Historia czerwonej książeczki
Ogłoszono właśnie kolejne wyróżnienia przyznane restauracjom europejskim w przewodniku Michelin. Znalazło się w nim 16 lokali z Krakowa i tyle samo z Warszawy. Do wyróżnionych sylwetką Bib Gourmand (pierwszy dostał go stołeczny Absynt) doszlusował lokal U Kucharzy – mieszczący się w starym Hotelu Europejskim. Wśród wyróżnionych symbolem sztućców są moje ulubione lokale warszawskie: Różana, Tradycja, Dom Polski, Rubikon i Qchnia Artystyczna. Są też i krakowskie: Cyrano de Bergerac, Copernicus, Pod Różą, Leonardo. Gratulacje!
Pierwsze przewodniki Michelin rozdawano za darmo. W tym czasie, na początku XX wieku, we Francji było zaledwie około 3500 samochodów, a prawie wszystkie prowadzone były przez szoferów. Dla nich ta mała czerwona książeczka była źródłem praktycznych informacji dotyczących wymieniania opon, sposobu napełniania baku oraz znajdywania tanich knajpek i przydrożnych noclegów.
Pewnego dnia jeden z braci Michelin zauważył w jednym z warsztatów samochodowych, iż przewodniki Michelin nie są wykorzystywane tak jak tego oczekiwano – stos książeczek służył zamiast nogi w nierównej ławce. Od tego czasu przestano przewodniki rozdawać za darmo. W 1920 roku ich cena wynosiła 7 franków.
W 1908 r. powstało Biuro Planowania Podróży. Było ono prekursorem porad turystycznych oferowanych obecnie online.
W ciągu następnego dziesięciolecia nastąpiło wiele zmian, które na zawsze zmieniły oblicze przewodników. We wczesnych latach 30-tych. wprowadzony został system wyróżniający restauracje gwiazdkami oraz stanowisko anonimowego profesjonalisty – inspektora.
Czerwony Przewodnik Michelin miał także swoją rolę w trakcie II wojny światowej. Wiosną 1944 roku, w czasie trwających w Anglii przygotowań do lądowania w Normandii, dowódcy wojsk alianckich byli zaniepokojeni, że ich działania będą utrudnione ponieważ wszystkie znaki we francuskich miastach zostały zniszczone lub zdemontowane. Po przeprowadzeniu zakrojonych na szeroką skalę badań oraz przy pełnej zgodzie ze strony kierownictwa Michelin w Paryżu dowódcy zdecydowali się odtworzyć przewodnik z roku 1939 ? najnowsze wydanie ? który zawierał setki szczegółowych, aktualnych map ulic miejskich. Kompletny egzemplarz został wydrukowany w Waszyngtonie oraz przekazany oficerom. Jedyną różnicą w porównaniu z oryginalnym przewodnikiem z 1939 roku było to, iż na okładce dodano słowa „Tylko do użytku służbowego”. Wyposażone w przewodnik Michelin oddziały wojskowe rozpoczęły lądowanie w Normandii, wyzwalając najpierw Bayeux, Cherbourg, Caen oraz Saint-Lo, a następnie całą Francję. Ponieważ większość przewodników z okresu lądowania w Normandii zaginęła, została zniszczona lub zabrali je ze sobą powracający do Stanów Zjednoczonych żołnierze amerykańscy, w Europie pozostało niewiele oryginalnych egzemplarzy.
Wiosną 1945 roku ukazało się nowe wydanie przewodnika Michelin po Francji. Ponieważ wcześniej przygotowano papier, przewodnik pojawił się w sprzedaży już 16 maja, dokładnie w tydzień po podpisaniu zawieszenia broni. Informacja na okładce brzmiała: „Niniejsze wydanie, które zostało przygotowane w czasie trwania wojny, nie jest tak pełne i dokładne jak nasze przedwojenne przewodniki. Mimo to powinno być pomocne czytelnikom”.
W trakcie następnych lat Przewodniki Michelin szybko się rozwijały, a baza ocenionych lokali rosła. W 1997 roku wprowadzono symbol Bib Gourmand wyróżniający wybitne restauracje oferujące posiłek za niewysoką cenę, a kilka lat później jego odpowiednik dla hoteli – Bib Hotel. Inspektorzy zaczęli także doceniać zaplecze gastronomiczne rozwijającej się Polski. W przewodniku „Main Cities of Europę” opisana została oferta kulinarna i hotelarska Warszawy.
W 2005 roku Czerwone Przewodniki Michelin wkroczyły na rynek amerykański edycją opisującą lokale Nowego Jorku.
W 2008 roku Czerwone Przewodniki Michelin opisują już 23 kraje, w tym trzy kraje pozaeuropejskie: Japonię, Chiny oraz Stany Zjednoczone. Wybór lokali poszerzany jest o kolejne miasta – w edycji „Main Cities of Europę 2008” po raz pierwszy opisane zostały lokale krakowskie.Potem i warszawskie.
Rok w życiu inspektora można sprowadzić do kilku liczb. W czasie odbywanych anonimowo podróży każdy inspektor zjada w przybliżeniu 250 posiłków w restauracjach i spędza około 150 nocy w hotelach i pensjonatach, odwiedza również ponad 800 placówek i sporządza 1 100 raportów. W przypadku inspektorów krajowych przewodników oznacza to około 30 tysięcy kilometrów spędzonych w podróży. Obecnie jako inspektorzy pracuje 90 osób (mężczyzn i kobiet), z czego 70 w Europie, 10 w Stanach Zjednoczonych oraz 10 w Azji. Spędzają swój czas w podróży oraz w restauracjach i hotelach, szukając właściwego miejsca – miejsca, które na pewno spodoba się czytelnikom. Przeciętny wiek inspektorów to około 40 lat, zanim zaczęli się starać o pracę w Wydawnictwie MICHELIN, pracowali przez 5-10 lat w branży hotelarskiej.
Zazwyczaj inspektorzy spędzają w podróży trzy tygodnie w miesiącu, szukając dobrych hoteli i restauracji. Odkrywają, testują i potwierdzają wybór placówek, które znajdą się wśród polecanych miejsc lub, przeciwnie, zostaną usunięte z przewodnika. W czwartym tygodniu wracają do biura, gdzie przedstawiają swoje raporty oraz składają sprawozdanie redaktorowi naczelnemu. Następnie podejmowane są decyzje odnośnie tego, które hotele i restauracje zostaną włączone do przewodnika, które powinny być usunięte z powodu spadku jakości, które zostaną wyróżnione oznaczeniem Bib Gourmand lub Bib Hotel oraz którzy szefowie kuchni przekroczyli nowy próg w swojej karierze. Gwiazdki są przyznawane w trakcie specjalnych spotkań, które odbywają się dwa razy do roku i w których uczestniczy redaktor naczelny, inspektorzy oraz dyrektor Wydawnictwa MICHELIN. Decyzje dotyczące przyznania gwiazdek podejmowane są jednomyślnie. Tydzień spędzany w biurze daje również inspektorom możliwość przygotowania się do ich kolejnych serii wizyt, dokonania rezerwacji stolików i rezerwacji hotelowych oraz zdobycia dodatkowych informacji o miejscach, które zamierzają odwiedzić.
Coraz częściej inspektorzy trafiają nad Wisłę. Z warszawskich restauracji tytuł Bib Gourmand przyznali restauracji „Absynt” należących do rodziny Kręglickich. Teraz są już dwie takie! Brawo!
Komentarze
Miło, że i nasze restauracje zostają dostrzeżone, a wydania przewodnika Michelin od dawna stały się tym dla gastronomii, czym kalendarz Pirelli dla grafiki użytkowej. Nie od rzeczy też jest promocja edukacyjna – te dwie restauracje warszawskie w Michelinie sprawiają, że jest co najmniej kilkanaście innych aspirujących, a więc podnoszących swój poziom. I o to chodzi.
A Pyra zjadła solidne śniadanie – 2 płaty śledzia w lekkiej marynacie z koperkiem, czosnkiem i cebulą do suchego chleba żytniego. Na obiad dzisiaj pieczarki w sosie śmietanowo-pietruszkowym do grubego makaronu.
Ranek był chłodny, bardzo słonetrzny i wietrzny; teraz niebo się zachmurzyło. Ta wiosnapóki co jest dosyć mityczna.
U mnie pogoda cesarska, wiosna ma być w południe, a ja ślęczę nad deklaracją podatkową (termin był 15 marca 😯 ). Jak się sprężę i do wiosny skończę, to po południu zaniosę do gminy.
Na śniadanie cocktail pomarańczowo-bananowo-malinowy z imbirem, ale śledzia bym zjadła 😉 Nie mam chleba ani śledzi, trzeba by na zakupy, ale najpierw te papiery, potem obiad…
„słonetrzny”? „paraliż postępowy/ najmądrzejsze trafia głowy” (jakoś tak to było)
Mam pretencje do blogowych wędkarzy! Nikt się, cholera jasna, nie przyznał, że wczoraj był Dzień Wędkarza! Tym sposobem pozbawili nas należnego toastu. I tak sromotnie nam podpadli : Sławek paryski, Mąż Danuśki, Piotr – Gospodarz, Arkadius vel Johnny W., Nowy i Kapitan Nemo osobiście. O. Czeka was karniak.
Pyro w zamian za dzien wedkarza dam Ci dzisiaj inny powod do picia. 1 sierpnia przeprowadzam sie do… Ugandy…
Uganda? A czy Ty będziesz Nirrodku tylko Żona? Czy pracownik organizacji międzynarodowej? Jednym słowem co z pracą?
Nic się Nirrod nie przejmuj,
W latach osiemdziesiątych w Sztokholmie miałem za ścianą sąsiada z Ugandy. Równy chłop był. Kato miał na imię, żonę i troje dzieci też miał.
Stanisław mi zazdrościł. Niech wie, czego 😉
” W dokumentacji odsłoniętych w południowo-wschodniej części dziedzińca reliktów uwagę skupia przede wszystkim łukowaty fundament apsydy A i przylegający do niego prosty mur o przebiegu północ-południe M, następnie kolejny łukowaty relikt B położony na wschód od apsydy A. Po obu jego stronach widnieją dwa równolegle wobec siebie usytuowane odcinki fundamentów o osi wschód-zachód: C i D. Odcinek C zachował się stosunkowo dobrze na długości kilku metrów jego lico północne zaopatrzone jest w odsadzkę. Kontrowersyjne są fragmenty innych łukowatych struktur…” itd.
Wracam pod ziemię 😀
O czerwonej ksiązeczce też moge napisać historię:
W 1968 roku można było pójść do budynku we Wrzeszczu, niedaleko radia, jakoś tak niemal naprzeciwko Teatru Lalek. Zapukało sie do drzwi, zapraszali do środka. Dawali czerwoną książeczkę a nawet częstowali zielona herbatą.
Przed tym budynkiem stał wprawdzie milicjant ale jemu to chyba nie przeszkadzało.l
ASzyszu – „nie o take” książeczkę chodziło Piotrowi. Za Michelina można było się, bodajże, w Państwie Środka przejechać na wieś – żelazo wytapiać i rozumu klasowego nabierać.
