Faraona na kolację
To nie jest pomyłka ani wyznanie kanibala. Faraona ripiena to po polsku perliczka faszerowana. (Tu wtręt o komputerowej poprawności: przed chwilą mój komputer „poprawił” włoską nazwę potrawy i wstawił znane sobie słowa. W jego wykonaniu wyglądało to tak: Faraona Riepina! Ale tym razem dostrzegłem figiel maszyny dzięki tej dużej literze w nazwisku. Najczęściej jednak przegapiam te „poprawki”, co powoduje czasem zupełnie nie śmieszne incydenty.)
Mieliśmy na kolacji grupę bliskich przyjaciół więc skorzystaliśmy z okazji, by użyć ich jako króliki doświadczalne, podając nowe dania zanim przepisy opublikujemy. Był więc pasztet przyprawiany i mielony jak zwykle ale nie normalnie pieczony w rozgrzanym piekarniku lecz wstawiony w foremce do jeszcze większego naczynia z wodą. Temperatura nie przekraczała 100 st. C. Pasztet więc raczej gotował się niż piekł. Trwało to nieco dłużej niż zwykle ale rezultat był wart wysiłku. Tak delikatnego pasztetu nigdy nie zrobiliśmy. Był wilgotny, nie stracił aromatu, nie kruszył się. Wszyscy chwalili (zwłaszcza, że towarzyszyło mu słodkie wino znad Niagary czyli Ice wine) a i nam też wyjątkowo smakował.
Drugą przystawką były bakłażany zapiekane z pomidorami z ziołami i oliwą. Ale to nie nowość lecz po prostu danie lubiane przez wszystkich gości.
Zastanawiając się nad głównym daniem wieczoru myśleliśmy o żabnicy nadziewanej sardelami (też nie robiliśmy jeszcze ale przepis brzmi niezwykle smakowicie i jest stosunkowo prosty), sarniną, której wspaniały wybór jest teraz w naszym ulubionym sklepie czyli odrodzonym stołecznym Supersamie lub nereczkach duszonych i podanych z kaszą perłową.
Nerek było za mało ( w sklepie zbierają je i odkładają dla nas, a gdy jest odpowiednia porcja to wzywają po odbiór) więc skreśliliśmy je z listy. Sarninę podawaliśmy tym samym gościom na jesieni więc też odpadły. I już wydawało się, że zdecydujemy się na tę rybę o głowie smoka gdy zobaczyłem w sklepowej zamrażarce piękne w kształcie ptaki, mniejsze niż gęś lecz większe niż kaczuszka. To były właśnie perliczki. Już oskubane i wypatroszone, posiadające jednak (choć oczyszczone) wątróbki, serduszka i żołądki czyli podróbki, co jeszcze bardziej nas zachęciły do kupna. Dwie sztuki po 35 zł wydały się na osiem osób całkiem wystarczające. Zwłaszcza, że nowy przepis, który od dłuższego czasu plątał mi się w pamięci mówił o farszu, co znacznie powiększa danie. No to ptaki do koszyka i do kasy.
Perliczka ma – przynajmniej dla nas – parę zalet, których nie mają np. ani kury, ani gęsi, ani kaczki. Jest ona wprawdzie ptakiem domowym ale pachnie i smakuje podobnie jak dziczyzna. Taki aromat wiatrem i lasem podszyty. Bardzo to lubimy.
Przepis, który możecie zobaczyć poniżej, nieco zmodyfikowałem z braku włoskich kiełbasek zastępując je frankfurterkami i dodałem do farszu perlicze podroby oraz jedno surowe jajko. To było dobre posunięcie. Nadzienie było bardziej ścisłe dzięki jajku i delikatniejsze dzięki podrobom.
Perliczkom towarzyszyły ostatnie butelki przywiezione z włoskiej ubiegłorocznej wyprawy czyli Rosso di Montalcino i Brunello di Montalcino. A na deser do wyboru: albo szarlotka prosto z pieca, albo sery – w tym cudowny i ostro woniejący Lisbeth Munster.
Reklamacji nie było.
