Pamiętasz Capri tę wyspę kochanków?…
Pamiętam, oczywiście, że pamiętam. Zwłaszcza, ze tak niewiele czasu upłynęło od momentu gdy z Basią i Zuzią wędrowaliśmy po stromych uliczkach miasteczka. Napawaliśmy się widokiem jachtów na morzu, pięknym ogrodem cesarza Augusta utrzymywanym dzięki pieniądzom Kruppa, kamienistą plażą tuż przy porcie i ruinami pozostałymi po willi Tyberiusza.
Widok ze statku w drodze na Capri
Piękna też była droga, którą przebyliśmy statkiem z Salerno. Widok na Amalfi, Positano i inne miasteczka leżące na lądzie pośród skał jest niezapomniany. Barbara, mimo kłopotów z błędnikiem i skłonności do choroby morskiej, ani przez chwilę nie schodziła z górnego pokładu, by nie uronić widoku żadnej wysepki, ani żadnej willi czy winnicy. Emocje pozwoliły przezwyciężyć kłopoty organizmu.
I już jesteśmy, wpływamu do portu
Potem kawa na tarasie jednego z hoteli (pięciokrotnie droższa niż na stałym lądzie czyli w naszym Paestum).No i te kalmary z frytury podane w knajpce portowej! Słowem Capri to raj! Ale nawet raj miewa rysy i pęknięcia.
Pierwsza rysa to tłok na uliczkach, w kawiarniach, na plaży – wszędzie. Tysiące turystów, których dowożą tu promy, statki spacerowe i prywatne jachty tworzą taki tłum, że szybko człek myśli jak się stąd wydostać.
Druga zaś to właśnie ceny. Jest rynek, są klienci – to i ceny szybują wyżej niż latają tutejsze mewy. No cóż luksus cesarski musi kosztować. Tak więc na kolację wróciliśmy na stały ląd. Są bowiem granice rozrzutności, których staram się (bez potrzeby) nie przekraczać.
Z Capri zostały więc tylko zdjęcia i wspomnienia.
Komentarze
Romantyczne skojarzenia, uniesienia, tęsknoty… Dla mnie Capri to nade wszystko ukochana”Księga z San Michele” A. Munthe. Rok temu moje Dzieciaki w swojej objazdowej wycieczce po Italii wykupiły i wizytę na Capri. Jedna Bliźniaczka z Matrosem chciała płynąć przez Lazurową Grotę, drugiej się ruiny willi Tyberiusza zamarzyły. Planów nie zrealizowała żadna : Grota tego dnia była niedostępna i wycieczkę zamieniono na rejs wzdłuż wybrzeży wyspy dookoła, druga po pokonaniu wielu pasaży schodów dowiedziała się, że przewodnicy strajkują, a bez przewodnika nie wolno… Tłumy, jak w opowieściach Gospodarza i ceny też.
Ruszyło 😀 Bulka 😀
Pyro, mam dla Ciebie litr procentów 🙂
Haneczko – świetnie; teraz jeszcze jeżyny i już myślę o cytrusówce. Trzeba jakoś przeżyć akcyzę i inne „udogodnienia”.
Do Krakowa jedzie Marek. Punktualny jak zegarek. Wiezie ikony do kupienia na Rynku pod Sukiennicami. Na tymze Rynku znajduje sie autentyczna kawiarnia wiedenska z wystrojem z czasów Najjasniejszego Pana. Serwuja kawe wiedenska oczywiscie w wariancie przedluzonym. W srodku sali jest obowiazkowy stól bilardowy, kreda do rychtowania kijów i inne niezbedne akcesoria. O czym informuje bywalec lokalu czyli.
Pan Lulek
Pamiętam. Tyberiusza, Munthego, Fogga jak przez mgłę, ale nawet Zakopane i tatarak bardzo dobrze. Pamiętam, że pogryzanie kryształku imbiru bardzo mi pomaga gdy nudzę się na statku.
Capri kojarzy mi się też ze spodniami-rybaczkami i sandałami ze słynnej Canfory, a co za tym idzie, z Grace Kelly i Jackie Kennedy. Kochankowie odziani w biel bardzo pasują do Capri.
Piękne te zdjęcia Gospodarza;dzisiejszy wpis sprawił,że odbyłam błyskawiczną i piękną acz wirtualną podróż na Capri, co jest miłym początkiem dnia. To miejsce jest mi bliskie z tego samego powodu, o którym wspomina Pyra : Księga z San Michele jest moją ukochaną lekturą.
