104 Zgadnij co gotujemy?(104)
I znowu środa – dzień lekkiej pracy umysłowej. Bez zmęczenia odpowiecie na trzy pytania a w zamian otrzymacie kryminał wydany pod patronatem mojej redakcji, dwie płyty z nagraniami Paszportów Polityki i smycz na klucze bądź kluczyki, też z logo „Polityki”. Oto pytania:
1. Oliwa jest pyszna ale – jak twierdzą lekarze – chroni także przed różnymi chorobami. Jakimi?
2. Czy oliwki zerwane wprost z drzewa są smaczne?
3. Dlaczego jedne oliwki są czarne a inne zielone?
Tyle i tylko tyle. A w ustach mam świeży smak oliwy z ostatniej podróży do Włoch. Jest delikatna i aromatyczna. Wystarczy mi jej na parę tygodni. A teraz czekam na odpowiedzi pod adresem internet@polityka.com.pl i szykuję już nagrody do wysłania.
Komentarze
Wpisy blogowiczów skończyły się na dniu wczorajszym godz. 15,35. To tylko u mnie?
Już wiem, że nie tylko u mnie. U Jolinka51 też.
Pocieszające.
Już jest właściwe rozwiązanie. Przysłała je Pani Izabela z Nakła. I ona otrzyma nagriody czyli książkę pióra Jean-Calude Izzo „Solea”, dwie płyty cd z nagraniami laureatów Paszportów i smych do kluczy. Gratulacje.
A odpowiedzi prawidłowe brzmią:
1 Układ krążenia, serce, układ trawienny oraz antyutleniacze zmniejszają prawdopodobieństwo raka;
2 Są gorzkie i trzeba je moczyć w solnej zalewie
3 Zielone są niedojrzałe
Przy okazji przepraszam za perturbacje z wpisywaniem komantarzy. Wynika to z „remontu” programu który wdraża naciskany przez redakcję WordPress.
No, nareszcie działa! Gratuluję zwyciężczyni. 🙂
Wczoraj omal nie rozwaliłam komputera z bezsilnej złości, bo myślałam, że to jego wina.
Gospodarzu, ale ten remont już zakończony, czy to tylko taka przerwa na papieroska, że zacytuję acappellę. 🙂
a cappellę, oczywiście.
wyglada, ze odetkalo, gratulacje dla Izy
Ściany jakby bielsze po tym remoncie 🙂 a może to czarne dziury pozatykane ??
Witajcie po „remoncie”. Przy okazji ośmielę się na małe sprostowanie odnośnie Łotrpressa. Będzie nudno i techno, kto nie chce, niech nie czyta 😉
Zarówno Nasz Mistrz przed chwilą, jak również Pan Lulek wielokrotnie, a być może wielu blogobywalców podobnie, mają WordPress za firmę, która uprzykrza nam czasem życie konfigurując swój program w sposób złośliwy albo poprawiając go „pod naciskiem”.
Tymczasem WordPress jest oprogramowaniem ogólnie darmodostępnym i otwartym (OpenSource), a cały ciężar konfiguracji i ekploatacji spoczywa na administratorze sieci w firmie udostępniającej WP publice. Każdy może sobie takiego WP zaimplementować, ale nie może zadzwonić do firmy WordPress i poskarżyć się, jeśli coś nie będzie poprawnie funkcjonować.
W tym wypadku jest to firma EO Networks http://www.eo.pl , która dostarcza Polityce rozwiązań w zakresie sieci komputerowych.
Nie wińmy więc WordPressa za niedoróbki, bo koń, jaki jest, każdy widzi. Najczęściej to po prostu administratorowi się nie chce, ma za mało czasu albo się za mało zna. Istnieje wiele rozszerzeń do WP, które mogłyby nam nieco ułatwić życie (których jednak administrator nam poskąpił), ale miejmy też świadomość, że jest to program pomyślany do prowadzenia bloga (wpis autora i komentarze doń) i jako taki nie zapewnia komfortu w prowadzeniu wielowątkowych dyskusji między komentatorami.
To był wykap musztardy ode mnie, oddalam się do zajęć niecierpiących 😉
Akurat chciałam powitać Pawła w Gangu, kiedy zgasł kod i blog zamarł 😯 Ciekawe, czy teraz przejdą zabronione terminy medyczne 😎
A propos wczorajszej kaszanki „godnej psa”, to chyba tu już kiedyś wspominałam, jak w chudych studenckich czasach, już za pierwszych kartek, ale jeszcze przed octem na półkach, odwiedziłam wraz z przyjaciółką moją starszą siostrę. W domu, oprócz wielkiego doga, nie było nikogo, a w lodówce znajdował się m.in. piękny kawał grubej kaszanki. Głodne jak wilki odsmażyłyśmy kiszkę i wchłonęłyśmy z wielkim apetytem. Po powrocie siostry i szwagra do domu okazało się, że wyjadłyśmy żarcie dla psa na 2 dni, a dla nas przewidziane były befsztyki z polędwicy 😯 Propozycja, by dać je psu, nie spotkała się z entuzjazmem 🙁 Nadal kocham kaszankę, ale bardzo rzadko ją jadam, bo tu takiej nie ma, z kaszą w środku.
To były takie dziwne czasy, że duży, muskularny pies, który wcale tak dużo nie jadał (2 razy dziennie miskę kaszy gotowanej na kościach i warzywach) prowokował na spacerze po alejkach pewnego znanego kurortu zawistne uwagi kuracjuszy i wczasowiczów FWP: Ile takie bydlę zje? Co najmniej parę kilo mięsa 😯 I potem, panie, nie ma w sklepach…
dzień dobry z Krakowa
:::
zaliczyłem kilkudniowy objazd Roztocza
jadłem powidła śliwkowe w Krzeszowie
(a co piłem nie powiem, nie powiem)
wyciskałem tam sok z koszteli
w którym to soku marynowaliśmy karkówkę na grilla
:::
jadłem śledzie w lnianym oleju w Biłgoraju
w restauracji Sitarskiej
popijałem wódką orkiszową
:::
w Górecku kościelnym jadłem smażone purchawki
a także prawdziwki, maślaki i inne takie
pijac małego Zwierzyńca (piwo z miasta o takiej samej nazwie)
:::
jadłem rydze, żur, bigos, marynowane maślaki w Narolu u Rubina
popijając niezrównaną Wyborową
:::
jadłem kanony w mięsem (coś jak kartacze vel zepeliny)
w jedynej w Krzeszowie restauracji (Mostowej)
popijając małym Leżajskiem
a przedtem pierogi z podrobami (płucka, serca, żołądki)
:::
a w Józefowie u Hasana jadłem rosół z kreplami serowo-szpinakowymi
potrawkę z wołowiny, cebuli, papryki
jordański chleb, oliwki marynowane z limonką i ostrą papryką
piłem arabską kawę
a wszystko doprawione szczodrą ręką jordańsko-palestyńskiego smakosza
:::
w Jasionce jadłem pyszną sztufadę z buraczkami
jadłem też podwójne kołduny w rosole (sztuk 32)
a dzień później pielemieni w sosie chrzanowo-żurawinowym
aha! i śledzika w śmietanie (plus kilka kieliszków Luksusowej)
:::
amen
Brzucho, 😯
Brzucho,
nie potrzebujesz asystentki?
Brzucho, żołądki to pewnie masz dwa. ALE SERCA ANI TROCHĘ!!!