ASzuszu – rzuć nam jakiś kawałek z dobrymi bębnami (to pod Nirrodka)
Poki co jade jako Zona. Co nie zmienia faktu, ze ja mam zamiar zmienic status z Zona, na pracownik. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
A. Szysz. ja sie nie martwie miejscem, martwie sie troche praca, ale mam jakies 4 miesiace, zeby sie cos znalezc.
Dzień Wędkarza ? No proszę ! Mea culpa.
A właściwie sua maxima culpa. Nie wiem,czy mój wędkarz
wiedział,że wczoraj było jego święto.Od kilku dni nie ma
go w domu,ale wcale nie pojechał na ryby.
Dzisiaj wraca- wszystko mu sprawozdam.
W związku z powyższym dzisiaj proponuję
toast podwójny – przeprosinowy i za wiosnę, żeby sobie
o nas sobie przypomniała.Dzisiaj ma się pojawić o 12.45,
ale wygląda na to,że zbłądziła gdzieś po drodze,biedaczka.
Nirrod mogłaby zacząć od:
http://www.youtube.com/watch?v=a8VReKpzyds
Ja nie mówię, ze łatwo ale gdzieś trzeba zacząć….
Jak zwykle wracam do dnia poprzedniego. Placki ziemniaczane można dostosowywac do wymogów chwili. Raz ostrzej, innym razem łagodniej. Ale zawsze dajemy tartą cebulę i dużo majeranku. I żadnego cukru na wierzch ani innych konfitur tylko gęstą kwasną śmietanę. I dość cienkie robimy, żeby się dały nieźle podpiec na chrupiąco. Ja k nie chcemy chrupiących, robimy babkę ziemniaczaną.
Haneczko, już współczuję zamiast zazdrościć.
Nirrod, ominie mnie obiecywane oprowadzenie po miejscach robienia dobrych zakupów w Holandii, ale trudno. Może się kiedyś wybiorę do Ugandy, a tam też jakieś ciekawe bazary być mogą. Pewnie bez serów holenderskich, ale coś zasępczego na pewno będzie. Kiedyś bym marzył o wyjeździe do Ugandy na pare lat. teraz juz trochę mniej tam ciągnie.
Z restauracji docenionych przez Michelina najbardziej pociąga mnie krakowski Cyrano de Bergerac. Copernicus ma swoją sławę, ale też legendy chodzą o rachunkach, jakie tam wystawiają. Znam bywalców, ale oni sami nie płacili.
Z innych restauracji cieszy U Kucharzy. Niegdyś chętnie zatrzymywałem się w Europejskim zanim kiedys z sufitu karaluch nie spadł na Krystynę. Ale kuchnię docenialiśmy i potem. Docenialiśmy także niezłą kawe i ciastka. Kuchnię jednak nieco bardziej ceniliśmy vis a vis w Bristolu. Była w swoim czasie nie do pobicia.
Byliśmy raz w Bristolu po remoncie – dobrych kilka lat temu, może bliżej dziesięciu i nie wyszliśmy rozczarowania. Szczególnie Fois gras jako czekadełko zrobiło dobre wrażenie.
W Europejskim rozczarowała z rok albo 2 temu kawiarnia. I kawa i ciastka już nie takie jak kiedyś natomiast ceny ze zdecydowanie górnej półki. Zarówno napoleonka (a może kremówka) jak i babeczka śmietankowa nie przewyższały smakowo przeciętnej cukiernianej.
Jeżeli teraz restauracja jest rekomendowana w czerwonej książeczce, to może i cukiernia się poprawiła. Ale pewnie nie mają ze sobą nic wspólnego.
Stanislawie nie boj zaby, ja cie jeszcze po Hadze oprowadze. Poki co wyjezdzamy na 2-3 lata a do tego bedziemy tez „wpadac” do Europy.
W ostatecznej ostatecznosci, stworze maly przewodnik po Hadze 😉
Majeranek w plackach ziemniaczanych? hmm… no moze… ale wtedy nie da sie ich jesc na slodko…
Stanisławie,
W Europejskim teraz mamy : http://www.batida.pl
Takie trochę francuskie bistro.Lubię ich ciasta, a właściwie nie
są to ciasta tylko musy – czekoladowe,owocowe itp.
Ale to już nie ten klimat,który pamiętam ze studenckich czasów.
Wtedy chodziło się do kawiarni w „Europejskim” na dobrą kawę
i pyszne ciastka. Jadłyśmy często te ciastka zamiast obiadu 🙂
Kawiarni-cukiernia prawie jak klubo-kawiarnia…
najbardziej ugwieżdżone jest Tokyo, ot co mi przed chwila w rece wpadlo:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Michelin#5315244470686560210
A jak się mają śledzie Grażyny ? Chyba się już wymoczyły i przesiąkają przyprawami.Ja nie jestem taka ambitna i korzystam z gotowych filetów,które doprawiam. Jakich przypraw używasz ,Grażyno?
Kiedy byłam mała,a śledzie były tylko z beczki, zawsze się mocno krzywiłam,kiedy mama kazała mi zmieniać im wodę. Dziś chyba rzeczywiście trudno spotkać takie śledzie. Dziś na obiad mój mąż zamówił sobie ziemniaki gotowane w mundurkach/bez soli/,a do tego śledzie w śmietanie.Poszłam na łatwiznę i kupiłam gotowe,ale bardzo dobre.Chociaż w takich gotowych jest pewnie trochę chemii.
Ja dzisiaj nic nie jem,żyję tylko o sokach i herbatkach,już się przyzwyczaiłam do jednego takiego dnia w tygodniu.To dopiero piąty raz, ale mam zamiar nie przestawać. A dobre ciastko i kawa będą jutro.
Pochłonęła mnie oferta cukiernicza Batidzie. Choć jeszcze żołądek doskwiera po wczorajszym obżarstwie makowcowym, zdjęcia musów zafascynowały. Czekoladki też wyglądają nieźle. Ale prawda, że kiedyś cukiernio-kawiarnia (nazwa może budzić różne skojarzenia, ale była adekwatna) w Europejskim to było coś. Tez chyba mi się zdaerzało zastępować obiad ciasteczkami, ewentualnie z jeden pasztecik zjeść na początek.
Nirrod, trzymam za słowo.
Sławek – a p[okuta za dzień wczorajszy?
Zapomniałem odpowiedzieć w sprawie majeranku. Oczywiście, że z majerankiem tylko kwaśną śmietaną można posmarować. Ale dla mnie placki ziemniaczane na słodko nie istnieją.
Byłem, jadłem i się nie zachwyciłem.
Pyro, juz zaczalem 🙂
Pyro,
ja chętnie za Dzień Wędkarza odpokutuję, bo niewiedza nie chroni przed odpowiedzialnością, chociaż może jest okolicznością łagodzącą 😉
Placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną i ewentualnie tatarem ze śledzia… mniam. Idę na zakupy. Deklarację też zaniosę.
Krystyno,
jak Ty przy tych soczkach możesz czytać ten blog? 😯
U mnie na obiad była pierś kurczęca z duszoną cukinią i sałatką z awokado i pomidora i już mnie skręca na samą myśl o plackach, śledziach itp. 😯
Obrazki ze słodkościami mogę oglądać, bo wiem, że za piękną powłoką kryje się cukier, margaryna i tłuszcz palmowy oraz barwniki, no, może na te z owocami miałabym ochotę 😉 Strona estetyczna jest bez zarzutu.
Czesc Wam z mej polnocki –
ze wszystkich gwiazdek na ziemi najbardziej odpowiadaja mi te na butelce z bursztynowym plynem. Powachc tez lubie, a i nie wzgardze lyczkiem. Zas do Michelin’a przejawiam niejaka niechec Byc moze nieuzasadniona ale… kiedys tam… cos tam … niekoniecznie bylo takie jak polecal M.
A propos plackow – wczoraj byly na obiad, zas przedwczoraj eksperyment – calkiem udany: boczek w stylu Moorish. Natchnieniem byl przepis hiszpanski „Leg of lamb Moorish style”, ze zas jagnieciny nie mialam zaeksperyntowalam z boczkiem.
Guru wczoraj wspominal o sosie miodowym do miesa – moj sos zawieral rodzynki, daktyle, migdaly i takie tam inne. Pychota!
Chcecie podam przepis lecz to juz jutro.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
PS
A jaki kod mi przypadl! 228d („de” jak duzo???!)
Michelina bierz opony,
gdy masz jechać w dalsze strony.
W ich fabryce też zwalniają.
Może kryzys przeczekają ?
Michelina gwiazdki i światowe są splendory.
U Cyrana stół rezerwuj, bo usłyszysz sorry.
Są zielone przewodniki ,
gdy chcesz udać się do Kostaryki.
Mapy znajdziesz w internecie,
gdy wałęsasz się po świecie .
Z Michelinem podróżujesz
i przysmaków posmakujesz !
Właściwie to zrobiłam Michelinowi darmową reklamę.
Może podam od razu numer konta to mi wynagrodzą
( sowicie, rzecz jasna ) dzisiejsze wierszowanie.
Wlasnie, ze przyszla i to punktualnie. Po obiadku ucialem sobie godzinna drzemke. Budze sie a tu nawet sladów wczorajszego sniegu. Powialo od strony Adriatyku i stopilo.
W przyszlym tygodniu bedzie sadzona figa. Bez maku i pasternaku ale zielonym do góry. Dolek przygotowany.
Kosiarka do trawy jeszcze stoi w garazu. Poczatek w kwietniu. Nie wychylam sie i tyle.
Pan Lulek
Właśnie trafiłam na taki przepis :
Śledzie pokutne
Wymocz a ze skóry dwa śledzie duże obedrzyj; ości, ogony a głowy odejmij, ale w bezpieczności zachowaj. Kartofle spore dwa ugotuj i z łupin, póki gorące, obierz. Jabłko duże winkowate i cebulę sporą łagodnego smaku ze skórek oczyść, po tym zaś pospołu wszystko przez maszynkę puść, opieprz lekutko i (jeśli-ć mało słone zda się) osól. Wyrób doskonale, a przykładając ogony i głowy (któreś zachować miał) dwa śledzie całe na powrót uformuj. Po wierzchu maczaną w wodzie łyżeczką cudnie ukarbuj, wodą obficie polej, postać godzin parę daj. Przed samem podaniem winnym octem dobrym lub sokiem cytrynowym skrop.
Receptury klasztorne
Jacek Kowalski
Wydawnictwo Dębogóra
*
Jak ja lubię czytać takie przepisy 🙂
A mnie sie placki zimeniaczane kojarze tez ze splywami kajakowymi na Mazurach a dokladniej na Krutyni. Bylo miejsce gdzie zawsze stala pani i smazyla na takim fajnym piecu (grilu?) na trawie przed domem. Kajaczki sie cumowalo przy brzegu i na placki. Smakowaly wtedy wybornie. W przeciwienstwie do Stanislawa natomiast lubie placki tez na slodko ale w sumie to w kadej postaci, ze smietana kwasna, slodka, gulaszem, robione z roznych ziemniakow i z roznymi przprawami itd,itp…
Dzien dobry,
Ja od pol godziny w robocie, po drodze pol litra wyrobu kawopodobnego, ktory tubylcy kawa nazywaja. W bardzo duzych ilosciach troche stawia na nogi, ale wstretne to jest.
