Tajemnice (a raczej tajemniczki) doświadczonego kucharza
I wcale nie myślę tu o sobie. To wiedza z licznych książek moich znajomych, a czasem nawet przyjaciół, znanych i wybitnych kucharz. Może się przydać wszystkim, którzy bywają w kuchni.
Oliwa z oliwek jest uważana za jeden z najlepszych tłuszczów spożywczych. Podobnie jak oleje: rzepakowy, z orzeszków ziemnych i awokado, są to tłuszcze które działają ochronnie na układ sercowo-naczyniowy, mają wpływ na obniżanie poziomu złego cholesterolu w organizmie, a podwyższanie dobrego.
Inne oleje roślinne np. słonecznikowy, kukurydziany, sojowy, orzechowy są uznawane za przynoszące pożytek organizmowi jeśli są konsumowane w ograniczonej ilości. One także dostarczają niezbędnych kwasów tłuszczowych, omega-3 i omega-6, i przyczyniają się do obniżania poziomu złego cholesterolu w organizmie.
Tłuszcze nasycone znajdują się w smalcu, czerwonym mięsie, maśle, żółtym serze, śmietanie, tłustym mleku. Spożywanie ich przyczynia się do podwyższenia poziomu cholesterolu w organizmie. Zalecane jest sięganie po mięso jak najchudsze, odkrawanie zbędnego tłuszczu, ograniczanie zastosowania śmietany i masła.
Dziś mamy to ułatwione. Kto ma bowiem apetyt w upały?
Komentarze
Pan Lulek szlifuje kamienie, Guru Nasz Blogowy zdradza tajemnice „Omegi”, ja próbuję rozwikłać zagadkę tzw „mesh” i wychodzi na to, że zły cholesterol zablokował szare komórki.
PS
Olej rzepakowy używałam swego czasu zastępczo zamiast olejku do opalania. Śmierdziałam jak stara patelnia lecz opaleniznę miałam jak marzenie. Zaprzestałam procederu po dwóch dniach. Nie mogłam wytrzymać. Sama ze sobą.
Udanego dnia życzę
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Pamietam jeszcze czasy, kiedy niektorzy smarowali sie olejem napedowym, popularnie zwanym ropa. To dawalo dopiero efekty!
Przyjemnego dnia wszystkim,
pepegor
W ostatni piątek, na słowacko-wyskotatrzańskiej wędrówce jedliśmy często i częściowo niezdrowo:
z osiem razy,
– na śniadanie kawa + ciasteczka wafelki (z pewnością najgorsze tłuszcze, trans-fats… dobrze, że tylko 115 g na 2 osoby
– potem czekolada – 50 g (na dwoje)
– potem jabłka i znów czekolada
w miarę jak drogi ubywa, można sobie pozwolić na dociążenie żołądków masą i trawieniem
– lunch kanapkowy + warzywa + owoce
– znów gdzieś jakiś kawalątek czekolady
– znów jabłka
… i coś więcej, dokładnie nie pamiętam
– i kolacja na Obidowej (Rdzawka II w drodze powrotnej (warzywa, rybka z jej własnym tłuszczykiem, owoce… prawie wszystkie, jakie zostały 😉 )
I ten ruch…
Wyżnie Hagi – Batyżowiecki Staw – Osterwa – Popradzki – Sztyrbskie
(Temperatury znośne… nawet ‚autentycznym’ chłodkiem powiało (mocno) pod Gierlachem… tylko ten roztopiony asfalt i duchota przy powrocie do krk przed 21:00… 😉 )
🙂 🙂 🙂
a cappella swietne widoki i chyba dobry pomysl wakacyjny w tak upalne lato.
Hej tam na Blotach i to Zabich, Pawel mam nadzieje, ze przezyjesz ta ilosc kilometrow, ktora musis zaliczyc z prztraconym kregoslupem, idz w Rowach do lekarza i zrob sobie zastrzyk, koniecznie.
a capella,
znakomite zdjęcia, oj zatęskniłam za górami 🙂
Blogowe dzieci zazywały sportów wodnych u dorotala, konnych u Żaby. U nas grały w ping-ponga. Na trenowanie rzutów do kosza nie starczyło im energii, choc piłki były przygotowane. Blogowe odwiedziny to nie tylko biesiady, ale i możliwosci uprawiania sportu.
Pawle, zdrowia 🙂
Echidna,
uwielbiam borówki amerykańskie, choc ich jeszcze nie posadziłam w ogrodzie.
Zawsze miałam wątpliwosci co do mrożenia jagód, borówek. Czy one po rozmrożeniu nie są zbyt „rozciapane” na pierogi 🙄
Dorotolu, pomysł dobry, pod warunkiem że się wstanie przed 3am (z krk, z dalsza odpowiednio wcześniej) i ma kondycję na gonienie w chłodnym/chłodniejszym, ale prowadzenie w drodze powrotnej w całkiem imponującej duchotce (i tym razem w piątek… dwa remonciki zakopianki – tu akurat bywało znacznie gorzej 😉 )
Dlatego wolę wypady dwu-trzydniowe – ten był pierwszym jednodniowym w Słowackie Wysokie…
…Lecz dzień jeszcze długawy, zaszaleć można (a sama wędrówka jak dla mnie nie była nadmiernie męczącą).
🙂 🙂 🙂
Dziękuję Jotko! 🙂 🙂 🙂
Właśnie dlatego wrzucam (naginając nieco rzecz do tematu notki P. Redaktora… albo odwrotnie 🙂 ) – by zainspirować kogo się da… Maj górski trwa, lipiec oznacza mniejsze oblężenie (prawie sami Słowacy…) a śnieg w tym roku dobrze wytopiony i można się zapędzić dokądkolwiek dusza zapragnie. 😉 😀
P.S. To samo, lepszym sprzętem (by Towarzysz wycieczki) – stąd zoomowe ujęcia Wodospadu Batyżowieckiego czy kozicy jaką tam spotkaliśmy… Także drogowe snaps… ja nie miałam wówczas wolnych rąk… 😀
a capella,
można tylko podziwiać, słów brak 🙄
kod: 7fff, f, jak fantastyczne i magiczna liczba 7 😆
A capella, pozazdrościć. Wybraliście trasę malowniczą ale ubogą w schroniska. Dlatego takie jedzenie. Ale nad Popradskim stawem chociaz na drugie sniadanie można było pierogi z bryndzą okraszone gęstą kwaśną śmietaną i skwareczkami. Pychota. Na obiad w schronisku gulasz z knedliczkami popijany zlatym bażantem…
Może nie do końca na temat, ale to blog kulinarny w końcu.
Gnać trolla do wora, a z worem do jeziora!
Wszystkie zdjęcia wakacyjne piękne : kwiaty, ogrody, dzieci i konie. A Cappella – pięc lat odpustu grzechów wszelakich.
Jak wiadomo nijakimi tłuszczami nasyconymi i nie , głowy (słabej) sobie nie zawracam. Jem wszystko to, co lubię. Na coś umrzeć trzeba, a gdyby wszystko to było świętą prawdą, to Azjaci wschodnio – południowi, Grecy i Bułgarzy żyli by wiecznie albo co najmniej 150 lat. Nie żyją jednak ani tak długo, ani w najlepszym zdrowiu. Myślę, że ogólem dietetyka, to niezła nisza biznesowa, a w połączeniu z medycyną i koncernami przetwórswa i farmacji, stanowią cały tort zwany rynkiem.