Wpatrzona smętnie w bułkę z leberką, haneczka 🙁
Haneczko,
ja się wpatruję w sucharek i herbatkę miętową 🙁
dziewczyny
ja to rozłożyłem na kilka dni
bo ostatnio się oszczędzam (sadło mnie dusi moje własne)
ale fakt, to miała być i była podróż jak najbardziej hedonistyczna
:::
a nie wspominałem jeszcze o pirogu biłgorajskim w Sitarskiej
o cebulakach w Krzeszowie
o dopiero co uwędzonej kiełbasie w Narolu
o pierogach ruskich w Górecku i galaretce z zimnych nóżek
Ciekawam, jak by ta lista Brzucha wyglądała, gdyby się nie oszczędzał? 🙂
A propos zimnych nóżek, to muszę pogadać z moim rzeźnikiem. O ile ubiegłoroczna półświnka alpejska miała 3 nóżki, to tegoroczna, zdaje się, nie miała żadnych 😯
Bry.
Ja też się wpatruję w świeżo zaparzoną herbatę miętową, bo coś mi od wczoraj siedzi na żołądku, nie mam pojęcia, co takiego.
No ale Brzucho dał sobie w brzuszek, nie powiem! Aż mnie mój bardziej zabolał 😉
Nemo,
Świnka bez nóżek to pewnie jakiś nowy patent, żeby toto nie łaziło i szybko rosło 😉
lista tego czego nie udało mi się skosztować
byłaby równie długa i namiętna
jak choćby delikatnie wędzone pstragi z Bondyża
albo janowskie sery
:::
bułkę z leberką wciągnąłbym choćby zaraz!
nemo,
Statystycznie rzecz biorąc półświnki alpejskie mają po 1,5 nóżki. Całkiem nieźle. Zauważ, że najlepszy jest taboret na trzech nóżkach, zwłaszcza na podłożu niezbyt równym a nawet pochyłym.
Ja bym się nie czepiał….
paOlOre, godz. 11:04, wyjaśnił dogłębnie działanie WordPressa.
A ja sobie pomyślałem, że dobrze mieć coś takiego na podorędziu!
Można na niego ponarzekać, a nawet obsobaczyć; nikt się nie obrazi, nie będzie się czuł dotkniety, taki wentyl bezpieczeństwa. 🙂
Rzeczywiście Brzucho nie ma litości nad nami. Kanony i cebulaki mu mogę podarować, a nawet Wyborową i tak dalej, ale reszta? Brzucho Ty moje. Zrób sobie ze dwa dni postne, bo co weżmiesz w zęby, to ci się będą westchnienia zawistne odbijały. Pyry pierwszej.
Przyszło mi do głowy, że warto sprawdzić, czy coś zmieniło się na froncie „podszywaczy”. Ciekawe?
Brzucho!
Kiedyś obiecałeś, że kiedy w swoich wojażach będziesz przejeżdżał w pobliżu Uherlandii, to dasz znać!
Niewatpliwie, jadąc na Roztocze, byłeś w pobliżu. I co? 😉
Czy mi sie wydaje, czy też zegarek w „Polityce późni sie nieco?
Wysyłam o mojej 13:39
o 12:39
Z tym zegarkiem to bardzo istotne. Ze względu na środowy konkurs a także na panoszący się tu miły zwyczaj wspólnego upijania się wieczorową porą o 20:00
andrzeju.jerzy – całkiem nieźle wykombinowałeś z tym wentylem. 🙂
A u mnie dzisiaj będą polędwiczki wieprzowe w sosie kaparowym z Kuchni dla singli” – już je tu kiedyś polecałam.
Smakowitego dnia życzę. Pogoda paskudna.
a.j.
Uherlandia?
jechałem od dołu mapy, bo z jasionki pod Rzeszowem
czy jestem lekuchno usprawiedliwiony?
Tylko lekuchno! 🙂
Brzucho, tak mi przykro 🙁 juz zjadłam 🙁
A u Pyr będą dzisiaj te zapowiadane od dwóch dni rolady wołowe ale dopiero na obiado-kolacji, bo Młodsza w robocie na zbawienie wieczne chyba zarabia.
Jeszcze jedno, dobij mnie proszę. Czy ruskie były z cebulką w nadzieniu i polane skawarkami i z gęstą, kwaśną śmietaną na dodatek?
Od godziny buszuję po muzeum Anji. Podziwiam różne przedmioty . Podpatruję jak wygląda archiwizacja w innym muzeum.
Andrzeju wielkie dzięki za linka.
Konia obejrzałem w całej okazałości.
Misiu, a gdzie fota poranna?
ffff, taki mam kod
Brzucho, nie lubie Cie, wiesz?
Ja sie bulka wczorajsza z maslem i pomidorem opedzam, zaraz lece do pracy, w Ty tu takie historie wypisujesz.
Zazdraszczam Ci.
I sle za posrednictwem bloga czule usmiechy w strone mojej Mamy, u ktorej zamowilam sobie wiaderko rosolu. Nie wiem, co prawda, kiedy go zjem, ale ma czekac…
Haneczko
będziesz żyła
ruskie były poprawne i nic więcej
cebulki w środku brak
po wierzchu ino skwarki (choć ładne, chrupiące takie)
kwaśnej śmietany nie stwierdziłem
proporcje ser/kartofel też raczej na korzyć sera
a ja wolę poczuć ziemniaka
i obowiązkowo czarny drapiacy pieprz
Misiek,
Szkoda jedynie, że zasoby muzeum sklasyfikowane są jedynie w języku miejscowym. Nie ułatwia to szukania. Można oczywiście posłużyc się słownikiem.
Pamiętaj tylko abyś po skończonym buszowaniu poustawiał spowrotem wszystkie przedmioty na swoim miejscu bo kolacji nie dostanę jak wrócę późnym wieczorem…
W ruskich pierogach Babci Michaliny farsz obowiązkowo z cebulką, i to taką przysmażoną na brązowo. W farszu znaczna przewaga sera nad ziemniakami i dużo ostrej papryki; kolor powinien być jasnoceglasty a smak paprycznie piekący! 🙂
Dobrze, że przed chwilą zjadłem obiad bo chyba bym dostał ślinotoku 😉
A na obiad był schab duszony z grzybami, ot co.
Ten sposób przyrządzania schabu sprzedała mi znajoma – duży kawał schabu środkowego obsmaża się szybko na patelni na złoty kolor, potem wrzuca się do rondla i zasypuje furą grzybów + trochę przypraw co kto tam lubi. Potem dusi się to około półtorej godziny na wolnym ogniu. Schab się potem kroi w plastry – jest bardzo delikatny, mocno grzybowy i po prostu super.
Galareta z nóżek zaczęła po mnie chodzić…
Misiek,
http://www.slownik.szwedzki.com/
andrzeju.jerzy
kompletnie zapomniałem o papryce
ależ oczywiście że kolor ceglasty to je ono!
Pewnie powiem jakąś herezję ale stanowczo wolę leniwe od ruskich. Są po prostu bardziej uniwersalne. Część rodziny jada na słodko – posypane cukrem i cynamonem, polane masłem i odrobiną kwaśnej śmietany, a część (jak np Pyra) na słono ze swarkami, rumianą cebulką i śmietaną też w postaci 2 gęstych kleksów.
No to o ruskie się nie pobijemy, bo ja z cebulką na brązowo, ziemniaki w przewadze, ser kwaskowaty, pieprz subtelnie, a papryki stanowczo i absolutnie wcale 🙂
Pyro, a leniwe Ruskie?
to bylby przysmak: wodka, kawior, babalajka eh
Czesc Blogowcy-Gangowcy –
popieram haneczke: ruskie pierogi bez paprykie lecz – i tu juz nie ide z haneczka ta sam droga – duzo grubo mielonego pieprzu.
Sławek, Ty sybaryto!
