Bajaderki pana Gajewskiego
Jest sposób na to by siedzieć po uszy w słodyczach i to przepysznych a nie utyć. Ja wiem jak to zrobić, bo stosuję tę metodę od dawna. Będąc zaś człekiem z natury życzliwym podzielę się tym sposobem ze wszystkimi słodyczolubami: zamiast objadać się tortami i pączkami o tych wszystkich smakołykach lepiej jest poczytać!
Lukrowany tort morelowy Fot. P. Adamczewski
Wybitny cukiernik warszawski Wojciech Herbaczyński nie tylko kusił klientów tortami ciasteczkami ale także i wspaniałymi opowieściami o historii słodyczy w stolicy. Oto jak pięknie opisał on działalność swego konkurenta – Gajewskiego:”Obok wąskiego sklepu z ciastkami, o jednej wystawie, była jeszcze w sąsiedztwie kawiarnia. Słynęła z olbrzymich porcji wyśmienitych lodów i białej kawy z obfitością kremu, podawanej z ciepłymi ciastkami drożdżowymi lub pączkami wyjątkowej wielkości.
Studenci, którzy zawsze chorowali na brak pieniędzy, przychodzili tu na bajaderki. Wyrabia się je ze ścinków, okruchów i różnych ciastek połamanych podczas ekspediowania, przekładania lub wykańczania.
Były kiedyś w Warszawie cukiernie sprzedające okruchy. Cała torba kosztowała dwie kopiejki, a później dziesięć groszy. Bracia Gajewscy nie chcieli sprzedawać cennego surowca. Byli dobrymi kupcami. Postanowili natomiast robić takie bajaderki, jakich nikt jeszcze nie robił.
Ustawili w warsztacie skrzynię z blachy aluminiowej i każdy z czterdziestu pracowników zsypywał do niej wszystkie ścinki powstałe przy krajaniu ciastek, wyrobie tortów, herbatników itp. Do tych okruchów dodawano pewną ilość kremu, wyrabianego wtedy nie na margarynie, ale na śmietankowym maśle, dolewano butelkę dobrego rumu i po wymieszaniu rozkładano warstwą na kruchym spodzie. Wierzch smarowano kremem i ciemną czekoladą, tak zwaną kuwerturą. Był to specjalny gatunek czekolady, dostarczany cukiernikom w wielkich blokach przez fabryki Wedla, Fuchsa lub Piaseckiego z Krakowa, kilogram kosztował mniej niż pięć złotych.
Bajaderki, krajane w duże kwadraty, ważyły ponad sto gramów, były smaczne i pożywne. Studenci niejednokrotnie, popijając wodą, zjadali po kilka, zamiast obiadu.
Fama głosiła, że po tych ciastkach były dobre wyniki w nauce, w życiu i miłości, a podobno nawet uratowały życie dwojgu młodym ludziom. Mianowicie, pewien student zakochał się. Kupił pudło bajaderek, kwiatki i poszedł się pannie oświadczyć. Rodzice jednak odmówili ręki córki. Dziewczyna wyszła do drugiego pokoju płakać. Student wyszedł. Ciastka zostały. Po pewnym czasie rodzice pudło rozpakowali. Zaczęli bajaderki próbować. Smakowały im i… zapobiegły tragedii. Poszli do zapłakanej córki i wyrazili zgodę na ślub. Rzuciła się im na szyję. Młodzi pobrali się i żyli szczęśliwie. Tak więc bajaderki przyniosły sławę Gajewskiemu. Amatorzy bajaderek czekali na nie, a wniesione do sklepu pełne tace szybko pustoszały. Zresztą i inne wyroby także szybko sprzedawano, bo od raną do wieczora stały kolejki kupujących. Sukces, w odróżnieniu od porażki, stwarza szeregi zazdrosnych. Tak było i w tym przypadku.”
No jakie słodkie historyjki. I chyba nie budzące kontrowersji. Tyle w nich lukru i miłości.
Komentarze
Dzień dobry.
