Na zakupy czy na kurki?
Aby nie doszło do niepotrzebnej rodzinnej scysji poszliśmy na kompromis: i tu, i tu. Najpierw więc krótkie zakupy w Pułtusku, w którym sklepy są zaopatrzone jak w każdym dużym mieście. Kupiliśmy więc mój ulubiony chleb razowy z ziarenkami w piekarni pana Białczaka. Naszym zdaniem to najlepszy piekarz w mieście. Podobnie myślą i inni mieszkańcy okolicy, bo w piekarni zawsze tłoczno
Potem zajrzeliśmy do rybnego po porcję krewetek, by wg. blogowego przepisu Aliny zrobić pasztet.
Na targu kupiliśmy pomidory, które w tym roku są niebywale piękne i bardzo smaczne. Były też resztki moreli, które zostaną zamienione na kwaskowate konfitury, by goście mogli jadać słynne torty Basi.
U rzeźnika (jest sklep z wyrobami regionalnymi) – kiszkę ziemniaczaną ze skwarkami oraz niebywałego smaku półgęsek.
Na koniec wpadliśmy do Lidla po sałatę lodową. Tylko tu bowiem jest sałata. W żadnym sklepie warzywnym ani na targowisku jej nie ma. Czekam wiec na ten moment, gdy te zielone (albo i czerwone) liściaste kule pojawią się w całym mieście. I wierzę, że to nastąpi. Podobnie było z oliwą. Najpierw nie było jej nigdzie a teraz jest w wielu sklepach i w wielu gatunkach. A wszystko dzięki naciskowi klientów czyli naszemu stałemu dopytywaniu się o to, kiedy wreszcie będzie ten najzdrowszy i najsmaczniejszy gatunek tłuszczu.
Na koniec pojechaliśmy do sąsiedniej wsi, gdzie jest sklep z używanymi meblami zwożonymi z Niemiec i Holandii. Meble nas nie interesują ale porcelana lub fajans i owszem. I tym razem Basia wypatrzyła kilka półmisków i talerzy do przekąsek błękitnej serii bawarskiej.
W drodze powrotnej do domu pojechaliśmy (zgodnie z umową) do lasu za cmentarzem. Tam, tuż przed końcem lasu i początkiem pól, od lat zbieramy kurki. I tym razem znaleźliśmy parę tych smakowitych grzybków. Nie był to jednak obfity zbiór ale na śniadanie dla dwóch osób będzie wspaniała jajecznica. Zwłaszcza, że kurki własnoocznie wypatrzone i własnoręcznie zebrane a jajka też przyniesione wprost z kurnika, co ma dobry wpływ na smak potrawy.
I tak minął kolejny dzień. (O pracy przy komputerze nie wspominam, by nie psuć miłego nastroju!)
Komentarze
A niby dlaczego wspomnienie o pracy przy komputerze miałoby popsuć nastrój? 😮 – bardzo pożyteczne urządzonko, absolutnie usprawniające niejedną pracę… A praca to wszak jedne wielkie wakacje – zwłaszcza odkąd można ją dzielić z odskokami na blogi… 😀
Mega-porcja jajecznicy w woku… mniammm – może i ja ruszę w weekend na grzybobranie (którego nie cierrrrpię, chyba, że borowiki i koźlaki same wchodzą w oko (np. na ścieżkę górską) – wtedy to i owszem… 😉 😆 ).
Same wchodzą… 😉
Tu też same wchodzą… 😀
Przy okazji wielkie dzięki za wszystkie dobre słowa pod adresem mojego foto-reportażowania… często na marginesie kulinarnej tematyki… 😳 🙂
Dzień dobry.
Jednym słowem owocne i miłe przedpołudnie. Grzybów (szczególnie kurek) zazdroszczę zawsze i każdemu, a jest to jedna z niewielu rzeczy. których zazdroszczę. Jajecznica na kurkach to rarytas, że niech się trufle schowają (w każdym razie tak mi podpowiada mój prowincjonalny gust)
Wiecie co Pyry robią? Piorą. Czwarty dzień. Każda szmatka, ścierka, pościel, cała zawartość szaf i szuflad musi być wyprana, bo kurz powłaził wszędzie. Życzliwi sąsiedzi oddali nam na ten tydzień obydwie suszarnie, żebyśmy miały gdzie powiesić efekt radosnej zabawy w wielkie pranie. Dzisiaj kończymy
Zachęcam wszystkich do przeczytania opowiastki Pana Lulka pod wczorajszym jeszcze wpisem. Kto inny by się chwalił, ale nie Pan Lulek. Miło być dumnym z rodziców.
Dla mnie kurki mają więcej walorów estetycznych niż smakowych. Na tle innych grzybów kurki wypadają słabo pod tym względem – są mało aromatyczne i nadają potrawie jedynie ładny wygląd oraz inną teksturę.
Dopuszczam jeszcze możliwość, że jakoś źle traktuję moje kurki i nie umiem ich odpowiednio wykorzystać… 🙁
a capella –
jak szukasz grzybów na drzewie to rozumiem, że nie znosisz grzybobrania. NIjak tam ich nie znajdujesz. Rozumiem iż te wspaniałe okazy znalazłaś bądź to schodząc, bądź to spadając z drzewa.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Zakupy rzecz wazna, grzybobranie rzecz swieta – taki mam oglad na te sprawy.
A u nas kurek niestety niema. Jest to tez jedyny grzyb ktory tutejsi znaja i zbieraja. Moze to dlatego.
Pada, ale to dla grzybni lepiej. Mnie to jest obojetne, bo nie musze dzisiaj wyjezdzac.
Wam natomiast zycze lepszej pogody,
pepegor
Echidno – stale znajduję grzyby (i nawet znam się na nich nieźle), nie cierpiąc grzybobrań (w sensie zorganizowanych wypadów i konieczności klaustrofobicznego włóczenia się po krzaczorach… o porannych maślaczkach i podgrzybkach pod modrzewiami Taty, pieczarkach łąkowych w londyńskich stałych miejscach Hyde Parku czy Waltham Forest nie mówię… ani o innych znanych miejscach — to dokładnie tyle, co wyskoczyć do ogródka po pietruszkę bądź bazylię) ❗ 😀
Owszem, uwielbiam patrzeć w chmury (a nawet wspinać się po tym i owym), ale po ziemi stąpam pewnie i realistycznie… na ogół 😀
A przedmiotowe choć implikowane drzewo było wieeele km i godzin marszu od owego prawdziwka przy scieżce: 2. daleko pod Kiczorą w stronę Lubania; 1. tuż nad Łopuszną, w drodze powrotnej (tym samym szlakiem, bo krótszy zatarasowały okropne wiatrołomy i musieliśmy się wycofać… choć sama pewnie bym się pokusiła o sforsowanie owych wiatrołomów i potem nie musiałabym chodzić w ramach kompensacji po pochyłym, ale jednak żywym…) 😉 🙄 😛
Pozdrawiam przesłonecznie choć rześko! 🙂 🙂 🙂
Dzien dobry,
Dobrze, ze jestem juz po sniadaniu bo ta jajecznica z kurkami mniam mniam! Kiedy zdarza sie (rzadko), ze mam kurki, przysmazam je i dodaje do omletu, na kolacje, z zielona salata.
Chesel, milo, ze jestes.
Pyro, wyobrazam sobie jak marzysz o momencie, kiedy wszystko bedzie juz na swoim miejscu i czyste.
Alinko,
Dziękuję. Zaglądanie do bloga stało się moim porannym rytuałem, zaraz po odpaleniu komputera w pracy 🙂
Chesel – a cóż Ty za herezje opowiadasz? Kurki ! Boże Ty mój!
Uważaj złotko :
na 4 osoby – 2 polędwiczki wieprzowe albo 2 filety z kurczaka
1 cebula, 1 ząbek czosnku, tłuszcz do smażenia, sól, pieprz, majeranek, 0,5 kg oczyszczonych i grubo pokrojonych kurek.
