Zimowy pejzaż wiejski
Grudzień jest mroźny i umiarkowanie śnieżny. Gdy po kilku tygodniach nieobecności w wiejskim domu wylądowaliśmy wreszcie w pięknie ośnieżonym lesie, wewnątrz temperatura niewiele różniła się od zewnętrznej. Świadczyła też o tym zamarznięta woda w czajniku.
Włączyliśmy więc dwa kaloryfery na werandzie i po kilkunastu minutach już mogliśmy zdejmować zimowe kurtki. A po godzinie siadaliśmy do stołu na drugie śniadanie (na Kurpiach nie używa się słowa lunch – i słusznie!) już w samych koszulach. Nie pamiętam kiedy kiełbasa na gorąco z musztardą i świeżą bułką z pobliskiej piekarni tak mi smakowała.
Kupiliśmy jaja od zaprzyjaźnionych kur (to porcja do świątecznych ciast), zabraliśmy kilkadziesiąt słoików konfitur wiśniowych, galaretki porzeczkowej i morelowej a także resztki ziół, które nawet w postaci zamrożonej pięknie pachniały.
Sąsiadom złożyliśmy życzenia świąteczne i noworoczne, wręczyliśmy podarunki pod choinkę i obejrzeliśmy nowych mieszkańców obory oraz stajni. W oborze „zaparkowały” dwa dorodne byki a w stajni, karego ogiera podlaskiego, który tam mieszkał przez ostatnie 6 czy 8 lat, zastąpił nowy, młodszy gniady.
W kurniku młode kury już dorosły i nieźle się niosą. Choć trochę się o nie martwię, bo na świeżym śniegu na naszym podwórku, w lesie i na łące zauważyłem pełno śladów lisa. Być może gonił on zająca, który też zostawił charakterystyczne tropy, ale pewniejsze jest, że włóczył się po moim terenie paskudnik rudzielec czając się do skoku na kurnik. Ostrzegłem więc gospodarzy i poradziłem przysunąć budę bliżej kurzego mieszkania.
Po powrocie do Warszawy obdzieliliśmy jajkami rodzinę i przyjaciół a potem zamarynowaliśmy piękny kawałek łososia w oliwie z czosnkiem i rozmarynem, by na kolację upiec go, a właściwie udusić w papilotach i zjeść popijając chłodnym gavi.
Konfitury i galaretki tez zostały sprawiedliwie rozdysponowane. Była więc to pożyteczna i smakowita podróż przez zimowy wiejski pejzaż.
Kiełbasa
Wołowina (lub wieprzowina), słonina, mieszanka peklująca, oczyszczone jelita
1.Mięso i słoninę pokroić w kostkę o boku ok. 5 cm. Wymieszać z mieszanką peklującą (10 dag soli, 3 g saletry, 0,5 l wody, do wołowiny dodać jeszcze 3 g cukru) i peklować 3 dni.
2.Po tym czasie mięso i słoninę zmielić lub (lepiej) posiekać. Wymieszać tworząc jednolitą masę. Starannie, kilkakrotnie oczyszczone jelita napełnić ściśle masą używając maszynki do mielenia mięsa z końcówką do napełniania kiełbasy. Końcówki związać nicią bawełnianą, a kiełbasy nakłuwać igłą by uszło powietrze.
3.Takie pęta wędzić, parzyć lub piec.
Zdjęcia P. Adamczewski
Komentarze
Oj Nowy,kokiet z Ciebie 🙂 Wiesz dobrze,że Twoje wpisy czytamy i na dodatek z wielką przyjemnością.O żadnym wyrzucaniu mowy nie ma,
bo przecież sami podajemy czasem barszcze z kartonika(Krakus górą) 😉
A zima na wsi ma swoje uroki.W mieście jest natomiast mniej zabawna.Dzisiaj w nocy zasypało nas naprawdę porządnie,pozdrawiam więc wszystkich z zaśnieżonej stolycy 🙂
Dzień dobry,
apetyczna choinka 🙂 http://pinterest.com/pin/201113939581204758/
I jeszcze jedna: http://pinterest.com/pin/84512930479250943/
Nowy, czy jest możliwe, że widziałam to Twoje Metrosideros na Karaibach???
