Bójcie się głodu
Co pewien czas nachodzą mnie wyrzuty sumienia, że zajmuję się (i Czytelników) popularyzowaniem dobrej kuchni, piszę o smakołykach czasem trudno dostępnych, nawet ludziom dość zamożnym, gdy tymczasem wielkie rzesze ludzi żyjących na różnych kontynentach głodują.
Staram się uspokoić swoje sumienie działając w organizacji, której logo to ślimak (Slow Food). Zgrupowani tu ludzie wielu krajów zajmują się nie tylko popularyzacją kuchni regionalnych z całego świata, w tym także z najbiedniejszych krajów Afryki, Azji czy Ameryki, ale także podejmują ciężkie i trudne w realizacji wyzwanie, jakim jest walka z głodem. Jakie przyniesie to rezultaty – zobaczymy. I to nie my, a nasze wnuki. Historia zaś nas poucza, że problem głodu jest tak stary jak ludzkość. Sięgnijmy więc do starej kroniki.
Giovanni Villani – florentyńczyk, autor „Kroniki” rejestrującej życie w swej republice w wieku XIV – opisał klęskę głodu niezwykle przejmująco. Przyznać też trzeba, że odcierpiał ją na własnej skórze. Skosiła go bowiem dżuma, która nawiedziła Florencję w marcu 1346 roku. Śmierć głodowa i dżuma spowodowały wówczas ponad 4 tysiące zgonów. Pisał na pewien czas przed śmiercią:
W tym to roku 1346 na skutek tego, że w miesiącach październiku i listopadzie 1345 r., w czasie siewów nadeszły wielkie deszcze, tak że zniszczyły zasiewy, a potem w kwietniu, maju i czerwcu następnego roku nie przestawało wogóle padać, i do tego były gwałtowne burze, na zatratę poszły wszystkie zasiewy i tak stało się w wielu miejscach Toskanii i całej Italii, w Prowansji, Burgundii, Francji. Stąd powstał wielki głód i drożyzna w wymienionych krajach, a także w Genui i w Avinionie, gdzie przebywał papież z kurią rzymską. A wszystko to – jak powiadają astrologowie i inni znawcy przyrody – było wynikiem koniunkcji Saturna – Jowisza i Marsa w znaku Wodnika.
W rezultacie czego jedni jedni ginęli z głodu i nędzy, inni zaś bogacili się spekulując i okradając bliźnich. Walcząc z głodem, władze florenckie wcześniej wypuszczały z więzień skazańców, by nie musieć ich żywić; ścigały nieuczciwych piekarzy, oszustów zaopatrujących miasto w mąkę i karały ich wysokimi grzywnami, co jednak nie odpędzało widma głodu. Najgorsze jednak było to, co dopiero miało nadejść: czarna śmierć.
Minęły stulecia, a problem głodu nie został wyeliminowany.
Komentarze
Akurat wczoraj pisałem o dyskomforcie, jaki sprawia głód na świecie, gdy my to czy tamto. Ale w tym poczuciu dyskomfortu nie ma żadnego sensu zanim rzeczywiście nie przesadzamy mocno w luksusie, który jest przecież po0jęciem względnym. Ale głód na świecie jest już mniejszym problemem niż był jeszce 50 lat temu. Przyczyniła się do tego genetyczna modyfikacja roślin, dzięki której plony wzrosły wielokrotnie, szczególnie w Indiach i na Dalekim Wschodzie, gdzie problem głodu został w duzym stopniu opanowany. Sa jednak kraje, do których nie można się przebić z nowymi biotechnologiami ani ze skuteczną pomoca w przypadku klęski głodu. Sa kraje, w których wszelka pomoc jest rozkradana przez władzę i są kraje, które głód potrafią utrzymać w tajemnicy (Etiopia Cesarza chyba osiągnęła szczyty w tym względzie). Nie negując autentycznych klęsk głodu występujących okresowo w różnych miejscach świata, gdzie nasza pomoc autentycznie może pomóc, uważam, że głównym winowajcom największych obecnie klęsk głodu jest polityka, a antidotum walka o rozwój demokracji byle nie sposobem stosowanymw w Iraku i Afganistanie.
Zastanawiałem się jeszcze wczoraj nad jakimś dowcipnym nawiązaniem do jagodzianki na kościach, do której wzdychał Bobik. Ostatecznie znów na poważnie. Moja św. p. Babcia, która poznała dobrodziejstwa sowieckiego więzienia oraz poznała ciekawe miejsca jak Czelabińsk na Uralu i Kustanaj w Kazachstanie, gdzie zostawiła mogiłę męża, opowiadała, że w tych interesujących miejscach po kolorze twarzy można było poznać, co kto pija. Miłośnicy politury mieli twarze pomarańczowo-czerwonawe, denaturatu niebieskiego – fioletowe, a denaturatu czerwonego (widac znali różne przepisy na jagodziank) – purpurowe. Nie było tam blisko lotniska, więc nie wiadomo, jaki kolor prezentowali miłośnicy benzyny lotniczej, z którą zapoznał się mój kuzyn w Workucie. Głód w Kazachstanie był taki, że gdy moja babcia, już po śmierci dziadka, oszkliła okna używając jajek w charakterze kitu, sforma psów nocą ten kit wyżarła. Jednak z pragnieniem, jak wyżej, jakoś sobie radzono. A teraz pozdrawiam i żegnam do poniedziałku, bo za chwilę nasiadówka do 16-tej.
Dzień dobry
Smutny temat dzisiaj, ale to prawda – Europa była wiele razy dotknięta klęską głodu. Północna Francja, Niderlandy – kto by uwierzył dzisiaj, że rolnictwo nie potrafiło wyżywić populacji wielokrotnie mniej licznej niż dzisiaj? W moim mieście żywa jest wciąż świadomość o zamieszkach głodowych na przełomie siedemnastgo i osiemnastego wieku (nie odpowiada klawisz „fał” i muszę opisowo)Głodny plebs napadał wtedy na piekarnie i sklepiki z chlebem. Teraz coraz więcej żywności pożera przemysł paliwowy. Ech, głupia ta ludzkość, głupia.
Dla polepszenia nastroju ciekawostka podna przez serwis „nauka”. Amerykański historyk gastronomii John Wamiano ( pisze się przez „fał”) poddał analizie kulinarnej obraz „Ostatnia wieczerza” L.d.W. i ogłosił, że Mistrz nie namalował wcale wieczerzy paschalnej z baraniną i deserem z orzechów i fig w winie. On namalował dania wykwitnej kolacji sobie współczesnej Florencji i na stole jest np zapiekany węgorz z pomarańczami, czyli danie polecanie przez ówczesny bestseler wśród książek kucharskich. Ponoć węgorz z pomarańczami był też ulubionym daniem Leonardo.
Dzień dobry Stanisławie.
Ja jeszcze nie śpię, bo poczytuję sobie mojego ulubionego pisarza Eustachego Rylskiego. Rok temu będąc w Polsce kupiłam „Warunek” – doskonała powieść, a teraz mam dwie nowe. Czytam „Człowieka w cieniu”. Brak mi na rynku wydawniczym Stefana Chwina, on chyba z Twoich stron. A Paweł Huelle wydał książkę, jak już wyjechałam 🙁
No to teraz wracam do głodu. Głód w Afryce i tak dalej (przypominaja mi sie książki Kapuścińskiego, „Heban”). Kanada wysyła pomoc, genetycznie modyfikowane ziarna zbóż. Nielzia, ktoś powiedział.
Bo modyfikowane. Ja tam się nie znam, ale to jest podobnie, jak z tymi naturalnymi wełnami, bawełnami, jedwabiami, wiskozami (celuloza). Mało ich, to zastępujesz chemicznymi wynalazkami typu akryl. To samo z jedzeniem. Od lat stosujemy nawozy sztuczne, zamiast, pardon, krowiego łajna, bo tego nie starczy. A teraz od lat stosujemy genetycznie … i tak dalej. Nie ma siły, żeby każdy z nas miał ekologiczną żywność, a co dopiero ci, którzy nie maja tego spłachetka ziemi, żeby cokolwiek wyrosło.
Czytając o głodzie na świecie , myślę o głodnych niedożywionych dzieciach w polskich szkołach . Łatwiej i prościej utrzymywać miliony psów i kotów zapominając o tych którym najtrudniej godnie żyć w Najjaśniejszej Rzeczpospolitej…
Misiu,
byc może powinnam sobie przysiąść na języku, ale w Polsce nie widzę nadmiernej miłosci do braci mniejszych, czyli zwierząt takich jak pies czy kot, wiele z nich jest bezpańskich, co w kraju mojego zamieszkania się nie zdarza. Kto ma psa czy kota – karmi go, z moich obserwacji. Skąd Ci się wzięły te niedożywione (kosztem psów i kotów) dzieci w polskich szkołach?
Zgadzam się z Misiem w tym, że w polskich szkołach są niedożywione dzieci. Przyczyny jednak widzę gdzie indziej.
Przez kilka myslałem, że to wymysł czy propaganda polityczna (lewicy). Jednak nie. Takie przypadki sa nie tylko gdzieś tam na popegerowskich terenach (ze strukturalnym bezrobociem i pauperyzacja społeczności lokalnej) ale i w dużych miastach.