Nie myslalem, ze tymi plackami takie poruszenie sprawie, ale to mile.
O dniu wedkarza nie wiedzialem. Tez bije sie w piersi wolajac o swojej winie, ktora tylko wieczornym winem zmazac sie postaram.
Wielka kaluza, jak ja Pyra zwie, dzisiaj spokojna jak jezioro.
Do pozniej
1b mozna sobie darowa, ale dwie 7-emki? O nie!
Danuska –
sledzie pokutne jak to sledzie pokutne lecz to cudne karbowanie lyzeczka zamoczona w wodzie „cudnie” przypadlo mi do gustu.
Cudnie was weekendowo pozdrawiam
E.
Dobranoc z mojej strony swiata
Danuśka, czy Ty też kupujesz u Benedyktynów? 🙂
Czy śledzie pokutne nie powinny być posypane popiołem?
Spacja mi się wstawiła i czekam na akceptację 🙁
Jedni posypują popiołem, a inni majerankiem
placki
ziemniaczane
Lubię i na słodko, i ze śmietaną, i z gulaszem, i w ogóle. Cebulę muszą mieć w sobie i chrzęścić 😀 O majeranku pierwsze słyszę, ale czemu nie 😉
A z fioletowych ziemniakow wychodza kolorystycznie rzecz ujmujac oczywiscie fioletowe placki ale w sumie nieladne. Za to lubie dodac tumeric (zdaje sie w Kraju to kurkuma) i sa zolte jak zloto i ladniejsze. Ze slodkich ziemniakow wychodza takie sobie no i nie dla Stanislawa z yamsow pomaranczowych wychodza pomaranczowe itd… 🙂
W miniony weekend chcialam zjesc lunch w wielo-gwiazdkowej restauracji, gdzie glownym daniem sa podobno bardzo smakowite robaki.
Nie wpuscili mnie, bo obowiazywal tuxedo i czerwony kapelusz z piorkiem.
http://www.youtube.com/watch?v=7uTFA18une4&feature=channel
Małgosiu- tak,złożyłam u nich niegdyś zamówienie.
Od tej pory dostaję newslettera.A dzisiaj sama widzisz-
były śledzie pokutne !
Brawo!
Brawo!
Brawo!
Dla Pyry, nie dwie nie trzy, ale cały nieboskłon gwiazdek.
A za co?
😆
Za wpis nad wpisami z 10:51 😆
Poniżej mała próbka sztuki użytkowej 😆 z kalendarz pirelli. Wystraszy kliknąć na obrazek i ma się doskonały pogląd o sztuce użytkowej 😆 na przestrzeni 40 lat widziane okiem fachowców najwyższej klasy
http://www.kfz.net/news/pirelli-kalender/?currentPic=3
😆
😆
😆
😆
nr7 jest nawet kulinarne
😆
😆
a tu az 60 obrazków sztuki użytkowej z kalendarza pirelli
http://www.chip.de/bildergalerie/Best-of-Pirelli-Kalender-Galerie_30918094.html
😆
johnny, cholero jedna ales mnie wkopal. Siedze sobie w pracy zagladam do blogu otwieram sznureczek i wlasnie wchodzi do mnie kolezanka i co widzi na ekranie, no co? …nagie dziewczyny. W tym purytanskim kraju myslalem ze dostanie zawalu a ja razem z nia. Ile ja sie musialem natlumaczyc ze to znajomy podeslal kalendarz Pirelli i zrzucilem wszystko na Pyre i te sztuke uzytkowa. I ze to nie o te nagie piersi chodzi tylko o swiatlo, przestrzen i ten uzytek z tej przestrzeni. Uff…udalo sie, nie podali mnie do inkwizycji. Przez te konie, psy i kalendarze zawalu dostane jak nic, znaczy sie jesli mnie wczesniej nie powiesza. Wracam do pracy.
Johnny W. przecież nie te Panie (chociaż też – sztuka w sztukę) tylko kalendarz z tymi Paniami – i nie tylko. To jednak czcigodny Artysta wie lepiej, niż prowincjuszka – Pyra
Obiad niewyszukany:
Po kawałku antrykota z prawie trzydziestoletniej patelni, brokuły z wody, kurki też z patelni i mus z selera z paroma ziemniakami i roztartym ząbkiem czostku. Niezbyt zmusowany tak, aby w zębach było czuć tego selera.
Jedyne przyprawy: sól, pieprz i masło. Do tego dziecinna flaszka niezbyt wyszukanego czerwonego włoskiego. Bardzo udana kombinacja smaków i kolorów.
Deseru nie będzie boć to dzisiaj piątek!
Dziecko zakrecilo i zakomunikowalo, ze opuszcza Europe.
Wyprowadzaja sie do Szanghaju. Kupil tam fabryke a teraz jedzie na globalizacje. W Niemczech pozostaje Agnieszka ze swoim chlopakiem i psem. Bedzie taniej bo nie potrzeba szukac mieszkania i samochód jest za darmo. Agnieszka zdecydowala, ze rozpoczyna studia na dodatkowym fakultecie i chyba zostanie na uczelni. Znowu bedzie uczona w rodzinie.
Jej szkólka plywacka cieszy sie dobra opinia i zeby otrzymac miejsce trzeba miec talent. Chody nie wystarczaja.
Za godzine zaczynam butelkowac.
Blaue Portugiser.
Pan Lulek
Z ostatiej chwili!
Bez deseru się – niestety – nie obejdzie. Znalazłem w szawce dwa pączki nadziewane czarnymi jagodami. No przecież nie zostawię ich tak….
No i szawa gra 😉
Spełniłam obywatelski obowiązek i dostarczyłam deklarację podatkową do gminy. Zmarzłam, bo niby wiosna i słoneczko, ale wiatr porywisty i lodowaty hula po okolicy i gdzieś tam pada śnieg 🙁
Przy okazji przeszłam się wśród straganów pierwszego tegorocznego jarmarku i nabyłam żytni chleb razowy z orzechami włoskimi, zamiast reszty (20 ct) dostałam suszoną kiełbaskę wartą 2 Fr – na spróbowanie i chyba w nagrodę za kupienie chleba za 4.80. Kryzys i tu już sięga i trzeba zadbać o klientów 😉 Na innym straganie nabyłam oliwki nadziewane czosnkiem i już połowę zjadłam…
Dziś na kolację białe szparagi, sałatka z jaj w winegrecie, zielona sałata i ten świeży chleb z Wallis.
Przeczytałam przed chwilą:
Jedzie dwóch Arabów samochodem, jeden mówi do drugiego: wysadź mnie pod ambasadą
Ten mus z selera muszę wypróbować. Andrzeju, gotujesz je razem z ziemniakami czy osobno? Obrane czy w skórce?
ponczki od szewca?
… uwielbiam marynowane i w olivie. z odrobina ostrej papryki. najlepsza przekaska jaka znam.
Pyro Twoje zdrowie z przekasa o ktorej wyzej 😉
Ziemniaki (albo kartofle) obrane i pokrajane w kawałki tej samej wielkości co seler. Gotują się równie długo (krótko). Proporcja: przynajmniej tyle selera co ziemniaków. Albo i więcej.
Ugotowć do prawie miętka, łyżką drzewianną albo nawet mikserem na szybko z odrobiną masła albo i śmietanki. Rozetrzeć ząbek czostku ze solą i wymięszać. Ja tam lubię jak są grudki (grótki?) ale można według uznania nawet na rzadko….
Czyli razem? Dzięki, Andrzeju 🙂
Johnny,
te oliwki właśnie takie są, trudno się oderwać… Chyba je dziś wykończę 😎
Pan, co je sprzedawał, miał czarny berecik z antenką, ale był Niemiec 😯
Ten pan w czarnym bereciku z antenka byl zapewne rodem z Alzacji albo Lotaryngii. Albo z Disney Landu. Tez na granicy.
Poszla w ruch butelka z bardzo dobra zawartoscia.
Jutro zakupy ogródkowe, w tym, rózne zielska. Otrzymalem sezonowa przepustke do warzywnika sasiada. Beda pomidory, ogórki i co dusza zapragnie a oczy dostrzega.
Na wszelki wypadek gotuje sie.
Pan Lulek
kupowanie u Niemca to niewielka przyjemnosc ale jest gwarancja oczekiwanego smaku i qwalitetu. ja czesto kupuje u Turkow u ktorych jest mozliwosc potargowania, tak dla przyjemnosci, a raz na jakis czas na herbate zaprosza 🙂
ale najlepsze marynowane olivki pochodza z Hiszpanii. wyciagane paluszkami z sloika. one nie sa nadziewane czosnkiem lecz razem z nim marynowane. ten produkt ma wszystkie inne pod soba. mam jeszcze jeden sloiczek nad morzem. jutro sie dorwe do niego. ach to bedzie uczta. otworze flaszke osborne i szeroko okno 😆
wiecie co?
zrobilem rybe wg slawka. to ta w mantlu z soli.
to rewelacyjna sprawa. ten przepis ma tylko pozytywy. otwierajac skamienialy pancerz z soli, troche trzeba miec wprawy by otworzyc toto na dwie czesci. kazda z nich moze sluzyc jako podgrzewany talerz. caly zapach ryby wraz z zawarta wewnatrz niej zieleniny w postaci kopru pietruszki i innej trawy smakowo zapachowej miesza sie delikatnie z smakiem sieii, ryby wysmienitej i delikatnej lekko przypominajacej lososia. celowo nie otwieralem zadnej flaszki do tego przedsiewziecia. dzieki temu mialem niebo w gebie az do wieczora
Ale żeś się Johny czepnął!
Przecież sztuki jak najbardziej użytkowe są.
Weż taką 13, Jovovich Milla – niezastąpiona przy remoncie np. werandy.
Ciekawe czy wszystkie emigrantki co osiadły na pólnocnoamerykańskim kontynencie tak mają? Alicja też remontuje….
Ciekawe czy podobnie wtedy ubrana??
A 22, Carmen, pomoże zorganizować małe przyjątko, odwróci uwagę od jedzenia, może też zaśpiewać z nią w duecie?
Carmen, Carmen czy ty kochasz mnieeee?
Ach nie, ach nie, ach odp….. sieeeeee….
Przy tym zdjęciu, przez moment pomyślałem że to jakieś tajne i ukryte przed blogowym pospólstwem zdjęcie ze Zjazdu. Tak te zjazdy niby na wsiach i campingach a tu jakieś pałace, smokingi, kiecki do ziemi, kandelabry, kelnery. Uspokoiła mnie jednak data, Dezember 2001. Wtedy nikt o blogu nie śnił nawet, chyba że wizjoner jaki.
A te ze słoniami to w RPA pewnie są…. 😉
Mogę tak dłużej, ale skończę już dywagacje bo cios w beret, jak nic, zaliczę.
Miłego wieczoru wszystkim!
Antku ostatni shooting do pirelli kalendarz odbywal sie w Botswanie.
czy tam nie był nasz Nirrod_ek? 😆
Nirrodek planowal tam byc, ale niechcialo mi sie zalatwiac wizy, wiec siedzialam spokojnie z dala od fotografow w sasiednim kraju 😛
Mówią że foty na 2010 będą robić w Ugandzie.
