Gotowana woda może być przysmakiem
Bywają potrawy noszące przewrotne nazwy. Taka właśnie jest ta zupa – pochodząca z toskańskiej prowincji Maremma (południowo-zachodnie wybrzeże w pobliżu znanej miejscowości Talamone), która może zmylić cudzoziemców, ponieważ sugeruje zupełnie coś innego niż to, co znajdą na głębokim talerzu.
Ta wspaniała zupa nazywa się bowiem po prostu „Gotowana woda”!
Gotowana woda z Maremmy jest wprawdzie daniem prostym (jak większość włoskich potraw), ale dość wyrafinowanym i bogatym. Po trosze przypomina ona naszą rodzimą fasolówkę, ale wzbogaconą przez znane w polskiej kuchni jaja poszetowane, czyli jaja w koszulkach.
Szykując się do przygotowania „Gotowanej wody”, trzeba mieć w spiżarni czerwoną fasolę, średniej wielkości cebulę, ładną łodygę selera, strączek papryczki peperoncino, świeżą, pięknie pachnącą oliwę, pęczek boćwinki, słoiczek koncentratu pomidorowego, kilka jajek od kur wolno chodzących, grzanki z pszennego chleba, sól morską, świeżo zmielony pieprz i produkt podstawowy, czyli źródlaną, krystalicznie czystą wodę.
Do pracy przystępujemy, namaczając fasolę na noc, zalewając ją tak, by przykrywała ziarna mniej więcej dwucentymetrową warstwą. Następnego dnia należy gotować fasolę w tejże wodzie na małym ogniu – do miękkości. Z połowy ugotowanej fasoli zrobić puree i wymieszać je z pozostałą fasolą oraz wodą pozostałą z gotowania.
Na małym ogniu podsmażyć na oliwie posiekaną cebulę, seler i ostrą papryczkę, czekając, by warzywa zmiękły. Dodać wówczas boćwinę, wymieszać i dusić przez kilka minut. Do miski z ziarnami fasoli i puree z fasoli dodać koncentrat pomidorowy, wymieszać, a następnie przełożyć całość do garnka na zupę wraz z pozostałymi podsmażonymi już warzywami. Posolić i doprawić pieprzem do smaku. Dolać wody i gotować przez kolejne pół godziny.Jajka wbijać do zupy ostrożnie, jedno po drugim, starając się, by nie stykały się ze sobą. Przykryć garnek i gotować, aż jajka wypłyną i będą utrzymywać się na powierzchni zupy.
Na dnie każdego talerza umieścić grzankę z pszennego chleba, a na niej położyć jajko wyłowione łyżką durszlakową i wówczas dopiero nalewać zupę. Z wierzchu polać kilkoma kroplami oliwy. I podawać!
Komentarze
dzień dobry …
jest 8 maja … Stanisławie wszystkiego najlepszego … 🙂
ciekawe dlaczego ta zupa tak się nazywa .. to taka włoska odmiana naszego barszczu po ukraińsku … 😉
Dzień dobry, zdaje się, że ile tam rodzin, tyle przepisów, w każdym domu, w każdej knajpce inna acquacotta. Najbardziej smakowała mi taka nie na fasoli, a na pomidorach z papryką. Kromka w niej i jajo obowiązkowo. I to już cały obiad 🙂
Dzień dobry. Jakoś nie mam przekonania do jarzynówek na oliwie, z kromką chleba w talerzu. Swego czasu zachęcona lekturą, ugotowałam toskańską jarzynówkę (nazwy nie pamiętam) z warzyw mieszanych, taką, w której gotował się jeszcze kawał sera, a na talerze kładło się kromkę czerstwego chleba, polaną 1-2 łyżkami oliwy i zalaną gorącą zupą. Ponoć to zupa ciężko spracowanych chłopów – dodaje sił i wystarcza za posiłek. Ani Jarek, ani panny zachwycone nie były. Przyprawiona była dobrze, ale nikt nie miał ochoty na repetę.
Na „dziennik pl” duży wywiad z Maleńczukiem. Lubię tego prowokatora.
