I po balu
Czyli sezon imienin (przedłużonych) zakończony. Następne zgromadzenia rodzinno-przyjacielskie przy stole będą dopiero w święta. A tuż po świętach i Sylwestrze kolejny okres szaleństw czyli karnawał. Teraz jednak mamy dwa tygodnie bez życia towarzyskiego, które poświęcimy intensywnej pracy oraz przygotowaniom do świąt.
Pieczona papryka z kaparami, suszonymi pomidorami i sardelami
Prawdę mówiąc taki maraton imieninowy, mimo, że nieco meczący, ma także wiele zalet. Zwłaszcza jeśli idzie o kulinarne doświadczenia i przygody. Można wymyśleć nowe przepisy bądź zmodyfikować już te znane.
Marchew z makiem przyprawiona sokiem pomarańczowym z odrobiną cytryny i miodem
Tak było i tym razem. Oprócz znanych i często podawanych dań „odkurzyliśmy” parę przepisów dawno nie używanych. I udało się. A zmusiła nas do tego sytuacja czyli trzy kolacje podawane najbliższym przyjaciołom, którzy niewątpliwie wymieniali między sobą uwagi na ten temat. Za każdym razem więc menu musiało być inne.
Kura faszerowana mięsem z kury z rodzynkami
Na tę ostatnią kolację przyrządziliśmy jako danie główne indyka. Był on zrobiony klasycznie czyli najpierw nasmarowany spirytusem z odrobiną cukru, by mięso skruszało, a potem upieczony. Podczas pieczenia co dwadzieścia minut wielkie ptaszysko było polewane sosem i wytopionym tłuszczem. A podany został także klasycznie czyli z borówkami i obgotowanymi a potem obsmażonymi kartoflami.
Indyk po wynurzeniu się z piekarnika
Odświeżonym przepisem był także deser czyli mazurek Marysi. To przepis naszej ciotki, która przejęła go od swojej babki czyli receptura krążąca po rodzinie od co najmniej wieku. Oto on:
Mazurek Marysi
Ciasto: 5 szklanek przesianej mąki, 1 kostka masła, 1/4 kg płynnego lub scukrowanego miodu, może być pół na pół ze sztucznym, 3/4 szklanki cukru, 3 jajka, 1 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej.
Krem: 2 szklanki mleka, 3 łyżki kaszy manny, 1 kostka masła, 3/4 szklanki cukru pudru, 5 kropli olejku migdałowego.
Polewa: 4 łyżki wody, 4 łyżki cukru, 1/4 kostki masła, 3 płaskie łyżki dobrego kakao.
Wszystkie składniki ciasta przesiekać nożem i dokładnie zagnieść. Ciasto rozwałkować na 3 równej wielkości placki: najlepiej na dużej blaszce o rozmiarach równych rozmiarom piekarnika rozłożyć folię i na niej bez smarowania piec każdy placek z osobna. Każdy z placków grubości ok. 3 – 5 mm piecze się nie dłużej niż 7 – 9 min., do momentu, kiedy zacznie się złocić. Ugotować z mleka i manny gęstą kaszkę. Wystudzić. Rozetrzeć na krem masło, cukier puder i ostudzoną kaszkę razem z olejkiem. Najlepiej robić to w malakserze. Krem szybko staje się bardzo puszysty, lekki. Przekładać kremem placki, w miarę możliwości równomiernie obciążyć, pozostawić do zastygnięcia. Kiedy placki są już zupełnie zastygnięte z kremem, przygotowuje się polewę. Ugotować razem wszystkie składniki podane w przepisie na początku. Mieszać przez cały czas gotowania. Kiedy zaczyna gęstnieć, polać placki i dokładnie rozsmarować na całej powierzchni długim nożem: robić to prędko, gdyż polewa szybko zastyga.
Można posypać mazurek wiórkami kokosowymi albo mielonymi lub siekanymi orzechami. Kroić ostrym nożem niewielkie ciasteczka.
Z nowości wszystkim najbardziej przypadła do gustu marchewka z makiem i… Ripasso Valpolicella. A także nieco zmodyfikowana rukola czyli wymieszana z suszonymi żurawinami, granatem i parmezanem oczywiście polana obficie winegretem.
Komentarze
Witam,
Gospodarzu, znam podobny przepis na mazurek (potwierdzam, pyszne ciasto) i te 3 – 5 cm w 9 min wydają mi się podejrzane. Nie chodzi czasem o milimetry?
„Każdy z placków grubości ok. 3 – 5 cm piecze się nie dłużej niż 7 – 9 min.”