Ależ Stanisławie, osobiście jestem jak najlepszego zdania na temat „takiego jedzenia” (np. nie nazywałam detalicznie odmian owoców i warzyw, jakie ‚wcinaliśmy’ a i idea włażenia do wnętrza schroniska gdy na tarasie tak cudnie (i własny wikt przeniesiony przez przełęcz 😀 ) — brrrrr… skwareczki, knedliczki, śmietana… tam na dole było już naprawdę ciepło! 😆 )
Nb, nad Popradzkim był czas regularnego lunchu, nie żadnego-tam drugiego śniadania (po 13)… Poza tym ja na nogach byłam od 2:45 a Towarzysz ze 3 h wcześniej… lecz to nie powód, by ryzykować restauracyjne wynalazki w wersji sezonowo-turystycznej… 🙄
Trasa zaś była kompromisem. Bardzo się cieszę, że ją sobie powtórzyłam*, ale sama zapewne poleciałabym do Młynickiej, na Furkot i Hruby, ciesząc się brzoskwiniami, morelami, jabłkami i ew. jakąś rybką z puszki… Najlepiej smakuje mi w górach gorzka czekolada – lepszej czy gorszej marki, wsio rawno! 😐
Co innego raut w konsulacie… decor, perfumy, suknia, otoczenie, rozmowy… ale góry i jedzeniowa wymyślność nie chodzą ze sobą w parze… w każdym razie nie w środku lata (w październiku zdarza(ło) mi się zabierać kurczaka w ziołach… duszonego…) 😀
___
*18 lat temu była po zejściu z Gierlachu, na który weszliśmy byli b. wcześnie bo vodca mieszkał w tej samej wsi, gdzie my wynajmowaliśmy i nas podwiózł do Śląskiego… zatem „co robić z tak dobrze rozpoczętym dniem?”…
P.S. A już alkohol przed dalszą wędrówką?…!… 😮 Jakkolwiek łatwą by ona nie była…
Jeżeli jestem w czymkolwiek ortodoksem – to w tym: zero w górach (na trasie), zero przed prowadzeniem samochodu ❗ 😀
(Inna sprawa, że najbardziej boję się nadmiaru pustych kalorii… 😆 Bo już takie ptasie mleczko czy gorzka to co innego… oczywiście… niewątpliwie i naturalnie… 🙄 😉 )
HIP HIP HURA, HIP HIP HURA, HIP HIP HURA HURA HUUURAAA!!!
czyli mam bilety na Stinga, stanowią one równocześnie prezent urodzinowy dla Włodka 😆 😆 😆
Asiu,
czy Ty przyjedziesz na koncert? Jakbyś była, to możemy się spotkać i wspólnie pobalować 🙄
No to lecę do obowiązków 😯
Dziędobry na rubieży!
A cappella – cudne te Twoje zdjęcia, góry najmilsze w świecie i kwiatki – też je kocham i umiem nazywać po imieniu – i też nie pamiętam, co to jest Twoje ciototo… rośnie i na nizinach, i w ogródkach, i sama takie miałam… ale znajdę gdzieś! Wzruszają mnie bardzo takie foty, bo ja już w góry nie pójdę, a kocham. Ale co widziałam, to moje i mi zostało. W gardle ściska!
Dębika ośmiopłatkowego nie spotkałaś? Na niego pewnie już ździebko przypóźnawo, ale w czerwcu łanami kwitnie w niektórych miejscach.
jotka –
Ja ich nie rozmrażam. Borówek amerykańskich oczywiście. Po przygotowaniu ciasta, wyciągam rzeczone z zamrażalnika i sklejam pierogi, po czym rzucam od razu na gotującą się wodę. Nie ma więc ciapki-papki, a rezultat wspaniały.
Czy robię ciasto, czy galaretkę zawsze używam prosto z zamrażarki.
Jedynie przy deserach, gdzie jagody są dodatkiem, rozmrażam układając jedne obok drugich na dużym talerzu. Też niezły końcowy rezultat.
E.
Jeżeli na Osterwie z widokiem na Wysoką, Smocze i inne atrakcje widać A Capellę, to chyba 18 lat temu raczkowała na Gerlachu. W naszych schroniskach nie wychodzę poza szarlotkę. Jednak słowackie kulinarnie odpowiadają mi dużo lepiej. Podejrzewam, że większość dań – jak pierogi czy knedliki – mają gotowe, ale nawet, jeśli tak jest, potrafią być całkiem smaczne. Gulasz z knedlikami najlepszy jadłem w Chacie pod Rysami, a pierogi właśnie nad Popradskim Stawem.
Też jestem przeciwny piciu alkoholu w górach, ale jedno piwo do obiadu to nie alkohol. Na pewno nawet tyle nie należy przed wspinaczką, ale co innego spacer choćby mocno uciążliwy. Z drugiej strony napiłem się kiedyś nieeeco grappy w Dolomitach na wysokości trochę ponad 2,5 tys m na podejściu do schroniska na Torre di Pisa. Zostałem poczęstowany przez włoskich goprowców, trudno było odmówić. Było to kilka lat temu, widzieli, że mają do czynienia ze staruszkiem.
Dziękuję Stanisławie! (za to raczkowanie na Gierlachu 😐 😀 )
Słowackie przysmaki znam wszystkie i doceniam ‚z nart’… także sprzed 18 lat (1992), gdy w Słowacji było tanio, pusto i ‚wszyscy’ tam gnali kiedy tylko mogli a ja spędziłam w sumie ok. 3 miesiące sylwestrowego, górskiego i narciarskiego czasu… Również zawodowego, jako debiutantka „profesorka”* licealna na obozie naukowym z zapalonymi narciarsko trzecioklasistami…
___
*teraz już wiadomo – ca – ile mam lat… 😉 😆
Nisiu, dzięki wielkie za uznanie! 🙂 🙂 🙂
Dębika nie spotkałam, ale też i nie rozglądałam się przesadnie… Pstrykałam tylko to, co wpadło w oko, tuż przy ścieżce się znalazłszy… 😀
(Muszę się poprawić, bo ‚napalone’ bieganie po wertepach może się kiedyś przekształcić w smakowanie bardziej stateczne… i wówczas botaniczne detaliki nabierają cenności swej… 😀 )
echidna,
dzięki za informacje 😆 jakoś nigdy nie wpadłam na ten pomysł 😯
teraz będe mogła zimą, kiedy tęsknota za jagodą największa, robic takie pychoty 😆
Basiu,
cudowne te Tatry 🙂 Kwiatek podobny do gwiazdnicy (Stellaria), ale ta podobno w Tatrach nie występuje 😯
Tak czy inaczej młodość. Zdjęcia też lepsze te pierwsze czyli niby gorszym sprzętem robione, ale to nie dziwota.
Nieraz do tych gór ciągnie, ale teraz tam trochę drogo się zrobiło. Dlatego wybraliśmy Pireneje, okolice Parku Narodowego Perdido. Zobaczymy, czy gdziekolwiek zdołamy wleźć. Na szczyt Perdido na pewno nie, bo się nie zdecydujemy na nocleg w schronisku, a bez noclegu nie damy rady.
Nawiasem mówiąc też chętnie wracamy, gdzie już byliśmy. W te Dolomity też mnie bardzo ciągnie. Ostatnio, gdy byliśmy, była druga połowa maja. Okazało się świetnie. Ale córeczka była potem w końcu czerwca i było za wcześnie, śnieg i oblodzone skały. Trudno z góry przewidzieć, jaka wiosna będzie. Rzecz w tym, że w maju jest tam bardzo tanio (noclegi).
Znacie jakieś smarowidło na trole?