Pozwalam sobie zacytować fragmencik:
„La bella Margherita postawiła na stole w swoim ogrodzie butelkę z różowym winem i bukiet kwiatów, po czym oznajmiła, że maccheroni przygotuje za pięć minut. Piękna była jak Flora Tycjana, o wspaniałych rysach i czysto greckim profilu.Przyniosła wkrótce olbrzymi talerz maccheroni i usiadła przy mnie, przyglądając mi się z uśmiechem i ciekawością.-Vino del parroco-powtarzała z dumą, ilekroć napełniała mi szklankę.Wypiłem za zdrowie il parroca, za zdrowie jej oraz jej ciemnookiej siostry, la bella Giulia, która nadeszła z pomarańczami zerwanymi w ogrodzie.”
Capri c’?st fini
Ewo – Pachnący fragment. Dobry doktor był z pewnością koneserem piękna 🙂
Dusza potrzebuje więcej miejsca niż ciało
Ptaki ćwierkają dla Alicji.
Znowu wrócilo lato. Piekne, bezchmurna pogoda. Jak Jolka przyjedzie to ja wyzdrowieje na calego i wtedy zabiore Ja do mojej ukochanej Wenecji na Plac Swietego Marka gdzie bedziemy tanczyc wiedenskiego walca a potem poplyniemy vaporetto na wyspe Murano do slynnej huty krysztalów i podaruje Jej piekny naszyjnik.
Jakiem
Pan Lulek
„Ksiege z San Michele” mialem w reku dokladnie 39 lat temu. Musialem odlozyc, bo nie dalem rady. Byla bowiem po niemiecku, a ja jeszcze nie czytalem tak dobrze i tracilem cierpliwosc. Dawalem sobie niezle rade z wszelakimi poradnikami lub prasa, ale do literatury klasycznej nie mialem jeszcze nerwow. Nie potrafilem wejsc na ta niezbedna „fale” ktora jest potrzebna, aby wczuc sie w narracje.
A co do Capri, to stale jeszcze sobie tylko objecuje, ze kiedys bedzie przeciez jeszcze czas na to. Moze wtedy i na ksiazke.
Cudowny dzien dzisiaj, ale to juz nie lato.
pepegor
Placku – 5 punków na Oscara masz ode mnie. Sprawiłeś mi dużą przyjemność. Szkoda, że to nie mnie przyśniły się rzeźby zasypane , zakopane, uśpione i nie nade mną czuwa Biedaczyna…
Pepegorze,
na Capri w maju, czerwcu, wrześniu…
Wreszcie słońce…
1984 <- ale kod… a rok pamiętam całkiem dobrze, jeszcze..
Dzięki, Placku
obejrzałam, odsłucham później, jak wszyscy wstaną, ptaki też 😉
Z mojej rodziny na Capri była jedynie tajemnicza ciotka Gertruda, siostra mojej Mamy, której ani Mama, ani nikt z rodziny w Polsce nikt nie widział, Gertruda też nigdy w Polsce nie była. Pisała listy (po niemiecku) i przysyłała sporo zdjęć, w tym kilka z Capri.
http://alicja.homelinux.com/news/Gertruda-Capri.jpg
*skreślić dowolne „nikt”, bo mi się powtórzyło – to nagle zbudzone ptaki mnie rozpraszają.
Placku, Nemo, dziękuję! Oglądam z wielką radością.
Chorobę zwaną nawałem turystów można pokonać unikając szlaków – tych popularnych – turystycznych, oznaczonych we wszystkich przewodnikach.
Wiem, Capri wyspa mała lecz pewnie i tutaj można znaleźć uliczki i zaułki gdzie tłumy turystów nie docierają.
Podobnie w Wenecji. Główne szlaki turystyczne przepełnione wielojęzycznym, barwnym i hałaśliwym tłumem. Lecz już kilka przecznic (kanałów) dalej inny świat – szmer modlitw dobiegający z kościoła, dźwięk garnków z kuchni, cicha muzyka płynąca z otwartego gdzieś okna i plusk wody w kanale.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Fantastyczny wschód słońca nad Collins Bay – niestety, nie mogłam zejść do jeziora i zrobić zdjęć, bo ta budowa (na razie cisza, ale zagrodzone), więc podsyłam sznureczek do zdjęć sprzed 2 lat… tak wyglądało i dzisiaj, i data prawie-prawie pasuje 🙂
Nie słyszałam nigdy ćwierkającego koliberka, ale wiele razy charakterystyczny dźwięk skrzydełek, pracujacych jak mały helikopterek.
