Mazowieckie smaki i przysmaki
Kurczęta po polsku to mazowiecki i warszawski przysmak
Z mazowiecką kuchnią i smakosze, i kucharze, i etnografowie zawsze mieli sporo kłopotów. Bardzo trudno bowiem odpowiedzieć na pytanie o jej wyróżniki. Potrawy z innych regionów: z Podhala, Śląska, Wielkopolski czy Kaszub łatwo wymienić. Mają one swoją długą historię, znane wszystkim nazwy i odróżniający je smak. Chyba każdy wie że pyry z gzikiem wywodzą się z Poznańskiego, kwaśnica z Podhala, modro kapusta ze Śląska a rebno prażnica to jajecznica z Kaszub. Na Mazowszu trudno o takie słynne wyróżniki. W pewnym stopniu można uznać za potrawę mazowiecką rej bak lub gęś po kurpiowsku, flaki z pulpetami po warszawsku, pryskane ziemniaki płońskie czy śledzie po łowicku. Ale są to dania znane w wąskim kręgu mieszkańców małych regionów.
Kłopot z wyodrębnieniem mazowieckich smaków powoduje sąsiedztwo Warszawy. W każdym kraju stolica i jej okolice asymilują potrawy z innych regionów czyli ogólnonarodowe. I tak było od wielu stuleci. W Warszawie bowiem miały miejsce sejmiki, elekcje, spotkania szlachty ze wszystkich polskich prowincji. Tu były także liczne karczmy żydowskie. Wpływ kuchni żydowskiej na mazowiecką jest także bardzo wyraźny.
Jak widać więc na przestrzeni dziejów kuchnia mazowiecka czerpała (i czerpie nadal) wzorce z kuchni wszystkich regionów ale także i ze świata. Aby jednak nie ograniczyć się wyłącznie do narzekań trzeba wymienić choć kilka cech kuchni mazowieckiej.
Jak wiadomo specyfika kuchni regionalnych zależy od położenia geograficznego i klimatu, czyli że przyroda decyduje o tym, co mamy w garnku oraz na talerzu. Duże połacie mazowieckich puszcz i lasów spowodowały, że w kuchni tej króluje dziczyzna, grzyby, czarne jagody, borówki. Wisła, Narew, Bug i inne rzeki oraz jeziora i liczne stawy dostarczały wielkiego wyboru ryb i raków. Wymienione wyżej produkty królowały oczywiście na stołach w dworkach szlacheckich. Na mazowieckiej wsi dominowała prosta kuchnia oparta na potrawach mącznych i ziemniaczanych: pyzy, pierogi, podpłomyki i inne placki, wreszcie chleb, w tym bardzo specyficzny chleb z ziemniakami podawany często do jajecznicy z cebulą.
W kuchni Mazowsza całkiem odrębną kategorię stanowiły potrawy łowickie i kurpiowskie. Przykładem są fafernuchy – ciasteczka marchewkowo-miodowe (ich inna wersja to kopytka polewane syropem z buraków), zupa fasolowa – sabelwon, zupa z zielonych gąsek zwanych tu prośniankami, prażucha, kluski, racuszki, a nawet gryczane kołacze. Wyjątkową pozycję zajmował wspaniały miód z leśnych pasiek. Niezrównaną i raczej gdzie indziej nieznaną potrawą były kotlety przyrządzane z kaszy gryczanej, suszonych grzybów, cebuli z dodatkiem tymianku oraz ziemniaki po staropolsku czyli grube plastry ziemniaków smażone na silnie rozgrzanym smalcu, posypane solą, pieprzem i majerankiem. Obowiązkowo trzeba wspomnieć o krupniku kurpiowskim i kurpiowskiej wątróbce szpikowanej słoniną. Najbardziej znanym tutejszym deserem były mendrzyki czyli placuszki z sera.
W niedużych, ale dość licznych mazowieckich majątkach, na stołach przeważał drób faszerowany: gęsi, kurczaki, kaczki. W większych mazowieckich miastach, szczególnie w Warszawie znaleźć można w menu potrawy znanych także i w całej Polsce: bigosy, flaki, białą kiełbasę. Dania te były od dawna podstawą posiłków podawanych w przydrożnych gościńcach. Słynne bowiem były zarówno warszawskie karczmy, jak i kawiarnie, w których podawano lekkie, pyszne pączki, tak chwalone przez cudzoziemców odwiedzających Warszawę.