Odnosnie gor, to sie pochwale, ze bede miala i gory, widoki i jeziorko, gdyz 6-go sierpnia udaje sie, udaje sie tra la la… nad jezioro Garda, jak ktos chce wespol zespol ze dzieciamy, to zapraszam, tylko ja tam place 200 jewro za tydzien za osobe.
Przypomniałem sobie te smaczne potrawy. Nad Popradskim Plesem jedliśmy po powrocie z Hińczowych Stawów, gdzie lało niebożebnie i około 0 było. Nic dziwnego, że smakowało. Ale np. w Chacie Tery’ego, Zbójnickiej Chacie czy w Szarotce (Plesnivec) też można było mieć bardzo dobry apetyt, a smakowało mniej.
Góry nad jeziorem Garda służą głównie paralotniarzom. Wielką frajda jest wystartować z grani nad wschodnim brzegiem i szybować nad jeziorem. Z dziećmi można skorzystać z kolejki linowej i na górze spacerować po bardzo szerokiej i bezpiecznej grani. Przy górnej stacji kolejki podaja bardzo niesmaczną polentę, więc tego nie radzę próbować.
Stanisławie…
może dziegciu trochę? 😉
Dzisiaj słońce nie zwala z nóg i ja robię gulasz z grzybami do ryżu, a kto zechce są jeszcze 4 pyzy drożdżowe w lodówce. Małosolne i arbuz z cytryną uzupełnią nam kwasy i minerały. Wczoaj były piekielne polędwiczki curry i Synuś pożarł więcej, niż połowę. W pewny momencie stwierdził zdziwiony „Matka, Ty naprawdę dobrze gotujesz”. Ot, mi nowina; tylko pamięć coś u ,Pierworodnego szwankuje.
Kolejka dwuetapowa pokonuje różnicę poziomów około 1500 m i dociera na Monte Baldo sięgającą 2218 m npm.
Ten dziegieć to odnośnie smarowidła na trolle.
Może być i dziegciu, jesli Pyra przygotuje.
No to łajza zadziałała, jak trzeba. Czyli zwykłego dziegciu na trole, a w wykonaniu pyry dla nas wszystkich.
Errata: Pyry.
Mam humor lekko wisielczy, bo właśnie wyznaczono mnie do udziału w konferencji. Wszedłem na stronę materiałów i wydrukowałam sobie raporcik do dyskusji – 11 stron, bardzo miło. Zajrzałem do dwóch następnych – 180 stron i 340. Na zdrowie.
Nic nie pomoże, trzeba drukowac i czytać. Pozdrawiam do jutra
Znalazłam na allegro bardzo zgrabne biureczko – sekretarzyk (identyczne ma Dorotol w Berlinie) za bardzo niewielkie pieniądze (razem z wysyłką 300 złociszy). Mebelek angielski, okleina orzechowa, orginalne zameczki i okucia. Teraz, kiedy zamiast kobylastego, starego komputera będę miała laptop, wielki stół i wielkie biurko nie są mi potrzebne i mój miniaturowy pokoik zyska nieco przestrzeni wewnętrznej. Teraz tylko trzeba wykombinować jak od Jotki odebrać ten szczodry, Pawłowy upoinek.
Ech, najlepsza zawsze była kasza gryczana z kwaśnym mlekiem w Murowańcu…
Nisiu. Święta porawda! A capella. Zazdroszczę. Wszystko to, niestety już za mną… A propos Gerlacha. Za tzw moich czasów to był Garłuch.
Nisiu –
W „Murowańcu” tośmy mogli sobie zamówić jedynie piwo z sokiem malinowym. Jako jedyni goście w ilości sztuk 3. I to dochodzący od Państwa Blaszyńskich. Za to u nich wyżerka była solidna i porządna.
A na halach kobierce z krokusów. A na niebie słońce. A w duszach śpiewało i nie chciało się wracać do Warszawy!
E.
PS
Skrobnęłam małe co-nieco do Redakcji w sprawie uporczywego (…). Na razie nie mam odzewu. Poczekamy – zobaczymy.
a capella – PIĘKNE !!!!!
przez co moje spóźnienie do pracy przekroczyło codzienną normę.
Samych przyjemności wtorkowych dla Wszystkich!
Stanisławie –
Drukuj po obu stronach kartki. Zamiast 180 będzie 90, zamiast 340 – 170. Mała to pociecha, ale zawsze cieńsze.
E.
Nowy –
u mnie za 1,5 godziny będzie środa!
E.
Echidna. Nisia pisze o czasach kiedy w Tatrach piwa nie uświadczyłaś! To był stary, pogomułkowski suhyj zakon!
Cichal –
A Ty Kapitanie myślisz, że ja o IV RP?
Wczesny Gierek – i właśnie tylko piwo i ten sok malinowy mieli!
E.
Na konto Żabich Błot przekazano pierwsze 600 zł – Od Haneczki z Panem Mężem, od Alicji z Jerzorem i od Cichala z Ewą. Odtąd raz w tygodniu będziemy raportowały kto się wpisał na Zjazd.
Pyro! Jesteś moją Mekką! Wykonuję bicie czołem! Buty zzułem!
Cihalu – tym razem Haneczka posłużyła za bank.
Pyro,
sprawdź poczte
Robię projekt napisu na attykę u kamieniarza bo ukradli cały mosiądz z grobowca i tzreba coś szybko wykombinować a tu sygnał wiadomości.
Internet na cmentarzu. To mi się bardzo podoba!!! Dobry spot.
Nisiu!
Kasza nigdzie nie smakowała tak jak po nartach w Murowańcu. Zupełnie jak Marlboro na Goryczkowej.To były czasy!
Nie byłam tam 21 lat – bo i po co- Świńskim się nie da zjechać, wyciągi jak za Józka Skowronka- jak wieje to stoją. Raz próbowałam tam podjechac ale z psem nie wolno do parku. I w dodatku nowa kolejka…jeszcze się lina urwie….
Zajrzę za chwilę kamieniarz mi stoi nad głowa- chyba już chce iść do domu.
A na górze były jeszcze mrożone, wstrętne naleśniki.
http://www.murowaniec.e-tatry.pl/index.php?m=galeria
nie byłam „tam” w Tatrach ogólnie
Haneczko,
DUŻE piwo, z możliwością zamiany na preferowany trunek 🙂
Na zachodzie bez zmian, raz chmurka, raz słońce, czasem chmurzysko, ale na szczęście nic z tego nie wynika. Wystarczy, deszczu akuratnie spadło jak na razie!
Zaczynają dojrzewać czarne porzeczki. Będzie mało, ale już widać, że piękne.
Nie wiem, co na obiad. Mam wczorajszy makaron spagetti, przecież nie wyrzucę, bo grzech! Do tego makaronu nie bardzo mam w lodówce coś stosownego…mięsa nie mam, filety soli jakoś nijak pasują.
O, i nie jestem zasobna w pomidory 🙁
Mam sery różne. Bazylię świeżą. W zasadzie te raz-dwa-trzy mogłyby wystarczyć. Może ktoś jeszcze coś podrzuci, jakiś pomysł?
Jotko – odpisałam, dziękuję.
Nigdy nie chodziłam po Tatrach (nie licząc D.Kościeliskiej i ośrodka na Groniku). Tatry to domena Bliźniaczek, a ukochane są Zachodnie z Ornakiem,Błyszczem i Tumanowym. Kiedyś na Ornaku doskonale karmili. Najbliższy wyjazd weteranów Dziabadła – koniec października na XXIII Kanał, a potem okres świąteczny i Sylwester.
mysle, ze orca nam jeszcze napisze o Seattle i interesujacych tamtejszych miejscach a tu tymczasem wprost od Basi „link” na Warszawe:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/SeattleWarszawa?authkey=Gv1sRgCOnE3aTlsNTShQE#slideshow/5496008028122011554
Czy admini „Polityki” nie mogą się uporać z tym nadgamonianem* od warezu?!
