu zas jestem wystawiona na laske wszelkich wariatow, ktorzy chca dac upust.
Heleno – ogólnie masz rację, ale Nisia kilkakrotnie podawała swoje namiary, telefony, adresy mailowe itp – tu u nas, na blogu. Bo przecież jest osobą publiczną, czynną pisarką i dla nirj nick to tylko dodatkowy wspornik.
O, mamy następne zakazane słowo ” „w s p o r n i k” Napisałam i nie przeszło.
Mnie chodzxiło o to, że Nisia niejednokrotnie otwarcie podawała adresy mailowe, telefon, nazwisko. W końcu to czynna pisarksa; nazwisko nader ważne, a nick to tylko (to, co zakazane)
Pyro. ja też podaję swoje i nie obrażam się na nikogo jak ujawnia moje. nie mam się czego wstydzić i z podatkami nie zalegam… 🙂
Chyba to lepsze niż zmiany nicków!
Czynna pisarka ma tez prawo do ochrony swej tozsamosci na publicznym forum, na ktore wchodzi jako osoba jak najbardziej prywatna, a nie publiczna. Moga sie zdarzyc sytuacje, kiedy sama odsloni przylbice, ale to ona decyduje kiedy. Nie oznacza to przyzwolenia na zawsze i wszedzie . Tak mi sie wydaje – w przypadku Nisi i kazdego innego.
Cichalu, ale to jest Twoj WYBOR. Nie czyjs, kto za Ciebie zdecydowal. Nie ma to nic wspolnego ze „wstydzeniem sie”, natomiast sporo z ochrona danych osobowych i z checia unikniecia sytuacji gdy ktos Twoim nazwiskiem wyciera sobie gebe. Co nie sie kiedys zdarzylo na tym wlasnie blogu. A choc znalam dokladnie tozsamosc idiotki, krora po te nedzna bron siegnela, a po tym parokrotnie zmieniala niki, ani razu nie wyciagnelam jej nazwiska.
Dobra, poddaję się. W żaden sposób nie chcę, żeby ktoś napadał na nasze Koleżanki i Kolegów. To mogę zrobić sama, osobiście. Tyle, że na ogół jestem osobą zgodną, a nawet leniwą.
Brawo, Pyro. Tylko Wielka Kobieta potrafi przyznac sie do bledu. 🙂
+15°C, mgła, deszczyk, jak fajnie 🙂
Osobisty nabył sobie nowy ekspresik do kawy
W instrukcji stoi, że należy ją zachować – dla następców 😯
Szkoda, że nie jestem Wielką Kobietą i nie potrafię przyznać się do BLEDU! 🙂
Cichal – co Ci to? Takiś jakiś ostatnio smętliwy, a to nie Twój styl przecież. Pytałeś co u Żaby – otóż Żaba należy do tych nielicznych kobiet, które zyskują na urodzie i uroku z Wiekiem. W domu błysk, elegancja – Francja i niczego nie mogłam w kuchni znaleźć – nawet chleba. Napyskowałam rzecz jasna na właścicielkę – drogowskazy poproszę. Goście – co prawda nie tłumnie – ciurkający, ale tak, czy owak uwagi i troski od posesjonatki wymagają. Ma Żabsko zdrowie (jednostka jedna była politycznie nawiedzona, a Żabusia w uśmiechach i z kamienym spokojem przyjmowała rewelacje o interesach brytyjskich w Powstaniu Listopadowym i amerykańskich na Majdanie. O reszcie i piosać hatko) Miś ma wielkie dwie zalety – nie gubi sierści i nie uczula. Nic dziwnego, że Matros kotłował się z psiakiem w wielkiej miłości.
Tak, Cichalu. Wielka Kobieta dowolnej plci musi miec odpowiednia pojemnosc mozgu i duszy.
Masz rację. Mozgu to ja nie mam…
Proponuję coś wypić, takie współczesne „Kochajmy się” albo co
Heleno,
daj sobie spokój. Jak ktoś jest znowu na etapie kreseczki nad „n” w Lechoniu, to szkoda się odzywać 🙄
Mam zagadkę.
Jeden pan mieszka w czworobocznym domu. Z każdej strony jest okno wychodzące na południe. Pewnego dnia przez jedno z okien dostrzega niedźwiedzia. Jakiego koloru jest futro tego niedźwiedzia?
Ha, niechcący zajrzałam do Owczarka (nie zaglądałam od lat) i proszę, już naczelna plotkara rozpuściła mściwie swój jęzor, a koleżanka blogowa dzielnie jej sekunduje. Istny kabaret 😆
Coś moja osoba nie daje im spokoju 🙁
Orca
” Dawno przestalam czytac komentarze podpisane pseudonimem ? nemo.”