Czy problem głodu można rozwiązać? W Polsce zapewne tak. Jednak problem niedożywienia zapewne i tak zostanie. (rozróżniam głód od niedożywienia). Przyczyny są znane i rozwiązania też więc nie będę o tym pisał.
Czy można zlikwidować głód na świecie? Ja odpowiadam : nie. Co oczywiście nie znaczy ,że nie trzeba próbować przynajmniej go zminimalizować.
Nie ma co się oglądać na polityków czy rządy tylko zacząć od siebie. Zapewne każdy może coś zrobić sensownego w tym kierunku. Próbuję/robię coś w tym kierunku. Czy to coś zmieni? Mam nadzieję ,że tak. Kropla drąży skałę a rzeka składa sie z pojedyńczych kropli.
Contra spem spero.
Dzień dobry Państwu, to znowu ja!
Właśnie przeczytałem, ze znowu rozdali nagrody Nobla. Jakieś dziwne w tym roku ale może ja się nie rozumiem?
http://wyborcza.pl/1,91446,5762941,USA__Laureaci__Anty_Nobla__inspirowani_przez_pchly.html
Teraz będę leciał, bo trochę boję się głodu oraz stęskniłem się za kuflem i pianką.
Do widzenia Państwu.
Taka bardzo prosta rzecz- kubek mleka w szkole. Jest dofinansowanie, trzeba tylko zorganizować. U siostry w szkole od lat dzieci dostają na przerwie przeznaczonej na drugie śniadanie ciepłe mleko lub kakao, a gdy ciepło na dworze kartonik chłodnego. W szkole mojej córki w tamtym roku przez parę miesięcy rozdawano kartoniki. Najczęściej na koniec lekcji 😯 , gdy dzieci szły już do domu, a nieraz zdarzało się, że raz na dwa trzy dni- hurtowo. Bez sensu o czym przekonałam się na własnej, a raczej- córki skórze, gdy pierwszy raz nie dałam jej nic do picia (na co , skoro jest mleko?) i dzieciak nie miał nic do popicia kanapki.
O słynnej sprawie piekarza, którego wykończył urząd skarbowy nie wspomnę…….Wszystko to brak zaangażowania i krótkowzroczność urzędników. Wczoraj w telewizji pokazano inny, nie związany z jedzeniem problem. Przystosowanie Warszawy dla niewidomych. Syty nie do końca pojmie głodnego, tak jak widzący- niewidomego 🙁
Alicjo problem gentycznej zywnosci w Afryce jest troche bardziej skomplikowany. Afera zaczela sie od firmy Monsanto, ktora owszem ziarna sprzedawala, ale zmodyfikowala je tak, ze zachowanie czesci zbiorow do zasiania w nastepnym sezonie bylo niemozliwe. W ten sposob biedny chlop, ktory zainwestowal w nowe ziarno g. z tego mial, bo rok pozniej znowu musial fortune za nowe ziarno zaplacic. W wielu krajach oznaczalo to albo nowe ziarno, albo dzieci do szkoly.
Sporym problemem w Afryce jest nie sama produkcja zywnosci, ale jej dystrybucja. Tutaj przypomina mi sie historia z jednej z ksiazek Kapuscinskiego o tym jak to rower oznaczal prace. Wiele sie w tym wzgledzie nie zmienilo. Teraz moze nie rower a samochod. Znajomi Ulubionego w Zambii zalozyli firme, ktora zajmuje sie wysylaniem do rolnikow smsow z cenami produktow na okolicznych rynkach. Dziala to mniej wiecej tak. Rolnik wysyla smsa z nazwa tego co chce sprzedac i swoja lokacja, oni wysylaja sms z cenami. Daje to owemu rolnikowi mozliwosc osiagniecia wyzszej ceny.
Co do konkurecncji zywnosci vs. paliwo, to koncerny paliwowe zdaja sobie z tego sprawe, dlatego dyskusja o biopaliwie z zywnisc powoli zamiera, zaczyna sie dyskusja o produkcji paliwa z odpadow i roslin niejadalnych.
Jakkolwiek nadal niedowierzam koncernom wszelkiego rodzaju, to mysle sobie, ze obraz nie jest az tak czarny jak go niektorzy dziennikarze maluja.
Niedożywione dzieci w wielkich miastach – temat-rzeka. Kiedyś już tu psałam, że kiedy w 1990 rozleciał się mój bezpieczny światek,straciłam resztki rodzinnych oszczędnoścdi i zdrowego rozsądku, otwierając mały sklep spożywczy. Blędów popełniłam co niemiara, przy czym najbardziej bijące po oczach były takie :
1. lokalizacją – niby ścisłe centrum, 5 minut od Starego Rynku i 5 od katedry Nie wzięłam jednak pod uwagę, że jest to mała, zapyziała enklawa miejska o z dawien dawna kiepskiej reputacji („Pani, to bogate chałupy. Sami złodzieje mieszkajom”) Owszem – ruch samochodowy ogromny ale przelotowy;
2. ludzie – owszem jeść muszą ale niekoniecznie chcą to kupić co do garnka, a blisko są2 duże targowiska miejskie i blisko targowisko hurtowe. Zawsze się albo kupi taniej, albo „wysępi” pod koniec handlu.
3. głupia, inteligencka Pyra uparła się pracować ściśle zgodnie z przepisami, bo nie ma talentów i doświadczenia w innym sposobie działania; Żadnych lewych rachunków, nic z łapy do łapy, na wszystko flepy i podkładka. Idiotyzm do potęgi, a jaki kosztowny…
4. środowisko – w czasie 10 miwsięcy – 4 włamania i jeden napad w biały dzień. Niedziela, godz 12.00. Zawiadomiona Policja posypała wszystko proszkiem do daktyloskopii i pocieszyła mnie, że „trudno za nimi trafić. Tu dużo ludzi pije i kradnie”. Przeprowadziłam prywatne śledztwo i następnego dnia zawiadomiłam policję, że napadu dokonał ob.X, zam… itd” Uciesz
yli się i po miesiącu zawiadomili, że Dzielnicowy ani razu nie zastał obywatela pod wskazanym adresem. To było dziwne, bo jednocześnie wpłynęła skarga ojca tego ob, że został przez syna pobity. Znowu przepytałam ludzi i mogłam zawiadomić Policję, że bywatel mieszka u konkubiny po drugiej stronie ulicy. Nie zastali go w domu, bo już został aresztowany z kradzionym towarem przez innych policjantów. Dobra. Po trzech latach odbył się proces, na który doprowadzono delikwenta z więzienia i dołożono mu pół roku za napad ale jednocześnie Sędzina poinstrowała, że za 8 miesięcy może się starać o przdterminowe zwolnienie!!!!
W tym środowisku były i dzieci – zaradne (można to i tak określić) wychowujące młodsze rodzeństwo, często utrzymujące je różnymi sposobami. Pamiętam chudziutką, znerwicowaną do ostateczności 14-latkę całymi tygodniami karmiącą siebie, mlodsze dzieci i matkę zupami w proszku, chlebem i ziemniakami. Paczki z kościoła i pomocy społecznej mamusia upłynniała regularnie. Od czasu do czasu dziewczynka miewała pieniądze. Może i niewielkie, ale mogła za to nakupić kilka kilogramów kaszy, makaronu, cukru, jakieś mleko ser, warzywa. Co kupowała ? Oranżadę, gumę do żucia, batoniki i ciastka. Robiła na mniejszą skalę dokładnie to samo, co Mamusia po otrzymaniu zasiłku na skalę większą. Mamusia kupowała ogromne ilości lodów, cukierków, czekolady. Niby można zrozumieć – spragnione słodyczy dzieci, ale to były GŁODNE dzieci. Kiedy panienka przychodziła po gumy do żucia namawiałam, żeby kupiła kilkanaście bułek, trochę masła i sera. Odmawiała, bo zupa jeszcze w garnku jest. Takie było to moje Chwaliszewo.
Początkowo chciałam wprowadzić miesięczny talon na litr mleka i chleb codziennie darmo, dla 2 rodzin. Zrezygnowałam po 2 tygodniach – handlowali tym mlekiem i chlebem. Oczywiści były tam i normalne rodziny ale ton nadawały te z baraku dla wysiedlonych i lumpen-proletariat. W baraku dzisiaj mieszka już kolejne pokolenie niedożywionych dzieci. Tyle, że teraz zupe dostają w szkole.
Bezdomne psy i koty nie są dokarmiane przez państwo czy samorządy, tylko przez normalnych obywateli. No chyba, że zwierzęta w schroniskach, ale większość z tych zwierząt trafiła tam z naszej, tj. ludzkiej winy- ludzie kupują np. psa, a potem, gdy się znudzi- pozbywają się. Opieka nad takimi stworzeniami jest naszym obowiązkiem, jako społeczeństwa.Tak myślę. Trudno wymagać, by taka staruszka oddająca kotu kawałeczek pasztetowej ,drugą porcję odkładała dla głodnego dziecka 😉 Do tego potrzebne jest działanie zorganizowane i ludzie często biorą udział w zbiórkach żywności chociażby.