Stanisławowi – 100 lat!
Ta zupa, to zupełnie jak zupa na gwozdziu. Dużo trzeba dodać do tej „wody”.
Gospodarzu – do tej zupy dodajemy botwinę czy boćwinkę. Proszę uściślić, bo to różnica.
Krysiu, nie wiem o jakiej różnicy mówisz. Moim zdaniem boćwina i botwinka to jedno i to samo, tylko różnice regionalne w nazwie. Mnie chodzi o liście buraczków.
Piotrze – wg mojej skromnej wiedzy to botwiną są młode liście buraka ćwikłowego, a boćwina to burak liściowy. Jest w kolorze zielonym, bez czerwonych żyłek.
Coś w tych „zupach z wody” jest. W pokoleniu dziadka Augusta (przeszedł na emeryturę w 1939r) żelazną pozycją dla górnika na szychcie była „wodzianka” czyli gorąca woda z czosnkiem, solą i łojem wołowym, do której potem wrzucano kostki chleba. Wodziankę Dziadek zabierał w litrowej, metalowej kance jak do mleka, owiniętej w ścierki, flanelę i kilka warstw gazety. To, że taka tłusta woda utrzymywała ciepło 5-6 godzin, to jedno; ważniejsze jednak, że górnicy święcie wierzyli, że chroni ona przed pylicą, natłuszczając „chopa ode śrzodka”
Sięgnąłem Krysiu do „Encyklopedii sztuki kulinarnej” Marka Łebkowskiego, który potwierdził Twoją wersję.Boćwina to burak liściowy a botwina to młode liście buraka ćwikłowego.
W omawianym dziś przepisie toskańczycy stosują boćwinę czyli tę pierwszą wersję.
Pyro, moj Ojciec robil sobie co niedziele ” wodzianke „. Nikt oprocz Niego nie chcial tego jesc. Byl sadownikiem.
Elapa – musiał chyba podłapać od gwarków.
wiosenny przepis ….
http://gotowaniecieszy.blox.pl/2015/05/Dietetyczna-terrina-z-serka-wiejskiego.html
zrobię sobie z wędzonym łososiem zamiast szynki …
Prosimy nie powtarzać:
Jeśli niedzielne wybory prezydenckie wygra pan Duda wszyscy Polacy mieszkający za granicą wrócą do Polski.
Po resztę rzeczy…
Misiu – piękne sprawy działy się w Twojej Ostrołęce , a przeczytałam o tym w mineralogii polskiej. To ci dopiero: pozycja z geologii, a wiedza z historii gospodarczej.
Misiu,
nie mam po co wracać 😉
Po ogórki owszem, bo u nas w handlu nie ma jeszcze na małosolne, ale żywności via kontynent nie wolno przewozić 🙁
Pyro,
Górka moja wreszcie ożyła i jest wreszcie zielona 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6484.JPG
Alicja – nie tylko zielono, ale i kwietnie. I zdaje się, że znalazły się te cebulki kwiatów, które Ci zginęły z grządki.
Zieleńsza niż kilka dni temu – drzewa jeszcze nagie 🙄
Ale pojutrze powinny być liściaste.
Kwiaty prowincjonalne w białym i czerwonym (dla mnie to burgundy) kolorze w całym rozkwicie, pierwinka, paprocie na dalszym planie, no i wbrew moim chęciom wiewióry ukradły od sąsiadów żonkile i wsadziły lat temu parę w tę naturalność.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6482.JPG
Z rana poszłam Za Róg po jakieś nasiona, ciekawa jestem, gdzie to będę zasiewać, skoro mam tylko rozsypującą się pół-beczkę i dwie spore donice. Jerzor wyraził zdanie, że ona się rozleci i nie ma co kupować ziemi, żeby dosypać. A co mu szkodzi kupić dwa worki ziemi za 5$?! I nie musi tych worków nosić! Co ja, głupia, żeby latać co jakiś czas i kupować bazylię czy koper na małosolne w sklepie?! Pęczek bazylii kosztuje 1.75$, a bazylii używam dużo latem, najwięcej do kanapek z pomidorami. Niech sobie policzy, ile razy ta piątka mu się zwróci, nie mówiąc o tym, że zamrażam i mam swoją bazylię, rozmaryn, tymianek cały rok! 👿
Nie mówiąc o tym, że nawet takie doniczkowe uprawy sprawiają mi frajdę. Chłopy niektóre 🙄
Pięęęęęęękna pogoda! Słońce, ma być około 30C, ale w głębi lądu, u nas od jeziora bryza, i tak będzie mniej więcej do połowy lipca, aż się jezioro ociepli. A jest to kawał jeziora!