Kiedy siadam z książką pod klonami, ustawiam fotel strategicznie blisko kwiatów, które mogą skusić koliberka. Gdy nadleci, nie wolno się poruszyć, bo się spłoszy. I można obserwować.
A tutaj mój blady świt, reguła o tej porze roku.
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/DawnCollinsBayAugust25Th#
Placku –
Sandały z Capri? Pewnie niejedna elegantaka widząc cenę wzniesie do góry oczy na znak zdziwienia i protestu.
Co i uczyniłam.
E.
Alicjo –
Ciotka Gertruda widocznie tajemniczą osobą pozostanie. Link wykazuje brak linku.
E.
Echidna – nic nie rozumiesz. Po sandały na Capri mądra elegantka wybiera sie w towarzystwie pana, który doceni elegancję i doceni sensowność inwestycji.
Potuptałam wirtualnie po Capri. Piękne widoki, wspaniałe plenery, cudowne położenie. Nawet zamówiłam sobie hotel, Caesar Augustus Anacapri 5 STAR.
A co! Jak szaleć to szaleć. Wrzesień, w terminie 19 -25. Cena: ? 2.397,00!
Nic tylko zamawiać!
E.
Pyro Mileńka –
Rozumiem, rozumiem, a jakże! Współczesna elegantka o jakiej wspominasz, po sandały na Capri wybiera się sama. A po co jej ciągnąć drzewo do lasu?
E.
Komu na Capri za ciasno i za drogo, obok są inne piękne i o wiele spokojniejsze wyspy. Na przykład Ischia
Echidno,
u mnie nie wykazuje 😯
Się otwiera! Niech ktoś sprawdzi…bo na moje oko to nie ma powodu, żeby się nie otwierał.
u mnie też się nie otwiera
Echidna – drzewo, jak drzewo, ale książeczka czekowa nie rośnie na drzewie.
O! Gapa jedna ja… masz rację Echidno. Teraz powinno wykazywać. Tak to jest, jak się wstaje bladym przedświtem , jeszcze przed ptakami 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Capri.jpg
…albo Procida i trochę dalej Salina
To prawda, że cena sandałów wskazuje na rychły koniec świata, ale pomyślałem, że w takich sklepach ogromne kolejki nikomu nie grożą. W obecnych czasach nikt nie ma prawa mnie z nich wyrzucić, mogę nawet przymierzyć szpilki. Bez tłoku, kulturalnie. O Wy o małej wierze, Biedaczyna Sfinks czuwa nad wszystkimi, a ponieważ szczęścia nigdy nie jest za dużo, Capri słynie z dzwoneczków z koniczyną, po każdej cenie.
Do domu pisarza trzeba się wspinać, ale warto, Chopin już rozbrzmiewał, jutro Bach.
Sama się przekonasz Pyro – Melioribus utere fatis – Te słowa widnieją na dzwoneczkach które w 1944-tym roku przypinali sobie do kurtek lotnicy. Burmistrz Capri wysłał nawet jeden do Roosevelta. Wkrótce wojna się skończyła.
Co prawda dzwoneczek musiał wkrótce potem zaginąć, ale to już nie moja wina. Do zobaczenia w Capri) 🙂
(W dowolnym tłumaczeniu – Niech szczęście będzie Twoim przeznaczeniem.
(Prawdopodobnie – Pust szczasliwoj siudba Twoja budiet)
(Tym razem jakiś poczciwy altruista wniesie mnie po tych niezliczonych schodach).
Kusicie ta Capri i Wenecja a ja juz szykuje sie do drogi. Oczywiscie, ze ceny sandalów na Capri momentalnie mobilizuja stan konta osoby towarzyszacej która potrafi docenic efektywnosc inwestycji.
Czego zycze zarówno Pania jak i Panom.
Pan Lulek
Wszystko chciało, a sandały nie chcą mi się pokazać 🙁
Dzisiaj proste chłopskie: pyry, schabowe, kapusta zasmażana z koperkiem, placek ze śliwkami.