Dzień dobry.
Mroźno, ślisko, ponuro. Muszę zająć się robotą – robota głupich kocha. Zamiast nanosić poprawki na napisanym tekście, muszę pisać od nowa z wydruku, bo plik z dysku wymiennego mi się nie otwiera. Cztery dni dodatkowej roboty.Na obiad dzisiaj będzie brukselka z bułeczką rumianą, ziemniaki i jajka sadzone. Tego roku omijają nas świąteczne porządki, bo panuje u nas po remontowy clar – wszystkie kąty czyste, szafy uporządkowane,lampy wyczyszczone. może szybom przydało by się dodatkowe przetarcie, ale w taką pogodę nikt tego robić nie będzie, bo to bez sensu
Dzięki Ewo za korektę. Juz poprawiłem. Nie wyobrażam sobie mazurka o grubości 5 centymetrów. To już prawie baba.
Witam Szanowe Blogowisko!
Ze strachem myślę o wyjściu za próg. Ostatnio wychodziłam dwa tygodnie temu, jak Magnolia miała kolkę. Słońce przez chmury prześwieca, po odwilży wspomnieniem jest tylko zlodowaciały śnieg na drodze, nie wiem jak się po tym będzie jechać.
Na pociechę usmażyłam sobie parówki (z tych zjadliwych) z pomidorem na patelni z resztką sosu po sobotnich polędwiczkach (z kapką sosu sojowego), które to były dla Oli i Pawla od Oli.
I oczywiście (nie zaczyna się zdania od „i”, proszę traktować to jako kontynuację) dużurny(=dyżurujący) kubek kawy z mlekiem.
Witam wszystkich serdecznie.
Przyszła pora na przepis. Oto karp po żydowsku-
– 2 karpie po ok. 1,2 kg
– cebula 70 dag i tyleż marchewki
– sól, cukier i pieprz
karpie sprawić osolić jak do smażenia i posłodzić trzykrotną ilością cukru. Ułożyć w jakimś naczyniu i zostawić do następnego dnia. Marchew pokroić w plasterki, a cebulę w półplasterki. Garnek wyłożyć połową marchwi z cebulą i ułożyć rybę zaczynając od łbów (gdyby się znalazły jakieś dodatkowe łby to też je dodać), na wierzch położyć resztę cebuli i marchewki. Posypać 2 łyżeczkqmi zmielonego czarnego pieprzu i zalać wodą tak,żeby ryba trochę wystawała. Gotować od zagotowania na bardzo małym ogniu (jak rosół) 2 godziny. Ok. 20 min. przed końcem gotowania spróbować rosół i dodać w razie potrzeby soli, cukru lub pieprzu. Po ugotowaniu wyłożyć i wstawić do lodówki. A potem jeść. Smacznego.
Poczestowano mnie wlasnie ciastem „maslankowym”.
Ze wzgledu na dziwna nazwe kazalem sobie podac przepis, bo nie przypominam sobie, aby ktos w ostatnim czasie cos podobnego wspominal.
4 filizanki maki
3 filizanki cukru
2 jajka
2 filizanki maslanki
2 filizanki wiorek kokosowych ( mozna tez platki migdalowe)
1,5 paczki proszku do pieczenia
1 paczka cukru waniliowego
2 kubki slodkiej smietany
2 filizanki cukru z 2 jajkami ukrecic na piane
2 filizanki maslanki dolewac, krecac dalej
4 filizanki maki dodawac, krecac dalej
1,5 paczki proszku do pieczenia dodac i dokrecic.
Ciasto wylac na blache wylozona papierem do pieczenia
2 filizanki wiorek (kokos lub migdaly) zmieszac z 1 filizanka cukru i 1 paczka cukru waniliowego, a waszystko to rownomiernie wysypac na ciasto, wlozyc do pieca i piec 20 – 25 min przy 160°C z nawiewem.
Natychmiast po wyjeciu rozdzielic smietane rownomiernie po powierzchni ciasta.
Spozywac po wystygnieciu.
Ciasto niezwykle lekkie i smaczne, a proste i do sporzadzenia w krotkim czasie.
Slonce za oknem i po roztopach mroz i gololedz na drogach. Milego tygodnia zyczy:
pepegor
Krysiade- natchniona naszymi sobotnimi rozmowami o diecie
wegetariańsko-wegańskiej zrobiłam wczoraj pasztet z brukselki.
Wyszedł w postaci pasty,bo „nie trzyma się kupy”.Trzeba było
może dodać trochę mąki,płatków owsianych albo żółtego sera,
ale jest zupełnie smaczny i ma ładny zielony kolor 🙂
Póki co nie będę podawać przepisu,bo to moje dzieło wymaga dopracowania.