Wielki minus w tym pięknym obrazku – latają te rachityczne, niegryzące mini-komary. Za chwilę przylecą z południa wredne czarne muszki, na które jestem uczulona, i będą tu kolędować przez tydzień, zanim odlecą na północ.
Ale poza tym – jest cudnie 🙂
Alicja (ja go lubię, ale) jak żeś sobie wybrała krakusa, to już Ci będzie wyliczał te centusie do śmierci. Pyry w takich wypadkach mówią „stówa na raz, zapałka na cztery”.
Piotrze – dziękuję bardzo.
Toż on taki Krakus jak i ja…Dolnoślązak!
Rozumiem, większy wydatek – ale takie, z przeproszeniem, pierdoły? 😯
Zresztą, tu nie chodzi o pieniądze, tylko o to „a po co?”. Przecież bez sensu takie dywagacje, 10 minut jego udziału w całej sprawie, załadować do bagażnika, wyładować. A po co to już ja wiem. Po to, żeby nie biegać co chwila do sklepu i wydawać na Bóg wie skąd pęczek bazylii, jak mogę bez wysiłku mieć swoją, w takiej pół-beczce plewić nie muszę i mam pewność, że żadna zaraza tego nie zeżre. I inne takie w mniejszych donicach.
Póki co, cieszę się na porzeczki 🙂
Alicja – znałam rodzinę (mojej koleżanki) – ludzie z „pochodzeniem” i dobrze sytuowani. Pan Tadeusz codziennie wieczorem robił rachunki z panią domu i dawał jej pieniądze na następny dzień. Zdarzyło mi się słyszeć „Ale i na pietruszkę Tadzinku trzeba mi…” Kilka lat temu spotkałam tę Koleżankę i ona mi mówi, że ma straszny kłopot z owdowiałą matką „Całkiem nie umie się gospodarzyć. Ojciec wydzielał jej te pieniądze, ścibolił, a ona wszystko wydaje teraz…” Omal nie parsknęłam śmiechem; przecież doczekała się wreszcie!
Moja Ryba dojeżdża do Poznania. Ku mojemu żalowi Matros musiał zostać, bo dzisiaj przywiózł Matkę, w niedzielę wieczorem musi ją odwieźć do szpitala. Będzie kłopot, bo 16-go Matros obejmuje 2 tygodniową służbę i nikt go nie będzie zwalniał z powodu…
Chłe chłe chłe… Jerzor tak na wszelki wypadek boi się roboty, dwa worki ziemi dla niego brzmi podejrzanie, a nuż (nóż z widelcem) wymyśliłam coś i będę chciała, żeby się udzielił. Do tej pory nie zanotował (a niedługo 40 lat minie!), że ja dobrze wiem, w co idzie para, w koła oczywiście 😉
Mnie to nie przeszkadza.
Nie mam wydzielonych pieniędzy i nie wydaję na głupoty, przeciwnie wręcz, oszczędna jestem właśnie w ten prosty sposób – co mogę sama, to nie kupuję. Bez skrajności – co mogę sama i sprawia mi przyjemność, albo mimochodem, samo się robi. Ale czasem przyczepi się jakiejś głupoty, może to zew krwi?! 😯
Ja mam zawsze kontr-argument w takiej sytuacji – a Twój rolls-royce rower?
http://bartniki.noip.me/news/cannondale.jpg
Nisiu Filharmonia_Szczecinska dostała europejskiego Oscara w dziedzinie architektury ….
http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34959,17883319,Filharmonia_Szczecinska_najpiekniejszym_budynkiem.html#BoxLokSznImg?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Szczecin_gazeta
Przecież wiem, Alicjo, żadna z nas nie nauczona rozrzutności. Co może wypracować gospodarstwo domowe, to nasz zysk. Ja po prostu alergicznie reaguję na próby ograniczenia mojej autonomii w sprawach drobnych. Wielkie wymagają rzecz prosta negocjacji na szczeblu.