Casting będzie po 1 sierpnia. Jest więc szansa…. 😉
😆
Dobry wieczor Szampanstwu!
Wasz wloczykij wlasnie wrocil z Jo’burga (to prawidlowa nazwa, z apostrofem, istnieje na drogowskazach). Nie polecam Jo’burga. 4 godziny w korkach. Potworna burza w Golden City, gradobicie, a pierony wokol nas takie, ze ho-ho, a my pod takim cienkim zadaszeniem przy kasie sprzedajacej bilety do najstarszej kopalni zlota. Z nami dzieciaki z Jameson Highschool, mialy ubaw, jak ja reagowalam na te pierony, one takich rzeczy zwyczajne. No ale ja reaguje odruchowo… zaloze sie, ze i Alsa by sie bala, chociaz powiada, ze uwielbia burze.
Przyjechalismy do Witbank i poszlismy na kolacje do wloskiej niby restauracji. Ludzie!!! Jedzenie bylo pyszne, jak nigdzie indziej!!! Opisane, zapodam pozniej, po powrocie. Dzisiaj ostatnia noc, jutro wylatujemy. Nie chce was straszyc, jest mniej wiecej 2500 zdjec, ale z tego wybiore najwazniejsze i najbardziej reprezentatywne. Spisze tez na boku wrazenia z kajecika i dla chetnych podam sznureczek. Zjechalismy jakies okropne kilometry, ale naprawde poznalismy smak Afryki Poludniowej, gdybysmy mieli jechac jeszcze raz, wiedzielibysmy, co jeszcze nam sie chce.
Piekny kraj, ale kraj ogromnych kontrastow. Trudno to wszystko podsumowac, zapewne trzeba nabrac dystansu, obejrzec zdjecia i wtedy wszystko mniej wiecej sie ulozy.
p.s.
I jeszcze wam powiem, ze to wszystko dzieki naszym przyjaciolom tutaj, a Jagodzie przede wszystkim. Z Topoli ci ona, a ja z Bartnik, no i jedna szkola! Tak podstawowa, jak i tamta wyzsza nieco 🙂
Naprawde, tak pieknej wycieczki, zaplanowanego pobytu, miejsc najwazniejszych i tak dalej – zaden przewodnik nie urzadzi, tylko ten, kto tu mieszka.
Jeszcze ja.
Dzisiaj dzień przełomu, dzień wielkiej zmiany, zaczyna się upragnione i wyczekane nowe.
Mam więc taką nieśmiałą prośbę, apel mozna rzec. O co chodzi?
Najlepiej moją prośbę wyartykułuje artysta ;
http://www.youtube.com/watch?v=W2vAcLn3I_8
I tak uzurpatorsko zapytam w imieniu gorszej blogowej części:
Dziewczyny, jak będzie?
Odpowiedź Antkowi:
http://www.youtube.com/watch?v=Mi0PbXjNbVA 😆
Antku
My, to ta słabsza płeć, nie krzywdzimy (chyba, że musimy). A dobre to my i cały rok dla Was jesteśmy.
I gdzie ta wiosna?, we Wrocławiu 0 stopni
Namoczyłem śledzie, reportaż z namaczania będzie jutro.
A ja jeszcze o wyczekanej och, wiosnie.
Wiosna, wybaczcie więc i to
http://www.youtube.com/watch?v=g-pl_1iMPl8
wchodzę w wiosenny nastrój.
aaaaaaaaaaaaaa, już jest wiosna
aaaaaaaaa dłuższe dnie
aaaaaaaaaaa kwiaty rosną !
Nareszcie!! 🙂
A dziewczyny jeszcze uzgadniają stanowisko?
nieeee, jest odpowiedż! 🙂 🙂
Ooooo! Byłbym zapomniał….
Nowy, słuszna racja i właściwe podejscie, dwie flaszki, to lepiej niż jedna.
Ale jak na ten blog to i tak krzynkę mało…
Chłopaki! Niech Wam się kalendarz oponiarskiej firmy przyśni!
A dziewczyny to pewnie nie są takie głupie, by się im opony śniły.
Glupis, Antosiu!
Na ten blog pare krzynek wina!!!
Daniello, u mnie 16 C i gospodarze placza, ze zimno i kaza nam sie ubierac cieplo 😯
To ja, jeśli już częstują, poproszę tę krzynkę (dlaczego nie skrzynkę?).
W końcu jest okazja, podobno idzie wiosna, dłuższe dnie……
Może po tej degustacji i nastrój będzie bardziej wiosenny.
Byli tacy, co to już i bociany widzieli, ciekawe po ilu wiosennych toastach?
Pozdrawiam i dobranoc
mt7
w odpowiedzi co się działo gdy już ta, co taka głupia nie jest, przyszła:
http://www.youtube.com/watch?v=1qaZGSZNO6o
– zdzichu 🙂
Wiekszosc juz spi, Alicja pewnie w samolocie wspomnienia uklada, a ja sobie placki chrupie. Ludzie, jakie one sa dobre! Zrobilem wedlug przepisu Mistrza, a z radami Pyry, czyli ze smietana. Ja, tak jak Stanislaw – tylko bez cukru, ale tez jak Haneczka – moglyby byc inne dodatki. Ale i tak byly pyszne. Nawet Nemo wspominala, ze tez chyba zrobi, z tatarem sledziowym. Kiedys sprobuje.
Dzieki Waszej wspanialej pomocy nie skrecilo mnie z tesknoty za plackami. Malo tego. Wy sobie nie myslcie, ze ja w tej ostatniej kulinarnej lawce dlugo bede siedzial.
Abecadlo z plackow zaliczone? Zaliczone! To ja sie sam zapisuje do nastepnej klasy. Teraz bede sie staral znalezc na tym blogu jakis ciekawy, a dla mnie wykonalny przepis i do roboty. Haczyk polkniety. Dam znac.
A w ogole to przeciez tutaj nie tylko o jedzeniu sie mowi. Tak „na oko” rzecz biorac tyle samo o piciu. Krystyna biedulka dzisiaj tylko na herbatce i soczkach. Krystyno – jesli juz musisz soczki to polecam z winogron, zwlaszcza ciemnych. Po fermentacji, przelewaniu, lezakowaniu itd. sa swietne. Znajaca szczegoly tego blogu i blogowiczow Alicja proponuje takie soczki pic w ilosciach skrzynkami mierzonych. Nawet ja, jako wciaz Nowy, mam chyba pelne prawo ja poprzec, wiec popieram. Alicja stosuje taka diete i zobacz – fruwa do Afryki!
Nemo i Pyro – swoj nick zmienie gdy tylko pojawi sie nastepny Nowy, moze byc to nawet nick przechodni.
yyc na mazurskie wspomnienia sie zebralo. Nigdy nie zapomne przebytej kilkakrotnie kajakiem Czarnej Hanczy, ale to tak dawno……….
Tak goraco polecany przez Pyre kalendarz obejrze rano, bo z tego co sie zorientowalem po wpisach, on raczej rozbudza, nie usypia. Nie wiem tylko, czy promocja edukacyjna, o ktorej wspomina Pyra, dotyczy takze tego kalendarza.
Gasze swiatlo. Dobranoc.
Hej Nowy, Czarna Hancza tylko raz plynalem i taz super milo wspominam. Teraz kajaczkiem po Gorach Skalistych plywam zawziecie, albo po nich chodze, ale kajaczek milszy bo niedzwiedzie na brzegu moga tylko smetnie popatrzec. Tez mi narobiles ochoty na te placki i pewnie jutro po powrocie machne z tuzin. Dzisiaj tatarka robilem wiec polskie klimaty.
yyc,
zazdroszcze plywania po tamtejszych rzekach i strumieniach. Dawno juz tam nie bylem. W Kolorado prawie rok mieszkalem – w Breckenridge, na wysokosci 3000 metrow npm, znam tez troche Telluride i okolice, chociaz to tez juz dawne dzieje.
Po zjechaniu na wschod Stanow jezdzilem czesto do New Hampshire (uwielbiam) i Vermont, znam nieco piekne i dzikie Maine, nawet polnocna strona stanu NY jest sliczna. Bylem mlodszy, jezdzilem z namiotem. Kazdej jesieni, pierwszy – drugi tydzien pazdziernika. Kiedys wybralem sie tez na kilka dni do Wirginii, ale to juz nie to samo, chociaz tez slicznie. Malo znana Zachodnia Wirginia tez jest warta, uwazam, odwiedzin.
Gdy w Polsce mowie „Stany” – sluchacze kojarza przede wszystkim Nowy Jork, San Francisco, Las Vegas, Chicago. A przeciez Stany to glownie przestrzen, przyroda i piekno, a wielkie i znane miasta to jedynie malenki wycinek tego dziela boskiej i ludzkiej sztuki.
Przepraszam, troche sie zagalopowalem, a to przeciez blog o zupelnie innym profilu.
Jeszcze raz dobranoc.
Słuchaj stary, (to znaczy Nowy)
Ty się śmiało zgalopywuj. Ten blog ma taki profil na jaki akurat masz ochotę.
Hej, wstawać pora. Radek już z Młodszą na spacerze porannym. Zanim pójdzie Młodsza rozjaśniać w głowach kursantom, została wykopana z domowych pieleszy. Codzienna, ranna przebieżka spada na Pyrę, adzisiaj zmiana. Słonecznie, chłodno, lekka mgiełka i w skrzynkach balkonowych wyłaża cebulowe. Nie wiem, co będę gotowała dzisiaj. Nie mam pomysłu i w lodówce pustawo. Trzeba zaopatrzenie pogonić. Stanę przed lustrem i pogrożę.
Dzien dobry Szampanstwu!
Jeszcze nadaje z Witbank – swit blady, slonce i 20C w cieniu, rzesko. Tutaj podobno zaczela sie jesien…
O, Nowy! Zebys wiedzial! Stany to przestrzen i piekno przyrody, to samo Kanada. Miasta sa jakie sa, widziales jedno, widziales wszystkie. No, jednak Chicago rozni sie od N.Y. (architektura), ale generalnie – nie podrozuje sie po polnocnej Ameryce dla miast. Podrozuje sie dla widokow, i takiego Grand Canyon, czy innych *okolicznosci przyrody*
Zivot je cudo, a swiat jest piekny!
Wolaja na sniadanie, nastukam wiecej potem i odmelduje sie przed odlotem.
Zdjęcie dla Nowego:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-07-12.html
Marek !
Znowu ujawniles Pana Lulka, tym razem jako ikone. Ladnie to tak ?
Jak Grzegorz przeprowadzi sie do Szanghaju to ty sie szykuj z ta swoja rura. Bedziesz mial co zdejmowac i upubliczniac.
Agnieszka cieszy sie, bo nareszcie bedzie miala wolna chate.
Ja jeszcze nie wiem ale na wszelki wypadek gotuje sie. Tak jak na sniadanie. Dwa jajka na twardo. Biologiczne.
Pan Lulek
Alicja, dobrego lotu 😀 Oby Kanada powitała Was jak najcieplej 😀
Dzień dobry.