Leniwe…. Jak bym nie robiła i tak wg Latorośli lepsze były w szkolnej stołówce. To samo z ruskimi. Ostatnio pokazały się pierogi ze szpinakiem. Do farszu jak do ruskich i do ciasta dodano szpinak. Wszystko jest apetycznie zielone, chociaż przy gotowaniu zapach ma mało zachęcający. Ale smak rewelacyjny.
ja pogodzę ruskie i leniwe 🙂 – ruskie sklepowe czekają w zamrażalniku, a leniwe siedzi przed ekranem 😉
Jeżeli ktoś zechce mi zrobić i podać, to nie odmówię ani ruskich, ani leniwych (chociaż preferuję leniwe na słodko) 😉
Już mi lepiej i mogę Was czytać bez oskomy, bo zjadłam obiadek: sznycelek z alpejskiego schabu, marchewka z groszkiem, ziemniaki puree (wineta) – wszystkiego po troszkę. Na deser chorwacka mandarynka z delty Neretwy.
Widzę kilka nowych albo rzadko używanych nicków na blogu. Witam nowych gości przy naszym stole.
Pyro, z tym przebarwionym przy kiszeniu czosnkiem, postukalem do madrali, oto co mi odpisali:
„Witam
Dopiero dziś piszę do Ciebie, ale frapujący Cię problem musiałem skonsultować z ludzmi od warzyw.
Dowiedziałem się, że przebarwienia tego typu mogą powstawać na skutek występowania miejscowych (ogniskowych) obszarów wysokiego stężenia soli (NaCl), przy produkcji kiszonek. Inną przyczyną może być zastosowanie przy wcześniejszym przechowywaniu czosnku pewnych konserwantów zabezpieczających przed porostem grzybów lub pleśni. Nic więcej nie potrafili mi na ten czas powiedzeć. Nie wiem czy usatysfakcjonuje Cię to wyjaśnienie. Jeżeli będziesz potrzebował czegoś więcej w tym temacie, to daj znać postaram się popytać może jeszcze kogoś innego.
A swoją drogą, czyśbyś otwierał przetwórnię owocowo-warzywną…
Pozdrawiam
Andrzej”
dziękuję 🙂 ( jeszcze czuję się nowa, kilkudniowa 😉 )
Andrzeju,
ten słownik jest dość zasobny, ale „ruskich” ani „ruskiego” w nim nie ma 🙁 „Leniwy” – jest.
Nie ma też „rosyjski” ani „radziecki” 😯
Sławek, dzieki. To będą chinskie konserwanty, bo stężenia soli nie widzę – nie sypię przecież tylko zalewam solanką „równakową” w całej masiwe. M<łodsza obiecała, że jutro fotkę tego cudu wrzuci do sieci
Lubu-du, łubu-du – słyszycie? To Pyra wali się we własne piersi. Otóż udało jej się wyhodować 2 cm wysokości warstwę pleśni we własnej brytwannie. Osmażyłam rolady na patelni, wyciągnęłam rzeczony gar, podnoszę pokrywkę co by przerzucić stąd do tamtąd, a tu kożuch, że hej! Po samodzielnym śledztwie wyszło mi, że swego czasu (sobota) wrzuciłam w sos makaron i całość wstawiłam do piekarnika, żeby odgrzać. Widać nie było potrzebne i zostało zapomniane. Efekt nader spektakularny.
Mimo trzech bułek jakoś niedojedzona dzisiaj jestem.
Wszystko przez Brzucha. Rozbudził, nie dobił i poszedł sobie. I Nemo tak ponętnie o sznycelku…
Umysliłam na jutro kaszankę z surówką z kiszonej, a na pojutrze roladę boczkową nadziewaną mielonym bałaganem.
Głodnam 👿
Pyro,
no to masz własną penicylinę, ale tego chińskiego „szmaragdu” nie jedz pod żadnym pozorem.
nemo,
nie ma w tym słowniku wielu innych wyrazów ale twórca (tłumacz przysiegły) zachęca aby wrócić choćby jutro bo może być, że on weźmie i dopisze….
Andrzeju,
zauważyłam. Czy to znaczy, że on kontroluje, jakich słów się szuka? 😯 Bo ja tam wpisałam różne takie 😳 I były 😯
Wg „Rozmów kontrolowanych” język szwedzki to jest „taki jakbyś szkło piłował” 😉 ale z pierwszego zerknięcia do słownika wygląda na niezbyt trudny do nauczenia
A w ten weekend zamierzam zrobić pasztet z kaninkött 😉 z własnej djuravel, którą zawieszam do wiosny 😉
Parę minut a już człowiek zna obcy język 😉
nemo,
Kontroluje – jak w banku!
a potem do matki liścik wyśle i będziesz miała się z pyszna!
pawle,
wcale nie trudny – tu jest parę milionów małych dzieci doskonale się nim posługujących.
Pyro to dobrze swiadczy o gospodarzu jak cos w garach jest.
Mi zoladek szczeka, leb z bolu peka. A w koncu to ja jestem odpowiedzialny za funkcjonowanie moich organow.
Ide na dwor /o z kreseczka/ zajrzec do pojemnika. Chlodniej się zrobilo to nie plesnieje tak szybko. Troche glupio tak za jasnego, ale glod nie wybiera pory dnia. No to pa.
Andrzeju 😉
Nemo, też zaraz będę sprawdzał, jakich tam słów brakuje, bo mnie okrutnie zaintrygowałaś 😉
Ciekaw zmian wprowadzonych tu w czasie remontu pokusiłem się o niewielki eksperyment:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=596#comment-92744
Podszyłem się mianowicie pod samego siebie używając innego niż własny adresu e-pocztowego.
W dalszym ciągu jest to możliwe. Warto wiedzieć…
Hej Gang!
Jakaś mała akcja i wdziewać moro, czy można jeszcze w szlafroku przy herbatce? Miętowej, bo dalej mnie coś nyje, czyli cienki ze mnie gangster dzisiaj 🙁
I jestem zasmarkana 🙁
Na co by tu jeszcze ponarzekać…. O, pogoda! Zimno, mokro i ponuro.
Alicja, tu też pogoda barowa, a do domu daleko 🙁
Johnny,
chłopie, uważaj z tym pojemnikiem, bo tam może być co nieświeże, tak z dobroci serca podpowiadam, bo właśnie jak wyżej, niewygoda na żołądku.
A tu jeszcze Brzucho dorzucił swoją listę. O, a propos tej Brzucha wyliczanki zaintrygowało mnie, dlaczego, skoro wszystko tak skrupulatnie wyliczył, nie chce powiedzieć w punkcie pierwszym, co pił? Czyżby maślankę?
Johnny, uważaj też, żeby klapa na głowę ci nie spadła 😉
johnny,
a jak będzie ci chrupało w zębach to sprawdź czy przypadkiem nie krwawi. Może się okazać, że to szkło…
…a jak krwawi, ale niekoniecznie chrupie – to może nadgryzłeś co żywe? 😯
QAlicja – nie chcę straszyć ale to może być taki wirus grypopodobny. Masz katar i cię nudzi? Zmień miętę na herbatę z prądem i weź ze dwie aspiryny. Jeżeli nie masz czego dolać do yunan to zagrzej czerwonego wina z miosem i korzeniami )kardamon, imbir)
johnny, a jazeli juz nadgryzles cos zywego to mam nadzieje, ze nie byl to kot z rozczapierzonymi pazurami
Pyro,
mam prąd, i to jaki – śliwowicę łącką! Czy to wypada z rana o 9:38? 😯
Ale symptomy mam, coś trzeba zadziałać!
Dobrze ,że już jestem po obiedzie – bo widzę ,że Alicja daje sygnał do zakładania moro. Czy to moro własne się zakłada – czy Alicja wydasz służbowe, gangowe to moro ??