Stanisławie – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=bkDEw6HI20w
Juana: https://www.youtube.com/watch?v=psKEKSS3R0Y
https://www.youtube.com/watch?v=OyBhcGzjfII
Stanisławowi sto lat i tyle, ile sobie życzy, a może więcej czasu na co dzień? 😉
Szukałam takiej pięknej piosenki dla Stanisława, ale blokada.
No to najlepsze 😉
https://video.search.yahoo.com/video/play;_ylt=A0LEVvpEIU1VnRUATtonnIlQ;_ylu=X3oDMTBsa3ZzMnBvBHNlYwNzYwRjb2xvA2JmMQR2dGlkAw–?p=youtube+%2B+stanis%C5%82awa+celinska&tnr=21&vid=24821857BE703A049C6F24821857BE703A049C6F&l=226&turl=http%3A%2F%2Fts1.mm.bing.net%2Fth%3Fid%3DWN.LpsCUZFF4rE6ZMqqJR%252fQkQ%26pid%3D15.1&sigi=121qto0h3&rurl=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3DQzl4pgWmXKE&sigr=11bfk7ccn&tt=b&tit=Atramentowa+Rumba+-+Stanislawa+Celinska+%26+Los+Locos&sigt=11jei0hlp&back=https%3A%2F%2Fsearch.yahoo.com%2Fyhs%2Fsearch%3Fp%3Dyoutube%2B%252B%2Bstanis%25C5%2582awa%2Bcelinska%26hsimp%3Dyhs-004%26hspart%3Dmozilla%26fr%3Dyhs-mozilla-004%26ei%3DUTF-8&sigb=143d07qa5&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
Dobry wieczór 🙂
U nas dzisiaj był dwudniowy żurek z jajami. Nie tak ekstraordynaryjny jak Żaby, ale prawie. Niby tak samo, ale nie to samo. Całkiem jak z karkówką Eski. Nie ta łapka i trzeba się z tym z godnością pogodzić 🙄
U mnie był żurek z biało kiełbaso 😯
Stanisławie,
Najlepsze życzenia!
Przy okazji ciąg dalszy skoku w bok:
http://www.eryniawtrasie.eu/15652
Biała kiełbasa obowiązkowo 😀 Jaja a bonusie 😉
Jolinku, żadne nagrody nie zmienia mojego zdania o naszej Filharmonii, a jest ono krytyczne do spodu. Ale de gustibus itd., a ja często miewam zdania odmienne od jurorów. Mamy już taki hotel Panorama, który wygląda jak barak budowlany (moja siostra znalazła analogie nie tylko w architekturze, ale i w materiałach), z dziobem imitującym statek. Też nagradzany, a brzydki jak komunizm.
https://www.youtube.com/watch?v=v4VKFkvld3M&list=PLNfOcBS3i59h8tAln0Odlglp-6qLC31Uu
🙂
O kurka, Dar Młodzieży, Mir, Kruzio, Chopin, Głowacki, Pogoria, co tam jeszcze… widziałyśmy je wszystkie na morzu. Mimo wszystko cieszę się, że będziemy chociaż w ostatnim etapie i na finale Tolszipów. Znowu je zobaczę. I pewnie się popłaczę. Ze szczęścia.
Nisiu,
mogę Cię poprosić o pozdrowienia statków i okolicznośći?
dzień dobry …
ewo dobrze się czyta Wasze relacje z podróży … 🙂
pogoda majowa z bzami w tle …
Dzień dobry, rzeczywiście bzy kwitną jak szalone, wiosna w pełni! Także z przyjemnością przeczytałam wspomnienia z kolejnej podróży Ewy, no i wysłuchałam piosenek dedykowanych Stanisławowi, szczególnie wzruszyła mnie p. Celińska. Bardzo, bardzo miły poranek.
