Przepis na powitanie
Już wkrótce wylądujemy na Okęciu i ruszymy do codziennych zajęć. Tymczasem jednak, na powitanie, proponuję przepis, który nie wymaga przesadnych umiejętności, a daje sporo radości. Powitanie zaś winno być radosne. Ja na przykład bardzo cieszę się z możliwości ponownego spotkania z blogowiczami.
Babka, która robi się sama
6 łyżek mąki pszennej, 2 szklanki mąki ziemniaczanej, 2 szklanki cukru, 6 łyżek oleju, kostka masła, 6 jaj, mała torebka proszku do pieczenia, 2 łyżki octu
Do wysmarowania formy: łyżka masła
Do wysypania formy: 2 łyżki tartej bułki
Do dekorowania babki: pół tabliczki gorzkiej czekolady, łyżka mleka
1. Wszystkie składniki umieścić w wysokiej misce i dokładnie zmiksować.
2. Przelać ciasto do wysmarowanej masłem i wysypanej tartą bułką formy babowej.
3. Nagrzać piekarnik do 180°C i piec w niej babkę około 40 minut.
4. W kuchence mikrofalowej lub w kubeczku umieszczonym w większym garnuszku z wrzącą wodą rozpuścić czekoladę, dodać mleko i wymieszać. Polać babkę rozpuszczoną czekoladą.
Pogryzając babkę, można spokojnie czekać na komunikaty z Okęcia.
Komentarze
dzień dobry …
taka babka na powitanie dobra jest tylko kto upiecze? ….
Pyro ciężki dzień miałaś … ja przy remoncie w drzwiach od sypialni zlikwidowałam szyby a w dużym pokoju zamiast jednej szyby wstawiłam kilka małych i nawet jak trzaska (mieszkanie z obu stron ma okna) to nic się nie zbija a wcześniej było kilka przypadków …
Drugi dzień gospodarczy. Zaraz dzwonię do spółdzielni żeby przysłali jakiegoś speca po to, żeby doradził co z tymi drzwiami do pokoju. Mamy b. dobrego i życzliwego kierownika technicznego – zawsze można liczyć na dobrą radę i usługę poza limitem należności, Taka szyba w drzwiach, to niby drobiazg, ale mieszkanie z miejsca wygląda na zabałaganione i nieuporządkowane.
Krysiade – to bardzo cenna rada dot poliwęglanu. Młodsza ma się rozeznać. Niestety – Młodsza w początkach roku szkolnego bywa w domu mało i nie jest zbyt kontaktowa. Wydała zakaz pieczenia ciast, żeby jej nie kusiło, ale co tam. Ma w tym miesiącu urodziny i upiekę tę babkę Piotra żeby miała co zabrać do szkoły na poczęstunek. Mnie się przepis podoba; zobaczę jak wyjdzie.
to teraz już wiecie gdzie giną skarpetki … 🙂
http://www.buzzfeed.com/rossalynwarren/heroic-dog-eats-lots-of-socks
prawda, że to nieprawda ….. 😉
https://www.youtube.com/watch?v=x2ZwbkrqtzY
Jolinku, a jak się nie ma psa, ani innego czworonoga, to kto je zjada ? 🙂
pies sąsiada Małgosiu … 😉
Kto taką babkę upiecze?
Ja się nie zgłaszam… Kostka masła, mała torebka proszku do pieczenia, dwie szklanki mąki ziemniaczanej i tylko sześć łyżek mąki pszennej ? Pewnie można i tak. Wolę swoje baby drożdżowe mimo, że wymagają więcej czasu. Ale czy ja się muszę śpieszyć, czy mnie jest potrzebna babka natychmiastowa?
Trawę skosiłem, słoneczko świeci, jest trochę ponad dwadzieścia stopni. Do czego się śpieszyć?
Jesień i tak przyjdzie, nie ma na to rady.
http://www.youtube.com/watch?v=2je4MvNfMH0
Mam dwie wiadomości. Jak w anegdocie: dobrą i złą. Zła jest taka, że pies ma coś na żołądku czy gdzieś tam „w wątpiach” jest osowiały, co jakiś czas się krztusi i raz zrzucił jakąś zupę z siebie. Jak mu do jutra nie przejdzie, to trzeba do pana weta.
Dobra zaś jest taka, że szef techników osiedla pofatygował się osobiście obejrzeć moje drzwi, wysłuchał tego co powiedział szklarz, przyjął do wiadomości, że nie chcę w tym roku wyrywać ościeżnicy i wydawać 850 zł na nowy komplet, po czym oznajmił – mamy w magazynie kilka par drzwi, które zdali ci, którzy zakładali sobie nowe systemy. Gorsze się złomowało, zostały całkiem dobre. Pokojowe prawe – wymienimy pani, nawet będą odmalowane. Zabierzemy te z pani mieszkania – sztuki będą się zgadzały. Robotnikom, którzy będą je zakładać i ew dopasowywać, może pani dać 50 zł. Może pani tyle? Tyle mogę. Tym sposobem w końcu przyszłego tygodnia będę miała czyste, oszklone drzwi i robotę opłacę minimalną stawką. Ludzie narzekają na spółdzielnie, a ja sobie chwalę – ilekroć proszę o pomoc, zawsze ją dostaję, nawet w sytuacji kiedy ew. naprawa do spółdzielni nie należy. Inna sprawa, że ja się nie awanturuję, skarg nie piszę i robotników traktuję po ludzku. To zawsze ułatwia kontakty.
Mnie z kolei wydaje się, że 2 szklanki cukru to za dużo.
Tymczasem na domowe życzenie piekę ciasto drożdżowe z kawałkami jabłek. Zajrzałam dziś do innej książki kucharskiej i znalazłam przepis łatwiejszy, bo nie wymaga ucierania żółtek z cukrem, tylko jeden i drugi składnik mieszamy z mąką.
A co do skarpetek – kiedyś, aby nie pomieszać w praniu skarpetek należących do 2 użytkowników, spinałam poszczególne pary małymi agrafkami. No i nie posiadałam psa, więc w tej sprawie panował porządek.
wprawdzie Pan Minister Sawicki mówi, że sprzedawanie (i pewnie kupowanie) polskich jabłek poniżej 1,5 zł za kg to nie jest patryjotyczne ale się skusiłam i kupiłam w Lidlu jabłka za 0,99 zł/ kg … i robię następny eksperyment tj. robię 1 słoik jabłek jak śliwki w occie wg Żaby … jak wyjdą dobre to dorobię bo mi się wydaje, że np. do wątróbki mogą pasować …
Mam psa, który nie interesuje się skarpetkami, a tajemnica znikania zawsze jednej skarpetki wrzuconej do prania, jest bardziej wymykająca się ludzkiemu rozumowi, niż fizyczna teoria „wszystkiego”, Mam już cały worek pojedynczych skarpetek i daję słowo – nie mogę ich połączyć w pary – skarpetki single i już!