Perliczka faszerowana
1 perliczka, 25 dag kiełbasek włoskich czyli salsicce (można zamiennie wziąć frankfurterki), 5 liści szałwii, gałązka rozmarynu, 3 ząbki czosnku, kilkanaście jagód jałowca, sól, pieprz, 5 łyżek oliwy, cytryna, 1 – 2 kieliszki białego wytrawnego wina
Sprawić perliczkę (wyrywając pióra w kierunku ich wyrastania, by nie uszkodzić skóry), wypatroszyć zachowując podroby, umyć, osączyć z wody. Kiełbaski zmielić z ziołami i czosnkiem. Do zmielonego mięsa dodając jagody jałowca. Doprawić solą i świeżo zmielonym pieprzem. Odłożyć połowę masy a drugą połową nafaszerować ptaka. Zaszyć otwór bawełnianą nitką. Posolić i popieprzyć perliczkę z zewnątrz. Nasmarować całą oliwą z oliwek. Ułożyć w brytfannie i dołożyć resztę farszu obok. Dusić w piekarniku rozgrzanym uprzednio do 200 st. C przez kwadrans. Teraz polać winem i piec bez pokrywki aż ptak będzie chrupiący. Ułożyć pokrojoną na półmisku, obłożyć plasterkami cytryny i podać też sos spod pieczenia.
Komentarze
Witam wszystkich,
W Warszawie dzisiaj rano -10oC i oczywiście bezchmurne niebo.
To prawda,my też lubimy perliczki.Szkoda,że nie zawsze można
je kupić 🙁 Jedliśmy też perlicze jaja-w smaku bardzo podobne
do kurzych,ale o zdecydowanie mniejszej ilości cholesterolu.
Zresztą mamy bardzo miłe wspomnienia dotyczące właśnie perliczek
i znoszonych przez nie jajek. Mieliśmy okazję posmakowania
tychże w bardzo miłym gospodarstwie agroturystycznym w
Borach Tucholskich.Gospodarstwo prowadzone było przez warszawiaków,którzy porzucili stołeczny żywot i osiedli w tamtych
właśnie okolicach.
Życzę miłego dnia wszytkim blogowiczom 🙂
Starsza Pyra na stanowisku. Poranek śliczny, Radek dłużej śpi i pozwolił mi w ten sposób na spokojne wypicie porannej kawy. Młodsza na cały dzień wyszła do pracy i psiak skazany jest na mało ruchliwą opiekunkę. A wczoraj dał mi do wiwatu – patrzy piesek w okno, a tam śliczne słońce, oczywiście natychmiast chce wyjść. Idziemy, cholera, zimno w łapy, wraca do domu bez protestów. Popije wody , spojrzy w okno, a tam śliczne słońce. I cała zabawa zaczyna się od nowa. Wychodził wczoraj 8 razy. Pyra padała na buziuchnę po prostu.
A perliczki jadałam często w dzieciństwie i młodości. Hodowla w Pyrlandii była b.popularna i właściwie każdy, kto miał kury w obejściu, miał i kilka perlic (znacznie łatwiejsze w odchowaniu od indyków).. Zginęły z obejść i sklepów dopiero pod koniec lat 60-tych, wyparte przez kurze brojlery. Moja Matka stosowała jako nadzienie jagły (jedyne jagły, które Pyra jadła, bo solo ich nie znosi), no więc te jagły, rodzynki, kilka usiekanych migdałów czy orzechów, zioła, pieprz, sól i kilka łyżek karmelu tuszka w czasie pieczenia pędzlowana masłem. Osobiście piekłam ze trzy razy bez nadzienia, ale to masło obowiązkowe inaczej ptaszysko jest suche, albo plastry słoniny zdejmowane pod koniec, żeby się pieczeń pięknie zarumieniła. Perliczki pieką się dość szybko.
Że Pyra na stanowisku, to się nie dziwię, ale że mnie tu przygnało w środku nocy, to… to właściwie też norma?
Moja Mama miała różne zrywy ogródkowo – kurnikowe. Swego czasu hodowała przedziwny drób, miedzy innymi perliczki, liliputy i różne inne kaczki i gęsi (nie daruję jednemu Gąsiorowi, który ganiał mnie naokoło domu ile razy mnie zobaczył – innych nie ganiał!).
Przepiękne były te perliczki w kropki, bardzo mi się podobały i przez kilka lat hodowli często gościły na naszym stole, pamiętam, że pieczone. Nie pamiętam szczególnego smaku, ale byłam wtedy w wieku, kiedy się jadło w szystko co podali, i to w ilościach, bo przecież trzeba było mieć siły, żeby uciekać przed wrednym Gąsiorem. Bardzo lubiłam perlicze jajka.
