Portobello z migdałami czyli nowy przysmak
Do niedawna jeszcze mało kto wiedział co się kryje za tą piękną nazwą: portobello! Może to port nad morzem (najchętniej Śródziemnym), a może kurort nad jeziorem Garda? Okazało się w końcu, że to piękny i duży grzyb z rodziny pieczarek. Wprawdzie można je kupić tylko w niektórych sklepach ale warto się potrudzić szukając, bo to prawdziwy przysmak. Daje też pole do popisu kucharzom szukającym nowych rozwiązań. Robiłem portobello faszerowane na kilka sposobów i zawsze danie wzbudzało zachwyt stołowników. Nadziewałem grzyby warzywami, mięsem, kaszą ale najbardziej przypadł mi do gustu farsz migdałowy z dodatkiem zielonego Pesto. Oto przepis:
Portobello faszerowane migdałami i pesto
Paczka portobello – 4 sztuki (duże szare pieczarki), 2 – 3 łyżki drobno posiekanych migdałów, 4 łyżki sosu pesto genovese, stary parmezan, sól, pieprz, oliwa extra vergine
1.Grzyby umyć w zimnej wodzie i osączyć. Wyciąć nóżki nie naruszając kapeluszy.
2.Nóżki pieczarek drobno posiekać. Dodać migdały, pesto i doprawić wg. gustu solą oraz grubo zmielonym pieprzem (lub utłuczonym w moździerzu). Dokładnie wszystko wymieszać.
3.Włożyć farsz w miseczki grzybów. Z wierzchu obficie posypać startym parmezanem.
4. Foremkę jednorazową do zapiekania lub brytfannę posmarować na dnie oliwą. Ułożyć portobello farszem do góry i wstawić do piekarnika rozgrzanego do 200 st. C. Zapiekać około pół godziny, aż ser rozpuści się i będzie złoto-brązowy.
Podawać z bagietką lub innym delikatnym pieczywem.
Portobello przed upieczeniem (góra) i po wyjeciu z piekarnika(dół)
Taka porcja może być przekąską dla czterech osób lub nawet daniem głównym dla dwojga zwolenników diety bezmięsnej. Jeśli zaś kucharz jest ambitny i ma wolny czas, to może zamiast kupowanego pieczywa zrobić sam taki delikatny i chrupiący chlebek:
Chleb naan
0,5 kg mąki, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, pół łyżeczki sody oczyszczonej, 1 łyżeczka soli, 1 jajko, 1 łyżka topionego masła, 125 ml jogurtu naturalnego, 0,25 l mleka
1.Rozgrzać piekarnik do 200 st. C.
2.Przesiać mąkę z łyżeczką proszku do pieczenia, łyżeczką sody oczyszczonej i łyżeczką soli. Dodać roztrzepane jajko, łyżkę stopionego masła, jogurt i (stopniowo dolewane) mleko. Wymieszać. Przykryć ściereczka i odstawić w ciepłe miejsce na 2 godziny.
3.Wyrabiać na pełnej mąki stolnicy aż powstanie gładkie ciasto. Rozdzielić na 8 kawałków i rozwałkować na dość grube owalne placki o długości 15 cm.
4.Zwilżyć placki wodą i układać mokrą stroną na natłuszczonej blasze. Posmarować stopionym masłem i piec 10 min. na złotobrązowy kolor.
Smacznego!
Komentarze
Dzień dobry Blogu!
I ten rozgrzany piekarnik tak te 2 godziny czeka? 😯
Chyba że te grzyby, w międzyczasie, na pół godziny…
Dzień dobry.
W Poznaniu nie widziałam typowych portobello ale są białe pieczarki – olbrzymy, z kapeluszami o średnicy 12-15 cm.. Są nie zawsze i nie wszędzie ale bywają, a ja je chętnie kupuję. Cięte w plastry smażę panierowane, jak kotlety, a czasem także nadziewam i zapiekam – z farszem mięsnym albo z pure ziemniaczanym z zieleniną (duuużo masła i pieprzu) albo z nadzieniem takim, jak do bałkańskich naleśników – biały ser, oliwa, grubo siekane czarne oliwki, sól, pieprz, siekane orzechy włoskie. Jak Gospodarz pisze, 2 sztuki mogą stanowić pełen posiłek, a jedna jest b.dużą przystawką albo porcją kolacyjną. Trzeba tylko brać pod uwagę, że w miseczce grzyba zbiera się sporo sosu/
Dziś na obiad też zupa i drugie.
To tylko pieczarki, ale z 1935 r. 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/77800/61188cc7e06f3ee8be1417ce181198f8/
U nas w sklepach nie widziałam portobello.
kod 3 KLM (czyżby podróż w dwie strony, a potem one way ticket? 🙂 )
Tak rosną
Dziś na obiad znowu zupa i drugie.
Krystyno,
dziękuję za recenzję „Artysty”. W zasadzie nie przepadam za tego typu kinem, ale zastanawiałam się czy po Oscarze … odpuszczę sobie … 😉
Czy byłaś na „Róży”?
dzień dobry …
grzyby takie mniam mniam …
Krystyno dziękuję … tak myślałam, że napiszesz bo opinie o filmie podobne czytałam ..
Stary parmezan :rool:
Najpierw na temat: portobello , niestety, nie jadłam ani nawet nie widziałam. Gdyby ktoś wiedział, gdzie w Trójmieście można je kupić, byłabym wdzięczna za informację. Z tego co pamiętam, Alicja przyrzadza niekiedy portobello faszerowane i bardzo je sobie chwali.
Zuzanno,
najpierw muszę przyznać Ci rację, że ” Dziewczyna z tatuażem” oparta jest rzeczywiście tylko na pierwszej części trylogii Larssona. Świadczy to trochę o mojej słabej pamięci, ale także o tym, że tego typu książki czyta się z dużym zainteresowaniem, ale szczegóły szybko się zapomina.
A o ” Artyście” moi znajomi , którzy widzieli ten film, także wypowiadają się podobnie, z tym że ja i tak znalazłam najwięcej pozytywów.
” Różę” oglądałam jeszcze w ubiegłym roku podczas festiwalu filmowego w Gdyni i zachęcam do obejrzenia tego filmu, choć muszę powiedzieć/o czym i tak się pisze/, że to film bardzo tragiczny i bolesny. Ogląda się go ze ściśniętym sercem. Powtórnie nie chciałabym go ogladać.
Podoba mi się bardzo ten przepis na kapelusze z pesto i migdałami.
Ciekawa przystawka.