Być może, że bajaderka była epokowym wynalazkiem p. Gajewskiego i chwała mu, ale dla mnie bajaderki były zawsze oznaką kryzysu i niedostatków na rynku. Takich na kremie maślanym i z prawdziwą czekoladą w polewie, to ja nie pamiętam. W ogóle nie pamiętam cukierniczych bajaderek. Pamiętam domowe z lat okupacji, a potem z lat 70-tych. Robiła je moja Matka i ciotki, robiły panny domowe, a ich skład był popisem pomysłowości kobiecej. Ja ich nie robiłam, ale namiętnie robiły kuzynki i z reguły trochę mi się dostawało (dostarczałam jajka). Te, które pamiętam były z pokruszonych herbatników, pokruszonych ciast typu biszkoptów albo drożdżowych (bez tłuszczu, którego brakowało) podsmażanych płatków owsianych, posiekanych orzechów (swoje, z ogrodu) wszystko to łączone kremem z masła roślinnego, cukru, kakao (z Pewexu) były z tego robione kule gdzieś 3-4 cm, otaczane w orzechach i tych płatkach podsmażonych i kule takie były sadzane na herbatniku albo wręcz usadzane na talerzu. Dzieci to lubiły, ja nie. Pewnie dlatego nie robiłam.
A mnie bajderka nic nie mowi. Lubilam slodycze, ale nie mam zadnych wspomnien z bajderka.
Bajaderka bez słów
„zamiast objadać się tortami i pączkami o tych wszystkich smakołykach lepiej jest poczytać” Widać Pan Redaktor stosuje szeroko 😉 te sposoby, pamiętam odpowiedź w moim blogu po przejściu graniówki Watzmana: „O boże, po co się tam pchasz Torlinie. Nie lepiej siedzieć w cieniu tej góry, podziwiać ją z dołu przekąszając i popijając”. Pozdrowienia
Dzień dobry,
już kiedyś podawałam ten link, ale pan Herbaczyński tak ciekawie opowiada, że warto obejrzeć jeszcze raz:
http://ninateka.pl/film/maria-kwiatkowska-kronikarz
Kiedy mieszkałam w pobliżu jednego z punktów sprzedaży gdyńskich ” Delicji” słynących z bardzo dobrych wyrobów cukierniczych, jadłam tam dość często właśnie bajaderki, nie znając metody ich produkcji. Bardzo mi smakowały , także wtedy, kiedy już wiedziałam z jakich skłądników powstają. Nie jestem aż tak wyrafinowaną smakoszką, aby mi to przeszkadzało. Ciekawe jednak, że na oficjalnej stronie ” Delicji” w ofercie produktów to ciasto nie jest wymienione. Może i nie ma się czym chwalić, ale ciasto jest bardzo smaczne.
Od rana, a właściwie od wczorajszego wieczoru pada deszcz i ani na grzyby, ani na wycieczkę do Łeby nie mogę jechać, bo wyniknęłoby z tego tylko przeziębienie.
Dzięki Plackowi obejrzałam połowę Bajadery (resztę obejrzę później) w znakomitym wykonaniu tancerzy Teatru „Bolszoj”. Wszystkie informacje podają nazwiska autorów libretta, a czyja jest muzyka? Zawsze podziwiam pracę rąk tancerek rosyjskich i technikę podnoszeń. To niesamowite mistrzostwo. Inna sprawa, że i tancerze i np gimnastyczki poddani są morderczemu i zdycyplinowanemu treningowi i sama widziałam w kulisach kuksańce i uderzenia w policzek wymierzane młodziutkim adeptkom. Efekty są, ale koszt ogromny.
Gospodarzu-składam protest,tylko i wyłącznie czytać o słodyczach się nie da!!!