Być może pójdę dospać…
Dzień dobry Szampaństwu!
p.s.Nemo,
podałam znajomym sznureczek do Twojego Ice Age, nazachwycali się, nie po raz pierwszy zresztą, zdjęciami spod Eigeru.Przekazuję zachwyty.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-01-13.html
Alicji gąsior, a mój kogut… Kiedy po ślubie wprowadziłam się do Stasi, mojej świekry, po raz pierwszy spotkałam się z drobiem bezpośrednio. Byłam dziewczyną nie tylko miejską ale i śródmiejską, więc doświadczenia z ptactwem miałam tyle, co z wróblami na podwórku. Tym razem za oknem był spory ogród z sadkiem, kurnik, zagroda dla kur i kilku kaczek albo gęsi albo i dwóch indyków, Teściowa w pracy , ja z dziecięciem w domu, więc karmiłam to skrzydlate towarzystwo. No i ten kogut nienawidził mnie serdecznie, atakował z furią i celnie; piękny, czarny z zielono połyskującymi piórami. Kiedyś tak mi nadojadł, że w samoobronie rzuciłam w niego łopatą. Ptak legł bez życia. Poszłam do domu i mówię do ślubnego, żeb y poszedł uciąć kogutowi głowę, bo właśnie go zabiłam i może chociaż rosół z niego będzie. Mąż poleciał i za chwilę słyszę, jak rży ze śmiechu – kogut zdrowiutki, trochę się tylko otrząsa, jak po kąpieli, ale nic mu nie jest. Na rosół poszedł dopiero w rok później.
Perliczki, pyszne. Jadamy dosc czesto, zamiast kurczakow.
Panie Piotrze, czy pasztet gotowany byl nw zamknietej czy otwartej foremce?
U mnie w domu byly tez hodowane kurki liliputy, „bo tak ladnie wygldaja na trwniku” ale byly tez i normalne kury i taki sam wsiekly, bialy kogut, ktory mnie piecioletnia dziobal jak tylko mogl. Natomiast jego towarzszyka kura lubila bardzo jezdzic w lalczynym wozku a ja bylam szczesliwam, ze mam kurza ale za to zywa lalke.
Moim zdaniem pasztet był gotowany w otwartej foremce.
Ja robię w podobny sposób pasztety,a właściwie teryny
z ryb lub z owoców morza.Zawsze wstawiam do drugiej
formy wypełnionej wodą.
Tak jest, był w otwartej foremce.
Pyra nie gotuje obiadu – Młodszej nie ma, pies ma gotowe od wczoraj, Pyra zrobi sobie coś tam, za to na kolację będą naleśniki z serem , a ser półsłodko, z bakaliami. Osobiście wolę ser na ostro w naleśnikach, z czarnymi oliwkami itp, jednak Dziecko woli mniej wytrawnie. To zrobię, co mi szkodzi?
Perliczki dzisiaj przywadza mi na mysl prelenie sie kropli rosy na kwiatach. Pewnie dlatego, ze upal. Zar doslownie lal sie z nieba – teraz nocka, a nadal cieplo, oj cieplo – w cieniu bylo 37. Ile w sloncu nie sprawdzalam. W domu chlodno bo klimatyzacja, w pracy podobniez, ale na dworze powietrze az palilo skore. Jutro ma byc nieco wiecej na termometrze. Rozgrzaly Was te wiesci troche?
Fotografie (wczorajsze) nemo piekne lecz nie przyniosly ochlody.
Na obiad, jak to przy takiej pogodzie, podany byl chlodnik. Na deser mialy byc lody lecz sil zabraklo by je jesc.
Teraz roslinki dostaja swoje „piciu-poiciu”. Gromadzimy wode z tzw odzysku w specjalnym zbiorniku – tak ekologicznie podchodzimy do probemu suszy jaka nastala w naszym regionie.
Alicjo –
co wzgledem tego co wiesz? Podrzucisz?
Pozdrowiatka od padnietego zwierzatka
Echidna
jakies watpliwosci wzgledem slowka „Prelenie”? Perlenie oczywista!
Perliczki i koguty? Proszę bardzo:
http://picasaweb.google.com/don.alfredo.almaviva/EspaA2006#5047104229209438434
Dziś od świtu na nogach, a raczej w aucie. Byłam w stolicy, a tam -11 😯 U nas zaledwie -4, słoneczko, ale od jutra ma padać śnieg. W domu niespodzianka – paczka od Gospodarza, a w środku Waldorff z dedykacją. Dzięki serdeczne!
Echidna…
zupełnie mi z głowy wypadło…. zaraz przystąpię do dzieła!
Alicjo,
skoro nie śpisz, to podziękuj znajomym za zachwyty. Przekazałam dalej, bo większość obrazków to dzieło Osobistego.
Dla chętnych do pobrania najnowszy Kalendarz Blogowy 2009, do pobrania i ewentualnie wydrukowania. Oczywiscie autorem jest nasze niezawodne Zwierzątko z krainy Oz!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kalendarz Blogowy3.pdf
Sznureczek skopałam… zarutko naprawię.