Oj,Alino-masz rację,francuski boudin ani się nie umywa do naszej kaszanki.Chociaż mam w domu pewnego znawcę dobrej kuchni 😉
który uważa,że jest odwrotnie.
Póki co chorują- Latorośl,Alain,teściowa i szwagierka.
Tych dwóch ostatnich osób nie muszę dzięki Bogu doglądać,bo na odległość.Uff !!!
Poczytałem wczorajsze i jeszcze brzuch drga od śmiechu. Piekarnik przez 2 godziny jak najbardziej, na płycie stawia się ciasto, które świetnie rośnie w cieple promieniującym z piekarnika.
Lisowi chyba bardzo zaszkodziły sondaże promujące go na prezydenta. Od tego czasu jakby przestał być sobą.
Nie znamy portobello. Ukochana kupuje duże pieczarki albo przynoszę ogromne z parku vis a vis (ze 2 razy w roku trafiam). Do nadzienia daje mielone migdały i różne dodatki. Ale jeszcze kładzie te pieczarki na plastrze bakłażana i przykrywa środek każdej pieczarki kawałkiem koziego sera. Mniam. Oliwy pod spód sporo – moczy się w niej kawałki bagietki, z którą pieczarki się zajada.
Bardzo dawno nie robiłam nadziewanych pieczarek 🙁 A kiedyś były u mnie dość częstym daniem, na przykład zapiekane pod beszamelem.
szczerze mowiac to za pieczarkami nie przepadam,
ale przekaska @gospodarza niczego sobie, bo nabrałem apetytu…
wczoraj:
mandat i niepotrzebna dyskusja
(„sie kriegen eine anzeige”) i rozstroj zoladka
dzisiaj:
zrazy z gryczana, salatka z kiszonych ogorkow i macedonia fruta,
dla krowy i cielakow(bo w odwiedzinach),
ja tylko kasze z maslem
krystyna
29 lutego o godz. 20:07
w janoszu to ja jestem zakochany,
dlaczego nie potrafie trzymac mordy na klodke?
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/1,121951,11251288,Dobry_film_o_jedzeniu.html
No wreszcie Gospodarz przypomnial co to portobello.
Dzien dobry wszystkim.
Niebo bure, ale sloneczko na chwile znalazlo luke i zaraz musialem pedzic do zaluzji. Teraz moge znowu podniesc.
Protobella faktycznie widzialem juz na straganie ale nie skojarzylem sobie tego tak, aby zaraz zapamietac. Upieke chyba cala blache, bo mozna przeciez nadziewac roznie i mozna bedzie zadbac o wariant bezlaktozowo- bezglutenowy i bedzie dla wszystkich.
A „Artysta” – nie wiem, dlaczego on tylu tak kreci.
Dla mnie film niemy sie skonczyl tamtymi wielkosciami. To byl nie tylko brak fonii, ale i te 16 klatek na sekunde byly nieodzowne, ktore i tak kazda scene zamienialy w groteske. Dlatego dla mnie do wytrzymania sa tylko te slapstici. Ogladajac natomiast fragmenty klasyki dramatycznej (np „Birth of the Nation”) zawsze mi sie wzbiera, jezeli nie napadnie mnie jednak atak smiechu. Nie, nie pojde, bo i tak zaniedlugo zobacze w telewizorze.
Pojde natomiast na „Hugo?”, jak sie tu tylko pokaze.
Ubawił mnie wczoraj Placek. Chyba nie wybiorę się do Marty Gessler na parówki ani nie kupię po 54 zł/kg. Ale w Słodko.. Słono… przy Mokotowskiej polecam. Słono przy Pięknej nie znam, ale jadłem kanapeczki stamtąd przyniesione promocyjnie na Mokotowską i rozczęstowywane. Tez bardzo udane. Ceny dostosowane do kieszeni bywalców. Widać głównie towarzystwo obcojęzyczne i śmietankę artystyczno celebrycką.
„Dziewiata; poniedzialek; i na dodatek zielone swiatki
? dzien w Niemczech wolny od pracy.
Wyciagnalem z lodowki sledzia i butelke jeenever.
Za tych co na morzach i oceanach.
Ledwo strzelilem w kopyto ? wyszlo slonce! Zakaszam – bija dzwony!
Wlaczam stacje StarFM; najczestsze wypadki przy seksie?
Zwichniecie nadgarstka, he, he.
Na warszawska parade rownosci udaja sie rowniez byli ministrowie rzadu Claudia Roth i Wolfgang Beck, Joanna d´Arc i Ulrich von Jungingen zielonej sceny politycznej.
Mimo ciezkiej porazki na Placu Czerwonym nie poprzestaje Wielki Mistrz Beck na podstepnych knowaniach i kreciej robocie, tylko wsiada na motocykl i mowi,
nach Warschau!
A za nim zmotoryzowana choragiew odzianych w skory i lancuchy Krzyzakow.
Po ptasiej grypie – inwazja na Warszawe lesbijek i pedalow z Niemiec!
Nic Wszechpolakom, nic Purchawkom, nic Kaczorom nie bedzie oszczedzone.
Polska, kiepska tragedia, jest jednoczesnie niezla komedia;
trafimy znowu do telewizji w programie nocnym, pocieszam sie, pije na druga noge, gasze radio, otwieram drzwi na balkon i slysze walca.
Oj, mocny ten jeenever, mysle zrazu, ale nie, muzyka leci do mnie,
to slepa dziewczynka z katarynka,grajaca stare piosenki berlinskie, ustawila instrument pod lipa a jej mlodsz brat z napieciem patrzy w okna. Troche sie rozmarzylem (jeenever?), ale jak to idylla? Nie trwa dlugo.
Nagle: ?Scheisse !? – jeb! lubudu! trzask!
To Niesamowicie Niemiecki Niemiec,sasiad z dolu, zaczyna wrzeszczec i trzaskac oknem. Myslalem juz ze to z mojego powodu, ale to tylko muzykanci ( maly gra czasem na organkach), zaklocili jego spokoj.
Ciekawy typ patologii; regularnie szpieguje i denuncjuje.
Na balkonie ma umocowany karmnik; a slowika, ktory siadal na brzozie, przepedzil, bo mu spac nie dawal(sic!)”
z „pamietniki/2006”
Nigdy jeszcze nie przygotowywałam portobello ale pieczarek nie myję, tylko oczyszczam papierem kuchennym i obieram kapelusze ze skórki. One zawieraja dużo wody i szybko ją wchłaniają. Nabrałam ochoty a z farszem można pofantazjować. Unikam migdałów bo syn jest na nie uczulony.