Na dodatek tort morelowy na zdjęciu wygląda tak ponętnie…
Jakoś jednak nie byłam nigdy fanką bajaderek.Owszem w czasach studenckich też chodziłyśmy z koleżankami do cukierni zamiast na obiad,ale kupowałyśmy na ogół pączki,jagodzianki lub eklerki.Miałyśmy najbliżej do Pomianowskiego,który przeniósł kilka lat temu swoją cukiernię na Sady Żoliborskie.Wpadałyśmy też do „Europejskiego”na wuzetki i dobrą kawę 🙂
Pyro,
Leon Minkus – austrowęgierski kompozytor baletowy
Na pokuszenie
Nemo – dziękuję; to stąd te typowo środkowo – europejskie rytmy i akordy. Mnie się nawet muzyka rosyjska kojarzyła.
Danuśka,
bo bajaderki trzeba było jadać przed wojną 😉
Choć margaryna to bardzo stary wynalazek.
Tłuszcz kokosowy (Palmin, ceres) stosowany jest w cukiernictwie od końca XIX wieku.
Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek próbowała takiego ciastka. Mam za to wspomnienie tych pięknie cukrowymi różami dekorowanych tortów (lata 60.) i ich paskudnego smaku. Straszne rozczarowanie to było 🙁
Dzieła cukiernicze pokazane przez Placka oglądam z przyjemnością, ale na pokuszenie mnie jakoś nie wiodą, nigdy nie lubiłam lukrów i cukrów, ani kremów „maślanych” (w cukierniach – na margarynie). Tylko dwa torty lubię jadać od czasu do czasu – szwarcwaldzki i pavlovą. Rzadko – Sachera. Skusić mnie można dobrą szarlotką 😉
Na widok tortow to mnie mdli, ale szwarca bym sprobowala.
Nemo-błądzisz 😉
Nie jadłaś jeszcze tortu orzechowego Żaby,co rzuca na kolana 🙂
Dzień dobry!
Kotka wróciła, tzn pozwoliła się wnieść, słabo tylko protestując. Była na zewnątrz od końca maja i musieliśmy zawsze wieczorem wynosić jej jadło. Ostatnio popiskiwała sobie żałośnie pod oknem tak, że dziś o 5.00 ubrałem się i wyszedłem po nią. Zabrać na ręce pozwalała się już wcześniej, łasa na pieszczoty (dwa tygodnie temu zaaplikowała mi przy tym kleszcza). Dziś, jak wypuściłem ją w mieszkaniu najpierw zapłakała i wspinała się na parapety okienne, ale tylko na chwilę, by zaraz znaleźć się w ciepłym łóżku LP – ku ubolewaniu suki, która najwyraźniej uważała, że konkurencji ostatecznie się wyzbyła. Nie dziwię się, bo na zewnątrz było tylko 5°. Kiedy i ja się znowu położyłem, wróciła zaraz na swoje miejsce w moim łóżku i domagała się swojej porcji pieszczot. Kiedy potem chcialem uporządkować pościel i posadziłem ją w tym celu na krześle, zaraz wróciła na łóżko tak, że musiałem ją przykryć resztką wolnej kołdry i przykryć kapą. Ten proceder musiałem stosować i dawniej, ale zwykle wytrzymywała pod przykryciem tylko dwie minuty i wychodziła. Nie tym razem jednak. Nie ruszyła się więcej i tak leżała, aż zapomniałem i usiadłem na niej. Poszła obrażona. Teraz siedzi na kolanach i bierze za złe, że nie tak pięszczę, bo jedną ręką jestem zajęty klawiaturą.
A bajaderki wspominam wdzięcznie.
Jasne, że nie obrabiam jej pięściami, tylko drapię tam gdzie lubi.
Danuśka,
nieznanych słodyczy nie odrzucam a priori 😉 ale już opowieść pana Horbaczyńskiego musiałam przegryźć kindziuczkiem 🙄
Wspominałam tu kiedyś kolację-horror złożoną z wielkiego tortu szwarcwaldzkiego, którego potem też unikałam przez kilka lat 😀
Słodkie wyroby cukiernicze na pusty żołądek… brrr… 🙄 Już samo wyobrażenie osłabia. Ale jako deser po dobrym jedzeniu… 😉
O, to moje ciasta Nemo mogłaby jeść swobodnie. Robię mało słodkie, o czym mogli się trzykrotnie przekonać Zjazdowicze (raz pascha, raz tort czekoladowy z malinami i raz saładka owocowa z likierem i kremem.