Gospodarzu- a marchewka jest posypana suchym makiem ?
Tak Danuśko, suchym. Tylko coś słabo go widać na zdjęciu, mimo że było sporo.
Mazurek Marysi piekłam, bo przepis jest w „Kuchni Babci i Wnuczki”. Potwierdzam – b.smaczny.
Pepegor – a ta śmietana na końcu to jaka? Ubita? Wylana płynną? Tłusta, czy chuda?
Marchewka z makiem ! Doskonały pomysł na wieczór pt”Czerwone
i czarne”.Ze Stendhalem w roli głównej,rzecz jasna 🙂
Tak jak z kubka sie leje, Pyro. To smietana przeznaczona na ubicie, bedzie wiec miala te 30%.
Danuśko, ja myślę, że można by także tę pieczoną paprykę włączyć do menu, dla ścisłości (kolorów) można ozdobić ją czarną oliwką 🙂
Miłośników „Millenium”(Haneczka i inni) uprzejmie informuję,
że wczoraj obejrzałam na DVD pierwszą część tej trylogii.
W ramach powrotu do świata barwnego i radosnego udałam się
na turniej tańca towarzyskiego.
W zasadzie „Millenium” ciekawsze…
Barbaro-jak najbardziej ! Menu pod hasłem „Czerwone i czarne”
wykluwa się zatem z wolna. A danie główne ?
…np. mięso jakie z czarnym, czekoladowym sosem, albo z czarnej fasoli, rukola z żurawiną (jak u Gospodarza), czerwony barszczyk do popicia, na deser galaretka z wiśni z czarnymi jagodami, albo co?
Barbaro, podpowiadam indyka w sosie czekoladowym. Jest w witrynie i chyba już w blogu też. Sos jest z chili i czekoladą. I czarne i czerwone. A jaka pychota!
Dziędobry na rubieży.
O rok starsza witam Blog afirmatywnie.
Wiosna idzie – jak słusznie zauważyła Alicja, już niebawem dni zaczną się wydłużać. Jakoś damy radę.
Został mi z wczoraj jeden nieruszony placek pizzy. Spróbuję go podgrzać w opiekaczu.
Nawiasem: pizzę piekłam na podkładce silikonowej, która się pięknie sprawdziła. Żadnego przywierania. Ową silikonową matę położyłam na ruszcie, więc ciepło ładnie dochodziło do spodu pizzy. Ładniej się upiekła niż ta na blasze.
Mak włazi w zęby…
Ale jest pyszny. Trzeba wypróbować tę marchewkę!
Gostuś,
bardzo dziękuję za przepis na udziec jagnięcy z fasolką i za wczorajsze trudy z jego wysłaniem. Nie poddałaś się i wspólnymi siłami z Alicją i Haneczką znalazłyście powód.
Doszłam do wniosku, że łatwiej będzie piec ten udziec bez kości, zrolowany, tak jak proponujesz. W ten sposób także może dobrze przyprawić mięso od środka. Dzięki…
Ta zima za oknem, która już mi trochę dokucza/ a to dopiero początek/ ma także pozytywy – nie trzeba będzie myć okien.
Witam serdecznie. 😀 Biało wszędzie, czysto wszędzie. Ja wpadłam na chwilkę, między szmatą a wiaderkiem.
Małgosiu W ze szczerymi przeprosinami za swoje gapiostwo, życzę Ci 100 lat zdrowia, szczęścia, 100 mini-zjazdów i samych pyszności w życiu. 😆 😆
Lecę do roboty – miłego dnia. 😀
Gospodarzu, dzięki za podpowiedź, super, białe indycze w połączeniu z czarną, ognistą salsą czekoladową, znam ten smak, mniam, mniam!
Wróciłam z dość wyczerpującego spacerku, po chodnikach nie da się chodzić, ślisko bardzo, więc brnęłam w śniegu prawie po kolana starając się nadążyć za moją trzodą, nie było łatwo 😀
Krystyno,cieszę się,że przepis (wypróbowany!) znalazł Twoje uznanie. Normalnie nie jestem taka uparta i ambitna,ale wczoraj wyjątkowo tak miałam. Zapomniałam dodać , pisząc kolejną wersję,że przed włożeniem do pieca należy obficie posmarować masłem. Ja ostatnio kupiłam klarowane i takiego używam. Bardzo wygodny pojemnik (wiadereczko 0,5 kg) i długi termin przydatności (pół roku).Odstąpiłam od bardzo długoletniej praktyki – wyłącznie olej/oliwa,stosowanych do wszystkiego, nawet do smażenia schabowych,chociaż pod koniec zawsze dodawałam trochę masła dla smaku .