Danuśko, trzymaj się zdrowo 🙂
Idę po zakupy z psem. Potrzebuję kremówkę, twaróg, orzechy, czyli wkład do paschy; resztę mam. Mam zamiar zapłacić też podatek od marzeń, a psiakowi spacer się po prostu należy – poprzednio wychodził o 7.00 rano.
Na obiad będzie zupa pieczarkowo-śmietanowa i reszta wczorajszego bałaganu. Jeżeli dostanę dobrą kaszankę do smażenia, to kupię z przeznaczeniem na jutrzejszy obiad – Alina z Danuśką podsunęły mi ideę, a dawno nie jadłyśmy. Młoda co prawda nie przepada ale zje, a ja lubię.
Pyro, czy możesz w wolnej chwili podać Twój przepis na paschę?
Rozpocząłem dzisiaj dzień pracy w szpitalu. To tak, jakbym Danuśkę odwiedził. Mam nadzieję, że do wieczora Jej szpital upodobni się do jakiegoś obiektu rozrywkowego bardziej.
Witam Szampaństwo.
Napisałam o portobello, ale łoter zrobił swoje, i to dwa razy, gorliwiec jeden – a za drugim razem sprawdziłam tekst i nic tam nie dojrzałam 🙄
Ale to potem – tymczasem muszę się udać do kliniki w celach, czyli zaczynam dzień prawie jak Stanisław 😉
A żebyście widzieli, co za oknem…atak zimy 😯
Byku (12:18), niby już południe wybiło i pić można, ale Ty jesteś „ubzdryngolony” na maxa. Albo małpujesz Placka.
Efekt… raczej żałosny: Placek Byka, byczy placek, placek krowi???
Alino – to prosty przepis (bez żelatyny, galaretki etc) a pascha jest b.dobra
Przepis podstawowy (można zwiększać albo zmniejszać w zależności od wielkości opakowania twarogu)
75 dkg dobrze zmielonego twarogu
70 g masła miękkiego
9,5 szklanki cukru
5 żółtek
200 ml kremówki
bakalii dużo i rozmaite (ok 40 dkg) w tym spora ilość kandyzowanej skórki pomarańczowej (ja daję pół pojemniczka lekko jeszcze przesiekanej), 0,5 szkl. rodzynków, a reszta w zależności od bogactwa szafek. Lubię posiekać z 5 fig, kilka łyżek kandyzowanego ananasa, grubo siekane orzechy.
Wykonanie – ubić kremówkę, w drugim naczyniu ubić mikserem masło z cukrem i żółtkami, dodawać sukcesywnie kremówkę ubitą i ser, aż całość zostanie zużyta. Wsypać bakalie (mogą być nawet przesuszone – mają czas i płyn, żeby nabrać formy) Do dużego sita wyłożonego gazą albo ścierką wlewany masę – jest zupełnie luźna . Zakrywamy całość materią z nadmiaru na sicie, obciążamy odwróconym talerzykiem i kubeczkiem z wodą i na jakiejś misce czy garnku wstawiamy do lodówki na kilkanaście godzin (uwaga – serwatka musi w coś ściekać ale sito nie może stać w serwatce) Potem zdejmujemy obciążenie, odkrywamy szmatę i przykrywamy sitko duży , płaskim talerzem – teraz odwrócić, zdjąć sitko, zdjąć szmatę, polać paschę stopioną gorzką czekoladą . Trzymać w lodówce i jeść pomrukując i nie licząc kalorii.
Ja to dłużej pisałam, niż to się robi (ok 10-15 minut) najdłużej szykuje się bakalie, potem sobie samo ocieka, a potem tylko „rozebrać i polać czekoladą. Młodsza jest w stanie zjeść chyba każdą ilość/
ERRATA – tam jest pół 0,5 szklanki cukru – nie 9 i pół
O, już Wielkanocą zapachniało 🙂
Kochani-trzymam się,ale lekko nie jest…
Danuśka – choroba męża winna być liczona podwójnie do emerytury jak wojna albo partyzantka. Wiemy – a paschę jadamy wiosną nie tylko świątecznie.
pier-nicku, my tu sobie dogryzamy finezyjniej. No, ja sam Pyrze trochę wczoraj, ale po prostu z grubsza napisałem to, co mnie ze dwa tygodnie temu napisali, gdy stwierdziłem, że pytania łatwe. Myślałem, że tamto zauważyła i się uśmieje, a chyba tak nie wyszło.
To, co piszesz pod adresem Byka, można ubrać w formy żartobliwe i albo się ktoś uśmieje, jeżeli uważa, że masz rację, albo wzruszy ramionami. A tak, to nie ma zabawy.
Dziś zamiast obiadu – saneczki.
Byłam na tej górze, co wczoraj chciałam, ale Osobisty mnie postraszył, więc zrezygnowałam i zamiast po górach wędrowałam wzdłuż rzeki, a tam ścieżka zamknięta z powodu spadających kamieni i lodu 🙄
Ale długie zdanie mi wyszło…
No więc wczoraj wędrowałam 10 km w dolinie, a dziś 1500 m wyżej. Pogoda przecudna, ciepło na krótki rękawek, śnieg dobrze ubity, na stromiznach rozmiękły, ale to lepiej do hamowania, super! Od 10 rano do teraz na świeżym powietrzu, zgłodniałam 🙄
Byk tu był pierwszy, na długo przed Plackiem
Saneczki zamiast obiadu. To dzisiaj Nemo głoduje 🙁
Głoduje, ale dobrze się bawi 🙂
Nemo głoduje, ale dobrze się bawi 🙂
Stanisławie – zauważyłam i pochichotałam „do siebie”, bo jednak prawda była w Twojej wypowiedzi (a poprzednio Placka) sama złapałam się na lenistwie intelektualnym – najpierw palnę, potem pomyślę. Albo i nie pomyślę. Naprawdę traktuję Blog i Przyjaciół na nim, jak zbiorową psiapsiólkę, kumę do której się plecie, co tam w człeku gra (co tak wczoraj zgorszyło Grubą Kryśkę).
Pewnie, że dobrze się bawię.