Już wstałam i od razu poczytałam zalegość blogowe. Krystna pyta o moje śledzie.http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=823#comment-142589
To ze śledziami było tak : czekałam na jakąś podpowiedź tutaj i się nie doczekałam. Wobec tego skorzystałam ze swojego starego wypróbowanego przepisu. Czyli śledzie po dwudniowym moczeniu ( w międzyczasie wymieniałam wodę kilka razy ) – zostały obrane ze skóry i oodzielone od kręgosłupów, czyli powstały filety- chociaż nie do końca – bo nie udało mi się wyjąc wszystkich ości.
Następnie w młynku od kawy zmieliłam ziele angielskie, goździki , kolendrę, anyż, liście laurowe , kardamon. Wyszła tego spora ilość o aromatyczno zniewalającym zapachu.Wsypałam ten aromatyczny proszek do małego słoiczka – uprzednio odsypując dwie czubate łyżeczki do metalowej miski. Do tej miski dorzuciłam też dwie łyżeczki cynamonu i dwie czubate łyżki cukru pudru. Dokładnie przemieszałam z aromatami.
Do tej pudrowej masy dorzuciłam pokrojone w wąskie ,ukośne paski , filety śledziowe. Bardzo dokladnie przemieszałam całą zawartość (ręcyma 🙂 bo inaczej się nie udaje ) . Następnie przełożyłam do słoików przekładając pokrojoną w półplastry cebulą. Dodusiłam ręką i podlałam niewielką ilością oliwy.
Natomiast z mleczu i ikry obrałam wszystkie błonki i całość utarłam drewnianą kulką w miseczce . Do tej utartej masy dosypałam łyżke pudrowo-aromatycznego proszku – o którym napisałam wyżej i wlałam niewielką ilość oliwy.Wymieszłam z bardzo drobno posiekaną cebulą. Przłożylam do słoika.Ma to konsystencję puszystego kremu. Świetnie smakuje z chrupkim pieczywem – twierdzi małżonek. Ja tego nie jem.
Ten wpis Krystyny to jest tutaj
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=823#comment-142589
( nie udała mi się ta wklejka powyżej)
Pyro Twój wpis też zauważyłam.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=820#comment-142383
Dziękuję za dobre słowo.
Moja mama też jeszcze chodzi , ale kazdy krok sprawia jej niewyobrażalny ból. Bardzo silne leki przeciwbólowe oczywiście usuwają ten ból. Ale ponieważ mama wciąż jeździ samochodem i prowadzi swoją kanceleraię ( jest prawnikiem) , dlatego nie bierze tych leków w ciągu dnia , żeby być na chodzie.
Teraz tak jak pisałam . Jest wspólna decyzja o operacji. Mama to się tak szykuje , jakby miała już nie wrócić. Sprząta szufladki , zakamrki. Wyrzuca , kompletuje, stare listy wiąże kokardkami . Do mnie wydzwania z dyspozycjami – „że jaby co ….to Ty Grażynka pamiętaj ,że…” itd.
Płakac się chce , bo przecież nie mam pewności ,że na pewno nie będzie tego „jakby co”…
Grażynko – większość tych przypraw można kupić mielonych (prócz liścia laurowego) szkoda paskudzić młynek. Ja sobie kiedyś spaskudziłam i trwało 2 miesiące zanim doprowadziłam do stanu używalności. Teraz kupuję ziele całe i ziele mielone, to samo z innymi przyprawami. Jeżeli paczuszki zamknięte w szczelnych słoiczkach albo pudełkach, to doskonale nadają się do wszelkich marynat.
Grażyno,
sorry, ja nie udzielam porad śledziowych, bo dla mnie śledzie istnieją tylko w śmietanie z cebulką, jako rolmopsy, albo tatar. Nie znoszę żadnych słodkości i korzeni, ani też za dużo octu 🙄 Im bliżej smaku śledzia z beczki, tym lepiej. Ikrę lubię na czarnym chlebie z masłem, mlecz może być roztarty z sosem do śledzi w oliwie z cebulą, ale te dodatki to dla mnie od lat abstrakcja 🙄 Sledzia mogę kupić tylko jako filet droższy od łososia 🙁
Pogoda cesarska, rano -2 stopnie. Nasza tradycja – coroczny bieg na nartach w pierwszy dzień wiosny musi być dochowana, Osobisty już gotuje herbatę do termosu. Trzeba się ciepło ubrać, bo ta wiosna jakaś taka styczniowa i w górze jest -8 😯 W telewizji pokazali pół metra śniegu w Kalabrii 😯
Ha!
A tutaj jesien, z rana bylo „zimno”, tylko 19 C. Teraz prawie poludnie, nie wiem, ile na termometrze, ale zdazylam sie spalic lekuchno. Strach pomyslec, ze za chwile wracam do Kanady, gdzie nie ma takiej pory roku jak wiosna – to jest moze z 10 dni w maju.
Moze jeszcze sie odmelduje przed wyjazdem na lotnisko.
Gospodarze urzadzili nam przepiekny pobyt, i Topola jest stolica swiata! Bartniki obok 😎
Pyra – prawdę mówiąc nie widziałam ziela angielskiego mielonego.Zaraz idę do Auchan na zakupy to jeszcze raz dokładnie popatrzę i nakupuję róznych mielonek. Gałkę muszkatołową też. A mój młynek do kawy , to już dawno nie mielił kawy.Jakoś przestawiłam się na kawę rozpuszczalną albo kupuję już grubo zmieloną do ekspresu.
Nemo- nie mówiłam głośno , ale liczyłam na Twoją radę dotyczącą śledz 🙂
To znaczy ,że po jakimś czasie , każdy wie na przy tym blogowym stole , co należy do jego obowiązków.
Alicji i Jerzorowi – wysokiego nieba, pomyślnych wiatrów i żeby przez trójkąt bermudzki nie lecieli. Czekamy na sprawozdania.
Na obiad będą pierogi z kapustą i grzybami ( gotowce niestety) na jutro i poniedziałek kurczak – mutant (2,20 kg) Napcham czymś i pójdzie w piekarnik Dzisiejszej kolacji jeszcze nie obmyśliłam, na jutrzejszą będzie boczek i ser w cieście francuskim pod butelczynę tunezyjskiego merlota. Deserów nie robię – w szafce ulubiona przez Pyrę czekolada marcepamowa i jakieś kruche, orzechowe.
Pa kochani. Pora zabrać się za uczciwą robotę.
Jak beda robili te zdjecia w Ugandzie,to dowiem sie gdzie i podam adres 😉
Nowy gratuluje udanych plendzow.
Grazyno kup zamiast mlynka dobry mozdziez.
Na sniadanie byly jajka w koszulkach z roszpunka, skwarkami i sosem hollandaise.
Pytanie do ekspertow nalewkowych. Oba przepisy na zurawinowke zakladaja dostep do spirytusu, ktorego tutaj nigdzie nie dostane.Da sie to jakos przeskoczyc.
Alicja,
upakuj stopnie gdzie się da. Miejscowym nie ubędzie, a Wam bardzo się po powrocie przydadzą 😀
Młody przyrósł do Swetra na amen 🙄 Pyta, czy dostałaś jego maila.
Nirrod – zdradzę Ci teraz wielką tajemnicę polskich matrosów. Dsykretnie i na ucho. Na Zachodzie rzeczywiście nie ma spirytusu spożywczego ale jest czyściutki, niczym nie skażany spirytus – do palenia w prymusach i kuchenkach spirytusowych. Sprzedawany w 5 l plastykowych kontenerkach, jak nasza woda mineralna. Na etykiecie pisze tylko „alcohol” C2H5OH i symbol płomienia gazowego czy cós. Kosztuje grosze – w przeliczeniu za te 5 l ok 20 złociszy. Że niczym nie „doprawiany” – Pyra daje głowę. W rodzinnym użyciu od 7 lat. Kupowany od ruskiego pośrednika w Kanale Kilońskim, w sklepach jest też, ale Matros stoi w Hanburgu daleko na redzie i nie ma czasu biegać po sklepach. Jeżeli jest w Germanii, to pewnie jest i u sąsiadów.
Haneczko,
Mlodemu odpisalam. Te celsjusze pakujemy, kilka godzin i lecimy!
Pewnie gdzies z Londynu nadam, mamy ponad 3 godziny na lotnisku.
O, Pyra nadala na ucho i dyskretnie 😉
Bede miala do czytania do tylu…
Prawie na calym swoiecie mozna kupic w aptekach czysty alkohol etylowy do celów domowych i leczniczych. Poza tam mozna uzywac rum o mocy 80%, tez dostepny. W ostatecznosci zamówic u mnie nalewki do odbioru na Zjezdzie. Naleznosc bedzie przyjmowal Marek w naturze.
Jaskóly jeszcze nie przylecialy. Pewno od tego, ze je Alicja uczyla robic na drutach.
Od dnia 8 kwietnie chata zajeta i nie przyjmuje wiecej gosci. Przyjezdza Agnieszka w pelnym skladzie.
Gotuje sie na przyjecie.
Beda artystyczne spotkania
Pan Lulek
Dzień dobry. Ad rem wpisu Gospodarza: po pierwsze piłam ostatnio cappuccino w „Batidzie” i było naprawdę dobre; po drugie, parę dni temu miałam przyjemność jeść w „Absyncie”. Piersi kurczaka w sosie truflowym towarzyszyło trochę penne z sosem pieczarkowym, przykryte puree ziemniaczanym, ale niezwykle delikatnym, a wszystko to pod pierzyną z listków rukoli – i muszę powiedzieć: tytuł zasłużony w pełni 🙂 A na deser suflet czekoladowy z sorbetem bodaj z czarnej porzeczki. Rewelacja! Polecam to miejsce. Tylko ceny trochę wysokie (ja miałam szczęście jeść za cudze pieniądze). Niby nie było tego wiele, ale najadłam się tym tak, że już nie byłam w stanie zjeść tego dnia kolacji 😉
W dziwnym kraju przyszło mi żyć (rzyć?)
Na kilkadziesiąt rodzajów rumu znalazłem jeden o zawartości alkoholu 50%. Reszta poniżej. o wódkach nie wspomnę, bo przeważnie 37,5%. Jedna chyba była czterdziestoprocentowa. Przepisy takie chyba.
Robią mocniejsze ale tylko na eksport. Wiem, bo ojciec w ubiegłe lato przywiózł z Polski pięćdziesięcioprocentowego Absoluta. Może są jakieś odrzyty z eksportu?
I co człowiek ma robić? Idę do Opery. Będzie lunatyczka ale to dopiero za dwie godziny.
Albo odrzaty z ekspurta
no jesli odrzaty, to raczej z Ziem Zachodnich, ekspruty jakos z lwowska ciagna
dostalem flaszke i kaktusa, to sie wymądrzam
Mam niezły zapasik spirytusu i już się nawet obawiałam ,że stoi tak bezużytecznie,a tu może okazać się,że niedługo i w Polsce takie mocne trunki będą niedostępne, a wówczas będzie jak znalazł.Spirytus był wykorzystywany do nalewek,ale nalewki też sobie spokojnie stoją, z rzadka popijane.Ale ten produkt jeść nie woła .
Marku.Kulikowski,te zdjęcia Hańczy są cudne.To jest to co lubię najbardziej-sielskie krajobrazy i cisza.