Rano nie jadam żadnych słodyczy, nawet drożdżówkę na 2-gie śniadanie dopiero, nawet dżem na rano zakazany Powidła śliwkowe mogą być (szczególnie na grzance żytniej). Ludzie mają różne dziwactwa, Pyra też.
Jeszcze ciężko dyszę. Pada – więc parasolka. Pies się boi lasek, parasolek itp, nie chce podejść do smyczy. Wreszcie przypięty, wychodzimy. Źle widocznie zaczepiłam smycz na kołku przy sklepie i pies wybrał wolność. Wychodzę – Radka nie ma. Ludzie mówią, że zaraz, z drugiej strony jest, biega sobie, a smycz ciągnie w wodzie. Wołam – bez efektu; przysiąść nie mogę, bo mokro. Poszłam do domu. Za chwilę zadzwonił młody człowiek domofonem „czy Pani zgubiła psa?” i zadeklarował, że odprowadzi. Odprowadził uciekiniera. Podziękowałam, rozebrałam niecnotę z mokrej uprzęży, teraz śpi.
Temat nie mój, ale nie wnoszę pretensji. Za bardzo młodu uwielbiałam słodycze, ale nie wiem, co to „bajaderki”.
Na ciacho (nie mylić z przystojniakami zwanymi dzisiaj tak) po szkole wstępowało się do cukierni na ul.Kościuszki w Ząbkowicach Śląskich.
Napoleonki” z budyniowym nadzieniem, nie za słodkie, uwielbiałam.
Wszystkie ciacha były za dwa złote. Przełom lat 60-70, dla jasności.
Potem mi przeszło na te inne ciacha.
Alicjo, moze u nas na Dolnym Slasku nie bylo bajderek. Ja tez ich nie znam. Ja kupowalam ptysie i jadlam tylko krem ze srodka. Tez mi przeszlo i jak widze teraz ptysia to nie moge zrozumiec dlaczego sie tym objadalam.
W tamtych czasach lubiłam rurki z bitą śmietaną, świeżo upieczone, zwinięte, nadziane pyszną prawdziwą śmietaną, którą dostarczał jakiś chłop spod Wrocławia. Na Placu Grunwaldzkim to było.
A w Kłodzku – dobre kremy w kawiarni przy kamiennym moście.
Ze słodyczy i tak ZAWSZE najbardziej lubiłam lody. I to mi zostało.
Pyro,
mam nadzieję, że któregoś dnia na dzwonek domofonu nie odpowiesz:
– Pies? 😯 Jaki pies? Nie mam żadnego psa 🙄
😉
Radek pewnie nie ma pojęcia, jakim jest szczęściarzem 🙂
Na obiad była zupa z borowików z grzaneczkami i łazanki z włoską kapustą z boczkiem. Na deser gruszka.
Chmury rozsunęły się na chwilę ukazując świeżo zaśnieżone góry. Muszę się zabrać za sadzenie czosnku i cebuli zanim znowu się rozpada.
Asiu, pieknie uzupelnilas dzisiejszy wpis. Pan Herbaczynski rzeczywiscie ciekawie opowiada
i wskrzesza przedwojenna Warszawe. Marszalkowska usiana cukierniami. Wzruszajace jest jego wspomnienie Korowodu Rzemiosla z 1936.
Bajaderki pamietam, lubilam a teraz bylyby dla mnie za slodkie.
Bajaderke Placka zostawiam na pozniej, potrzeba na to troche czasu.
Dla tych,którym bajaderki nie są znane znalazłam poniższy przepis.
W tej wersji ten deser wydaje się być nie za słodki,co odpowiada większości blogowych gustów 🙂
http://wegetarianka.blox.pl/2009/08/BAJADERKA.html
Elap-też kiedyś jadłam chętnie ptysie.Teraz zdecydowanie wolę je w postaci przekąskowo-obiadowej np.z farszem z kapuściano-grzybowym,świetne do czerwonego barszczu.