Ale wziełam też ze sobą kanapkę, termos z herbatą i pomarańczę 😎
Wrażenia z dzisiejszej trasy od tego zdjęcia
Widzisz,Pyro,jednych gorszych swymi wpisami,a inni właśnie za te wpisy
Cię lubią 😀
są w Tesco w Krakowie – pyszne
Pyro – Racji to ja nigdy nie miałem, bo ona jest jak ten Bohun na Dzikich Polach, a pamiętam, że uczciłem urodziny Rossiniego i próbowałem Ci dodać otuchy. Chyba że to nie był sen. Czy gdyby wyniki obdukcji i sekcji nie wskazały na Ciebie, zgłosiłabyś się jednak na komisariat? Tak pytam, z ciekawości 🙂
To kto był pierwszy jest bez znaczenia. Pier-nicku – zawsze możesz przeprosić Byka za niczym nie sprowokowany napad lub napaść na mnie, za to że mam czelność Ci to proponować. Dokonaj trzeźwego wyboru, proszę 🙂
Portobello – piękna nazwa. Obecnie lansuje się zmodyfikowaną. Portabella. Mniejsze duże zwie się baby porta, a większe giant portabella. Stary parmezan nazywa się Parmigiano-Reggiano bo tak jest bardziej śpiewnie i drożej 🙂
By kupić piękne portobello,
naruszyć musisz swe portfello,
a potem skrócisz je o ogonello,
i napełnisz pestowym farszello.
Zrobisz po prostu extra biesiadello !!!
Pyro, dziekuje bardzo za przepis. Sprobuje.
Jestem pewien, że Pyra doskonale wie które z Jej wpisów są gorszące, a które nie. Jeśli się mylę, zjem portobello nadziewane szpinakiem i karczochowymi sercami i drugie, z kozim serem i prosciutto. Co do prof. Środy – czy mogłaby choć raz się uśmiechnąć? Nie zdradzi tym polskich kobiet, wręcz przeciwnie.
Na nieszczęście znam historię nazwy portobello. Nie wiem jeszcze czy się nią z niewinnymi ludźmi podzielę. Nie zawsze jestem okrutny.
Danuśka 🙂
Szukałam w internecie informacji, gdzie mozna kupić portobello. Widziano je w Selgrosie w Warszawie i Poznaniu. Zatem na razie muszę obejść się smakiem, którego zresztą nie znam.
Przepis na chleb naan podawała jakiś czas temu Nemo. Zapisałam , ale jeszcze nie wykorzystałam. Wydaje się to dość proste i chyba nie może sie nie udać. Może upiekę ten chlebek do zupy gulaszowej.
Jemy często portobello. Na różne sposoby. Nie wiedziałem, że to krewniacy pieczarek. Myślałem raczej o sowach.
Placku, feministki uśmiechają się tylko przez pomyłkę albo niechcący…
🙁
Podobne do chlebka naan są nasze rodzime proziaki czyli fajercarze (ładna nazwa, nie?), u mnie w domu nazywane po prostu plackami na sodzie. Robią się błyskawicznie. Trzeba uważać, żeby nie przesadzić z tą sodą czyli prozą, a poza tym dobrze by było mieć do ich upieczenia staroświecką kuchnię węglową z płytą i fajerkami… W braku takowej robiłam je na patelni grillowej, a myślę, że i zwykła teflonowa dałaby radę.
W radiu powiedzieli, że dziś początek meteorologicznej wiosny. W takim razie pora na wiosenną regenerację. Zmiksowałam sobie banana, pół jabłka, sok z pomarańczy, plasterek imbiru i garść mrożonych malin. Mmm… jakie to pyszne
Ogonka ostrzegam, że to stare zdjęcie, bo nie mam siły robić nowego, a idea jest ta sama 😉
Jakby ktoś chciał przepis, o którym wspominała Krystyna, to on jest
tutaj
Ciasto jest na drożdżach i proszku, rośnie godzinę, nie potrzeba „pełnej mąki stolnicy”, piecze się na patelni żeliwnej lub teflonowej. Łatwe.
Obejrzałam dziś spory kawałek filmu o kopenhaskiej Nomie, uznanej za najlepszą restaurację na świecie i o jej szefie oraz załodze. Po raz któryś doszłam do wniosku, że nie może być naprawdę dobre jedzenie zrobione w nerwach, złości, z krzykiem i z myślą głównie o sobie samym – żeby mnie tylko nie przestali uważać za wybitnego! Przystojny Rene, który nie ma czasu dla żony i dziecka, układa na talerzu pejzaż mający symbolizować Danię… a ja chyba bym wolała, żeby było jak w starej marynarskiej piosence – oto ona:
http://www.youtube.com/watch?v=G19E1NGUpfM
Facet marzy o kropli rumu, pod którą dostałby porządny befsztyk – „a usmażyłby mi go wesolutki, tłusty kuk”… Zdecydowanie wolę”wesolutkiego kuka” od znerwicowanego Rene, choćby ten ostatni miał wszystkie gwiazdki Michelina.
Kiedyś na Darze nieżyjący już, niestety, pan Leszek usmażył mi – nie krwisty befsztyk – ale fantastyczny naleśnik z wiśniami. Zrobił to, żeby mi było przyjemnie, żeby mi smakowało, a nie żebym uznała go za najlepszego ze wszystkich kucharzy.
I to był najlepszy naleśnik na świecie, okraszony dobrymi uczuciami… chociaż wyglądał jak zwykły naleśnik, a nie jak pejzaż morski z fregatą na horyzoncie.
Dzięki Nemo za puchar pełen smaków, a właściwie za inspirację. Mam mrożone maliny i wszystkie inne produkty też, więc zrobię jutro na wieczór taki deser!
Nemo, ja się tak nie bawię. Ty masz takie widoki, że powinnaś dopłacać do mieszkania tam. Nie, żebym chciała giegać na nartach, ale popatrzeć? Och…!
Pyro,
toć dopłacam. Wiesz, jakie tu są podatki? 😉
Gospodarzu,
smacznego 🙂 Imbir lepiej utrzeć na tarce, bo może się nierówno zmiksować, a nie każdy lubi natrafić na taki „ostry” kawałek. Łyżeczka tartego wystarczy.
Nisiu, ja toż samo plotę o chyba niektórzy ludzie myślą, że ja z zawiści, A skąd! Może być sobie krawiectwo dla snobów, kucharzenie dla elity i samochody ze złotymi klamkami. Dla mnie wystarczy sznycel wiedeński na klarowanym maśle usmażony, karkówka i kiełbasa wędzona z kuchni Eski, drób Starej Żaby i pstrąg Danusinego chłopa. Wszystkie gwiazdki świata mojego dla dobrej i niewymyślnej kuchni.
Nisiu 🙂
Podoba mi się Twój komentarz o gotowaniu i uczuciach.
