Śniadaniowe kłamstewka
Choć nie lubię zdrobnień typu pieniążki, zupka, kotlecik itp. to tym razem muszę użyć tej formy. Odpowiedzi Polaków na pytania ankieterów o ich posiłki nie są pełnokrwistym kłamstwem. Zwłaszcza, że od tych odpowiedzi nie zależy ani los, ani zamożność, ani kariera wypytywanych. Są to więc typowe kłamstewka, które najwyraźniej mają podretuszować wizerunek odpowiadającego. I to wizerunek we własnych oczach. Ładniej bowiem prezentuje się człowiek mówiący, że odżywia się regularnie, je dobre i zdrowe posiłki, korzysta z dobrych produktów, nie lubi tzw. junk food czyli „żywności-śmieci”.
Piszę o tym, bo widziałem wyniki badań prowadzonych już od lat nad sposobem odżywiania się Polaków i ich kondycji. Na pytania o produkty, częstotliwość jadania i preferencji żywieniowych nasi rodacy wypadają wspaniale. I tylko czasem, gdy ankieterzy zadają znienacka pytanie np. o śniadanie okazuje się, że w większości przypadków jest to filiżanka herbaty lub kawy a w czasie jazdy do pracy batonik lub słodki rogalik.
Na pytanie o fast foody notowane są bardzo często potępiające i krytyczne wobec tego typu lokali opinie. Ale później okazuje się, że bywamy w nich nawet i parę razy w tygodniu.
Nie będę się pastwił nad rodakami, tylko opiszę swoje własne całodzienne menu, które – nawiasem mówiąc – też nie jest idealnie poprawne. Dietetyczka, z którą występowałem niedawno w Dzień Dobry TVN gdzie Dorota Wellman i Marcin Prokop wypytywali nas właśnie o prawidłowe odżywianie się, tuż po zejściu z anteny zrobiła mi „wygawor” za nadmierny pociąg do wina. Powiedziałem jej bowiem, że do każdego niemal obiadu wypijamy we dwoje z Barbarą butelkę wina. – Wino, tak. Ale nie w takiej ilości – powiedziała pani dietetyczka. A co ja biedny mam robić, kiedy to lubię?
Wróćmy jednak do śniadania. Zaczynam każdy poranny posiłek od szklanki soku pomarańczowego, własnoręcznie wyciśniętego z dorodnych i przeznaczonych na sok owoców. W czasie wyciskania włączam toster i robię grzanki, po dwie dla każdego z nas. Na ogół z razowego chleba lub ciemnych bułek, często z ziarnami zboża lub pestkami. Na ogół nie korzystam z masła (a Basia owszem, tak) zastępując je kilkoma kroplami dobrej oliwy. Do grzanek jest do wyboru parę plasterków różnych wędlin lub serów. Jest też – niemal zawsze – pokrojony pomidor i do tego biały ser. Stoi też zwykle na stole pojemnik z konfiturami lub powidłami. Ja sięgam po nie niezwykle rzadko, ale mam taką możliwość. Basia zawsze kończy śniadanie łyżeczką słodkości (choć nasze konfitury i powidła są mocno kwaskowe). Pijemy też po dwie filiżanki mocnej, czarnej herbaty. Jest to najczęściej cejlońska Uda Watte, a czasem nasza poprzednia herbaciana miłość czyli Black Yunan.
Jaja poszetowane czyli w koszulkach są daniem przez nas uwielbianym
Drugi posiłek, zjadany niemal w południe lub około 13, to skromna przekąska składająca się z jednej grzanki z białym serem lub plasterkiem jakiejkolwiek wędliny i znowu dwie filiżanki herbaty. Czasem zamiast grzanki na talerzu ląduje sałatka warzywna lub owocowa.
Kurczęta faszerowane to wspaniały obiad
Główny posiłek dnia zwany u nas obiadem, choć w innych domach mówi się o tej porze o kolacji, celebrowany jest między 18 a 19. I to wtedy właśnie podawane jest wino, którego rodzaj i gatunek uzależniony jest od dań przygotowanych na ten dzień.
Obiad składa się zazwyczaj z dwu dań i deseru. Jeśli jest zupa (co zdarza się raz lub dwa razy w tygodniu), to nie ma przystawki. Jeśli zaś zupy nie ma, to zaczynamy posiłek od sałatki warzywnej lub np. plastra łososia z tartym chrzanem, albo wędzonych szprotek, czy też małej porcji krewetek, wędzonych małży lub innego robactwa.
Danie główne to najczęściej ryby (co najmniej trzy razy w tygodniu goszczące na naszym stole), owoce morza podawane albo z grilla, albo w postaci risotta czy spaghetti.
Z dań mięsnych najbardziej lubiane są befsztyki. Ale bardzo często zdarza się np. gotowana cielęcina, podroby jak np. cynaderki, żołądki czy wspaniała grasica duszona z czosnkiem w winie. Bywają także kurczaki – gotowane w rosole lub pieczone z farszem po polsku.
Najczęstszym deserem są ciasteczka domowe wg. przepisu mojej Babci. No i owoce – melon, winogrona, jabłka. A do deseru oczywiście herbata czasem zastępowana kawą z ekspresu.
Ponieważ najczęściej pracujemy w domu pisząc – to obiad przygotowywany jest w trakcie roboty, która wymaga kilku przerw. A odejście od komputera i przejście do kuchni, to zarówno wypoczynek jak i sprawdzian praktyczny tego co tam nawypisywaliśmy.
Ale my jesteśmy nietypowi. Autorów kulinarnych nie liczy się na setki tysięcy. I bardzo dobrze, bo w innym przypadku pewnie byśmy przymierali głodem.
Komentarze
ja to jem 5-6 razy dziennie małe porcje … wolę zjeść banana lub jabłko lub loda niż iść do baru szybkiej obsługi … na co-dzień to fajny sposób odżywiania ale gorzej jest jak jestem na jakiejś imprezie … bo albo zjem z łakomstwa więcej niż powinna i potem jestem przejedzona albo z rozsądku jem miej i wszystkiego nie spróbuję … niestety to pierwsze zdarza mi się częściej i mam często niepozytywne myślenie jak mam iść w gości i znowu się najadać ….
nie pada, nie wiej … ale zimno …
Zimno i nie wieje. Nawet śnieg nie ma szans wpaść do domu. Okna są już na swoim miejscu, Fachowcy mątowali okna podczas największej śnieżycy.Mogę spokojnie udać się gdzie chcę , przez tydzień miałem tzw. dom otwarty. Co prawda daleko mu do domu pasywnego ale jestem na najlepszej drodze. wczoraj oglądałem program o polskim przedsiębiorcy z Niemiec który wybudował sklep gdzie 1000 m2 ogrzewają żarówki i układ solarny. Pewnie nakłady na ocieplenie i system rekuperacji zwrócą się po 40 latach. ale co zaoszczędzi na bierząco to jego.
Śniadanko już zjadłem, pomidorek, serek , kiełbaska , herbatka…
Montarz , montowali, monter. 🙁
Wieje mniej, popaduje i +5.
Ja osobiście jem, jeżeli chodzi o pory posiłków, zupełnie fatalnie. Z reguły rano nic dopiero po obrządku kawa, albo dalej nic. To wszystko przez samotniczy tryb życia i to, ze zawsze naprzód muszę wyjść na podwórze zobaczyć co się dzieje a potem to już jakoś tak samo leci.
Od kiedy mi zdiagnozowali cukrzycę staram się rano jednak coś przegryźć i siłą rzeczy wypić poranną kawę.