Niech zatrudnią smarkatych hakerów 🙂
*copyright: PaOlOre
Co Wam idiota szkodzi? Jego się nie otwiera i już. Wpisy omijam wzrokiem.
Lunch w stylu Seattle
http://www.youtube.com/watch?v=rOiTf9xwQGc&feature=channel
O, trafiła z tym filmikiem w porze lunchu u mnie 🙄
Lecę do lodówki, choćby po kawałek sera!
Ten idiota mi przeszkadza, bo zaśmieca internet, za który ja płacę miesiąc w miesiąc, rok w rok – jak każdy z was zresztą. Chyba, że ktoś korzysta z innych dojść. Idiota wykorzystuje internet do reklamowania czegoś tam. Dlaczego nie wykupi stosownej oferty internetu, dotyczących reklamy? Mnie nie obchodzi, ile by go to kosztowało, w końcu biznes to biznes, płać! Protestuję przeciw wykorzystywaniu naszej, użytkowników-płatników, przestrzeni internetowej, to jest niedopuszczalne.
Wyobraźcie sobie, że za dzień czy tydzień pojawi się kilku czy kilkunastu takich cwaniaczków. Nie zdążymy pogadać, tak nas zasypią przelatujacymi reklamami byle guana…
Czekajcie, czekajcie – prowincjonalna Pyra nie wszystko zrozumiała. Nie wiem co tam leżało w tych lodówkach. Widziałam, że Basia kupiła łososia „w odcinkach” i jadła z bagietką, w towarzystwie kolegi. Wyposażenie klienta w utensylia wypisz, wymaluj, jak za nieboszczki komuny, tylko plastyk zastąpił aluminium.
Pyro,
plastyk tutaj jest wszędzie w fast-foodach i coś na szybko w takich miejscach, w zasadzie tylko w restauracjach masz „full wypas”. A gdzie jest samoobsługa… no, nie nastarczyliby na choćby aluminiowe utensylia 😉
Basine zdjęcia dla amatorów morskich potworów baaaaaaaaaardzo apetyczne!
Zabrakło ostryg! Albo przegapiłam.
Zaraz zerknę jeszcze raz…
Pan, który nas oprowadzał po muzeum we Fromborku twierdzi, że olej rzepakowy to cichy zabójca bo jakieś pierwiastki osadzają się w sercu i mu szkodzą .. nie bez powodu podobno taki dobry jest na biopaliwa .. nemo wiesz coś o tym?
dzisiaj dzień dla mnie kiepski … pogoda mnie przytłoczyła, i oczy mi łzawią od tego dziwnego powietrza i jeszcze dostałam smutną wiadomość .. jest i pociech bo kotek ma się lepiej …
Melduję, że wczoraj prosiłam adminów, żeby wykasowali, co się pokazało. Widzę, że to zrobili, ale dzisiaj nie rzucili tu okiem, ja ze swej strony dziś też zajrzałam dopiero teraz.
U siebie znalazłam na to świństwo sposób: wpisałam ten link do słów zakazanych i jak ręką odjął. Chyba muszę im to podpowiedzieć 😉
Prosty, a dobry pomysł.
Gdzie diabeł nie może, tam kobita poradzi 🙂
Pyra,
przerzut aktualny w godzinach przedpołudniowych
Dogadałam się z Pikasą i mogę wrzucić kilka fotek z Darowej kuchni zwanej dalej Darkuchnią…
Otóż ciekawostka jest taka, że na tym dużym statku szkolnym, gdzie załoga stała liczy około 30 osób, a zabiera się czasem i 140 praktykantów z opiekunami – micha jest jedna, tzn. komendant i najmniejszy praktykant jedzą to samo. Różnica jest tylko w podaniu, bo praktykanci dostają ową michę w okienku, a oficerowie i inne vipy jedzą w wytwornej mesie, a dania na firmowych serwisach (o ile nie są aktualnie wytłuczone: statek na morzu się kiwa) podają stewardzi pod wodzą słynnego pana Michała. Pan Michał pływa już 30 lat, zaczynał jeszcze na Darze Pomorza i w wielu sprawach jest guru dla wszystkich. W Darkuchni szefuje pan Leszek, nomen omen, Kuchta – i cuduje. A to zrazy zawijane, a to medaliony zapieczone na boczku z pakuneczkiem boczkowym na wierzchu (w pakuneczku ser, pomidor, cebula i co tam jeszcze się wymyśli), a to lazanie rewelacyjne… i tak dalej. Kolacje też zawsze na ciepło. Do zup jest specjalny mistrz, pan Marek – naprawdę, zupy jak u babci, a nie jak z kotła na 150 osób. Żurek pyszny, takoż barszcze różne, cebulowa, grzybowa… Do śniadania owocki. Na początku mieliśmy przez kilka dni świeże truskawki – odszypułkowane. Potem banany, pomarańcze, jabłka – to, co się lepiej przechowuje w statkowej chłodni. Kompoty – znowu jak u babci, ze świeżych owoców (ach, agrestowy!). Porcje mniej więcej jak dla drwala… albo galernika.
Zabawne dla mnie były godziny posiłków, a jadłam razem z załogą: 7.30, 12.00 i 17.30. Ludzie, ja o tej porze nie zawsze zdążam zjeść obiad!
Jak powiada intendent, pan Rysio – na tym statku nikt nie chodzi głodny. Jest bowiem pentra, a w niej nocne porcje. Lodówka w pentrze zapełnia się „sama” praktycznie zaraz po kolacji. Pojawiają się w niej półmiski wędlin, szynek, baleronów i polędwic, ale też doskonałe metki i leberki tudzież salcesony. Mleko, kefiry, dżemy, miód, masełko. A czasem smalec. Chleb i całą resztę piecze się, oczywiście, na statku, więc jak się czasem zbiegną: ten chleb i świeży smalec…
Dar w ogóle jest statkiem miłym i przyjaznym, więc kiedy stoi w porcie, bywa coctail-shipem, statkiem bankietowym. W Antwerpii bankietował na nim port, a drugiego dnia miasto Antwerpia.
Oficjalnych gości komendant przyjmuje w salonie na rufie, gdzie pan Michał podaje kawkę w firmowym serwisie, koniaczki i co tam jeszcze dżentelmeni sobie zażyczą.
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/DarKuchnia#
Tu jest trochę obrazków z Darkuchni i trochę z Antwerpii – z naszego minizjazdu Jotkowego. O naszych belgijskich wyżerkach napiszę jak podleję ogródek!
Dzisiaj rowerzysci opuscili Seattle w kierunku Mt. Vernon polozonego na polnocy stanu.
Wczoraj odwiedzilismy Pike Place Market. Tam zakupilismy wedzone lososie, spojrzelismy na The Wall of Gum, odwiedzilismy pierwsza kawiarnie Starbucks i ‚monorail’ pojechalismy do Seattle Center gdzie miesci sie miedzy innymi Space Needle i Experience Music Project.
Duza atrakcja w Pike Place Market jest zawsze zakup ryby. Basia B. i Arvin wybrali wedzonego lososia na trzy sposoby. Jeden z pieprzem, drugi tzw. salmon jerky i trzeci wedzony tradycyjna metoda.