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/CoToJest#5823223252083345250
Jaki mily, zimowy pejzaz w dzisiejszym wpisie Gospodarza.
Dzien dobry,
Asiu, ja niespodzianki bardzo lubie, ale jak Jeff schowal prezent (mam nadzieje moj) nie opakowany w szafie z obrusami i posciela do ktorej zagladam tylko ja, to trudno :)!
http://www.dpreview.com/reviews/canoneos7d
Nowy,
Moj barszczyk bedzie z kartonika ….
Dzień dobry.
Jasne, że nasi Panowie domagają się nieśmiało uwagi i nasz Nowy też. Nowy, nie pajacuj Kochany, tylko „zapodawaj”. Czekamy zawsze z należytą atencją.
Gospodarz pokazał nam dzisiaj bajkową wieś, gwiazdkowy krajobraz i opis miłych przygotowań. U nas raczej listopadowa szaruga, mgła i spleen.
Odwiedził mnie dzisiaj Haneczkowy Pan Mąż, na czym zyskałam wymianę dwóch żarówek, butelkę pigwówki (ja nie robiłam) i słoik najlepszej na świecie sałatki warzywnej. Sałatkę podżeram cały czas. Nie wiem, co to jest, i jak to się ma do rzeczywistości – robimy tę sałatkę z tego samego, tak samo albo bardzo podobnie, a jej sałatka smakuje mi o wiele lepiej, niż moja własna. Haneczka produkuje jej zwykle spory kociołek dla Synusia, a ja korzystam przy okazji. Chciała mnie jeszcze Dobra Kobieta obdarzyć pasztetem…. no, tego już za wiele… Z naszych pasztetowych wysiłków skorzysta w tym roku Inka – Haneczka przysłała dla niej foremkę i ja dorzucę godny kawałek. Nie ma to jak wspópraca
Jolly – 🙂
A prezent świetny – moje marzenie 🙂
Jolly, jaki przyjemny Canonik! Będziesz miała z niego dużo radości. Polecam obiektyw 15-85, bardzo zacny.
Pyruniu, nie myślałaś oddać to, co tam jeszcze masz, na drodze „odwróconej hipoteki”?
A eutanazja naprawdę nie jest złym wyjściem. Nowoczesnych wyborów życzę.
Nisiu,
Mam 15-85 i 70-200, a choruje na lens baby:
http://shop.fototeacher.com/lens-baby-composer-for-canon-ef-mount-lbcc—pre-order/121/.
Przesiadka z 450d na 7d mam nadzieje nie bedzie bolesna.
Swoja droga, chlopy to sa cwane. Wiadomo ze aparatu bedziemy uzywac wspolnie. To moze ja na prezent mu Kitchen Aid nabede :)?
Pyro,
Mamusia wczoraj wyslala suplement grzybowy, mamy nadzieje, ze dotrze przed swietami.
Pyro-też tak mam z sałatkami jarzynowymi.
Te zaprzyjaźnione smakują mi bardziej niż własna.Może to zależy od proporcji użytych jarzyn albo od rodzaju majonezu,tudzież od serca włożonego w krojenie 🙂
Jolly, mam te same obiektywy, obydwa. A teraz muszę się przesiąść na kompakt… Mam nadzieję, że nie do końca.
Co to jest to baby? Nie umiem na tyle po angielsku żeby się zorientować.
Pomysł z Kitchen Aidem bardzo mi się podoba. Oni tak mają, ci faceci. Własnie dostałam gitarę, na której nie umiem grać.