Zupełnie inaczej rzecz się przedstawia jak są goście. Wtedy duże śniadanie, typu czym chata bogata, ze świeżymi bułkami (lub podgrzewanymi), wędlinami, serami, dżemami itp.. Obiad z reguły późny, koło 19. Jak goście pełnoletni to z winem albo z piwem. Obiad raczej bez zupy, za to z deserem. Kiedyś miałam takie powiedzenie, ze jak mam już deser i sałatkę to reszta nie stanowi problemu. Lubię mięso w każdej postaci, ale z reguły staram się kupować takie, które da się przyrządzić w miarę prosto i w miarę szybko – pieczenie, befsztyki, czy też drobiowe filety wszelkiej maści. Głównie wynika to z braku czasu, gospodarstwo i zwierzęta są bardzo absorbujące i trudno przewidzieć co może w ciągu dnia się zdarzyć. Przeważnie coś zupełnie nie planowanego 🙁
Ewo, lada dzień będę zlewać. Zasypię cukrem jeszcze raz i wtedy dorzucę imbir i kardamon. Dziękuję 🙂
Czy owoce pigwowców też się nadają? Mamy tego sporo, co roku wściekle owocują.
Dietetyczce nie ważyłabym się pokazać na oczy. Rano, na rozum, bo głodna nie jestem, dwie małe kromki chleba (ciemny, ziarno) z twarogiem, rybą lub wędliną, druga zawsze dżemowa. Do pracy 3-4 kanapki serowo wędlinowe. Obiad ok. 18 jednodaniowy, przygotowany dzień wcześniej, łatwy do odgrzania, surówki błyskawiczne, jeżeli zupa to z wkładką. Potem lody, ciasto albo owoce (wczoraj pan mąż kupił rewelacyjne czerwone grejpfruty). Czasem podjadam jeszcze coś średnią nocą. Dwie kawy, kilka herbat, piwo, wino albo nalewka.
Marku, montaż (franc. montage). I to na bieżąco (od biegu) 😀
Ja – na co dzień w domu muesli z jogurtem i owocami, sok (najczęściej pomarańczowy). Potem zielona herbata, która ostatnio najlepiej stawia mnie do pionu. Gorzej, jak jestem w jakimś hotelu, gdzie są pyszne śniadanka 😉 – a zdarza sie to niestety nierzadko; wtedy jeszcze zwykle skuszę się na „drugie danie” czyli ciemny chlebek plus trochę jajeczniczki, trochę sereczka, trochę pomidorków, trochę łosośka lub makrelki, finałowo coś z miodku lub konfiturek. No i mamy już nie śniadanko, tylko śniadanisko 😆
Doroto, mnie się zdaje, że w hotelach to często niepyszne właśnie śniadania bywają, w polskich znaczy…
Dzień dobry Szampaństwu.
Sniadania są u mnie bardzo zróżnicowane, jeśli chodzi o porę i co jem. Dzisiaj na przykład o 4 rano (no, obudziłam się!) zjadłam dwie *italian plum*, czyli pyszne śliwki typu węgierki, ale ze dwa razy większe. Teraz popijam roiboos, a kromucha będzie jak zwykle ok.10-tej.
Typowo jem ok. 10-11 tej, jak mi żołądek „wstanie”. Kromucha jedna, czasem śledz, czasem wędlina, czasem biały lub żółty ser z ostrą pastą chili, czasem tylko dwa jajka na miękko. Bardzo często owoc na dzień dobry, jakikolwiek owoc.
Zgadzam się z Dorotą z sąsiedztwa, w polskich hotelach trudno sobie odmówić śniadania, zazwyczaj maja bogaty wybór, chociaż nie powiem tego o ostatnim pobycie w Międzyzdrojach, cienko było.
Bardzo mi się podobały śniadania w Afryce, we wszystkich B&B podobnie, poniżej demonstruję śniadanie u Patti, trzy zdjęcia na samym końcu. Zawsze talerz różnych owoców na poczatek, ja tak instynktownie od dawna miałam. Kto chce, niech spróbuje, polecam 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/06.Winnice_etc/
eeetam, prawdziwą przyjemność daje życie 😆 pełne extremalnosci:
śniadaniować wieczorową porą przy schłodzonej pękatej flaszce
spanie do wczesnego popołudnia
Noce tym sposobem są długie a party pikantne.
o, cos w tym stylu: http://www.youtube.com/watch?v=urQVzgEO_w8
pluszaki za to w tych powyżej sa na dobrym poziomie 😆
i wtedy nie żal nawet 50$ wyłudzanych przez panienki na toalete 😉
Pluszaku,
nie bywam często po polskich hotelach, wiadomo, rodzina i przyjaciele przygarną zawsze, ale po drodze się parę razy zdarzyło. Najlepsze było w Royal Hotel w Krakowie pod Wawelem. Zeszłam do jadalni bez zamiaru zjedzenia czegokolwiek (brak apetytu z rana), a zjadłam śniadanicho 😯
Wybór wielki i świeżość wszystkiego aż biła w oczy i nozdrza. Nie szło się oprzeć, apetyt przyszedł sam 🙄
I można było zacząć od sałatki owocowej na przykład, a jakże 😉
A Dorota też pewnie zazwyczaj przebywa w nienajgorszych hotelach. Tam dbają o gościa chyba?
Alicji, Doroto, oczywiście, że powinni 😀
z tańszych wporzo śniadania w Hotelu Rzymskim w Poznaniu dają
*Alicjo
9911
takie kody trzeba wykorzystać 😉
A co do reszty posiłków, następny ok 17-tej, obiad.
I na tym dla mnie koniec, chyba, że mi przyjdzie ochota na coś, zazwyczaj owoce.
Haneczka może jadać w środku nocy, a i trzy kromuchy jej nie zaszkodzą, toż to fryga i ma motorek nie powiem, gdzie, co przyswoi, natychmiast spali 😉
Przy okazji, jestem w trakcie czytania „Traktatu o odchudzaniu” Chmielewskiej – nie, zebym się odchudzała, ale mam ochotę na coś drukowanego śmiesznego.
Doczytałam wieczorne wpisy.
Alicjo, może Frank zapisze Ci chałupę w spadku, albo może zamieńcie się, po co mu taka wielgachna? 😀
Moje śniadanie zaczyna się od wielkiego kubka bardzo mlecznej kawy. A potem kromka lub dwie ciemnego pieczywa z „czymś”: wariacje jajeczne, wędlina, sery, jakieś warzywka do tego, czasem konfitura. Tak zwane płatki śniadaniowe lubię jako przekąskę w ciągu dnia lub zamiast kolacji 😉
Co człowiek ,to trochę inne upodobania i zwyczaje .Ja podobnie jak Dorota lubię płatki z owocami i jogurtem ,ale w ogóle nie ciągnie mnie do soków. Zielona herbata – tak,ale dopiero po obiedzie. Inaczej jest ,gdy je się w samotności, a inaczej w większym towarzystwie – wtedy i śniadanie może być biesiadą.
Haneczko, ciasto do metrowca piekę w blaszce o długości 35 cm.Ja piekę ciasta pojedynczo,ale rzeczywiście można je upiec razem,będzie trochę szybciej i oszczędniej.
No to dałem plamę ortograficzną. Ach te wyjątkowe wyjątki…
Idę zarobić pieniążki.
Zaleglosci!
wczoraj powinienem byl zlozyc zyczenia znowu zwycieskiemu Stanislawowi: Gratulacje!
Skladam ponadto spoznione, ale tym serdeczniejsze zyczenia calemu gronu pedagogicznemu: Wiwat!
Haneczko,
te pigwowce wlasnie. Jak chcesz miec prawdziwy aromat do doloz tego jak najwiecej. Robota przy tym piekielna, ale skutek taki, ze hej.
Alicjo,
o ktorej 10, tej 10 + 6?.