Cebulę kroimy w półplasterki solimy lekko, rozbieramy na pierścienie, czosnek miażdżymy. Wrzucamy a gorący tłuszcz i chwilę smażymy nie rumieniąc. Kiedy czosnek zaczyna nabierać koloru, usuwamy go. Na cebulę wrzucamy mięso pokrojone jak na strogonowa – solimy, pieprzymy dajemy trochę majeranku i obsmażamy mieszając. Teraz wrzucamy na patelnię grzyby – i znów sól, pieprz (sporo) i majeranek. Grzyby puszczą sok zapoczątkowują sos ale jakieś dwa razy trzeba wszystko podlać wodą. Dusimy ok 20 minut. Kto lubi może podprawić śmietaną z łyżeczką mąki. Sprawdzić smak (pieprz, sól, majeranek) Ja wrzucam na końcu albo ugotowany oddzielnie al dente ryż, albo trochę grubego makaronu (też gotowanego oddzielnie), Pyszny obiad gotowy w pół godziny.
Kurki – Chanterelles, aromat nie do opisania, a u nas cena też nie z tej ziemi, w przeliczeniu na złotówki 250 za kilogram, a niebieskie z Brytyjskiej Kolumbii nawet droższe, a nie są nawet prawdziwymi kurkami. Przy takich cenach antyczna porcelana jest za bezcen.
Kurek to ja mam już potąd 🙄 Wczoraj też nazbierałam. I jeszcze kilka (8) prawdziwków, ale tylko jednego kołpaka. Dziś na podwieczorek (zrobię tartę Tatin z gruszkami) przyjedzie siostra Geologa (ta z Anglii) i pójdziemy razem do lasu. Wczorajsza wyprawa, to był rekonesans i wygląda na to, że aktualny wysyp się kończy 🙁 Pierwsze cztery prawdziwki znalazłam wprawdzie w ciągu 5 sekund, ale to był, jak zwykle, zły znak 🙄 Następnych czterech szukałam przez półtorej godziny…
Kurki lubię ostatnio tylko smażone w małych ilościach na gorącej oliwie tak, aby się zrumieniły nie puszczając soku. To się udaje, jeśli grzyby na patelni nie dotykają się nawzajem. Potem tylko wcisnąć ząbek czosnku, zamieszać, sól, pieprz, siekana pietruszka i gotowe. Najlepiej jak kurki są młode i malutkie, takie do 2 cm średnicy. Większe rozdaję sąsiadom i przyjaciołom.
Pyro,
Dziękuję za przepis. Wypróbuje oczywiście, korzystając z tego, że jeszcze kurki można kupić.
Do tej pory tak jak nemo, smażyłam je na oliwie i wrzucałam do jajecznicy/gulaszu.
I jeszcze chciałam zaznaczyć, że nie jestem jakąś kurko-antagonistką, raczej kurko-sceptykiem. Uwielbiam grzyby, ale wolę te bardziej aromatyczne. Kurki wygrywają natomiast urodą. Pięknie ozdabiają każde danie.
Nemo, to tak wyglądają helweckie tortury? Miej litość 😥
Nemo – Po dziurki w nosie masz ? Współczuję, Maria Antonina też miała dosyć grzybów 🙂
Do wiejsko-leśnego śniadania może pasować błękitna wiejsko-leśna porcelana , w tym wypadku „Kochankowie” rodzimej artystki Shary Boyle. Uwielbiam zarówno grzyby jak i porcelanę.
Placku, niezwykłe porcelanowe okazy! Tez bym takie chciała… 🙁
Inna wersja kurek „po mojemu”
Na patelni rozgrzać masło z dodatkiem oliwy, podsmażyć na nim drobno posiekane szalotkę i czosnek. Gdy się zeszklą – dorzucić grzyby i dusić, aż cały sok odparuje, a kurki zaczną się rumienić. Chlusnąć białym winem, jak zabulgocze i zapachnie – posolić, popieprzyć, podlać śmietanką. Jak to zabulgocze – posypać pietruszką i podawać. Z ryżem, makaronem, chlebem…
Proporcje zależą od ilości grzybów. Im mniej kurek, tym więcej cebuli, aby dla wszystkich starczyło 😉 Przyrządzenie tej potrawy nie trwa dłużej niż 20 minut.
Nemo – jak Cię lubię, tak Cię chyba znienawidzę
Pyro,
przepraszam 🙁 Zapomniałam uprzedzić, że masz tego nie czytać 🙄
Placku –
Ta niebieska kolumbijska piękność, przypomniała mi grzyby zbierane przed wielu laty w nadburzańskich lasach. Nie znałam ich wcale, aż kiedyś podczas włóczęgi z psami w towarzystwie Taty zobaczyłam coś takiego: czarne, lejkowate i dziwne. Dowiedziałam się wówczas, że są to smakowite grzyby, rzadko zbierane.
Zebraliśmy, zrobiłam paszteciki z nadzieniem grzybowym. Wspaniałe!
Dużą zaletą lejkowców jest brak spólników do spożycia. Trzeba tylko dobrze oczyścić i robić to z uwagą gdyż są bardzo kruche.
A oto one w całej krasie:
Craterellus Cornucopioides, wronie uszy lub lejkowiec dęty
Echidna
Pewnie domyślasz się że o wspólnikach mówiłam.
E.
Chesel – W takim razie zapraszam do Gardiner Museum, zaczarowanego miejsca w którym można podziwiać stare i nowe skorupy, a i kurką czy truflem przekąsić – nasz sławny szef Jamie Kennedy, entuzjasta Slow Food, prowadzi tam nowe bistro. Lunch w torbie jest wliczony w cenę biletu. Za kursy garncarstwa płaci się osobno.
Potąd mam tego nieustannego płacenia 🙂
Ooo … Nie wlazło!
raz jeszcze
E.
Chyba muszę podać cały adresŁ
http://dancia.bloog.pl/id,4781449,title,Lejkowiec-dety,index.html
Echidno,
ten czarny grzybek jest w Helwecji niesłychanie pożądanym łupem grzybiarzy, choć nazwę ma dość ponurą: Totentrompete (trąbka żałobna 😯 )W moich lasach nie widuję 🙁 Lubi podłoże zasadowe i buki do towarzystwa.
Echidno – Te „arystokratyczne kurki” to atrakcyjnie zwane Polyozellus multiplex, nikt jeszcze nie wpadł na pomysł czyje to krewne. Często fioletowe, zawsze smakowite.
Dziękuję 🙂
No i jak tu od Was odejsc? A to Gardiner Museum do zwiedzenia a to wabi Lesny zakatek… A musze sie zabrac za obiad i zrobic na popoludnie ciasto z jablkami, przychodza „na herbatke” dwie znajome. Jablka sa z ogrodu, soczyste, bardzo smaczne. Dodam do ciasta troche calvadosu, napisze pozniej jak wyszlo.
Tutaj trąbka śmierci nazywa się czarna kurka, róg obfitości, ale poetyckich Niemców też można znależć 🙂
Posłusznie melduję się po urlopie nieco przedłużonym przez Lufthansę.
Krótkie sprawozdanie kulinarne.
Przeciętny poziom barów hiszpańskich na stałym poziomie. Ale pierwszy raz trafiliśmy na bary kulinarnie niezwykle wyrafinowane. Pierwszy w Barcelonie pod kościołem San Pere (San Pedro) de las Puellas. W zachwyt wprawiły nas tapas o banalnej nazwie „ziemniaczane krokiety domowe”. Jadaliśmy już coś takiego, ale delikatność i smak tych krokietów, jak i jakość zawartej w nich szynki, wzbudzały zachwyt. Drugi w Jaca, prowincja Huesca, w Pirenejach to bar o nazwie Cafe Babel z widokiem na wspaniałą romańską katedrę. Od katedry dzieli jeszcze kilka restauracji wypełnionych turystami. Ten ma tylko 5 małych stoliczków na skraju jezdni i turyści raczej tu nie bywają. Za to jedzenie bajeczne. Krokiety z szynką jeszcze delikatniejsze od opisanych barcelońskich, ale skromniej nadziane szynką. Są tu jednak jeszcze i krokiety borowikowe, które są jeszcze lepsze.