Ja nie kulinarnie tym razem.
Otóż zgorszyłam się niepomiernie! Rzadko mi się to przydarza, ale przyczyna tego zgorszenia jest dla mnie niepojęta! To sprzeczność sama w sobie! Otóż miałam do czynienia ze studentem II roku polonistyki. Już rok temu zdziwiło mnie, że młodzian miał po raz pierwszy w ręku „Iliadę”. Trochę dziwne u kogoś z zainteresowaniami humanistycznymi. I przecież to lektura (była) z 1-ej klasy lo… Tym razem szukał „Dziadów” – pozycja w domu jest jeszcze z lat szkolnych bliźniaczek. Pokazałam regał z klasyką i kazałam szukać. Nie mógł znaleźć. Patrzę, a on trzyma w ręku cieniutki tomik poezji p.Adama. Bo może to w tym? Mówię, że na pewno nie w tym. A co? za cienkie? – zdziwił się polonista in spe. Ktoś dał maturę w polskiej szkole człowiekowi, który nie miał w ręce „dziadów”, ktoś go przyjął na studia polonistyczne i trzyma na nich.. Jeszcze miałam złudzenia – Anka wyciągnęła III część z półki i mówi, że II nie ma, ale to proste, każdy potrafi cytować o tych dwóch ziankach gorczycy itp. A człek bez mrugnięcia okiem, że „u nas nie przerabiali”. Zgorszyłam się nie na żarty, bo młodzian ma aspiracje literackie. I jak chce do czytelników dotrzeć, nie znając podstawowego kodu kulturowego? Nawet moja Młodsza, która humanistką z pewnością nie jest i wszelkie „izmy i logie to dla niej czarna magia, patrzyła nsa przyszłego dramaturga, jak na dziwadło. Też nigdy nie byłam na polonistyce ale miałam złudzenia…. Już nie mam.
http://literat.ug.edu.pl/dziady/003.htm
Se żartujesz chyba, Pyro 😯
A tu trochę kulinarnie:
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,107881,8701059,Apetyczny_design,,ga.html
🙄
QAcha, żartuję! Takiej wyobraźni to ja nie mam.
Alicjo- to ja już wolę spódnicę z bananów Josephine Baker.
A i kształty miała bardziej ponętne niż ta anorektyczna modelka
w spódnicy z befsztyków !
http://www.snobka.pl/artykul/9443/encyklopedia_mody_bananowa
A poza tym ciemno wszędzie, głucho wszędzie i chyba zima nadchodzi, bo w nocy byłu parę plusów, a teraz już poniżej zera, bo podest od ogródkowej strony zalodzony. Omal nie wyrżnęłam na pysk (lądowanie od pyska jak nic!), wychodząc do garażu.
Zamek od kurtko-płaszcza skórzanego do wymiany, próbowałam naprawić, ale ułamał się taki wihajster, bez którego nie da rady. Wszyć nowy zamek czy kupić nową kurtkę?
Na krzaczku rozmarynu pojawił się białawy nalot, jakby ktoś maką obsypał. We wsi nie ma żadnego ogrodnika, gdzie mogłabym kupić nowy krzaczek rozmarynu. Co robić – ma ktoś pomysł?
No tak. Trzynastego 🙄
Acha – Nisia, znalazłam dwie wizytówki, torba jedna. Wiedziałam, że muszę gdzieś je mieć. Nie *gdzieś*, tylko tam, gdzie wszystkie wizytówki. Jedną mogłabym przegapić, ale dwie?! Zdaje się, że okulary już nie tylko do czytania.
1441 <— przystojny kod, i jaki symetryczny!
Danuśka,
dzięki za przypomnienie nie tyle J.B. ile słynnej spódnicy-bananówy. Może by tak z wiosną odświeżyć ten „trynd”? One się całkiem fajnie nosiły…
Pyro,
znakiem tego rosną rzesze fachowych polonistów. Strach się bać 😯
Przyszly polonista bedzie jeszcze kiedys innym pisal prace magisterksie 🙂
Kiedys wystarczaly 3 miesieczne kursy zeby zostac sedzia a na oficerow to brali z lapanki albo z czworakow 🙂
Pyro kochana nie denerwuj się. Dobrze, że czytać umie.