Pozdrawiam cala reszte.
pepegor
Pepegor,
o mojej 10-tej, o Twojej 16-tej 😉
Idę dospać, dochodzi szósta 🙄
Ja to prowadzę higieniczny i uregulowany tryb życia, niech to licho! Pocieszam się, ze niektórzy mają jeszcze lepiej 😉
a tu jak Francuzi jedzą … sama tak jadłam przez tydzień i nic nie przytyłam 🙂
http://lesvoyages.blox.pl/2009/10/Dlaczego-Francuzi-nie-tyja.html
Pepegor, pan mąż się ucieszy, bardzo się zapalił do procentowego przetwórstwa 😀
Teraz jestem na prostej i cos o sniadaniu etc.
Tez mam tak, ze rano jak wychodze kolo 6 to nie mam apetytu. Czasem pozwalam sobie na kubek kawy. O 7.30 kupuje w kantynie cala bulke i zjadam, a do popoludnia dozywiam sie wylacznie owocami lub surowymi warzywami. Jak wracam to gotuje cos, albo zjadam to, co zostalo z dnia poprzedniego. Mozliwie cos prostego, co mozna szybko zrobic i przed 17.30 zjasc, bo potem nie jadam juz nic.
To nie zawsze tak bylo i dlatego te problemy z brzuchem. Te warzywa i owoce jadam niekoniecznie z nadmiernej sklonnosci ku temu, ale z racjonalnych zalozen, ze czlowiek powinien sie i tym odzywiac, z wiadomych wzgledow. Z powodu tego, ze wstajemy oboje o roznych porach nie mamy wspolnych sniadan. To sie faktycznie zdarza tylko w niedziele, bo moja LP pracuje tez w soboty. Jak sa goscie to tez, bo w koncu jedno z nas pozostaje wtedy w domu. 3-4 razy w tygodniu gotuje po poludniu, jak wracam i potem przewaznie zawoze corce gotowe, bo oni wracaja czasem nawet po 20, a wnuczka tez musi wczesniej cos zjezc. Co pozostaje zjadamy dnia nastepnego, bo moja LP tez wraca czasem po 19 i tez nie chce jej sie tak pozno jesc. Prawdziwe objady, dla wszystkich, urzadza sie u nas w niedziele i te z zasady gotuje ja. Zapraszamy czasem jeszcze kogos tak, ze zasiadamy do stolu czasem i w 8 osob. W nastepna niedziele bedzie ges.
Szanowny Panie Piotrze!
Czytając tekst i przeglądając zdjęcia poczułem kaskadę zapachów płynących z fotografii. O jakże zazdroszczę…. Niestety, należę do tych, co to bez śniadania i bez obiadu. Niemniej jednak, w chwilach wolnych jestem naśladowcą mistrza. Bo cóż może dać większe wniebowzięcie zmęczonemu jesienną aurą człowiekowi, jak nie cudowny posiłek z odrobiną (no może trochę wiecej niż odrobiną) przezacnego wina.
pozdrawiam
Stanisława dzisiaj nie widać. Oby aura go nie skrzywdziła, tam nieprzyjemnie.
Nemo też mi martwiąco chodzi po głowie i odcięty Pan Lulek.
Haneczko,
Owoce pigwowca jak najbardziej nadają się do nalewek. Tyle tylko że urobisz się przy nich o wiele bardziej niż przy pigwie i są nieco mniej aromatyczne.
Co do kardamonu, zaznaczam: odrobinę! Ta przyprawa potrafi zdominować cały aromat i bardzo trzeba uważać by nie przesadzić. Mnie się to niestety raz udało 🙁 .
A teraz śniadanko: herbata czarna, owocowa lub ziołowa. Chleb domowej roboty z masełkiem, serem żółtym / surową szynką lub boczkiem, od czasu do czasu pomidory albo jajka.
Jeszcze mieszczę się w drzwiach 😉
Ewo, pan mąż deklarował, że podziabie. Ja będę nadzór merytoryczny 😉
Nie wiem czemu fe89, to był ciekawy rok.
Haneczko,na wybrzeżu dziś jest już trochę lepsza pogoda, to znaczy wiatr jest znacznie słabszy. Szkód wielkich nie było,ale za to liczne zakłócenia w komunikacji z powodu połamanych drzew. Śnieg też nie padał,myślę ,że na południu było gorzej. A Stanisław pewnie zapracowany.
Haneczko- nie nerwuj sia.
Ja sądzę,że sytuacja wygląda tak :
-Stanisław na jakimś posiedzeniu
-Nemo zajada kwiaty cukini z widokiem na piękna zatokę
-a Pan Lulek -Pan Lulek albo maceruje albo filtruje
Jolinku-ja niestety po każdych wakacjach we Francji
wracam grubsza. Te świeże bagietki, sery,desery,
aperitify etc… To nie na mój słaby charakter.
Ale co tam !
a ja dzisiaj jesc chyba nie bede bo ide do dentysty z zamiarem pozyskania koronek na zeby, wiec bedzie swistalo i pilowalo
Drogi dr No zachęcam do dalszego naśladownictwa. Dziś np. na obiad piekę doradę i okonia morskiego. A do tego wypróbujemy całkiem nieznane nam wino: Tokai Friulano Roncus 2005 (mój winiarski przyjaciel Paweł ze sklepu Dominus twierdzi, że zacne i silnie wytrawne). Ta nazwa może być używana przez Włochów tylko do końca br. Węgrzy wywalczyli sobie wyłączność – brawo Madziarzy! Wystarczy tylko wpaść do sklepu rybnego i winiarskiego. Reszta jest w naszej mocy. Smacznego.
To dalszy ciąg mojej wyprawy:
Pierwsze 2 dni się aktywnie byczyłam … Rano opalanie i basen po lunchu wyprawa w okoliczne górki lub do miasteczka ? 45 minut w dół i godzina w górę …. Bussang to taki mały Szczyrk … 6 sklepów otwartych na zmianę, parę knajpek ? od 12 do 15 wszystko zamknięte … poczta otwierana na dzwonek, kasyno i szpital (chyba dla połamanych w zimie narciarzy), mały kościół otwarty cały dzień, stary nieczynny dworzec i teatr lalek …. Po powrocie pływalnia i wielkie żarcie …. wieczorami jakieś atrakcje typu karaoke ale mnie jakoś lepiej było na spacerach wieczornych ….