Inna specjalność – naleśniki krewetkowe z niebieskim serem – pszepyszne i do tego napełnione nadzieniem w stopniu niewiarygodnym.
Dalej tapas – mininaleśnik w sosie pasztetowym z confitem z kaczki i borowikami. Sos pasztetowy otacza sześcian naleśniczka i służy do maczania pieczywa. W karcie informacja, że danie to zdobyło 1 nagrodę na konkursie tapas w 2008 roku. Aha, ja zacząłem od gaspacho, które było bardzo smaczne i wyjątkowo pikantne.
Dla równowagi wizyta w restauracji o wdzięcznej nazwie „Ogon szczura” w górach na Costa Blanca niedalego Denii. Położenie restauracji nieziemskie. Przełęcz z widokiem na kilka stron. Widać szczyty, morze i miasteczka na zboczach. Restauracja niemiecko-holenderska, co już nas zaniepokoiło. Zapowiedź golonki zaniepokoiła jeszcze bardziej. Szczęśliwie golonki nie było tego dnia w menu, a kelner doradził kotlety jagnięce z kiszoną kapustą na gorąco. Kiszona kapusta całkiem całkiem. Na jagnięcinę spuśćmy zasłonę, w Polsce tak by jej nie zepsuli.
Dla ścisłości – nie jestem wrogiem golonki, ale nie po to jedzie się do Hiszpanii. My głównie jedliśmy szynkę. Różne stopnie dojrzałości, ale wszystkie super. Wina znakomite prawie darmo. Estola crianza 2004 3,30 Eur, Gran Reserva 1998 – 6 EUR. Senores Llanos Gran Reserva 2004 – 3 EUR. Pata Negra 1998 na lotnisku 6,45 EUR. Faustine I 1988 już 17 eur na lotnisku, a w wsklepie winiarskim ponad 23. Ale tu sie płaci za prestiż. Estola Gran Reserva to naprawdę znakomite wino.
Witaj Stanisławie! Miło, że znów jesteś!
Witaj Stanislawie,
a capella Luban, jak tam teraz wyglada, kiedys jezdzilam tam zawsze jak pierwsze sniegi zaczynaly sie topic.
Dziędobry na rubieży.
Gospodarzu – reklamacja. A gdzie zdjęcie niebiesko-białych skorup???
Od jakiegoś czasu mam fazę na niebiesko-białe (a wtedy kiedy wszyscy mieli, np. na Włocławek, zbierałam beżowy Bolesławiec). Najpierw w takim jednym sklepie z porcelaną w Książu (nie ma go już) wyskoczyły na mnie książeńskie wzorowane na miśńieńskich (wiem, bo chciałam kiedyś kupić półmisek do kompletu w antykwariacie, ale pani zaśpiewała 900 zł, mówiąc: to przecież Miśnia!) filiżanki do kawy i dzbanek. Potem doszły talerzyki deserowe. Potem w Realu za tanie pieniądze była całkiem ładna zastawa malowana w wieś. Jeszcze potem, wracając od fryzjera, zaszłam do sklepu Orient, gdzie spokojnie leżał niebieski Churchill. Akurat książka mi się sprzedała… wzięłam. A jeszcze potem w tym samym Książu, w sklepie ze starociami zaatakowały mnie dzbanek, mlecznik i cukiernica China Blau. Były agresywne. Chciały iść ze mną. Kupiłam. Filiżanki i kolejne dzbanki CB – trochę dostałam w prezencie po babci jednej mojej przyjaciółki, trochę dokupiłam w antykwariacie.
Mam też ciekawostkę – błękitne kubki z rosyjskiej fregaty Mir z wizerunkami owej fregaty i kawałka Petersburga. I różne inne niebieskości.
No więc, Alicjo i Cichale, dostaniecie herbaty w błękitach cieniutkich i delikatnych. Albo churchillowych grubasach – w czym wola.
Ależ się rozpisałam! Ale ja bardzo lubię moje błękitki. Kiedyś je ładnie sfotografuję i przedstawię. Żarełko na nich miło wygląda…
), Stanisław wrócił. Witaj. Nieźle jadałeś i piłeś w Hiszpanii. Podobnie jak Placek, też mam estymę do skorup wszelakich, ale za porcelaną figuratywną nie przepadam. Dla mnie ceramika, to sztuka użytkowa – wszystko jedno – kafle, cegła glazurowana, czajniczek do herbaty czy puzderko na muszki. Rzeczy piękne i użyteczne; żadne durnostojki. Rzeźba to metal, kamień, drewno, glina, natomiast pastereczka z owieczką mnie nie kusi,
Witajcie,
wróciłam i próbuję się zorientować w sytuacji domowej.
Korzystam z komputera Włodka, ponieważ mój nowy – 5 miesięcy – laptop odmawia współpracy. Może się obraził z powodu długiej nieobecności. Niestety nie mam dostępu do swojej poczty. Nie mam czasu czytać blogu „do tyłu”. Stąd prośba do Szanownego Blogowiska. Czy wiecie gdzie jest teraz Cichal? Jaki ma plan marsztruty? Byliśmy praktycznie umówieni na ten weekend. Być może Cichal pisał, a ja nie mogę dostać się do poczty. Może dzwonił, ale mnie nie było. Bardzo proszę Cichalu, jezeli to przeczytasz, zadzwoń, już jestem w domu. Jeżeli nie masz przy sobie mojego numeru telefonu, zna go Nisia, Pyra.
Pomóżcie, proszę, mnie skontaktować się z Cichalem i Cichalowi ze mną.
Ooo, jakby mało było atrakcji, łotr każe mi czekać w poczekalni 🙁
Dziękuję za powitania.
Błękitów na zdjęciach może nie byc. Gdy były ostatnio, ktoś skomentował trochę złośliwie. Ktoś się zdziwił, że tak tanio Pani Barbara kupiła, a ktoś inny, że cenę podała, jaką Małżonek był skłonny zaakceptować. Według mnie Gospodarz każda cenę by zaakceptował, bo jest wielkoduszny.
Osobiscie nie przepadam za gruba porcelaną, ale angielska rzeczywiście potrafi być urocza. Mamy tej „kostnej” porcelany trochę i dobrze się z niej pije. Fabryka w Chodzieży reklamuje „Polish Bone China” jako ekologiczne tworzywo nawiązujące do angielskiej porcelany kostnej. Ciekawe.
Stanisławie, ja też wolę cienkie, ale – no właśnie! Te angielskie wsiowe obrazki!
Pośrednia między cieniusieńką China Blau a grubasami z angielską prowincją jest porcelana z Książa (wzorki jak z Miśni…). Bardzo ładna i trwała, żadnej zmywarki się nie boi.
Chodzież też umie, i Lubiana umie.
Co do złośliwych komentarzy – no to właśnie no comments.
Proszę, wyjaśnij, Stanisławie, o co chodzi z tą kostną porcelaną, bo pierwsze słyszę, a wiedzy nigdy dość! 🙄
Nisiu – do masy kaolinowej w produkcji dodaje się mielone, wyżarzone kości, Szczególnie urodziwa jest porcelana kostna manufaktur rosyjskich :Łomonosowa i Kuzniecowa. Obejrzyj w Googlach – produkują do dzisiaj wg starych wzorów i terchnologii.
Placku,
Totentrompete, w niektórych regionach zwana Todestrompete, w innych językach: Trompeta de la Mort, Sötét trombitagomba, trompetsopp, paprastasis trimitelis, strocek trubkovity etc. ma w niemieckim według mnie znaczenie „żałobna” tak jak Totenmesse = msza żałobna i brzmi dostatecznie odstręczająco 😉
Todestrompete to już bardziej trąbka śmierci, ale jest to termin regionalny. Oficjalna nazwa to Totentrompete lub Herbsttrompete.