Bardzo mnie to uspokoiło, bo już myślałam, że to jakiś autyzm nie pozwala Ci pisać „puma” zamiast „cougar” 😉
Nie popuści… (chłop/baba żywemu) 🙂
nemo… nie udawaj, że oryginalna replika to nie Ty 🙂
Oj, eksjuże mła 🙄 Oryginal_Replica
Nie podoba mi się określenie (mnie, jak się domyślam) „naczelna plotkara”. Ale niech Ci będzie. Nikogo nie obmawiam, jak to jest w zwyczaju plotkar (wydaje mi się).
Piszę o sobie, gdzie bywam (czasami bywam), nigdy niczego o nikim nie piszę bez pozwolenia, nigdy nikogo nie obrażam i nie rzucam inwektywami. Jeśli mi się zdarzyło – to przepraszam.
A Ty, jeszcze jakiś tam raz przytaczam, tak blogowisko oceniłaś:
http://aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Tyrada.html
No. Wystarczy.
„Wraz z ubywaniem partnerów do rozmowy i pojawianiem się kolejnych trolli i zamulaczy rosła moja alienacja i uczucie niekompatybilności prawie pod każdym względem.”
No proszę – sami idioci tutaj („niekompatybilni”), ale nemo trwa i znosi, stara się z tym ogarkiem….
No dobra, przestaję „plotkować” i wypisywać głupoty, kretynka niekompatybilna.
Do zobaczenia na 9 Zjeździe.
aalicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/
…ale to koniecznie, blogowa plotkara, muszę zapodać akurat dzisiaj. Kto wie (yurek na pewno!), to wie, dlaczego 😉
http://www.totallyfuzzy.net/ourtube/pink-floyd/time-video_8fa4a5e34.html
Czego ja się jeszcze o moich występach pod innymi nickami nie dowiem 😆
Tak, potwierdzam, Replica to ja, Placek to ja, Helena to ja, TesTeq to ja… Gdzie napotkasz kogoś inteligentnego i zdolnego do sarkazmu, możesz snuć przypuszczenia 😀
Leć do Owczarka i donieś, że się przyznałam.
A swoją drogą, to dziękuję, że nie posądzasz mnie o pisywanie pod nickami jakichś ćwierkających damulek i prymitywnych facetów, których na blogach nie brakuje.
Dostrzegam w tym pewien mimowolny szacunek 😀
Misiek nie uczula 😉
„Piosenka o Podrywie Na Misia”
https://www.youtube.com/watch?v=ozy5frCoVTg
Asiu! Bardzo smaczne! Myślałem, że to podryw na Misia Żabinego.
Właśnie skończyłem czytać książkę Maria Czubaszek w rozmowie z Arturem Andrusem. Też smaczne, niestety!
Dlaczego niestety?
„Od Baltyku do Karpat – przedwojenny film reklamowy firmy rodzinnej Herbewo”
https://www.youtube.com/watch?v=OA9UTHK5iZo
Asiu, dziekuje za wczorajsze „Zatesknisz za mna”. Moj dziadek grywal to na akordeonie.
Ciekawe jak zwykle zdjecia przedwojennej pieknej Warszawy, Cafe Latona, Lasek Bielanski no i ten zmyslowy dancing nad Wisla!
Błyska, ale nie pada. Ciemno, wieje. Podlewać kwiatki, czy nie podlewać?
Żabo! nie podlewać! Się samo podleje.
Asiu! Przeczytaj albo posłuchaj coś Czubaszek i będziesz wiedziała. Niestety.
Żabo – u nas pobłyskało, powiało i tylko pokropiło – lepiej podlać.
Alino – to jeszcze potańcówka na warszawskiej plaży:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/86700/9f17588d785c4dc60c93e456996f95cf/
Cichalu. na razie. dzięki tym łączkom,które Ci były nieprzydatne, mogę podłączyć wąż do podlewania do kranu w stajni i jeszcze go przedłużyć w nieskończoność – nieomal.
Nadal nie pada, ale już slychać grzmoty.
Chyba podleję świtem…
I jeszcze jedna reklama firmy Hebrewo . Ten głos, akcent: bibułka samogasnąąąca, bibułka samospaaalna 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=pw5E8zTBgIQ
Mój sąsiad/ już niestety nieżyjący/ mawiał, że śpieszy się z podlewaniem, bo chce zdążyć przed deszczem. 🙂
Ogrodnicy zalecają poranne podlewanie. Tylko że ja nie wstaję o świcie.