Przeniesienie stolicy do Warszawy w 1596 roku sprawiło, że od tego czasu kuchnia królewska, szlachecka i mieszczańska ulegała wpływom m.in. kuchni francuskiej, niemieckiej i rosyjskiej, a kuchnia stołeczna przybrała podwójne oblicze: prostej kuchni prostych ludzi i wykwintnej, królewskiej i magnackiej kuchni Wazów oraz Sasów.
Popularną potrawą na Mazowszu była zawsze gęś, którą pieczono z jabłkami lub czerwoną kapustą, a pozostały z niej tłuszcz wykorzystywano do smarowania chleba.
Słynny był też – i na szczęście jest nadal – kurczak po polsku nadziewany siekanymi podrobami wymieszanymi z natką pietruszki, bułką i jajkiem.
Widać więc, że kuchnia mazowiecka ma swoje wyróżniki, choć funkcjonują one głównie poza stolicą i znane są w niezbyt licznych środowiskach regionalnych smakoszy. Jeżdżąc jednak po dzisiejszym województwie mazowieckim warto zatrzymywać pod coraz liczniejszymi zajazdami i karczmami, by popróbować tego, co tu warzono w kociołkach od stuleci. Smacznego!
PS.
Czasem niesympatyczne i złośliwe uwagi wywołują całkiem niezamierzone efekty. Tak jest i tym razem. Alicja szarpana za męską koszulę, przypomniała sobie treść makatki (czy raczej wielu makatek) zdobiących w dawnych czasach ściany domowych kuchni i głoszących m.in. że „Dobra żona tym się chlubi, że gotuje co mąż lubi” lub „Dobra żona męża korona”. W jednym z muzeów była nawet wystawa pt. „Makatki – kicz czy sztuka?”. Nasza koleżanka z Kanady proponuje odkurzenie i przypomnienie makatkowych treści oraz zamieszczenie ich w naszych archiwalnych zbiorach.
Komentarze
Dzień dobry.
Brawo Wodzu nasz. Nikt z nas nie chciałby chyba cofnąć się w czasie ale dobrze jest wiedzieć skąd przychodzimy, co u korzeni, co możemy przekazać w przyszłość. To zagadnienie mnie ogromnie pasjonuje : co w nas przetrwało, w naszej kulturze, kuchni, obyczaju, poczuciu smaku i jak się to ma do innych ludów. Właśnie w ub.tygodniu przeczytałam o pierwszej, polskiej restauracji w Chinach (cieszy się wielkim wzięciem). Okazało się, że przebojem absolutnym tej restauracji jest żurek, a już po pierwszym dniu trzeba było zrezygnować z tatara – surowe mięso z surowym żółtkiem w pojęciu Chińczyków jest niejadalne, a nawet trujące i nikt nawet patrzeć na to nie może, bo ma sensacje. No, popatrzcie – ja mogę, a nawet bardzo lubię. A na smażone robale, to ja nie bardzo – ani jeść, ani patrzeć.
Zaraz się zabiorę za komponowanie menu na sobotę. Pierwszy punkt kulinarnego programu: pieczeń w sosie kawowym, już mam. Nie wiem tylko jakiego rodzaju wołowiny użyć 🙁
Teraz trzeba pomyśleć o reszcie. Zrobić listę zakupów. Rozpisać zadania na poszczególne dni, bo plan tygodnia napięty. W czwartek pierwszy w tym semestrze egzamin. I do dzieła 🙂
Piotrze,
w którym miejscu Alicja pisała o makatkach? Ślepa jesten czy co? 🙄
Miłego dnia Blogu 🙂
Nie jesteś Jotko ślepa. Alicja zaproponowała ten temat pozablogowo. Tylko inspiracja była blogowa.
Pomieszanie historii zjedzeniem: tym mnie, jak widać, uwiodłeś i komentuję po latach milczącego podglądania! Seksistowskie teksty z makatek – co najwyżej jako kuriozum z epoki przedemancypacyjnej! Ale potrawy mazowieckie – tak! Poszukam przepisów, upichcę. Przy okazji mam pytanie organizacyjne: gdzie szukać wiadomości o miejscach na Mazowszu i w Polsce, gdzie warto „zaglądać do kociołka”? Sporo jeżdżę i nie jeden raz odchorowałem eksperymenty kulinarne pań i panów restauratorów.