Do obiadu zrobiłam słodkie różowe ziemniaki ( 1kg/10 PLN!! ) . Kupiłam 2 te cudawianki- ziemniaki. Wielkie jak selery i różowe jak malinowa marchewka Pokroiłam w plastry w poprzek , smażyłam krotko w głębokim tłuszczu i wyszły mi takie jakby chipsy. No nie powiem – nawet smaczne. Do tego zielona sałata i surowy szpinak z serem pleśniowym ( kto jeszcze nie ryzykował surowego , mlodego szpinaku – to niech spróbuje- zadziwi go ten przepyszny smak. )
Alicju, działaj zanim będzie za późno 😉
A potem będziemy po komentarzach zgadywali, ile było prądu w herbacie, he, he 😉
Ja zaraz kończę pracę i chyba w domu profilaktycznie też coś sobie zaaplikuję. Odezwę się potem z jakim efektem. Mam ochotę na litewskiego Suktinisa, którego przywiozłem ostatnio z wycieczki. Dobre bo na miodzie i sokach owocowych i trochę słabsze od Twojej śliwowicy bo ma tylko 50volt.
Po takich herbatkach chyba Gang ruszy w miasto, co?
No, Pyro – yunnan zaparzyłam, a tego prądu to ile, tak po uważaniu czy seta?
Grażyno,
niestety, mam tylko jedno moro, ale za to autentyczne, a koszula nawet z miniaturą flagi polskiej, bo szwagier był kiedyś w tych niebieskich beretach z misją, gdzie trzeba było być. Koszulę mogę odstąpić jakiemuś gangsterowi czy gangsterce, ale portek nie dam! Przewygodne. O, ewentualnie moro czapkę z daszkiem mogę komuś… No bez przesady, nie musimy się mundurować w wojo, ale trochę dla zmyłki może być, grunt to dobry kamuflaż 😉
Alicjo to zrob zdjecie tego moroi pokaz nam, poobyszywamy sie na wszelki wypadek.
O, tego Suktinisa też zaposiadłam wraz ze skiłłądziem. Wylądował w piwnicy wraz z resztą łupów. Zdrzemnęłam się po obiedzie i teraz widzę, że na dworze słota 🙁 Trzeba będzie adekwatnie zareagować. Dobrze, że prania nie powiesiłam na dworze, bo taki był piękny halny i +18 stopni 😯
A propos eksperymentu, Andrzeju, to który Aszysz to byłeś Ty? 😯
nemo,
Ja byłem ten sam tylko w dwóch osobach.
Prąd po uważaniu tylko za mało nie może być, bo do niczego – rozgrać ma i rozszerzyć naczynia. 50-tka chyba wystarczy, Mam moro 2 sztuki – 1 wojskową i 1 strażackie. Panny córki zadawały szyku na 2 roku studiów i tak na zajęcia chodziłty (raczej w kurtkach, portki na inną okazję) Gdzieś się tam jeszcze pałętają.
Nie spróbuję młodego szpinaku, bo na mojej wsi nie ma.
E tam, Andrzeju. Uwierzę dopiero, jak po nakliknięciu Twojego nicka gołębicę zobaczę 😎 Ale wtedy byłoby Was trzech 🙄
Dostałem kiedyś od znajomego gazdy przepis na stosowanie prądu do herbaty.
Jest on odwrotnością starego irlandzkiego przepisu na whiskey and soda; nalewasz pełną szklankę whiskey, upijasz łyk i dopełniasz woda sodową, itd, itd …
W gazdowskim przepisie jest odwrotnie; nalewasz pełną szklankę herbaty, upijasz łyk i dopełniasz … prądem, itd, itd …
Oczywiście prąd, w zależności o upodobań, może mieć różny woltaż; od 40 do 90ciu procentów! 🙂
Dziekuje za dobre rady i mala prosba. Nie wyrzucajcie wylizanych do ostatniej kruszyny opakowan do pojemnikow.
Zainwestowalem w plecak latarke i plastikowe torby majac nadzieje ze zwroci mi sie to jak przejde do tej nowej subkultury. Przybyla ona tutaj z zachodniego Londynu. To freeganger.
Na ogol krotko przed zamknieciem sklepow wyrzucaja najwiecej rzeczy do pojemnikow. Tyle ze deckel sie nie zamyka. Ale tym razem poszedlem za wczesnie i osunal mi sie deckel na leb. Chyba jestem stukniety.
Grazynko chetnie przyszedlbym do takiej kuchni na nauki. Podoba mi sie tego typu kreatywnosc. Jest w moim typie 😆
A ty z moraga, pod wlos to, to sam wiesz co najlepiej …. 😆
Pyro,
dałam po uważaniu – ten prąd ma 70 gradusów i już czuję, jak mnie rozgrzewa 😯
Ja nie dość, że odziana, to jeszcze uzbrojona, zapomniałam o podkoszulku, że też zaposiadywam, tu chwilowo koszula odłożona, bo było ciepło. Drżyjcie, narody!
Pyro, teraz już nie wolno w oryginalnym wojowym moro pokazywać się na ulicy nie-wojom. Ale w pełnym rynsztunku co mi tam, najwyżej kanary zgarną 😉
http://alicja.homelinux.com/news/W%20stroju%20bojowym.JPG
Aha ja, tu chetnie bywam, jest co zjesc wirtualnie, ale do zadnego gangu. Co toto to nie. Nie ze mna te numery.
Johnny,
no co Ty! Nadałbyś się jak nic, i tak sięgasz do pojemników, przy okazji jakieś info mogłoby Ci w rękę wpaść… W końcu trochę żywisz się przy nas wirtualnie, musu ni ma, ale…
Alicja, niezle moro, to ten Burus dookola rogow poogryzal?
szkoda, ze johnny’ego przy tym nie bylo, chociaz z deklem by se oszczedzil przygody
Morowa ta Alicja, a jaka bojowa! 🙂
Alicjo – a co Jerzor ba takie corpus delicti? Broń, jak broń ale niewygodne nieco dla mężowskiej głowy?
johnny,
ten Blog jest dla wszystkich, do Gangu nie ma przymusu, arcadius też się nie kwapi 😉 Poza tym, jak tu już jeden wspominał, dla nowych może być casting. Chyba że z referencjami przyjdą, albo z poręczenia 😎
Pyro, toż nikt mu nie każe sobie tego „przyprawiać” 😉
A piesek wabi się Ada, ma 21 lat, jest ślepa, głucha i w ogóle nic już nie gryzie ani nie obgryzie.
Kiedyś, dawno temu oddaliła się z miejsca zamieszkania i wpadła do takiej studzienki bez wody na terenie poligonu.Przebywała tam 2 tygodnie, aż przypadkowo ktoś ją odkrył i wydostał – studzienka była ok 1.5m głębokości. W dodatku na poligonie odbywały się jakieś ćwiczenia zimowe (zima to była) i ostre strzelanie, artyleria i te rzeczy. Biedna staruszka przeżyła swoje.
Zielone pomidory wymagają mojej uwagi, a ja dalej niezdecydowana – kisić? Smażyć dżem a’la figowy?
Pomóżcie.
I prąd mnie rozgrzał 😯
mam tu takiego jednego na przyuczeniu, uciekl mi na chwile na wagary i przywiozl troche slonca, chcecie?
ostatnio Slanislaw nieco pokazywal, nb, gdzie Go wcielo?
