Na wysokiej zamku wieży…

Siewierz – ta nazwa brzmi dla mnie niezwykle smakowicie. To tu od ponad pięćdziesięciu lat można zjeść najpyszniej przyrządzane gęsi. Zwłaszcza żołądki gęsie.

Od niedawna na dźwięk tej nazwy stają mi przed oczyma zupełnie inne obrazy niż tylko rosół czy gęsia szyjka. Na północny wschód od Siewierza rozpościera się kraina zamków. Nic o nich nie wiedziałem i – mimo, ze często tamtędy jeżdżę – nigdy ich nie widziałem. Teraz też znam ten widok z fotografii ale już zakochałem się w Bobolicach i Mirowie. Oba zamki leżą w odległości półtora kilometra od siebie. Legenda mówi, że połączone są podziemnym tunelem pełnym skarbów. Pal diabli złoto czy drogie kamienie. Prawdziwym skarbem są same budowle, ich fantastyczna historia i   krajobraz czyli widok rozciągający się na okoliczne lasy, skały i łąki. A i historia obu zamków jest i stara, i fascynująca.

Bobolice zbudował król Kazimierz Wielki (ten co zastał drewnianą a zostawił murowaną) w połowie XIV wieku. W połączeniu ze swym starszym sąsiadem czyli Mirowem stanowiły obie warownie część systemu obronnego  na niebezpiecznym pograniczu Śląska, Czech i Polski. Zamki te i sąsiednie – a było ich chyba aż 16 – nazywane są Orlimi Gniazdami. Murowano je bowiem na najwyższych skałach, wyrastających ponad piękną wyżyną.

Bobolice przechodziły bardzo często z rąk do rąk. Ludwik Węgierski podarował zamczysko w 1370 roku Władysławowi Opolczykowi. Ten w dziewięć lat później dał go w prezencie pochodzącemu z Węgier Andrzejowi Schoeny.  Zbrojnie przywrócił Bobolice Koronie Władysław Jagiełło a było to w 1391 roku. W następnych latach Bobolice należały do polskich rodów Trestków, Krezów, Chodakowskich, Męcińskich, Myszkowskich.

W 1657 roku zniszczyli go Szwedzi. Od tej pory zamek zaczął systematycznie popadać w ruinę.
Zanim przejdę do współczesności i dzisiejszych dziejów Bobolic przytoczę legendę, która jest zarówno romantyczna jak i tragiczna: „Przed wielu laty, zamki w Bobolicach i Mirowie zamieszkiwało dwóch braci bliźniaków, podobnych do siebie jak dwie krople wody. Bracia żyli w zgodzie i przyjaźni, codziennie odwiedzali się, wspólnie urządzali uczty i polowania. Zawsze razem wyjeżdżali na wyprawy wojenne. Z wojen wracali wozami wyładowanymi po brzegi łupami, którymi zawsze dzielili się równo po połowie. Aby mieć gdzie gromadzić swe nieprzebrane bogactwa, przekopali ogromne podziemne przejście, które łączyło piwnice obu zamków. Lochy szybko zapełniły się niezmierzoną ilością skrzyń ze złotem, diamentami i kamieniami szlachetnymi. Ponoć było tych kosztowności tak wiele, że wystarczyło zaświecić kaganek a blask oślepiał oczy. Skarbów zaś strzegła czarownica o czerwonych oczach, która porażała wzrokiem każdego, kto śmiałby po nie sięgnąć. Rosły w siłę dwa sąsiednie grody dzięki braterskiej zgodzie i miłości a poddanym żyło się dobrze i dostatnio. Zdarzyło się jednak pewnego razu, że tylko jeden z braci wyjechał na wojaczkę. Długo nie wracał. Minął rok, potem drugi, a o panu z Bobolic nie było żadnych wieści. Aż któregoś dnia przed zamek niespodziewanie zajechał orszak z bobolickim rycerzem na czele, a na dziedziniec wtoczyły się wozy wyładowane skarbami. Z wyprawy nie wrócił sam. Przywiózł z sobą brankę – piękną księżniczkę, którą zmierzał poślubić. Urodziwa panna od razu oczarowała drugiego z braci, który zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Radość znów zapanowała w całej okolicy, a wieczorem odbyła się wielka uczta. Po uczcie bracia jak zwykle przystąpili do podziału łupów równo po połowie. Tylko jak podzielić brankę? Rzucili więc o nią losy, a szczęście uśmiechnęło się do bobolickiego dziedzica. Lecz miłość jest przewrotna. Piękna niewiasta, która przecież nie wyszła za mąż z własnej nieprzymuszonej woli, zakochała się w bracie z Mirowa. Kiedy o romansie dowiedział się małżonek wtrącił do lochu niewierną żonę i rozkazał jej pilnować czarownicy. Ale zakochani nie przestali się spotykać. Nocą, gdy stróżka odlatywała na miotle odprawiać sabat na Łysej Górze, z mirowskiego zamku przychodził pocieszyciel. Pewnej nocy, słysząc w piwnicach jakieś kroki, właściciel Bobolic udał się do podziemi, a tam złapał kochanków na gorącym uczynku. Z wściekłości dobył miecza i zabił swego brata, a niewierną żonę rozkazał zamurować w lochu. Legenda mówi, że księżniczka po dziś dzień przebywa gdzieś w podziemiach, strzeżona przez czarownicę.”

Bobolice przed przejeciem ich przez rodzinę Laseckich…

W bliższych nam czasach, w wyniku parcelacji na mocy carskiego ukazu ruiny Bobolic przejęła chłopska rodzina Baryłów. W mniej więcej sto lat później  zamek i okoliczne ziemie trafiły w ręce rodziny Laseckich. I wtedy zaczęły się nowe, dobre czasy i dla ruin, i dla zamieszkujących je duchów. Po inwentaryzacji ruin rozpoczęto prace rekonstrukcyjne i archeologiczne. Uczestniczy w nich spora grupa wybitnych naukowców i architektów, m.in. prof. Janusz Bogdanowski, dr Stanisław Kołodziejski, prof. Leszek Kajzer, prof. Aleksander Bohm, dr Waldemar Niewałd. 

Dziś – choć do końca prac jeszcze daleko – Bobolice wyglądają imponująco. Gdyby dziś tamtędy wędrowały wojska Jana III Sobieskiego, to król nie musiałby jak w 1683 roku nocować w namiocie rozstawionym pod ruinami lecz spokojnie zakwaterowałby się w zamku.

… i dziś czyli po częściowej rekonstrukcji

Mimo, iż prace rekonstrukcyjne trwają, to Bobolice można zwiedzać. A warto! W dodatku – jak widnieje na szyldzie przybitym do murów – turyści maja tu wstęp wolny, choć ograniczony tylko do sobót i niedziel.
Gdy prace zostaną zakończone Bobolice będą mogły przyjmować gości przez cały tydzień. Jednak nie wiadomo kiedy to nastąpi. Wszystkie prace są bowiem finansowane z prywatnych funduszy  gromadzonych przez właścicieli. Mam nadzieję, że miejscowe władze jeśli nawet nie wesprą tej inwestycji, to chociaż nie będą jej utrudniać. A jak wiadomo urzędnicy łatwo mogą zatruć życie ludziom z inicjatywą i rzutkim a mającym ciekawe pomysły.

Przy nadarzającej się okazji odwiedzę Bobolice i zanim otworzą swoje bramy dla wszystkich głodnych i spragnionych poszukam w okolicy miejsc godnych dla smakoszy i miłośników historii jednocześnie.