Miś już żegna lato, to ja ze Zwierzchowską i grotowkim lato powspominam
http://youtu.be/k4LjC6iFLzw
MISIU !
Mysle ze babka ,,powitalna,, Gospodarza jest w sam raz.
Zawsze się udaje i zawsze smakuje ( nam)
Krystyno.
Co do cukru……może być mniej.
nie wiem czy już podawałam czy nie ale ciekawy przepis na czasie ….
http://familijny.blox.pl/2014/02/Musztarda-z-gruszek.html
to jak lato ma się kończyć to lecę na balkon się poopalać …. 🙂
Co do skarpetek …… to nie mialbym odwagi powierzyc ich, nawet przyjacielowi, do prania. Bo niby to z jakiej okazji, skoro potrafie w nich chodzic, to potrafie je rowniez wyprac , podobnie jest z pozostala czesca osobistej garderoby. Spalilbym sie ze wstydu proponujac komukolwiek takie zajecie. Przyjaciel nie zasluguje na traktowanie go jako pomoc domowa.
👿
Mnie kostka masla przeraza.
Nigdy nie wiem, ile to jest szklanka cukru.
Różne strony podają różne przeliczniki od 180 do 240 gramów.
W końcu wzięłam wagę, szklankę i cukier, i zważyłam.
220 gramów.
Dalszych składników nie sprawdzam.
Elap,
kostka polskiego masła to chyba tylko 200 g.
Dlatego jeszcze pewnie ten olej (jedna łyżka = 14 g)
Brak dodatków aromatycznych (cukier waniliowy, skórka cytrynowa etc.) ale może ma pachnieć octem?
Dzien dobry,
W jednej ksiazek serii ‚Discworld’ Terry Pratchetta – serdecznie polecam w oryginale i doskonalym tlumaczeniu Piotra Cholewy – byl taki sympatyczny stworek, wygladem przypominajacy malutkiego slonia z duuuza traba, odpowiedzialny za znikajace skarpetki.
Maly Odsas mial teorie, ze jego skarpetki wracaja do swojej ojczyzny, Sockland (gra slow skarpetka w jezyku tatusia sock – Sockland/ Scotland).
Trzymajcie kciuki kto moze jutro – wielkie zawody rugby, zwycieskie druzyny graja na murawie stadionu Twickenham w polowie meczy na otwarcie sezonu! 80 000 widzow!
A w poniedzialek rozpoczynam szkolenie w zwiazku z nowa praca. Z kilku tysiecy zgloszen wybrano 60 osob. I ja zaczynam w pierwszej, 20 osobowej grupie, samopoczucie jak w tym stratum dowcipie o tygrysie – i strasznie i smiesznie.
Powodzenia, Jolly!
Nie taki tygrys straszny jak go malują 🙂 (w tym wypadku).
Jolly – a w jakiej branży chcesz podbijać świat? I o której trzymać za Odsasa? Już ci handel z Meksykiem nie wystarczy? Za Ciebie też potrzymam.
Odsas zaczyna o 10 rano, jak wygraja w grupie, to zaszczytu dostapia o 14:40 w przerwie meczu Saracenow z Osami.
A ja zaczynam prace w Brytyjskiej Policji Transportowej :))
Jolly – kłaniam się w pas. Zacna firma; doskonałe będzie wyglądało takie doświadczenie na kolejnym etapie kariery zawodowej. Gratulacje.
Jak 200 g to moge piec ! Zartuje. Nie pieke babek. Jolly, powodzenia.
Dziekuje pieknie,
Mam nadzieje, ze w tej firmie to juz raczej zostane do emerytury, z odpowiednimi awansami po drodze, oczywiscie. :).
Jolly – trzymam kciuki.
Czy dostaniesz taki ładny mundur? 🙂 http://www.btp.police.uk/about_us/our_people/officer_roles.aspx
Melonik i kamizelka sie zgadzaja, koszula czarna, czarne spodnie i buty typu glany. Problem co dzisiaj wlozyc do pracy rozwiazany :)).
Buty typu glany i melonik – super, są jeszcze miejsca? Melonik jest ładniejszy niż nasze „bejsbolówki” http://www.mundurowy24.pl/pl/p/Czapka-sluzbowa-POLICJA/141
Nemo, pokazywalas nam kiedys marchewke w roznych kolorach ktora sadzisz u siebie. Ja dostalam od kolezanki fielotowa fasolke szparagowa. Po ugotowaniu zrobila sie zielona. W smaku taka sama. Nie widzialam jej ani w sklepie ani na targu.
jOLLY – BĘDZIESZ OSTATNIE PROSIĘ, JEŻELI NIE WRZUCISZ NAM SWOJEJ „SŁUŻBOWEJ” FOTKI
Elap – nie mów, że taka sama – jest to najlepsza fasolka szparagowa na świecie; delikatna, mięciutka, nigdy nie ma łyka. Kiedyś sadziłam.
Elap,
jest sporo odmian fioletowej fasolki, także tyczkowej, jest też zielona nakrapiana fioletowo, ale uprawiane są raczej amatorsko w ogródkach. Miałam już z Polski fasolę tyczkową o fioletowych strąkach, szparagową Ametyst i kupowaną tutaj Purple Tepee, wszystkie po ugotowaniu stają się zielone.
Różnobarwne marchewki zachowują swoją barwę (białe, żółte, pomarańczowe), ale ta najciemniejsza, bordowofioletowa z wierzchu, powinna być gotowana osobno, bo też traci kolor farbując inne przy okazji.
Niebieskie ziemniaki gotowane bez skórki też bledną.
Zdaje się, że ten fioletowy barwnik jakiś nietrwały jest, niestety.
Aktualnie smażę powidła z pięknych fioletowoniebieskich węgierek, ale też już zmieniły kolor na czerwonobrązowy.