Przypomniało mi się jedno smutne wydarzenie, które bardzo długo odchorowywałam. Będąc jeszcze w liceum, moja klasa zorganizowała wyjazd do pobliskiego domu dziecka z okazji 1 czerwca. Zrobiliśmy zbiórkę zabawek w szkole, zrzutę na całe hurtowe opakowania cukierków chyba po 10 kg.(papierowe wory), namówiliśmy zespół żołnierski do grania na organizowanej zabawie. To , co tam zastaliśmy to jeden wielki koszmar- wrzeszczące na dzieci opiekunki to przysłowiowy pryszcz choć do tej pory nie mogę o tym spokojnie myśleć. To miało być święto radości dla dzieciaków, tymczasem- najpierw była część artystyczna na naszą cześć, która je bardzo peszyła, potem poczęstunek dla nas 😯 , stół zastawiony samymi smakołykami, a te biedne dzieci nie mogły nawet wejść do pomieszczenia , w którym nas goszczono. Nie byliśmy w stanie niczego przełknąć, oczy tych maleństw……
Nie wiemy, co zrobiono z zabawkami i słodyczami od nas. Skrzętnie je schowano i dzieci niczym przy nas się nie cieszyły……….
Dzisiaj pijemy zdrowie Teresy Stachurskiej i wszystkich innych rodzinnych Teres!
Tereso S, Tereniu, Reniu – wszystkiego dobrego, a przede wszystkim zdrowia, dobrego humoru, pięknych roślin w ogrodzie i udanych nalewek.
Potwierdzam to, co napisała Pyra, że jest to temat rzeka.
Jak pomagać, żeby pomoc została wykorzystana dobrze? Jak nie urazić ludzi, którym się tę pomoc przekazuje? Jak nie utrwalać postaw roszczeniowych?
Sam mam parę przykładów z własnych doświadczeń, gdzie ludzie uważają, że im się po prostu pomoc należy i już. Że można mieć 13 dzieci w ogóle nie pracując i żerować na zasiłkach i jadłodajniach dla ubogich. Jedzenia dostawali tyle, że karmili tym świnie. Ubrań dostawali tak dużo, że nie opłacało im się ich prać i wyrzucali, gdy się pobrudziły. Pieniądze, które dostawali mogły spokojnie iść na wino i papierosy. Dzieci, które dorastają już tym przesiąknęły i zaczynają żyć podobnie.
Dla wielu ludzi to jest po prostu metoda na życie.
Ale nadal uważam, że należy pomagać, tylko trzeba starannie wybierać beneficjentów.
Pyro, na pewno dziś? Bo Teresy wg mnie jest 15 października 😯
Się miejcie z rana!
Nie było mnie długo, bo wojażowałem zawodowo. Byłem w Polsce (taki kraj średniej wielkości w Europie, też średniej, a nawet środkowej).
Głodu nie zaznałem, bo zabrakło na to czasu. Trochę powściągliwości w jedzeniu ma swoje zalety, jako że szare komórki w procesie twórczej pracy nie są pozbawiane tlenu na rzecz procesów trawiennych. Nie groziła mi więc drzemka poobiednia.
O głodnych milionach pomyślałem wczoraj wieczorem u Mamy, którą odwiedziłem przed odjazdem pociągu celem pobrania kiszonych ogórków oraz ruskich pierogów (uczestnicy II Blogozjazdu mieli okazję poznać jedne i drugie).
Na nic się nie zdało tłumaczenie, że wpadłem tylko na chwilę, że w pracy połknąłem pizzę, której nie zdążyłem jeszcze strawić, że przed podróżą nie lubię się przejadać, że w podróży nie zgłodnieję, bo przecież będę spać jak suseł, że zamiast warzyć gar krupniku, pichcić te rolady z szynką i serem, piec ciasto ze śliwkami, gotować kluchy śląskie (te prawdziwe, z mięsem wewnątrz), przyrządzać sałatę z chińskiej kapuchy ze śliwkami 🙄 mogła by Mama sobie dla odmiany odsapnąć na fotelu i pogadać z synowcem na luzie i bez stresu.
Niestety. Wypada mi się przyznać, że Mamę mam niereformowalną. 😐
Dzisiejszym skoroświtem dojechałem do Wiednia. Podróż zakończyła się jednak dawką adrenaliny. Chciałem, jak zwykle, wysiąść na przedostatniej stacji, Simmering, bo mam stamtąd łatwiejszy dojazd do domu. Wytargałem się z przedziału z moim kufrem, plecakiem oraz workiem z jutowego gałganu skrywającym dobra odmamine. Gdy pociąg przystanął, potrzebowałem kilku sekund, by zorientować się, że kilkuosobowa gromadka pasażerów z wyżej wspomnianego kraju środkowoeuropejskiego, tarasujących korytarz swymi wolumicznymi bagażami, wcale nie ma zamiaru wysiadać. Wytaszczyli swoje juki z kuszetek na kwadrans wcześniej, żeby być na „pole position” na stacji końcowej! 👿 Gdy udało mi się w końcu przedrzeć tę „linię Maginota” i otworzyć opierające się moim zamiarom drzwi, skonstatowałem stojąc już na stopniu na zewnątrz, że pociąg łagodnie ruszył i nabiera prędkości. Zeskoczyłem w miarę zgrabnie mimo obfitości bagażu (kiedyś miałem piątke z wuefu! 😀 ) czując, że gdybym się cofnął, zrobiłbym z tych bezmóżdżych ludków sieczkę albo beef tatar, bo dzika bestia we mnie już się do takich brzemiennych w skutki czynów rwała. Za moim przykładem poszedł jeszcze jeden zdeterminowany Austriak, który musiał przesiąść się zaraz na pociąg do Salzburga i nie mógł sobie pozwolić na nieplanowane wycieczki. Ten miał trochę pecha, bo stracił równowagę i złapał zająca na peronie, ale szczęśliwie nic mu się nie stało. Trochę sobie potem pofolgowaliśmy w komentarzach na temat polskiej mentalności.
A teraz całkiem spokojnie wypijam trzecię kawę i zajadam sobie maminy placek 🙂
Chciałem też nadrobić blogozaległości, ale natknąwszy się na niedzielny POpis Iżyka oraz opis wizyty Nemo u Puchali 😆 , stwierdziłem, że niewskazanym jest czynić to siorbiąc kawę do maminego placka 😉
Pozostaję niniejszym w nieświadomości, co wydarzyło się na blogu od poniedziałku do czwartku. Czy dużo tracę? 😕
paOlOre, broń Boże reformować Mamę! Przy Jej zdolnościach kulinarnych… 😉 😀
PaOLOre – nie czytaj tego od poniedziałku do czwartku, bo zdrowie stracisz. Zawsze mówię, że dobrymi chęciami piekło… a już wychowywanie wychowanych… Jej Bohu. W mordę lać i patrzeć, czy równo puchnie. I broń mnie Boże przed pięknoduchami.
Pyro, zaintrygowałaś mnie 😯
Doczytam zatem, co tu się działo pod moją nieobecność, niech no tylko znajdę godzinę wolnego czasu.
Staram się uspokoić swoje sumienie działając w organizacji, której logo to ślimak (Slow Ford). Zgrupowani tu ludzie wielu krajów zajmują się nie tylko popularyzacją kuchni regionalnych z całego świata, w tym także z najbiedniejszych krajów Afryki, Azji czy Ameryki, ale także podejmują ciężkie i trudne w realizacji wyzwanie, jakim jest walka z głodem.
Chyba chodzi o Slow Food. Jestem w tej organizacji od kilku lat.
Wydaje mi się jednak, że mamy inne założenia niż Pan Piotr nam przypisuje.
Serdecznie pozdrawiam
Pyro,
co tez się dzieje jedzeniowo w tej WielkiejPolsce 😉
http://wiadomosci.onet.pl/2702,1837152,wielka_wojna_o_przepis_na_surowke,wydarzenie_lokalne.html
Ja bym sobie paOlOre czytanie tych 4 dni odpuscila. Tylko nabierzesz apetytu na golabki…
Manifest Slow Food po polsku
http://www.slowfood.pl/index.php?s=str-manifest
Wczoraj w Warszawie w sklepie ze „zdrową żywnością” widziałem SMALCZYK WEGAŃSKI !!!
Weganski?!?! ugh
Pyra @ 11:38 – czy ja dobrze widzę??? W mordę lać??? Przy tym ulubionym i wypieszczonym stole??? I broń Panie Boże przed pięknoduchami, i wychowanie wychowanych – jak właśnie niewychowanych?!!! A kto tu chce lać w mordę, to też taki wychowany?!!!
Ratunku! Gdzie my znów jesteśmy!
PaOlOre, radzę, przeczytaj wczorajszy dzień. Będziesz miał obraz i będziesz wiedzieć, z kim zechcesz zasiąść przy stole, a z kim nie.
Wczorajsze i przedwczorajsze komentarze oczywiście, bo przedwczoraj się zaczęło. Z komentarzem Gospodarza na koniec, z którego jednak wynika, po jakiej jest stronie.