Swego czasu dostałam w prezencie mały aparacik fotograficzny,taki prosty,jak dla blondynki.Dostałam z przykazaniem,by nosić stale w torebce,bo jak mawia Alicja,aparat noś i przy pogodzie 🙂
Okazuje się jednak,że na ryby najlepszy jest taki mały,bo mieści
się do kieszeni wędkarskiej kamizelki.Zatem teraz stale pożyczam 😉
Ale jest dobrze,bo już chociaż nie dostaję w prezencie ubrań.
Po kilku wpadkach wytłumaczyłam,że ubierać wolę się sama 🙂
Jolly ładny aparacik, 7D to mówiąc młodzieżowo full wypas!
Dzień dobry 🙂
Nisiu, gitarę możesz podarować mnie, też nie umiem 😆
Odkąd mam robota, zleniwiałam. Sałatkę kroi maszyna. Pasztet też robi. Ja tylko nadzoruję 😉
Oh baby, jakie pyszne drugie śniadanie, w dodatku w samych koszulach. Zimowy raj 🙂
Szkoda mi lisa. Czajnika nie ma, nawet torebki oranżady w proszku nie ma. Ryś pewnie też by sobie coś schrupał, niekoniecznie Gospodarza.
Och, jak ja lubię bułki, sałatkę, pasztet, chrzan. Parujące konie. Parę buchającą z byków nozdrzy.
Nie unoś się Byku, lubię i tylę 🙂
Zapach pasty do podłogi. „Dwa lata wakacji” z dedykacją „Na Gwiastkę od pracowników referatu………….oraz………….pieczątka, stado podpisów.
Dziadków i babć nigdy nie miałem szczęścia poznać. Rodzice uparcie twierdzili, że są mymi krewnymi, ale to byli cudowni ludzie. Coś tutaj nie gra.
Nisiu – baby
Pewnie, że faceci tak mają. Inaczej nie kupowaliby tak namiętnie małym chłopcom skomplikowanych kolejek elektrycznych.
Rozmrażam dziczą łopatkę, żeby ją zamarynować. Tym sposobem zestaw mięs świątecznych będzie zaiste imponujący -jagnięcina marynowana przez Żabę (już upieczona) dzicza łopatka i kaczka,. Z kaczej tuszki zamówiłam 4 nogi i jutro odbieram. Jagnięcina jest udana, jak rzadko, dzik będzie w sosie głogowym, a kaczka w pomarańczach. Do dzika szpacle, do kaczki pyzy drożdżowe, do jagniaka kasza jęczmienna wypiekana z grzybami. Z warzyw czerwona kapusta z jabłkami i rodzynkami, buraczki zasmażane z chrzanem, kiszona kapusta gotowana z grzybami (reszta wigilijna) do tego sałata, marynaty, borówka. Całe święta do dyspozycji zupa grzybowa, barszczyk czysty i kompot z suszonych śliwek z figami. Może rodzina przychodzić.
Dzieki Placku!
Nisiu, znalazlam opis obiektywow, wkleilam sznureczek i poooszloo w niebyt!
Jolly, Placku, dziękuję!
Oj,towarzystwo śledziuje,uszkuje,sałatkuje lub pasztetuje.
Ciekawe,kto jeszcze pisze tradycyjne kartki świąteczne ?
Ja piszę-są ciotki i wujowie,do których wysyłam po staremu kartkę
świąteczną ze znaczkiem pocztowym,jak należy.
Witam, jak mam siedzieć godzinami wklejkę robiąc to wolę jeszcze nie wiem co.
Danuśko, piszę kartki z życzeniami i co roku wysyłam ich sporo, na razie napisałam około dwudziestu a na liście jest jeszcze kilka osób. Lubię też je otrzymywać 🙂 i tronują na bufecie aż do Trzech Króli.