Pyro,
a na dobitkę wieczorami takie coś zasłania mi horyzont 🙄
Ja tu kiedyś już pisałam, dlaczego nie lubię bywać w restauracjach. Wolę gotować sama lub jadać u przyjaciół, bo to, co zostanie ugotowane czy przyrządzone, będzie jedzone również przez przyrządzających. I jeśli nawet nie za bardzo się uda, to było przyrządzone dla ludzi, których się lubi 🙂
U mnie w sklepach w sprzedaży są białe i brązowe pieczarki, ale wszystkie w małych rozmiarach, bo klienci preferują młode, z różowymi blaszkami i zamkniętym velum czyli membraną zamykającą kapelusz od spodu. Te brązowe, po zapuszczeniu, wyrastają na „portobello”.
I ja czasem kupuję te zapuszczone pieczarki z dużymi kapeluszami
w celu przyrządzenia ich z jakimś farszello.
I niech sobie wtedy udają portobello 😉
Te ogromniaste pieczarki nie są zapuszczone – to taka odmiana i nawet dziewiczo zamknięte mają kapelusz ok 8 cm.
Pyro,
mówisz, że mutanty?
Fachowcy mówią, że to zwyczajne brązowe pieczarki, a hodowlane białe wywodzą się od pojedynczych białych mutantów, które pojawiły się w pewnej pensylwańskiej hodowli w 1926 roku. Jako rzadkość uchodziły za bardziej szlachetne i wartościowe. Potem się bardzo rozpowszechniły.
Gospodarzu, a gdzie jeśli można wiedzieć kupiłeś te pieczarki portobello w Warszawie?
Pieczarka hodowlana ma średnicę kapelusza od 5 do 13 cm i różne barwy w zależności od wariantu, ale zawsze to jest pieczarka.
Najlepsze pieczarki w moim życiu jadłam u mojej koleżanki-producentki pieczarek na Podkarpaciu. Rano pokazałam obrazki z tej produkcji.
Te, które jedliśmy, zostały świeżo zebrane, wszystkie małe i kuliste, oczyszczone, nie obierane ani myte, i natychmiast usmażone na masełku. Smaczne nieopisanie.
Małgosiu, w Auchan przy Puławskiej czyli za Ursynowem a przed Piasecznem. Chyba tylko tam bywają.
Nie myję ani nie obieram pieczarek, tylko wycieram ślady torfu papierowym ręcznikiem.
Piotrze, dziękuję, sprawdzę też koło siebie.
Na nadbużańskich łąkach zbieram pieczarki okazałe które nie ustępują rozmiarami portobello. Rosną razem z rydzami i po rydzobraniu zawsze dorzucę 2-3 sztuki tych olbrzymów. Średnicą kapelusza dorównują kani. Są wyborne w smaku 🙂
U mnie w górach rośnie pieczarka polowa zwana tutaj anyżkową, która osiąga również średnice kapelusza rzędu 15 cm. Dwie takie to kolacja dla dwu osób.
W latach 50 i 60-tych, kiedy pieczarki były w Polsce b.drogie, a popularny dowcip głosił, że w lokalach będą dodawane do lodów (potrawa z dodatkiem kilku płatków pieczarek była o 40% droższa, niż ta bez luksusu) Pyra z koleżanką , żoną pilota, przechodziła przez dziurę w płocie na teren lotniska w Krzesinach, na zbieranie pieczarek. Na wielkich, trawą obsianych i strzyżonych przestrzeniach lotniska, było miejscami biało od grzybów. Nie były wielkie – 5,6 cm. Zbierałyśmy koszami tyle, ile zdołałam zanieść do autobusu, a potem do domu. Pakowałam w słoiki i uprawiałam handel wymienny z panią ze sklepu mięsnego – za kobiałkę pieczarek dostawałam spory kawał schabu albo nawet polędwicę wołową. Ona się cieszyła i ja byłam w skowronkach, a medaliony wołowe z polędwicy z pieczarkami są do dzisiaj jednym z naszych ulubionych dań obiadowych. Ze trzy albo cztery sezony jeździłam w soboty na pieczarki, szczególnie, kiedy latających maszyn nie było na miejscu, bo były na poligonowych przebazowaniach. Potem naprawili dziury w płocie.
Ojej, anyżek mój wróg, czy tyle rzeczy musi być anyżkowych 🙁
Przez dziurę w płocie chodziłam do szkoły. Boisko przylegało go mojego domu, a do głównego wejścia trzeba było na około 😀
Małgosiu,
one mają tylko leciutki anyżkowy zapach, po którym można je odróżnić od sromotnika. Zupełnie niewyczuwalny w potrawach.
Kiedyś, dawno temu, też nie lubiłam anyżku, pewnie przez jakieś cukierki, ale teraz lubię 😉
Etymologia:
„The name „portobello” began to be used in the 1980s as a brilliant marketing ploy to popularize an unglamorous mushroom that, more often than not, had to be disposed of because growers couldn’t sell them.
In a triumph of marketing, the portobello mushroom, once considered an oddball – shunned and discarded – came out of nowhere in 1985 and
started to take off in the early ?90s. It has become a major food item in the past five years, capturing 8 percent of the mushroom market.”
Nie ma to jak udany chwyt marketingowy 😉
Nemo, a u mnie wstręt do anyżku zaczął się od malutkich ciasteczek o średnicy 1.5 cm, które były w dwóch rodzajach jedne z anyżkiem a drugie bez. 🙂
Małgosiu, pamiętam te anyżkowe herbatniki – one chyba miały taki paskudny, anyżowy lukier, bo same gwiazdki anyżu mają dosyć przyjemny zapach. Tak, czy owak fenkułu nie lubię.
Nisia
1 marca o godz. 16:34
Placku, feministki uśmiechają się tylko przez pomyłkę albo niechcący?
Milusie i pełne wdzięku … i sporo mówi o autorce …
Nie lubię anyżku. Lubię grzyby. Lubię kapelusze. Lubię odwiedzać restauracje, nie zawsze po to by rozkoszować się smakiem kolejnych mutantów. Idealnie wśród przyjaciól powinien być właściciel restauracji, producent czekolady, grzybowy potentat i „pani od rzeżnika”. Może jeszcze strażak 🙂
Jak zwykle pominięto Francuzów. To oni cierpliwie pracowali nad kolorem skromnej, beżowej pieczarki już za panowania Napoleona. Z reguły władza absolutna wiąże się z entuzjazmem do pracy. W tym wypadku chodziło o zagospodarowanie starych kamieniołomów pod Paryżem. Kamień zużyto na budowę pomników i przeróżnych gmachów, pieczarki hodowane w opuszczonych dziurach nie mogły być beżowe. Rasizm, zupełnie jak z mąką czy mięsem z piersi indyka. Francuska nazwa pieczarki to „grzyb Paryża”, biel niema 🙂
Te już białe pieczarki wylądowały w Pensylwanii, gnieździe kwakierów. Ci z kolei wylądowali tam przez prześladowania religijne. Nie wolno im było studiować, bo w Anglii nie było Rydzyka. Chcąc nie chcąc zaczęli się imać 🙂
Na przykład firma Cadbury – kwakierzy. Lloyds – kwakierzy, Phillips Mushroom Farms w Pensylwanii – kwakierzy. To tam zrodziły się grzyby portabella bo taka jest obecnie lansowana nazwa przerośniętej beżowej pieczarki która Francuzi tak gardzili. Alino – nie Ciebie mam na myśli 🙂
Być może zbytnio się podniecam tak trywialnymi historyjkami, ale lepsze to od marazmu i degrengolady 🙂
Oczywiście to tylko część całej prawdy o portabella. Włochom także nie przepuszczę.