Jednym ze znakow (trademark) Pike Place Market jest pakowanie wszystkiego w miejscowe gazety. Przy zakupie ryb sprzedawca, ktory stoi z klientem rzuca wybrana rybe za kontuar do zapakowania w gazete. Zapakowana rybe rzucaja z powrotem do klienta.
Po drodze do parku kupilismy bulke paryska i zjedlismy w parku lososia.
Nastepnie przystanek przy ‚The Wall of Gum’. Sciana jest wzdluz wejscia do teatru.
http://www.youtube.com/watch?v=Cw68FxPxnHI&feature=channel
Po ‚The Wall of Gum’ udalismy sie do pierwszej kawiarni Starbucks przy 1912 Pike Place.
http://www.youtube.com/watch?v=T3MULiAykcE&feature=channel
Z Westlake Center pojechalismy ‚monorail’ do Seattle Center.
http://www.youtube.com/watch?v=W9QyxrFM5l8&feature=channel
I tak sie zakonczyla krotka wizyta rowerzystow z Teksasu w Seattle. Pozostawili duzo wsppmnien. Zyczymy im wszystkiego dobrego w dalszej podrozy w kierunku Anchorage, AK.
Jotko, dostalaysmy te same linki, na ktore Ty sie patrzysz i biletow nie ma, jutro wyjezdzam w krzaki (jak ktos bedzie na szosie to moze wpasc) moze jeszcze dorwe jakiegos dziennikarskiego znajjomka z wazna legitymacja, bo to sie w pale nie miesci, zeby sie na wystawe nie mozna bylo dostac. Teraz znikam, bo musze oddac moja maysz dziecieciom.
Jolinku – Zycze Ci pogodnych oczu, do jutrzejszego sniadania. Pozdrowienia dla kotka ktory marzy o skrzydlach.
Jotko – Rozlozysta lipa w ogrodzie to bezcenny skarb – „Oliwny ogrod cienia nie ma”. Piekny ogrod.
Bardzo dziekuje damom i kawalerom za wszystkie doznania duchowe, a Pyrze za 4 pyzy drozdzowe z lodowki.
Wysmarowanym ropa naftowa i smalcem przypominam – nie bawcie sie zapalkami.
Witajcie,
A Capella, Nisiu – miałyście piękne wycieczki 🙂
Ale ja też nie narzekam: Sandomierz …
i okolice: http://picasaweb.google.pl/EryniaG/BaranowSandomierski
Znowu rosna Celsjusze jak glupole. Tuz przed zachodem slonca bylo 30 sztuk.
Nawet nie mozna podlewac bo zbyt goraco.
Pieknej nocy zycze wszystkim
Pan Lulek
INORMACJA TURYSTYCZNA „Z TYLNEJ STRONY SKLEPU” dla Jotki i dla wszystkich pragnacych dostac sie na wystawe o swiatowej renomie w Republice Berlinskiej (mowilam juz, ze tu komuna i wszystko spod lady sie zalatwia) otoz jak sie chce kupic bilety to nie korzysta sie z linkow do rezerwacji tychze biletow proponowanych przez muzea tylko idzie sie do ciecia do Hotelu Interconti, daje mu sie w lape i ma sie bilety na mniej wiecej ten dzien, kiedy wystawe chce sie obejzec.
ewo jakoś pusto tam … a jak to wygląda po powodzi bo na zdjęciach nie widać szkód ..
orca piękny prezent pamiątkę będzie Basia miała dzięki Tobie …
A Capella ja chodzę trochę po górach ale przy Tobie to mały pikuś jestem …
Nisiu ale masz znajomości VIPie Ty nasz …
Placku idę zaraz spać to się zregeneruje ..
Wpadnę przez Was w wielkie kompleksy – te trasy, wycieczki, włóczęgi…Dobrze, że przynajmniej na obrazki popatrzeć można. Basia urocza i jej zazdrościć nie będę, bo młodości nie ma co zazdrościć – stan przejściowy i nietrwały. Orca bezkonkurencyjna. Nisi zazdroszczę rejsu, Jotkom Antwerpii, A Cappelli widoków i dobra. Niech ktoś pozazdrości mnie – nigdzie chodzić nie muszę. Nie jest to ani ciekawe, ani podniecające, ale trwam (choć nie muszę)
Ewo, czy w wąwozie Królowej Jadwigi nadal jest tak dużo komarów. Byłam tam dwa razy – turystów poza nami nie było, a komarów mnóstwo. Ale miejsce bardzo urokliwe. Sandomierz jest bardzo piękny, ale chyba trochę omijany, zupełnie nie wiem dlaczego. Odwiedzałam go każdorazowo w sierpniu, więc w pełni sezonu, a panował tam przyjemny spokój.
Jolinku, Stare Miasta w Sandomierzu nie ucierpiało w ogóle. Straty objęły inne dzielnice położone niżej.
Nemo chyba ma gości i dlatego nie zaglada. O ten olej rzepakowy trzeba będzie jednak ją zapytać. Też jestem tym zainteresowana, a po ostatnich lekturach artykułów na temat tłuszczów, a zwłaszcza olejów i masła jestem zupełnie zdezorientowana.
Pyro…
jesteś naszym blogowym odpowiednikiem Stefanii Grodzieńskiej 🙂
Chyba ostatnia jej książka – „Już nic nie muszę”.
Lecę do kuchni – dzień upłynął na rozmowach telefono, i to nie były radosne pogaduchy 🙁
Haneczko! Dziękuję! Do zobaczenia!
A ja z wnukami na wiejskich atrakcjach!
http://picasaweb.google.com/cichal05/WnukiUNas#
Jolinku,
Potwierdzam słowa Krystyny, Stare Miasto w Sandomierzu było bezpieczne – z tego co mówili przewodnicy, leży jakiś 40 m nad poziomem Wisły. Co do turystów, niby nie było ich widać, ale zawsze jakimś cudownym sposobem zorganizowane grupy materializowały się przed samymi zabytkami. Teleportacja czy co? Samo miasto zachwyciło mnie kamieniczkami, atmosferą, spokojem, brakiem tłumów ludzi i reklam. To rzadkość, ale tam naprawdę centrum miasta jest dla ludzi (i mieszkańców i turystów) a nie dla banków i bardzo drogich restauracji.
Wąwóz Królowej Jadwigi jest wylęgarnią komarów. Tak samo jak góry Pieprzowe, które zresztą były wcześniej zalane. Zajrzymy tam następnym razem.
Po drugiej stronie Wisły ciągle widać ślady powodzi – woda zeszła ale ciągle są pozostałości worków z piaskiem, skute tynki do pierwszego piętra i stosy gruzu i śmieci przed domami. Powódź niby się skończyła ale mieszkańcy długo jeszcze będą odczuwać jej skutki…
Pyro – Nie zazdroszcze Ci nawet tego, ze Telewizja Trwam zostala nazwana na Twa czesc. Slowo honoru, ale podziwiam, nie tylko za racjonalne podejscie do calego tortu zwanego wszechswiatem i boskiej strawy w lodowce. Przed chwila spojrzalem na fusy od kawy, cytuje; – I Ty bedziesz podrozowac (podrozowala?), ale nie bedziesz pobita przez Wscieklego Holendra.
(Jesli spotkacie Holendra ktory brzydzi sie woda, jest wsciekly, a jsli nie jest wsciekly, to zwykly brudas ktory sie bezczelnie podszywa).