Jako dziecko też kochałam ptysie, które w Poznaniu zwano wiecznikami (bo z wieczkiem) a które ja zwałam śmietnikami (bo ze śmietaną) I mówiąc szczerą prawdę nadal lubię „smietniki” jeżeli nie są lukrowane – raz, dwa razy w roku jednego sobie kupię. A Danuśka ma rację – ptysie jako mini paszteciki są znakomite. Ja lubię z kurczakiem i kalafiorem do zupy kalafiorowej; zresztą nadzienia mogą być rozmaite – z rybą i brokułami, ze świeżych grzybów, z jajek – co tam pasuje. Kiedy już się zdobędę na pieczenie korpusów ptysiowych, piekę ich więcej – tak na 2/ 3 razy Być może nie są bardzo piękne, bo ciasto po prostu nakładam łyżką i potem nieco poprzeciągam widelcem. Ile użyję od razu, tyle użyję, resztę chowam w puszki i w razie potrzeby silnie podgrzewam w piekarniku, żeby odzyskały chrupkość.
U nas też na ptysie mówiło się wieczniki 🙂 . Zawsze z kuzynką wspominamy ciastka z cukierni pana Bonczka, zwłaszcza eklery z masą budyniową, polane czekoladą i pączki.
„Kupimy sobie pączka od Bonczka” 😀 . Tej Cukierni już nie ma…
Dzwoniła Eska skarżąc się na Łotra – giną jej teksty, albo stale ukazuje się komunikat, że się powtarza albo, że bład w kodzie cyfrowym. Wczoraj wykonano wyrok na 20 brojlerach kurzych, za dwa tygodnie przyjdzie czas na kaczki i wreszcie w początkach listopada na 9 gęsi – tyle się uchowało od lisów i kierowców.
Pyry na obiad zjadły jarzynówkę, czyli ajntopf, czyli rumpę. Ugotowana na jakimś gnacie ze schabu (deser Radzia) została dość dokładnie zapchana pokrajanymi w pół talarki 3 kiełbaskami śląskimi. Starczy i na jutro – nie umiem ugotować zupy jarzynowej na 2 osoby na 1 dzień. Na deser jest spora kiść greckich winogron i resztka tortu.
Wrumm, wrumm, wrumm…
W mojej wsi chyba jakiś międzynarodowy zlot samochodów ferrari, bo zewsząd dobiega ten niski warkot motorów wprawiający serce i trzewia w miłe wibracje 🙂 Jechałam moją ulicą, a z naprzeciwka cały sznur, aż przechodnie przystawali… Dobrze, że nie pada, a nawet jest trochę słońca.
Filmik jest zabawny, autor jest Belgiem a tytul „Tato, gdzie jestes?”
http://www.youtube.com/watch?v=oiKj0Z_Xnjc
ach gdzie jesteście
ptysie, eklerki…
o bajaderki
nie będę pytała
bom nigdy za nimi nie przepadała
Inni zajadali się bajaderkami u pana Przymanowskiego, ja tam wolałam elkerki, WZ-etki albo babki śmietankowe. Takie PRAWDZIWE babki śmietankowe, a nie jakieś wypierdki mamuta z budyniem w środku.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Z ciekawości zajrzałam do moich książek, szukałam bajaderek. Nie mam – ani w epokowych (ważnej dla całej epoki PRL-u) „Ciastach, ciastkach i ciasteczkach”, ani w „Kuchni polskiej” 1967r. Jest natomiast takie hasło w „Leksykonie sztuki kulinarnej” M.Halbańskiego, starannie wydanym w 1999 przez KiW. Hasło jest lakoniczne : „Rodzaj ciastka z okruchów cukierniczych, polanych masą kakaową”. Być może mam gdzieś te bajaderki w wydawnictwach „Pani domu” i podobnych, ale leżą w wielkim pudle i nie chce mi się szukać.