Grzyby są, ale tylko targowe, a ja chcę własnoręcznych!
Możliwe, że za dużo chcę 😳
Haneczko – Sandały spotkały sie ze słusznym gniewem, ale jeśli musisz je mieć, Capri nie jest tak daleko 🙂
W międzyczasie coś bez sandałów i o wiele tańsze – Willa nieszczęsnego Kruppa, rok 1908-my , Lenin z Bogdanowiczem grają w szachy, a Gorki, ten w kapeluszu, nie gra, ale za to napisał tam „Matkę”. Ceny za pokoje śmiesznie niskie – 100-200 euro.
Nie wiem czy byłoby mnie stać na te kalmary z frytury, ale nic to, stragan z owocami wygląda równie smakowicie.
W zamieszaniu technicznym nie gotujemy obiadu. Jest surówka i kiełbaski, chleb w chlebaku. Finis. Gotować trzeba było wieczorem, żeby na dzisiaj było, ale na taki pomysł nie wpadłam. Dzisiaj, kiedy powłączają, co mają podłączyć, upiekę w piekarniku kuraka. Jutro będzie można albo na zimno z majonezem, albo podgrzanego a bułce. Do soboty żyjemy barowo.
Pyro –
Drzewa się nie ciągnie ino kartę* jaka rzekomo ma odzwierciedlać kaprysy eleganckiej damy i jednosześnie śledzić pczynania lubej.
*kartę rzecz jasna dostarcza rzeczone drzewo.
E.
Echidna – lubię Cię Zwierzaczku, bystre stworzonko z Ciebie
Jakos zabrzmialo mi rodzinnie. Lenin z Bogdanowiczem bawili na Capri. Bogdanowicza to mozna znalezc. Skad jednak wziasc Lenina. Oto dylemat czasów wspólczesnych. Taka rundka typu Wenecja, Capri, Rzym z otwartym wiadomym oknem. W zwiazku z powyzszym wracam natychmiast do zdrowia bo jednak warto zyc. Raportuje.
Pan Lulek
Zrobiłam zrazy wołowe zawijane, w środku ogórek, słoninka, musztarda. Do sosu dodałam trochę prawdziwków i cebulę. To tego kasza gryczana i ogórki kiszone. Dobre wyszły 🙂
Małgosiu W, jasne, że to b.dobre. Polecam odmianę wielkopolską : mięso lekko posmarować musztardą, słoninkę dać wędzoną albo tłusty boczek, reszta bez zmian.
Pyro, nie widuję nigdzie w okolicy wędzonej słoniny, ale rzeczywiście można kupić tłusty wędzony boczek. Spróbuję następnym razem.
Pozdrawiam, wrocilam i ledwo dycham, jestem pod moim stalym miejscem zamieszkania, bylam w centrum miasta, jednak dziewczyny w Warszawie ladniejsze.
„Chiba” zapomniłam nadmienić iż rezerwacji hotelowej na Capri dokonałam wirtualnie i wirtualnie już tam byłam. Z Wombatem.
Wirtualne szastanie szmalem czyli mamoną inaczej pieniędzmi zwaną nie nadwyręża portfela sprawiając wiele radości.
dorotol –
jeśli wolno spytać: pod jakim stałym adresem – w Berlinie czy Warszawie?
w Berlinie, w Warszawie wszystko bylo tak urlopowo-wakacyjnie, ze nic nie mozna bylo w urzedach zalatwic tzn. trzeba bylo by zostac dluzej.
Dorotol póki co jeszcze adres berliński podaje; zresztą mieszkanie tam ma ładne i w świetnym punkcie. Razem z nieco teatralną stylizacją, pasuje do Doroty, jak rękawiczka. Mnie się bardzo podoba. Tu pewnie powiem herezję : miasto też mi się podoba i nie zamieniłabym na Warszawę. To jest miasto, które w założeniu już ma służyć wygodzie mieszkańców.