3 dnia pojechaliśmy do Epinal a tam przygotowania do święta kwiatów, z całego regionu dostarczono kwiaty gratis by ozdobić miast … mosty, domy, kościoły, lampy dosłownie wszystko w kwiatach …. Potem podróż do Nancy … spacer przez niewielkie stare miasto do Pałacu Stanisława …. W słońcu pięknie wyglądały dywany z kwiatów i warzyw właściwie to tyle tam pięknych rzeczy, że tylko patrzeć i fotografować …. 🙂
Następny dzień do wyprawa do ślicznego miasteczka Colmar …. zachowane zabytki zabudowy alzackiej, koślawe kręte uliczki, z mostkami nad kanałami ? wszystko w kwiatach …. jeszcze wizyta w Galerii Unterlinden i Muzeum Historii Naturalnej i etnografii gdzie zachwycił mnie między innymi mały śliczny piec kaflowy …. a potem pojechaliśmy na degustację win w Mittelwihr … przyjęto nas jak gości w ślicznym saloniku (zwykle się to odbywa w jakiejś piwnicy) i wypiliśmy po 4 lampki wina 11-13% a na zakończenie poczęstowano nas kawałkiem babki alzackiej i wyobraźcie sobie, że to wino chyba wsiąkło w to ciast bo trzeźwi wszyscy byli jak wiecie co …. 🙂
W sobotę pojechaliśmy na le Grand Ballon ? najwyższy szczyt w tej okolicy … tak piętnie było, że widzieliśmy z daleka Alpy Włoskie … ponieważ była nas nieduża grupa to mieliśmy taki jakiś nowoczesny i krótszy niż standardowo autokar i mogliśmy wjechać bardzo wysoko i tylko mały odcinek przejść pieszo …. dzięki temu było trochę czasu na zwiedzenie pobliskiego miasteczka Thann z ogromną kolegiatą z XII wieku oraz zrobienia sobie zdjęć u samego źródła Mozeli …
w dni wycieczkowe niestety ale tylko raz dziennie pływalnia 🙁
Ten nasz ośrodek, w którym mieszkaliśmy może pomieścić ok. 400 osób ale, że było po i przed sezonem to nie było nas tak dużo i dobrze bo jak na weekend dowali Francuzi to dla mnie było za bardzo to miejsce zagęszczone …. tak więc bez jakiegoś dużego żalu w niedzielę pojechaliśmy dalej … niestety jedna z naszych uczestniczek się rozchorowała i musiała zostać w szpitalu francuskim .. nasz organizator stanął na wysokości zadania i wszystko co trzeba było załatwić by chora miała dobrą opiekę i została dostarczona w ramach ubezpieczenia w dobry stanie do Polski załatwił na 5+
jadąc do Strasburga zatrzymaliśmy się miejscowości, gdzie nasza chora była …. tam organizator załatwiał sprawy w szpitalu a my zwiedzaliśmy miasteczko Remiramont był niedzielny ranek … sklepy zamknięte ale za to w centrum na paru uliczkach wszyscy handlowali czym się dało …. podobało mi się to …. 😀
Może jutro opisze resztę … trochę dużo tego ale nie pisałam tak jak yyc codziennie to się nazbierało …. 🙂
Pyra, ledwo otworzy ok 6.00 rano jedno oko, natychmiast robi sobie wielki kubas kawy czarnej, bez czego nie może otworzyć drugiego oka. Między 8.00 a 9.00 z drugim kubkiem kawy, zjada bułkę grahamkę albo czarny chleb z masełkiem, wędlimą albo serem + pomidor albo ogórek, papryka marynowana itp. Tego roku, kiedy Młodsza jest w domu, obiady jadamy wcześnie – między 13.00 a 13.30 – jednodaniowe; jakoś nie dajemy rady zjeść i zupy i dania głównego. Desery przesunęłyśmy na porę podwieczorku ok 16.00 i najczęściej są to owoce, czasem lody albo kawałek domowego ciasta. Kolacja o 19.00 raczej zimna – najczęściej sałatka, ryba wędzona, jajko, kromuchy z czymś tam. Oczywiście inaczej jest z gośćmi: bo to i omlety czy naleśniki na śniadanie i jajka /moletki/, jakieś kiełbaski na ciepło. Obiad też pełny, trzydaniowy (dawno teu, kiedy Mąż pracował i dzieciaki rosły) bywał taki obiad codziennie dla 6 osób. Jarek nie wyobrażał sobie obiadu bez zupy. I to wszystko było zjadane. Ciasta piekłam dwa razy w tygodniu w ilościach hurtowych. Było, minęło.
Haneczko – too z Was, które będzie dziabało pigwowca , ma odciski na dłoniach i pęcherze jak w banku. Ja miałam.
Pyro – to teraz mam poważny dylemat 🙂
Czy jeśli kiedyś do Ciebie wpadnę to,czy mam wybrać :
– te naleśniki na śniadanie ?
– czy też na to ciasto domowe na podwieczorek być może
z cytrynówką ?
Swego czasu jak jeździałam z Osobistym na ryby w okolice
Garwolina,gdzie nad jeziorem stoi miły,niewielki hotel
to zawsze na śniadanie jadłam naleśniki z serem,śmietaną
i rodzynkami. Terez niestety już tam nie jeździmy,bo zmienił
się właściciel łowiska i połowy już nie te.
A te naleśniki na śniadanie to nadal bardzo mi pasują 🙂
Zresztą przy okazji różnych śniadań hotelowych staram się
wybierać to,co rzadko jadam we własnym domu-
np.wszelkie pasty jajeczne,twarożkowe,rybne…
Lubię,a nie zawsze mam czas w domu ukręcić.
Danuśka – podaj datę, reszta pod zamówienie (pasty mogą być, wątróbki po żydowskunp albo smarowidło Haneczki z wędzonej makreli, albo krem twarogowy ze szczypiorem czyki poznański gzik)
a jeszcze dodam, że kucharz Francuski pożegnał nas pysznym deserem … było to cienkie ciasto biszkoptowe …na tym lody … na tym krem ala bita śmietana … było to zrobione w kształcie węża i długie ok 1 m … ten deser wjechał i został podpalony przy nas … miał to być podobno rodzaj naleśnika norweskiego … smaczne było … 🙂
Pyro M., ja poproszę o przybliżoną charakterystykę „smarowidła Haneczki z wędzonej makreli” 🙂
Pluszaku – ryba (raczej duża i tłusta) obrana w ości, skóry itp, wymieszana z kwaszonymi albo konserwowymi ogórkami pokrojonymi w drobną kostkę, cebula też w kosteczkę, sól, pieprz, łyżka czy dwie majonezu (tyle, żeby się lepiło) dobrze wymieszać. Ja bardzo lubię. Inne rybie smarowidło, to brzuszki wędzonego łososia albo inne kawałki pokrojone w bardzo drobną kostkę, pęczek zielonego koperku najdrobniej posiekanego, pieprz, sól odrobina majonezu – wymieszać.
o, to ja też lubię, to jest TO, tylko ja jeszcze jajko na twardo daję posiekane i proszek papryczny, więts to więcej sałatka wychodzi 😉
Zadzwoniłem do Zakopanego , śniegu do pasa.
A propos pigwy (cały czas uzupełniam przepis w /przepisach), mam tu jeszcze takie coś z książki (tytuł, autor… przypomni mi się…):
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Pigwa/
Haneczko, zamroz te pigwowce, podziabają się chyba łatwiej, jak rozmrozisz, „skruszeją”?
można też dodać groszku zielonego i jest sałatka … 🙂
moja wnuczka i córcia miały wczoraj urodziny … mam tłumaczy Amelce, że też się tego samego dnia urodziła tylko ileś lat temu … Amelka trochę pomilczała i mówi – rozumiem też masz dzisiaj urodziny tylko Ty szybciej urosłaś … 😀
mam=mama
U mnie było tak, jak pluszak podaje, z jajkiem na twardo, zamiast majonezu łyżka masła. Mama robiła też pasty rybne z białym serem, ale musiałabym wypytać, bo sama już zapomniałam.
Pyro-ja już od wieków planuję wycieczkę
nacht Poznań na Św.Marcina.Wy tam macie jakieś
kawalkady i maskarady przy tej okazji.
Że już nie wspomnę o sławetnych rogalach.
Nie jestem wcale pewna,czy te plany nareszcie
uda się zrealizować w tym roku.
Jakby co, to oczywiście dam znać.
Zamejluję,zaanonsuję, zatelefonuję….
OK. W /Przepisach ujęłam /Slodkie_etc. osobno oraz nie kończące się powodzeniem nalewki w /Nalewki_etc. , żeby nie latać po wszystkim i szukać. Idę parzyć porządną herbatę.
Z białym serem to śledzia w oleju robiłam.
Pigwowce mrożą się na razie samodzielnie przymrozkami, ale dorzucimy im jeszcze trochę minusów 🙂
No i dobrze, Danuśka – jeżeli zanocujecie u Pyr (mogę tylko nocować 1 osobę albo parę) – dostaniesz śniadanko; jeżeli przytelepiesz się popołudniową porą – obiad, za deser w tym dniu robią rogale – te słynne, cukiernicze i te skromne ale obowiązkowe – domowe. Malewki jak wiadomo pasują do wszystkiego po 11,00 rano
Pyro- ja wiem,że Wasze progi gościnne.
Jeszcze za wcześnie dogadywać szczegóły.