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Maroc1#
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Maroc2#
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Maroc3#
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Maroc4#
nemo,
Nie miałem gołębicy na podorędziu – mogą być gołąbki z ziemniakami?
zapomnialem, przy okazji zalapalem sie na olej arganowy, ten to pachnie,
roczna produkcja 2500-4000 ton taryfa 130euro za liter, nic tylko w ramki wstawic i patrzec
O slawku widze znane mi klimaty z Marrakech. Byc może, ale nie jestem pewny, jest tam i medina w Es……
To wszystko pikne, ale wedlug mnie Tanger bije na glowe wszystko inne jesli idzie sie tam wieczorowa pora, gdy spoznisz sie na powrotny transfer do Tarify. To najbardziej ciemne i pelne tajemnicy miasto Maghrebu. Tam dopiero czuc w powietrzu zapach dawnego bogactwa. Po zachodzie slonca wychodza na zewnatrz kiffiarze, desperaci walnieci przez zycie, pederasci i lesby. Wydawalo mi się ze czulem tam jeszcze smaczek beat generation.
nemo a moge jako TW pozostac?
Andrzeju,
jeśli z ryżem, to bez ziemniaków, ale dużo sosu poproszę 🙂
Sławku,
to Maroko takie kolorowe, a u mnie plucha 🙁 Co będziesz robił z tym olejem?
Mam nadzieję, że Stanisław ma ważne powody dla swojej blogowej absencji, bo nie sądzę, by odstraszył go nasz Gang 😯 Nie ma obowiązku deklarowania pozytywnego stosunku do naszej przestępczej organizacji, można ją nawet potępić lub pozostać indyferentnym, ale jak się jest stałym bywalcem, to można od czasu do czasu dać znak życia…
johnny,
To w tym Tagerze nie moźna złapać taryfy jak się człowiek spóźni?
nemo,
kliknij sobie i sprawdź
Johnny,
jasne, że możesz. Pod warunkiem, że będziesz donosił o zawartości pojemników nie tylko w B. ale i w M. oraz W. (w miarę, jak się będziesz przemieszczał) 😎
Andrzeju,
teraz to wierzę 😆 Sosu trochę mało i blady, ale mogą być 😉
Ale teraz jest Was czterech 😯
Johnny,
ja to tylko patrzyłam na Tanger z taryfy 🙁
Na dobra sprawe mozna wplaw. To tylko 17 km. Ale dla tambylcow latwiej dostac sie do Timbuku przez Sahare niz do Eu. Taki dziwny ten swiat
Brzucho ja byłam w tamtym roku w Krzeszowie na powidlakach – wstyd przyznać ale bardziej niż powidła interesowały mnie wyroby z wikliny:)
Brzuchu, jak wybierasz się w moje strony- daj jakoś znać /mów trochę głośniej 😀 /. Wędrujesz takimi ścieżki, którymi ja nigdy nie chadzałam, chociaż mieszkam tu od urodzenia, może trochę byś mi uszczknął ze swojej wiedzy 😉 . Zaprosiłabym Cię również na jakąś kawę czy cóś- bym się wtedy zastanowiła, a tak 🙁 . Idę nadrabiać zaległości w czytaniu- ale nie odchodzę od komputera.
To też moje rodzinne strony 🙂 Zwłaszcza Leżajsk.
Alicjo,
I jak, pomaga kuracja prądem? Ja dopiero teraz będę robił swoją herbatę bo do tej pory musiałem trochę pojeździć samochodem. Ale już czajnik na gazie bulgocze i Suktinis (zwany pieszczotliwie sukinsynem) na półce czeka na swoją kolej.
Dodatkowo na rozgrzanie ciała polecam gorącą kąpiel zakończoną lodowatym prysznicem. Potem się ciepło ubrać i poprawić gorącą herbatką.
Może to trochę ekstremalne ale mi pomaga.
Żona zażyczyła sobie na kolację pizzę, więc szoruję do kuchni.
Jak będziemy się wybierali na jakąś akcję (znaczy Gang) to mogę zrobić pizzę dla nas jako suchy prowiant 😉
Pozdrawiam,
U mnie taka sama sytuacja Pawle jeśli chodzi o pizzę, z tym, że zamówienie złożył narzeczony. Właśnie próbuję się zmobilizować do tego, żeby oderwać się od komputera i zejść do kuchni.
johnny przeciez kite na czapke Ci zostawie
Z tym oderwaniem się od komputera- to trudna sprawa. Wczoraj jak się zawiesił tak się zdenerwowałam, że aż napisałam w tej sprawie do „Polityki”/bardzo dziękuję za odpowiedź 🙂 /, chyba jednak jestem trochę uzależniona od tego bloga 😉 . Właśnie, Alicjo, pisałam z zapytaniem również i do Ciebie. Otrzymałaś jakąś niezidentyfikowaną korespondencję 😉 ? Pytam, chociaż sprawa nie aktualna, ale nie wiem, czy coś ode mnie dotarło?
Stala sie rzecz straszna 🙁
Odkrylam wlasnie,ze moj szanowny zatopil swoje zeby w ogorkach kiszonych!!! Przebolalam juz,ze jego pastwa padl twrog,powidla,pyzy na parze,smalec i wszystkie slodkosci!!Nie wspominajac kabanosow.
Ogorkow kiszonych na cale szczescie nie ruszal,no do dzisiaj,bo odkrylam brak trzech sztuk w sloju,przytarganym z ojczyzny prze moja siostre 😮 Teraz siedze i obmyslam specjalna skrytke,zeby ostatni sloik ukryc i do swiat przechowac!!
Hej.
Paweł, ja się nie godzę na suchą pizzę. Przed akcją pizzę trzeba zjeść taką 5 cm – z podwójnymi grzybami, mięskiem jakimś czy wędliną i serem też podwójnym. Skądś siły trzeba do przestępstwa mieć. Jeżeli ktoś woli robactwo morskie to też może sobie zafundować. Jakaż jednak może być pizza w suchym prowiancie?
morag_u nie uwazasz ze to troche za malo?
po paru godzinach na kite w zimnej wodzie przydaloby sie troche wiecej.
co Ty na to?
😆
Brzucho wspominał o Sitarskiej w Biłgoraju, a ja tam w zeszłą sobotę świętowałam 25-lecie Szkoły Muzycznej. Impreza była bardzo udana, a podano nam: krem ze szparagów z grzankami, kotleciki z mięsa mielonego z buraczkami, bardzo dobre śledziki- ale bez oleju lnianego 😉 – /olej pewnie dostaje się na specjalne życzenie?/, później pałaszowaliśmy tort jubileuszowy z wiśniami w środku- ale nie wiem czy był pieczony na miejscu, czy restauracja zamawiała gdzieś indziej- a wspominam, bo jestem nieprawdopodobnym łasuchem i był bardzo dobry. Na zakończenie imprezy podano nam dzika z chrzanem i żurawiną- pycha. Co do napojów wyskokowych- było pod dostatkiem, ale przyznaję się bez bicia, że nie wiem co, bo akurat nie piłam. Było też jakieś wino półsłodkie, ale straszna chlapa więc też nie zarejestrowałam jakie- tylko łyknęłam łyczka dla spróbowania i na tym się skończyło.
Też bym chciała, żeby Stanisław się objawił.
I Pan Lulek. Wino nastawiłam Panie Lulku, moszcz w garach dziwne rzeczy robi i nie wiem, czy słusznie, a Pana nie ma 🙁
Iżyk miał być a nie jest.
No i Bobika mi brakuje.
Alicjo,
Mnie też pomaga na przeziębienie kuracja prysznicowa Pawła- ale ja proponuję wziąć prysznic naprzemienny- gorąco-zimny, z zakończeniem na lodowatej wodzie. Oczywiście prysznicować zaczynamy się od nóg- stopniowo idąc do góry. Później tylko herbatka imbirowa z sokiem malinowym i hop do łóżeczka.