Tutejsi cukiernicy utylizują niesprzedane suche ciasteczka i biszkoptowe okruchy produkując tzw. Studentenschnitten czyli kromki dla studentów.
Na podpieczony spód z kruchego ciasta, posmarowany konfiturą malinową, nakłada się masę z masła, jaj, kakao lub proszku czekoladowego, cukru, soku z cytryny, zmielonych suchych biszkoptów i ew. migdałów. Piecze się to i polewa czekoladą dosmaczoną sokiem cytrynowym. Bywają miłośnicy tego produktu, ale ja raz spróbowałam i chwatit.
Echidno myślisz o cukierni Pomianowskiego zapewne. Przymanowski też lukrował ale nie ciasteczka. Pan pułkownik pisał scenariusze i książki a wśród nich „Czterej pancerni i pies”. Też słodkie!
Wuzetka = WZK = Wypiek Z Kremem 😀
Tort czekoladowy z malinami Pyry do dziś wspominam z sentymentem i mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję go jeść.
Podobnie jak Nemo przeżyłam w dzieciństwie wielkie rozczarowanie zakupionym tortem. Wraz z siostrą wymogłyśmy na mamie, żeby na którąś Wielkanoc kupić gotowy tort w sklepie/ cukierni u nas wtedy nie było/. Wyglądał ładnie, ale smakował byle jak. Na tym jednym razie się skończyło. Ale bardzo wtedy popularne ciastka tortowe kupowane w tym samym sklepie, więc pewnie pieczone przez te same osoby, były całkiem smaczne.
W związku z tym, że ostatnio często pada deszcz , zakupiłam sobie bardzo ładne kalosze, które nazywam miejskimi, bo i do Gdyni mogę w nich jechać. Czarne „oficerki”, tylko do zdejmowania przydatny byłby ordynans. 🙂
Dowiedziałam się dziś, dlaczego kobiety mają w domu tyle roboty.
Śpią w nocy, to i się uzbiera… 🙄
To prawda, że student zje wszystko, ścinki ciast, połamane ciastka to nic w porównaniu z toskańska zupą w czeluściach Costa Concordia. Jeśli jej nie zjedzą, zapach może dotrzeć do mnie.
Wszystko ma swoje granice – ktoś podszył się pod Gospodarza i poprawia Echidnę, a to przecież nieładnie. Wstydź się Nemo 🙂
Ciekawe czy mamut dałby się na bajaderkę skusić. Mnie oczarował morelowy torcik.
Ja tam złego słowa o Przymanowskim – synu swojego wieku. :Czterej pancerni” to jedyny serial, jaki mogę oglądać wstecz i do przodu. A obraz Przymanowskiego z „Żołnierze czterech rzek” (skądinąd najbardziej „stalinowski”) o kupowaniu prowiantu „Na sojusznika” i opowieści z Armii Czerwonej o Polakach, że rozkaz „Rawniajsia” brzmi u nich „Pan za pana chowaj się” i że najlepszy elew w szkole jest wyzywany oficjalnie od maszynki spirytusowej (prymus”) i że popa sobie ukradli i w worku przywieźli (prawda, tak trafił do WP pierwszy duchowny) – w każdym bądź razie była w tych książkach potężna porcja codziennej prawdy; nie tej z propagandy.
Placku, 😉
Pyro,
ja mam jego (Przymanowskiego) zbiór opowiadań „Ze 101 frontowych nocy”. Swego czasu czytałam z zapartym tchem 🙂
Kuszenie Fettingiem, Holoubkiem i zapachem chleba. Na deser stalinowskie lody Bambino 🙂
Czterem pancernym było fajnie, a ja urodziłem się już po wojnie. Niesprawiedliwość.
A niedawno jeszcze leżała
https://plus.google.com/photos/111194922675990388082/albums/5919425040678680801/5919425774153676978?pid=5919425774153676978&oid=111194922675990388082
W porcie jest tablica z nazwiskami ofiar. Mimo, że to miejsce dość tragiczne wyspa Giglio od czasu katastrofy przeżywała najazd turystów chętnych obejrzeć wrak. Nie ma tam prawie hoteli, dwa sklepy spożywcze, kilka restauracji. Ciekawe czy nadal będzie wzbudzać zainteresowanie jak wrak zostanie odholowany?