Natomiast te kaczuszki tonie są bracia K. tylko siostry K. , o czym świadczy ubarwienie ,kaczorki są kolorowe,samiczki brązowe.
no trudno, jak tak nalegacie, to pokarze (sic):
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/KaktusFlaszka#5315672691513814146
Huch, ale dziś zimno w tych górach 😯 Niby tylko -5, ale z tym lodowatym wichrem to twarz zamarza jak na Antarktydzie 🙄 Za to śnieg twardy jak beton i wreszcie „z górki” było naprawdę z górki 😎 Przez całą zimę nie udawało mi się rozwijać takiego tempa 😯
Wróciliśmy cało, odtajaliśmy i odpoczywamy po podwieczorku złożonym z zupy szparagowej (z reszty szparagów) i pączków z górskiej piekarni po drodze. Bardzo dobre pączki z konfiturą porzeczkowo-malinową, posypane cukrem-pudrem z jednej strony, a z drugiej cukrem z cynamonem.
te paczki, to jak gorskie sledzie 🙂
Ze spirytusem u mnie to samo, w sklepach nie ma, w aptece potwornie drogi (100 Fr/l), do kocherów jest skażony. Najbliżej jest do Włoch po legalny, ale ja każę przywozić gościom z Polski. Można wwieźć po 1 litrze na osobę. W tej chwili mam 2-litrowy zapas.
Jeśli chodzi o wczorajszą głodówkę,to nie jest ona taka nieprzyjemna,trzeba tylko nastawić się psychicznie i twardo wytrwać.Nieprzyjemne jest tylko przejmujące zimno,na które nie pomaga ani sweter ani ciepły koc ani gorąca herbata.Nie wolno jej wzmacniać żadnymi procentami.
Dziś jest za to bardzo miły dzień.Przed południem byliśmy na dobrej kawie,chaciaż kawa latte to właściwie spienione pięknie mleko o smaku delikatnej kawy.Do tego rurka z bitą śmietaną. A na obiad pojechaliśmy do Sopotu,do francuskiej restauracyjki „Cyrano& Roxanne”. Stanisław przetarł już tamtejsze szlaki.Rzeczywiście jest tam uroczo i familiarnie.Gospodarz Marc wita gości, potem też wielokrotnie podchodzi i rozmawia,pytał, ską jesteśmy,skąd wiemy i ich lokalu.
A jedliśmy : najpierw po trochu różnych wędlin i pasztety – z gęsiny,z waróbek drobiowych i zająca/najbardziej nam smakował/,potem zupa cebulowa.Mąż jadł polędwicę wołową /ale trochę mu podjadłam -soczysta i mięciutka/,a ja mule w sosie śmietanowym.Ja,kobieta z Mazur a obecnie znad Bałtyku niezwyczajna jestem takich prysmaków,ale owszem,bardzo mi smakowały.Do tego wina ,które wybrał nam gospodarz.Nazw nie zapisałam,ani tym bardziej nie zapamiętałam,ale Stanisław potwierdzi,że wina tam są bardzo przyzwoite.Na koniec już tylko zielona herbata i byliśmy pałni jak bąki.
Kończę,bo na balkonie czekają na mnie pstrągi dziś kupione i złowione w pobliskich stawach hodowlanych. Pomysł na pstrągi wpadł do głowy mojemu mężowi przy tej kawie,ja go poparłam,ale reszta należy niestety do mnie.
Toaysze!!
Nasz ekspórt do krajóf dewizowych wzrós trzy koma osiem procynta,
podnieślim oprocyntowanie esportu z cztyrdziystu do pindziesienciupinciu procyntów. Dzienki takiemu krokowi, zgniła zachodnia cyliwizacja, sie szypciej toaysze, zdegeneruje, co bedzie w zgodzie z ustaleniami ostatniego naszego spotkania z toayszami bratnich krajów gdzie to prosze was, że tak powiem, testowalimy nasze rodzime szyśćdziesienciosiydmio procyntowe napoje. Spotkanie toaysze przebiegło w braterskiej bardzo atmosfeże, toaysz Fidel miał w kieszeni sfojej toaysze zielonej bluzy butelke własnego, toaysze napoju. Miał on toaysze osimdziesiunt procynt!
Osimdziesiunt! A z czego toaysze ten napój?? Z cciny!! Tak z cciny!
Dlatego tysz toysze za dulary za spszedane nasze napoje, kupimy u toayszy kubanskich statek, toaysze cciny!
I osiongniem, nasz wlasny toaysze absolut a lud bendzie miał toaysze swoje opium.
Pozwólcie toaysze zakoncze hasłem :
Co nas u wadzy toaysze czyma?
nie jenczmien, nie zyto
Cccina!!!
W Auchan kupiłam grejfruty w promocyjnej cenie ( chyba ze 6 kilogramów) , czerwoną paprykę ( też promocja) i soki .Potem utknęłam w dziale z roślinami.Tyle atrakcyjnych ofert . Kupiłam w końcu dwa ogromne rododendrony w kolorze lilowym . Potem wielka promocja jogurtów , też kupiłam jak dla kompanii wojska i zapomniałam o przyprawach. Dobrze że kupiłam filety z kurczaka , to były na obiad. Panierowane. Panierka z żótym serem . Dodatek ryż i borówki.
Antek ta cccina .dzienki toyszyszu 🙂 uśmialim siem
O, właśnie Nemo – to, o czym pisałam jest czyste i niczym nie skażone. Sprawdzaliśmy w laboratorium. Na etykiecie też można polegać – prócz etylowego nie ma żadnego innego składnika. Im po prostu nie przychodzi do głowy, że ktokolwiek mógłby wykorzystać w celach spożywczych.
Pyro,
ja Ci wierzę, ale tutaj takiego nie uświadczy 🙁
Aszyszu, 😆 😆
Antku 😳 nic nie piłam a takie fopa 😯 Chyba na niedotlenienie zrzucę 🙄
Sławku,
kaktus piękny, ale etykietkę trudno odczytać…
Nemo, normalka, zaraby chcieli, wiec sie czajem, w kazdym razie grand, kru klasé, poczka na krowine jej godna,
Antek jestes prawie, no przeciez mowie, jak mutant? ( mu tam ) temu z Wenezueli? Bartez?
niezle piłki kopiesz, tak lubieje,
sledz dogorywa, spadam
ps, wykonalem zamoczke z letko wedzonego, nature, tutaj innych nie posiadaja, cebula, pierdoly, bron PB nic slodkiego, tudziez przypraw do ciast, tez bron PB, na wszelki wypadek polecialem przed chwilka do miejscowego nieTurka kupic groszek w puszce, jakby dym, wkrece groszek ze stara… bagietka
Nemo, diabel w szczegolach, oto ony:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/DiabelTkwiWSzczegolach#5315717296675198450
JATOBYMAZTAKZTAWIOSNASIENIESLIZGALNAZLAMANIESZPARAGAALEJATOLENJESTEMICHYBAPRZEZZAZDOSCTAKKLEPIE
Różnie odreagowywujemy pierwszą wiosenną sobotę.
Narty na betonie, winko z kaktusem ( zakąska? ), kinoopera, zakupy dla wojska. przeglad zapasów cedwahapięcioha. A myśmy rano smignęli na zakupy do Węgrowa, ot jakieś 60km na wschód od domu. A coo?
No, nie żeby tak specjalnie, mieliśmy umówioną wizytę u Pana Geodety.
A skoro już byliśmy to zakupy tak przy okazji. Między innymi
kupiliśmy : bochenek prawdziwego razowca za 3,50, sprzedają z Żuka
na placu targowym. Tylko razowcem handlują!
jabłka po 1,50 – większe, mniejsze po 1,20 za kilo
golonkę zadnią – 6,90 za kilo, buda na targowisku, już się
gotuje
mięso od szynki ( z Żeleżnik) po 13 z groszem – zaraz będę
peklował
w po raz piewszy odwiedzanym sklepie miejscowej masarni
Antkowa nabyła kaszankę i ładnie wyglądającą wędzonkę –
taki plaster schabo-boczku – po degustacji zakwalifikowane do
kategorii : już więcej tam nie kupię. A tak ładnie tam
pachniało i wyglądało….prawdziwie bardzo….
Zakupy w sklepie firmowym Mościbrodów, jak zazwyczaj
udane. Myśliwska po niecałe 20 kilo i kindziuk po jakieś 27.
Białostocki lepszy, ale i dwa razy droższy.
Dwa zaworki do roweru 2zł i siodeło damskie 25 zet –
miejscowy sklep rowerowy. Zupełnie fajna damka Kross
z retro ramą, bagażnikiem, oświetleniem, koła 28, bez
przerzutek jest za 379 zł! A taki full wypas 1400.
Bajaderka w miejscowej cukierni jak zwykle doskonała, taka
jak lubię i pamiętam z dzieciństwa, duża, miękka, wilgotna,
zawartość nie rozpaćkana tylko „gruboziarnista”. Tylko ma
jeden feler, od czasu, gdy nieopatrznie ją pochwaliłem, że
taka dobra,że ja tu po nią specjalnie 60 km jadę…drożeje
nieustannie!! od zawsze do lata 08 kosztowała zeta, teraz już
1,60 !! Było milczeć.
O!! dzisiaj podobnie jak Pani Kierowniczka jadłem nie za swoje!!
W Węgrowie trafiliśmy na otwarcie Baru Azjatyckiego!! Antkowa zafundowała sajgonki!!!!!!!!!! Z surówką i dwoma sosami!!
Na otwarcie był rabat 2 zeta, ,wydała więc tylko 8.
Jeśli Arkady spyta, już odpowiedam : psów w Wegrowie sporo jest.
A ja spadam, bo czuję że śledzie mnie śledzą.
Muszę śledzia zmylić. I pewnie w ocet pójdzie.
a Ty nemo nie pękaj!! napij się!
fopa to to samo co wtopa?? 😉
mijajac kaktusa spytam, czy Wam ten kindziuk nie wydaje sie kwasny? zeby nie powiedzic za kwasny?
odkrylem go z importu i jakos mnie nie przekonal, a import byl przyjacieloreczny, wiec bez pudla, ot mnie sie przypomnialo po antkowych sprawozdaniach, jakze cennych,
ech, sajgonki, wszyscy, ktorzy okolicznych probowali mowia, ze nigdzie takich nie jedli, wyglada, ze co zolty, to sajgonka, nie zebym zachwalal miejscowe, wyraznie zfrancuziale, mnie nie zalezy, ot taka konstatacja
.. to dopowiem , co mi tam
moje śledzie są aromatyczne
lekko się zaróżowiły
niczym anchois
i wcale się nie obraziłam
tylko dlatego ,że Nemo
woli pączki
z cukrem pudrem
i z cynamonem
zamist śledzi
z jak wyżej
przywołanym pudrem cukrem
i z cynamonem
i z innymi
trendy aromaty
no…to dobranoc
🙂 🙂
Slawek, dobry kindziuk nie powinien być kwaśny, może trafiłś jakiś podły?
Ma smaczek długo dochodżacego i dojrzewającego mięska, czosnek też powinien być obecny, ale kwas? Nie! Letka taka wytrawność może być, ale nie kwaśność. Może mu podróż zaszkodziła?