Eeeetam, yyc – prace innym… – tak źle nie życzę tym młodym-przebojowym-racjonalizującym (wiedzę: 1. niezbędna 2. potrzebna 3.zakuć-zdać-zapomnieć) — na rzecznika prasowego taki pójdzie, na innego pijarowca, do redakcji panoramy firm… w ostateczności słowniki frekwencyjne przy udziale komputera… do sondażowni też można, do mediów, język tworzyć nowy… i rzeczywistość, i nowych ludzi plemię 😉 — po kiego grzyba tam dziady jakieś?… 😈 😉 😀
[Żeby nie było – ja tu tylko na drugie nóżkie… Bo Micek Adamkiewicz (czy jaki inszy) rzecz jasna wiekiem poetom był… ktoś go wołał, czegoś chciał… i wciąż wołają, sami nie wiedząc, czego i po co.
…za pokutę mogę odpytać Alicję – np. z opalizacji a nawet z konkrecji (gdy koleżanka robiła doktorat z onych (ostatnich) – miałam ze cztery poważne wglądy w dzieło – polonistyczne wglądy ale też angielsko-polskie — i niewiele brakowało, a zadałabym za trudne pytanie na obronie… z problemem trafionym w punkt, dodajmy… 😀 )
…więc przepytać Alicję mogę, czemu nie… I nie będzie, że już dawno po balu (z tą wiedzą konkretnie-konkrecyjną)…
…Ale też nie od razu strach się bać — w dydaktyce mej zawsze i nade wszystko stawiam na rozwój studenta… postęp w jego samowiedzy… 😉 ]
… 🙄 …
…to te konkrecje mnie tak zwiodły na manowce, wszystko przez tę wredną nazwę-nomen!!!… mea culpa Alicjo… 😉 😀
a capello skąd masz zdjęcie dziewczyny z plemienia Samów, która mnie karmiła gulaszem z renifera? I to właśnie w tym namiocie!
– Panie, czyj to pomnik?
– Mickiewicza
– Mickiewicza?! A za co? Ani to król, ani generał. Ledwie tę Trylogię napisał.
– Trylogia to Sienkiewicz.
– No właśnie! Nawet Trylogii nie napisał!
Piotrze – bo to jest tak: kupiłam w ulubionym młynie orzeszki z wyspy Pitcairn i płytę jakiejś pani z Pitcairn – podarowałam mojemu serdecznemu przyjacielowi Mędrusiowi kapitanowi, bo wiedziałam, że on tam kiedyś zapłynął. Punkcik na Pacyfiku. A on mówi: mieszkałem u tatusia tej pani.
Tam na Pitcairn wciąż mieszkają potomkowie buntowników z Bounty i tahitanek, które sobie wzięli za żony.
Nemo mi wyguglała, Panie Redaktorze… od razu wiedziała – wstępnie acz dokładnie – że i gdzie, i w dodatku chciało jej się chcieć…
…albo na odwrót… 😉 😀
Basiu,
z czego Ty mnie chcesz przepytywać? Mnie już dawno przepytano 🙄
Ale jak masz jakieś pytania z dziedziny, to jak najbardziej, bo w domu i zagrodzie jest sporo pomocy naukowych i naukowców oraz znajomych królika, biegłych w opalizacjach, konkrecjach i nie tylko.
Z pracą magisterską raz miałam do czynienia, pardąsik, dwa razy, zaraz…trzy.
Z tym, że ten trzeci, a raczej pierwszy, to było wykonanie rysunku technicznego, pan od zajęć technicznych kończył swoje studia (ja byłam w 2-giej klasie ogólniaka) i jak na przyszłego magistra zajęć technicznych to był tak cienki w rysunku technicznym, że aż piszczało.
Odmówiłby ktoś panu nauczycielowi?! Dla mnie to była bułka z masłem, siedziałam na zajęciach gdzieś tam w kącie klasy, nie słuchałam, co pan wykłada i narysowałam, co należało. Przynajmniej się nie nudziłam 🙂
Jeśli ja panu od zajęć technicznych robię pracę dyplomową, to czyż można ode mnie wymagać, żebym uczestniczyła w zajęciach? Labę miałam do końca, i całkiem zasłużoną.