Tym niemniej cieszy mnie bardzo jedna wiadomość :
tak jak mój Osobisty uważasz,że nalewki
można serwować już po 11.00 .Ufff !
Coś mi się widzi,że ewentualnie,
nie będziemy wcześniej niż o 11.01 🙂
A u mnie dereniowka sie robi.
Udalo mi sie jeszcze znalezc jedno drzewko z owocami i nazbieralem ok. 1.5 litra i uzylem 2 litrowego weka z przykrywka na gumie.
Owoc raczej marny, bo albo ten sort ma z natury mniej soczysty owoc niz te wczesniejsze, albo wplywa na to fakt, ze stoi troche niekorzystnie, w cieniu wyzszych drzew. Zasypalem to 9 dni temu cukrem, po mojemu, wiec na razie bez alkoholu, a wczoraj, jak juz wiekszosc cukru sie rozplynela, zalalem wodka. Nie bedzie mnie do soboty wieczorem, wiec zabezpieczylem sie na wszelki wypadek, bo szybko moze zaczac fermentowac. Uwazam, ze im dluzej na czystym cukrze, tym lepszy efekt. A gdzies za dziesiec tygodni nazbieram tarek. Z tego tez bardzo dobra nalewka.
Z tymi pigwowkami i ich aromaten to mam raczej przeciwne doswiadczenie niz Ewa. Wydaje mi sie, ze to wlasnie one maja wielokrotnie silniejszy aromat niz te jadalne gatunki. Najlepsza nelewka wychodzi, wydaje mi sie, jak jest tylko z tego owocu. Ale roboty przy tym jest – jak tez juz pisala Pyra.
Koncze na razie,
pepegor
Witam Wszystkich! Pyro czy mogłabyś podać przepis na to smarowidło z wątróbek? Z góry bardzo dziękuję 🙂 i pozdrawiam Asia
Asiu, ja przepraszam, ale czemu jesteś Janem?
Witam wszystkich serdecznie, jako że to moja pierwsza tu wypowiedź. Trafiłem na ten blog nie tak dawno temu i widzę, że wreszcie moja miłująca kulinaria dusza znalazła ciekawe miejsce 🙂
Chciałem zapytać się w związku z apetytem na dobre owoce morza i ryby – gdzie w Warszawie zaopatrzyć się można w takie wiktuały ? Smętnie zalegające ryby na stoiskach marketów jakoś niespecjalnie do mnie przemawiają, sklepy rybne jeśli jakieś już napotkam oferują najczęściej naszego ukochanego karpia i śledzie…a gdzie można się skontaktować np. z doradą i okoniem morskim o którym pisze dziś Gospodarz ?
pozdrawiam wszystkich serdecznie raz jeszcze !
Michał
Bo piszę najczęściej pod nickiem mojego taty 🙂 chyba będę musiała to zmienić.
Jak się robi syrop bez wody? Na parze?
haneczko, chyba z mlekiem 😉
Przysłowia mądrością narodu :
DO ŚWIĘTEJ JADWIGI POZBIERAJ JABŁKA,ORZECHY I FIGI –
a zatem potwierdza się,pigwa może wisieć na krzakach dalej.
To sobie powisi.
Czy mamy jakąś Jadwisię względem życzeń i toastu ?
PO ŚWIĘTYM TADEUSZU TRZEBA CHODZIĆ W KAPELUSZU-
w tym roku niezupełnie się sprawdziło,ale wczoraj kapelusz
byłby po nic. Odfrunąłby w siną dal…
Pluszak, niemożliwe 😯 Poczytałam linkę Alicji „Z cukru zrobisz lukier bez wody, wrzucisz pokrajaną w cząstki pigwę…”, do nalewki „zalać cukrem rozgrzanym bez wody…”
Witam wszystkich.
Jolinku to ciasto z lodem w srodku tutaj zwie sie „baked Alaska”
Nie wiem co jadam na sniadanie ale zaczne sie przypatrywac sobie bardziej uwaznie bo moze jadam zle. Kawa albo herbata napewno. Jakas grzanka z czyms albo z czyms innym. Owoce zalezy od dnia. Lunch tez rozny i czesto nieciekawy za to obiad to juz nie wiem. Troche tego i troche tamtego. Jak siedze w domu to czasem upieke, zgriluje czy ugotuje a jak wychodze to robia to za mnie. Czasem nawet nie ugotuja tylko surowe dadza i jeszcza chca zeby im placic. Zupy lubie i jadam tylko robic mi sie nie chce poza dwoma trzema. Miejscowi zup nie znaja prawie za to hamburgery owszem ale tego ja z kolei nie lubie, za to steka chetnie. Miesa duzo jadam, salat prawie wcale. Zielone to nie ja. Winko czesto do obiadu. Piwa prawie przestalem pic. Cos mi nie lezy. Inny alkohol sporadycznie chyba ze jestem w Polsce 🙂 U Pyry nie chwalac sie wypilem chyba z 10 kieliszkow roznych nalewek i absynth. Ot tyle. W towarzystwie wypijam z butelke wina do obiadu (3-4 godziny). Samemu moze kieliszek.
Dzisiaj ma byc cieplo czyli jakies +12C i slonko. I po co to sypalo, zeby sie teraz topic.
hm, to ciekawe… to ja też przycupnę i poczekam na Alicję
Kapelusz mam tylko irlandzki patrykowy 😆
hm, może z kroplą soku z cytryny?
haneczko chyba tak samo jak karmel bez cukru 🙂
Haneczko – to pewnie cukier topiony jak do karmelu, ale owoc wrzucony na jasny, nieskarmelizowany syrop. Owoce puszczą sok i tyle. Tak to widzę.
Asiu – jutro Ci naklepię, dzisiaj nie mam czasu, zaraz mi maszynę zabiorą
No, co Wy z Tadeuszem przed 20-tym? Mowego będziemy czcić za trochę i ciut.
Kochanieńcy,
ja przepisy kopiuję do OpenOffice dokładnie tak, jak wy podajecie, jam niewinna lelija 🙄
A na sw. Slawomira wystrzegaj sie angielskiego Sira
Nie wisadaj do niesprawnego TIRa
I idz do kina na „Swira:”
Ide do lozka bom nieco rozchorowany i rzezi mi w gardle. I gdzie te nalewki jak ich trzeba?
Alicja, pomęcz pigwówką wiadomo kogo. Niech się podzieli ze społeczeństwem wiedzą tajemną 🙂
YYC – Segregatorku miły – pół cytryny w skórce gęsto nabić goździkami, przygotować mocny napar herbaciany, wciepnąć w niego cytrynę, po 3-4 minutach wlać pół filiżanki, sobrze osłodzić, dopełnić whisky albo rumem. Po drugiej filiżance śpisz, jak dziecko i zdrowiejesz.
Moje jajka w koszulkach (też bardzo lubię) nie wyglądają tak, jak na zdjęciu – jakieś takie bardziej poszarpane to białko. 🙁 Pół butelki wina do obiadu to za dużo?! Cieszę się, że nie znam tej dietetyczki.
No tak. Kopara juz jest i następuje ścinanie skarpy. Niech to jasny gwint!
…jakie za dużo, jakie za dużo… nie tyle my obie wypijały 😉
Pyro! poczekam do jutra. Nick zmieniłam 🙂
Danuśka – owszem, to ja jestem do życzeń i toastu 🙂 stół już nakryty, czekam na pierwszą partię gości: sąsiedzi – bar sałatkowy, w sobotę rodzina – głównie dania ciepłe 🙂
No, to pijem, proszę Blogowiska, dzisiaj zdrowie szlachetnej Jadwigi. Mogą być nawet 2 toasty, bo Pyra ma na drugie też Hedwich (przecież Jaropełki by nie ochrzcili)
Fakt by nie ochrzcili, znam tutaj czarujacego i kulturalnego pana Bolko, ktory jest urodzonym polskim berlinczykiem, pan Bolko i jego bracia nosili przez szereg lat tylko numery zamiast imion, gdyz rodzice sie upierali przy polskich imionach a urzad pruski im na to nie pozwalal.