Oj ten prąd! Teraz to mnie tylko lekko głowa pobolewa, pewnie od prądu! Ogólnie idzie na lepsze i nawet niebo troszkę pojaśniało, ale nadal zimno. 4C to mało 🙁
Ale 70%, nawet z yunanem – to dużo 😉
Anko,
wczoraj łącza były rozgrzane do czerwoności i w ogóle Grand Central Station, a korespondencji jak nigdy sporo, zdaje mi się, że wszystkie zidentyfikowałam, ale pewności nie mam. Na pewno na wszystkie odpowiedziałam, więc jeśli dostałaś ode mnie odpowiedz, to znaczy, że doszło.
Pyro,
popieram w sprawie pizzy, to marny suchy prowiant i się rozpaćka z tym sosem pomidoro i tak dalej. Za moich czasów jak jezdziliśmy całą szkołą na wykopki do pewnego PGR-u, w ramach suchego prowiantu dawano nam bułki (te po 50 gr.) z masłem i kiełbasą chyba krakowską parzoną, a do tego kawa zbożowa z mlekiem w takich półlitrowych, aluminiowych kubkach bez emalii. Wikt zapewniał PGR. Nigdy w życiu tak mi nie smakowała bułka z masłem i kiełbasą, i ta kawa. Nie łżę.Pamiętam smak do dziś – i tak było co roku, przez 4 klasy LO. Jesień, wykopki, i te bułki. W odpowiednim czasie wyznaczeni zbierali łęty i patole z pobliskich krzaków i rozpalali ognisko.
Potem pilnowali pieczenia ziemniaków. Część PGR-owi udało się chytrze wywiezć, wszystkiego nie upiekliśmy 😉
Melduję się na posterunku Gangowym – przy ziemiance. Nie odpowiedziałam na wczorajsze pytanie Nemo o stan prac, bo byłam wczoraj i dziś aż do teraz daleko od komputera. Dzięki Ci A capello, że złozyłaś meldunek także w moim imieniu. Dobrze nam się pracuje, prawda?
Przeczytałam wszystkie zaległe wpisy i po pierwsze współczuję wszystkim zaziębionym i zagrypionym – ja właśnie wychodze z takiego stanu i myślę, że następnym razem spróbuję tak zachorować, żeby samo chorowanie dało mi taka przyjemność jak przeziębienia w dzieciństwie. Bo przecież z reguły towarzyszyły zaziębieniom (nie mówię o poważnych chorobach) miłe akcenty: rosół, herbata z cytryną, a nawet kanapka z szynką (wtedy rzadkość i na moim domowym stole i w ogóle). A więc wszystkim zaziębionym zyczę, żeby ten stan miał też swoje miłe strony.
Pyro,
Ten suchy prowiant to skrót myślowy, ja też lubię pizzę z dużą wkładką. Już ja ją tak zapakuję, żeby się nie rozciapciała w akcji. Wytrzyma lot w kosmos jak nic.
Gdzie ten Pan Lulek? Ktoś w gangu musi zrobić paliwo na akcję 😉
Ja na krótko.
Wczoraj pomyślałem..o gang zadziałał!! Na początek taki numer, zawinąć kody łotrowi…i to ze wszystkich blogów…no! no! tylko posmutniałem – tak beze mnie?
Ale okazało się że remont!! ufffff…..
Pytanie do Slawka. Do czego użyjesz wspomnianego oleju?
Dzieci przywiozły nam z M. takowy i my tak nieśmiało, a to na pomidora, a to do vinegretu. Szukałem w necie ale już zapomniałem czy coś mądrego znalazłem.
A dla johnny walkera taka fotka z M. – ocenisz czy warto tam pogrzebać, bezpiecznie jest, klapa nie opadnie.
Nasi tam byli!!
http://picasaweb.google.pl/antekglina/DlaDOniegoOkera#5260055219162934578
Pan Lulek postanowi l chyba sobie od nas odpocząć i nie wie, sierota jedna, że tu już po rewolucji październikowej. A powinien pamiętać student z Pitra przecież.
Alicja mi przypomniała wikt na wykopkach. Widać te bułki z masłem i kiełbasą dawali jak kraj długi i szeroki, tylko że nam dawali jako drugie śniadanie, a potem była jeszcze obiadowa zupa – jarzynowa albo grochówka hojnie mięsem i skwarkami napchana i do tego pajdy chleba w wielkich wiklinowych koszach. Myśmy czekali na tę zupę. Smakowała, jak nigdy w domu.
Antek,
bez Ciebie na rozbój?! Nigdy, musisz być! Tylko pompki rowerowej nie zapomnij jakby co, wszak to ważna broń! No tak, „nasi tam byli”, bo spalili papierosy do ostatniego kiepa! Dużo sobie Johny nie użyje 🙁
Chociaż o ile wiem, nie pali. Ale mógłby zabrać na wymianę 😎
Pan Lulek niech kończy urlop, bo jak Antoś słusznie zauważył, na czymś musimy jezdzić, bez gruszkówki nie ma akcji. Idę się poszukać w kuchni, póki co…
Grażyno, zdolna Ty babko kresowa! 😉
A szpinak w liściach pyszny również polany oliwą i posypany tartym parmezanem….mniam!
Troszkę pieprzu i cytryny jak kto chce też można.
Alicjo, o napęd to Paweł się zamartwił!
A że troska słuszna, mogę się i ja pod nią podczepić.
No widzisz Antek, prąd mi tu polecali – i od razu namieszałam 😯
Pyro,
zupy wykopkowej sobie nie przypominam, zdaje mi się, ze nasi wykpiwali się tymi ziemniakami, co to je pozbieramy, upieczemy… mozliwe, ze była na koniec kawa, ale głowy nie dam.
O 21:53 zrobiłam eksperyment 😎
Ja też
Alicjo,
może Pyra jeździła na te wykopki za lepszej komuny, albo wielkopolskie PGR-y były szczodrzejsze. W mojej okolicy były rzeczone bułki lub kanapki z chleba i kawa zbożowa z mlekiem, smak niezapomniany… Nauczycielka dostawała worek ziemniaków do domu 😯
Lulek powiadomiony o naszej wspólnej tęsknocie za Jego Osobistością.
Może wysłucha. Lulku wsłuchaj się jak cię błaga lud…
Rewolucja bez przedstawiciela klasy robotniczej z Piotrogradu ?
Dobry wieczór
Dżony Łoker( 16:44)
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=596#comment-92816
Peszysz mnie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego ,że mówię prozą ..tfu wroć ..że jestem kreatywna.
Otóż sznowny Dżony , na te nauki do mojej kuchni to może innym razem zaproszę a na razie dopowiem jak to z onym szpinakiem było.
Otóż jest w naszym pobliskim markecie „Piotr i Paweł” młody szpinak pakowany w worki foliowe z dziurkami do oddychania ( to wiadomośc dla Pyry gdzie taki szpinak u nas można kupić ).
To ten szpinak porwałam na strzępki , dodalam do niego drobno pokrojonych 8 szt pomidorów (suszonych , wyjętych ze słoiczka z oliwą i czosnkiem. Pomidory były firmy „Rolnik”), I jeszcze dodalam 10 dkg pokrojonego w kostkę sera typu rokpol. To razem wymieszałam z oliwą i dwoma ząbkami czosnku przeciśniętymi przez praskę.
Na dwóch dużych płaskich talerzach ( bo to byl obiad na dwoje 🙂 ) ułożyłam sałatę . Wokół brzegu te moje gorącę różowe chipsy ze słodkich ziemniaków lekko posolone i posypane ziołami prowansalskimi – a w środku talerza tą surówkę ze szpinaku.
To było pyszne!!!!!!
Grażyno,
mam pomidory i młody szpinak w ogrodzie, pomidory suszone, sycylijskie, w słoju, resztę nabędę drogą kupna i zaeksperymentuję, bo wyobraźnia podpowiada, że kolorystycznie to musi być piękne 🙂
Mam piękny kod- FF15- taki bojowy 😉
Alicjo, czyli wiadomość nie doszła, ale pisałam na jakiś dziwny adres @cogeco.ca, który podawałaś komuś na blogu dawno temu. Nic to.