Nemo, przekażę.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/ Kalendarz_Blogowy3.pdf
Hej, połaczcie sobie ręcznie ten sznureczek, bo końcówka .pdf mi niestety, bruzdzi tutaj i nic nie mogę z tym zrobić, niestety 🙁
Ale prawdopodobnie jeśli wpiszecie cięgiem ten adres, to da się ściagnąć bez problemów.
Szanowny Panie Gospodarzu!
Słówko salsiccia oznacza w języku włoskim kiełbasę, np. salsiccia di fegato to nasza ukochana polska wątrobianka.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Alicjo,
W nazwach plików na swoim erverze nie używaj spacji. Będzie łatwiej ze sznurkami. Zamiast spacji może być _ czyli „unserscore”.
unserscore?
unserecore?
urdensorcore?
dundersocker?
derundersoroce?
nie
underscore
i żeby mi to było ostatni raz
Na ostatniej stronie kalendarzu jest litrówka.
literufka
lirtówka
Przecież mówię wyrażnie:
M-O-R-D-O-K-L-E-J-K-I !!!!!
Jak sie ma chody w derekcji to dostaje sie gotowy kalendadz prosto od zwierzatka. Sie mialo i poczta dostalo.
Siedzac w pace przeczytalem ponownie trzy ksiazki Oto tytuly
ISBN 83-08-02953-1 dotyczy poczatków PRL
ISBN 83-7043-033-3 poczatek konca
ISBN 83-7002-246-4 niesmiale zaczatki nowego
Przeczytawszy zadumalem sie. Doszedlem do wniosku, ze znajomosc jezyków obcych nie jest najmocniejsza strona Komitetu Nagród Nobla.
Gdyby Oni znali jezyk polski pewnie bylby inny wybór.
Przytocze inny przyklad. Urodzony w Toruniu kanonik, który tak dzielnie walczyl z Krzyzakami w Olsztynie a potem osiadl we Fromborku napisal dzielo o Obrotach. Tyle, ze po lacinie. W Sztokholmie pewnie nie znali w dostatecznym stopniu obcego jezyka i dotad nie dali Nagrody Nobla.
Napewno nalezala sie
Pan Lulek
Panie Lulku, pewnie jakby kanonik zmatwychwstal, to by Nobla dostal 😉
ASzyszu,
samo mi się jakoś tak ustawia po ukośniku… diabli !
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kalendarz_Blogowy3.pdf
p.s.
ASzysz, gdzie Ty widzisz tę litrówkę? Patrzę i patrzę… same ćwiartuchny. Które słowo?
Alicjo,
Bologwy 😉
Nirrod ma świętą rację. Dostałby Nobla. Komitetowi coraz więcej czasu trzeba, żeby dostrzec i nagrodzić. Z reguły 50-60 lat. To dość czasu, żeby dokonała się naturalna selekcja pretendentów. Może być i 500 lat. KK też potrzeba było 400 na przyswojenie sobie nauki Galileusza. Uczeni mężowie potrzebują czasu, czyli dystansu.
Kolczatka wyjdz z cienia. Kiedys na Antypodach przezylem +44C co mam na zdjeciu. Termometr znaczy mam na zdjeciu i to w cieniu. U siebie lata temu (chyba ze 20) bylo z kolei -44C co mam tez na zdjeciu (innym zdjeciu). Teraz szukam 50 st. (+ / -) mozna by jajecznice zrobic albo lody ukrecic w pare chwil bez zadnych piecow czy lodowek….
Ktos tu pytal o kamery. Moze to pomoze. Wszystko o wszystkich kamerach i bardzo aktualne.
http://www.dpreview.com/
Nemo,
dzięki – ale i tak ja tego nie poprawię, to już każdy sam we własnym zakresie… bo chyba nie będziemy Zwierzątku zawracać głowy o jedną półlitrówkę? 🙄
Co najwyżej możemy jej postawić za wykonanie Kalendarza 😉
Z powodu opadow sniegu w Europie samolot z Meskim Gotowaniem na pokladzie wyladowal w Seattle z opoznieniem.
http://picasaweb.google.com/ORCATRAIL/MeskieGotowanie#
Milczcie wszyscy, bo Pyra jest taka wzruszona, że jeszcze ciut niemnożko i serducho nie wytrzyma! W skrzynce pocztowej przesyłka z Australii. Wprzesyłce kalendarz znanej jakości, ale to nie wszystko! Kalendarz jest nadziewany. Serio. A już Psalmista pisał, żeby nie rzucać pereł przed wieprze.
Zwierzaczku miękkokolcy – dziękuję. Przyjedź, to Cię miodem wysmaruję, a Radyjko obliże.