Stanisławie, jeśli podczytujesz, to ode mnie wiele serdeczności 🙂
Wczoraj ja też żurkowałam, a dzisiaj botwinka z jajem. Upiekłam pierwsze tej wiosny ciasto z rabarbarem, takie co to same jaja, cukier, mąka, zapach i rabarbar, pyszne!
W mojej kuchni bardzo często goszczą zupy gotowane „na wodzie”, czyli bez żadnych mięsnych dodatków. Bardzo je lubię, są lekkie, choc też potrafią byc sycące. Podoba mi się przepis na „gotowaną wodę” podany przez Gospodarza, żałuję, że nie namoczyłam wczoraj fasoli, reszta składników pod ręką 🙂
Dzień dobry – jestem aktualnie matką pełnoetatową. W kuchni festiwalu szparagowego cd. Na specjalne życzenie Ryby, na obiad znowu same szparagi (Matros nie je, więc ona nie kupuje, a bardzo lubi) więc ją matka napcha do wypęku. Od rana panny urządziły pokaz mody przymierzając i prezentując zawartość szaf i walizy.; Uśmiałam się aż mi brzuszysko podskakiwało.
Teraz się żegnam do popołudnia.
Jak ja zazdroszczę tych szparagów (do wypęku). Tu za maleńki pęczek mizerotek trzeba zapłacić ok. 12 zł.
Basiu – 0,5 kg pęczek – 5,50. Normalnie kupuję 2, dzisiaj, żeby było do wypęku, kupiłam 4 czyli 2 kg/ 22 złote. Raz kiedyś można, a sezon jest krótki.
Kolejny raz przyznaję, ze maj jest najpiękniejszym miesiącem w roku. Owszem, inne pory roku też są ładne, ale nie tak radosne.
U Pyry dziś wesoło, zwłaszcza że obie Młodsze są rozmowne. I smacznie, bo szparagowo. W Lidlu szparagi też dość drogie, bo ok. 11 zł za pęczek, a przecież jeszcze odejdą twarde końcówki. Ale przecież taki pęczek wystarczy za cały obiad, przynajmniej dla mnie, a obiad za 11 zł nie jest przecież drogi.
Nie miałam szparagów, ale makaron rurki z brokułami, groszkiem, suszonymi pomidorami, kurczakiem i resztą bałaganu.
Pierwszy raz w tym sezonie upiekłam biszkopt z truskawkami zalanymi galaretką. Biszkopt pieczony jest w płytkiej foremce do tarty, więc tylko z 2 jajek. Piecze się szybko i jest bardzo smaczny. Te importowane truskawki nie smakują wprawdzie jak te letnie, ale są całkiem niezłe.
Ewo,
Wasze wyprawy są zawsze ubarwione licznymi niespodziankami. Opisujecie je z humorem, choć pewnie nie zawsze jest Wam wesoło. Świetnie czyta się te relacje.
Tymczasem koleżanka wróciła z kilkudniowego pobytu w Wilnie pełna zachwytu. Nie dziwię się, bo to miasto też bardzo mi się podoba.
Ciekawy wywiad:
http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/489902,hitler-byl-naszym-bohaterem-niestety-rigamonti-rozmawia-z-otto-tuszynskim.html
Dziewczyny – dziękujemy.
Krystyno – bo nawet jak nie jest wesoło, to i tak jest śmiesznie 😉 .
U nas szparagi są po 9 zł (pęczek). Dzisiaj placek z rabarbarem i kruszonką, a do picia kompot rabarbarowy.
Ewo – masz rację, że sarmale zawijają w Rumunii nie tylko w liście winogron. Ja jadłam takie w kiszonych liściach kapusty.