Haneczko,
Możesz też dosłodzić pigwówkę miodem (zamiast cukru). W rezultacie płyn jest lekko mętny, ale za to jakże smaczny 😉 .
To może czegoś posłuchamy? Nie wiem, dlaczego to mi się akurat przyplątało. Wszystkim Jadwigom 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE
Wszystkiego dobrego Jotko – dalekich podróży, smakowitości. zdrowia, i tego, czego sobie sama życzysz – od Pyr obydwóch. Toast Lulkową pigwówką na miodzie.
Ewo – krystalicznie czysta, tylko za słodka
moragu?
masz juz text?
😐
mialam go sobie ukladac jak bylam u dentysty?
Nie umiem zrobić linki do piosenki – proszę zespół Liube „Dawaj za…”
http://www.youtube.com/watch?v=wNMCfgtlB6Q
Pyro,
„Podświetlasz” tekst – najeżdżasz prawą myszą, jak już masz kolorowy, naciskasz prawą mychę, tam masz „copy”, klikasz. To przenosisz, gdzie chcesz wkleić – i znowu naciskasz prawą mychę, tam Ci sie pokaże „paste”. To to kliknij i się przypastuje 😉
Wyżej przypastowałam ten link, co chciałaś.
Pyro Ty solenizabtki na wojenke wysylasz?
Wszystkiego najlepszego Jadziom i Tereskom i wszystkim innym obchodzacym dzisiaj imieniny
Skopiuj i zapisz
Dzięki Alicjo – może się nauczę
Obok piosenki jest tez podany link i wystarczy kliknac na niego i skopiowac itd.
Dzieki Pyrko za napoj uzdrowicielski ale niestety nie mam cytryny w domu a narazie nie chce mi sie leciec. Pozniej moze bo nie chcial bym tracic dwoch dni w pracy.
Pod piosenka widze. URL to jest to.
Wszystkiego najlepszego Jadziom i Hedwig
jotka wszystkiego naj naj i udanych imprez imieninowych … 🙂
zdrowie wszystkich o 20 wypiję Misiową wiśniówką
Jotka, mocy Ci życzę potężnych, przydadzą się, także w pracy. Poprę, adekwatnie, śliwowicą Pana Lulka 😀
Jotko, ja też, ja też życzę szczęścia 😀 Właśnie poparłam kapką brandy, z braku jakiejkolwiek nalewki. Ale brandy ponoć też zdrowa a za zdrowie pije się tylko zdrowiem, prawda ? 😀
To ja sie przylacze herbatka z cytryna, gozdzikami i rumem jak Pyra kazala. Nie wiem tylko czy z cukrem ale sypie zeby Jotce bylo slodziutko 🙂
Pyro,
Widać Pan Lulek dał za dużo miodu. Ale to kwestia gustu.
Mój chłop mnie naprostował – jak nalewka wystarczająco długo postoi to góra faktycznie jest klarowna i przy ostrożnym zlewaniu można się załapać na przeźroczystą zawartość.
Ale zauważyłam że nalewki na miodzie (nawet klarowne) lekko opalizują. No chyba że to znowu wina mojego miodu …
Ale i tak jest to pyszne!
ale mocna ta Markowa wiśniówka … ale co tam … dobra jest 🙂
Lektura odrobiona skrupulatnie. Wiem, że pora kolacyjna, ale temat wpisu Gospodarza zobowiązuje, no nie ? Dopóki dom był z 3 ludkami, to śniadania były codziennie; po 2 kromki chleba z konfiturą, dżemem, wędliną lub żółtym serem – co akurat po lodówce „latało”. Odkąd jest nas sztuk jeden, śniadania są byle jakie, tylko żeby na czczo nie „grzeszyć” (papieros) 😳
Obiad z mięsem (świństwo rzadko, wołowe częściej, drób prawie codziennie).
Od pół roku „chodzą za mną” cynaderki no i moje ukochane golonko w piwie, ale jeszcze troszkę muszę pocierpieć – cholesterol znacząco spadł, ale jeszcze nie „trzyma” standardów. 🙁
Uwielbiam wprawdzie wszelkie ryby i skorupiaki, ale sklepy rybne daleko a nie cierpię supermarketów. Dlatego jem rzadko. „Odkuwam” się za to w Święta Bożego Narodzenia i przez 3 dni jemy na okrągło karpia, to jest dopiero rozpusta. A skorupiaki, to tylko 1 – 2 razy w roku.
Kolacji mi „krasnoludki” nie chcą zrobić, to mi się też nie chce.
Alicjo współczuje … zasłanianie dobrego starego widoku może wkurzyć niemożebnie … ja wprawdzie mieszkam w bloku ale widoki z mojej górki mam jak na wsi z jednej strony a z drugiej na park … i raczej mi go nie zasłonią bo na dole stoją blisko małe domy … i mimo różnych propozycji zmiany mieszkania dlatego widoku i słonka na balkonie nie zmienię się i już …. 🙂
Jeszcze przeogromnie tęsknię za wątróbką cielęcą (tyż nie lzja), nie napiszę w jakiej postaci ją jadałam najchętniej 😉 To co się uchowało, to tradycyjnie z cebulką na patelni.
Smakowitego życia Solenizantce życzę! 🙂
A’propos winnego tematu, to właśnie przeczytałam w najnowszej Polityce, że węgierski winiarz 2005 roku, „został przyłapany na fałszowaniu sławiącej ten region Byczej Krwi” – dolewał do wina najwyższej półki (przeznaczonego na eksport) gliceryny. Za karę zamknęli mu piwnice na 300 dni i nałożyli wysoką grzywnę. Większa ilość gliceryny ponoś powoduje bóle głowy i dolegliwości jelitowe.
Nigdy tego nie zrozumiem, jak można dla jeszcze większej forsy, narażać innych ludzi na utratę zdrowia.
Moj widok jest natomiast bardzo przydatny. Otoz mam sciane drugiego domu przed oknem w glownym pokoju. Ladna czerwona cegla, jeszcze tylko kraty wstawic i juz bede przygotowany na wypadek mnie zamkna bo widok bedzie swoiski. Zadnych zeznan ze mnie nie wydusza. Nauczony do widoku cegiel czerwonych. I tylko sobie czasem spiewam „Czerwone maki pod ….”
Ta mixtura od Pyry na gardlo swietna. Smak sluszny. Zawartosc tez. Tylko jak ja teraz usne to co ja bede w nocy robil. Po zamieszaniu i naciagnieciu wrzucilem jeszcze na 45 sec do mikrofalowki zeby pobablowalo nieco. Na gorze cytryna plywa i wyglada jak wylinialy jez z gozdzikami wbitymi w tylek. Prezentuje sie dobrze. Rumu chyba w sam raz a i herbatka Twinings prosto z Londynu zaparzyla sie jak nalezy.
Od czasu do czasu kogos lapia. Pamietasz kiedys w Austrii dolewali zdaje sie plynu chlodniczego.
Żabko czy Ty chodziłeś do szkoły podstawowej nr 2 na Mokotowskiej? … bo przeczytałam, że mieszkałaś na Zbawiciela …
prognozy pogody na następny tydzień marne … a my z Markiem jutro ruszamy w podróż …
Skunksy ponure … myślałam , że zakończyli roboty na dole, ale nie, tam jeszcze operuje kopara, a tymczasem dojechała druga. Praca wre, może jak sobie pójdą, uda mi się cyknąć zdjęcie „dokonań”. Tam w dół do jeziora szły umocnione betonem i kamieniami tarasy i schody, którymi schodziłam nad wodę z rana, pewnie to wszystko zniwelowali.
http://alicja.homelinux.com/news/Budowa/15.10.09/
Alicjo a może port jachtowy budują ???