Tak Pyro …i przecietny berlinczyk pyta sie mnie „a to Warszawe zburzyli Niemcy” i tym podobne.
tak wiec juz ta wygoda to nawet na mozgi padla…
😯
Dajcie cynk, czy wy też tak macie?! U mnie powódź maili typu:
„Witam serdecznie!Znalazłam Pani profil w internecie,a nie wiem gdzie mam się zwrócić o pomoc dla mojej rodziny.Na moim terenie była podwójna powódż,pierwsza woda była 19maja,druga 4czerwca,woda zniszczyła nam wszystko.Moja rodzina ucierpiała potrójnie ponieważ został zalany do sufitu dom mojej mamy,poczubek dachu dom syna i w moim było wody prawie do sufitu.Wytopiły się nam świnie,maciorki prośne,kury,kaczki,pod wodą znalazły się wszystkie uprawy.Obecnie zamieszkujemy w dziewięć osób w naszym domu..Moja 72letnia mama z rozrusznikiem serca i po zawale,została w tym co miała na sobie,nie ma do czego wracać,syn z synową i dwoma synkami również mieszkają u nas.Nas jest czworo,my zmężem i młodszymi synami(18 i 16 lat).Do tego czasu jakoś dawaliśmy sobie radę,chociaż nie było lekko,teraz nie mamy nic i trudno będzie się nam pozbierać.Dlatego mam prośbę,jeśli mógłby nam kto pomóc w tak trudnej dla nas chwili byłabym ogromnie wdzięczna.Może znajdziecie kogoś,kto mógłby nam pomóc materialnie lub finansowo.Wszystko mnie ucieszy bo nie mam nic. Daniela”
Cyniczka i wredota się we mnie odezwała i odpisałam – ale komputer i internet masz?
Nie złość się, Dorotko. Jeszcze trochę potrwa nim Niemcy będą wiedzieli tyle o swoich sąsiadach co Amerykanie.
Alicjo nie mam takich maili ale tan na ucho to Ci powiem, ze tylko cynizm Cie moze uratowac, mnie sie tak trafilo podczas pobytu w Polsce, ze odnioslam wrazenie, iz pojscie komus na reke, jest tak samo niewobrazalne w Polsce jak i tutaj, nawet nie zapytano sie mnie jak sie czuje i co mam do opowiedzenia
Wszystko sie pokrecilo. Wielokrotne powodzie, znakomite wino na przekaske, rower dla Jolki ze wszystkimi szykanami. Rodzina pogubiona we wszechswiecie.
Ot zwykle zycie szeregowego o imieniu.
Pan Lulek
Witam. Dostaję takich meili niewiele, bo mam założony filtr spamowy. Raz dostałem od kolegi wiadomość, że jest w Londynie i potrzebuje 1500 dol! Sprawdziłem. Był to klasyczny przekręt. Niestety inny, bardziej naiwny wysłał i stracił te 1500 dol…
Nie należy generalizować. Może na mnie trafiło, że akurat znam takich Niemców, a nawet się przyjaźnię od dziesięcioleci (1975), co to wiedzą o Polsce, bywali w Polsce i bywają, i nawet niektórzy uczyli się języka polskiego u prof.Miodka, bo poznał ci taką Jolkę, która za Niemca nie chciała wyjść, bo on po niemiecku… to on dla niej wszystko. Wyszła za niego, dodam.
Narodowość nie ma nic do rzeczy, tylko to, kto jest jakim człowiekiem. Tyle.
Zawsze generalizujemy. Amerykanie to wiadomo – władcy świata. Poznasz prywatnie Amerykanina lub trzech, i zmienisz zdanie.
Obiegowa opinia o Polakach… no i co? Właśnie.
kod symetryczny 1db1
Pyro, jeszcze trochę się pomęczysz, a potem będzie już pięknie i wygodnie.
Dostałam wczoraj od koleżanki koszyk grzybów. Ona lubi chodzić po lesie, ale nie przepada za grzybami, więc obdarza nimi swoje dzieci i mnie. Nie musiałam moknąć w lesie i narażać się na kontakt z kleszczami. Wprawdzie nie są ” własnoręczne”, ale równie smakowite. A wszystkie, nawet te duże są zdrowe, bez jednego robaczka. Suszą się i pachną na cały dom.
Małgosiu, do środka zrazów oprócz wędzonego boczku i ogórka kiszonego daję też piórka cebuli. Cebulę – także do sosu. Staram się zawsze zrobić tych zrazów więcej, żeby część zamrozić. Nie zawsze mam czas gotować i lubię mieć coś w zapasie w zamrażalniku.
Wanda TX pewnie warzy i smaży, bo jutro córcia wraca z wyprawy, a Orca też zginęła od czasu, kiedy to tak wspaniale pokazywała nam trasę, góry, rzeki i lodowce. Dziewczyny, czekamy na Was!