Raz z pracą geologiczną miałam do czynienia, („zdjęcie geologiczne…”i tu obszar), trzeba było narysować mapę obszaru, a ja jestem dokładna i dobra w te klocki rysunkowe. Nie powiem, dla kogo to zrobiłam, ale do dziś mi się nie wypłacił. Zaznaczam, że praca (i obrona – ja się nie broniłam, Boże broń!) została oceniona na 5. Poza tym, że techniczny wykon, nic więcej, no ale wyobrażam sobie, gdyby swoje bohomazy pokazał profesorowi jako pracę magisterską. Wychodzi na to, że powinnam być sekretarką do specjalnych poruczeń, nawet z dziedziny kartografii 🙄
I jeszcze latałam po terenie w ramach praktyki magisterskiej, tzn. zbierania materiałów do pracy! Kilometry, panie, kilometry!!!
Obiadu nie dam, dopóki się nie wypłaci 👿
Druga praca była z prawa administracyjnego – koleżanka z ogólniaka, wiedzę owszem, zaposiadywała, ale jak ją wyrazić na piśmie, okazało się ponad jej siły. Spisała notatki, wyjaśniła osochozi i nadzorowała, żebym nie walnęła jakiegoś bu-bu. Kobita nie potrafiła napisać zdania złożonego, a i ze zdaniami prostymi miała kłopoty, o ortografii nie wspominając. Zdaje się, że do dzisiaj pracuje w zawodzie, jest bodaj jakimś radcą-doradcą, pewnie ma dobrą sekretarkę ;).
Dysleksjak kompletny jeśli chodzi o pisanie, nie wiem, z jakich zawodów to eliminuje delikwenta – no, polonistą na pewno nie może być.
Christian, Adams, Young i jeszcze pare nazwisk i pare juz pokolen od czasu buntownikow. Strasznie ciekawa historia. Plynalem zaglowcem ktory zrobili dla potrzeb filmu z Mel Gibsonem i Anthony Hopkinsem (ostatni z filmow o Hamv Bounty). Zaglowiec trafil ewentualnie do Australii i w Sydney robili rejsy turystyczne. Milo bylo udawac buntownikow i ciagnac liny, wciagac zagle…..no tak zabawy dzieciece sie przypominaly i „Karmazynowy Pirat”. Swieta ida i czas marzen 🙂
hmav… (His Majesty Armed Vessel)
http://www.youtube.com/watch?v=cOFSIrWt9r0
juz sie nie poprawiam wiecej..nie chce sie…i tak sie znajdzie wolontariusz..))
Dobry wieczór,
Zagladam tylko na chwilkę bo mam w domu gościa jeszcze do jutra.
Na zdjęciach znów sympatyczne dania. Marchewka posypana makiem, spróbuję.
Danuśko, napisałam na adres interii, nie wiem czy doszło.
Pozdrawiam wszystkich, miłego wieczoru 🙂
Hej Alinko 🙂
Taka mała prośba z mojej strony. Byłbym wdzięczny za podanie przepisu na pieczoną paprykę.
Alino-doszło,odpisałam.
Piksel daje do zrozumienia,że czas na spacer,a zatem motamy szaliki
i wkładamy resztę zimowego ekwipunku i wychodzimy.
Przygody takiego Jean-François de Galaup, Comte de la Perouse na Morzach Poludniowych na „Astrolabe” i „Boussole”, zaginionego gdzies na Pacyfiku a ktorego besskutecznie poszukiwal Antoine Raymond Joseph de Bruni chevalier d’Entrecasteaux. Same nazwiska juz zachecaja do czytania o ich przygodach ktore dla pierwszego skonczyly sie fatalnie. No i mozna znalezc opisy codziennych posilkow co jedli majtkowie a co w kabinie kapitanskiej. Kapitan Cook stwierdzil, ze polinezyjska pieczen z miesa psiego przypomniala mu baranine. Chociaz polinezyjczycy mieli psy wegtetarianskie co musialo wplywac na ich smak. U nas oczywiscie nie do zjedznia ale bywa inaczej w innych zakatkach swiata. Na Hawajach zjedli samego Cooka. Zaraz sie przypominaja „Dzieci Kapitana Granta” z wypiekami na twarzy czytane 🙂
Vasco Nunez de Balboa co to pierwszy Pacyfik ujrzal a potem mu leb ucieli (wtedy tez pierwszy raz poznano marakuje nazwana paciflora). Hiszpanie chociaz ladne nazwy nadawali odkrytym ladom i zakladanym miastom (Villa Rica de la Vera Cruz – dla przykladu) Brytyjczycy nieco mnie (King George Island, Sandwich Islands – jakzesz banalnie).
Snieg za oknem a mnie o Morzach Poludniowych wzielo.
bezsku….