Pogadałam z żabą – jak zwykle robi potrawy wigilijne dla całej rodziny i powiezie do Warszawy. Jutro będzie robiła pasztet, w czwartek tort orzechowy i mazurek zimowy, mięsa piekła dzisiaj, kiełbasa się wędzi, ryby zamówione odbierze po drodze do stolicy. Żaba ma w planie jeszcze wyprodukowanie uszek grzybowych na batalion wojska. Cała Żaba nasza
Pogadałam i z chorą córką i równie chorym Zięciem. Wrócił z rejsu w kiepskim stanie i zaraz poszedł na zwolnienie. Efekt jest taki, że do mnie nie przyjadą, w domu świąt nie robią, chyba Teresa się nimi zajmie. Ryba nie śpi już dwie doby, bo kaszel ją dusi, Matros gorączkuje i takie mają w perspektywie święta.
Na odmianę mój jamnik dzisiaj cierpi na ADHD – cały czas chciałby biegać po dworze. A kuku – wyjścia sanitarne muszą mu wystarczyć. co on sobie myśli?
Dobry wieczór Blogu!
Grudniowej szarugi ciąg dalszy, śniegowo-deszczowy. Ciemno przez cały dzień 🙁 Upiekłam ciastka z dziurką nadziewane galaretką porzeczkową, upiekłam też chleb.
Cichalu,
dzięki za zwrócenie uwagi na sposób pieczenia w garnku z pokrywką 🙂
Wyszła mi fantastyczna ciabatta z czarnuszką, już wypróbowana ze świeżą oliwą i „kwiatem soli” z Guerande. Pycha.
Taki długo dojrzewający zaczyn (woda, mąka, sól, b. mało drożdży) we Włoszech nazywa się „biga” i jest podstawą do wypieku chlebów typu ciabatta, focaccia, a nawet pizza. Ciasto wyrasta ładnie i jest pulchne, a ponadto wolne od zapachu drożdży.
Czy ktoś już wpadł na ten pomysł, że nasza Żaba jest kosmitką???
Moi domownicy nie zasmakowali w czerwonym barszczu ( w Danuśki czerwonej zupie 🙂 ). Na stole będzie opłatek, przysłany przez siostrę, kapusta z grzybami i buraczki na gorąco. Dla Francuzów kolacja wigilijna jest podstawowym światecznym posiłkiem, obiad pierwszego dnia świąt już mniej. 24 podaje się tradycyjnie ostrygi, mogą być ślimaki, wędzony łosoś, foie gras to znaczy pasztet z wątróbki kaczej lub gęsiej, biała kiełbasa (boudin blanc) podawana z purée z jabłek, jakiś drób, sery i desery, w tym tradycyjna rolada (b?che de Noël). Następnego dnia zasadniczym daniem jest często dziczyzna. To co podałam to nie jest moje menu, mój stół będzie dużo skromniejszy.
Kartki już w zeszłym tygodniu zostały wysłane. Matjasy zakupione, będą się moczyć przez noc.
Gdzieś wyczytałam, że nasze stare przepisy każą dodawać za dużo drożdży. Mnie smak drożdżowy nie przeszkadza, ale pewnie dobrze by było wypróbować przepisy z mniejszą ich ilością.
Podziwiam Żabę nad wyraz.
Wymiękam wobec tych wszystkich świątecznych przygotowań, o których tu czytam 🙁
Moje dotychczasowe działania to te ciasteczka (już drugi rzut, jutro może jeszcze trzeci) i plany w głowie, co do dalszych prac, które zacznę najwcześniej w niedzielę. Przede wszystkim lista zakupowa musi być kompletna, a potem z grubsza harmonogram przygotowań (w głowie, ale może powinnam zacząć na papierze 🙄 ). Będzie niewiele potraw, ale wszystkie świeże i niezamrażane. Chyba że coś zostanie po świętach, w co wątpię…
Młodzi obiecali pomóc przy lepieniu uszek, do rolady z ryby pomocy nie potrzebuję, barszczyk ugotuje się w kwadrans…
Na świąteczny obiad (6 osób) upiekę gęś z jabłkami, do tego czerwona kapusta, brokuły, może knedelki ziemniaczane.