Masz na myśli ten ubiegłoroczny.. ?
Wzięłem plasterek do badań organoleptycznych, grubość 1mm, zapach dla wrażliwców może niekonieczny, coś na granicy świeże-niekoniecznie świeże, ale nie odstraszający, zapraszający…weż mnie w usta i pomemłaj….więc biorę go w zęby i co? zadowolenie…młemłam…. jest dobrze….przyprawy są, wytrawność minimalna….czosnek raczej mały….powiediałbym, nawet leciutką słodycz gdzieś na końcu czuję.
Ten białostocki jest bardziej wytrawny i wysuszony, ale jak napisałem cena x2, ten jest więc zadowalający w tej kategorii cenowej.
Raz sobie zakupiłem taki orginał, mięso w żołądku, jak salceson upchane, drogie było jak cholera, jakieś dwieście coś za kilo, kupiłem 4 plasterki cienkie jak mgła, po jednym dla członka rodziny, Suche to było, zapachowe, żuło się długo, smaki wyłaziły jeden po drugim ale nie przewróciło na plecy. Dla oczu była frajda, dla gęby mniejsza.
Kategoria: spróbowane, bez powórek.
anchois rozowia sie ledwo, ledwo od soli, reszta pewnie ze wstydu przed cynamonem, ze takie gole 🙂
a sajgonki i tak najlejpsze sa w Paryzu, coz od Klossa nieco minelo, spytajcie Misia
Antek, ja siem nie znam, mialem tylko jedne podejscie i mnie nie powalilo, jestem w stanie uwierzyc na tak przy Takim opowiadaczu
Uff, przez 2 godziny szperaliśmy w internecie w poszukiwaniu nowych opon dla naszego grata 🙄 Zamówiliśmy Bridgestone, dla odmiany. Naczytaliśmy się testów i Cooper podobno lepszy, ale jak on zbiera kamienie i się sam dziurawi? 😯 Zobaczymy, co te japońskie są warte.
Polski kindziuk (białostocki) moim zdaniem też ma leciutko kwaskowaty posmak, może to od tej witaminy C do konserwacji? Litewski nie jest kwaśny, ale znacznie tłuściejszy, z kawałeczkami słoniny chyba, bardzo dobry. Dostaliśmy jesienią w Polsce od rodziny, co była w Wilnie i miała nakaz (od nas) kupienia prawdziwego skiłłądzia.
Ten Bartez to nie jakiś futbolista?? A może to Burabar?
A ten tamten to inaczej. Mu tam Chavez Hugo.
Macie poprostu bardziej wydelikacone podniebienia, dla Was kwas, dla mnie wytrawność lekka. Ale ja dłużej piłem tanie wina……
Lubimy polskiego wytrawnego kindziuka, ale od kiedy znamy litewskiego, to Osobisty mówi, że litewski lepszy. Polski za to daje się kroić bardzo cieniutko.
Najlepsze sajgonki są w Paryżu. Wietnamczyki robią w Polsce ze wszystkiego. Bajaderka czy cuś.
Antek niech bedzie Bartek Alvarez, we dwie kopia Ameryke i piłkę, Ty mnie nie zaimponujesz tanim winkiem, mialem praktyke przy produkcji, o ile pamietam, gdzies kolo Walbrzucha, z kindziukiem wydzielam zamrozona rezerwę
o Mis, potwierdzil, a nie mowilem?
carambar?
ale ten to tylko dzieci kopie slodkoscia
Potwierdził ale z wydrukowanego nie bardzo. Próbę zrobiłem z litografiami z Meyersa i kiszka . Szare i byle jakie . trzeba będzie kupić papier lithograficzny. Punkt dla HP. Grafiki można drukować na bele czym i ładne.
Inny atrament.
moze z musztarda?
Obiecałem powiastkę o namaczaniu śledzia?
Siedze sobie sam w chacie to i zrobiłem.
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Sledzie?authkey=Gv1sRgCMa5wIb5vZ-AQg#slideshow
piekne tlusciochy, a czemu zostawiles w nich kosci?
u mnie juz wiosna pelna
geba, pomarancze, czy inne mandarynki nawet obrodzily, do sledzia jak zgubil:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/PomaranczeIMandarynki#5315769493441336114
Tak się je smaczniej później obgryza!
Łapiesz pan jedną dłonią za ogon, drugą za to grube i wbijasz zęby…
nie jest to jedzenie na noblowską kolację, ale w zaciszu domowym taki sposób uchodzi. Ziemnaki w mundurkach, gruba sól, ręce pracują cały czas.
A czy jest jakieś przeciw zostawianiu?
Zawsze z ościami, odkąd pamiętam, w domu były.
Jakaś mysza Ci w szkodę weszła!?
http://www.youtube.com/watch?v=R6LjHTzwrmo
Luna tyczka była palce lizać!
Natalie Dessay zupełnie inna niż jako córka pułku ale wspaniała. Tenor mnie na nerwy działal ale tenorzy tak to mają porobione. Koguty jedne, pawie i papugi.
Inscenizacja pozwoliła odbierać tę historię z odrobiną dystansu co tylko historii wyszło na dobre. Chór wspaniały, zwlaszcza w partiach „narracyjnych” kiedy tłumaczyli temu bęcwałowi, żeby poszedł po rozum do głowy i posłuchał co do niego mówią.
Aria luna tyczki pod koniec drugiego aktu powaliła mnie z nóg chociaż byłem na siedząco. Finał z niespodzianką i dużą porcją humoru. Żeby tylko ten tenor się tak na pierwszy plan nie pchał. tenorzy jednak mają tak porobione – jak już wspominałem.
P.S.
Oczywiście nie obyło się bez manipulacji. Tym razem manipulowała druga sopranistka, nieco tłuściejsza miejscami niż Natalie Dessay. Jak to zwykle bywa – sama się wmanipulowała w maliny. Ale uszło jej to na sucho.
P.S.
Czego i wam życzę
takie male Miki,
cale zycie czlek charuje, przy sledziu moglby juz zwolnic, a tu patrz Pan kosci!
ale ostrzegam, moge byc zbocz z takim podejsciem, wiec sie nie upre, mundurowi w tej formie jednak mi nie stanowia, takim dziwak
lubie takie tlusciejsze miejscami, zwlaszcza przy stole,
czego tez serdecznie za ASzyszem
dobrej nocy
Palce lizać to może być fasola tyczka, ale luna?
Nie znam tej odmiany, ale wiem kto te nory pod tyczkami kopie.
Tenory kopią, bo tak mają jak ASzysz zauważył.
Śnijcie słodko, kwaśno lub wytrawnie!
Marek.Kulikowski – dziekuje bardzo za zdjecie Czarnej Hanczy, to bylo wlasnie to.
Alicja, widze, ze spojrzenie na Ameryke mamy bardzo podobne.
Czytajac tutejsze wpisy nie sie nie zauwazyc, ze na Twoje relacje z Afryki czeka caly blog, od niedawna i ja w tym tlumie. Ja nawet Ci tej Afryki troszke zazdroszcze. Zawsze jestem glodny silnych wrazen, a ten kraj znam jedynie z opowiadan, zdjec, no i ze swietnych ksiazek Coetzee’a.
Nie zanudzam.
Dzien dobry Szampanstwu z Londynu!
Mamy 4 godziny czekania na Heathrow – ale nie ma sensu wychodzic z lotniska. Nie moge sie doczekac, kiedy bede w domu i uporzadkuje wrazenia i zdjecia, notatki i tak dalej. A tu jeszcze nastepny lot…1 C w Londynie i slonce, nawet m nie mowcie o londynskch mglach, dwa razy bylam i pogoda cesarska oraz slonce.
Piekna to byla wycieczka, a wszystko dzieki Jagodzie. Wiadomo, Topola! No i Bartniki 😉
Alicjo, spokojnego lotu! Też czekamy z niecierpliwością jak już wszystko uporządkujesz i zaczniesz sprawozdanie 🙂
Też się Pyrze kod trafił : adad, a w totku tylko jeden trafny. O kant stołu z takim szczęściem.
Krajowcom chciałam zwrócić uwagę, że daje się ostatnio kupić boczek parzony, bez gnatów w charakterze wędlinki. PysZny, wysoki ca 5 cm, chudziutki, kroją w sklepie na opłatkowe długie plastry na żądanie. Idealny do nadzień wszelakich, owijania pieczeni i po prostu na chleb nasz codzienny. Cena ok 19 złotych, znacznie smaczniejszy od przeciętnej szynki. Warto kupić.
Pyra boczkowo dobrze prawi 🙂 Używam z przyjemnością 🙂
Chromocile. Nie sprawozdaje. Wcina i wcina.
MWN czyli mam w nosie
Pan Lulek
Co za dzien. Same literówki.
PL
Wcina , znacy bandzie duło. Jestem w pracy i wszyscy też wcinają albo malują i drapią jajka. Ido Śwenta Zielgiej Nocy.
Niejednemu palma wyszła.
Swieta sie zblizaja…Z wczorajszej wycieczki na ksiezyc.
http://farm4.static.flickr.com/3624/3375320647_ab07c13408_o.jpg
Trzeba zaczac liczyc centy. Jesli wystarczy to moze wyjda „Cztery Pory Roku”. Do Swiat niedaleko. Muzeum chce robic wystawe kurpiowskich wycinanek. Mozeby pokazac jajka, malowanki.
Pan Lulek
Takiego koda trzeba uczcic kieliszkiem czerwonego
Pan L:ulek,
Takiego koda trzeba uczcic kieliszkiem czerwonego. Kod byl 8888
Pan L:ulek,
Dobry wieczór wszystkim! Mam za sobą piękny dzień na koniec pełen emocji 😯 Rano było pochmurno, prognozy nieszczególne, więc długo dyskutowaliśmy, co robić. W końcu Osobisty przekonał mnie do wyprawy na rakietach śnieżnych do hali, gdzie latem zbieramy grzyby i jagody, ca 2 h marszu pod górę. Na miejscu startu okazało się, że bezpieczne dojście jest zabronione, bo zrobili nowe granice ostoi zwierzyny i jedyna droga wiedzie przez wielki żleb, gdzie zawsze wiosną schodzą ogromne lawiny, na razie pełen śniegu czekającego na sygnał do zejścia… Zbuntowałam się i powiedziałam, że nawet piersiówka koniaku mnie nie przekona, zwłaszcza że wracać musielibyśmy tą samą trasą, a po południu zagrożenie lawinowe jest największe, a piersiówka pusta 🙁 W końcu zdecydowaliśmy się na 10 km wędrówkę z sankami ze szczytu Niederhorn, jak tydzień temu z przyjaciółmi. Zjeżdża się do drugiego końca wsi Beatenberg 800m niżej. Po drodze trzeba przejść ca 2km po płaskim lub lekko pod górę. Decyzja była bardzo trafna, bo jak już byliśmy na szczycie (kolejka linowa) to się wypogodziło i było przepięknie, śniegu pod dostatkiem i dobrze ubita trasa. Pobyt na górze rozciągnęliśmy maksymalnie, zjazdy były szalone, prawie żadnych ludzi, choć dzisiaj zamknięcie sezonu, słowem korzystaliśmy ze słoneczka. Po drodze dotarliśmy do jednego szałasu, gdzie niespodziewanie natknęliśmy się na dawno niewidzianego znajomego. Moje sanki zostawiłam za szałasem, przy trasie saneczkowej, bo nie spodziewałam się, że tam dłużej zabawimy. Tak gadu gadu, minęło pół godziny, ruszamy w drogę. Na trasie nie ma moich sanek 😯 Słyszeliśmy wprawdzie głosy jakiegoś towarzystwa przechodzącego za szałasem, ale do głowy mi nie przyszło, że ktoś ukradnie sanki 😯 Osobisty zaproponował mi swoje twierdząc, że woli schodzić na piechotę, było stromo, a on nie lubi wstrząsów w swoim delikatnym kręgosłupie. No to chwyciłam jego sanki i rzuciłam się w pogoń za złodziejem 😎 Jakie ja tempo rozwinęłam, nie wiem, ale 5 minut później pokonałam już 300 m deniwelacji i tuż przed wsią dogoniłam złodzieja 😎 Byłam tak wściekła, że gdyby był sam, to bym go pobiła, ale było ich czworo lub pięcioro, w średnim wieku i wszyscy podpici, bardzo weseli i kompletnie niekumający, co też ja mam zamiar robić z dwoma parami sanek 😯
nemo!