A nasz daleki wschód był najwyraźniej bardziej oszczędny, lub biedniejszy, bo ja sobie nie przypominam żadnego prowiantu. Jak sobie nie wzięłam z domu- to nie miałam. Z tym, że my nie jeździliśmy na wykopki, a zbierania jabłek, do sadzenia lasu, ewentualnie do ścinania i później zbierania buraków cukrowych.Też miło wspominam 🙂 .
Nemo
Te plastry słodkich ziemniaków przed usmażeniem mialy grubość około 1 cm. Po usmażeniu w oliwie – miały chrupiąca skorupkę a w środku miękki , pomarańczowy miąższ. Także do końca ta takie one znowu chipsy nie byly.
Smażyłam bardzo krótko -na patelni , w głębokim bardzo gorącym tluszczu (olej „Kujawski”)
Anka,
to na pewno doszła – i wyobraz sobie, przed chwilą tam zajrzałam, przeleciałam wiadomosci, wychwyciłam znajome dwa adresy i resztę do kosza, bo to jest taki adres, gdzie własciwie nikt nie pisze, tylko spam i zagladam tam raz na tydzień. Ale jak tam wysłałaś, to doszło, a ja nie byłam dociekliwa, wykasowałam wszystko dosłownie 10 minut temu 🙁
nemo i Antku, odnosnie oleju, to z tego, co wiem nalezy wprowadzic zywcem i skapo do salaty, pewnie starczy mi na trzy, albo wykonac tajine i wlac wszystko, co mam na koniec warzenia, aromat z gwarancja, cos kolo orzechow laskowych, tyle, ze blizej nieba,
ASzyszu, przedobrzyles, w oryginale jest w trzech osobach, a Ty dolozyles dwie kapusciane jednostki i te ciape, toz to prawie harem, dobrze, ze bylo o Maroku, moze sie wywiniesz?
johnny miales sluszna intuicje, to tylko nieco nizej bylo, ale i tak od strony atlantyckiej, z liczeniem do osmiu podejzewam Cie o wrodzone wredoctwo, no chyba, ze czytales z zyferblattu tego z wozka na przeciwko, co to nie chcial do latryny, ale on pewnie baterii nie wymienia, bo i po co? i to moglo Cie zwiesc
Dostałam przed kilku dniami kawał sera pleśniowego prosto z Grecji. I mam pytanie: jak długo taki ser może poleżeć w lodówce i ewentualnie jak go można spożytkować twórczo w kuchni, bo na pewno sama nie dam mu rady 🙁 .
Alicjo 🙂
Mój adres- tak na wszelki wypadek: anmarw@op.pl
jak widzę, jednym niewinnym wypadem na Roztocze
podpadłem andrzeju.jerzowi
Ance i nawet nalevce
od bicia się w pierś dostałem sinego siniaka
:::
Alicjo
bimberek piłem w Krzeszowie, bimberek
ale mójtyboże jaki bimberek
tak genialny, że pewnie nawet wie co to kwarki i hadrony
był śliwkowy, był młody, był boski, był wczorajszy
a tuż po przepaleniu jeden dzień stał na pędach sosny
wyłudziłem dwie półlitrówki
a o co chodzi z tym Gangiem?
narozrabialiście coś jak mnie nie było?
czy to tylko taki gryps?
..warto czytać wstecz
czy może przejść do porządku dziennego?
Jeszcze cieply zblanszowany szpinak polewam sosem: ocet, oliwa, czosnek sprasowany, pieprz i sol, lyzeczka musztardy i podaje na stol, pycha.
Panie Lulku wroc!!!!!!
jonny przciez masz piekna czape z guziczkami i pilotke romantyczna z Kreuzbergu, kita miala byc do dekoracji.
morąg
a na wierzch tegoż szpianku
siekane jaja na twardo
Brzuchu ja ci powiem. Ja w tym gangu będę grzybki halucynogenne gotować.Sama je muszę na razie hodować , do czasu aż mnie nie chwycą panowie z ABW, WSW albo z CZK ( nie wiem kto właściwie teraz łapie – pewnie kto pierwszy ten lepszy) .POzatym to nie warto się cofać do tyłu , bo tam miały być wirtulane bruderszafty ale Pyra się sprzeciwiła i powiedziała ,że tutaj wszyscy są bez ceremoniału bruderschaftu zawsze byli , są i będą w gangu. To już wiesz Brzucho 🙂
( To donosiłam JA -Grażyna……….łubudubudubu,…niech żyje nam prezes Klubu Gangu Relaks. )
No bym zapomniała – prezesem samozwańczym jest Pyra – wiesz Brzuchu ~?
A Alicja miała wydwać mundury moro , ale się potem kapnęła ,że nie ma aż tyle ………
wydawać* miało być
morag (00:12) ale mój szpinak nie jest ani ciepły ani blanszowany!
No chyba ,że pisałeś o jakimś innym- ale nie wiem gdzie szukać?
no i ładnie 🙂
jak Pyra kieruje
to i ja zaraz pozyskam odpowiednią funkcję
albo pozwolę sobie nadać
pomysły jakieś są?
nadaję się do czegoś?
pytam się zacnego grona blogowiczów
Zeżarło mi poprzedni wpis 🙁
Brzuchu, nie było Cię kilka dni, więc w skrócie: było mało kulinarnie i mało przyjemnie. A hasło gangu pojawiło się we wpisie „M” w temacie „Wyprawa do Krakowa” 20.10.godz.1.47. Następnego dnia już poszło jak burza i zrobiło się naprawdę wesoło i inspirująco 😀 .Radziłabym poczytać, bo nie będziesz w temacie…
Brzucho, Ty się zawsze nadajesz! Do wszystkiego! Ale skorzystaj z rady Anki.
Coś żarłoczny łotr jest dzisiaj. Zeżarł mi trzy wpisy, a teraz każe zwolnić. Jak tym razem nie pójdzie to ja idę spać , tym bardziej, że jutro rano jadę do Lublina
Anka,
ten ser jak nic mogłabyś wykorzystać w sałacie z lisci młodego szpinaku, co wyżej podała Grazyna. Ja uzywam często „danish blue”, wrzucam też okruchy na pizzę, zeby ja wzbogacić albo też kapke ja jakieś zapiekanki – lubie ostre pleśniowe sery.
Brzucho,
jesteś przyjęty do Gangu z poręczenia, zna Cię przynajmniej kilka osób z realu, w tym ja, a kucharza potrzebujemy jak najbardziej, co to za Gang bez zabezpieczenia prowiantowego, Pyra już mówiła, że przed rozbojem trzeba nabyć sił, a niech wypadnie jakaś większa akcja?! No właśnie!
A przepis na bimberek wziąłeś? Bo literek na Gang to po łyżeczce dla każdego 🙁
No dobra Brzuchu , to się cofnij i poczytaj tak jak mówią Anka i Alsa . Jestem za .Najważniejsze , to jednomyślność i lojalność . Dlatego gang . Przez tą lojalność 🙂 Tak jak M. to mówi w poście , do którego odwołuje się Anka (00:26)
Ja wykopki zaliczalam na praktyce semestralnej, oprócz wykopków przeszlismy przez wszystkie jesienne prace polowe, głownie ręcznie – dopuszczalna maszyny proste: widły (z różną ilością zębów), gable, grabie i miotły. W południe opiekun praktyk zajeżdżał polowcem (taka skundlona bryczka na samochodowych kołach) w dwie kasztanki (to były dwa konie, ale nie PARA, bo mocno się od siebie różniły) i przywoził, starannie owinięte w czystą gazetę (zapewne nieczytaną) pajdy świeżego chleba – takie przez cały bochen – posmarowane smalcem ze skwarkami i kawę zbożową z mlekiem. Aż mnie skręca i ssie w dołku na wspomnienie! Pychota!