Nemo – z powidłami prosta sprawa – karmelizują cukry zawarte w soku owocowym. Trzeba by odparowywać tak, jak robi to Marek. On ma taki piec – kominek (chyba w pracowni). Stawia gary z owocem na noc, niby się nie gotują, ale pięknie odparowuje to wszystko. Zachowuje dużą część koloru, chociaż też nie całkowicie. Jadłam w ub.r. bo mi przysłał powidlaną wałówkę. Bardzo smaczne były Misiowe powidła.
Pyro,
Poprosze nadwornego fotografa, tyle ze wlasnych zdjec serdecznie nie znosze.
Jolly – jako, że z większością naszych gości z saloniku Piotra dzieli Cię pokolenie, nie masz się co stresować: młodość zdobi Ciebie lepiej, niż kiecki od Prado. Pogadaj z fotografem.
Pyro, jadlam ta fasolke pierwszy raz i nie wyczulam roznicy. Zobacze u tych co sprzedaja ” bio ” i jak znajde to kupie i bede sie delektowac. Ja teraz poluje na wegierki aby zrobic powidla. W ubieglym roku przegapilam i bylo mi przykro, ze nie moglam ich jesc. Wegierki sa bardzo krotko u nas. Te pierwsze sa nie najlepsze i czekam az beda bardziej dojrzale.
Inka kiedyś posadziła tę fasolkę (u nas tylko tyczkowa) i słowo daję miała „szable” po 30 cm długości. Potem jej wyginęła nie wiadomo dlaczego. Ja sadziłam kilka lat z rzędu, a potem nie miałam nasion (Ślubny zerwał w całości do gotowania i po fasolce. Na rynku jeśli się trafi, jest 2x droższa od innych.
Pyro,
ja się nie uskarżam na kolor moich powideł. Mają taki, jaki powinny mieć. Chodziło mi o to, że niebieskie śliwki po zagotowaniu tracą całą swoją niebieskość. Skórki stają się czerwone, wnętrze śliwki – ciemnożółte i te kolory się zachowują, jeśli robię konfitury. Od powideł oczekuję koloru powideł 😉 Niebieskich nigdy nie widziałam.
Fasola tyczkowa Neckarkoenigin ma właśnie takie długie strąki 25-30 cm. Używam jej tylko zielonej, jest o wiele smaczniejsza niż jakakolwiek szparagowa tzw. piechota.
Jolly – gratulacje i powodzenia!
Krysiude,
Dziekuje z salutem 🙂
Jeśli chodzi o tytułowy przepis na babkę, to po jego szczegółowej analizie, która mogła wyglądać trochę na czepianie się, Pyra nie ma wyjścia i powinna upiec to ciasto zgodnie z zobowiązaniem. 🙂
Jolly,
gratulacje ! To sukces być wybraną spośród tylu kandydatów. Ta policja transportowa to pewnie mniej więcej odpowiednik polskiej Inspekcji Transportu Drogowego, instytucji wprawdzie umundurowanej, lecz nie zmilitaryzowanej. Tak wyglądają mundury ITD. To właśnie ITD obsługuje wszystkie fotoradary stacjonarne i na tym chyba głównie nie skupia, choć powinna sprawdzać m.in. także, czy samochody nie są przeładowane itp.
Umundurowanie ITD : https://www.google.pl/search?q=inspekcja+transportu+drogowego+umundurowanie&biw=1067&bih=522&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=MfEJVJHNLoPA7AaSv4DoDg&ved=0CCYQsAQ
Krystyno,
Dziekuje :)),
BTP chyba jednak sie rozni od ITP bo dziala wszedzie tam, gdzie sa tory, stacje itp
Jolinku,
lato jeszcze nie odchodzi i po lekkim pogorszeniu pogody przyszły weekend ma być także bardzo ciepły. Takie lato bardzo mi odpowiada.
Nie jestem pewna, czy nowy film Woody Allena ” Magia w świetle księżyca” jeszcze jest wyświetlany. Widziałam go już 2 tygodnie temu. Ale jeśli tak, to polecam go jako beztroską rozrywkę, bo tematyka jest zupełnie oderwana od współczesnej rzeczywistości / ezoteryka, iluzja i ogólny brak problemów/, a aktorstwo doskonałe.
Nauczyłam się już, że przepisy, które mogą „dziwnie” wyglądać pierwszy rzut oka, często bardzo się sprawdzają, a ponieważ nie mam tyle cierpliwości co Miś na pewno jutro zrobię ta babkę i zdam relację jak wyszła. Nie wiem tylko czy zdążę przed komunikatem z Okęcia 🙂
JollyR. Gratulacje i zadowolenia z pracy 🙂
Policyję będziemy mieli na blogu? Brawo, Jolly 🙂
Jolly
Kompletnie nie mam pojecia o policyjnych stopniach. Natomiast w wojsku kobiety lubia byc pod pulkownikami 🙂 🙂
Zycze szybkich awansow 🙄
Śmichy chichy, a Pyry przeżyły horror i to wcale nie jest koniec. W południe pisała, że pies chory. Myślałam, że niedyspozycję wywołało jakieś łakomstwo na trawniku i że za parę godzin przejdzie. Potem nie chciał jeść, potem trzeba go było wyciągać na spacer o 17.oo – panienka poszła z psem, a ja zobaczyłam, że całe mieszkanie jest w ciemnych kropach – pies coś rozdeptał. Wiadro, mop, zaraz zetrę, Młodsza wróci, to zmyje porządnie. Panienka z psem wróciła już po 20 minutach – pies nie chciał chodzić. Ona wyszła, a psiak zemdlał w korytarzu.Zaniosłam go do koszyka, a koszyk cuchnie w okropny sposób i jest we krwi. Zadzwoniłam do weta, po tę panienkę od spaceru z psem, zaniosłyśmy nieboraka, był nieprzytomny, nie reagował na nic. Pani doktor zmierzyła temp. – o 3 stopnie za niska, ciśnienie, stanowczo za niskie, zabrała go na salę zabiegową i zaraz zlecieli się inni lekarze (a tam poczekalnia pełna, Radzio to był nagły przypadek). Ręce mi latały, jak u nałogowego pijaczka. Na szczęście przyleciała Młodsza ściągnięta alarmem i to ona została czekając na wyniki i ew, zabiegi. Po 1,5 godzinie przyniosła torbę z psem na nocleg do domu. Podścieliła mu stary śpiwór i podkład, bo jego posłanie, kocyk, ręcznik zostały przeze mnie wyprane.Wstępne rozpoznanie było takie, że to perforacja – żołądka albo jelita. Nic z tych rzeczy – dziury nie ma ani na rtg ani na USG, a jelita pełne krwi. Pies się omal nie wykrwawił. Stracił ponoć 50% krwi. Na razie dostał 2 kroplówki, antybiotyk, ma spać, a jutro na 11.45 trzeba go przynieść i w poniedziałek też – jeżeli dożyje,jak powiedział dr Tomasz znany z tv, gdzie opowiada o chorobach zwierząt domowych. Co wywołało takie krwawienie i zapaście – nie wiadomo. Może zeżarł trutkę? Jutro znowu będą zglądać, na wszelki przypadek ogolili mu brzuszek, gdyby trzeba było ciąć.