Ładna historyjka, … ale na szczęście nie brałaś udziału w tej kradzierzy.
Mam znajomego w Lublinie, który niegdyś był podoficerem zawodowym i dumnym posiadaczem Trabanta.
W pewien zimowy, niedzielny wieczór, wyszedł na spacer i zobaczył kierowcę, który ugrzązł w zaspie i nie mógł z niej wyjechać. Ugrzęźnięty samochodzik, to był oczywiście Trabant.
Znajomy ofiarnie pomógł wykopać samochodzik ze śniegu, potem pomógł go uruchomić na pych.
Samochodzik odpalił i jak odjechał na kilkadziesiąt metrów, znajomy rozpoznał znajome znaki rejestracyjne; jego własne.
Pomógł ukraść własny samochód! 🙂
Nie dogonił!
😳 … kradzieży. Przepraszam!
Trabant z silnikiem mercedesa? 🙂
A propos sniegu to Calgary zasypalo jak Grenlandie. Snieg po kolana i sypie. Wiosna.
A przy drodze krecily sie…. dzisiaj pewnie wszystko pod sniegiem
http://farm4.static.flickr.com/3425/3376688194_1ccd87f6b3_o.jpg
Kiedys w czasch PRL-u wydali takie male ksiazeczki kucharskie: kuchnia wloska, francuska etc. W kuchni francuskiej byl przepis na przekaske z zabich nozek na dwie osoby. Punkt pierwszy glosil: ” isc na pole i nalapac 6 zielonych sredniej wiekosci zab…”
W imie tego przepisu tutaj punkt pierwszy na dobrego steka ala „wild west”. Isc na pole i nalapac….
http://farm4.static.flickr.com/3417/3376739868_94b8f00048_o.jpg
temu czarnemu cos zle z ucz patrzy, bojazliwym bedac wybieram te malowana kure
Nemo, fajny kulig zaliczylas, na czym stanelo z tymi sankami? oddali?
Andrzeju.jerzy 😆 Raz słyszałam o milicjancie, któremu ukradli malucha. Też nie dogonił, ale, na szczęście, zdążył zapisać numer rejestracyjny 😎
Zjadłam kolację, popiłam dobrym Nero d’Avola z Sycylii i świat jest znowu w porządku 🙂
a Alicja leci i leci, moglaby sie juz zameldowac, puk, puk
Sławku,
oddali, spróbowaliby nie oddać 👿 Byłam bardzo rozjuszona, a ten, co je trzymał, próbował twierdzić, że to jego 🙄 Wyrwałam mu sznurek z ręki z takim impetem, że już nie dyskutował. Poza tym wykorzystałam element zaskoczenia, bo nie spodziewali się, że właścicielka sanek zamiast iść pół godziny na piechotę, dogna ich na innych sankach 😉 Jeszcze mi bili brawo, jak dojeżdżałam z fasonem do miejsca, gdzie się zatrzymali, aby przekroczyć poprzeczną asfaltową dróżkę.
bravo Kapitanie
Dzięki, Sławku 🙂 Jeszcze mi chyba adrenalina buzuje i aż mi szkoda, że nie strzeliłam tego bezczelniaka pięścią w nos 👿 To był na dodatek jakiś chyba kosowski Albańczyk w częściowo helweckim towarzystwie. I staraj się człowieku nie być ksenofobem 🙄
Nemo – szacuneczek! Toż to akcja, jak z 007! 😯 A jesteś absolutnie pewna, że to na pewno Twoje sanki? Sprawdziłaś te numery? A może okradłaś albańską mafię?! Oni podobno też groźni i bezlitośni. W razie czego, daj znać – wszyscy wstaną od stołu i ruszą na drani! 😉
Also, 😆 dzięki za wsparcie 😉 Co do sanek, to jestem pewna, bo znam ich ślad, za którym podążałam, poza tym sznurek mają unikalny, a ten Kosowar, co je zakosił, wyraził się z uznaniem, że jechały jak strzała, moje jeżdżą jak strzała, więc to musiały być moje 😎
Przyznam się, że dopiero czekając na Osobistego dokonałam oględzin tych sanek, bo towarzystwo było na bani i poturlało się dalej bez większych protestów ścigane stekiem wyszukanych helweckich obelg w moim wykonaniu 😳 Osobisty potwierdził identyfikację pod każdym względem.
Osobisty jest rozsądnym czlowiekiem.
Szybko ocenil sytuację – rozpoznal adrenalinę, potwierdzil identyfikację. Każdy jeden by potwierdził.
Ja dziś nie dokonałem niczego nadzwyczajnego.
P.S.
Jutro zapewne też niczego nadzwyczajnego nie dokonam.
No, skoro i ślad, i postronek, i strzała, i Osobisty na dokładkę – to będziemy bronić tych sanek! W końcu od czegoś ten młodzieżowy gang jest! 🙂 Gotujmy sztućce! 🙂
😆 a jakie na przykład najlepsze?
Te, co groźnie wyglądają! 🙂
Nemo,
Jestem z Ciebie naprawde narodowo – dumny. Nie bedzie byle Kosowar na naszych plozach sie slizgal. Towarzystwo ma racje, jakby to nie pomoglo to za sztucce, ale moze i dobrze, ze go nie strzelilas, skoro mial tyle pijanego zaplecza za soba.
Nie wiem czy wystarczajace sa helweckie obelgi, ale przeciez zawsze naszymi rodzimymi mozna sobie pomoc, sam to robilem wielokrotnie.
Jesli cos to daj znac, masz moja dozgonna sympatie, w koncu to Ty pierwsza odkrylas mnie na tym blogu.
Andrzej szyszkiewicz – twoje krotki wpisy potrafia naprawde rozbawic.
Ruszam do boju z lopatka saperska pochodzaca z poczatków XX wieku. Przezyla dwie wojny swiatowe i kilka rewolucji. Zostala zmodernizowana w ubieglym roku. Dobra robota z przedwojennego materialu.
W telewizji byla audycja na temat naszego Bolka. Nazywal sie Holec-Zilk. Zmarl biedak ale nikt nie skladal wniosku o wyrzucenie z grobu.
Mówili, ze bylo szpiegostwo na rzecz Czechów.
Skoro szpiegostwo to moze i momenty. Redaktor gazety „Propfil” która ujawnila wyszedl na idiote. Podobno ma wziasc pól etatu w IPN
Pan Lulek
Melduję się na placówce wysuniętej w Kingston. Oj, nemo bedzie miala używanie na mnie… torebki pilnowałam, ale posiałam portfel – karta kredytowa, kapkę gotówki, karta zdrowia i bankowa…. ja nigdy nie gubię rzeczy w podróży, ale kiedyś chyba musi być ten pierwszy raz? 🙁
Nie wydziwiać mi tam. Niezbyt ostro, ale to bylo robione w biegu, co widac na zalaczonym obrazku. Ciąg dalszy nastąpi!
http://alicja.homelinux.com/news/img_8823.jpg
Ide dospać… ale piękne, nie uważacie? Jutro dorobię wszystko i podpiszę.
http://alicja.homelinux.com/news/img_8813.jpg
Alicjo,
Nocna zmiana czuwa. Pewnie, ze piekne. Nikt nie wydziwia, ……, dlugie chwile oczekiwania.
Dobrego dosypania.
Ja juz nie wiem, ktora jestem zmiana (kontynenty namieszały), ale jeszcze wrzucam to i naprawde wykopywuje sie do wyrka. Dobranoc!!!
http://alicja.homelinux.com/news/img_8813.jpg
Alicjo !
Jednego kotka zabierz na Zjazd. Bedzie Radek mial sie z kim bawic. W przeciwnym wypadku Gospodarze beda zobowiazani przywiezdz swojego psa.
Ciagle wcinany
Pan Lulek
Alicjo :
Aaaa kotki dwa….
A może trzy…
Portfel sie znalazl, czyli głupi ma zawsze szczęscie 😯
Zostawilam u Jadzi i nawet wiem, dlaczego tak sie stalo. Czyli wszystko w porządku!
Panie Lulku, niestety, tych kociakow ani nie poglaskałam, a co dopiero mowic o zabieraniu na Zjazd! Ale pikne były! Marek ze swoimi rurami miałby co robić w Afryce, oj miałby! Przepiękne okoliczności przyrody, ja trzaskałam, ile sie dało, ale zanim podam, musze przebrać i opisać. Idę dospać!
p.s.
Panie Lulku, Stara Żaba ma kilka psów, w tym niejaki Krótki, który chętnie się z Radyjkiem pobawi, bo ta sama rasa.
A swoja drogą… taki Rudolf starczy za całą sforę 😉
Coś się cholera zacięło w serwerze i kolejny tekst nie chce wskoczyć. Nie mogłem nawet przywitać Alicji. Ale podobno zaraz to naprawią.
Niepotrzebnie Alicjo jeździłaś do tej Afryki by fotografować koty. Taki sam co do wielkości ale czarny gania po Polsce i to gdzieś w Twoich okolicach. Może przyjedziesz i go przygarniesz.
Ucałowania serdeczne po szczęśliwym zakończeniu wyprawy. Do zobaczenia.
Gospodarzu,
dzięki za powitanie, a co do kotów, to mam i większe słonie 😉
To na poważnie z tym czarnym kotem?! Przez 4 tygodnie nie czytałam żadnych wiadomości 😯
Całkiem poważnie. On podobno uciekł z klatki. Ktoś go sfilmował telefonem i pokazali w tv. Narazie posila się owieczkami. Ale pewnie przyjdzie czas i na dwunożne stworzenia. Szukają go ale bez rezultatu.
nemo,
W tym leksykonie
http://pl.foodlexicon.org/r0000380.php
używana jest nazwa „wysokie żebro” i jest to dosłowne tłumaczenie tego szwedzkiego „högrev”.
Telewizja pokazała
http://www.youtube.com/watch?v=4j_o-F9Mv7Q