Anka (00:44) – myśmy się Alicją tłoczyły przy bramce , dlatego Ciebie nie chciał WordPress przepuścić.
może posłucham może nie posłucham
ale nie mówcie mi, nie mówcie mi mówię wam
aż taki głodny tej wiedzy nie jestem
:::
dobrej nocy życzę 🙂
Stara Żabo !
U nas na praktykach na takie widły to się mówiło „grymasy”.
Chleb też świezy był – ale z wątrobianką i do tego kiszone ogórki i zbożówka słodka jak lukier – bez mleka
Też tak sobie pomyślałam. Sałatka z liści młodego szpinaku wygląda i na pewno smakuje pysznie- może być tylko problem z młodym szpinakiem 😉 . W moim przypadku pizza jest chyba bardziej realna, tym bardziej, że dawno jej u nas nie było. Dzięki. Więc jutro- najdalej pojutrze pizza z okruchami sera. Dobranoc, na prawdę muszę już lecieć
Stara Żabo,
ja mam podejrzenia, dlaczego nam tak smakowało, te bułki i te pajdy. Bułki były „dzisiejsze”, a masło świeżutkie, z PGR-owskich zasobów, to było czuć masłem ubitym dopiero co. Wyobrażam sobie, że ten smalec, którym was karmiono, też nie ze sklepowej półki.
Po drugie, w naszym przynajmniej wypadku, nie przypominam sobie upałów w porze zbierania ziemniaków, więc ta gorąca kawa (szczerze – naprawdę pamietam smak i zapach) to było coś! A jak się człowiek naschylał i popracował parę godzin, wiater spod Sudetów go przewiał, to był głodny jak wilk. Ale i tak – mmmmmm……!!! O dziwo, podobnie wspominamy 😉
Brzucho,
nie musisz wszystkiego czytać, ale jak zajrzysz pod poniedziałkowy temat „Zapiekany obiad”, to poznasz skład, kwalifikacje i uzbrojenie oraz logo i zawołanie „ri – leks!” Młodzieżowego Gangu pod wodzą Pyry, który powstał w sposób naukowo uzasadniony, bo lojalność wiedzie prostą drogą do przestępczości zorganizowanej 😎 Jako osobnik z dojściem do wytwórni substancji rozszerzających świadomość i wprawą w ich wymuszaniu byłbyś cennym składnikiem naszej społeczności. Decyzja należy do Ciebie 😎
Brzuchu, radząc Ci czytać- miałam na myśli tą jedną-jedyną wypowiedź „M” z wspomnianego wpisu Gospodarza – jak przeczytasz zorientujesz się dlaczego i wpisy z dwóch następnych dni. Jest ich dużo, ale naprawdę są zabawne. Nawet moja Mama się uśmiała jak czytałam Jej fragmenty…
Brzuchu Ty jestes potrzebny na kuchmistrza w razie manewrow polowych lub kierujac z daleka na tzw. managera jadlospisowego. Poza tym walkiem lub chochla tez mozna nawet bez owijania w gazetke.
Grazyna, blanszuje dorosly, swiezy szpinak w przypadku mlodziudkiego to wystarczy go chyba przyprawic sosem, odstawic niech naciagnie i podawac, cale lato wtranzalalem szczawik surowy marynujac go lekko w takim sosie, tylko bez czosnku, a na wierzch dawalem parmezan i wszyscy odwiedzajacy mnie rowniez wtrazalali z ochota.
Jasne, byliśmy młodzi, zdrowi i głodni. Ale niezależnie od młodości, te bułki i chleb, smalec, masło i kiełbasa po prostu BYŁY dobre. Ja mam jedna piekarnie, która jeszcze piecze bułki (te za 50 gr) w sposób tradycyjny w starym piecu – jak wchodze do sklepu to się pytam: są przedwojenne bułki?
Teraz, żerując na wspomnieniach, robią kiełbasę (zdaje się, że inne wędliny też) o nazwie „Kiełbasa z PRL-u”. Rzeczywiście dobra, można ją jeść „z garści” bez pieczywa. Czy nam kiedykolwiek przyszłoby do głowy 30 – 40 lat temu, że PRL będzie symbolem jakości wędlin?
Pamiętacie zgrozę jaka budziła za późnego Gierka zawartośc kryla w mielonym mięsie? A teraz można kupić mielone o zawartości 40% mięsa w mięsie i nikogo to nie dziwi, albo „polędwicę sopocką” o zawatrości 60% mięsa i ludzie to kupują.
W 1963 albo 1964 była w Polsce prawdziwa ospa. Wszyscy szczepili się na potęgę. Przyjechałam z nad Wigier z obozu harcerskiego i pojechałam w Tatry. Mama zeszła ze mna do Zakopanego, żeby mnie zaszczepić i będąc osobą „obrzydliwą” ponad miarę bała się kupić do jedzenia cokolwiek co mogłoby być dotknięte przez osobę zakażoną. W końcu kupiła gorące bułki w piekarni i do nich włożyła po dużym kawałku tabliczki wedlowskiej czekolady. To było coś wspaniałego, wszystkie Nutelle mogą się schować.
Oj, widzę, że przynależność do Gangu stawia przed człowiekiem co-raz to nowe wyzwania.
Umundurowanie… hmmm…
Nie mam moro 🙁
Mam bojówki.
Z wieloma kieszeniami to się wszystkie scyzoryki zmieszczą.
Poplamię malowniczo trawą, będzie kamuflaż; jakieś łaty zielone ponaszywam, jeśli Szefowa do Spraw Uniformizacji i Wzornictwa Gangowego (Major Alicja) zatwierdzi.
A koloru są piaskowego – będzie pasowało do mojej działki – kopania i budowy piaskowych fortyfikacji i ziemianek (oraz – ciiiii… – sypania piaskiem w oczy, ale tylko w stanach nawyższej konieczności i na wyraźny rozkaz Dowództwa, żeby nie było, że samowolka…
Z gangowym pozdrowieniem – ri-leks! 😀
I jeszcze – spoko… 😉
(Musiałam wzmocnić, bo tu – po ciepłych, pięknych dniach – ochłodziło się i ok. piątej rano zaczęło padać 😥 Koniec złotej-polskiej?… 🙁 )
To było lato ’63, pamiętam, bo w sierpniu jechaliśmy do babci na wieś pod Kraków. Wrocław był odcięty od reszty kraju, a mieszkańcy województwa musieli się zaszczepić – nie jestem pewna, czy wszyscy, ale my, udając się do innego województwa musieliśmy mieć zaświadczenia, że jesteśmy świeżo zaszczepieni. Nikt tam na granicy województwa nie stał z giwerą i nie sprawdzał, ale milicja zatrzymywała tu i tam i wymagała pokazania świstka.
Widzę, że nie tylko ja mam noc bezsenną – poczytałabym jeszcze w wyrku, ale mnie gonią 😯
A Jerzor czytał do 1-szej Steffena Moellera „Viva Polonia” i jemu wolno?!
Aha, z tym yunanem z prądem łąckim niezle wyszło, bo najbardziej bałam się, że mi się katar rozwinie, tak się zaczynało. I nic, spokój 🙂
No to dzień dobry Wam, a ja jeszcze chyba się tu na kanapce z książką…
Piaskowe jak najbardziej. Właściwie jak pada, to wystarczy się wytarzać w trawie i błocku, dać wyschnąć, otrzepać – i gotowe 😉