Misiu,
W sklepie internetowym podają skład tego cuda – poniżej. Koszt to jedyne 9,89 za 150g. Prawdziwa okazja. A jeszcze na dodatek wszystko „eko”. Wygląda na to, że jest to prawdziwe „eko-g…”. Czekam (i przeszukuję sieć) na golonkę wegetariańską 😉
„Skład: olej palmowy nieutwardzony – eko, cebula – eko 10%, olej słonecznikowy – eko, sól morska, jabłka – eko, pasta sojowa.”
Dorota z S. – dobrze widzisz, Dorotko. Ktoś się brzydko wyraził, kto inny mu powiedział, że tak nie wolno, jeszcze kto inny wyłuszczył dlaczego uważamy (w przeważającej części) że wypowiedź była nie na miejscu. I dosyć. Starczy. Nie jesteśmy powołani do nachalnej akcji pedagogicznej. Bo w końcu jak św.p. Unia Wolności będziemy sądzeni za nieznośny ton paternalistycznego pouczania każdego o wszystkim. Upieram się od „zawsze”, że wystarczy zasygnalizować swoje stanowisko z krótkim uzasadnieniem, a nie ciągnąć rozprawy – trzydniówki. Zauważ Doroto, że bardzo przyzwoici nasi Koledzy zbuntowali się dokumentnie (a że są przyzwoici, wiadomo doskonale). To jest inny typ wra żliwości, męska ważliwość zupełnie inna niż babska skłonność do rozdrapywania ran i archeologii wypominkowej. Wiem coś o tym. Całe życie przepracowalam w męskich środowiskach.
Oglądam inne propozycje w internetowych sklepikach z tzw. zdrową żywnością i dochodzę do wniosku, że synonimem przedrostka „eko-” powinno być „soja-„. Wtedy oddałoby to prawdziwego ducha tych sklepów, a przy okazji nie byłoby to tak ewidentnym nadużyciem 😉
Polecam przestudiowanie oferty takich sklepików dla poprawienia sobie humoru.
Pyro 😉
Pyro 😉
Pyro, langsam, langsam. Ja wiem, że przecież nie myślisz tak, że można tu bezkarnie obrażać ludzi. I zgadzam się, że w pewnych sprawach męska wrażliwość MOŻE być inna, ale przypomnij sobie, co tu wczoraj pisali Stanisław czy Zbyszek – to też mężczyźni, odmówisz im tego? Wiem też, że Cię boli „sponiewieranie” (?! kto tu kogo próbował poniewierać?) Twojego ulubionego Iżyka, bo się do niego przywiązałaś. Ale po tym, co napisał w ostatnich dniach… proszę, przeczytaj to uważnie. To nie jest tylko „męska wrażliwość”, to już po prostu ludzka małość.
Doroto – cały czas nie kumasz bluesa. Nie o „sponiewieranego” Iżyka chodzi. On sobie da radę . Chodzi o to, że nasi Koledzy m- Sławek, ASzysz,Iżyk, Wojtek z P. trochę i Torlin i Pan Lulek nawet przestali się czuć na blogu „u siebie”. Dotyczy to też w mniejszym stopniu Antka i Andrzeja J., a nawet Starej Żaby (a jej to już nikt o obojętność wobec zwierząt podejrzewać nie może) Oni się buntują na jeden, obowiązujący tu ostatnio tok myślenia. I mają swoją rację, bo jesteśmy różni i mamy różne doświadczenia i to jest kapitał ciekawej rozmowy, a nie uśredniona poprawność.
Mogę do PaOLOre pisać o laniu w mordę, bo wiem, że on to zrozumie właściwie. Nie napiszę tak do Wandy TX, bo ją za mało znam. Mogę do Pana Lulka napisać wel „zakało”, bo się przyjaźnimy. Nie napiszę tak do Zbyszka, bo mógłby się obrazić. Ja tych moich przyjaciół znam dwa lata i w sumie wymieniliśmy więcej myśli, niż niejedno małżeństwo przez 20 lat (bo jak się rozmawia najczęściej w domu? Ano tak „Wiesz, zjadłbym coś.
„, „Będziesz robił herbatę? To zrób i dla mnie”)
Miśu (12:27) na smalczyk z serii zdrowej żywności mam taki przepis:
1 cebula (drobno pokroić)
2 kwaśne jabłka (utrzeć na tarce)
1 ząbek czosnku (zmiażdżony)
3 łyżki olowy rozgrzać na patelni dusić w nim składniki j/w
dodać 1/3 kostki masła , do smaku majeranek , sól i pieprz.
Do smalczyku wegańskiego dodaje się ugotowaną i przemielolną na jednolitą masę -soję.
Nie znam proprcji -ale można pokombinować.
Nie zapomnieć o dodaniu do tej masy sojowej -cytryny – a reszta jak wyżej -czyli czosnek,cebula, jabłko , oliwa, masło i odrobina pieprzu
errata*……….olowy=oliwy
Pyro, przyznam się, że ja też nie za bardzo kumam. Ja od urodzenia przebywam po prostu w ludzkim środowisku i całe szczęście, że nikt nie każe mi go dzielić na „babskie” i męskie (nawiasem mówiąc, dlaczego nie kobiece i męskie, albo babskie i chłopskie? Czy ta ironiczna „babskość” w zestawieniu z neutralną męskością nie jest przypadkiem dla kobiet deprecjonująca?). Wprawdzie zgadzam się z tym, że – z różnych przyczyn, i biologicznych, i środowiskowo-kulturowych – kobiety mogą reagować inaczej niż mężczyźni, ale nie widzę żadnych powodów, żeby męski wzorzec uznać za obowiązujący i do niego kazać się wszystkim dostosować, a kobiecy skazać na banicję. Czy uważasz, że piszące na tym blogu kobiety powinny każdą swoją wypowiedź rozważyć pod kątem, czy aby przypadkiem nie urażą jakiegoś pana? Może powinny też przynosić gazetkę, pantofle i kawkę, zapewniając: „wiem, kochanie, jaki jesteś zmęczony”? 🙄
Jeżeli przyzwoici koledzy zbuntowali się, jakk piszesz, dlatego, że nie potrafili znieść kobiecego sposobu przeżywania świata, to powinni spojrzeć w lustro i zastanowić się, czy aby na pewno są tacy przyzwoici. Jeżeli zbuntowali się z innych przyczyn, to mówmy o innych przyczynach, a nie zwalajmy wszystkiego na „te głupie baby”. Zresztą, gdyby zacząć do blogu (i życia) przykładać taką czarno-białą miarkę, to musiałbym część mężczyzn na tym blogu uznać za baby, a część kobiet za chłopów! 😯
Oczywiście, że w stosunku do kogoś dobrze znanego można sobie pozwolić na całkiem inne wyrażenia i zachowania, niż w stosunku do dalekich znajomych. Niemniej jednak blog jest miejscem na tyle publicznym, że słowa skierowane do tych bliskich są słyszane również przez innych, zwłaszcza jak dotyczą sprawy, w którą ci inni jakoś tam byli zaangażowani. Nie ukrywam, że po przeczytaniu Twojego wpisu zacząłem się zastanawiać, czy należę do tych pięknoduchów, którzy powinni dostać w mordę. I czy w związku z tym powinienem grzecznie się nadstawić i udawać, że nie bolało, czy też podkulić ogon i ze wstydem, w milczeniu uciec z miejsca, w którym tylko zakłócam nostalgiczne wysłuchiwanie opowieści z Iżykówki. 🙁
A uczyć można się podobno do końca życia, więc nie rozumiem o jakim wychowaniu wychowanych mowa? Ktoś, kto uważa, że jest już tak znakomicie wychowany, że niczego ulepszyć i niczego nowego dowiedzieć się nie może, sam siebie skazuje na stagnację. Ja i z tych blogowych awantur czegoś się uczę – o sobie, o innych, o świecie i nieraz w ich trakcie zmieniam pogląd na różne sprawy. To nie znaczy oczywiście, że awantury sprawiają mi przyjemność, wręcz przeciwnie, nieraz ciężko je odchorowuję, ale to, że ludzie wobec spraw poważnych na poważnie zajmują stanowisko i uzasadniają je, nieraz daje mi impuls do autopedagogizacji. No, ale ja mam taki feler, że się lubię uczyć, więc nie uważam dyskusji za pouczanie. 🙂
Szanowni i Szacowni 😉
nie kłóćcie się. Czas obiadowo-popołudniowy powinien nastrajać przyjaźnie. Leję trochę oliwy na wzburzone fale. 🙂
Lepiej „roznieście” nmie na strzępy za Poezyję:
Ze schabu kotlet
lepszy niż omlet
Z krabów sałatka
też niezła gratka
Jedzmy na zdrowie
Panie Panowie
Lecz popić trzeba
by z woli Nieba
rosło nam serce
(But w butonierce)
trochę sadełka
jest jak panierka
Takim miłym akcentem , przynajmniej dla mnie, do poniedziałku 🙂
Jednak doczytałem.
Kosztowało mnie to więcej niż godzinę.
Pal diabli!
Niech za komentarz robi mój wymowny brak komentarza.
Nawet gdybym chciał się powywnętrzać albo połajać, to i tak chwilowo brak mi czasu.
Właśnie pali się gdzie indziej.