Bzy, żółte pola rzepaku, zielone łąki z żółtymi punkcikami (mlecze), delikatna zieleń brzóz – tak, maj to piękny miesiąc. I romantyczny 😀
Sarmale, czyli te w greckiej wersji dolmadakia, gołąbki jakby 😉
PYCHA, nieważne, jak zwą.
Narwali bzu, naszarpali.
Nadarli go, natargali,
Nanieśli świeżego, mokrego,
Białego i tego bzowego.
Liści tam – rwetes, olśnienie,
Kwiecia – gąszcz, zatrzęsienie,
Pachnie kropliste po uszy
I ptak się wśród zawieruszył.
Jak rwali zacietrzewieni
W rozgardiaszu zieleni,
To się narwany więzień
Wtrzepotał, wplątał w gałęzie.
Śmiechem się bez zanosi:
A kto cię tutaj prosił?
A on, zieleń śpiewając,
Zarośla ćwierkiem zrosił.
Głowę w bzy – na stracenie,
W szalejące więzienie,
W zapach, w perły i dreszcze!
Rwijcie, nieście mi jeszcze!
Julian Tuwim – „Rwanie bzu”
https://www.youtube.com/watch?v=REAPTJy8A80
Górka po południu – jak to Pyra kiedyś określiła, zieleń koronkowa dopiero:
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6493.JPG
Za godzinę idziemy do Lisy na herbatkę, pozrywam dla niej trochę kwiatów z Górki. Lisa nie ma ogródka, mieszka na 8-mym piętrze. Gdyby zgodziła się na Jerzora swatanie, byłaby naszą sąsiadką. Szkoda.
No to macie jeszcze:
http://www.eryniawtrasie.eu/15704
No to możemy poszaleć kulinarnie:
http://lukaszluczaj.pl/87-gatunkow-roslin-do-zawijania-golabkow/
Znowu kazali Pyrze się zalogować. Cierpią a amnezję czy jak? Do naszej kosmetyczki ustawiła się kolejka Krewnych-i-znajomych i jestem zupełnie ogłuszona towarzysko. Wypiliśmy 2 butelki kadarki w 5 osób, co po szparagowym obiedzie zaowocowało niezłym szmerkiem. Na szczęście kolacja była solidna – parówki w cieście francuskim, papryka faszerowana serem i biszkopt z jabłkami. Da się przeżyć.
Dostałam wspaniałą pamiątkę od Lisy, zabawne zdjęcie (sepia) jej i Franka…Jutro zeskanuję i pokażę
http://bartniki.noip.me/news/Frank_i_Lisa.jpg
Gotowana woda, szczególnie wrzątek to chyba woda ognista?
dzień dobry ….
Pyro miłego rodzinnego dnia Wam życzę … 🙂 … niech dziewczyny zrobią Ci zdjęcie w nowej szacie ….
Alicjo pamiątka zacna ….
Dzień dobry z deszczowej stolicy. Śniadanie (jajko na miękko, pomidor, grzanki) przy akompaniamencie deszczu bębniącego w parapet, ale też słuchałam audycji naszego Gospodarza w TOK FM, bardzo na temat, właśnie o jajkach. A zieleń coraz bujniejsza i kwitną konwalie 🙂
…za Jolinkiem dodam – Alicjo, pamiątka wzruszająca.
Alicjio – z którego roku to zdjęcie? Bardzo klimatyczne.
Alicjo.
Nawet nastrojowo klimatyccne.
Mialo być klimatyczne.
Zdjęcie jest trochę „podrabiane” klimatycznie, zrobione z 10 lat temu, na takim statku typu „love boat”. To była wyjątkowa para starszych ludzi, którzy wspierali się w starszych latach. Zwłaszcza Lisa, opoka dla Franka, kiedy on zachorował na alzheimera. Frank był naszym sąsiadem z naprzeciwka i wiele razy wspominałam o nim tutaj. Typ samotnika, a Lisa odwrotnie, wulkan.
Z innej beczki.