Pyro – mam nadzieję, że Radzio wyzdrowieje, trzymam kciuki!
O rany…żeby Radyjko mogło mówić i przyznać się, co zeżarło…
Powodzenia, trzymamy kciuki, Mrusisko też.
Pyro,
Radzia od nas delikatnie podrap za uszkiem.
Trzymamy mocno.
Dziękuję, ale mamy sensacji c.d. – wierzę, że będzie dobrze
A, czy my wiemy zawsze po czym nam niedobrze?
Aczkolwiek, zwłaszcza zwierzęta czasem sprawiają wrażenie, że dobrze wiedzą co im zaszkodziło.
Byle by z tym Radkiem dobrze się skończyło!
Ej,szarak! Nie pojechałeś więc do tej Warszawy na ten tam event surfowy? Jasne, jak Cię tam tak na przedpolu potraktowano z tymi wybranymi miejscami.
Krystyno, wskazówka na film cenna. Od lat tłumaczę moją zawstydzająco niską obecność w kinach sprawą, że nie ma tam niczego dla mnie. To akurat było by czymś dla mnie – natomiast mundury straży miejskich, lub jakichkolwiek innych – nie interesują mnie w najmniejszym stopniu.
Pepe – jakiś Twój pociotek w lasach warmińsko – mazurskich kieruje wykopaliskami po Prusach, lbo jest w dyrekcji lasów, współpracujących z archeologami – nie chcę pokręcić teraz, ale o p.G czytałam w tym kontekście
Biedny Radzio, niech zdrowieje, trzymam kciuki.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138585,16593726,Michel_Moran__Polacy_zawsze_umieli_gotowac__tylko.html#TRwknd
O! Babka Gospodarza, to moj przepis na „ucierany placek” z wisniami, dobry tez z rabarbarem I agrestem. Podowalam nie tak dawno na zyczenie Danuski.
Ja też się przywitam, na Okęciu byłem wczoraj, w drodze do Balic.
Dziś po wizycie na porannym targowisku, z butelką trójchmielowego jasnego piwa Toporek z Bojanowa w jednym ręku i z laską końskiego kabanosa w drugim- kibicuję Gospodarzowi domu, będą żeberka cielęce, duszone klasycznie, w winie, z czosnkiem, który będzie potem przetarty do sosu. W osobnym naczyniu zrumieniony boczek w kostkę z pieczarkami. Takie boeuf bourgignon dla ubogich 😉
Małżonka tymczasem stawia pierwsze kroki w Tokio, jest też prosty przepis
Pyro, jak Radzio?
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16577230,Poznaj_kulinarny_Poznan__Nasz_ranking_najlepszych.html#TRwknd
Cos niepokojaca ta cisza Pyry.
Też mnie to martwi.
Apetycznie wygląda ramen, na który przepis podała żona Krzycha – obfity jednodaniowy posiłek. Przepis na ramen wegetariański podawała jakiś czas temu Magda, kuzynka Danuśki.
Ciekawy wywiad z Michelem Moranem.
U mnie dziś nietypowy obiad – śledzie z cebulką w zalewie słodko- kwaśnej z pieczywem.
Myślę, że duże znaczenie w tym przepisie na ramen odgrywa też makaron. Pewnie trudno znaleźć odpowiedni.
Ramen trzeba szukać w dziale azjatyckim, jeśli ktoś takowy znajdzie. zwykle jest pakowany w nieduże „paczuszki”. Gdzieś powinien się znaleźć, w Polsce jest trochę Azjatów, to i ramen powinien być. Ramen jako taki to danie, ale tutaj nazywają tak ten makaron.
Niekoniecznie w dziale azjatyckim. Ramenow jest pelno w polskich sklepach. To taki posklejany jednoporcjowy makaron z pakiecikiem smakowym. Do tego mozna dodawac w ostatniej chwili wszystkie resztki z lodowki: kawalek pokrojonego w julienne ogorka, resztki krewetek, koncowki szczypiorku, pol rozgniecionego zabka czosnku, resztki kielkow. . Co wpadnie pod lape.
Ratunek studenta i kazdegi na ograniczonym budzecie.
Uwaga – tego sie nie gotuje, tylko zalewa wrzatkiem lub wrzuca na zagotwana wode i natychmiast po rozklejeniu sie makaronu wylacza i dodaje sie rozne dodatki.
Ano właśnie – niektórzy kończą studia i już nigdy nie spojrzą w kierunku ramenu 😉
U nas jest we wszystkich sklepach , a w zajatyckich na mur, nie wiem, jak jest w Polsce, pewnie w carefourach i tym podobnych.
Odezwała by się Pyra….
A to nie jest udon? Jednak inaczej smakuje i wygląda niż z rosołków chińskich ( bo tak popularnie mówi się na to)
Duże M,
mam na myśli to:
https://www.google.ca/search?q=ramen+noodles&client=firefox-a&hs=uSz&rls=org.mozilla:en-US:official&channel=fflb&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=Qy4LVO37CcXy8QHg3IC4Dw&ved=0CDEQsAQ&biw=1102&bih=559
Udon, ramen – wsio ryba.