…do tematu bialo-niebieskie, moja bratowa zbiera masowo to:
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/RosyjskieBlue#
wyglada to owszem ladnie, u niej jest to ladnie wyeksponowane ale dla mnie z grube wlasnie, kupuje to na aukcja a najwieksze ilosci tego fajanskiku przwozi ze Stanow, gdzie kupeuje go od Rosjan.
Byla Pani Caritasówka. Mala filipinska wiercipieta. Porobila zakupy, wykonala biurokracje i dalej w droge. Zjadla cos niewielkiego. Niedlugo bedzie wiecej ludzi potrzebujacych pomocy anizeli pomagajacych. Na popoludnie i do jutra mam cztery butelki czerwonego wina.
Minelo popoludnie. Pora zaczac tankowac.
Tylko od którego gatunku zaczac.
Znowu pelen rozterek duchowych
Pan Lulek
to niebeisko-biale nazywa sie „gzhel”
Witaj Stanisławie – Bardzo ciekawe sprawozdanie z Hiszpanii.
Nemo – Tutaj ta nieżywa trąbka nazywa się też czarna trąbka, a wasza opera „Die Toten Augen” to nasza czyli Twoja i moja opera Zamarłe (zmarłe) oczy – masz rację, przecież nie mówię po niemiwcku – Ich niczewo szprach 🙂
Rozpisałem się na temat porcelany kostnej i wszystko wcięło. Pyra w międzyczasie wyjaśniła. Dodam krótko, że większość porcelany kostnej produkują w Anglii, ale tez u Villeroya&Boscha i właśnie w Rosji. Ale w Anglii ta porcelana zdecydowanie dominuje. Cienkościenna to domena przede wszystkim Chelsea. Ale w Anglii oprócz dobrych wytwórni są też producenci, których idealna biel po paru latach szarzeje, a po herbacie zostają brązowe zabrudzenia bardzo trudne do usuniecia.
Dorotolu – Tutaj ta rosyjska „gzhel” nazywa się „gzhel”. Przypadek ?:)
Pyro, Stanisławie, dzięki.
Obejrzałam tego Łomonosowa i Kuzniecowa, i Chelsea też. Bardzo ładne kształty mają te rosyjskie, a Kobaltowa Siatka Łomonosowa śliczna, okazało się, że znam ten patent. Tylko oni mają to zamiłowanie do złota… od zeszłego roku, kiedy odwiedziłam Peterhof, złoto mam przedawkowane.
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/PeterhofZaDuzoZOta#
http://www.antyczek.pl/porcelana/dzbanek-czajnik/antyki-porcelana-sorau-chinablau.html
Tu jest przykład tego, co najbardziej lubię do herbaty. Ten dzbanek jest typowy, mam taki sam. Cieniutkie filiżanki!
Gżel
Trochę z innej beczki. Pireneje są górami bardzo turystycznymi. Mnórstwo szlaków, wyciągów itd. Ale tylko niektóre szlaki są pełne turystów – jak np. w Parku Narodowym Ordesa y Monte Perdido. Wiele przepieknych tras spacerowych jest puste. Wędrowaliśmy takim szlakiem przechodząc z wysokości 2100 m do 1200 od godziny 17 do 21:30 i nie spotkaliśmy ani jednej osoby ludzkiej. A były tam jedne z najpiękniejszych widoków, jakie poznaliśmy w górach. Spotykaliśmy natomiast małe stadka krów, trochę owiec, jednego orła i dziesiatki świstaków. Świstaki pięknie pozowały do zdjęć, ale tylko z daleka. Jeden maluch pozował z bliska, ale matka po chwili zabrała go.
A propos najpiękniejszych widoków. Kochamy góry i mnóstwo widoków wydaje nam się w danym momencie najpiękniejszymi.
Nisiu – Spode pierwszy wpadł na pomysł z kośćmi, może mu się nudziło 🙂
Włoski błekit
Placku,
co za nieporadne tłumaczenie tytułu „Die toten Augen” 🙄 Wiem że nie Twoje. Zamarłe, zmarłe… 🙄 Dlaczego nie „martwe”?
Grzelak
Nemo – Martwe ? Nie wolno 🙂
Klarnet można nazwać wesołym drzewkiem, ale martwa trąbka ? Może coś z Goethego ?
dorotol 13:06,
A w Polsce takie gzhele’e też można kupić? sprawdziła allegro i nie ma 🙁 dziwne, bo myślałam, że na allegro jest wszystko.
Przypadły mi do gustu bardzo!
Mój komentarz czeka w poczekalni, pewnie dlatego, że korzystając z komputera Włodka, wpisałam inny adres. Zobaczymy czy teraz pójdzie.
jotka pisze: Twój komentarz czeka na akceptację.
2010-08-26 o godz. 12:19
Witajcie,
wróciłam i próbuję się zorientować w sytuacji domowej.
Korzystam z komputera Włodka, ponieważ mój nowy – 5 miesięcy – laptop odmawia współpracy. Może się obraził z powodu długiej nieobecności. Niestety nie mam dostępu do swojej poczty. Nie mam czasu czytać blogu ?do tyłu?. Stąd prośba do Szanownego Blogowiska. Czy wiecie gdzie jest teraz Cichal? Jaki ma plan marsztruty? Byliśmy praktycznie umówieni na ten weekend. Być może Cichal pisał, a ja nie mogę dostać się do poczty. Może dzwonił, ale mnie nie było. Bardzo proszę Cichalu, jezeli to przeczytasz, zadzwoń, już jestem w domu. Jeżeli nie masz przy sobie mojego numeru telefonu, zna go Nisia, Pyra.
Pomóżcie, proszę, mnie skontaktować się z Cichalem i Cichalowi ze mną.
poszło 😯
Kobalt na porcelanie może być, w małych ilościach. Albo w szkle. Byle nie był w piwie. Kanadyjskie serce piwosza przeszło na szczęście do historii 😉
Placku,
„martwa trąbka” to by było „die tote Trompete”. Język niemiecki jest bardzo precyzyjny 😉
Placku toz to dzisiaj wsio rowno.
chesel moze ja sie zapytam mojej bratowej i skomunukuje Cie z nia, ona mieszka w Nieporecie wiec to tez wsio Warszawa.
a to moja ulubiona, cieniutka, sierotka niedobita z firmy Sorau ale zielona, gdyz zielone to moje
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/RosyjskieBlue#5509686076912830402
Witaj Jotko 🙂
Nemo – Lubię kurki na porcelanie. Z białej lubię jeść, inaczej wzór myli mi się z potrawą. Niełatwo jest być mną.
a na drugim zdjeciu dalej, przyznaje sie na boczku, do posiadania mieszczanskiej serwantki, jak u Gretchen und co. wypchanej takimi kwiatkami, wzorek jeszcze domowo-krzakowy
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/RosyjskieBlue#5509685751783371362
Chesel ale to chyba nie jest tanie hobby.
Placku,
mnie też najlepiej smakuje na takiej
Albo takiej
No, takiej
Eh, nie działa 🙁
dorotol,
Na ebay’u znalazłam parę sztuk i ceny przyzwoite. Kupiłabym sobie jedną fikuśną firgurkę albo wazon… i wystraczy. Generalnie wolę prostsze rzeczy (Villeroy&Boch) i rodzime (Bolesławiec).
Może teraz?
Panie Lulku –
na jedno popłudnie i kolejny dzień 5 butelek czerwonego wina? Ja wiem że ponoć zdrowe lecz nadmiar też może zaszkodzić.
Stanisławie –
Witaj i opowiadaj, opowiadaj. NIechaj płynie gawęda o Pirenejach i pirenejskich holenrach …
Placku –
Wracając do czarnej perly polskich lasów: jak brzmi nazwa w innch językach nie wiem i jedynie mogę śledzić wymianę zdań pomiędzy Tobą i nemo.