Zainspirowana wczorajszym przepisem na chleb (bez wyrabiania ciasta) spróbowałam i ja. Wyszedł całkiem dobry a robi się naprawdę prosto. Upiekłam też foie gras ale jakie wyszło, okaże się za kilka dni.
@malgosiaw:
uwaga! jesli to sa klasyczne matjesy to ich moczyc nie trzeba.
Bo Żaba to jest prawdziwa Wiedźma – człowiek by tego nie wytrzymał i nie zrobił. I cały czas myśli czym by się podzielić, jaką komu zrobić przyjemność. Co nie znaczy, że nie umie zaleźć za skórę – i to jak!
Alino,
mój wygląda tak
Pisanie kartek z życzeniami to dla mnie najcięższa zmora przedświąteczna, bo nie znoszę ani wysyłania, ani dostawania zdawkowych „gotowców”, tyle że własnoręcznie podpisanych i zaniesionych na pocztę. Gorsze są tylko linki do kartek elektronicznych 🙄
„Wlazł kotek na płotek i mruga.
Piękna to piosenka, niedługa;
My temu chytremu kotkowi
I sami odmrugnąć gotowi, –
A żaden niezgadnie, niezoczy,
Co sobie powiemy przez oczy:
Tak mrugniem figlarnie i zdradnie,
Że człowiek sam siebie niezgadnie;
W tem sekret, w tem cała zasługa:
Wlazł kotek na płotek i mruga.”
dzisiaj, przed dwustu laty, urodzil sie wiktor każynski, kompozytor piosenki
do powyższego wiersza wladyslawa syrokomli 😉
melodii!
Nowy,
jak Wigilia będzie u Magdy, to gwarancja, że wszystko będzie smakowite, bo Magda to kulinarny geniusz. Przekaż ukłony i pozdrowienia 🙂
Aktualnie sączę szklankę piwa, czas na odpoczynek. Piwo się zwie „Wind & Sail”, bardzo dobra nazwa. Gorzkie, czyli w sam raz.
Zrobiłam nadzienie do uszek oraz ciasto, też tego wyjdzie na batalion. Chciałam – mam.
Miodzio,
ciasto z dwiema łychami oleju i dwiema kwaśniej, gęstej śmietany. Jak coś nie wyjdzie, znajdę Cię i dostaniesz bęcki 😉
Nemo, apetyczne zdjęcie 🙂 Mój nie ma takiej złotej skórki. Czy smarowałaś go tłuszczem?
Syrokomla zaczął, a potomni rozwijali:
„Wlazł kotek na płotek po żerdzi…”
Na kolację łazanki z kapustą i grzybami.
jeszcze bylo po slupie 🙂
no dobra juz nic nie mowie
Alino,
niczym nie smarowałam. Posmarowałam formę oliwą, posypałam mąką i czarnuszką, również na wierzch sypnęłam czarnuszki, a potem pożałowałam, że nie posmarowałam, bo zdawało mi się, że te nasionka się nie przyczepią do ciasta. Tymczasem te na spodzie odpadają, a te na powierzchni przywarły bardzo skutecznie 😉
Piekłam w temperaturze 240 stopni przez prawie 30 minut, potem zdjęłam pokrywkę i trzymałam w piecu jeszcze 15 minut przy ca 230 stopniach. Forma była z pyreksu, pokrywka żeliwna.
Sławku, 😉
p.s.
jesli sie -klasyczne – matjesy moczy, to tylko traca smak…
Alicjo! Nie udaje mi sie podziekowac za przepisy. Moze teraz?
Udało się 😉
Idę uszkować.
ALICJO! No i udalo sie! Podziwiam Cie od lat za osobowosc.