Dzień dobry. Pies żyje, ale stan jest nadal ciężki. Młodsza nie śpi od 38 godzin. Teraz się trochę położyła. Dzisiaj Radek miał mieć zabiegi o 11 z minutami, ale już przed 10.00 był w lecznicy z krwotokiem. Dostał silny środek nasenny i leżal pod kroplówkami z medykamentami do 16.00, chociaż lecznica w soboty działa do 15.00. Jutro dr Tomek przyjedzie specjalnie dla Radka. Jeszcze raz zbadania – przewód pokarmowy szczelny, żadnych uszkodzeń mechanicznych ale brak homeostazy. Cała noc pies urządzał sobie płukanie żołądka – wstawał, wypijał miseczkę wody, właził na posłanie i opierając łebek o brzeg koszyka zrzucał to, co wypił + krew z żołądka, a nad ranem już tylko czystą wodę. Ta psia kuracja pochłonęła 6 misek wody, oczywiście pranie i wielokrotne zmywanie podłogi, a wet mówi, że dzięki temu w ogóle żyje – wyrzuca truciznę, b jest 90 % pewności, że zeżarł trutkę – może na szczury, a może na dzikie koty. Ma większą masę ciała od tych zwierząt, więc nie zabiło go od razu. U weta przez sen 2 razy się posiusiał i lekarz mówi, że to doskonale, że nerki podjęły pracę. Wczoraj tego od południa nie robił. Teraz śpi – pewnie po lekach. Jutro dalszy ciąg kuracji.
No to kryzys już chyba minął? Mamy nadzieję – jak tyle przeszedł i dycha, to pewnie wyjdzie z tego. Trzymaj się, Radyjko!
Biedne Psisko.
taka „przepisowa” szklanka to ma chyba 2, 5 dl, zgadza sie?
a ta torebka to ile ma gr?
te lyzki to ma byc czubate czy plaskie?
Ufff – Pyro ! Mądry pies! Bardzo przeżywam tę sprawę. Proszę o komunikaty o stanie Radzia. Wierzę, że będzie dobrze.
Choruje cichutko – nawet nie skomli. Oddech ma krótszy, a puls w nocy sięgał 120/min. Stracił tyle krwi, że trzęsie się z zimna – okryłyśmy go dwoma kocykami. Gdyby nie to, że wczoraj dostał 2 jednostki osocza i dzisiaj dwie (i pewnie jutro następne dwie) to już by nie żył. Świetnie, że on waży 9 kg i Młodsza może go nosić do lecznicy – on chodzi ok 2 m i kładzie się. Gdyby to był pies wielkich ras, trzeba by gdzieś wózek pożyczyć. Wczoraj niosłam go ja z panienką – ta doskonała lecznica jest o 100 od domu. Świetnie wyposażona, 5 lekarzy, pielęgniarki sale operacyjne, sklep – równie oczywiste, że nie jest tanio. Trudno.
Pyro, czy u was ktoś rozkłada trutki na koty 😯 ? Bo o tych na szczury to jest zawsze informacja, że rozłożone i skald można sprawdzić.
Troche za wczesnie na „uff!” i na „kryzys minal”. Takie hurra-optymistyczne pomruki sa troche nie na miejscu. Piesek jest bardzo powaznie chory i mozemy tylki zyczyc mu z calych serc aby sie z tego powaznego zatrucia wykaraskal!
Rozumiem wielka potrzebe optymizmu, ale przyhamowac nie zaszkodzi. Nas przy nim nie ma.
DużeM. – oficjalnie oczywiście, nie. Weterynarze jednak twierdzą, że czasem mają do czynienia z ofiarami takich „krucjat”. Ja czasem dokarmiam te koty, bo one często rodzą się późnym latem, a nawet jesienią i trudno matce z maluszkami przetrwać zimę. Widzę, że i inni czasem coś zanoszą w krzaki. Szczurów w naszym bloku nigdy nie było, czasem sypią trutkę na myszy i jest wtedy na drzwiach piwnicy kartka z ostrzeżeniem. A Radek do piwnicy nie chodzi, na spacerach jest na smyczy czasem wyżera rośliny na trawniku. Diabli wiedzą skąd ta trucizna. To jest rasa tropiąca i on chodzi zawsze z nosem przy ziemi – mówi się, że czyta teren.
Oh, Radek!
Pozostała nadzieja. Mamy tąże i trzymamy ją wysoko.
Mam włączony TV, a tam krytyk kulinarny opowiada. Nic nowego się nie dowiedziałem jednak coś tam myknęło. Nie było mnie w pokoju ale słyszałem, chodziło jakoś o urządzenie kuchni jako podstawę wszystkiego tego i w ogóle. Nic z tego nie załapałem, bo była tylko wskazówka na książkę, którą ten krytyk akurat wydał. Dla mnie temat aktualny o tyle, że gotuję często u córki, odciążając młodych, pilnując małej. I – niech to szlag trafi!
Nie, nie jest tak zawsze jak tam zajeżdżam, jednak kiedy to mam robić zajeżdżam najpierw do sklepu i nabywam co należy, lecz cała reszta, to zawsze czysty stres. Pół biedy kiedy jest Laura, bo ona wie gdzie co jest, najgorzej naturalnie, gdy nawet niema tego co powinno być, np zwykłego czarnego pieprzu, jak ostatnio.
Dla tego pytam tych co wiedzą więcej, najlepiej jednak wprost Gospodarza jak to jest, jak to jest kiedy zawodowcy przed kamerą demonstrują swoją sprawność. Zakładam, że to czego potrzebują przywożą ze sobą, ale jak organizowane jest to całe tło. Jasne, że wiele produktów jest przedtem przygotowane i na koniec wszystko gra. Ciekawi mnie natomiast, jak to jest w czasie konkursu adeptow, z jakiego zaplecza korzystają konkurujące zespoły, jakie mają szanse zastosować własne akcesuaria, jak zaznajamiają się z tym, gdzie muszą potem pracować.
Jakoś wierzyć mi się nie chce w to, aby w tak indywidualnym rzemiośle(!) nie zagościły jeszcze takie unormowania, aby każdy chwyt nie był z góry przewidywalny.
Pyro,
wspominałaś niedawno, że pies uciekł Ci na spacerze i jakaś pani pomogła go złapać. Być może, że w czasie tej ucieczki najadł się czegoś szkodliwego.
W czasie mojej wizyty u Pyr Radek zaprezentował się bardzo dobrze, nie mieliśmy żadnych konfliktów i nie musiałam mu w niczym ustępować. Na indywidualnym spacerze byłam z nim tylko raz i obyło się bez żadnych incydentów. Mam nadzieje, że ta bardzo przykra historia zakończy się szczęśliwie.
Kocie – moje „uff”- dotyczyło, że pies żyje, a nie , że wyzdrowiał. Znam się trochę na chorobach zwierząt. Hoduję domowe czworonogi od trzydziestu paru lat i wiem, że jeszcze przed Radkiem długa droga do zdrowia.