Muszę gasić.
Pyro, dziękuję bardzo za miłe życzenia. One są i lampką czego dobrego/ulubionego je uczczę. Imieniny mam za dwanaście dni, jak w kalendarzu Pani Doroty.
Pyro, gdy mężczyznę wobec niego samego czyjeś zachowanie zaboli jest równie wrażliwy jak kobieta, chyba że bardziej. Może opisywanie ich skóry jako innej jest ryzykowne ?
Bobiku, mogę się dopisać?
Pyro, jeszcze jedno pytanie. Czy różnorodność oznacza wyłącznie wygłaszanie tekstów złośliwych lub „niepoprawnych politycznie”? Bo takie, niestety zacząłem mieć ostatnio wrażenie.
Ja nic nie poradzę na to, że włos mi się jeży na rasizm, seksizm albo złe traktowanie ludzi i zwierząt. Czy mam te poglądy zmienić tylko po to, żeby było „ciekawie”, czy też powinienem mieć je tylko prywatnie, ale broń Boże nie ujawniać ich na blogu, bo to nudne?
Do „eko-gniotów” zaliczyłbym jeszcze produkt typu”błonnik”. Opakowanie 100g za jedyne 10,99zł. Jakby nie można było zjeść poczciwej owsianki lub zwykłych otrąb pszennych.
Nieśmiało wtrącę, że Pyra tylko stwierdziła, iż nie należy za długo maglować tematów spornych bo nikomu to nie służy. Po chójkowej aferze muszę przyznać jej rację. Nie ma co się reformować na siłę. Krótka uwaga, a potem wymowne milczenie na dany temat wystarczy. O praniu po mordzie też nie zrozumiałam do końca, ale jak to Pyra zauwazyła- była to uwaga do konkretnej osoby więc się nie przejmuję bo nie ja jestem adresatką. 😉 🙄
Tereso, Twój podpis zawsze mi jest miły. 🙂
Całe szczęście, że imieniny masz dopiero za 12 dni, bo do tego czasu może jakoś zdołam dojść do siebie i napisać jakiś wesoły wierszyk. 🙂
Bobiku ty wiesz, ze ja sie zazwyczaj z Toba zgadzam, ale nie tym razem.
Tym razem stoje murem za Pyra. Nie wynika to z podzialu swiata na meski i damski.
Moze ja malo kobieca jestem, ale to rozdrapywanie ran, o ktorym wspomniala Pyra tez mi na nerwy dziala. Wystarczy raz powiedziec. 3 dniowe dyskusje zniechecaja mnie do czytania blogu.
Powiem wiecej, ja od lat chcialam miec w domu kota, bo to piekne niezalezne zwierzeta (zazwyczaj). Nie mam, bo styl zycia mam taki, ze kot bylby bardzo nieszczesliwy.
Ze zdumieniem natomiast patrze, ze kot jest swietoscia nietykalna.
W wyniku tych wszystkich dyskusji moj przekorny umysl ma coraz wieksza ochote kopac napotkane koty.
Mam rosnace wrazenie, ze nie chodzi juz o to, czy sie jest grzecznym i kulturalnym, ale czy sie zgadza z glownym nurtem rozmowy. Jak nie, to na drzewo.
I to by bylo z mojej strony na tyle. Wracam do dyskusji o jedzeniu.
Dzisiaj bedzie pizza, bo po 2h skakania gotowac mi sie nie bedzie chcialo
A może jestem?! 😕
Pyra, jak się domyślam, zna przede wszystkim model przeciętnego pana ze starszego pokolenia (jesli przymierza do tych, z którymi pracowała). Ale mężczyźni się zmieniają. Ja muszę powiedzieć, że np. pokolenie trzydziestolatków jest zupełnie inne, otwarte, wartościowe, empatyczne – też oczywiście nie wszyscy, ale wielu takich spotykam i w moim środowisku, i na moim blogu, i dogaduję się z nimi o wiele lepiej niż z facetami po pięćdziesiątce. Tak, świat się zmienia, nie zatrzyma się go na epoce lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Z wielu względów. Druga sprawa, że przez ostatnie parę lat przetoczyło się przez ten kraj w życiu publicznym tyle chamstwa, że przeniknęło i do życia prywatnego, z którym przecież i tak bywało różniście. Ale jednak są pewne normy społeczne. I nie należy ich mylić z polityczną poprawnością. Warto przeczytać link, który podałam wczoraj, o akcji „Internauta na poziomie”. Życie wirtualne może ranić tak samo jak realne. Za obłudą nie jestem, za klasą i poziomem – tak. I nie oddam dobrych obyczajów za tzw. swojskie klimaty, na którymi Pyra tak przepada…
Nirrod, 🙂
Pyro, jeszcze raz 😉 Nirrod, popieram 😉
rozdrapywanie ran ma to do siebie, że można się w końcu wykrwawić, czego nikomu nie życzę 😉
Za rozdrapywaniem też – żeby było jasne – nie jestem. Dziś nie odezwałabym się na ten temat, gdyby nie zdumiewający tekst Pyry. Powiedziałabym: ciszej nad tą trumną, i tyle.
Grażynko, a próbowałaś tego smalczyku? Jakoś mi te masło nie za bardzo pasuje, trochę to tak jak z kotletami sojowymi 😉 Może to przez to, że nie lubię podróbek i wszystkiego co „identyczne z naturalnym”. Zwłaszcza, jak kiepsko smakuje
To jest właśnie często zadawane samej sobie pytanie- jak coś może być identyczne z naturalnym nie będąc naturalnym?! 🙄 Podobne, mające zastąpić, ale identyczne? 😯 🙂
Weganski tez smalczyk, czy wegetarianski? Bo jak weganski, to zadnego maselka w nim byc nie moze.
Czasem się zastanawiam czy Pyra nie jest koleżanką mojej mamy , bo używa identycznych sformułowań i zdumiewa mnie to ,że jest jeszcze ktoś kto toczka w toczkę reaguje takim samym zestawem słów na określoną sytuację. Tym razem zanowu jakbym mamę słyszała – a to przez owo „w mordę lać i patrzeć czy równo puchnie” – (co znaczy mniej więcej tyle – „na głupotę nie ma rady”) .
I jeszcze słówko do Iżyka. Ustaliłam co to znaczy Klotka.
Klotką nie jestem. Ma ciotkę-dewotkę się zgadzam i się nie gniewam. Taka właśnie jestem i już 🙂
To jak w komunie wyrób czekoladopodobny 😉
To moje było oczywiście o smalczyku wegańskim, a nie o Grażynie 😆
Doroto,
Jako trzydziestoparolatek nie mam problemów z empatią, wrażliwością, otwartością wobec świata i innych ludzi, etc. jednak pogląd Pyry jest mi zdecydowanie bliższy. Poczucie umiaru, wyważenia poglądów i emocji oraz zdrowego dystansu są chyba jednak wartościami nie tylko panów ze starszego pokolenia.
Chociaż dla niektórych należę już do starszego pokolenia. Koledzy mojego młodszego brata potrafią mi znienacka powiedzieć „dzień dobry” zamiast „cześć”. Oj, starzeje się człowiek…
I to tyle w tym temacie.
Ależ ja nie mówię już o kotach, czy jakichś konkretnych przypadkach, bo to rzeczywiście można by włożyć do szufladki z napisem „ciszej nad tą trumną”, tylko chcę się zorientować, jakie zasady panują/mają panować na tym blogu. Wpis Pyry naprawdę nie całkiem zrozumiałem i dlatego zadałem kilka pytań, żeby wiedzieć, co Pyra rzeczywiście myśli, a nie co mnie się wydaje, że myśli. I nie jest mi obojętne, czy np. w przypadkach, kiedy coś mnie bardzo porusza będę mógł zareagować zgodnie ze swoim sumieniem, czy też wtedy zostanę uznany za zakałę blogową. Jeżeli to będzie jasne, to więcej pytań miał nie będę i z ulgą udam się do swojej roboty, która od wczoraj błagalnie na mnie patrzy. 😀
Rozdrapywanie? Gdzie tu rozdrapywanie? Żeby choć dla ochrony przed jej rozrostem jak i bardzo wysoką gorączką plus inne potencjalne a uciążliwe przypadłości, tę ranę oczyścić się dało, co chyba jest pożądane w przypadku ran.
Wtedy nawet czekoladopodobne dobrze smakowało ,jeśli udało się kupić 🙂 I wedlowska z orzechami przy porównywaniu smaku wypadała jakoś „arystokratycznie”…..Teraz spowszedniała 😉
Grażyno,
garatuluję 🙂
W rzymskim znaczeniu dewocja (łac.devotio) to oznaczenie heroizmu, poświęcenie dla zwycięstwa.
Ciotka -heroiczna to brzmi dumnie 🙂
Takich ciotek nam trzeba! 🙂 🙂
Teraz też są w sprzedaży wyroby czekoladopodobne, nazywa się toto przeważnie „tabliczka mleczna” lub podobnie. Taniocha sprzedawana w molochach. Moje dziecko kiedyś coś takiego dostało ale nie chciało jeść. Ja z łakomstwa spróbowałem i pożałowałem.