Krystyno – Nie probuje zastapic Nemo, bo co kto moze to uczynic. Ksiezyc probowal zastapic slonce, ale noce byly, sa i beda ciemne. Tym niemniej wyczuwam, ze jest to sprawa zycia i smierci i donosze, ze oliwa repakowa jest bardzo zdrowa, zwlaszcza na serce, i wyborna w smaku. Nie mam tu na mysli substancji ktora pamietam z dziecinstwa – bylo to wyjatkowe swinstwo w lepkich butelkach, zalakowane jakims swinstwem.
Jeszcze przed pogrzebem Stalina olej rzepakowy tloczono odwieczna metoda na zimno. Z czosnkiem i sola byl dodatkiem do ziemniakow, tych wlasna lopata wykopanych. Smazenie na oleju nigdy nie bylo olejowi w smak. Plotki o zabojczym kwasie na litere E sa nieprawdziwe. To przez nie znecano sie nad olejem na rozne sposoby, podobnie jak z ziarnem na make, az wszystko to co pyszne i zdrowe ladowalo w sciekach. Polecam OLej Rzepakow z Gory sw. Wawrzynca panstwa Rutkowskich (Pomorze) lub wyroby slynnego „Zakladu wytlaczania oleju i wyrobu kitu” z Grodziska Wielkopolskiego.
Przyznaje, ze bedac niespelnionym czyli dziewiczym fitopatologiem, o rzepaku wiem tylko tyle, ze oliwa z jego nasion moze byc wyborna, slodyszek rzepakowy to prawdziwy smakosz.
Podalem nazwy producentow oliwy nie dlatego, ze mi za to placa, ale z wiara w to, ze ktos to przeczyta, da im znac, a oni poczuja przyplyw wdziecznosci i wysla pare skrzynek tego zlota w plynie do redakcji Polityki. Z kolei rada nadzorcza tego preznego organu przeznaczy olej na wygrane w tym blogu. Elementarna dedukcja – chciwosc i egoizm motywuje 🙂
Miłosierdzia nie macie za grosz. Jestem już w przedwyjazdowej gorączce, a tu tyle tego zewsząd.
Obejrzałam uczciwie, bo grzech ciężki byłby nie. Zatyka mnie z podziwu dla Was, bezcenni towarzysze w blogu 🙂
Pyra niech nie marudzi, bo ona ruchliwa umysłowo i ogarnia, a nie każdy może to o sobie powiedzieć 😉
Alicjo, Cichalu – drobiazg, polecam się na okoliczności i na przyszłość 😀
Ewo, a nie spotkałaś tam gdzieś ojca Mateusza???
🙂
Jestem miłośniczką oleju lnianego nieoczyszczonego, niemal czarnego (gdzieś się podział ostatnio), a uzywam do :
– posolonych plastrów cebuli, rozebranych na pierścienie, polanych olejem, a zjadanych z gorącym ziemniakiem;
– do śledzi solonych smażonych, a potem przechowywanych w takim oleju z dod. czosnku i cebuli;
-do czyszczenia i konserwacji mebli i przedmiotów z drewna – do oleju dodać nieco cytryny, nacierać przedmiot, potem polerować szmatą wełnianą.
Nisiu,
Nie rzucił się w oczy, chociaż przechodziłam obok „jego” dworku 😉
Jestem milosnikiem gziki.
Placku – gzika, to Kalisz; Poznań jada gzik.
A skąd ta różnica, Pyro?
W holdzie zapomnianym oliwom – leszczynowym, bukowym, a zwlaszcza delikatna i tajemnicza oliwa z suszonych dzikich jagod – Wszystkie jestescie damami, tak jak Julcia, „wyspana, wyczytana, wylezana, biala, rozowa, tez pelna wstawek i koronek” i Jolka z „Panien z Wilka”. Tylko dama jest w stanie tak zachwycic palaszowaniem chleba z maslem i ogorkow, a potem dzwonic na sluzaca po bialy ser.
Miałam jeszcze napisać o naszych antwerpskich przygodach jedzeniowych…
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/DarKuchnia#
Żeby nie trzeba było szukać, podaję jeszcze raz sznurek do Darkuchni i antwerpskiego papu.
Zaczęło się od tego, że Jotki czekały na mnie z szampanem… wytrąbiłam go tego samego wieczoru na rufie Daru, z przyjaciółmi. Z Jotkami bowiem piliśmy piwko. W wytwornej knajpie jakoś niepolitycznie żłopać własnego szampana. Jotkę zastałam nad „banieczką”, czyli „bolleke” (tak się tam mówi na lokalne piwo De Koninck, podawane w baniaczkowatych kielichach) na tarasie restauracji Noordterrasse. Taras był na wysokości salingu sporego żaglowca stojącego tuż obok na Skaldzie. Jotka zjadła tam węgorza w zielonym sosie – wyglądał jak w zielonej zupie i Rycerz nie wyrażał się o nim dobrze, ale Jotka dała radę. Ja rzuciłam się na bouillabaise – jest na zdjęciu – trochę mnie deprymowały wąsy tych wielkich krewetek, plączące się po zupie… ale zupa była bardzo dobra. Ten kopczyk w talerzu to dwa wielkie kawały łososia, wielki kawał halibuta, małże i ze cztery rodzaje krewetek. Chyba jakiś przegrzebek też się tam pętał. Zjadłam połowę i wymiękłam. Nie mam ci ja takiej wyporności. Włodek jadł dziwną zapiekankę nie pamiętam z czego, mówił, że dobra. Jajko sadzone miała na wierzchu. Potem ja strzeliłam banieczkę (lekkie, goryczkowe, dobre), a Jotka Krieka – piwo fermentowane z wisniami – dla mnie jednak za słodkie (choć nie ulepek, trzeba przyznać).
Następnego dnia przysiedliśmy w restauracji na rynku, gdzie miałam siły tylko na frytki. Belgowie twierdzą, że to ich kraj jest ojczyzną frytek. Możliwe, bo są tam one rewelacyjne. Z pyrek (ave, Pyro), a nie z pulpy, za przeproszeniem. Zmieniliśmy potem lokal na wytworniejszy i tam Jotka jak najsłuszniej dała popalić kelnerowi, Turkowi czy Arabowi (taki młody, ciemny przystojniak),który usiłował ją zniechęcić do posiedzenia przy piwie bez obiadu. Zamówiliśmy potem jedzenie (rewelacyjne wątróbki kacze na owocach w calvadosie), ale on dalej płakał, że to starter, a co na obiad?! No więc Jotka znowu słusznie dała mu popalić. Trochę mi go było żal, więc coś do niego zagadałam, że jedzenie super – a on do nas po polsku…
Następnego dnia byłam w tej samej knajpie, ale już z dwójką tubylców – pan trafił akurat tego samego kelnera, który mu od razu powiedział po flamandzku, że nie ma miejsca dla pięciorga. Już się zbieraliśmy do wyjścia, kiedy kelner spostrzegł mnie, rozpromienił się i powiedział: cieść! I za chwilę już siedzieliśmy wygodnie, a młodzian podawał czekadełko: maluteńką filiżaneczkę gazpacho, miniaturową pizzę (3 cm średnicy) i dzwonko śledzia marynowanego po ichniemu, b. dobrego matjasa, bo akurat sezon na matjasy. Zamówiłam solę a la meuniere, bo chciałam się przekonać, czy robię podobnie. Owszem, robię, żadna sztuka. Ale pycha duża.
Równie dobry był grilowany tuńczyk, którego jadłam ostatniego dnia w dziwnej knajpce przypominającej żywo średniowieczny kościół…
W sumie smacznie jedzą ci Belgowie i piwa mają przyjemne… i ludzie u nich mili: potrafią się do ciebie uśmiechnąć bez powodu, ot, przechodząc.