Reklama PAT
https://www.youtube.com/watch?v=uuzfwPuwnJs
Żabo! Przyjadę! Podleję! Powiedz tylko słowo…
Żabo, wysłałem Ci na priva, anegdotkę!
Pora na muzyke z Zachodniego Wybrzeza.
Red Hot Chili Peppers – Otherside
https://www.youtube.com/watch?v=rn_YodiJO6k
Mysli kulinarne:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1145465425469272&set=gm.883246791767967&type=1&theater
Heleno 😆
Tak właśnie siedziały przy (nakrytym do śniadania) stole czarne niedźwiedzie w Kings Canion NP 😀
U mojej córki w Pensylwani siedza tak przy ich stole co drugi dzien.
Cóż, technika Pyry nie lubi, oj, nie lbi. Komputer, który służy Rybie do codziennej, oświatowej roboty, u Pyry zawiesza się co i raz i gubi internet. Dobrze, że Piotr mnie lubi, bo komputer od Niego działa w domu niezawodnie (czasem trzeba wymienić coś z osprzętu, ale maszyna ok). Nie lubię awantur. Miałam kiedyś dyrektora, wielką indywidualność, który uczył nas prawidłowości: każdy człowiek czasem musi wykrzyczeć frustrację, krzywdę, czy po prpstu zwykłą cholerę, która go trzęsie. Do tego celu służą zebrania, konferencje i inne spędy publiczne. Teren prywatny, albo społecznie zaprzyjaźniony musi być wolny od agresji, bo inaczej wrzody żołądka albo i rozwód na horyzoncie. Tę mądrość dziedziczoną po prpf. Janie Marżyszu dedykuję temperamentnym
Pyro.
Ale podobno na glupote nie ma lekarstwa.
Nasz tutejszy MiśKu na cale szczescie za ludzina nie przepada 🙄
Lecze rany po ubieglym tygodniu i przygotowuje sily na nastepne dni 🙂
w hamaku https://lh3.googleusercontent.com/-Cl0WkO3Vce8/U5bJ77nVFvI/AAAAAAAAHGQ/yk3BjXlCLRI/s800-Ic42/P1000950.JPG
milo i cieplo pozdrawiam cytatych i pisatych 🙄
Festiwal Piosenki Morskiej „Wiatraki 2015” (XXXI) ma zawsze imprezy towarzyszące – handlowe, Marwoju, turystyczne itp i zawsze możliwość zwiedzania żaglowców, trałowców i innych balii. Tego roku widać było łysawo, bo do zwiedzania wystawiono także holownik „Argus”, na którym szypruje Matros. To nie była jego wachta (on swoją objął dzisiaj o 13.oo). Dowiedział się o tym „honorze” z radia i sms-u od kolegów. Matrosowi kiełbie we łbie nw urlopie. Ponoć kiedy wróciliśmy od Żaby i Młodzi poszli na koncert, Żięć mój stanął karnie w kolejce i ruszył z innymi „cywilami” zwiedzać „Argusa”. Kumple ponoć zareagowali lekką paniką i zamieszaniem. Co jest? Kontrola cicho ciemnych, czy inna zaraza. Nie wiem, ale coś mi się wydaje, że będzie ustępującej zmianie winien duże piwo za głupie dowcipy.
Wydaje mi się, że Noe wziął po parce (= dwie sztuki różnej płci) każdego gatunku. Teraz tacy nawiedzeni kreacjoniści (podobno jest ich większość ?)w USA budują Arkę podobno dokładnie według bibilijnych danych – na zdjęciu wyglądała na dość sporą – nie wiem tylko jak ją zwodują. Jak rozumiem wodne tałatajstwo, czyli ryby, krokodyle, żaby i inne wieloryby ratowały się same. A co z fokami? A te wszystkie mrówki i chrząszczyki? Tumi się przypomina góralska gadka o Józku, który się pytał bacy mniejsza o co) i w końcu baca go zapytał – Józuś, ty po naukę przyszedł, czy żeby w mordę dostać?
przepraszam, za pomyłki i literówki, ale nie dogaduję się z klawiaturą nowego laptopa, jest zbyt czuła i ma swoje pomysły na życie 🙁
Nemo, jak młody człowiek bedzie bardziej dociekliwy i zapyta się co te zwierzątka na tej Arce jadły przez te 40 dni (plus jeszcze kilka nim wody opadły i błoto wyschło), to powiedz mu ode mnie, że suche żarcie i puszki z hipermarketu (bo ze sklepiku dla zwierzątek wystarczyło tylko dla papużek i kanarków)
Wczorajsza zagadka z misiem nikogo nie zainteresowała?