Duże M – czasami trafiają się tacy „nawiedzeni”, którzy z różnych, zazwyczaj chorych ideologii, wykładają trucizny dla psów. W Warszawie parę lat temu był taki nawiedzony. Działał w okolicach Królikarni.
Krystyno – uciekł w środę, w deszczu, a zachorował w piątek. Lekarz mówi, że po trutce nie trzeba czekać dwa dni na rezultat. Tak, to jest mało kłopotliwy pies, raczej milczący i pogodny. Jedyny kłopot (mój, nie jego) że on potrzebuje dużo ruchu, szybkich marszów, a ja nie mogę temu sprostać. Dlatego, przynajmniej raz idzie na szybki dalszy spacer – stąd ta panienka w roku szkolnym, kiedy Młodsza dłużej pracuje.
Trzymam kciuki za Radzia. On pewnie nie chodzi w kagańcu, a to trochę utrudnia zjadanie byle czego.
Siostra zadzwoniła z informacją, że jej gruszki spadły i czy wiem co można z nimi zrobić. W ubiegłym roku robiłem powidła śliwka-jabłko-gruszka. Teraz wiedząc z jakimi gruszkami będę miał do czynienia zabrałem kilogram zielonych bezpestkowych winogron co je rano dostałem w ramach wdzięczności za udzielane lekcje malarstwa sztalugowego. Na moje oko z kilo. Wsiadłem na rower i pojechałem zrobić małe co nieco, bo wiadomo, że jak gruszka spadnie nie można czekać. Ja piszę gruszka, ale wy nie wiecie, że to najbardziej gruszkowa gruszka jaką znam. Drzewo stare, ledwo co powojenne, a na nim gruszki jak marzenie. Teraz co prawda były guszki na trawie, tak smaczne i gruszkowe w smaku, że Boże ty mój!!! Jak by je Manet widział, to zamiast rozebranej panienki na kocyku namalował. Ale jak to mówią nie o francuskich malarzach jest ten blog, tylko o tym jak gruszkę zrobić.
Jak dojechałem i gruszkę obrałem oraz kilka zielonych jabłek, poćwiartowałem, a właściwie przepołowiłem zielone winogrona. Razem z gruszką i jabłkami w kawałkach, winogronami, startym imbirem, połową laski wanili, sokiem z jednej cytryny, cukrem w ilości, żeby nie było za słodkie, gotowałem i mięszałem. Siostra mówi, że takiego czegoś nie widziała, bo u nas na Kurpiach to kartofle i kapusta, czasem na święta fafernuch.
A ja proszę pańswa, jakby się kto pytał zrobiłem „Confiture, de poire au verjus” z tą różnicą , że zamiast soku dałem bezpestowe winogrona.
Nie będę się chwalił ale wyszło bardzo dobre. Bardzo, bardzo.
Dobry wieczór 🙂
Mój przepis na powitanie
A ja dostałam stosik książek kucharskich od ludzi, którzy się przeprowadzają. W tym sporo przepisów na przetwory winogronowe (czerwone winogrona krajowe m.in). Wszystkie wydane w latach późnego PRL i wertując je, natknęłam się na wzruszającą notkę : ponieważ wszyscy wiemy jakie kłopoty bywają z mięsem, przepisy podają zmniejszoną wagę produktów mięsnych o ok 50 g/osobę.
Sporo ciekawych przepisów, naprawdę. I dostała mi się przy tej okazji książka, która dawno temu mi zaginęła „Kuchnia francuska na co dzień i od święta”. Oczywiście to nie ten egzemplarz, ale ucieszyłam się. I* pomyślałam, że nieustannie kupujemy nowe książki o gotowaniu, a do starszych nawet nie zaglądamy latami.
Powielam dowcip p. Jerzego Łukaszewskiego (SO)
tematy marynistyczne – czyli gadanie o d….e Maryni – cecha chrakterystyczna naszych partii politycznych, ich główne zajęcię między elekcjami.
Temat w pewnym sensie marynistyczny bo opisuje życie pisarza na wyspie:
http://www.lexpress.fr/culture/livre/dans-la-taniere-d-amin-maalouf-sur-l-ile-d-yeu_1165720.html
Jerzor wybłagał 2 km. na rowerze, pod moim okiem. Żadnych takich, tylko 2 „kółka” w spokojnej dzielnicy za Górką.
W żaden sposób chłopa nie utrzymasz 🙄
Doglądałam, ale zanim do pracy się wybierze na rowerze, to ja muszę usłyszeć OK od chirurga. A chirurg za jakieś 3 tygodnie.
Alicja – znak, że Jerzor wraca do życia. Daj chłopu trochę luzu.
Pyro,
na rower miał nie wsiadać przez 6 tygodni, do „zaokejowania” przez chirurga po wszelkich badaniach. O co chodzi z rowerem – że tu trzymasz kierownicę i ciężar górnej połowy ciała spoczywa na rękach. A on przez te tygodnie ma niczego nie pchać, nie ciągać i nie spoczywać na rękach w ten sposób, jak to rowerzyści wyścigowi muszą.
On robi wszystko dwa razy szybciej, niż według książki, ja tylko trzymam oko na tym, żeby nie przedobrzył. Na imprezie tydzień temu u geologów Jerzor robił za kelnera, roznoszącego drinki, bo ruch jest wskazany. Była tam też pielęgniarka, która opowiadała, że Jerzor został nazwany przez pielęgniarki i salowe „rock star”, bo uśmiechnięty i na nogach kilkanaście godzin po operacji, i rzeczywiście goi się na nim wszystko biegiem.
Nie oponowałam, kiedy poszedł do pracy tydzień po wyjściu ze szpitala.
Myślę, że to pomaga, wejść od razu w starą rutynę, jeśli się ktoś czuje na siłach.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_4895.JPG
Przed chwilą Młodsza wróciła z Radkiem z wycieczki higienicznej na trawniki. Nie było dobrze, ale zrobił co trzeba i przynajmniej nie w koszyku. Szedł niechętnie i utykał, buntował się, kiedy w końcu wzięła go na ręce, bo go bolało kiedy zacisnęła na nim ręce. Teraz siedzi w koszu i się nie rusza, nie kładzie się, nie zmienia pozycji – widać boli bidoka.
Dzień dobry,
Mam nadzieję, że Radek szybko wróci do zdrowia, sprawności i swoich psich życiowych uciech.