Kiedyś człowiek był chyba bardziej łakomy albo ersatze sprzedawane kiedyś były bardziej naturalne od dzisiejszych.
Małgosiu , Nirrod.
Jadłam ten smalczyk – ale bez masy sojowej. . Nie jest zbyt dobry. Jedynie nazwę ma dobrą i smarując chlebek , można chwilę pomarzyć ,że się ma prawdziwy smalec – czyli taki czekoladopodobny- jak to słusznie zauważyła Dorota_z_S..
Nirrod a w nazwie nie ma błędu – mówią o nim wegański – ale nie wiem czemu- a nie bardzo mam czas ,żeby guglować i sprawdzać.
I w przepisie który mam – jest na pewno masło i oliwa.
A wegetariański to znaczy bez masła? tak to jest Nirrod?
Zbyszku dziękuję.Poczułam się bardzo dowartościowana -że aż jestem dumna i blada ………:) ( szkoda ,że Państwo nie możecie tego zobaczyć)
Teresie S. wszystkiego dobrego z okazji jej święta.
Paweł – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=583#comment-88724
Z tego typu wynalazków smakowała mi tylko pasta z fasoli .Taka do smarowania pieczywa. Była z czosnkiem i sporą ilością pietruszki. Naprawdę smaczna. Jak namierzę przepis to wklepię.
Szczypior,
przeczytałam ten artykuł, do którego sznureczek podałeś i zgadzam sie z punktem drugim – rośliny mają godność! Udowodniliśmy to w naszej powieści, nieprawdaż? 😉
kod e8d7. Jak e jest 8, to d 7 jest ok.
Grażyno, dziękuję bardzo.
Bobiku w tym cala rzecz, ze mozesz reagowac zgodnie ze swoim sumieniem. Tak zreszta jak i inni. A sumienia czasem sie roznia.
Co do rozdrapywania ran i naglego wpisu Pyry, to moze wynikala jej reakcja z:
Dorota z sąsiedztwa pisze:
2008-10-03 o godz. 12:59
Małgosiu (15:28} z ciecierzycy albo z grochu też się udaje taka pasta. To są pasty zapiekane – i z tego co pamiętam dodawało się ugotowane jajka i mąkę ziemniaczaną.Jak znajdziesz przepis to podaj. Ja też będę szukać.
Grazynko tak. Weganie bez maselka, mleka jajek i jakichkolwiek produktow pochodzenia zwierzecego.
Wegetarianie natomiast sa rozni. Zasadniczo nie jedza miasa, ryn i innych zywych organizmow, ale produkty odzwierzece tak. Niektorzy jedza ryby, ograniczajac wegetarianizm do ssakow i ptakow.
Z ciecierzycy robi sie znakomita paste o nazwie hummus:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hummus
Nirrod (15:36) – to wobec tego ten produkt powinien się nazywać „smalco_podobny” 🙂
i chyba jest również błąd w tej nazwie od której się zaczęła cała rozmowa (vide Misiu)
Gdzie zniknela nemo?
Grazyno dlatego ta nazwa taka zabawna 😉
Brakuje mi nieobecnych. To, że nadajemy czasem na różnych falach wcale mi nie przeszkadza. Jeżeli coś mi się zdecydowanie nie podoba piszę, że tego nie akceptuję. Ale brak akceptacji nie oznacza automatycznego przypisania jak najgorszych intencji i wykluczenia. To, że nie potrafię zrozumieć, co uwiera Iżyka (bo mnie akurat nie swędzi) to jeszcze nie powód, żebym uznała go za zawistnego zazdrośnika! Niby dlaczego mam doszukiwać się najgorszego w innym niż mój sposobie myślenia i odczuwania? I dlaczego dla tego innego ma nie być tu miejsca? Bo coś zgrzytnie?
Jestem tu zaledwie od paru miesięcy, widzę jak blog pustoszeje. Przyszłam tu dla Was wszystkich, zrobiliście mi miejsce przy stole. Wtedy stół rósł, teraz się kurczy.
Przeczytałam Pyrę 13:21, 14:14 i zgadzam sie z nią. Nie wiem co to męska wrażliwość, ale nie o nazwę chodzi. Teraz doczytam resztę.
Przepisy obiecane wczoraj Wandzie TX na zupy z piwa staropolskie Uwaga – proporcje należy dostposować do współczesności. Nie mamy już 6 – 10 stołowników, jak to drzewiej bywało.
ZUPA Z PIWA Z GRZANKA LUB TWAROGIEM (za „Kucharką litewską”)
3 l. lekkiego, jasnego piwa,
3 szklanki śmietany lub 4-6 żółtek, trochę soli i cukru
Piwo zagotować, odstawić, włożyć 3 szklanki kwaśnej śmietany lub 6 żółtek, trochę soli, cukru do upodobania i to wszystko mieszać na ogniu do zupełnego ogrzania; skoro się przewróci, wylać na bułk e podsmażaną albo sser twarog w kostkę krajany.
A tak proponuje „Kucharz Wielkopolski” (3 zupy)
ZUPA Z PIWA ZWYCZAJNA LECZ DOBRA
Można wziąć litr piwa zwyczajnego lub grodziskiego po połowie z wodą zmieszanego, kawałek cynamonu, cukru, pół bułki rozgotować i rozkwirlać osobno dobrze. Osobno ubić 6 żółtek dobrze, wlać w gotujące się piwo i kwirlając ciągle ogrzać na ogniu. Lejąc w wazę osolić i wlać łyżkę dobrego araku. Do wazy można wrzucić grzanki krajane w kostki.
ZUPA Z PIWA ZE śMIETANą
Jeden litr piwa zagoować z kawałkiem cynamonu i kawałkiem ośródki bułki. W drugim naczyniu rozbić 1/4 l. kwaśnej śmietany z czterema żółtkami, trochę soli i łyżką cukru. Gotujące piwo lać powoli do garnka ze śmietaną, ciągle mieszając wstawić na ogień aby się ogrzało i lać do wazy. Można do tej zupy dać grzanek z bułki, a można i twarog krajany.
Zupa z piwa wykwitna do filiżanek
Wziąć dwie części piwa, a jdną część wina. Zagotować raz z cukrem i cynamonem. Zaprawić trochę mąką kartoflaną, znów zagotować. Osobno rozbić 4 żółtka, wlać w zupę, ogrzać na ogniu. Lać w filiżanki dać biszkopcików.
Przepisu na gamratkę jeszcze nie znalazłam.
Nirrod – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=583#comment-88701 ?
Dobre pytanie postawiła Pani Dorota? Niewychowani to wychowani, ale inaczej… Żebyśmy się pięknie różnili?
Ja konfliktom nie mam nadmiernie za złe. Mnie nie wadzi, że mogę zgłosić dla porównania swój pogląd na jakąś kwestię, jak i chętnie zobaczę poglądy Innych. Dzięki temu dowiaduję się o akcentach, o tym jakie są i jak się rozkładają, dostając przy tym okazję (Bobik, Bobik!) by swoje zrewidować. Jeśli nie rewiduję to daję o tym informację zwrotną, że tak powiem – z ostrożności procesowej, żeby nie zakłamywać rzeczywistości, żeby ktoś nie uznał pochopnie że przekonał i już jest jeden pogląd, koniec kropka. Wolę czuć się poinformowana o tym co w trawie piszczy albo i wiszczy.
Mam!!!! Szukajcie a znajdziecie! 🙂
Osobiście robiłam z fasoli i dodawałam natkę pietruszki.
Pasta grochowa (fasolowa, sojowa)
pół kubka grochu, fasoli lub soi
łyżeczka oleju
cebula
2 ząbki czosnku
koper, nać pietruszki, rzeżucha itp
Groch lub fasolę namoczyć, ugotować w tej samej wodzie. Jeśli soja- odcedzić po moczeniu i zalać nową wodą do gotowania. Przekręcić przez maszynkę . Podsmażyć na oleju cebulę, rozetrzeć czosnek, posiekać zieleninę. Wszystko wymieszać i posolić. Gdy pasta za sucha- dodać trochę masła.
Droga Pyro,
gamratka to kurtyzana (tak to określę delikatnie) 😉
Bardzo ciekawe jaki jest na nia przepis 😉
Dobrze, dobrze juz nie pisze przecież obiecałem
🙂
Tak Tereso o ten post mi chodzi, a dokladnie jego droga czesc:
PaOlOre, radzę, przeczytaj wczorajszy dzień. Będziesz miał obraz i będziesz wiedzieć, z kim zechcesz zasiąść przy stole, a z kim nie.
Nirrodku, mam cichą nadzieję, że różnią się nie sumienia, tylko poglądy na to, co słuszne bądź niesłuszne. 🙂
Ale ja to przecież wiem, że ludzie mają różne poglądy i z tymi innymi poglądami mogę się nie zgadzać i dyskutować, starając się jasno przedstawić swój punkt widzenia i nikogo przy tym nie obrażać. To, że się z kimś w poglądach różnię, nawet diametralnie, wcale nie znaczy, że go nie szanuję. A jeżeli przypadkiem moje poglądy mieszczą się w kanonie poprawności politycznej, to nie dlatego, że jestem hipokrytą, tylko dlatego, że akurat tak jestem skonstruowany. 🙂 I wcale nie uważam, że fajnie jest tylko wtedy, jak wszyscy się ze wszystkimi zgadzają. Gdyby tak było, to raczej starałbym się dyskusji unikać.