Ciepłe pozdrowienia „znad warsztatu pracy”,
Wojciech
Jotko – na rysunku była łopatka i szponder. Osobiście wolałabym łopatkę.
W Pyrlandii o makatkach kuchennych mówiło się „haftowane ręczniki” i były kompletowane kolorem i haftem do tzw „koronek” czyli pasa ozdobnie haftowanych i wycinanych ząbków przypinanych do brzegów półek w kredensach kuchennych. Jakie pamiętam z domu babki i teściowej, a nawet Babki Anny? „Zgoda buduje”, „Gość w dom – Bóg w dom”, „Zdrowa woda życia doda”, „Dobra gospodyni dom porządnym czyni”
Dzień dobry,
Gospodarzu, czy mogę prosić o wyjaśnienie, co to są „pryskane ziemniaki płońskie”? Z góry dziękuję.
Dla mnie też historia i tradycje są bardzo ważne.
Co do makatek, też oddycham z ulgą, że nie jestem ślepa 🙂 Ale czy to oznacza, że istnieje blog równoległy? 🙂
Danuśko, Jotko, wczoraj upiekłam wołowinę w sosie kawowym. Polecam. Dzięki Nowy 🙂 Sos ma bardzo ciekawy smak a kawa jest tylko lekko wyczuwalna a własciwie podkreśla smak pozostałych składników. Użyłam mięsa takiego jak do rosołu (tutejszy pot-au-feu). Można przygotować to danie poprzedniego dnia. Na pewno powtórzę.
Alino, Pyro, dzięki za podpowiedź 🙂
Alino,
ja też coraz częściej zadaję sobie pytanie o blog równoległy i jego wpływ na jakość blogu, który wszyscy widzimy na naszych monitorach. Zastanawiam się czy nie została zachwiana równowaga pomiędzy „pierwszym i drugim obiegiem” zycia blogowego 🙁
Bardzo mi się podobało to, co kiedyś napisałaś, że blog jest naszym wspólnym dobrem i wszyscy powinnismy o niego dbać 🙂
Mnie osobiścię, i nie jest to najmniejsza nawet wymówka, brakuje udziału Gospodarza w naszym blogowym życiu. Jest to Piotrze moje noworoczne marzenie, żeby było Ciebie więcej w naszym blogowym „pierwszym obiegu” 🙂
Brakuje mi Ciebie 🙁
Alino, ziemniaki pryskane jadłem przed laty właśnie pod Płońskiem. Zarabiając na wakacje pracowałem w ekipie gleboznawców. Nocowaliśmy u kolejnych sołtysów. Jedna z gospodyń podczas kolacji zapytała czy chcemy ziemniaki pryskane. Nie wiedząc co to takiego – potwierdziliśmy. Przyniesiono więc michę ugotowanych ziemniaków i dzban śmietany. Gospodyni nabrała śmietany do ust i parskając spryskała parujące kartofle. Zjedliśmy z apetytem mimo chwili zdumienia.
Nic nie wiem o drugim obiegu. Owszem wymieniamy czasem maile i to niekoniecznie w sprawach blogowych. Naogół są to życznia z okazji świąt lub rocznic. Czasem to prośby o pomoc.
Jotko nie wydaje mi się by mnie brakowało na blogu. Piszę codziennie, odpowiadam na pytania, prostuję swoje błędy i potknięcia, od czasu do czasu włączam się w dyskusje.
Na więcej mnie nie stać. Mam bowiem intesywne życie pozablogowe, z którego nie mogę ale i nie chcę zrezygnować. Pracuję w „Polityce” i Radiu TOK FM, piszę książki, działam w Slow Food i prowadzę życie rodzinne. Ale dzięki temu Wy macie więcej pola do popisu.
Gospodarze innych blogów (z małymi wyjątkami) działają podobnie. Wydaje mi się, że to właściwy sposób, zwłaszcza, że dzięki temu nie spotykam się z zarzutem, iż usiłuję blog zdominować.
@nisia: tfu, oczywiscie, ze filipinki…
szkoda.
moja tuba:
„put your head on my schoulder,
let my only say baby…”
paul anka
Piotrze,
jednym słowem samo życie. Marzenia sobie, możliwości sobie 😉
Ale mimo to, warto marzyć!