Czy nie uważasz, że polski lejkowiec dęty też dobrze brzmi? Lub wronie uszy?
Albo taki Craterellus Cornucopioides? Swoją drogą mam dziwne skojarzenie z tą nazwą – a mianowicie film „Panienka z okienka”. Dlaczego?
E.
nemo –
Teraz działa!
Oj, przygladam sie wyrobom z Boleslawca na skrzyzowaniu Marszalkowskiej i Aleji, tez taniuchne nie byly a ladne.
to na zdjeciach u nemo jest fajne
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Roznosci#slideshow/5271432648299730034
Dorotolu, witaj w klubie miłośników skorup. Ta Twoja sierotka prześliczna. Ten serwisik również.
Placku – dla mnie bomba. Sztuka w sztukę. Bardzo lubię każde niebieskie z obrazkami. I to, co pokazałeś, i mojego Churchilla grubaska, i China Blau, i nawet to z Reala, zapewne chińskie, ale o nazwie Royal Collection.
Widziałam czerwone mutacje (China Red i czerwony Churchill), ale to się jakoś żre z jedzeniem. A na niebieskim ładnie żarełko wygląda.
Dobrze, że wspomnieliście o tym lejkowcu, bo być może rośnie sobie w naszych lasach, a ja nic o nim nie wiem. Skupiam się tylko na znanych mi grzybach, nie starając się poznawać nowych grzybów. Przedkładam bezpieczeństwo nad ciekawość. Ale lejkowiec jest bardzo charakterystyczny i będę go wypatrywać.
Okazuje się, że grzybowe zbieractwo jest popularne nie tylko w Polsce, choć inne nacje nie dorównują rodakom w grzybowym zapale.
Dorotol, kiedyś takie przedmioty kupowało mieszczaństwo, dziś eleganccy kolekcjonerzy.
Nemo – Bardzo precyzyjny język, dlatego Nietzsche oszalał. Uważaj na siebie 🙂
Piękne talerze. Dla mnie niebieskie kurki na białym , nazwa potrawy: Wronie Oczy. Kojarzy mi się z Czerwonymi Gitarami i Białym Albumem.
Bolesławiec jest prześliczny. Te wzory pieczątkowe – cudo. Jakieś ćwierć wieku jadałam na Bolesławcu (beż, wybrany po długich zmaganiach z zielenią), ale kamionka jest bardzo ciężka. Poza tym pchało mnie do niebieskich obrazków.
Swój pierwszy Bolesławiec kupiłam – oczywiście – w Książu, a potem odwiedziłam źródło. Oni mają fajne sklepy fabryczne. Oczy uciekają, tyle pięknych wzorów.
Dopiero teraz uprzytomniłam sobie, że wszystkie moje fascynacje ceramiką „jedzeniową” zaczęły się w Książu. A przecież mieszkam 400 kilometrów od niego!
Trudna decyzja zostala jednak podjeta. Do boju na pierwszy, dzisiejszy ogien poszla Italia. Zwykle robotniczno-chlopskie Monte Pulciano d´Abruzzo. Bedzie tankowane podczas kazdej przerwy we snie. Chodzi o utrzymanie poziomu na w miare stalym poziomie.
Przed kilku laty zmarl mój przyjaciel ze studenckich czasów Zbyszek Szpetulski.
Zlamana podstawa czaszki. W kilka godzin po balowaniu na wlasnym jachcie.
Zle wznosil toasty albo zakaszal w niewlasciwy sposób.
Po latach, którz, dojdzie przyczyn.
Nie zapominajacy przyjaciól
Pan Lulek
A takie jak Wam się podoba? Bo mnie bardzo.
Dużo mniej cena!
Znowu nie chce zaskoczyć!
może teraz
Ja ostatnio kupiłam trochę Bolesławca na allegro: dzbanek do herbaty na podgrzewaczu, 6 kubków, paterę i 2 miseczki – czyli taki zestaw do herbaty. Chyba jakas limitowana malatura, bo nigdy wcześniej nie widziałam – szkliwo beżowe a na tym stemple z kogutów (nie mam zdjęcia w pracy, a z resztą nie umiem zdjęć wklejać). Za wszystko 220 zł zapłaciłam. Chyba nie tak źle, prawda? Oczywiście, ceramika nowa!
NIe to nie! Będzie adres.
http://www.englishchinashop.com/RoyalWorcester/patterns/howardblue.asp
echidna nie otwiera sie
Ale się cieszę, że tu tylu miłośników „skorup” 🙂 Ja ceramikę uwielbiam, prenumeruję prasę fachową i czasem sama coś lepię.
o bardzo eleganckie….
ale nikt nie wspomnial o angielskiem blue… ale ja go nie lubie, czasami niektore stare egzemplarze
Jeśli Spode blue nie jest angielski to ja nie jestem Kutuzow z Bolesławca. W jego muzeum jest teraz muzeum ceramiki, Napoleon i Aleksander I-szy, Blucher…czas leci.
Nisiu,
czy wiesz gdzie jest Cichal? Przeczytaj, proszę, mój poprzedni wpis.
Placu nie doczytalam, ja z doskoku, lamie sobie dalsze czesci kregoslupa przestawiajac kredens holenderski, zakapior i robie miejsce na dalsze skorupy
Pogoda straszna, Zaba boleje i doniosla mi, ze poszla sobie odpoczac, dziwnie ten deszcz pada, pada w taki desen, ze u mnie rosliny na balkonie maja sucha ziemie.
Chesel –
Lubisz?
Ponapawaj się!
moje slowa
Ładne?/a>
Cosik nie chce działać. Teraz powinno. Zaznazam – kosztowne!
http://www.cathcartsantiques.com.au/c18_bnw_porcelain.htm
echidna,
Napawam się… piękne. Szczególnie mnie urzekł Caughley asparagus server.
uparłam się
To dopiero ma cenę!
Okazuje się, że nie tylko ja jestem uparta.
powtórka z rozrywki:
http://www.artknowledgenews.com/2010-04-10-00-51-02-blue-and-white-porcelain-collection-of-ceramics-to-be-sold-at-bonhams.html
tu mam takie dwa niebieskie angliczany z kamiennej porcelany
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/DwaAngliczany#
i na deszcz pozdrowienia od wakacyjnej Salcie
Zastanawiałam się nad fenomenem popularności biało-niebieskiej porcelany i wydaje mi się, że to dlatego, że te kolory wyglądają najładniej na drewnianych stołach. Podkreślają każdy kolor drewna, a drewno kolor skorup.
Fajny temat macie z ta porcelana.
Tez bym zapodal cos mojego, ale z tad nie da rady, a jak zasiade w domu przed monitorem, to znow bedzie musztarda po objedzie. Tak jest zawsze.
No nic, spadam, na dzis starczy.
I znalazłam jeszcze takie:
do pooglądania raczej
E.
Cosik dzisiaj nie chce współpracować
http://www.englishporcelain.com/sales.asp?category=637
Jak sobie poklikacie na nazwy po lewj stronie zobaczycie i inne cudeńka. Cen nie podają, więc można sobie jedynie wyobrazić te chorrrendalne sumy jakie trzeba zapłacić.
E.
Pepe pokaz nawet wieczorkiem co masz fajansowo porcelanowego
Tytanik – Talerz żebraków z II-giej klasy
No patrzcie, ileż piękności porcelanowych na tym świecie!
A teraz rzucam Was i jadę na Famę do Świnoujścia. Duczmalowej orkiestra Amadeusz dziś gra i znajomi różni tam siedzą… choć jeden wieczór sobie zafunduję.
Jotko, gdzie Cichale, nie mam pojęcia. Pewnie już zaczęli wuajaż.