Zaraz mnie coś trafi. Bez przerwy zżera.
Byku, mam nadzieję, że to prawdziwe matjasy. Kupuję dobre ryby w tym miejscu od lat, więc mam nadzieję, że nie oszukują akurat w tym przypadku. Spróbuję i jak za słone to chwilę wymoczę 🙂
Jednak mamy choinkę – żywą, 30 cm wysokości, w doniczce, którą można podnieść jedną ręką. Jest gęsta, troszkę nieforemna ma miękkie igły – pinus pinea odmiana „silwer crest”. To na stolik, podłaźniczka będzie wisiała pod żyrandolem na 4 wstążkach. Ania zamówiła goły wieniec z siatką w otworze. Do siatki podwiesimy przezroczyste, kryształowe ozdoby – takie tam sople, gwiazdki itp. Młoda wyliczyła, że na choineczkę wlezie 10 miniaturowych bombek. Tradycja, to tradycja.
Dzicza łopatka leży na razie w misce na balkonie w mieszaninie octu śliwkowego i sosu sojowego z towarzyszeniem dużej ilości pieprzu i rozmarynu. Poleży tak do piątku, potem dostanie cebulę, czosnek, jałowiec i oliwę i w tym znowu 2 dni, a w niedzielę w piekarnik.
Nowy 🙂
Irku! Wrzuć jeszcze raz przepis na Twoje śledzie. Gdzieś mi wcięło a u Alicji nie mogę znaleźć!
Śledzie Irka
Pierwsze primo ? dobre śledzie. Najlepsze matiasy. Ze złego śledzia nie zrobi się dobrego śledzia.
Drugie primo ? moczenie: w mleku z wodą. 1l mleka na ok. 2kg śledzi i płukanie z zalewy przed włożeniem do moczenia i w trakcie. 2 fazy moczenia po ok. 2 godz. każda.
Trzecie primo: olej ? na Zjeździe była oliwa, na Wigilię stosuję olej lniany lub dobry rzepakowy.
Czwarte primo: cebula czerwona, każdy śledź skropiony cytryną i opieprzony a następnie posmarowany musztardą francuską.
I tu można poprzestać i zalać oliwą.
Z inspiracji Z. Nasierowskiej. Przed zalaniem ok. pół. godz. oliwę wymieszać ze słodką mieloną papryką, majerankiem i bazylią / po łyżeczce na ok. 1 kg śledzi/ Po zalaniu dodaję jałowiec / 10 ziaren na kg śledzi/ pieprz ziarnisty, ziele angielskie, liść laurowy, gorczycę.
Na dwa ? trzy dni do lodówki.
u matjesa to bardziej chodzi o fermentacje, niz o zasolenie
w odroznieniu od klasycznego sledzia solonego, lezy onw bukowych beczulkach z sola ledwie dni piec;a charakterystyczny smak uzyskuje on poprzez pozostawienie, podczas patroszenia, trzustki w korpusie…
moczenie powoduje, moim zdaniem, redukcje walorow smakowych.
Byku, jestem z Tobą w sprawie matjasów. Prawdziwe moczyć to zgoła grzech. Ja nie moczę nawet tych ładnych Lisnerków, nie potrzebują tego.
W naszej kuchni, znaczy polskiej, tradycyjnie robi się rzeczy, których robić się nie powinno, pozbawiajac przez to produkty części smaku. Na przykład te śledzie. Czasem naprawdę nie wymagają moczenia, tradycja pochodzi z czasów wielkich beczek pełnych potwornie słonej ryby. Pamiętam takie. Albo straszny zwyczaj obgotowywania grzybów. Trującym niewiele to pomoże, a dobre zepsuje. Moja mamunia mawiała, za którąś z babć: rzadkie odlać – gęste wyrzucić.
pamietam, ze bardzo dobre sledzie jadlem kiedys u „chiefa”, na placu grunwaldzkim,
w szczecinie; jest ta knajpa nadal do polecenia, @nisia?