Najserdeczniejsze życzenia urodzinowe dla Małgosi z Przasnysza!
Wszystkiego najlepszego !!!
Witam, nie wiem o czym piszecie i podpadlo mi slowo litrowka, pragne doniesc, ze dostala w prezecie ksiazke Andrée Maureau pt. Recepty z Provence, jest cala kupa normalnych alternatywnych przepisow, np. ze resztek poprzedniego dnia ugotowanego miesa, nie zaden szpan, gdyz Francuzi jedza owszem ale oszczedni to oni sa… najpierw ze wzgledow zdrowotnych zastanawialam sie nad pieczonym w piekarniku czosnkiem a potem wpadl mi w oko rozdzial o wodkach no i jest cos fajnego, proponuje wprowadzic w zycie codzienne: Wodke na dlugie zycie, a robi sie ja tak: 1 litr wodeczki z tego odlac 1/4 i wypenic ta brakujaca cwiartke rozmarynem, szalwia, tymiankiem, majorankiem, bazylia i mieta. Lezakowac 30 dni na zwenatrz, ziol nie wyjmowac, dodawac kazdego roku nowe. Kazdego dnia upijac troche tej wodeczki, jest to podobno idealny srodek na osiagniecie wieku 100 lat.
O 20.00 kieliszki w górę za Małgosię „ikonną” Życzyć będziemy powodzenia, pewnej ręki, pociechy z Niki, i w ogóle wszystkiego co dobre
Dla morag i innych co nie mają pojęcia o czym my tu piszemy wyjaśnienie:
Mój wpis z 14:31 to cytat końcowej repliki wieńczącej długą acz nieudaną próbę zakupu „Irysów” w kiosku w jednej ze stolic europejskich. Pani nie znając obcych języków głośno i dobitnie cyzelowała każdą pojedynczą sylabę nie pojmując źe kioskarka ani w ząb.
Znam jeszcze dwie podobne historie. Jedną o naprawie radiomagnetofonu „Philips” a drugą o próbie zakupu narzędzia tnącego.
Na kolację resztki z lodówki. Trochę drobno pokrojonego bekonu wymieszanego z takimże porem usmażone na patelni na oliwie (z oliwek). Po chwili dodane gniotki których też trochę w lodówce zostało. Mmmmm….
Nie tylko Francuzi są skąpi. (Scampi?)
P.S.
Czy są jeszcze „Irysy”? A jak są to po ile?
Pamiętam, że kiedyś w spożywczym sklepowa wydawała resztę „Irysami”
Na początku lat dziewięćdziesiątych w Lecce w Apulii byłam świadkiem, jak polski handlarz uliczny zachwalał starszej pani – Włoszce sposób działania grzałki elektrycznej:
Tu akwa, tu prąd, i GO – TU – JE!!!
Andrzeju,
irysy mleczne, sazamowe i makowe luzem produkuje Odra w Brzegu. I jeszcze spółdzielnia Wolność – irysy mix.
Jedność CSI oferuje irysy śmietankowe, sezamowe i kakaowe luz.
Piekne zyczenia dla Malgosi. Ikonnej. Szkoda, ze jakos zniknela z blogowiska
U nas wielka dyskusja na temat braku dostaw rosyjskiego gazu. Ekstremisci postuluja wylaczanie ogrzewania w pokojach dla rosyjskich turystów. Dalej, wielka dyskusja na temat alternatywnych zródel energii i calkiem serio, zadanie uzyskania pelnej niezaleznosci energetycznej do roku 2030. Poludniowa Burgenlandia jest praktycznie samowystarczalna jesli chodzi o cieplo i energie elektryczna. Kiedy skoncza budowe, bedzie tak samo z gazem i paliwami plynnymi. Oczywiscie na dzisiaj oszczedzanie, oszczedzanie i jeszcze raz oszczedzanie.
Ja bylem przewidujacy i dzieki Pyrze mam w domu pierzyne o wymiarach
200 x 200 centymetrów oraz trzy stosowne poduszki.
Wedlug zasady.
Kto ma pierzyne w rodzie, tego zima nie ubodzie
Pan Lulek
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Perliczki?feat=directlink#slideshow/5290852563219332562
ZDROWIE MAŁGOSI!
U mnie straszna zawierucha, rano bylo około zera, śnieżyło mokro. Teraz temperatura trochę spadła i snieży ostro, zawieja taka, że hej, wiatr silny, swiata nie widać. Na wieczór/noc zapowiadają -28C.