Wystarczył jeden ciepły dzień i trochę deszczu – dzisiaj rano wygląda tak:
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6494.JPG
Alicjo to już prawdziwa wiosna u Ciebie … 🙂
ewo kupiłaś skrzynkę wina białego skoro takie tanie? …
Jolinku,
nie ma odwrotu! Jaka tam wiosna, u nas parówa (deszczyk popadał) i o 10-tej rano 20C w cieniu.
Wiosny mieliśmy ze 3 dni, teraz już lato 🙂
Jolinku,
Raczej ze 2 kartoniki. Choć nie są co prawda nadzwyczajne a Lacrima lui Ovidiu (Łzy Owidiusza) nie dorównuje choćby winom massandryjskim, to jednak cena jest bardzo zachęcająca…
Ot przyjemne wina do codziennej konsumpcji w więcej niż przystępnej cenie.
Wróciłam już o 4.00, bo trzeba było Rybę wyekspediować i cichutko przyznam, że potraktowałam taką możliwość z dużą ulgą. Było zimno, wietrznie i deszczowo na dworze i bardzo gwarnie, zimno i nudno wewnątrz. Jedzenia b.dużo, bardzo różnorodnego, pięknie wyglądającego, podawanego przez liczne, uśmiechnięte i pięknie umundurowane kelnerki – i – znowu zniżam głos – w domu jadam lepiej, smaczniej, choć nie tak pięknie. Przypuszczam, że te sale bankietowe na co opdzień służą jako sale weselne, na co wskazuje staranna biała aranżacja – plafon z białymi, gwiaździstymi światełkami, szyfonowe, białe draperie w oknach, białe pokrycia krzeseł, przewiązane szarfami – w sumie trochę z serii „jak mały Jasio wyobraża sobie pałac ślubów”. Przyjmowali jednocześnie 5 grup bankietowych takich, jak nasza – w sumie ok 140 osób. W dużej sali były długie stoły oddzielone od siebie drewnianymi parawanami. Dzieciaki,główni bohaterowie uroczystości, po godzinie nudziły się, jak mopsy i zaczęły biegać po sali, szczególnie chętnie wykorzystując piekielnie kręte i wąskie schody prowadzące na antresolę, gdzie w inne dni grywa orkiestra.
Dlaczego nie byłam zachwycona potrawami? Bo one nie pochodziły z lepszej czy gorszej miejscowej kuchni, a z cateringu (na mój smak). Zmarznięta cieszyłam się kidy podano rosół; cóż kiedy był to raczej bulion z kostki czy innego koncentratu i nie był bardzo gorący. Warzywa w surówkach doskonałe ( szczególnie surówka z marchewki z ananasem bardzo dobra) natomiast warzywa gotowane niemal zupełnie nie doprtawione i bez jakiegokolwiek sosu, masła czy innego wykończenia; mięsa poprawne, sos pieczeniowy taki sobie i chyba doprawiony „knorrem”. Ciasta fatalne – mdłe, przesłodzone, kremy z proszku, śmietana z pojemnika, dekoracja genialna. Lody na owocach też z gotowej rolady, śnieżka zamiast śmietany i ciągnący się czekoladowy sos. Gdybym nie jadła, tylko patrzyła, byłabym pełna podziwu. Kawa roznoszona w dzbankach, zdatna do picia ale niesmaczna i bardzo dobry, nieklarowany sok pomarańczowy. A nudno było dlatego, że nawet nie było jak pogadać przy tych stołach za parawanami, nawet pod altanami, gdzie można było zapalić, wiatr wypędzał ludzi pod dach. Myślę, że rodzina dopiero teraz dobrze bawi się w gościnie u Pauliny (Wnuczka moja).
U nas lato…gdzieżeś bywała, Pyro?
Alicjo – m/w o 5 km od domu, na przyjęciu komunijnym w rodzinie
Z bankietów w zacnym gronie Łasuchów cieplutko wspominam spotkanie z bodaj 22 maja 2010 w „Różanej” 🙂
http://bartniki.noip.me/news/img_2824.jpg
A, rozumiem.