Patent na matjasa: mały razowy chlebek pokroić na kromki wzdłuż, posmarować masełkiem, rzucić na to liść sałaty, pomidor, ogórek – generalnie co chcemy – wieńczymy dzieło matjasem i zżeramy, mlaskając ze szczęścia.
Załapałam się na to cudo na Darze, gdzieś po drodze mieli Holandię i nabyli troszkę tej wspaniałej rybnej świeżynki. Myślę, że nasze śledzie Lisnera (te znam) spokojnie można tak podawać.
Byku, jest niezła, aczkolwiek czasem mam wrażenie, że straciła odrobinę na świetności. Nie ciągnie mnie do nich jak dawniej, a bardzo lubię ryby. Zupę manpar nadal robią bardzo dobrą, wybór mają ogromny, a ja sobie u nich zamówiłam na Wigilię właśnie śledzie pod kołderką z sałatki jarzynowej (nie chce mi się kroić) – dam znać, jakie były. Zamówiłam też – z czystego efekciarstwa – faszerowanego szczupaka w całości (z mordą i ogonem!) i ta całość w auszpiku. Też dam znać. Danusia takowego zna i bardzo ciepło wspominała.
@nisia:
dziekuje za informacje i czekam na sprawozdanie 😉
Nowy – napisałam do Ciebie dwa razy z prośbą, żebyś spojrzał na końcówkę wczoraja – ciekawe, czy zeżre trzeci raz?
test
Nisiu,
przepraszam, ze dopiero teraz odpowiadam, wciaz jestem w pracy.
Rozmawialem przed chwila z autorka – roslina z Twojego zdjecia to wlasnie ta roslina. Jej ojczyzna jest Nowa Zelandia, ale stamtad emigrowala, w czym pewnie bardzo pomagal czlowiek, gdzie tylko mogla znalezc odpowiednie warunki. Karaiby z pewnoscia spelniaja ten warunek.
🙂
W koncowce z wczoraja pewnie chcesz przemycic wyraz, ktorego Lotr nie znosi. On w ogole coraz mniej znosi. 🙂
…a mnie smakowala tam tak zupa z ogorkami, jak tam jej…no, rosolnik…
no i obsluga tez byla sympatyczna, co moim zdaniem bardzo wazne…
Wychodze z fabryki. Ciemno. Jade do domu.
Alicjo,
cierpne… bo smietany miala byc jedna lycha!
Jestem mimo wszystko pewna, ze uszka beda wyborne,
Nowy, ale numer! Drzewko Bożonarodzeniowe widziałam jak w pysk w Wielkanoc. A co się nazastanawiałam, czy to jakiś rodzaj kuflika, czy co. Lubię wiedzieć, z kim mam okoliczność! Dziękuję Ci!!!
E tam, nie cierp, Miodzio.
I nawet bęcków nie będzie, a już się cieszyłam, że Ci sprawię manto (bo to chyba są te bęcki Zgagowe) 🙄
Nie wiem, ile wzięłam tej mąki, jak zwykle na oko dosyć spory kopczyk.
Zrobiłam krater wulkanu, wlałam 2 łyżki stołowe oliwy i 2 łyżki bardzo gęstej kwaśnej śmietany. Czubate, mogę rzec.
Rozdziabdziałam to w mące, żeby wsiąkło mniej więcej, posoliłam i powolutku wlewałam wrzątek, mieszając w kraterze widelcem.
U mnie wlazło 0.5l wody. Jak podstygło, wyrobiłam na dosyć miękkie ciasto.
Uwagi:
Ciasto takie zdecydowanie łatwiej się wyrabia, łatwiej się rozwałkowuje, spróbujcie! Jak jest za „wolne”, podsypać mąką.
Bardzo polecam.