Szkoda 🙁
Pada i pada.
Byliśmy dziś w ciekawym muzeum zegarów i automatów muzycznych – specjalna wycieczka sprezentowana naszemu Geologowi na urodziny przez chrzestnego, który tam pracuje jako przewodnik-wolontariusz. Najpierw długo według tajnej listy otwierał skomplikowane zabezpieczenia wejściowe do historycznego budynku z 1518 roku (ze średniowieczną winnicą i nad jeziorem), potem przez 2 godziny objaśniał naszej grupce budowę i rozwój technologii zegarów i zegarków, a solenizant kręcił korbami katarynek, organów karuzelowych i pozytywek różnego rodzaju. Był tam wielki orchestrion, pianola i inne mechaniczne cudeńka, które wygrywały melodyjki i całe koncerty, a wszystko troskliwie restaurowane i pieszczone przez nielicznych już znawców i entuzjastów precyzyjnej mechaniki zegarmistrzowskiej.
Bardzo przyjemna wycieczka na deszczową niedzielę.
Osobisty chyba się przymierza do pasującego zajęcia na emeryturze 😉
Jednak w nocy coś niecoś popadało, tak że miałam czyste sumienie dopiero rano podlewając kwiatki. Teraz też się zachmurzyło na deszczowo, ale na wszelki wypadek nie zwijam węży. Tak naprawdę to by się przydała pożądna trzydniówka, a nie krótka gwałtowna ulewa.
Nemo, ta zagadka z misiem to coś jak ta: miał chłop sowę. Sprzedał ją za dwieście złotych. Za sto pięćdziesiąt kupił bilet kolejowy do Krakowa, a za resztę wódkę i zakąskę. Dlaczego tak zrobił?
Domek stał na Biegunie Północnym, a miś był biały.
Żabo,
tak się zastanawiałam, co Ty mi tu o arce i Noem, skoro mój przedwczorajszy komentarz poszedł na Berdyczów (chyba przez to zdjęcie), a teraz widzę i wnoszę z Twoich odpowiedzi, że jednak po dłuższej kwarantannie się ukazał 😀
Pytanie jednak należało do gatunku podchwytliwych :
Po ile zwierzątek każdego rodzaju wziął Mojżesz na arkę?
Odpowiedź: zero 😀
Takie zagadki przynoszą dzieciaki ze szkoły 😉
Zadałam ją też naszej rosyjskiej profesorce.
Nie miała pojęcia. O Noem też nie.
Stuprocentowa ateistka 😎
Odpowiedź z misiem prawidłowa, ale pytanie przecież zupełnie logiczne, asocjacji z chłopem i sową nie kapuję 🙁
Chłop chciał do Krakowa?
Żabo! Uśmiałem się!
Nemo – nie ateistka; ignorantka. Mitologia głównych kultur Europy – w tym i wschodnich wybrzeży m. Śródziemnego – to elementarz kulturalnego Europejczyka.
Ciąg dalszy roztoczańskich wojaży:
http://www.eryniawtrasie.eu/17051
Hej, czy to dzisiaj pijemy zdrowie Młodej Pary z domu Elapy i Bernarda? Życzę najlepszego
MisKu za ludźmi nie przepada? A mało to razy na blogu ugryzłem kogoś w łydkę lub inną część ciała? Oczywiście do konsumpcji nigdy nie doszło bo wolę gnocchi odsmażane na masełku i oliwie posypane grana padano. Gnocchi zrobiłem sam własnoręcznie z dwóch kilo ziemniaków i pół kilograma sera i sporej ilości sera włoskiego.
Tylko parmezanu zabrakło, ale kto by się poznał… We Włoszech i tak każda szanująca się gospodyni ma własna recepturę.
Ważne , że smaczne.
Wywołałeś mnie do tablicy. Dzisiaj też mam gnocchi i mam parmezan, ale lipny, bo z supermarketu. Smacznego!
Pyro, w przyszlym tygodniu.
Stout w browarze w Zwierzyńcu to dobry początek urlopu. Rozpoczynam roztoczańskie wojaże. Ciekawe czy Ewa jeszcze wędruje?
https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/11898682_823814617733546_678803044107499939_n.jpg?oh=ad0983ae656d288f1aecca3a93e32a54&oe=5673A0A7
Z obowiązku należnego Naczelnej Plotkarze (to jest dobry nick, zamawiam!) donoszę, że u nas dzisiaj 30c, byliśmy na północy rozejrzeć się nieco po krzakach.