Rock&roll w kościach 😯
No to… zdrowie Małgosi po raz pierwszy 🙂
Z tym jezykiem to dziala we wszystkie strony. Anglosasi ktorzy nie znaja innych jezykow tez zwalniaja i sylabuja gdy chca cos przekazac osobie nie znajacej angielskiego tak jak by to mialo pomoc w zrozumieniu. Sa tez strasznie zdziwieni, ze sa miejsca na swiecie gdzie ludzie nie mowia po angielsku. Wszystko zalezy od czlowieka.
Zdrowie Małgosi teraz i za dwa miesiące. 🙂
Cztery z moich pracownic urodziły się 13 . Dwie w styczniu, pozostałe w lutym i marcu.
Przed chwilą odwiedziła mnie lutowa. Pozdrowienia dla M od KK…
antek 😆 😯
yyc,
jak Twój smalec?
nemo smalec dobry. Skawrkow duzo ale miekkie i w kolorze jasno brazowym. Nawt sobie schaboszczaka ostatnio na nim zrobilem i byl bardzo dobry, choc na koncu maselka dalem zeby miec do brokuly i bok-choy.
No coz skoro o smakach i winach jakie pijamyu i do czego, to trzeba jednak zapytac…w zyciu nie slyszalem, zeby ice wine pito do przystawek czy dan glownych ??? To strasznie slodkie wino, geste (doslownie). Ma swoja slodkosc zupelnie rozna od win deserowych, nieco syropek ale bardzo oryginalne (moze w Europie sa inne choc to bylo znad Niagary) i do pasztetu ?? Moze konkurowac z roznymi likierami slodkimi..ale do pasztetu? No to chyba sie dosyc nadziwilem.. 🙂
yyc,
tych ice wine jest od groma i mimo, ze wszystkie po słodkiej stronie, nie wszystkie syropowate i rózna jest zawartość cukru w cukrze 😯
Próbowałam kilka (drogie cholerstwo!), kiedyś u znajomego podano ice wine słodkie, ale w porównaniu z syropowatymi (do lodów znakomite!) to akurat było po przyzwoitej stronie słodkości.
Przy okazji przpoomniał mi się ser, który serwował na sniadanie PaOlOre na Kurpiach ze stosownym winem… mniammmm 🙄
Antek, taka chuda szyjka, a tyle ekspresji, dobry jestes, ze az tyle wydusiles
🙂
yyc, wicie, rozumicie, pasztet pasztetowi nie koniecznie pasztetopodobny, generalnie takie winko jest super do watrobki i pochodnych, niedalekoodszedlwszych kaczych, tudziez gesich, albo odwrotnie ( zalezy od gustow ) pasionych przez lejek, az im ta watrobka od przerostu strawy sie zmarszczy, zapewniam, ze to winko i ten rarytas to bardzo dobrana parka, jesli fois gras brak pod reka, winko do deseru i lodow, ktorych podobno ostatnio dostatek
No coz pobiegalem nieco po internecie i widze ze ostatnio propaguja do zakasek w stylu pasztetow, etc… Przyznam, ze dla mnie to za slodkie i nawet do serow nigdy nie pilem choc od jakiegos czasu tez sugeruja. Bardziej marketing niz smak ma tu znaczenie, przynajmniej dla mnie. Owoce, ciasto, kawa…. Z drugiej strony ostry ser z bardzo slodkim winem. Tylko bez silnego schlodzenia to syrop a zmrozonego wina do serow tez nie lubie. No nic. De gustibus non est disputandum.
Moze i jest tylko ja do jedzenia nie lubia zmrozonych win..a to jak inaczej podac?
Jesli wino mam komplementowac posilek to jak tak slodkie wino komplementuje fois gras..? Zbyt mocny smak, jedno niweluje drugie a nie wspomaga…
kwestja dozacji, pije sie dla akompaniamentu, kropelkami, schlodzone do 8-10°C, a tak naprawde, przeciez nie musi wszystkim pasowac,
mnie na ten przyklad slodkie raczej zniecheca, a tu patrz Pan mnie pasuje, takim dziwolag, pomacaj a noz, nuz, nusz, norz, nitp?
U Alicji była sola – małe połówki filetów (dyżurne + obtoczenie w mące) smażone na oleju, do tego sałata grecka i Casal Thaulero sangiovese, czerwone.
Nie chcę schrzanić, co serwował PaOlOre, ale to był ser pleśniowy, a wino było robione z winogron, które dały te pleśniawkę serowi (dobrze mówię?). W każdym razie wino było po lekko słodkiej stronie i świetnie komponowało się z serem, i to mówię ja, niesłodka kobita, absyntowa raczej.