Zamroziłam już 130 uszek, zostało mi jeszcze ciasta i nadzienia na jakieś 70-80. Ciasta chyba za dużo, ale nie szkodzi, będzie na pierogi.
Uszka ustawiam w porządku „armijnym” na tacce podsypanej mąką i zamrażam bez gotowania, wystarczy ok.pół godziny w zamrażarce, zależy od temperatury. Powinny zamarznąć na kość. Dzielę na porcje, wkładam do pojemników i gotuję tyle, ile potrzeba.
Na razie zamroziłam 2 takie tacki – i jeszcze trochę wyjdzie.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_4576.JPG
P.S.
Śledzie Irka wsadziłam już do /Przepisów, do ryb.
Henryk.47,
zapłoniłam się 😳
Idę kończyć uszkowanie.
Data juz tu nieaktualna, ale o zimowym krajobrazie mozna jeszcze.
Wyglada na to, ze i u mnie, niecale 200 km od Morza Polnocnego i u Naszej nemo ( jej nick maly, jednak naszosc jej wielka) ta sama smetna pogoda i nic z zimowym krajobrazem. Ostatnie slady sniegu zniknely i mam ja nikla nadzieje, ze swieta mogly by byc tu ewentualnie biale, ale u niej?
Rozgadano tu dzisiaj wszystko po rowno, ale ujal mnie Nowy ze swoim wpisem poprzednio, o jego wigiliach w samotnosci.
Mam najwyrazniej to szczescie, ze nigdy nie musialem spedzic ten wlasnie wieczor sam – co zdarza sie niestety wielu, wielu ludziom. Mowie naturalnie o tych, ktorzy z tym cos wiaza. Nie bylo jednak tak, ze uwazalem wieczor wigilijny za spelniony. Raz bylo, ze wigilia odbyla sie na obrzezach Budapesztu, ale jak najbardziej familijnie, ale jednak wiele razyodbyla sie tylko dwuosobowo, tylko z matka, ktora nie godzila sie pojsc na ten wieczor do kogo innego, nawet rodziny jej siostry. Przyznam, ze wtedy, we dwoje z matka, czulem sie jakos na skraju, jakos samotnie.
Dobranoc
Zakończyłam uszkowanie. Wyszło 200 sztuk, a ostatnie dwie łyżki nadzienia zjadłam, nie było sensu rozpoczynać nowej tacki,
Zostało trochę ciasta, może na pierogi?Jeszcze się nad nimi zastanawiam.
Dobranoc!
Nisiu,
Oczywiscie to, ze kwitlo na Wielkanoc nie swiadczy, ze to nie byla ta roslina lub jakis bardzo bliski krewniak. Autorka pisze, ze hodowcy juz popracowali nad tym, by cos zmienic, a hodowla roslin ma to do siebie, ze czesto bardzo oddala potomstwo nie tylko wygladem ale i zwyczajami od praprzodkow. Moze to bylo powodem pozniejszego kwitnienia, nie wiem…
Przed wieloma laty mialem przyjemnosc poznac Autorke osobiscie i ta znajomosc trwa do dzisiaj, znam tez Jej prace – kazda publikowana informacja pochodzi z kilku zrodel.
A swoja droga to podziwiam Twoja pamiec i roslin umilowanie.
Danuska, Irek, Pepegor 🙂 🙂
Jak ja lubię takie klimaty jak w tytule dzisiejszego wpisu!
Kojarzy mi się z „Pejzażem szczęślwym”, który już tutaj kiedyś, ale bardzo dawno temu, cytowałem…
Jest stół
i łóżko stare
piec kaflowy z drewnem
i kanka na mleko
jeszcze grzyby suszone na sicie
słoiki
jadło i woda
Zatem dom drewniany
w nim wszystko
bo ciepło
my
i bez reszty
Ależ ja jestem nocny marek!
Jesli chciałbym już przestać pracować, to głównym powodem jest to, że mógłbym spać do której bym zechciał.