Nie kupuję porcelany biało – niebieskiej. Mam trochę włocławków w tej gamie. Rodzinną porcelanę mam białą albo kremową z rantem kobaltowym, obrzeżonym złotą kreską. Mam też serwis obiadowy biały, zdobiony naszkliwnie bukietami fiołków , jest z 1929r czyli niemal wiekowy. Uchował się, bo się trudno myje i wyciera – tak, jakby na malaturze haczyła się ściera. Używany od święta. W zasadzie używam porcelany białej, rantowanej złotem, a do kuchennego uzytku czysto białej. Co bym chciała mieć ? Bulionówki z Królewskiej Manufaktury Berlin albo Kopenhaga; brakuje mi małych półmisków, a pożądań mam od metra i ciut.
A stół u Dorotola bardzo mi się podoba; to nie są muzealne okazy ale ładnie zestawione wyroby dobrych firm, pojedyncze ale śliczne kieliszki, przybory i sztućce. Mówiłam, że Dorotol mieszka ładnie.
Jotko,
Sądząc po wpisie, Cichal już w drodze:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1920#comment-238186
Przeskok z porcelany do trywialnego szkła.
Czy aby trywialnego?
http://www.lesnahuta.pl/sklep.php
E.
Echidno – miałam cztery wazony z serii różowej i świecznik (kupili mi koledzy na pożegnanie). Mam trzy wazony i świecznik – największy, kulowy wazon padł ofiarą spadającej doniczki. Ze świecznikiem jest kłopot – ma formę wysokiego kaganka z różowego szkła i przezroczysty klosz – umbrelkę. Nie pasuje do niego żadna świeca , a jak wreszcie pasuje, to klosza nie można założyć, ale świecznik śliczny.
Przeskok
Przesylam prosbe do calego zyjacego swiata. P.T. istoty niezaleznie w jakim znajdujecie sie stanie.
Uprzejmie prosze o niezadawanie pytan dotyczacych jakis urzadzen technicznych gdzie wystepuja liczby lub cyfry zgodnie z zasada.
…” co slepemu po oczach, kiedy i tak nic nie widzi „…
Informacji udziela sasiadka z naprzeciwka, pani Wiesler. Nie wykluczam, ze w tym czasie bede bawil w krematorium.
Na wszystko przygotowany.
Pan Lulek
No właśnie Placku, ile wspaniałych form można wyczarować ze szkła …
Czego brak stronom polskich hut szkła – to dobrej i łatwej w nawigacji galerii wyrobów. A to w końcu produkt eksportowy.
Pyro –
Też miałam kiedyś przepiękny świecznik – wzorowany na budowie lampy naftowej lecz w formie szalenie abstrakcyjny. Problem był ze świeczkami, takiej samej natury jak Twój. Obrabiałam końcówki świec pod gorącą wodą by pasowały.
Niestety dzieci kuzynki postarały się by nie istniał węcej.
E.
Panie Lulek –
Odpowiedź na Pańskie pytanie brzmi: DUŻO. Wiem co mówię bom nadal ślepa na jedno oko. I tym niewidzącym całkiem nieźle muszć się posługiwać skoro moje Szczęście zdziwiło się przeogromnie: jak ty to zauważyłaś?
Ano niewidząc widziałam. Mam nadzieję iż usatysfakcjonowałam Pańską ciekawość.
Echidna
Jotko, witaj. Znalazłaś Cichala?
W ramach naszej porcelanowej wedrowki pragne polecic przeuroczy, pawilonik w ogrodzie palacu w Charlottenburgu, gdzie mozna obejzec porcelanowe wyroby manufaktur brandenburskich, manufaktury te nosza nazwiska z koncowkami -ski i -sky
http://de.wikipedia.org/w/index.php?title=Datei:Belvedere-Charlottenburg.JPG&filetimestamp=20090116091611
o takie sobie i duzo ladniejszych
http://www.spsg.de/index.php?id=138
Placku Przeskok to banalnie tu
http://maps.google.de/maps?q=przeskok+warszawa&oe=utf-8&rls=org.mozilla:de:official&client=firefox-a&um
Dorotolu – Banalnie to moja kuzynka na Złotej mieszka, a Ty uważaj z przeskakiwaniem, kręgosłup.
Nerwy tu można sobie zszarpać, dorośli, a jak dzieci 🙂
Ewo,
dziękuję 🙂
Pyro,
sądząc z wpisu zlinkowanego przez Ewę, Cichal jest w drodze, mam nadzieję, że się jakoś odnajdziemy.
Plan był taki, żeby Cichalowie byli u nas w niedziele na tradycyjnych wiejskich dożynkach z kiermaszem tradycyjnych potraw i występami zespołów folklorystycznych, nie tylko z Polski.
Jeżeli Blogowicze z Poznania i okolic mają ochotę wziąć udział w dożynkach i mini zjeździe, serdecznie zapraszam.
Bedę tu raz po raz zagladała, kiedy Włodek nie będzie korzystał z komputera.
Tak oto pastwiliśmy się nad porcelaną, kurkami i szkłem, a o jajkach ani słowa.
Jajaka sa i jajak nawet dwa
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/Jaja#5509737795117306530
Kochani Blogowicze! Kochany Piotrze!
Jestem wzruszona pamięcią i pięknymi życzeniami.
Tyle w nich czułości i życzliwości…
Dziękuję!
Placku, a co do Zlotej to milo, iz tacy subtelni ludzie chadzali, jesli juz nie na zlotych podkowkach to przynajmniej po ul. Zlotej
Czyzbysmy juz szykowali sie do swiat Wielkiej Nocy. Jesli tak, to zauwazam, ze wsród wielu najbardziej popularna jest technika naklejankowa i skrobankowa. Chodzi o jajka. Dla pamieci cos z dawnych przelomowych czasów utrwalania Wladzy Ludowej.
Miedzynarodowy Czerwony Krzyz ( IRK ) urzadzal dla dzieci z Warszawy pólkolonie w okolicach Warszawy, Swider, Anin itp. Bój o utrwalanie Wladzy Ludowej rozgorzal z wielka sila niosac rózne ofiary.
Kiedys cala pólkolonia zostala nagle ustawiona na zbiórce w duzej sali gimnastycznej. Prelegent, pieniac sie w slusznym oburzeniu trzymal mowe w zawilym stylu. Okazalo sie bowiem, ze na transparencie z napisem …” Niech zyje Zwiazek Radziecki, prawdziwy Przyjaciel Polski, ktos zmienil ostatnia litere i napisal slowo Rolski”…
Mowa trwala dlugo i kwieciscie. Wsród zebranych dzieciaków znajdowalem sie i ja osobiscie. Zachcialo mi sie potwornie sikac. Unioslem lewa dlon w góre i zapytalem czy moge zadac pytanie w kwestii formalnej. Nie czekajac na zgode zapytalem, czy ma ktos watpliwosci co do Zwiazku Radzieckiego, dalej pogratulowalem koledze Rolskiemu jasnego postawienia sprawy wnioskujac wykonanie pamiatkowej fotografii na tle transparentu.
Zamurowalo wszystkich. Znaleziono wreszcie jakiegos fotografa, który fakt ten uwiecznil. Bylem potem zlosliwym proponujac powieszenie powiekszenia w swietlicy zamienionej na stolówke.
Od tej pory otrzymywalem zawsze podwójny deser a wychowawczyni pierwsza mi sie klaniala.
Oto co oznacza jasne i pryncypialne formulowanie problemu.
Do dzis pod tym wzgledem niezmienny z nadzieja, ze rozumiemy sie.
Pan Lulek
Marialko – macham do Ciebie z „łamów”
Kto ma podwójny deser żeby uhonorować nam Lulka?
Niech żyje podwójny deser Pana Rulka !
Zawsze niech będzie słońce
Zjazdowicze – mam kiepską wiadomość; ma być chłodno i deszczowo. Pogoda poprawi się dopiero po zjeździe na ok 5 dni.