Alicjo, to teraz w ogóle nie będziesz mogła schodzić do jeziora ? Cały ten teren ogrodzą ? 👿
Jasne, że cały, od sąsiada do sąsiada, równiutko 👿
Tyle, że patrząc na zdjęcia, po lewej mam Franka, a u niego mogę hasać do woli. Ale tutaj widziałam, kiedy piraci nadpływali, i wspaniałe wschody księżyca, i słońca… 🙁
To jest działka budowlana pod dom – juz mi skóra cierpnie na myśl, co tam powstanie, bo trynd idzie ku wielkim stodołom. Po skarpie w dół na pewno pójdą dwa piętra, pytanie tylko, co powstanie tu, gdzie kopara stoi, bo tu będzie główne piętro, czyli parter. Czy tylko jedna kondygnaja, czy jeszcze w górę, oto jest pytanie.
Poza tym mamy tutaj takie prawo, że co 500 metrów MUSI być dostęp do wody dla publiki. Na prawo mamy, ale szlag trafił molo i miasto od lat tego nie naprawiło, zagrodziło, że niebezpiecznie. I tak nad tym jeziorem jest , posiadłość przy posiadłości i skrawek dla publiki 🙁
Port jachtowy jest niedaleko, u zamknięcia Collins Bay.
Coś dla śmichu 😉
Z racji uzupełniania znalazłam dzisiaj takie kulinarno-muzyczne kuplety – mogłam je zebrać w całość bez autorów, ale zostawiam, jak jest i jak należy:
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Poezje/Rok_2009/01.Styczen/02.Pierwsza_premiera_2009.html
Solenizantkom życzę wszystkiego co najlepsze.
Alicjo – bardzo mi żal, że Ci taki piękny widok jakaś „chałupa” przesłoni. Sama nie znoszę jak mi się coś za oknem zmienia – a gdzie tam moim poznańsko-miejskim widokom do Twojego widoku na jezioro! Jeżeli to by mogło pomóc to mogę pozłorzeczyć pod adresem kopary.
Lepsze sa Alicji notki
Niżli cały Shubert slodki
a co…
Schubert Franc
Współczuwam z Alicją w sprawie widok za oknem. Ja mam Hudson River a na śniadanie owsiankę.
Cichalu, masz 10000000% racji 🙂
Ja już „spadam” w ramiona Morfeusza. Wszystkim życzę dobrej nocki (wszystko jedno kiedy) i słodkich snów 😀
Alicjo, nie zamartwiaj się nam, proszę.
Witam, na ty blogu po raz pierwszy. Haneczce mogę podać swoją wersje metrowca zaczerpniętą z Poradnika Domowego z czasów gdy jeszcze nadawał sie do czytania.
Metrowiec
Ciasno jasne: 4 jajka, szklanka cukru, 4 łyżki gorącej wody, 1 szklanka mąki, 4 łyżki oleju, aromat rumowy, łyżeczka proszku do pieczenia
Ciasto ciemne: składniki jak na ciasto jasne oraz 2 łyżki kakao
2 blachy o wymiarach 32- 35 centymetrów na 12 cm szerokości wysmarowane masłem i obsypane bułką tartą,
Ciasto jasne i ciemne przygotować oddzielnie w następujący sposób:
Żółtka utrzeć z cukrem i gorącą wodą, pod koniec ucierania dodać aromat, olej. Mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia połączyć z ciastem, dodać ubitą pianę. Ciasto wyłożyć na blachę. Podczas przygotowywania ciasta ciemnego należy odsypać z odmierzonej ilości mąki tyle, ile dodaje się kakao. Piec w średnio nagrzanym piekarniku (ja piekę w ok. 175 st) 25 -30 min. Wystudzić bez wyjmowania z blach.
Masa do przełożenia: 0,75 l mleka, pół szklanki cukru, budyń waniliowy, 4 płaskie łyżki mąki pszennej , olejek cytrynowy, olejek rumowy, kostka masła (25 dkg) 2 żółtka
Proszek budyniowy wymieszać z mąką wymieszać z połową mleka. Resztę mleka zagotować z cukrem dodać mleko z rozmieszaną mąką i proszkiem budyniowym i rozkleić (czyli ugotować budyń) Masło utrzeć z żółtkami, dodawać stopniowo ostudzony budyń. Na koniec dodać po kilka kropli olejku rumowego i cytrynowego.
Polewa: 25 dkg masła, 25 dkg cukru, 8 łyżek mleka, 3 łyżki kakao.
Wszystkie składniki polewy podgrzewać w naczyniu bez gotowania, aż powstanie gęsta jednolita masa.
Krojenie i składanie ciasta. Upieczone i wystudzone ciasto pokroić w pasy szerokości 2,5 ? 3 cm. (wzdłuż ? z mojej blaszki wychodzą 4 pasy) Smarować boki pasów ciasta masą. Układać najlepiej na tacy jeden obok drugiego na przemian ciasto jasne i ciemne. Po złożeniu całości boki ciasta lekko przycisnąć, aby pasy dobrze przylegały do siebie. Wystudzoną, ale jeszcze płynną polewą oblać powierzchnię ciasta, wstawić do stężenia do lodówki. Całość po pokryciu polewą można posypać posiekanymi orzechami lub wiórkami kokosowymi. Schłodzone ciasto kroić w skośne pasy zaczynając od odkrojenia jednego z rogów prostokąta.. Z drugiego rogu kroić w przeciwnym kierunku. W ten sposób powstaną kawałki zawierające ciasto jasne i ciemne.
Ciasto to było żelazną pozycją w domowych słodkościach przez wiele lat na wyraźne życzenie domowników.
http://mleczko.interia.pl/zdjecia/rysunki-kolorowe,10561
http://mleczko.interia.pl/zdjecia/rysunki-kolorowe,10561/zdjecie,907655
Witaj Haliczek – i rozsiądz się przy stole, tu się zawsze znajdzie miejsce 🙂
Dzięki za słowa wsparcia, dam radę, już się pogodziłam, ale jednak jutro polecę za róg po te pigwy na nalewkę. Teraz ciekawa jestem, czy stanie to-to przed zimą, czy zakończy się na fundamentach. A żeby im kopara do jeziora wpadła, o! A drugiej odpadła łycha 👿
Misio… 🙂
Haliczek, bardzo Cię tutaj brakowało 🙂 Witaj i bądź 🙂
Cytat z pana męża: „Mleczko przechodzi czasem sam siebie” 😆
A moze oni tylko upiekszaja widok dla ciebie i jakies palmy sadza?
yyc,
nie mam złudzeń 🙁
A tu masz kurację na choróbsko (bez rumu, niestety):
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Dobre_Rady/Imbirowa_kuracja_Heleny.html
Może Ci przypasi.
Dzieki za recepture. Dzisiaj juz nie wyskocze ale jakby do jutra meczylo to kupie imbir.
Pierwsza nadzieja, to przemili, nowi sąsiedzi z „palmą”, czyli odbojem.
Druga, to opowiastka Bobika http://www.blog-bobika.eu/?p=135#comment-11769
Hej, kochani! Przegapiliście nowego! O 15:08 pokazał się trampek i nieśmiało zapytywywał gdzie można w Warszawie kupić zjadliwe ryby i inne owoce morskie. Ja tam nie wiem, ale pewnie ktoś wie, to doradzi.
Jak by nie było, witaj nam trampku-Michale, już się posuwamy i robimy miejsce.
Jolinku, chodziłam niedaleko do 48. To były dwie szkoły w jednym budynku 48 i 43, na tej samej ulicy do której przylegało boisko 2, czyli Natolińskiej, tylko po drugiej stronie al. Wyzwolenia. Ale za to na obozie harcerskim byliśmy raz na Wigrach jako podobóz druhny Zgutko (?) (ona była drużynową w 2), zwanej Szafą. Miała dwa owczarki alzackie i w jej obozie był potworny rygor a w naszym postwalterowskim kuroniowym kompletnie inne wartości.