Toteż i ja polecam swoje małe noworoczne marzenia Twojej uwadze. A życie to i tak po swojemu skoryguje 😆
Podobno nikt nie jest panem swojego losu 😉
A ja w gazecie przeczytałam dowcip, który mnie bardzo rozbawił, bo traktuje z przymrużeniem oka stereotypy, jakie powtarzamy o wyznawcach religii monoteistycznych.
Ponoć przy okazji szukania wyjścia z kryzysu, spotkali się przy kawiarnianym stoliku katolik, protestant, mahometanin i starozakonny. Jako, że o powadze każdego z panów świadczył portfel i stan konta, przechwalali się niby wędkarze:
– Nie narzekam na interesy. Prawdę mówiąc, mam zamiar kupić CitiGroup oświadczył protestant.
– Ja także mam na co wydać część moich pieniędzy – myślę o zakupie
General Motors – powiedział katolik.
– Musicie nie miec prawdziwych pieniędzy – zaśmiał się mahometanin – ja za swoją ropę chcę sobie kupić Microfoft.
Żyd milczy – reszta patrzy na niego wyczekująco. Pan metodycznie mieszał kawę, oblizał i odłożył łyżeczkę, spojrzał na pozostałą trójkę i mruknął :
– A ja nie sprzedaję.
KubaLewski,
gdzieżeś Ty bywał?! 🙂 Najlepszego w Nowym Roku!
Co do makatek, zgoda, że większość w dzisiejszych czasach tekstowo by nie przeszła, zastanawiam się, czy w ogóle w jakiejś kuchni znaleźlibyśmy makatkę w dzisiejszych czasach.
Znalazłam trochę, co prawda nie w kuchni, ale na internecie.
Może kogoś zainteresuje.
http://www.google.ca/search?q=makatka+kuchenna&hl=en&prmd=imvns&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=hd8KT8KWKqnz0gHQna2WAg&sqi=2&ved=0CB8QsAQ&biw=1437&bih=874
Wojciechu, jak będziesz pod Makowem Maz. to zajedź koniecznie do Pazibrody. A inne informacje znajdziesz w blogu lub w rankingu restauracji w Gotuj się!
Najchętniej podam Ci je przez telefon.
I tak cieszę się, że dałeś głos!
Alicja,
super te makatki. U moich przyjaciół plastyków jest trochę w domu orginalnych makatek.
Jakem feministka chętnie bym sobie taką w kuchni powiesiła. Bardzo lubię mieszać style 🙂
A teraz, możecie się ze mnie śmiać, jeśli chcecie, ale powiedzcie mi proszę, czy rosbef i rozbratel tp jedno i to samo czy nie?
Na stronie, do której podałam sznureczek, jest sporo ciekawych makatek i różnych kuchennych drobiazgów wyszywanych, robionych na szydełku, szytych. Niektóre całkiem ciekawe. Przypominam sobie, że w podstawówce na pracach ręcznych wyszywało się makatki, szyło fartuch kuchenny, szydełkowało serwetki koronkowe…szaliki na drutach też należały do żelaznego repertuaru.
Makatki można spotkać pewnie tylko w skansenie lub ewentualnie gdzieś na strychu. Chociaż pośród tych zaprezentowanych przez Alicję są także dość nowe , bo napisy dotyczą zmywarek. Właściwie nie ma dziś żadnego pretekstu do wyszywania czy haftowania. Niedługo te umiejętności zaginą. Trochę szkoda.
Te placki gryczane z grzybami suszonymi i cebulą wydają się całkiem smaczne. A ziemniaki pryskane to wspomnienie z czasów młodości Gospodarza i też pewnie odeszły w niepamięć, na szczęście.
A dziś zabieram się za gotowanie bigosu. Część składników wyjęłam z zamrażarki/ resztki gęsi i kaczki/ , a resztę dokupiłam. Sporo z tym pracy, ale warto.
Jotko, popatrz sobie tu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wo%C5%82owina
Małgosiu 🙂
Pryskane ziemniaki wywołały wspominkową scenkę z kawiarni Ali-Baba przy Krakowskim Przedmieściu. Przed laty to było i nie wiem czy wspomniana kawiarnia jeszcze istnieje.