Wracając do zdjęcia z maja – wszyscy są, tylko Zgaga gdzieś się zapodziewa. Zgago, raz na jakiś czas mogłabyś machnąć…
Nie wiem, czy Zgaga już wróciła w pielesze znad Rodanu i okolicy.
Pyro – a jak tę imprezę przeżył Twój Prawnuk?
Alicjo, dołączam do pamiętających. To było bardzo miłe, wytworne i pyszne spotkanie. Pachniało chyba peoniami (czy różami?). Jako łakomczuch do dzisiaj wspominam smak jakiegoś obłędnego deseru, chyba to była beza, specjalnośc restauracji, któremu Alicjo nie dałaś rady zostawiając połowę na talerzyku, o zgrozo 🙂 Szkoda, że Zgaga nie zagląda, tęsknię też bardzo za Aliną 🙂
Jak bardzo się różnią te współczesne, uroczyste obchody od tego co zapamiętałam z mojego dzieciństwa, ale kiedy to było, można powiedzieć – w minionym stuleciu 🙂
To zdjęcie z komunii mojej siostry w latach wczesnych 60-tych, w minionym stuleciu, Barbaro (imię mojej siostry też)
http://bartniki.noip.me/news/Basia-komunia3.jpg
Też były obchody, to akurat w małej wiosce, wszyscy wszystkich znali…Nie wiem, skąd to się wzięło, że rzeba urządzić przyjęcie dla tych,z przeproszeniem, pierwszych komunistów 😉
Ale tak było.
+t
Barbaro,
w ” Różanej” pachniały lewkonie stojące na naszym stole. Ale piękny bukiet róż też widziałam. A to ciasto to tort daktylowy, co ustaliłam zaglądając do blogowego archiwum. Miło wspominam to spotkanie i cały mój pobyt w Warszawie.
Mój „komunista” miał, bodajże całe wydarzenie za wstęp do prezentów. A tu trzeba było wytrwać 1,5 godziny nabożeństw, potem 3 godziny za stołem (i wtedy szalone gonitwy z innymi dzieciakami, potem znowu kościół i dopiero powrót do domu i prezenty. To już mi opowiadała Młodsza, bo ja w modłach nie uczestniczyłam, a potem wyjechałam. Najpierw rzucił się na piękny, nowy rower „ze wszystkim” czyli osprzętem i strojem ochronnym, portem najważniejszy był telefon od Matrosa i Ryby, z tych pancernych, co to i rzucać można i topić w wodzie, a poptem ważny był już tylko tablet z aplikacją jakiejś ekstra gry. No i wtedy chłopak i jego kuzynowie był już stracony dla świata.
Jeszcze gwoli wyjaśnień – moja wnuczka i jej rodzina nie należą do zamożnych (mąż pracuje sam, a tu w domu żona, dwoje dzieci i cały czas jeszcze wykańczane mieszkanie) więc Igor nie ma wielu gadżetów, które mają dzieciaki w szkole. Komunia była okazją, żeby się rodzina sprężyła. Młodsza ze mną zbierałyśmy od października do skarbonki : ona po 100 miesięcznie, ja po 50. Starczyło na przyzwoity rower, latarki, kostium, kask, rękawice itp (miałyśmy w sumie 1250 złotych.) Osobiście wolałabym tę sumę przeznaczyć na dobry kurs językowy, ale Młody potraktowałby taki prezent jako próbę tortur.
Pyro,
ja komunistka nie dostałam żadnych tam, i nawet nie przyszło mi do głowy, że coś mi się „należy” z racji komunii. Podobała mi się długa, biała sukienka 😉
Moje koleżanki dostały zegarki i jakieś tam cudaki, dla mnie pójście do komunii to był jakiś niezrozumiały obowiązek, zwłaszcza że już wtedy miałam wątpliwości, jeśli chodzi o religię i 10 przykazań, grzeszyć nie wolno i tak dalej 🙄
Co to za życie bez grzeszenia? Trzeba spróbować tego i owego, inaczej świat by się nie rozwijał.
http://bartniki.noip.me/news/A-komunia.Ksiadz%20Kaliciak.jpg
A ten ksiądz był wyjątkowo wredny.