U mnie dzisiaj dzień w galopie. Aprowizacja przed Hubertusem ludzka i końska, koparko-spycharka do wygarniania błota – skutek taki, ze błoto się przemieściło, ale nie zniknęło. Nie udało mi się kupić gotowych mielonych orzechów więc połupałam i zmełłam – na szczęście doschły w piecyku – moje tegoroczne, upiekłam ciasto do tortu urodzinowego dla syna, zagniotłam kruche na mazurek ze śmietany Eski, no i przeczytałam dzisiejszy blog – stąd tez trafiłam na trampka.
Dzik upiekł się doskonale, kruchutki nad podziw. Śliwki w nim czuć, nie mam głogu na sos, przemyśliwam nad śliwkowym.
Rano mam odebrać świniaka, bliźniaka tego zjadowego.
A, yyc’u, na zdęciach Alicji ze Zjazdu, bodajże na trzecim od końca, jest świniak po podgrzaniu – zobacz jak mu się skórka poprawiła i wygląd.
Haneczko, ta opowiastka zaczyna się od tego, że wieśniak miał pięknego konia i sam chiński cesarz chciał go od niego kupić za wielkie pieniądze a ten się nie zgodził, a potem ten koń uciekł i td. W wersji znanej mi jest chyba lepsze tłumaczenie kwestii wieśniaka „ani dobrze, ani źle, po prostu się zdarzyło (albo: po prostu tak się stało)”
Przegapiliśmy trampka , bo pewnie jego wpis czekał w poczekalni, jak to z nowymi bywa, no i wpisał się w godzinę, kiedy trampek wysłał.
Nic nie szkodzi, witaj, trampek i czuj się jak u siebie przy stole, a nawet w kuchni 🙂
Nowi zmywają naczynia, stąd to czekanie 😉
Marek.Kulikowski,
Kilka dni temu polecałeś mi aparat Canon G-11. W internecie można go znaleźć, niestety w detalicznej sprzedaży tutaj nie spotkałem, a odwiedziłem wiele sklepów. W końcu kupiłem dzisiaj Canon sx20, właśnie taki
http://shop.usa.canon.com/webapp/wcs/stores/servlet/product_10051_10051_229151_-1
Jeśli nie sprawi Ci to kłopotu, to zajrzyj i daj znać co sądzisz. Nie chciałbym już oddawać (do 30 dni mam takie prawo, nawet, jeśli go używam), ale gdyby opinia była druzgocząco zła, to wszystko możliwe. Z góry dzięki.
Trampek witaj,
Alicja pisze, że nowi zmywają naczynia. To nieprawda, gdyby tak było dawno zmieniłbym nick.
Przez ostatnie kilka dni mnie nie było, piję więc zaległe toasty (Cabernet), życząc Solenizankom, żeby wszystkie życzenia się spełniały.
Cichal,
Ty to jak Rokefeller w Sleepy Hollow, widok na Hudson River, po drugiej stronie góry, jesienne kolory, owsianka na sniadanie. To rozumiem – życie. 😉
c „zjadłem”
dzień dobry 🙂 … nowym biesiadnikom 🙂 …
Żabko to biegałyśmy po tych samych ulicach … ja mieszkałam na Wyzwolenia … w tym domu co miał okna na Koszykową i pl. Rozdroża … 🙂 …
Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za wczorajsze życzenia imieninowe 🙂 🙂 🙂 Podziękowania dopiero dzisiaj bo cały wieczór i część nocy należał do gosci z „reala”, choć trudno byłoby nazwać Blogowiczów „wirtualnymi”. Wznosiłam zatem toasty, nalewkami, również za zdrowie Blogowiczów.
Alicjo, doskonale Ciebie rozumię i współczuję. Mnie też od jakiegoś czasu „odbierają”, po kawałku, widoki i perspektywę. Wiem jak to boli 🙁
Dzisiaj zabieram się do przygotowywania drugiej tury, tym razem rodzinnej, biesiady imieninowej. Biorąc pod uwagę „niespodziewany atak zimy”, postanowiłam serwować potrawy wyłącznie polskie i typowo zimowe.
Ogród pociągnięty szronem, wygląda to bardzo malowniczo, ale w połowie października …???
Witam Trampka i Haliczka, który trafił do nas via witryna http://www.adamczewscy.pl gdzie buszował wcześniej.
Trampku – ja dobre ryby i owoce morza najczęściej kupuję w dziale rybnym Auchan, bo często mają świeże dostawy. Jest też sklep La mare na bocznej uliczce od Gagarina.
„Na Czerniakowskiej róg Gagarina…” piosenkę nucę Piotrowi. Witam Haliczka i Trampka. Ciekawe, jak tam YYC – czy jak nowy, czy nadal kwękający jesiennie. Dzisiaj słonecznie i chłodno., obiad dojadać będziemy wczorajszy, czyli ryż naturalny zasmażany i bitki wołowe w warzywach. Robiłam te bitki bez przekonania, bo z ligawy, ale stłukłam plastry tępym tasakiem i dusiłam potem dość długo. Efekt dobry nad spodziewanie. Dziś w nocy wyjeżdżamy, więc popołudnie przeznaczone będzie na pakowanie – 2 baby, moja robota /kawałek/ i pies z pełną wyprawką. Pies mały przecież, a gratów ogromL niski, miseczki, torba – łóżeczko, jedzenie suche, bidon na wodę, apteczka psia, trochę zabawek, 2 ręczniki, 2 kocyki…. Jakby za mąż oanna wychodziła, a to tylko jamnik wyjeżdża na 9 dni
Dziękuję za miłe powitanie !
Co do tego sklepu La Maree, to „wujek google” twierdzi, że znajduje się na Mokotowskiej 45. A to trochę nijak mi jednak nie pasuje do Gagarina. Dobrze wiedzieć o Auchan, zachowując czujność udam się może właśnie tam. Zastanawiałem się też, czy nie przełamać się kiedyś w Makro. Lansują się teraz w dziale spożywczym na taki „sklep z ambicjami”. Pyro – tak żeby było wesoło, mieszkam niemalże na „Czerniakowskiej róg Gagarina”. Toteż dziwi mnie, że gdzieś tu w pobliżu mam taki sklep. Aczkolwiek bardzo możliwe, że niezbyt dokładnie „odrobiłem lekcje” i po prostu go przeoczyłem. Może jutro trochę poniucham, w końcu Gagarina z przyległościami aż taka duża nie jest. Więc będzie spacer. Albo może raczej w niedzielę, bo jutro jadę na hubertusa ! Obiecują pieczonego dzika. Zobaczymy…zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ku końcowi jakoś zbiegam do kulinariów, więc pochwalę się, że dzisiaj natchniony Julią Child w kuchnitv zrobiłem Crepes Suzette. Jak na pierwszy raz, było nawet nieźle. Następnym razem muszę zredukować ilość masła w tym swoistym pomarańczowym „mazidle” do naleśników, bo deser powodował mocne uczucie ciężkości po spożyciu.
PS
Owszem, długo czekałem w poczekalni. Jak trzeba, to mogę i pozmywać 🙂 Nie ma problemu. Aczkolwiek zdecydowanie wolę gotować i smakować, niż myć. Ale to chyba tak jak każdy.
Pieczone kurczęta – mhmmm. Kilka tygodni temu upiekłam kurczaka nadziewanego suszonymi figami i pieczonego we własnym bulionie i towarzystwie świeżych fig. Coś wspaniałego. Teraz za każdym razem, kiedy wkładam kurczaka do piekarnika, mam ochotę dodać mu figi do towarzystwa.