Fajny kraj! No nie, Joteczko???
😆
Haneczko, powiem na ucho, bo niepoprawne; przejęli od kacapów (tak mówiono w Wlkp) Kalisz ma wieczne pretense do Poznania, że wszystko Pyry do siebie garną, a to oni są znanym ośrodiem cywilizacji na naszych ziemiach. Potem oni trafili do zaboru rosyjskigo i jak złośliwie mówiono nad Wartą – oni tak woleli, bo Poznań za kordonem i krzywdy nie zrobi.Mało to idiotyzmów ludzie kupują?
Ło jej 😆 Wszystkie kupią 😆 I jeszcze dopłacą 🙄
(Szeptem) – Pyro – Ostrow Wielkopolski mowil raz tak, a raz inaczej, ale przewaznie nic nie mowil tylko jadl jak glodny kacap, w dodatku czesto potrawy z kongresowki. Najbardziej mi smakuje mieszanka gziki z gzikiem wszystko belgijske, zwlascza zurek.
Prawie wszystko, bo wegorzowi na zielonej niwie darowalbym zycie.
Wasza polnoc nadchodzi, pozwolcie, ze wzniose toast po turecku;
Na zdrowie !
Plaku – bo to Ostrów nie bardzo kaliski i potrafił ciągnąć profity z granicznego położenia. Mamy tam przyjaciół.
A propos Rosjan i krasnolodkow – To ukrainski pirat a nie troll. Pirat tez czlowiek i musi jesc. Nie jego automatyczne nawolywanie mnie lekko denerwuje, ale przydluga juz drzemka strazy miejskiej. W Brukseli byloby to nie do pomyslenia (zaslyszane w kolejce po wafle z frytek, z GZIKIEM)
Mam zywo w pamieci peany poswiecone Wielkopolsce. Przypominaly mi pelne tesknoty wiersze Franciszka Kniaznina, co prawda o „nurtach Hertrurskich” ale w identycznym klimacie;
…Gdzzie owoc nieuchybny pien oliwny dzwiga,
I pelnym wazy sokiem swe galazki figa.
Sacza sie mlode slodkie z wydrazonych jodel
Z gor wysokich spadaja tonie czystych zrodel
……………………………………Moze to jednak cos o Kresach lub gorach
Chetnie sie daje doic trzoda koz pieszczona…
Zapomnialem, teraz pamietam tylko, ze pragne zurku z niebieskimi zaglami.
Placku – zeszłorozną wystałą wiśniówką wznoszę toast za Twój żurek, gzikę frytką, żagle niebieskie, migdały niebieskie i niebieskooką lalkę z ogórkiem
Pyro – Prosit – spij spokojnie 🙂
Z maku tez tloczono, tloczono i z migdalow. Konserwatysci polegali w ciemnych lasach, uparcie produkujac smole. Podziwiam pionierow, wszystkich tych ktorzy po raz pierwszy wpadli na pomysl – A moze by tak to wytloczyc ? Moze z kwadratowego kola zrobic cos okraglego, a z plaskiego okragle ? Moze podzielic sie przepisem na lokomotywe w oleju ?
Tyle o oliwie, bo reszta do lampki, i namaszczen.
Liscie oliwne maja gorzki posmak.
Wiśniówka wysączona do ostatniej kropelki. Dobrej nocy wszystkim.
W drodze do Mt. Vernon rowerzysci z Teksasu mineli Everett. W Everett miesci sie glowna fabryka firmy Boeing.
Boeing w Everett oferuje wycieczki umozliwiajace obejrzenie procesu budowy samolotu. Teraz najbardziej oczekiwana dostawa jest Dreamliner.
Podczas wycieczki nie wolno robic zdjec. Nie wolno wnosic zadnych toreb, torebek i opakowan.
Wewnatrz budynku miesci sie kilka samolotow pasazerskich. Trudno jest interpretowac pojecie proporcji patrzac z gory na kilka samolotow pasazerskich ustawionych na podlodze budynku.
Goscie ogladaja proces budowy samolotu z gory, ze spacjalnie zdudowanej platformy.
Na filmie macie mozliwosc obejrzenia budowy Dreamliner. Film zostal zrobiony przez miejscowa gazete ‚Seattle Times’
http://www.youtube.com/watch?v=67BXUFBFH18
paOlOre z dzieckiem wyjechał w bramie mijając się z rajdem.
Dwaj cywili zabetonowali rurę w którą będzie wkładana inna rura – w tym wypadku dwa skręcone plecami ceowniki – wszystko to po to, żeby konie nie wywracały przegrody na hali, a słupek (rura) dała się zdemontować na wypadek wywożenia obornika. Jasne?
Wieczorem pojechałam (zarobkowo, ale i przyjemnościowo) z małoletnią do lasu, muchy gorsze niż wczoraj, ale trochę udało nam się im uciec.
W zasadzie to już śpię, ale doglądam suszenia wypranych czapraków. Nie obgadująć Pana Kowala mógłby to czasem zrobic. Mnie taka niestaranność skręca, mam hopla na punkcie utrzymywania wszelkiego końskiego rzędu w stanie, powiedzmy, właściwym. Do tego w większości te czapraki leżą na grzbietach moich koni. Wrrrr…
Och, Żabo, a więc miałabyś mnóstwo radości, gdybyś popłynęła Darem i popatrzyła, jak bosmani i instruktorzy uczą praktykantów, że ma być PORZĄDNIE… No i po jakimś czasie jest porządnie.
Jutro dołożę zdjątek.
Dobranoc!
Nisiu, bo ja mam duszę I oficera…
Pyro!!! Mustruje od jutra!
Dzień dobry! Czy już ktoś wstał?
Wstałam, doczytałam, miłego dnia wszystkim życzę 🙂
Miłego dnia. Ja odrabiam prasówkę, jak co rano.
dzień dobry .. a ja się spieszę bo zaspałam …
Dzień dobry!
Wstałam o 6:00 by zrobić śniadanie moim gościom. Teraz są w drodze do Zermatt na spotkanie z Matterhornem. Gość kończy dzisiaj 50 lat i uciekł z domu (w Niemczech) przed gratulantami służbowymi i prywatnymi.
Niewiele brakowało, a nie dożyłby tej stresującej rocznicy 🙄 Wczoraj po południu, pełna dobrej woli zaproponowałam przejażdżkę rowerową po okolicy (po płaskim), aby pokazać atrakcje nie męcząc długim marszem… Normalna trasa to ca 30 km, ale mieliśmy mało czasu (chciałam z nimi wrócić na podwieczorek z Osobistym) więc ograniczyłam maksymalnie i wyszło nam trochę ponad 11 km. Zajęło to nam 2 godziny 😯 z odpoczynkiem i popasem nad jeziorem Brienz. Mimo że przed wyjazdem w trasę piliśmy dużo różnych napojów, to po 6 km zapytali, czy my jedziemy wyczynowo 😯 i że muszą koniecznie odpocząć i wypić piwo. Potem jechaliśmy od studni do studni, pijąc wodę i się chłodząc, a ostatni odcinek (20 m pod górę) szliśmy pchając rowery 😯 W tym czasie Osobisty nie odważywszy się nadkroić ciasta poszedł podlewać pomidory 🙄
Gość podobno nie jeździł na rowerze od 40 lat, myślałam że żartuje 😯 Dzisiaj oboje mają obolałe kości ogonowe, a ja mam wyrzuty sumienia takie, jak po tej jagodowej ekspedycji z ponad 80-letnią znajomą, co jej kazałam schodzić 400 m w dół po stromej drodze 🙄
Tych gości nie znałam wcześniej osobiście, ale wiedząc, że są przyjaciółmi naszego przyjaciela, który zdobył niejedną górę w Pamirze i na Kamczatce nie spodziewałam się takich słabeuszy, w dodatku młodszych ode mnie 🙄
Na temat wartości i tajemnic oleju rzepakowego wypowiedział się Placek, a ja nie będę podważać ani wątpić. Wszędzie słyszę o wspaniałych cechach tego oleju, ale go nie używam, bo mam awersję od dzieciństwa 🙄 Dotąd mam zakodowany zapach i smak tamtego, znam też wygląd i zapach makuchów, którymi wuj karmił swoją zwierzynę, chyba krowy to żarły.