Cichalu,
też mam antyspam, ale ten mail był akurat z poczty biznesowej, że tak powiem. Tam dopuszczam wszystko, bo mi nie wadzi. Tylko zadziwia czasami, osochozi 😯
Dorotko jak się czujesz?
Alicjo! Cwaniaczków nie brakuje! W każdym kraju!
Jesteś już spakowana? Będziemy lecieli koło siebie. Wylatujemy 25tego z JFK o 19.05 Po 21.00 będziemy w Twojej okolicy. W Berlinie 9.40 na drugi dzień.
Dorotko, a co masz do opowiedzenia?
Robiłam oczywiście zrazy już wiele razy ( się rymnęło) w sposób opisany wcześniej, bo tak robiła je moja Babcia, ale pomysł z boczkiem i cebulką do środka kupuję 😀
Ło, to my 25-go do Hamburga… z Toronto, też około tego czasu. Może uda się nam pomachać z samolotów? 😉
A z Hamburga do Danii i dalej. Nawet nie mam rozpiski na papierze (tak lubię), tylko wszystko na komputerze i zdałam się jak zwykle na nawigację Jerzora, ja zajmuję się innymi sprawami.
Pakować to ja się zacznę we wtorek około południa, potem wyjeżdżamy do Smarkatych, nie spieszy się. Moje motto – brać jak najmniej, przywieźć jak najwięcej (książek!) 🙂
Wypijmy za Koleżanki i Kolegów, bo pora.
Wyciagnęłam walizkę, żeby nie było, że się nie przygotowuję do podróży 😉
Dobry wieczór Szanowne Blogowisko. 😀
Po 2 dniach korepetycji z picasy, przyszedł czas na pierwszą próbę ;
http://picasaweb.google.pl/118395096007380840066
To są zdjęcia z moich wakacji. Reporter ze mnie, jak z koziej ……. trąba, ale już się tylu rzeczy nauczyłam, dzięki Wam, że może i przyzwoite zdjęcia nauczę się robić. 🙂
Udało się, huuurrraa !!! 😆
Jutro o świcie jedziemy zwiedzać krakowski Kazimierz, już się cieszę, bo mnie tam ciągnie już od kilku lat a nigdy nie było okazji.
Oczywiście o jedno „już” jest za dużo. Wszystko przez te emocje. 😉
Zgago – bardzo zdolna z Ciebie dziewczynka. Robali Ci nie zazdraszczam.
Pyro, baardzo dziękuję Ci za dobre słowo. 😀
Ja zazdraszczam!
Brawo Zgago, mamy podobne sciezki, ja juz bylam trzy razy w La Rochelle, raz reportazowo/filmowych a teraz mam tam przyjaciol
Zgago,
bardzo ładne obrazki! Aż się chce tam pojechać 🙂
Niektórych powcinalo. Marek zgubil sie ze swoja osia. Znajdzie sie. Jolka przepadla gdzies we Wszechswiecie. Ruszyla akcja poszukiwawcza,
Co raportuje
Pan Lulek
Alicjo, Młodsza z Osobistym mnie niesamowicie rozpieszczali. 😀
Dorotol, szkoda, że nie mieliśmy czasu obejrzeć samego miasta ale wizyty rodzinne zobowiązują. Sam port i ilość jachtów, zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Dzieci mnie wyganiają do łóżka, bo trzeba jutro wcześnie wstać i „fru” do Krakowa.
Ależ ja się w tym roku najeżdżę i nalatam. 🙄 Z W-wy do Katowic też poleciałam sobie samolotem.
Życzę całemu Blogowisku; dobrej, spokojnej nocy i kolorowych snów. 😀
Ja dzisiaj jestem osobą po przejściach 🙄 Tyle kilometrów, co ja dziś przeszłam po tych górach… A już w zbieraniu grzybów to przeszłam samą siebie 🙄 Teraz suszę, duszę, zamrażam, rozważam, komu wcisnąć nadmiar…
Zaeksperymentowałam z nowym grzybem, Rozites caperatus – zasłonakiem kołpakowatym. Smaczny grzyb, ale dotąd nie mieliśmy odwagi próbować, bo podobno można go pomylić ze śmiertelnie trującym strzępiakiem ceglastym 🙄 Długo konsultowaliśmy atlas z grzybami i w końcu zjedliśmy usmażonego na maśle. Na początek jednego 😉
Ten grzyb zwany jest tu cyganem (Zigeuner) 😉
Zgago, pięknie miałaś, a co do tego wozu (wózka) o którym marzyłaś to przyznam się, że marzyłem wtedy o minicooperze, firmy Aston. Też go nigdy nie miałem. Z dzisiejszego punktu widzenia, ten „dyżywo” jest jednak bardziej kultowy, bo absolutnie mnimalistyczny, a do tego wiele wygodniejszy od mojego potencjonalnego wyboru. To na oko, bo w cirtoenie 2V woziłem się niejednokrotnie, a w tym mini jakoś nigdy.