Do stolika obok podeszła kelnerka z miseczką lodu i zapytała siedzących młodzieńców: ” Który z panów prosił lodu?”. Po czym dłonią nabrała kilka kostrek i wrzuciła do szklanki zamawiającego, wprawiając w osłupienie gości.
To tak na marginesie mej dzisiejszej wizyty.
Z niejakim poślizgiem podrzucam tegoroczny kalendarz blogowy. Do podbrania z niżej podanej strony.
Tegoroczny kalendarz powstał przy biernym współudziale blogowiczów. Powałęsałam się nieco po Waszych galeriach, opuszczając każdą z małym zawiniątkiem pod pachą.
I oto rezultat mych wędrówek i pracy:
https://sites.google.com/site/echidnaozzi/kalendarz-2011-blogowej-bandy
Pozdrowiątka od zwirzątka
ECHIDNA
Echidno,
dzięki za kalendarz – i za kartke świateczną, która przyczłapała w ub. tygodniu 🙂
Gospodarzu, dziękuję za wspomnienie ze studenckich czasów. Musieliście być bardzo głodni 🙂
Echidno, kalendarz jest piękny. Jest dowodem Twojego niewątpliwego talentu. Gratuluję 🙂
W takim razie ja dzisiaj robię kotlety z kaszy gryczanej, do tego pomieszana sałata, dużo.
Do kaszy dodam ze 3 rozkruszone na proch grzyby suszone, właśnie je gotuję z wodą, do której za pół godziny wsypię odpowiednia ilość kaszy. Bardzo lubię kaszę gryczaną, kotletów nigdy jeszcze nie robiłam.
Echidna, kaledarz rzeczywiscie bardzo ladny i ladny wklad w blogowa egzystencje.
Echidna, kalendarz mnie zachwyca, a ja Ciebie podziwiam. Dziękuję.
Echidno,
piękny kalendarz 🙂
Witam. Kalendarz na 6+, przesunąłem tylko Dzień Kobiet u mnie trwa od 1-go stycznia do 31 grudnia oprócz 10 marca.
Echidno, kalendarz bardzo, bardzo udany. Tylko – jeśli mnie pamięć nie myli – nie brałem ślubu w Prima Aprilis. Lubię żartować ale tak daleko bym się bał posunąć więc przed urzędnikiem stanęliśmy dwa dni później. Co wcale nie znaczy, że prosze o korektę. Tak jest zabawniej!
A Synuś zrobił nam ten kawał właśnie 1 kwietnia. Rodzina w ogóle „dowcipna” – Hiniutek w ramach prezentu dla dzieci przeniósł się był do lepszego świata w Dzień Dziecka – 1 czerwxa.
Dzwoni do mnie Żaba z pretensjami – „Co wyście zrobili z tym wojskiem, że nawet zastrzelić się taki nie umie?” A czy ja wiem, co oni teraz w tym wojsku robią? Za mojej pamięci strzelać raczej umieli. Znałam takiego, który wracał po zabawie w klubie oficerskim do swojej kwatery i ani jedna latarnia po jego przejściu nie miała się na tracie „przemarszu” palić. Trafiał taki syn bezbłędnie. To jednak było bardzo dawno i za pociski płacił jeszcze Układ Warszawski.
Hej, pomóżcie, proszę starszej pani – co robić z kalendarzem Echidny? Jak pobrać? Jak otworzyć?
Pyro, zajrzyj proszę do poczty. Wysłałam Ci mail’em kalendarz Echidny.
Zaraz to zrobię. Dziękuję Małgosiu
Kalendarz piękny. Gratulacje Echidno. W tym roku nie załapałam się na stosowny zapis o moich świętach. Może jak cierpliwie wytrwam przy tym stole do końca roku i dożyję – to 2013 może zostanę uwzględniona ?!
Nisiu w dzisiejszej Angorze jest duża i entuzjastyczna recenzja p. Martenki, z nowej biografii Wł.Broniewskiego, którą napisał p. Urbanek. Mam biografię Walldorffa pióra Urbanka i cenię go. Teraz zabrał się za mojego ulubionego poetę i robi to ponoć znakomicie. Recenzja jest pod kabotyńskim nieco tytułem z auto[rezentacji Broniewskiego : „Broniewski, Polak, katolik, alkoholik”
Grażyno – jak wyszedł ten „prawie piernik”?