Z rzepaku najbardziej lubię widok żółtych łanów wiosną i miód rzepakowy 😉 Moje ulubione oleje to ten z ostu, o którym już wspominałam oraz oliwa z Sycylii, przy wytłaczaniu której byłam osobiście. Poza tym do smażenia używam jeszcze oleju arachidowego.
Witam za pol godziny wyjezdzam w krzaki
Dziękuję Wszystkim za wszystkie miłe słowa… Gdybym wiedziała, że „temat” zajmie aż tyle miejsca – nie odważyłabym się pewnie go zapodawać… Wszak górska specjalność to w okolicach Politykowych Owczarek… 😉 😀
Nemo, jest Szanowna Pani dla mnie nieustanną inspiracją (znaczy się, gdy mam czas czytać pogwarki pod Blogiem P. Adamczewskiego… z czym różnie bywa) – i to inspiracją w więcej niż jednym czy dwóch sprawach… 😉 😀
[że poręczniej byłoby czytać co poniektóre komentarze we własnym blogu Nemo – to inna sprawa… tak tylko marudzę 😉 upały znów idą to pomarudzić trzeba… 😈 …ale pomyśl… mimo wszystko… 😉 😀
Cichalu, Wł. Krygowski (we „Wspinaczce po tęczy”) pisze, że ‚Garłuch’ brzmiało „po cepersku” już przed I Wojną… Niektórzy używają wymiennie formy polskiej ‚Gierlach’ i słowackiej (słowackawej) ‚Gerlach’… Ja mieszam i formy i drobniejsze aspekty pisowni (najczęściej z pośpiechu i niewygody kopiowania do okienek (html’owych i innych) słowackich znaków diakrytycznych…)
Pyro, melduję posłusznie że nie zamierzam się zestarzeć (wzorce do się-inspirowania mam niezłe – więc, wyjdzie czy nie wyjdzie, popróbować trza…) 😉 😀
Jolinku, to była lajtowa wycieczka… Bardziej wyczynowe można znaleźć wcześniej w tymże albumie („supernowa”) albo „acappellanova” – tu np. nasza poczciwa acz klasyczna Orla Perć w całości z dojazdem (autokarowym!) i powrotem do krk w jednym dniu… Choć miało to wszystko mce już 2 lata temu – wciąż jestem ‚bardzo dumna’ z tamtej przebieżki, półgodzinnego piknikowego posiadu na Kozim (i że nafocić co nieco zdążyłam 😉 😆 ) — hmmm, może to jest jakiś przejaw zbliżającej się podstępnie starości???… kto wie?… 🙄 😆
Żeby zachować (zapozorować? 😉 ) jakieś modicum przyzwoitości zagadnieniowej, dodam, że szarlotka w Piątce po owej Orlej była – oczywiście 😉 – pyszna (i nawet została uwieczniona… choć nieostro… tak, jak i menu schroniska Krzeptowskich, stan na koniec lipca 2008… 😀 ).
Pozdrawiam serdecznie!
🙂 🙂 🙂
…P.S. A żeby nie być gołosłowną (w kwestii owych ‚młodościowych’ inspiracji) – proszę bardzo: 6April 2006, Irene’s 90th birthday walk!
W ogóle cały ten foto-blog „mad about mountains” i portretowany tam (raczej emerycki) Keswick Rambling Club (+ jego poszczególni członkowie, mocno zaprzyjaźnieni) — to wspaniała sprawa… zarówno dla ‚starszych’ (metryką, nie duchem), jak i dla ‚młodszych’…
🙂 🙂 🙂
A cappello,
nie pokażę moim gościom Orlej Perci pokonanej w jednym dniu 😯 bo padną trupem od samego patrzenia 🙄
Wspominam sobie moje dawne wędrówki po Tatrach z nostalgią. Tamte góry stały się dla mnie miarą wszystkich innych, choć ich polska część bez trudu zmieściłaby się w porządnej dolinie alpejskiej i nawet by nie wystawała 😉
Schlebia mi bardzo 😳 Twoja deklaracja o inspirującym wpływie moich komentarzy, ale własny blog? 🙄 Nie mam czasu nawet na uzupełnianie galerii w picasie, a dalibóg z 27 000 zdjęć dało by się wybrać to i owo, a tu jeszcze własny blog i jego pielęgnacja 🙄 I któż by tam zaglądał 🙄 Na moje skłonności ekshibicjonistyczne tutejsze forum jest absolutnie wystarczające 😉
Jak moi goście wrócą, to im pokażę moją ponad 90-letnią sąsiadkę pokonującą naszą górkę rowerem 😎 Ostatniej zimy jeszcze biegała na nartach, a alpejsko jeździła ostatnio 2 sezony temu.
Właśnie… I tak trzymać! 🙂 🙂 🙂
A ja mam też ‚w towarzystwie’ pana „spod Monte Cassino” (rocznik 1925), który jeszcze niedawno był we włoskich upałach najdzielniejszy ze wszystkich chórzystów (w przeprowadzaniu nas nielegalnie na teren bitwy takoż… i w innych sportach ekstremalnych) a i na imprezach wciąż najlepiej i najdłużej tryska humorem, anegdotami, dalekimi skojarzeniami… intelektualnymi i nie tylko… Choć życie go nie oszczędzało… ani przed ‚zaciągnięciem się’ do Andersa (typowa historia, tyle że przyszły Prof. N. był jednym z najmłodszych „stypendystów Stalina”), ani po…
O blogu pomyśl… Takie drobne „kopiuj-wklej” od czasu do czasu… Rusztowanie się pobiera i zagospodarowuje w trzy sekundy… no, może w 30… 😉 🙂 😀
*******
Własnie, ta kieszonkowość Tatr… Minęła (kilka dni temu) 15 rocznica zdobycia mojego pierwszego ‚trzytysięcznika’ 😆 , Habicht(u) w Gschnitztal, Tirol… – tam trzeba ‚nieco lepszej’ kondycji (i wcześniejszej pobudki, nawet gdy się jest u podnóża)… ale za to jaaaaaakie kolooooorowe kwiatki… iiiiiile luftu!!! 😉 😀
Nie mam jeszcze rolet i musiałam przed 9.00 wyłączyć komputer, bo miałam łaźnię w pokoju. Młodsza poszła dzisiaj po rolety i zapłaciła obłędną moim zdaniem sumę 350 zł za trzy kawałki szmaty ciemnej o wym, 53×124 cm. Ponoć nie ma takich gotowych. Nic nie rozumiem – okno typowe, przydziałowe, a rolety jak ze złotogłowiu? Na obiad fasolka szparagowa i sztuka mięsa. Po obiedzie włażę pod prysznic obowiązkowo.