Jesień idzie, czas na własny gorący chleb. Nie mylić z Plackiem.
Wideo co prawda znalezione na Plackowej wrzutce, w dodatku po amerykańsku, ale wygląda całkiem nieźle.
http://www.youtube.com/watch_popup?v=RFHEA54RXTI
Jak ktoś gapa wkleja to samo co Placek 🙁
Teraz powinno być o chlebie:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=W580u–9poM
Hm.
Nawypisywałam się – i tekst znowu poszedł do nieba, zamiast wrócić i ewentualnie domagać się, że kapcia albo czego tam.
Deszcze niespokojne potargały sad…
Gospodarzu, proszę pozdrowić Sąsiada na wsi 🙂
Wielbię go od zawsze i nigdy mi nie przeszkadzało, że czasami się za..za…cinał 🙂
To jest dla mnie tajemnica – co przyciąga gapiów na miejsce tragedii? Dlaczego tak dobrze sprzedają się mordy, nieszczęścia, zbrodnie? Dlaczego tylu ludzi lubi na to patrzeć? Dla mnie niepojęte, ale wiem, że tak jest.
Panie Majki,
nie znudziło się Panu zmienianie nicka na nowy? Nic tak nie brudzi, jak klawiatura 😉
W słodyczach można się nawet położyć, na przykład po powrocie z grzybobrania. Ciepła, aksamitna czekolada, kwartet smyczkowy, koniak, cygaro, Vivaldi….
Placku,
to jest dopiero ale tzw. lans!
Alicjo-sądzę,że Pan Majki postanowił występować pod nowym nickiem z racji podjęcia
postanowienia o tym,by już więcej nie marudzić (na wyraźnie życzenie Jolinka).
Pan Majki jest i będzie,
uśmiechnięty,
kochany i….
jak z nowej bajki 😉
Tak, z „Cukierni pod pierożkiem z wiśniami” 🙂
Pyro,
ciekawość. Nie sądzę, że to wynika z „lubienia”, może z niedowierzania, że coś takiego mogło się zdarzyć? Dlaczego popularne są kryminały jako gatunek literacki?
Danuśko – kocham Cię.
Rozbawił mnie chłopaczek , który zapytał Annę Komorowską na otwarciu sali teatralnej przy Łejerach : „Czy ma Pani męża?” I jeszcze wieść z cyklu „Polak potrafi”: gdzieś, na wielkopolskiej prowincji było wesele. Na weselu zawodowy kamerzysta, o to kręci dla potomności. O 4 nad ranem zdumiony pan młody zobaczył, że kamerzysta wynosi coś pod marynarką i w ciężkich torbach. Policja wezwana rozebrała kamerzystę z 29 butelek wódki, 63 sztućców i 1 odświeżacza powietrza z toalety. W sobie pan ów miał 1,8 promilii, ale tego już nie zabierali…
Przepis na niby- bajaderki znajduje się w ,Obiadach u Kowalskich, autorstwa Jadwigi Kłossowskiej, książkę mam, bajaderek nie robiłam.
„Cukiernię pod pierożkiem z wiśniami” czytałam w dzieciństwie 🙂 .
Pozwolicie, że zacytuję klasyka :
Kocham Panią, Pani Elizo 🙂
W klasyce to Pani Eliza kochała Pana Sułka 😉
(„cicho…wiem!”)
I jeszcze a propos deszczów,co potargały sad.
One,te deszcze nie tylko potargały sad.One potargały życie naszym wędkarzom w Słowenii 🙁 Osobisty Wędkarz sprawozdał,że dzisiaj zamiast iść na ryby wypestkowali trzy wiadra śliwek,na miłe życzenie Pani Gospodyni 🙂
Międzynarodowa,zaprzyjaźniona ekipa wędkarska-Polak,Czech,Belg i Francuz
nie mogła dzisiaj łowić pstrągów ani lipieni.Lało cały dzień i rzeki bardzo wezbrały.