Natomiast całkiem inną sprawą jest dla mnie chamstwo (z którym, niestety, kilka razy mieliśmy tu do czynienia), czyli brutalne naruszenie czyichś uczuć, godności, lub po prostu netykiety. Na to, jak uważam, najlepsze jest zalecenie Pana Majstra – siłom i godnościom osobistom! 😎
Bobiku – możesz pisać coć dusza i sumienie podpowiada, ale pozwól i innym. Może Iżyka irytować czyjaś egzaltacja , może Sławkowi przeszkadzać dydaktyczny smrodek, może ktoś tam nie lubić czego innego. I dobrze. Niech napisze. To nie znaczy , że jest gorszy czy głupi. Jest inny.
Ooooo…. doczytałam wpisy. Pomyślę, i pewnie nic madrego nie powiem. No to powiem – każdy ma prawo do własnej opinii, byle wyrażał tę opinię w sposób nie obrażający innych. Dziwi mnie nadwrażliwość niektórych panów, którzy nie potrafią zwyczajnie rozmawiać, tylko demonstracyjnie opuszczają blog. Dlaczego „nie czują się u siebie”?
Co to znaczy, Pyro, „ostatnio tutaj obowiazujacy tok myślenia” ? Słowo daje, nie kumam.
Bynajmniej nie chcę rozdrapywać, tylko chciałabym mieć wyłożone czarno na białym, bez podtekstów. Pamietajcie, że ja jestem 6 godzin do tyłu!!!
A teraz humus – mniam!!! To jest pyszne, a jak się samemu robi, to można sobie doczosnkować, albo dopieprzyć, albo tego i owego dodać czy odjąć.
Ale smalcu prawdziwego będę bronić własną pierwsią!
Także samo golonki – wyobrażacie sobie „wyrób golonkopodobny” ?! 😯
PaOlOre,
ogórki i pierogi Twojej Mamy są zapamiętane! Ty się nie spiesz na pociąg, tylko zabieraj, co Mama daje!
Pyro droga, przypominam sobie zaledwie dwa przypadki, w których zareagowałem zdecydowanym: „tak nie można” i oba dotyczyły, jak mi się wydaje, ewidentnego przekroczenia granic przyzwoitości. We wszystkich pozostałych co najwyżej wykładałem swoje credo albo załatwiałem sprawę żartem, nikomu nie mówiąc, że jak się ode mnie różni, to jest ciotką klotką, samozwańczym guru, apodyktycznym zakłócaczem spokoju blogowego, itp, itd. A nie przypominam sobie w ogóle, żebym, poza wspomnianymi przypadkami ekstremalnymi, dawał choćby do zrozumienia, że ktoś tu jest niepotrzebny czy niepożądany. O ile się nie mylę, to raczej Iżyk wyliczył dość dokładnie, jaka grupa osób jest niepożądana według niego. No i pamiętam też kilka innych wypowiedzi, które dość wyraźnie wskazywały, kto powinien się z blogu usunąć, ale jako żywo ja w tym nie uczestniczyłem.
Pyro, dzięki, właśnie zaczynam czytać. Ciekawa ta wykwitna do filiżanek.
Pewnie, że nie mogłam Gamratki znaleźć, bo ona się inaczej nazywa! Zbyszku – miałeś świętą rację. A teraz zupa postna z piwa czyli
GRAMATKA ALBO FARAMUSZKA
W emaliowany rondel wlewamy 1 l jaqsnego, lekkiego piwa i zqgoowujemy z 12 dkg miękiszu jasngo chleba żytniego, dodając łyżkę świeżego masła, 1/3 łyżeczki kminku, szczyptę soli i 5-8 dkg cukru. Po zagotowaniu zupę przecieramy przez sitko i rozcieńczamy 0,5 gorącej wody.
Małgosiu,
przypomniałam sobie kubek goracego mleka w szkole – podstawówka, lata 60-te, malutka wieś, gdzie każde dziecko na dzień dobry dostawało w domu kubek mleka, prosto od krowy, albo przegotowane! I jeszcze w szkole, na dużej przerwie (po trzeciej lekcji) ze sporego aluminiowego gara rozdawano kubek goracego mleka, zazwyczaj przypalonego, i z ogromną ilością kożucha! Niechby przypalone, ale kożuch przez gardło mi nie przeszedł nigdy. Na szczęście nikt nie był zmuszany do picia tego mleka.
Zbyszek z 9:13 – racja. Ale kropla…
Alicjo, Bobiku – ja już dzisiaj nie chcę dyskutować. Być może nie potrafię dostatecznie jasno sformułować myśli. W razie potrzeby Miś mnie wpuści na chójkę, ale dopiero wiosną. Teraz za zimno.
nIE JEDEN iżYK BAWIł SIę W PROWOKATORA. eCH lepiej zamilknę, bo z żalu i złości narobię jeszcze większego bałaganu.
Idę z psem.
Wczoraj w Warszawie:
Marszałkowska róg Rysiej , kiosk z gazetami za nim słup ogłoszeniowy, pod nim ktoś wysypał kawałki suchego chleba dla gołębi.
Pięćdziesięcioparo letni mężczyzna podchodzi, odgania gołębie schyla się i zaczyna szybko zbierać chleb i wkłada go do kieszeni…
wpisałam do google gamratka a on mnie pyta: did you mean: gratka? 🙂
Moja córka, Misiu, pogoniona przeze mnie za rozrzutność finansową, zatrudniła się w małej restauracyjce. Takie tam kanapki i proste dania typu francuskiego. Opowiada, że po zakończeniu pracy tony jedzenia idą prosto do kosza, do śmieci. Zapytałam, czy nie mogą nawiązać kontaktu z jakimś farmerem, ale pewnie tam jest w tych resztkach za dużo cukru i innych paskudztw.
Jedynie dobre co zrobili, to cały niesprzedany chleb wkładają do czystych koszy i wystawiają przed drzwi. Do rana znika – i tu jest dużo ludzi niedojadających lub wręcz głodnych.
Miałam nadzieję, że zakończyłam już temat rozdrapki. Ale widzę, że i tak to robicie… To w takim razie chcę zwrócić uwagę Nirrod, że ten post, który mi tak wypomina, powstał w odpowiedzi na:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=583#comment-88692
albowiem po tym, co się zdarzyło wczoraj w nocy (oraz wcześniej po poście Gospodarza pod poprzednim wpisem, o komentarzach innych osób, w tym Alicji, nie mówiąc), miałam prawo rozumieć, że to mnie należy lać w mordę, bo „wychowuję wychowanych” – a może wymienionych parę innych osób też? Stąd mój szok i reakcja.
Już i Gramatkę skopiowałam.
Pyro, jak Ci się kiedyś czymś narażę to możesz przyłożyć, byle nie za mocno.
Alicjo, w dawnych czasach, kiedy należalo oszczędzać a kożuchów z mleka nikt nie chciał jeść, mama moja robiła ciasto na kożuszkach z mleka.
O czesc Wam Panie i Panowie, choc okazji nie ma i tak wypije wszystkich zdrowie. Tak na poczatek wekend’u. Bo u nas juz dawno po polnocy czyli nastala sobota. Wreszcie nieco wypoczynku i chwila oddechu po wypelnionym po uszy tygodniu.
A teraz nadrabiam zaleglosci:
Alicjio –
spoznione i przez to jeszcze bardziej serdeczne zyczenia dla Ciebie i Twojego Jerza. Niechaj Wam slonce radosnie oswieca dnie i ranki, a ksiezyc zacheca do romantycznych kolacji.
Golabki –
i jak tu nie wierzyc w kulinarna telepatie. Jeszcze zanim termin owego dania padl zapadla decyzja o przygotowaniu w sobote gara golabeczkow. Ja jednak robie inaczej nizli wszystkie przepisy jakie dotychczas padly. Mieso z zeszklona cebula mieszam z niewielka iloscia ryzu i dobrze przyprawiam sola i pieprzem. Potem na dno garnka klade plastry wedzonego boczku ze skorka, na to lisce kapusty nastepnie warstwami golabki. Zalewam wrzatkiem i dusze okolo godziny. Po czym podaje na stol. To co zostaje – a zostaje sporo – podsmazamy lub robimy w sosie pomidorowym jakiego baza jest pozostaly po gotowaniu wywar. Wlasnie dzisiaj zjedlismy ostatnie.
Kiedys zrobilam golabki z kiszonej kapusty – mozna ja u nas dostac – przyznam szczerze, ze niezbyt przypadly nam do gustu to znaczy smaku.
A teraz mowiac ladnie dobranoc i zyczac Wam udanego weekend’u oddalam sie w kierunku lozeczka
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Doroto z S., czy miało być „o komentarzach innych osób”, czy „i komentarzach innych osób”?
WandoTX,
to samo tutaj. Studencka knajpka, o godzinie 15-tej wynoszą pączki do śmieci. Dlaczego nie oddają do niemal sąsiadujacej darmowej jadłodajni dla ubogich?