Według mnie wszystko wskazuje na zatrucie trutką na szczury. Z tego co wiem, to włśnie takie trutki działają z dwudniowym opóźnieniem, żeby szczury nabrały zaufania do nowego „pożywienia” i żeby zginęła ich cała gromada. Szczury są bardzo ostrożne. Podobno potrafią wydelegować jednego osobnika do spróbowania nowości, a gdy ten czuje się dobrze, do podstępnego stołu zasiada cała liczna rodzina.
Bardzo przykro, że akurat na przykładzie Radka, ale widzimy w jakich męczarniach i jak długo giną szczury czy myszy po zjedzeniu trutki. Wiem, wiem – u niejednego pojawia się w tej chwili uśmiech politowania, ale ja się nie przejmuję. Nie zamierzam walczyć o zaniechanie zwalczania szczurów i mysz, ale uważam, że metody jakimi się to robi mało mają z tzw. ludzkimi odczuciami wspólnego. Gryzonie to ssaki – też odczuwają ból, lęk, pragnienie, cierpią z powodu rozrywanych wnętrzności itd.
Ale na tym dość, bo znowu nie usnę do rana.
Dobranoc. 🙂
Dla poprawy nastroju proponuję pracę zbiorową z czasów, kiedy lat temu parę Gospodarstwo wyjechało na urlop do Włoch, a myśmy się zachowywali twórczo 🙂
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Teksty/Kryminal_tango.html
Alicjo! Rechoczę do teraz. Wyślę Ci rachunek za leczenie przepony!
Iiii…… tam, jak przepona działa śmiechutkowo, to nie ma co jej leczyć, dobrze się ma 🙂
dzień dobry ….
Pyro współczuje pieskowej choroby …. tak sobie myślę czy czasem nie polizał jakiś okruchów szklanych z podłogi po rozbiciu szyby w drzwiach i to przyczyna krwawienia …
Jolly jak nasz sportowiec? … gratuluje przejścia przez sito do nowego zawodu … 🙂
Krzychu dobrej zabawy w kraju … 🙂 …. żona odważna … sama w Tokio …
czy Piotr już w domu? …..
Dzien dobry,
Mam nadzieje, ze Radziowi lepiej.
Odsas i jego druzyna wygrali ex aequo swoja grupe i dostapili zaszczytu meczu na murawie Twickenham gdzie zremisowali 5:5, a Odsas zdobyl dwa przylozenia :).
Dzien byl fantastyczny, ale bardzo dlugi i meczacy – pobudka o 6, w domu o 20.
A dzisiaj trening …
Jolly jak są sukcesy to treningi wydają się przyjemnością …. 🙂
grzybobranie mało obfite bo znowu za sucho ale wyprawa do lasu z rodzinką bardzo udana …
Alicja,
widze ze na polnocno-amerykanskim kontynencie nic sie nie zmienilo. Stolow jak nie bylo tak nie ma, dalej trzeba jesc na kolanach.
Pozdrowienia
niczym diabel, eva47 wywarla wplyw na mnie, i pomimo niecheci do ogladania Alicyjnych obrazkow uczynile to, czego nie robilem juz dluugi, a nawet bardzo dluuuuugi czas 🙄
Podpisac obrazek smialo mozna : kolby poszly w ruch 🙂 🙂 🙂 🙂
To dobrze, ze planeta broni sie, jak tylko moze, przed zalewem polnocnoamerykanskiej kultury kulinarnej w wykonaniu nie tylko akademickim 👿
Pepe, to ze odpuscilem event w wawie, nie oznacza, ze tydzien spedzilem beztrosko 🙂 🙂
Uczestniczylem cialem i duchem w mistrzostwach europy w kitesurfingu, ktore odbywaly sie w mielnie \ koszalina. Wspaniala impreza. Startowala swiatowa czolowka, bo byly to zawody otwarte. Ale nie bylem tylko ogladaczem sportu w minionym tygodniu, na wodzie spedzilem czynnie dziesiec godzin, co jak na tutejsze mozliwosci robi calkiem niezly rezultat. Oby tak dalej, ole! 🙂 🙂 🙂
Czy psu lepiej? Diabli wiedzą, nie mówi. Nie je trzecią dobę, nie reaguje na magiczne słowo „spacer”, nie pozwala się chwytać za brzuszek, ale noc minęła bez sensacji, 2 x pił wodę (już w ilościach napoju, nie lewatywy) wygrzał się pod kocykami i dzisiaj jest ciepły. Dzwonił doktor, mówił, że można mu dać jeść, ale nie chce – nawet z ręki. Za jakieś dwie godziny trzeba go zanieść na kolejną sesję terapii. Ma suchy nos, ale nie krwawi. Strasznie jest jednak patrzeć na cierpienie kogoś, kto nie potrafi wyrazić swoich życzeń czy cierpień – małych dzieci, żyjących z nami ssaków (dzięki, Nowy) czy innych stworzeń.
Zadzwoniła wieczorem Eska – ona się w podobnych okolicznościach pożegnała z domową kocicą. Mówi, że takie efekty dają trutki z kumaryną. Pytanie zasadnicze, czy głupol nauczył się, żeby nie zjadać czegoś, co w krzakach leży, nawet kiedy upojnie pachnie wątróbką?
Krysiade i Pyro, ja wiem, że z zasady nie wykłada się trutek dla kotów czy psów, ale Pyra napisała to w taki sposób, że wolałam się upewnić. Ze spółdzielniami to nigdy nic nie wiadomo.
Jerzor nie wygląda jakby miał jakąś operację 🙂 , ale nawet tych dwóch okrążeń bym zabroniła, bo nacisk zawsze jakiś jest.
eva47
7 września o godz. 9:33
To wszystko zależy z jakim towarzystwem mamy do czynienia.
Stoły w Ameryce ocalały i naprawdę spotyka się ludzi jedzących nożem i widelcem, a nie takich, co to najpierw „podziabią” wszystko nożem, a potem już tylko w jednej łapie widelec, a druga ręka zwisa pod stołem.
Jesli Radek nie chce jeszcze przyjmowac jedzenia, to niech tak bedzie. Niech dochodzi do siebie we wlasnym tempie. Ale woda niech stoi w szerokim naczyniu w poblizu poslanka, skoro ruch go jeszcze nie interesuje.
Bardzo sie Radkiem martwimy i posylamy mu rozne serdeczne fluidy.
Mam nadzieje, ze lekarz stwierdzi poprawe.