Mieszkają w gospodarstwie agroturystycznym,zatem gospodyni postanowiła dać
im zajęcie:podrzuciła śliwki do obróbki.Czy sobie to wyobrażacie?
Czterech chłopa przy śliwkach 😀
Te śliwki to nie na powidła.ONE BYŁY NA ŚLIWOWICĘ 🙂
Dlatego dzielnie pracowali 😉
Panie Majki! Jak się czuje Pani Majka? Pozdrowienia serdeczne!
Alicjo-Eliza i Pan Sulek to jeden z moich ulubionych duetów 🙂
Jeśli kiedyś znowu zawitasz do stolicy to zabierzemy Cię,jak w dym,
do Teatru”Współczesnego”.Tam grają Marta Lipińska i Krzysztof Kowalewski:
http://teatrwspolczesny.pl/
Pyro 😀
„Wezbrały rzeki,
pełne zwierza bory
i pełno zbójców na drodze”.
Strach się bać, Danusiu.
Dobry wieczor !
Mamy tragedie w Austri.
Klusownik zabil 3 – ch policjantow i sanitariusza.
Wielka operacja policyjno -wojskowa.
Ma podobno duzy arsenal broni w domu.
Heniu
Przepraszam czy ty prowadzisz Teleexpres,
a może zatrudniłeś się w CNN?
Danuśko – Wyobraziłem sobie i bardzo się cieszę, to jest ten pierwszy krok we właściwym kierunku 🙂
Szczupaki są pyszne
Majki .
Ja tu , mieszkam znalem jednego z zabitych.
ale ci sie udal dowcip.
Placku – Danuśka nie ma nic przeciwko. Osobisty opsobiście ryby oprawia.
Henryku – zbrodni tego typu nie można zrozumieć – życie kilkorga ludzi za spokojne kłusowanie? Nie do pojęcia.
Pyro!
Odpisalem Ci szeroko , ale nie weszlo.
Nie do pojęcia, Pyro,
ale zdarza się coraz częściej. Stany, Norwegia czy gdzie tam. Nie zapomnę, jak w Kanadzie parę lat temu ktoś komuś w autobusie obciął głowę, dosłownie. Pasażerowie nie wierzyli własnym oczom i dlatego nie zareagowali natychmiast. Horrrrrrrror!
http://en.wikipedia.org/wiki/Killing_of_Tim_McLean
No ale tacy są niepoczytalni. Co zrobisz? Nic nie zrobisz…
I to jest jeden ze współczesnych dylematów moralnych. Prawa jednostki nakazują osobom z dysfunkcjami psychicznymi zapewnić normalne funkcjonowanie w środowisku, a leczyć tylko w razie remisji choroby i za zgodą chorego. To, że naraża się samego chorego, jego rodzinę i zupełnie obcych na poważne niebezpieczeństwo, to nieważne, wane są prawa chorego. A efekt może być taki jak z moją siostrzenicą – zabiła siebie i dwoje dzieci (właściwie jedno – drugie dało się odratować). W imię praw człowieka?
Czy ma ktoś może dobry przepis na nalewkę ze śliwek?
Małgosiu jutro Ci kilka nastukam, dzisiaj już oczy nie takie. Jaką chcesz – wytrawną, czy słodką?
Pyro!
Tak i mordercy daje sie prawo do studiowania .
Jak to nazwac?
Pyro, pewnie raczej wytrawną, nie za słodką. Z góry dziękuję 🙂
Nowy odnaleziony! Robimy Zjazd na Long Island w następny weekend. Alicjo decyzja należy do Ciebie. Ewa robi gołąbki w ilościach a ja udka w miodzie i ziołach! Oczywiście będzie malbec (tylko do czego?)
Cudowna lekcja historii:) Swoją drogą nigdy takich bajaderek nie widziałam w sklepach. Gdzieś je można dostać jeszcze:)?