Kwestia indywidualnego smaku, może i marketing, ale …spróbować nie zawadzi, a nórz – tu Cię mam Sławek, o z kreską 🙂
Co do slodkosci to sa normy ktorych producenci nie moga nie stosowac. Jesli jest za malo cukru to nie mozna z tych winogron robic icewine (a jedynie tzw „late vintage”). W Kanadzie zreszta normy sa ostrzejsze niz w Niemczech. Zawartosc cukru jest wieksza i temp. musi byc nizsza zeby moc zbierac (-8C). Klimat pewniejszy a wina ogolnie mocniejsze wlasnie dlatego za maja wiecej cukru. Fermentacja musi byc naturalna. Nie wiem Alicjo co pilas bo ja jak na razie nie trafilem na icewine „mniej slodkie”. Zdaje sobie sprawe, ze mozna wszystko do wszystkiego probowac wiec sobie dzisiaj kupie buteleczke icewine i otworze chyba juz ostatnia puszke fois gras i zobaczymy…
yyc
jak będziesz kupował, to popatrz na skalę zawartości cukru (przy cenie zwykle, przynajmniej u nas w Ontario tak robią). Powinno być jakieś zróznicowanie, albo mnie się już wszystko mięsza… I potem sprawozdaj 🙂
„Even though it is normal for residual sugar content in ice wine to run from 180 g/L up to as high as 320 g/L (with a mean in the 220 g/L range), ice wine is very refreshing (as opposed to cloying) due to high acidity.”
Tako rzecze wiki, na szybko.
Wedlug Vintners Quality Alliance (VQA) Icewines musza miec minimum 35 Brix. Brix = 10 gr cukru w litrze. Tzw „residual sugar content” w winie to srednio 20-22 gr w litrze. A to wyciag z norm VQA:
„the finished wine must, must have a Brix of 35 degrees or higher
there must be residual sugar of 125g/litre, a minimum Brix of 32 degrees in the juice after pressing when measured in the fermentation tank. The finished wine must have a Brix of 35 degrees or higher. The alcohol must derive exclusively from the natural sugars of the grapes, all wines that is labeled as Icewine must be produced by VQA registered growers and wine makers.
The harvest of icewine grapes must start after November 15. Before harvesting, the producer must verify in writing, (by specified form) the following:
a) the temperatures of each individual harvest,
b) the acreage and tonnage of each given crop,
c) the measured Brix level of each must,
d) the harvesting date and time of day, and
e) icewine pressing capacity.”
i dalej: „Minimum Brix (after each pressing when measured after transfer to the fermentation vessel) 32 st. brix
Minimum Average Brix (all grapes of stated variety used in final blend) 35 stopni brix” Czyli bardzo slodkie.
Przyznam ze jesli sie poda pasztet, fois gras czy pasztet tak popoludniem, przy spotkanku i zaserwuje icewine to moze i ma urok ale do obiadu juz nie jestem pewien. Moje mrozi sie w lodowce, zobaczymy…))
20-22 procent oczywiscie nie gram w gotowym winie.
Alem sie rozpisal a o tej porze i tak wszyscy spia…
Dzięki za „Alberta clipper”, yyc, dobrze że dom ogacony i drewno do palenia w kominku jest w razie draki, coraz bardziej duje i temperatura spada mniej wiecej 2C na godzinę. Wiater i owszem, jak spod samiuśkich Tater, śnieg momentami padał horyzontalnie. No ale nie takie my tu przetrwali…
A gdzie tam, nie wszyscy śpią, a Pan Lulek może wyjrzeć spod swojej pierzyny kiedykolwiek.
Ja sie uczciwie obijam po obiadku, a jeszcze prawdopodobnie popracuję. Wczesny wieczór dopiero.
Zalecana temperatura picia win typu icewine to 12-14 °C.
A u mnie cieplutko +8 dzisiaj tylko strasznie snieg rozjechany i na bocznych uliczkach sztuka przejechac normalnym samochodem. W Europie pewnie wiekszosc spi, Kolczatka na Antypodach sie juz pewnie obudzila i wcina sniadanko albo lunch. Wlasnie przeczytalem ze i Australia robi icewine tylko ze sztucznie mroza winogrona..))) Pewnie wioza na Antarktyde i pingwiny pilnuja…
Zaraz pewnie mi powie, ze za duzo gadam bo wpis za wpisem.