Cichalu – Być może ten wpis jest jeszcze bardziej bezsensowny, ale moja przeglądarka zaczyna już wpisywać się sama 🙂
O potrobello – moje robię przeważnie tak: siekam nóżki z dużą ilością zielonej pietruszki, trochę pora, cebuli czerwonej, czosnku (u mnie dużo), pieprzu sporo, mieszam to wszystko, skrapiam kapelusze sosem sojowym (lepszy smak), solić juz nie trzeba. Kroję kilka plasterków prosciutto i daję na wierzch nadziewki, posypuję startym serem – jaki jest pod ręką, najchętniej starym cheddarem, bo jest dość ostry. Jak mam fetę, to zanim posypię żółtym serem, kruszę trochę fety na prosciutto. Jest to bardzo szybkie, proste jedzenie, 10 minut przygotowania, 20-30 minut w piekarniku, niebo w gębie 🙂
Podobnie robię gigantyczne pieczarki, jak akurat pojawią się w sklepie.
http://alicja.dyns.cx/news/Portobello.jpg
Nasze portobello są wielkie, na talerzu mieści się jedna, jak widać wyżej.
Nie są drogie – nieco droższe od pieczarek , ok.8$ za kilogram. Podobnie kosztują portobellini, odpowiadające wielkością zwyczajnym, niedużym pieczarkom.
Czasami pojawiają się te wielkie pieczarki białe (występują pod sklepową nazwą „giant mushrooms”) – ale rzadziej, natomiast portobello są zawsze.
Chyba, że akurat wyszły 🙄
Od dobrych paru lat wybór grzybów w sklepach jest dosyć duży, ale zależy, w których sklepach. Jak chcę kupić cos bardziej wykwintnego, muszę się udać do takiego sklepu, a nie Za Róg, czy do zupełnie bez wymogów No Frills. A tam najczęściej kupuję.
Sypało, przestało, a teraz kropi 🙄
Kwakierzy? 😯
Les champignons de Paris
le chapeau est rond, d’un blanc veloute qui va se tacher d’ocre ou de brun
Pieczarki uprawiali już starożytni Grecy, a podobno nawet faraonowie 😉
Pasjami lubię takie historyjki; Lubię „magazyn pamięci” Nemo i „przeglądarkę”Placka i „marudzenie” Stanisława i to co opowiada Antek, Pepegor, Piotr. Oby więcej tego było.
Dobry wieczor,
W tutejszych sklepach pojawily sie pieczarki ‚Forestiere’.
Podobno pierwszy nowy gatunek od trzydziestu lat. Sa nie za duze, brazowawe kapelusze i zwarte rozowo-bezowe od spodu. Bardzo smaczne i aromatyczne, jedrne nawet po ugotowaniu w risotto czy sosie do makaronu.
Procz tego oczywiscie portobello, pieczarki zwykle i kasztanowe (chestnut).
A moja pani na straganie warzywnym ma czasami prawdziwe olbrzymy z pol przy swojej farmie – olbrzymy o kapeluszach 15cm. Te nadziewam tym sposobem co Alicja. Pycha.
W niedziele na przystawke zrobie pieczarki Gospodarza.
Z faraonami to było tak, że tylko oni :synowie bogów, mieli prawo jeść grzyby. Wychodziły spod ziemi, były łącznikiem z podziemiem – boscy posłańcy do boskich domów.
Jolly,
u nas Na Rynku nie ma nigdy grzybów 🙁
Tubylcy boją się ich zbierać, poza purchawicą olbrzymią, która jest nie do pomylenia. Bardzo lubię grzyby, ale tutaj wyprawa do lasu to ponad 100km w jedno miejsce, o którym wiem, ze są rydze. Ale tam są też węże – czyt. zaskrońce, ale i tak nie lubię, więc się nie wyrywam. Drugi grzybowy las jest ze 150 km. na północ i tam wszyscy Polacy w okolic jeżdżą. Dawno juz tam nie byłam. Trzeci był pod moim blokiem, gdzie kiedyś mieszkałam. Lasek maleńki na takim półwyspie. Był, ale się zbył, odkryła go okoliczna młodzież i zdewastowała. Urządzali sobie ogniska, pijaństwa i licho wie, co jeszcze. Zadeptali wszystko, połamali gałęzie drzew, krzaki…i tyle 🙁
Alicjo,
Ceny jakie prosza za grzyby tutaj sa lekko zaporowe (kurki i prawdziwki), tansze bylyby homary na obiad. Do lasow grzybnych daleko nie mamy i na moje szczescie jest przy jeziorze gdzie Jeff wedkuje, ale zawsze problem z czasem :(. A w tym roku chyba wszedzie grzybow malo bylo.
Wczoraj wspaniały koncert w Montreux. Dzisiaj zawał serca. Śmiertelny 🙁
Strzeżcie się wilka
Tak Nemo, kwakierzy, ale nie ci z
opakowania owsianki bo kwakierzy pensylwańscy zajmowali się hodowlą goździków, a ich włoscy pracownicy wpadli na pomysł hodowania pieczarek na tych samych grządkach. Portabella jest zatem owocem ich wspólnych knowań. Wspomniana przeze mnie firma należy do dwóch braci – kwakierów, ale szefem produkcji jest Włoch. Nikt nie wie dokładnie kto wpadł na pomysł zmiany nazwy z dużych cremone na bella, ale to oni byli pierwsi. Wyścig trwa, a nagrodą jest udomowienie kurek i trufli.