YYC – dla Ciebie specjalnie:
http://www.youtube.com/watch?v=8677tT1b5rY
Och, się by obejrzało! I jeszcze kilka innych…
Witaj quwero i spełniam Twoja prośbę:
Pieczona papryka z kaparami i anchois
5 filetów anchois , kilka strąków papryki (może być czerwona,
żółta, zielona), 6 łyżek oliwy extra vergine , 2 łyżki octu balsamicznego , 3 łyżki kaparów, 4 połówki osaczonych i oliwy suszonych pomidorów , 10 listków świeżej bazylii , szczypta cukru i świeżo zmielony pieprz,sól
Strąki papryki przekroić wzdłuż na połówki, oczyścić z gniazd nasiennych, umyć, osuszyć i jeszcze raz przekroić na pół. Następnie ułożyć na ruszcie (skórką do góry) i piec około 20 min w temperaturze 200 st C. Gdy skórka przypali się, wyjąć paprykę z piekarnika, zawinąć w pergamin i pozostawić tak do ostygnięcia. Przygotować sos. Oliwę wymieszać z octem balsamicznym, solą, pieprzem i cukrem. Z przestudzonych kawałków papryki zdjąć skórkę, po czym miąższ pokroić na węższe paski, ułożyć na półmisku na przemian z całymi filetami anchois. Posypać przekąskę osączonymi z zalewy kaparami i pokrojonymi w cieniutkie paseczki suszonymi pomidorami. Polać sosem i na 2 godziny wstawić do lodówki. Przed podaniem posypać opłukanymi i osuszonymi listkami bazylii. Podawać z pieczywem.
Smacznego.
Matthew Flinders, pierwszy Europejczyk ktory oplyna Australie dookla. Ozenil sie w 1800, oplyna Australie poczem zlapali go Francuzi i jako szpiega trzymali 7 lat na Mauritiusie. Zdazyl jeszcze wrocic do Angli i wkrotce umrzec. Pozostawil jednak syna a ten kolejnego syna i wnuk Matthiew’sa zostal swiatowej slawy archeologiem. Sir William Matthew Flinders Petrie. Ma teraz Flinders swoje gory w Australii, chociaz tyle. I tak sie zazebia historia odkryc geograficznych z kopaniem w piasku. Moze mlody Sir William robil babki z piasku na plazy a pozniej przeniosl sie na Sahare? Kto wie. Fascynujace.
Ceny bawelny ide strasznie w gore. Robcie zakupy bo jutro bedzie drozej.
He, he…. Pare lat temu (parenascie moze) szukalem w wypozyczalniach Karmazynowego Pirata i nigdzie nie mieli. Zupelnie nie pomyslalem, ze teraz pewnie mozna znalezc w sieci. Musze z youtubowac wieczorkiem chociaz roboty mam dosyc w domu bo Basia za tydzien przylatuje 🙂
Lancaster jaki chlopiec a fruwa miedzy masztami jak superman, hi, hi…
Krysiu, kaczka glazurowana konfiturą wiśniową smakuje świetnie i wcale nie jest słodka.
Słusznie masz wątpliwości, niestety , wiejskie kaczki bardzo często bywają bardzo tłuste , a biusty i udka mają małe. Największe biusty i mało tłuszczu mają tzw. francuzy.
Pieczoną paprykę można kombinować na wiele sposobów, zawsze pyszna, z czymkolwiek byłaby kombinowana, podstawowa zasada jak wyżej podał Gospodarz – jak upiec. A dodatki – co w duszy zagra.
Ja nie owijam w pergamin, tylko wrzucam gorące upieczone połówki papryki na jakiś czas do torebki „po cukrze”, zawijam torebkę i spinam spinaczem do bielizny. Tylko żeby ona jeszcze kapeczkę była twardawa, nie rozciapana!
Nie o tym chciałam. Chciałam zapodać, że u mnie robi się coraz bardziej biało. I niby trzynastego nawet w grudniu jest wiosna, ah ha…
Ale tulipany w doniczce mi pięęęęęęknie wzeszły! A tu do kalendarzowej ZIMY jeszcze tydzień 😯
Przyłączę się do „biadolenia” Pyry na temat poziomu wykształcenia absolwentów szkół średnich. Pyro, nie tylko przedmioty humanistyczne „leżą”. Większość – chociaż mam nadzieję, że nie wszystkich – abiturientów nie wie, co to pochodna, co to całka… Naprawdę!
Ba, studenci pierwszego semestru uczelni technicznych – to samo!!!
Tylko się napić, co wrażliwszym polecam.
zet
Z tym pieczeniem tej papryki do skutku to rozumię, tylko dlaczego to jeszcze potem zawijać do ostygnięcia, a nie zostawic na blasze, aż ochlodnie.