Tak sobie mysle ze pewnie tegoroczne zbiory na icewine juz sie odbyly przy tych mrozach.
yyc, bo to jest tak:
obiad sklada sie z przedprzedobiedzia, przedobiedzia, srodobiedzia, poobiedzia i wodki do kawy, imprezka zajmuje ze 2 do 3 godzin, wiec przedprzedobiedzie z fois gras pokropione na slodko wpisuje sie doskonale we wstepne rozgrywki, ot tak na zachete i humorek, potem sprawy powaznieja, zreszta sam wiesz, co ja tu bede, jak ten glupi (c.r. ASz)
ostatnim razem zupelnie bez powodu i okazji zrobilem tak na sniadanie, zaraz po kawie, dzien byl bardzo udany, a obiad w zw. z tym skromniejszy
A ile sie naglowia w jakich kieliszkach pic, malych…czy wiekszych zawezonych od gory bo aromat lepiej sie zbiera. Mnie przyznam najlepiej smakuje kieliszeczek po obiedzie…taki sam z siebie. I wole zmrozone bardziej, ja wiem ok 8 st.C
zlewiekrwi, sa zrodla, ktore podaja ok 10°C, osobiscie tez tak wole, tym bardziej, ze w koncu niewielkie objetosci i tak szybko sie grzeja, czlek pic nie nadazy
a linka psa wojskowego sklada sie z przedniej czesci linki srodkowej czesci…itd..)))
Moze i macie racje. Faktem ze tu kraj fast fudow choc jak na obiad poprosza to hamburgerow nie podaja cale szczescie. W Polsce z kolei tylko czlowiek wejdzie i juz do stolu sadzaja, co denerwuje jak czlowiek przywykl do jakiegos napitku przed, odetchniecia i przed-przed-obiedzia…
Powiem ci Slawek ze od wielu, wielu lat szukam bagietki przyzwoitej i jeszcze nie znalazlem takiej jak pamietam z Francji. Mimo ze przez ostatnie 25 lat jak tu jestem i tak sie poprawilo w sprawie pieczywa.
dla termometrowcow mam taki cos:
http://www.cavesdusoleil.com/temperature.htm
no wiem yyc, co kraj, to smycz, a ten podobno polski zwyczaj, ze jeszcze czapki nie zdjales, a pomidorowa juz na stole tez mi niezle krwi napsul, no kurde nie przepadam i juz,
yyc,
w sprawie pieczywa masz podobne doswiadczenia, jak ja (rozpoczynam 27-my rok stażu), teraz faktycznie nie ma co narzekać lokalne piekarenki i nawet lokalne renomowane restauracje się starają, u nas najlpesze bagietki wypieka Chez Piggy. A ćwierć wieku temu poza „watą” nic nie było.
Jak będziesz w te strony, daj Zn , nie bedziemy sie przejmować zalecaną temperaturą, tylko poimprezujemy 😉
oj bedzie ciepla wodka i spocone kobiety, tak jak lubie, dajcie znac kiedy
W Toronto bywam u brata Alicjo w Kingston niekoniecznie ale kto wie moze kiedys uda sie napic jakiegos ontaryjskiego winka. Ila razy jestem w Toronto to jedziemy w wasz kraj wina, najczesciej do Hillebranda (chyba tak sie pisze) ale bywalem w innych (Inniskilin z tych najbardziej znanych) W BC tez sie zrobilo ladnie i kraj bardziej pagorkowaty wiec slicznie to wyglada i blizej dla mnie. Zjesc kaczuszke i popic miejscowym winkiem urok wielki. A za oknem winnice….
Co do bagietki to staraja sie ale to jeszcze nie to. No coz kraj kowbojski to gdzie im bagietki w glowie. Na wschodzie wiecej wyboru macie. I targi lepsze, przynajmniej w Toronto. U mnie na tzw farmers market to jedynie owoce z BC w sezonie sa pyszne i nie do dostania w sklepie (brzoskwinie wrecz rewelacyjne). Wszystko z Kaliforni a miejscowych nie uswiadczysz poza wlasnie targiem. No ale najlepiej sie samemu wybrac zwlaszcza ze miejscowosci jak Peachland, Summerland etc zachecaja….
Ostatnio Prince Edward County (Quinty Bay, Picton) zaczyna wyrastać nie na potęgę, ale… winiarnie powstaja jak grzyby po deszczu, i to całkiem niezłe, bo nieduże, a z ambicjami, staraja się. Daj znać, jak bedziesz w Toronto (latem czy jakoś tak, kiedy cieplej!), to się skrzykniemy gdzieś na jakieś coś. A w Kingston masz do obejrzenia Thousand Islands na St.Lawrence River (oprócz innych okoliczności przyrody). Warto!
Idę do wyrka z Orhanem Pamukiem. Trzeba go wreszcie zrobić. Tak do końca.
mam do sprzedania jaja perliczek dla zainteresowanych 🙂 gg 7104681