Kiedy siedze osobiscie przed kompem rózne dawne i dzisiejsze sprawy leza do glowy. Po pierwsze muzyka. Rózna, z tym, ze pewne melodie powtarzaja aie uparcie. To oczywiscie domena Doroty z Sasiedztwa. Uparte jestestwo ta Dorota. Ponadto rózne historie z zycia nawet sfer wysokich. Nie pamietam juz czy opowiadalem jak w domu spokojnej starosci w którym rezyduje moja wiekoletnia przyjaciólka, piekna, atrakcyjna pani karmila lyzeczka swoja rodzinna podopieczna. Kilka dni temu zegnajac sie po rutynowej wizycie powiedzialem do tej Pani:
…” Do widzenia Pani Minister „…
Zdziwiona odwzajemnila pozdrowienie a za dwa dni zostala zaprzysiezona na stanowisku pani Minister Opieki Spolecznej.
Dzisiaj po obiedzie byla u mnie w domu z pytaniem skad ja to wiedzialem o tej bylo nie bylo decyzji rzadowej.
Ach to, odpowiedzialem. Przeciez ja jestem ten który wie wszystko.
Oczywiscie, jako.
Pan Lulek
Panie Lulku szepnij Pan slowko na temat mojej przyszlosci? Bylbym wdzieczny i wdziecznosc te zmaterializuje w formie skrzynki najlepszej whisky, oczywiscie po sprawdzeniu sie przepowiedni.
Wreszcie jestem.
I ja chciałem pokazać co mam, a doczytam potem
http://picasaweb.google.de/pegorek/Porzelan?authkey=Gv1sRgCMD8x-r9m6OCzQE#5509786457798218562
yyc
to moze byc zbyt trudne z przyszkoscia. nieraz lepiej nie wiedziec co sie wydarzy. mozesz popasc w panike znajac pewne fakty. wydaje mi sie to zbyt malo pociagajace.
ja stawiam skrzynke gazowanej wody za….
…za przeszlosc 😆
to jest to. 😆 . byc moze ukrywalem sie gdzies w smietnikach nie koniecznie historycznych 😆
Panie Lulku mazs pan sporo do roboty. nie zasypiaj.
z powazaniem
?
pepegorku 😆 to jest dopiero cudenko. o takim pomarzyc nawet nie moge dopoki nie znajde zyrantow 🙁
Pepe, ladne, ale z jakiej firmy a moze od Was jeszcze z Silesia?
Dorotko:
http://picasaweb.google.de/pegorek/Porzelan?authkey=Gv1sRgCMD8x-r9m6OCzQE#5509786457798218562
Zawsze mnie dziwią takie ażurowe talerze, trzeba uważać co się na nich kładzie 🙂
Malgosiu,
na tym nic nie klade, ogladam tylko
mnie takie azurki to koty wytlukly
Pan Adamczewski nadaje w Superstacji.
Rozumiem, zwykle są tak cenne, że można tylko patrzeć. Dostałam kiedyś od syna filiżaneczkę do kawy na takim ażurowym talerzyku, też na nią patrzę 😀
no tak MalgosiuW, z pustego to i sam salomon nie pije 😆
Doroto, Małgosiu – Pepegor pokazał sygnaturę – dwie skrzyżowane szpady, to Meissen – czyli Miśnia , czyli porcelanowy Mercedes kl. lux
przeczytalem jeszcze raz to co Gospodarz pisze.
to jest dopiero przyszlosc. i jesli mnie taka ma czekac 🙁 to zanim dorosne lepiej strzelic sobie w glowke. nie lubie, bardzo i to jestem w stanie powiedziec z prawa dlonia na sercu (jakze to patriotycznie moze wygladac 😆 ) zadnych scysji. nawet ich zalazkow.
fuj fuj fuj przez lewe ramie
W Karyntii przed dworcen w Villach znajduje sie wspaniale straszydlo. Poskrecany waz z lbem smoka. Herb firmy Puntigamm. Tak znanej, ze mozna spokojnie cytowac nie bedac posadzonym, ze jest sie na reklamiarskich uslugach. Jezeli tak, to bylo by to na odwyrtke. Kupowalo sie gline i na miejscu mozna bylo samemu lepic wedlug wlasnej fantazji a nastepnie wypalac w piecach elektrycznych stojacych caly czas do dyspozacji. Radosc dla dzieci i doroslych.
Byly wykony zabrane do domów a teraz czekajace na oddanie w zainteresowane rece
Pan Lulek
Pyro, a ja mam cos delux. moze uda mi sie to kiedy pokazac
Otóż, nie wiem z jakiego to czasu, ale podobno można po sygnaturze poznac z jakiej to serii produkcyjnej, a po niej określić jakoś czas produkcji. Ten tzw. Weinblatt(laub)muster jest XIX-wieczny, ale produkują go zdaje się do dziś.
Pepegor – jak dokopię się do albumu meisenowskiego, to Ci naklepię daty produkcji.
to jestem uspokojony pepegorku 😆
szanse sie zwiekszaja skoro jeszcze dzis takie rzeczy rzezbia.
w takim razie moze wystarczy tylko jeden zyrant 😆
? jakbym poznal przyszlosc to przestalaby byc przyszloscia a stala sie przeszloscia. Za to przepowiedni Pana Lulkowych posluchal bym chetnie. Przy nich skrzynka whisky to nic.
Wody mineralnej i niemineralnej i gazowanej i niegazowanej nie pijam. Woda jest do mycia.
z przyczyn od was nie zaleznych zmuszony jestem dzis, z wielkim zalem, opuscic blogowisko przed planowanym czasem 🙁
🙁
🙁
sila wyzsza
pozdrowionka
yyc przepraszam ale nie mam juz dzis czasu. wierz mi chlopie chetnie bym pogadal ale ….
pa-pa
Pyro…. dobrze, ze dostane od Ciebie korepetycje co do znaku na talerzu, akurat po studiach u prof. Giseli Zick, ktora miala hyzia na punkcie porcelany.
I co jeszcze, co z przepowiedniami Pana Lulka to nie wiem ale co z przepowiedniami Pyry to wiem, poprostu sie nie sprawdzaja. Ton orginalny Pyra:… wyrzadzisz dziecku straszna krzywde wysylajac je do polskiej szkoly, zalamie sie, bedzie miala potworne trudnosci i bedzie posmiewiskiem calej szkoly” i tak w tym stylu olaboga, olaboga, nie rob nic, nic nie czyn, niczego nie pragni w zyciu, bo sie nie uda czyli stare sarmackie zasady…
Od poniedzialku Dagny chodzi szczesliwa do polsko-niemieckiej szkoly pod egida Unesco, musiala zdac egzamin pisemny i ustny z polskiego, zdala, ma w klasie 18 osob i trzy osoby personelu, czyli nauczyciel-wychowaca, wychowawca klasy i pedagog socjalny od rozwiazywania konfliktow, filmowe studio w szkole, gdzie kreca czesciowo programy dla dzieci i koszykowke, geografie i historie po polsku. Zna juz niemiecki lepiej niz tubylcy, uczy sie angielskiego, ma juz zaliczona mala lacine i jeszcze podpoleruje polski, olaboga, olaboga itd.
Dorotolu, to nic tylko się cieszyć i oby tak dalej!
Pepegor 20:30, drugie zdjecie jest troche zamglone (albo ja zle widze) ale wydaje mi sie, ze dotyczy to okresu 1815-1924. Mam taki talerz (niedawna produkcja), gdzie sa wyszczegolnione sygnatury i odpowiadajace im daty. Zrobie zdjecie ale pokaze z pomoca Alicji (czyli po jej wakacjach) bo nie zalozylam jeszcze picasy.
Dorota, bo ci przyłożę, jak pragnę zdrowia, szczęścia i wygranej w totka.Nie zwróciłaś przecież uwagi na sygnaturę i pytałaś z jakiej wytwórni, prawda? To odpowiedziałam.