Zresztą, jak dziś na wstępie wzmieniłem, na Capri też jeszcze nigdy nie byłem.
Nemo,
zbieram podobne, ale nie te, jeśli egzemplarze przedstawione nie przedstawiają osobnika w pełni rozwiniętego. Mój (ten którego nazwy już tu kiedyś nie mogłem podać ma płaski ale falowany kapelusz).
Tego roku, jak będzie okazja zrobię fotki.
A cygan, zigeuner, czy jak tam to wiem, że u nas na Górnym Śląsku znane były cyganki, ale osobiście nigdy nie widziałem, nikt mi nie pokazał.
Dobranoc
Citroen 2CV jest w Helwecji zwany Döschwo (deux cheveux) lub Ente 😉 Jego konstruktor otrzymał zadanie zaprojektowania pojazdu, w którym ma się zmieścić dwóch chłopów w gumiakach i worek kartofli albo beczułka wina. Pojazd musi osiągnąć prędkość co najmniej 60 kmh przy zużyciu najwyżej 3 l benzyny na 100 km. Poza tym powinien móc pokonać najgorsze drogi i być tak prosty w obsłudze, że nawet niedoświadczona prowadząca da sobie radę. I musi mieć dobrą amortyzację, aby kosz z jajami przetrwał jazdę po wyboistej polnej drodze. Wygląd obojętny.
Pepegorze,
ten grzyb tak dokładnie wyglądał
Lubi towarzystwo jagodzisk i mchu, preferuje kwaśne podłoże. Z Polski go nie znałam.
nemo @00:01
Raczej „deux chevaux”, od dwóch koni mechanicznych 😉
Oczywiście 😀 Döschwo 🙄
O tej porze to już nie wiem, co piszę 🙄
cheveux
Jeśli ktoś chce się pozbyć zasłonaka kołpakowatego, chętnie pomogę. Musi być wiśniowy. Bardzo ciekawe zdjęcia Zgago 🙂
Nemo – Bądż ostrożna, proszę.
Raczej od końskiego podatku – pferd steuerlich – deux chevaux fiscaux 🙂
Nie wiem czy we Francji kucyki są wolne od podatku, ale na wszelki wypadek można użyć zwrotu „toute petite voiture”.
Nigdy nie wiem co piszę.
Stary koń
Wiek kierowców18 – 67 lat
Max. prędkość 15 km/h
?bajada rápida? – nie za szybko
?virada a la derecha? – prawą stroną
?ondulación brusca? – wyboje
?mal empedrado? – kocie łby
To przepisy drogowe w Barcelonie AD 1911
Placku,
dziękuję za troskliwość, staram się jak mogę (być ostrożna) 😉
Pyro, nie, nie warze ani smaze tylko z niepokojem czekam na wiadomosci bo teraz wyobraz sobie tymi van’ami po 800 mil na dobe. I przez Kanade zadnego polaczenia telefonicznego. Oby juz dojechali.
Tymczasem mam u znajomych „fuche” czyli opieke nad 18 miesiecznym chlopczykiem. Uff juz sie konczy. Malenstwo urocze, mama tez, ale ogolnie rozpacz w kratke. Rodzina opuszczona przez meza w momencie, kiedy ta najbardziej tej meskiej podpory potrzebowala. I juz – jest inna.
Budzi sie moje mieszkanie. Odglosy z zewnatrz i od srodka. Puknie jakas butelka, zamelduje sie kieliszek. Czas rozpoczac przygotowania do karnawalu w Wenecji. Przedtem jednak bedzie Noworoczny Koncert Wiedenskich Filharmoników.
No to pora rozpoczac nowy dzien
Pan Lulek