Gospodarz sam może sobie portabellować, na wsi. Tutaj zaczyn na grzybny sukces kosztuje około $40 🙂
kwakrzy albo kwakrowie, kwakrów
Kariera wilczego mleka oparta na rzymskiej mitologii to tylko kwestia czasu. W porównaniu z historią wilczycy wychowującej bliźnięta koza z jednym bogiem do nakarmienia to nawet nie muchomor 🙂
jeden kwakier ale dwóch kwakrów
Mam mieszane uczucia ilekroć myślę o kwakrach. Znam pewnego pana o żywocie dość bogatym i pechu życiowym, na który ciężko pracował. Katolik średnio gorliwy ale ustawicznie próbował się poprawić, odpokutować, bo ja wiem zresztą? Jeżeli to tylko możliwe, to ów pan jest kwakrem z charakteru tylko grzechy go z drogi cnoty sprowadzają.
Znam dwóch szwagierów…
Nemo – Wiem. Wiem. Kwakierzy 🙂
Nigdy nie używałem tego słowa w Polsce, tutaj także. Kwakierzy to mój prezent dla Antka, by mu się z Kaczyńskim skojarzyli. Nie jestem szwajcarski, wręcz przeciwnie. Kwakierzy i już 🙂
To quake – się trząść. Tak szydzono z kwakierów.
Earthquake – trzęsienie ziemi.
Traktowanie wszystkiego dosłownie może być szkodliwe dla zdrowia, na przykład papierosy „Sport”.
Mordecai Cubitt Cooke to po polsku pewnie Mordechaj C. Kucharze, ale dla mnie to mykolog obdarzony poczuciem humoru. Bez niego nie jedlibyśmy pieczarek i nie byłoby „Alicji w Krainie Czarów”.
No właśnie, to portobello czytałem pierwszy raz chyba we wpisie od Alicji, to ona nadawała.
Zauważę, że portobello kojarzę z longdrinkiem, ewentualnie z deserem (Bello Horizonte/Porte – jak pięknie by to brzmiało ) ale nigdy nie skojarzyłbym to z „dzieckiem” z piwnicznej izby.
To portobello, to poprostu pieczarkowy dryblas, który też musi znaleźć swoje zastosowanie. To taki kolejny chwyt marketingowy jak w przypadku poczciwej ryby, też w Bałtyku obecnej, o nazwie czerniak.
Ona stała zawsze niżej od dorsza a wiadomo, że gorzej być nie mogło. Mam ją we wdzięcznej pamięci jako czerniaka a´la łosoś. Tak sobie byla przez lata ładna, bejcowana na obłędnie czerwony kolor i zupełnie dobrze robiła na wszelkich improwizacjach kanapkowych.
Aż poszli na całość i przemianowali ją – bo o nas tu mówię – po niemiecku na „Seelachs”. Po polsku znaczy to jakoś tak jak, łosoś morski – co naturalnie – zaraz nobilituje.
PORTOBELLO czeka jeszcze na swoje zagospodarowanie.
W Polsce na pewno było mało – wszyscy (łącznie ze mną, bo stamtąd przywożę) narzekali na brak grzybów. I tak jak co roku grzybiarze stoją przy szosie z kobiałkami, od samego Drawska aż po Poznań i za, tak w tym roku nie widziałam ani jednego 🙁
Ja lubię zbierać grzyby – bardzo relaksujące zajęcie.
Nisiu,
ja też nie mam zaufania do wulgarnych i wrzeszczących kucharzy, dlatego nie lubię Gordona Ramsey, a z naszych kulinarnych „gwiazd” – Magdy Gessler.
Danuśko,
😆 😆 😆 za 15:56 oraz pozdrowienia dla Chorego, (wyrazy dla Ciebie), niech chyżo zdrowieje!
Placku,
moja maszyna też powoli przejmuje wpisywanie komentarzy 😯
Nemo – ja mam jednego. A nie można by wrócić do starego słowa „dziewierz”? Ten szwagier jest wyjątkowo brzydki.
Nemo – Zapewniam Cię, że Twoje przesłanie dotarło do mnie już za pierwszym razem. Tłumacząc z angielskiego – przestań wiercić, natrafiłaś na ropę 🙂
Pamiętam moment w którym oglądałem pierwsze przemówienie Mazowieckiego. Byłem w towarzystwie urodzonego w Kanadzie Polaka który stwierdził „No to jest good, ale dlaczegi ona taki smutny? Chori?” Wyjaśniłem, że to ze strachu przed Polakami. W panice zapomniałem go poprawić 🙂
Świetne! Ale tylko na jedną – dwie noce, jak dla mnie 😉
http://www.domosfera.pl/wnetrza/51,94387,11263864.html?i=0
Tak więc zgłaszam mój ostatni wpis jako dowód na to, że my tu się jednak trzymamy ? wbrew niejednokrotnych urągań ? wytyczonego tematu o wielkich pieczarkach, o których na koniec nie wiadomo, czy one na to w ogóle zasługują.
Dobranoc.
Śpij dobrze, Pepe. Ja za chwilkę też się wycofam na z góry upatrzone pozycje.
No patrz, Pyro – a mnie dziewierz w ogóle nie pasuje 🙄
Przywykłam do szwagra.
Alicja – wszyscy przywykliśmy ale to słowo brzydko brzmi, no, brzydkie jest i tyle.
Już Was pożegnam, rano trzeba wstać. Pilnujcie lampki za kałużą.
Jeden dziewierz i jeden szwagier 🙂
…a to nasza księgarnia w Toronto – GW pokazała tę reklamę 🙂
http://www.domosfera.pl/wnetrza/1,124115,11029724,Nocne_zycie_ksiazek.html
Grzebałam w tym ostatnio.
Dziewierz to brat męża (dla bratowej), a szwagier (swak 😯 ) to mąż siostry (dla szurzego/świeści :schock: ). Szurzy to brat żony (dla swaka) 🙄 . Świeść to siostra żony, też dla swaka. Mam dziewierza, ale pan mąż nie ma ani szurzego, ani świeści 🙁
Nie wytrzeszczyłam należycie jednej mordki 😯 😳
Tak mi namieszałaś, Haneczko, że mnie nic nie oświeści 😯
Placku 21:38 masz absolutna rację. Twój wpis jest, jak twierdzisz, absolutnie bezsensowny. Staraj się opanować Twoją przeglądarkę. Mnogo uspiechow!
Nisiu, zajrzyj
poniżej tego zdjęcia jest drugie, coś w sam raz dla Szanty – bo nie spodziewam się, żeby Twój mały chuliganek wysiadywał dostojnie gdziekolwiek 😉
http://www.domosfera.pl/wnetrza/56,101999,11055003,Schowek_w_ksiazkach,,5.html#galeria
nemo 23:18 nie wytrzymała, żeby nie pouczyć..