Trochę się wyjaśniła niechęć naszego podopiecznego do chodzenia (oprócz osłabienia). Łapa, w której tkwi weflon została tak ciasno zabandażowana elastyczną opaską, że spuchła mu okropnie. Młodsza właśnie zdjęła mu tę opaskę, teraz trzeba pilnować, żeby nie wygryzł weflonu.
Mnie sie to tez kiedys przytrafilo. Obandazowanie ucieralo mnie w miejscu gdzie sie konczylo i zrobil sie tam ogromny pecherz. I tez bylo w niedziele, gdy gabinet byl zamkniety. Stara szybko rpociela twarde obandazowanie i dotrwalem do poniedzialku.
U mnie 2 ostatnie sznureczki zamieszczone przez Alicję nie otwierają się. Widzę, że i innych tak. Trudno.
Dziś dzień prawdziwie letni. Rano poszłam na spacer, zaglądając także do lasu. I natrafiłam przy leśnej drodze na masę opieniek, wszystkie młode. Nie liczyłam, że w ogóle będą jakieś grzyby, a już zupełnie na taką obfitość i miałam przy sobie tylko małą foliową torebkę. Nawet nożyka nie zabrałam. Zastąpił go cienki kawałek gałęzi. W domu grzyby zajęły sporą miskę. Część usmażę, a część będę musiała zamarynować. Myślę, czy nie wybrać się tam jeszcze raz jutro.
Eva47,
stoły są, , ale na ponad 40 osób…w dodatku takie party – niespodziankę urządzić, żeby pani domu nie zauważyła, to trochę trudno. Dobrze, że się udało ją wyciągnąć na zakupy na 2 godziny 🙂
Duże M,
nie zabraniam, bo jak zabraniam, to wychodzi na odwyrtkę i w dodatku ja jestem ta jędza. Duży chłopczyk, wie, co robi. Uświadamiam mu tylko łagodnym głosem (czasem mi się zdarza taki wydobyć), że może sobie zrobić krzywdę, więc niech uważa. Po tych dwóch „kółkach” doszedł do wniosku, że może jeszcze z tydzień poczeka z rowerem.
Krystyno,
u nas dzisiaj świtem bladym było wcześniej zapowiedziane wyłączenie elektryki na 5 godzin, bo coś tam usprawniają. Komputer także był wyłączony, może dlatego się nie otwierało.
Radyjko,
posyłamy ciepłe myśli – trzymaj się!
Krystyno,
zachodź częściej tam, gdzie opieńki. Ja swego czasu miałam pod nosem trawnik, gdzie opieńki rosły – do czasu, kiedy trawnik potraktowano chemią.
Co robiłam z opieńkami? Zagotowywałam je w słoikach BEZ SOLI! (to ważne), tylko z odrobiną wody, i zimą były jak na zawołanie do różnych potraw. Ten przepis na grzyby, których nie bardzo da się suszyć, zawdzięczam kumie Halinie 🙂
Pies po ostatnim zabiegu, 4 zastrzykach i oswobodzonej łapie. Doktor przyjechał z żoną i synkiem, pewno przy okazji zrobią rodzinny spacer. Może do ZOO, w którym na łąkę – pastwisko razem z żyrafami i gazelami, wychodzą 3 osiołki : Malwina, Nemo i ich miesięczny synek Georg Beatles. Mały jest ponoć przezabawny, a rodzice pilnuje go ofiarnie. W każdym bądź razie Młodsza ma jutro zdać telefoniczne sprawozdanie o stanie Radzia i w razie kłopotów zapisać go na wizytę we wtorek. Nadal pierzemy wszystko z czym chory pies miał styczność. Teraz już tylko okropnie cuchnie pies (pozlepiane tym wszystkim futerko i tapicerowany bok koszyka. Nie wiem kiedy będzie można umyć delikwenta i kiedy na dłużej wyjdzie z betów, żeby wyszorować koszyk. Kocyki, materac itd ma czyściutkie i codziennie zmieniane. Nadal nie je i bardzo mało pije. Leży zakutany w kocyki, jakby go wcale nie było.
Nic nie przychodzi łatwo…Ringo Starr 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=ZzlY1p0AUbQ
Ringo podobał mi się zawsze, miał dystans do siebie, mawiał w czasach szczytowej sławy Beatlesów – jestem najgorszym perkusistą w najlepszym zespole na świecie 😉
https://www.youtube.com/watch?v=It3Cctk6BRs
Już aię położę, trzeba odespać nieprzespane. Chory dostał pewnie następną dawkę leków p/bólowych i nasennych i leży. Mam nadzieję, że od jutra będzie stopniowo nabierał wigoru. Ania mu podawała po kawałeczku jakieś ćwierć gotowanego fileta z kurczaka. Zjadł ok. 2 łyżek tego mięsa.
Do jutra
Piksel pozdrawia bardzo serdecznie swojego kumpla Radzia.Życzymy naszemu poznańskiemu psiakowi rychłego i całkowitego powrotu do zdrowia.
Sezon grzybowy rozhulał nam się niesłychanie-na śniadanie jajecznica z grzybami,na obiad kotlety w sosie grzybowym,a na kolację grzybowe risotto.Szarlotki nadal jednak nie podajemy w towarzystwie lodów grzybowych.
Z sąsiadami rozmowy grzybowe-kto idzie na,kto wrócił z oraz czy i co znalazł.
Pytań o to,gdzie kto trafił na swoje najpiękniejsze okazy na wszelki wypadek nie zadajemy.Każdy ma swoje ulubione,najlepsze miejsca i nie bardzo chętnie o nich opowiada.W sobotę o 6.45 na naszym głównym leśnym dukcie naliczyliśmy trzynaście samochodów,nie wspominając o grzybiarzach na rowerach i tych na piechotę.
Poza tym wyznam szczerze i otwarcie,że doczekaliśmy tej cudownej chwili,kiedy w naszym własnym ogrodzie natknęliśmy się na jednego prawdziwka i całe dwa podgrzybki.Prawdziwek został pokrojony z drżeniem rąk i namaszczeniem na cieniutkie plasterki,a następnie rzucony na circa about jedną jedną minutę na patelnię.Odrobina soli,kromka świeżego chleba i doprawdy trudno o lepsze chłopskie,
proste jedzenie.
dzień dobry ….
Danuśka własne grzyby ho ho …. 🙂 … Piotr pewnie biega po swoich włościach i też zbiera ….