Barania… czupryna

Chcesz mieć bujne owłosienie zamiast łysej głowy – jedz jagnięcinę. Takie hasło można opublikować obejrzawszy podczas wakacji   kruczoczarnych i najczęściej posiadających gęste owłosienie mieszkańców basenu Morza Śródziemnego. I proszę nie protestować i twierdzić, że spotyka tam się także mężczyzn łysych jak kolano. Ale to widok rzadszy niż w innych krajach. I lekarze i historycy twierdzą, że zarówno  Grecy jak i Arabowie nie łysieją, ponieważ jedzą dużo baraniny. Wiadomo bowiem, że to mięso bardzo zdrowe. Polska jagnięcina ma doskonały smak, a nasze góry są wprost stworzone do hodowli owiec, polscy górale mogliby  podbijać unijne rynki. Ale sami sobie rzucamy kłody pod nogi.

Kotleciki jagnięce z kostką zaraz trafią do piekarnika

W jadłospisach Europejczyków z południa i Arabów mięso jagnięce od wieków zajmuje poczesne miejsce. Ten rodzaj mięsa ma ogromne walory zdrowotne. Te znane prawdy  odkrywają je właśnie polscy naukowcy. Na Światowej Wystawie Innowacji, Badań i Nowych Technologii w Brukseli Polacy dostali złoty medal. Usłyszeli też słowa zachęty, by kontynuować badania. – Nauka pochyla się nad owcą z coraz większym zaciekawieniem – zauważa na łamach „Polityki” prof. Paweł Niżnikowski z SGGW. – Amerykanie bardzo interesują się naszymi postępami w badaniach nad kolostryniną. To czynnik uzyskiwany z mleka owczego, hamujący u ludzi rozwój choroby Alzheimera. Jagnięcina, w przeciwieństwie do innych mięs, zawiera też bardzo mało cholesterolu.

Niestety tylko w nielicznych sklepach, gdzie można kupić takie mięso, za nowozelandzki comber jagnięcy płaci się około 100 zł za kilogram, a za polską 50 zł. I to mimo, że polskie mięso jest smaczniejsze. W restauracjach mających w karcie np. jagnięcy comber czy kotleciki z kostką, za te przysmaki trzeba płacić znacznie więcej niż za inne, wydawałoby się bardziej egzotyczne, dania.

Udziec jagnięcy po wyjęciu z pieca czeka na ostry nóż szefa

Przed jakimś czasem w „Polityce” o jagnięcym mięsie i jego zaletach pisała Joanna Solska cytując m.in. Tadeusz Karwata, ówczesnego szefa świętokrzyskiego związku hodowców: – Po wejściu do Unii sami postawiliśmy takie urzędnicze bariery, że nie da się w Polsce jagnięciną handlować legalnie bez sieci pośredników  – mówił on. – W UE takich utrudnień nie ma. Chociaż więc do roku życia jagnię nie jest nosicielem żadnej ludzkiej choroby, to polskie rygory biurokratyczne uniemożliwiają rozwój rynku. Legalnego, bo szara strefa na Podhalu ma się dobrze. Coraz więcej zagranicznych turystów delektuje się w bacówkach pieczonym jagnięciem. Zaczyna też zdobywać popularność w gospodarstwach agroturystycznych. I mało kto zdaje sobie sprawę, że porusza się po smakowitej, ale szarej strefie.

W odróżnieniu od nas do hodowli owiec zabrali się Słowacy i Czesi. Zwietrzyli szansę opanowania unijnego rynku. Często robią to za unijne pieniądze, bo przy okazji hodowli owiec można sięgnąć po różne fundusze.
A my barany liczymy tylko przed snem. Podobno to pomaga zasnąć, choć ta forma obcowania z jagnięcina nie zapobiega łysieniu.