Co by się stalo, skórki bym nie zdjął?
Wcięło tekst, ale wiem dlaczego. Skopiowałam przewidująco…
Gość miły ad portas, a w piecu chleb żytni na zakwasie zaczyna robić swoje…
Każda z nas – bo nie wiem, czy każdy, choć wiem, że wielu – ma w życiu etap bawienia się w dom. Mnie się właśnie nasiliło.
Może dojdzie do tego, że strzelę maślane bułeczki na śniadanie. Do tego jajecznica na łapociźnie. Na obiad cielęcinkowa pieczeń, ładnie zamrożona, ale już doprawiona. Albo o-s-s-o-b-u-c-c-o. Się zastanowię.
Się zastanawiam też, czy nie dlatego mam taki szał na dom, że już powinnam zdecydowanie siedzieć i pisać.
Nie będę o tym dzisiaj myśleć!
There is another day.. 🙂
Tara
No dobra u mnie czyli na przedgorzu jest sliczny dzien. Slonce w pelni niebo chabrowe ze nawet chabry takie nie sa i chyba maly plus a wlasciwie napewno bo sie nieco topi. Wieje chinook. Typowa Alberta.
Cos wspanialego. Jutro wyruszamy na Hojm. Pan Lulek
ossobuco
Pepegor,
bo jak sobie ta papryka w torebce posiedzi, to skórka łatwo odchodzi. Zrób eksperyment, wywal jednę na ostygnięcie, a resztę w torebce i tak jak tu klepiemy. Zauważysz, osochozi 😉
To chyba bylo: tomorrow is another day…
Zet,
(ja już przy poobiednim winie), mnie się kojarzą w głowie takie hasełka, jak całeczki i pochodne, ale nigdy w życiu nie udało mi się tego praktycznie zastosować dla siebie, chociaż wierzę, że to wszystko w postaci zdobyczy technicznych mnie otacza i bez całek oraz pochodnych życie zastygłoby na poziomie pantofelka. Tego znanego z lekcji biologii.
Pewnie, że musieliśmy (ja jestem stara generacja) się tego uczyć, ale każdy sobie zostawia w głowie to, co naprawdę potrzeba mu w życiu i się przydaje praktycznie. Resztę można sobie wygooglać w razie potrzeby, albo popytać wiedzących.
Anegdota dla zeta
Dwaj nauczyciele matematyki spotykają się w barze. Jeden twierdzi, że przeciętny obywatel ma bardzo kiepskie pojęcie o matematyce. Uczymy, uczymy i wszystko na nic.
Drugi oponuje i uważa, że jednak jakaś podstawowa wiedza jest dość rozpowszechniona.
Kiedy pierwszy wychodzi do WC, drugi przywołuje kelnerkę i mówi: za parę minut, kiedy mój kolega wróci, zadam pani pytanie, a pani mi odpowie „jedna trzecia x do trzeciej”, dobrze?
Kelnerka waha się przez chwilę, ale zgadza i odchodząc powtarza kilkakrotnie „jedna trzecia x do trzeciej”…
Przyjaciel wraca, a ten drugi mówi:
Udowodnię ci, że większość ludzi jednak coś z matematyki zapamiętało. Zapytajmy na przykład tę kelnerkę, ile wynosi całka z x do kwadratu?
Ha ha – odpowiada pierwszy i przywołuje kelnerkę.
Czy pani wie, ile wynosi całka z x do kwadratu? – pyta ją drugi.
Jedna trzecia x do trzeciej – odpowiada kelnerka. I odchodząc dorzuca – plus c.
Pitagoras twierdzi, że matema śmierdzi.
A Tales dowodzi, że to nic nie szkodzi 🙄
Idę do wanny po raz kolejny potwierdzić prawo Archimedesa. I doczytać potem, co tam mam do czytania.
Co doczytac sie mialo, to sie doczytalo.
Pan Lulek
Dzien dobry,
Doczytałam Wasze wpisy i dodam tylko na temat zapiekanej papryki, ze po umyciu i wysuszeniu mozna ja zapiekac w całości. Wkładam ja póżniej do ostudzenia do papierowej torebki (jak Alicja), oczyszczam, obieram ze skórki i kroję na paseczki, skrapiam sokiem z cytryny, dodaje pieprz (nie solę) i polewam oliwą.
Zyczę przyjemnego dnia.
Grzech nie wykorzystać takiego kodu – 1ee1
Witam wszystkich serdecznie.
Życzę radosnego dnia zrealizowanych zamierzeń.
Idę piec chleb. Na zakwasie.