Otóż gorąco gorącem, ale są już pierwsze oznaki jesieni – sumaki czerwienieją (liście). W nocy słychać było gęganie, co oznacza, że młode już się uczą i ćwiczą, trochę jakby wcześnie. Zabraliśmy kota na wycieczkę, myśleliśmy, że robimy kotu radochę, cały czas trzymałam ją na kolanach i pokazywałam świat. Nie, kot nie chciał być obwożony po bezdrożach leśnych i podskakiwać co chwila, to nie kota marzenie i rodzaj rozrywki. Szczęściem wzięłam wodę dla kota, klima w samochodzie to dla niej za mało. Wyprysnęła z samochodu jak strzała, pognała do pokoju na Górce i ukryła się w najdalszym kącie pod łóżkiem. Nawet puchą ją nie przebłagaliśmy, dopiero jak wyszliśmy z kuchni, to łaskawie poszła wrzucić coś na ząb.
Pan ze sklepu monopolowego (LCBO to się nazywa) uprzedził nas przyciszonym szeptem, że od jutra nasze ulubione sangiovese i parę innych marek włoskich win idzie w górę. Nic nie szkodzi – chilijskie lubimy nawet bardziej. Na obiad sałata, Jerzor miał odsmażyć sobie wczorajsze ziemniaki, ale wystarczyła mu sałata.
Irku,
Dla nas to był prawie koniec. Mieliśmy tylko dwa dni urlopu 🙁
Irku,
Sprawozdawaj a ja będę skrzętnie notować, co by tam w przyszłym roku dooglądać… 🙂
I jeszcze jedna plotka – na wysokim acz chudym świerku między naszym a sąsiadów domem uwił sobie gniazdo jakiś jastrzębo-sokołowaty stwór, pewności nie mam, bo posiałam gdzieś okulary. Ale to z ptaków łownych i niekoniecznie przyjazny drobniejszym ptakom – drapieżnik jakiś na pewno.
Zauważyłam, że zniknęły chuligany czipmany, nie pojawiły się też ptaki kolorowe, kardynały były tu zawsze od niepamiętnych czasów, to samo te nasze rozdarte sroki-sójki, piękne, niebieskie blue-yay’e . Nawet robinów (polski odpowiednik – nieco mniejszy rudzik) zabrakło. Nie wiem, czy mam rację i czy jest jakiś związek z tym drapieżnikiem.
Alicja – to wielkie też musiało wykarmić piosklaki, więc albo drobiazg wyżarty, albo skutecznie przepłoszony
Alicjo – wybacz, że pytam – czy na obiad to taka „bosa” sałata, czy z jakimiś dodatkami?
Przepłoszony chyba, ale dopóki ta drapieżnica będzie na szumiącym szczycie (jutro się zainteresuję tym drzewem, bo to może być jodła naszego rodzaju), to mniejsze ptaszki mogą omijać te tereny.
Szumią jodły na gór szczycie….
Tu akurat gór nie ma, poza moją Górką 🙄
Nie dalej jak w sobotę rozmawiałysmy z Pyrą, jak to mój Tato kazal mi chodzić na religię li tylko z powodu posiąścia wiedzy niezbędnej osobie wykształconej.
A ja na czubku dzikiego bzu mialam srocze gniazdo. Wyglądało okropnie nieporządnie, ale przetrzymało wichury bez szwanku. Raniutko przez okno oglądałam dwie młode sroki, które coraz śmielej wyłaziły z właściwego gniazda i wdrapywały się na „dach” i tam machały skrzydłami. Pewnego dnia wyleciały i już do gniazda nie wróciły. Jakiś czas je poznawałam po krótszych ogonach, ale teraz są już nie do odróżnienia. Srok i kawek mam zatrzęsienie na podwórzu, mają u mnie bezpiecznie.
Ja bym na religię i owszem, pod dyktatem wioski, ale jak ksiądz na religii złamał wielki dębowy stół, bo się…no, zdenerwował, a potem bił po twarzach chłopaków z ósmej klasy, to ja się z religii wyprowadziłam na zawsze, a zaraz potem z kościoła.
Jestem zatwardziałą agnostyczką, a nawet jeszcze gorzej. Ateistką chyba coraz bardziej.
W ogóle ptactwa w tym roku dostatek
Krystyno,
nigdy Ci nie wybaczę, że pytasz 🙄
Prawie bosa – pokrojone pomidory, 2 awokado, papryka, cebula, obowiązkowo świeżo posiekany ząbek czosnku, feta i takie jakieś zielone listki różnych sałatowych ziół specjalnie do sałatek, no i skropić oliwą.
Wydaje się, że to mało, ale w upalny dzień nic się nie chce, być może wieczorem.