A, Kochanieńka, gdzie to myślałaś posłać Dagny? Czy nie do dzielnicowego, warszawskiego gimnazjum? A Choćby i prywatnego? Uczącego na zupełniw innej podstawie programowej, niż niemieckie szkoły? Mówiłam Tobie i mówiła Ania, że uczniowie przychodzący z zagranicznych szkół mają piekielne trudności z pierwszym roku nauki w szkole polskiej. Wcal nie dlatego, że u nas aż taki poziom, tylko dlatego, że uczymy wg innych schematów. Miejscowe dzieciaki mają to opanowane, a przybysze muszą się tego nauczyć, a pół roku to mordęga dla dzieciaka. I tylko o tym była mowa. No i gdzie pannę posłałaś – broń Boże nie do typowej polskiej szkoły.
Pedagog socjalny od rozwiazywania konfliktow. I co ten czlowiek robi na codzien? Niedlugo bedzie wiecej wychowawcow niz uczniow. Beda sie bili o ucznia zeby moc zalozyc klase a w niej wychowaca od wychowania, nauczyciel od nauczania, pedagod od konfliktow bliskowschodnich i taki od Balkanow i socjalny od oglonoklasowych. Koncultant bankowy zeby dziecka nie oszukali w SKO. lekarz i ortopeda jakby sie szczeniak wywalil i gire zlamal. kucharek szesc, dietetyk i koniecznie mloda pilegniarka. Dentysta i policjant, zeby ich wszystkich pilnowal. Paru biurokratow, zeby zalozyc rade klasy i wybrac jej przewodniczacego. Sedziego na przewodniczacego sadu kolezenskiego…etc, etc. Na dzisiaj starczy.
Pyro ja przezylam wiele dzieci dyplomatow, ktore skonczyly z sukcesem i brawura np. Batorego a przyszly do niego w drugiej czy trzeciej klasie.
…i koniecznie ze trzech psychologow zeby im wszystkim wmowili ze maja problem i ze ten problem siega ich dziecinstwa a wlasciwie to juz 4 pokolenia wstecz… jak praszczur sie rodzil i sie praszczurowa na czarta zapatrzyla.
Alino jak chcesz moesz podeslac a ja w swojej picasie wstawie.
pedagog socjalny jest bardzo pozyteczny przy konfrontacji z pogladami polglowkow, nie musze sie nimi zajmowac on to zalatwia
To polglowki w takie szkole sie trafiaja mimo tych egzaminow?
Za moich czasow to sie dostalo linijka w lape i nastepne konflikty juz sie odbywaly poza klasa.
Alino, ok, zdjecie jest słabe, bo bez błysku i przy słabym świetle. Robiłem na chwilę przedtem. Przy świetle dziennym zrobię lepsze i wystawię. A co do tej teraźniejszej produkcji to pamiętam, że ponad 10 lat temu widziałem półmisek owalny, bez ażuru i chcieli za niego pod tysiąc marek.
Z tych przystawek tam jeszcze widocznych, to nie wszystkie są z Miśni.
Moze dodam, ze nikt nikogo do sadu nie podawal za te linijke.
Ludzie pozwólcie pospac. Za kilkanascie minut znowu bedzie przerwa w zyciorysie i uczucie, ze jest sie dziurawym wiadrem z którego wycieka woda.
Oczywiscie w tempie ustawicznie opóznionym.
Ze wzgledu na stala srednice otworów wyciekowych.
No to siup w ten glupi dziób.
Pan Lulek
Pepegor, patrz tu :
http://www.antique-marks.com/meissen-marks.html
Tak patrząc na Twoją nieostrą fotkę wygląda na lata 1947-1973.
Panie Lulku, na 11 listopada prawie bez zmian, tramwaje jeżdżą, Pana chałupa stoi, nowy asfalt leży, koszary się czerwienią, topole rosną, u rzeźnika jest niezły pieczony boczek, obok monopolowy, w nim też piwa z małych browarów – to lubię, kilka kroków dalej piekarniano-cukierniczy, tu dobry chleb na bochenki i na wagę, drożdżówki, pączki. Stacja benzynowa pod logiem Orlenu, tam gdzie był sklep z gospodarstwem domowym jest teraz apteka a poczta jest jak była, wejście z rogu. Przy poczcie, z jednej strony kebab, z drugiej kurczak z rożna i frytki.
W tym jednym miejscu, u zbiegu Kowieńskiej, Środkowej i 11 listopada można zjeść, wypić, wpaść do solarium, nadać paczkę, zatankować, kupić coś na ból głowy, kran, umywalkę, oddać meble do renowacji, pogrzebać w starych ciuchach, wieczorem jak kto chętny to i w pysk pewnie może zaliczyć. Każdemu wedle potrzeb.
Pozdrawiam z Pragi!!
Panie Lulku a na Gnojnej to Pan wie:
http://www.google.de/search?q=na+gnojnej+you+tube&ie=utf-8&oe=utf-8&aq=t&rls=org.mozilla:de:official&
Jestescie wspaniali.
…” Malenki dom, kochany mój dom.,,
Gdy wszystko wyrzuce, do domu powróce, gdzie jest mój dom.
Warszawo ma, Ty jestes jak lza. Malenka miescina gdzie moja rodzina i gdzie mój dom”…
Ot taki nocny, niedospany
Pan Lulek
Ja idę spać. Jeszcze to i owo do zrobienia, obmyć spracowane ciało i lulu. Do jutra. Może mi się przyśni porcelanowy koszyk na pieczywo? Nie musi być zaraz Miśnia; wystarczy jak mi się przyśni wałbrzyski KPM.
Cytując Batorego – Prosit !
Dorotolu,
Na Lubań dalej stromo od każdej strony, jak było 😉 😀 Baza namiotowa chyba jak była, tak jest* – w każdym razie pod koniec kwietnia 2007 widziałam zachęcającą ‚bazę bazy’ 😀 (link w następnym komciu)…
___
*nb, później (niż odwieczną lubaniową) założono drugą studencką bazę namiotową na Gorcu… mogłaś już o niej nie słyszeć…
(moja przyjaciółka licealna współprowadziła ją bardzo pilnie przez jakiś czas…)
Wędrówka RdzawkaII (od zakopianki) do Szczawnicy – upalny koniec kwietnia 2007 — tu część okołolubaniowa.
Nb, pod koniec lat 90-tych w bazie sprzedawano bardzo fajne czerwone czapeczki płócienne z daszkiem, z zielono wyhaftowanym (maszynowo 😉 ) napisem „LUBAŃ” – Kolega przywiózł mi taką w 1998 do UK na wyprawę w Lake District… paradowałam w Keswick czy na Langdale Pikes albo Helvellyn… 😀
Antek,
dziekuje za sznureczek na Misnie, postudiuje to sobie, bo obejzawszy jeszcze dzis rano te spodki, gdzie te znaki to musialem stwierdzic, ze roznia sie od siebie. Tam sa nie tylko te na niebiesko wypalone znaki, ale i rysy w szkliwie i wytloczone kody.
Zycze dobrego dnia i lepszej pogody jak tu u mnie.
pepegor
P.S. Dorotolu, czapeczka z Lubania zaprasza Cię do powrotu sentymentalnego na pagór… 😉 😀
swiat w deszczu i wietrze. Bardzo chłodno. Pies bał się wyjść pod krzaczek, dopiero kiedy przypiliło, to na dwie minuty i zaraz chciał wracać. Dzisiaj na obiad będą wielkie, czerwone papryki nadziewane mieloną sznką z ryżem, jajami, czosnkiem i ziołami.
Prosze nie marudzic a na pytanie kiedy bedzie lepiej przytaczam zdanie klasyków.
…” juz bylo „…
Z zyczeniami spod mimozy pozostaje.
Pan Lulek
Coś na jesienny wieczór – jeżeli macie ochotę na lekturę. O jedzeniu, rozmowie, zrozumieniu i porozumieniu. Ja przeczytałam i będę próbowała zwerbować kogoś z mojego otoczenia (Tatę Mikołaja na przykład) do wykonania przepisu.
http://www.jewish.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1758%3Arosz-haszana-i-czulent-czyli-to-co-jest-miy-mm-a-ionp&catid=38%3Aopinie&Itemid=62&lang=pl