Grażyno, jeśli chcesz zaistnieć świątecznie, to zwróć się do Alicji ze stosowną informacją, żeby dopisała Cię do listy, którą ona prowadzi.
Pyro, czy dotarła do Ciebie poczta?
Echidno, piękny kalendarz (jak zwykle zresztą 😎 ).
Grażyno, może najpierw podasz daty swoich świąt ? Skąd mamy wiedzieć, skoro ich nie podałaś ? Wszyscy kiedyś podali, dlatego są w kalendarzu Echidny i Alicji.
Dobrej nocy Blogu. 😀
Pyra Kochana!!
Piernik wyszedł przepyszny. Dziękuję za ten przepis. Ja po raz pierwszy spalałam cukier na patelni. Najpierw był aromatyczny zapach i cudowny złoty kolor a potem ciemno- bursztynowy. Chciałam go trochę pomieszać – to mi się drewniana łyżka oblepiła jak lizak a lepkie złote nitki przykleiły się do policzków. Wtedy mi się przypomniało ,że takie lizaki robili mi moi dziadkowie – hen dawno temu.
W efekcie sytuację opanowałam- i niby piernik wyszedł świetny – a to za sprawą ogromnej ilości rodzynków i skórki pomarańczowej ,że o malej szklaneczce spirytusu nie wspomnę. Ten spirytus był wyraźnie wyczuwalny i tak sympatycznie szczypał język – aż do ostatniego okruszka – niby piernika.
Zgaga, MałgosiaW – wiem , wiem…to moja wina. Odeszłam od tego stołu na prawie dwa lata i wszystko przegapiłam.
Tak, Małgosiu. Z przejęcia nie napisałam do Ciebie ale jeszcze raz dziękuję serdecznie.
Pyra w nawiązaniu do Twojego poprzedniego wpisu – kiedyś słyszałam- w związku z moją cukrzycą ,że alkoholików, katolików i cukrzyków -łączy Broniewski.:))))
o rany ..jak się pisze rodzynków czy rodzynek………….
pytam jak ta „blondynka”- jak się powinno mówić prawidłowo Iran czy Irak ??
Grażyna – obydwie formy poprawne, tylko ta z -ów jakby trochę bardziej (uczniów, pieców, kubków) Formą wyjściową jest rodzynek.
Dziękuję – zatem na dobranoc mnóstwo buziaków jak rodzynków :))
Grażyno,
wyślij daty swoich ważnych uroczystości na mój email alicja.adwent@gmail.com
Wrzucę do blogowego kalendarza, a Echidna wrzuci do przyszłorocznego kalendarza do druku. W ogóle ktokolwiek chce umieścić jakeiś swoje daty – niech prześle do mnie.
Z kotletami się wstrzymałam, bo przecież zostały mi ziemniaki z wczoraj do odsmażenia, no i dorsz 🙄
Kobieta mnie wykorzystała !
Dziękuję bardzo …
Kalendarz przepiękny.
Pyro, rodzynka-nek jest obupciowy jeśli chodzi o suszony owocek. Można i tak, i tak. Sprawdziłam na wszelki wypadek, bo u mnie w domu zawsze to była dziewczynka.
Echidna,
Obejrzalem Twoja prace nad kalendarzem, wlozylas duzo wysilku, ale jaki efekt!!!
Dzieki tez za wykorzystanie kilku moich fotek – mala rzecz, a cieszy.
Jestem padniety, ide spac, bo jutro rano znowu jade do City i tak ma byc przez najblizsze kilka tygodni. Oznacza to spedzenie kilku godzin dziennie w korkach – gigantach.
Dobranoc 🙂
Echidna,
Dopiero teraz miałam okazję rzucić okiem na kalendarz i jestem pod wrażeniem. Szapobasy 🙂 .
Tylko znowu zostałam pominięta urodzinowo 🙁 .
Ewo,
ja też zostałam pominięta i to całokształtowo 🙄
ale to szczegół, kalendarz jest piękny, i to jest najważniejsze, a reszta do naniesienia 😎
Miłego dnia życzę 🙂
Ja tylko chciałam dodać, ze pryskane ziemniaki płońskie na południowym Mazowszu (dokładnie w powiecie kozienickim) występują jako :’ ziemniaki śturgane’ a do śturgania używa się zsiadłego mleka. 🙂