Blondynki tak mają…
Alicjo, teraz to jest ku zaciemnieniu 😉 , kiedyś było w potocznym użyciu 😯
Proponuję kwakierów, czyli kwakrów na bakier 😉
Dobranoc 🙂
Placku,
moja piwnica w sam raz nadaje się na hodowlę grzybów! Na razie hodują się na ścianie. Ścianiaki cholerne 👿
Ale serio, warunki są, powinnam zakupić taki start-up
Kapitanie,
jak Wam ciepło na Florydzie? U nas roztopy, śniegi i w marcu jak w garncu, a w lutym butów nie trzeba było podkuwać, chyba pierwszy raz, odkąd tu mieszkam 😯
Alicjo! Ciepło!! Tak jak nasze uczucia dla Was!!!
Cichalu – To dla mnie żadna niespodzianka, ale spełnienie marzenia 🙂
Nemo nie wpisała się o 23:18 i nie czułem się pouczony. Uwaga o blondynkach jest Ciebie niegodna.
Dzień dobry,
Podczytałem do tyłu, ale pobieżnie.
Jakieś drobne przejęzyczenia we wpisach Placka przy Jego wielkiej erudycji wydają się niczym, ale uważam też, że uwagi Nemo są również potrzebne – ja się z nich często czegoś pożytecznego dowiaduję.
Natomiast bardzo mnie razi dziennikarski język spotykany na każdym kroku. Otworzyłem link Alicji z 1:07, a tam:
„Tym razem nie zachwyciły nas designerskie meble i oryginalny wystrój wnętrz, a krótki filmik promocyjny zrealizowany przez właścicieli Seana Ohlenkamp i jego żonę Lisę.”
Nie wiem co to znaczy „meble designerskie”, mam trzytomowy słownik języka polskiego – tam takiego zwrotu nie ma. Nie wiem kto to jest desiner, a jeśli to kobieta, to kto designerka? I co oni robią – deisnują coś, żeby później taki mebel był designerski, a może designowski? 😯
Ale to wszystko nic – zaraz zaczynam się pakować, bo jutro późnym wieczorem, o tutejszej 22:20 wylatuję (rano do pracy). Przesiadam się we Frankfurcie, tam mam dwie godziny i znowu w górę, do Warszawy.
Dobranoc 🙂
Nowy, nie ma dnia, żebym nie napatoczyła się na nowopolszczyznę w prasie krajowej, a poranek rozpoczynam od herbatek i przeglądu prasy. Nie mam pretensji do osób prywatnych (Mam! Tępię! Chyba, że sobie żartują), ale mam pretensje do tych, którzy o czystość języka powinni dbać. To ja powinnam (teoretycznie) mieć problemy, będąc 30 lat poza granicami kraju, a nie ludzie Polske zamieszkujacy…
Dzisiaj miałam dyskusję na ten temat ze starym przyjacielem, zamieszkałym w Polsce. Ten sam temat.
Są sytuacje uzasadnione, na przykład po co wyważać otwarte drzwi, jeśli chodzi o międzynarodową i całkiem nową terminologię, dotyczącą komputerów (Francuzi na przykład nazwali komputer „ordinateur”, bo przecież co jak co, angielskie słowo u nich nie przejdzie, ale młodzież już wie swoje!). Bezmyślne adoptowanie obcych słów, kiedy mamy zupełnie dobre odpowiedniki polskie, to po prostu granda i brak szacunku dla własnego języka.
Powaliła mnie kiedyś p.Jolanta Kwaśniewska, która w wywiadzie dla „Polityki” wyraziła się tak – „czuję w sobie teraz takiego pałera jako kobieta…”
Ja wiem, co chciała wyrazić – mamy na to o wiele lepsze słowo w języku polskim, precyzyjne bardzo, tylko 3 literki „moc”, albo po prostu „siłę”. O wiele lepsze w kontekście tego, o czym mówiła, niż angielskie „power”. Ale w Polsce słyszałam to słowo już od kilku osób.
A propos uwag nemo-
miałam się nie odzywać, ale sie odezwę. Bardzo często jest to niepotrzebne, wygląda na wyłapywanie najdrobniejszych potknięć (u osób wybranych zazwyczaj, jak ja na przyklad, do czasu) i wskazywaniu paluszkiem.
Uważam, że to zniechęca wiele osób do swobodnego wyrażania się, bo a nuż napiszą coś źle, ortograficznie, gramatycznie czy merytorycznie. Wszyscy wiedzą, że Nemo wie najlepiej. No dobra, niech wie, ale niech da pożyć innym. Piszę to całkiem serio.
…i jeszcze dodam moje bardzo niepopularne – to jest blog, blog przy stole, jadle i popitkach, a nie uniwersytet.
Przy stole się gada, gada, gada…i nie wytyka się nikomu błędów.
Wytykanie a prostowanie to są dwie różne rzeczy.
Wydaje mi się, że brak jakiejkolwiek reakcji na czyjeś wpisy bardziej zniechęca niż zwracanie uwagi – oczywiście zależy od formy w jakiej się to robi.
Nie przypominam sobie, żeby Nemo mi kiedykolwiek zwróciła na coś uwagę, ale jeśli to się zdarzy – proszę bardzo, nie sądzę, żebym się zaraz obraził.
Ja bardzo szanuję Twoją polszczyznę, Cichala, Placka, yyc, Pepegora i innych, ale bardzo szanuję także polszczyznę Nemo. Przecież Ona tak samo jak my – od wielu lat na co dzień nie rozmawia po polsku.
Ale lepiej nie obmawiać nieobecnych, mogą się obrazić. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=FWZNF4F1r7Y
Dobranoc 🙂
Ciachalu, i tak jesteś w lepszej sytuacji , niż zięć Nemo.
” brak jakiejkolwiek reakcji na czyjeś wpisy bardziej zniechęca niż zwracanie uwagi ? oczywiście zależy od formy w jakiej się to robi.”
Tyż prowda, jak by powiedział Owczarek Podhalański. Forma.
Obstaję przy swoim – luzu trochę. Nie jest to uniwersytet. Stół, przy nim sporo ludzi z różnych miejsc świata, różna skala znajomości języka polskiego. Niby i przede wszystkim o jedzeniu, ale…gadamy sobie przy stole.
Każdy ze swojego zakątka świata może wrzucic na blog, cokolwiek uważa za interesujące. Ja uważam za bardzo interesujące i świetne zdjęcia, które Nemo wrzuca na blog, ale pouczania i nauki już nie bardzo. Chyba, że proszone!
dzień dobry …
dzisiaj u mnie małe porządki w lodówce i zrobię taką sałatkę …
http://www.smaczniutkie.pl/2011/05/saatka-z-ogorkow-kiszonych-oprozniamy.html