Bo przepisy. Pewnie to samo macie – nikt nie chce odpowiadać za ewentualny wypadek, gdyby głodny zatruł albo zakrztusił sie pączkiem czy czym tam… A z głodu, prosze bardzo, niech umiera.
O, przepraszam, przeczytałem jeszcze raz i dotarło 😳
Pyro –
Faramuszka ladnie brzmi ino chleba zytniego kolo nas nie ma. Pozostaje jedynie uraczyc sie piwem. Ale to juz jutro. Teraz zmykam.
I jeszcze jedno – dostalas „lista”?
To jednak Niemcy są praktyczniejsi. Jest tu bardzo rozpowszechniona (przynajmniej w moim landzie) instytucja „stołów dla ubogich”, gdzie sklepy mogą oddawać artykuły omc przeterminowane, piekarnie i restauracje niesprzedane resztówki, itd. Poza tym system opieki socjalnej, mimo że z roku na rok przycinany, jednak jakieś tam minimum zapewnia. Umrzeć z głodu w tym kraju można chyba wyłącznie na własne życzenie.
Wanda TX @17:14 – O rany! Jakie ciasto się robi z kożuszków z mleka? 😯
Alicjo, w Polsce gdy wyrzucasz np. stare pieczywo, robisz to za darmo. Za to samo pieczywo dając głodnym- musisz zapłacić VAT. Z tym, że mozna by przecież tak wyrzucać resztki by nadawały się do jedzenia, no nie? Przecena na podwiędnięte warzywa czy bardzo dojrzałe owoce to wielka rzadkość.
Temat rzeka, to prawda.
Pyro, przy całej naszej dzisiejszej różnicy zdań sprawienie Ci przykrości i zepsucie dnia jest ostatnią rzeczą, której bym sobie życzył. Toteż oświadczam uroczyście, że ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia, na dziś zamykam sprawę i zgodnie z zapowiedzią biorę się do swoich pilnych spraw pozablogowych. Na wszelki wypadek, gdyby ozór miał mnie zaświerzbić, przygotowałem brzytwę. 😆
Echidno – fotki dostałam 26 września. Podziękowania
Doroto z S – poczekaj pół godziny, podam przepis na pyszne ciasteczka z kożuszków na mleku.
Nemo wyjechała na wakacje.
Już mam ciasteczka z kożuszków dla Doroty z S.
KOżUSZKOWE PLACUSZKI
1 szkl. kożuszków,
2 szklanki mąki
15 dkg masła
1 jajko
cukier
Z kożuszków, mąki i masła zagnieść ciasto. Rozwałkować wykrawać szklanką albo formpoać na dłoni placuszki, smarować rozbełtanym jajkiem i posyppywać cukrem. Piec na złoty kolor gorącym piekarniku.
Ja bardzo lubię te placuszki, tylko teraz nie mam skąd wziąć kożuszków.
Alicjo (15:31)
Zgadza się – rośliny mają godność.
Wujaszek Bania o którym tu parokrotnie wspominałem znany był we wsi również z tego, że przed żniwami szedł w pole i przynajmniej pół godziny spędzał na rozmowie z żytem ( bo tam tylko źyto się udawało ). Dziękował, że tak ładnie wyrosło i przepraszał, że zaraz będzie kosił. Obiecywał jednocześnie, że na drugi rok znowu zasieje.
Potem kiedy już się rozpił i zmarnował gospodarkę rozmawiał również z żytem i kartoflami ale już – niestety – tylko wtedy kiedy go było stać na flaszkę.
Małgosiu,
wiem, przypomnialo mi się o tym piekarzu, który rozdawał i został puszczony w skarpetkach, albo nawet bez. U nas to jest po prostu sprawa odpowiedzialnosci, ze w razie co, to kto bedzie odpowiadał prawnie?
Hej, ja z nienawisci do kożuchów mlekowych też kiedys wypiekałam ciasteczka (własnie wtedy, w podstawówce), słowo daję! Przepis wynalazłam w jakiejś książce chyba pod tytułem „Ciasta i ciasteczka”, tam byl nawet przepis na ciastka fiołkowe z kwiatów fiołków! To było chyba na bazie białek jajczanych, o ile pamietam…
oczywiście powinno być „formować” i posypuje się przez 1 p
Ja też nie wiem, pamiętam moja nienawiść z dzieciństwa, dlatego mnie zaskoczyło, ze mozna z tego coś fajnego zrobić – przepis wygląda obiecująco 😀
Ja tu dzisiaj krótko i z doskoku.
Jedziemy zaraz z Antkową na grzyby, dotarł do nas wczoraj komunikat z prowincji – są maślaki i podgrzybki!! Dużo!! Jedziemy więc sprawdzić.
Co do dyskusji. Cieszy mnie zrozumienie dla męskiej inności wyrażone przez Pyrę i Nirrodową!! A co! Dziękuje!! 🙂
Iżyk!! pozostawiłeś Antkową w ślozach żalu….
Ty sie chłopie tak nie wycofuj, przemyśl jeszcze!!
Ja proponuję zrobić na blogu tak jak było kiedyś przy egzaminach na wyższe uczelnie.
Punkty za pochodzenie, czy coś w tym rodzaju.
Proponuję liczyć jakoś tak…
Za wiek. Ile kto ma lat, tyle punktów. Konieczne xero stosownego aktu.
Za staż emigracyjny. JW + xero
Za staż na blogu – 1 miesiąc = 1 punkt
Za ilość wpisów – 1 wpis – 1punkt. Trzeba sobie policzyć.
Za wykształcenie – ile lat się uczył, tyle ma punktów.
Świadectwa i dyplomy konieczne.
Za ilośc zwierząt domowych. Tu mam problem, jak liczyć?? Psy, koty, rybki i szczurki i inne po 1 punkcie? Czy inaczej?
Może jeszcze kategoria : do szkoły pod górkę!!
Tyle punktów ile stopni nachylenia.
Ale za spowodowanie zadymy na blogu – ( minus) -100 punktów.
Policzymy, stworzymy drabinkę, co komu na jakim szczeblu można, jaki szczebel z jakim może wchodzić w porozumienie intelektualne, a jaki ma siedzieć cicho ew. przytakiwać. Możliwości jest wiele!
Przekazuję pomysł do darmowego wykorzystania!!
Ja się podliczyłem, jestem lekko pod kreską, drabinka takiej nie uwzględnia – wszak ona ma wszystkie szczeble nad ziemią.
Zdobywca największej ilości punktów zostaje Blogowym Mistrzem, trzech następnych wchodzi do Rady Programowej.
Rada określa zakres możliwych do poruszania tematów, wielkość odchyłek od ogólnie przyjętych norm, poucza, dyscyplinuje ale nieustannie czuwa by było wesoło!!!
Antkowa sugeruje bym już…..
Iżyku!!
Policz sobie punkty!!! I wróć!!!
Antku, też jestem pod kreską.
Dodam: I nie tylko Iżyku.
Antek,
zdaje mi się, że według tych kryteriów ja się kwalifikuję absolutnie 🙂 Chcesz parę brakujacych szczebelków, to Ci dam 😉
Iżyk,
Ty nie pij tego tam piwa czy co dają w pubie. Pewnie czegoś dosypują, bo ostatnie wpisy Ci nie wyszły. Ostro poleciałeś, a nie musiałeś. Wracaj.
A tu spotkanie na szczycie, z Jadzią z Południowej Afryki od lat, a chodziłyśmy do tej samej klasy w podstawówce i w ogólniaku. Spotkanie po 30+ latach, ale udane, jak widac:)
http://alicja.homelinux.com/news/img_5734.jpg
A was co nagle zatkało? Jak nie trzeba, to klapiecie ponad miarę i politycznie/psychologicznie korektnie, a jak ja się dopominam o komentarz, to ni ma 🙁
Pyro,
można zamrozić ten pasztet grzybowy?
Wiesz Alicjo, ze faktycznie mnie zatkalo, bo dopiero teraz przeczytalam ostatnie wczorajsze wpisy. Zaraz pojde sobie pod natrysk pomyslec, bo jak od razu napisze, to mnie cholera wezmie i tez drzwiami trzasne, ale to raczej za dramatyczny gest. Ja jestem poznanianka z dziada pradziada (przynajmniej z jednej strony 😉 ) drzwi szanuje 😉
Do tego mysle sobie, ze ta skrzynka to tam stala, coby okoliczni posklepowi mieli gdzie butelki zostawiac 🙂 Zdjecie ladne.
Po zjedzonej,wlasnorecznie upichconej grochowce,informuje,ze zgadzam sie sie z Pyra Mlodsza,Nirrod, i Antkiem,no prawie……………………………?!
Wiem,ze ryzykuje odstawieniem od stolu,tudziez wpadnieciem pod kreske,a moze nawet oberwe kuflem!!
Jesli tak,to zawsze moge skryc sie w budzie,posasiedzku 😉
Hej.
Nirrod,
bo ten sklepik to sklepik siostry Jadzi, dlatego mogłyśmy sobie taki plener ustawić – zdjęcie z małej dolnośląskiej wsi, a spotkanie z Jadzia wypadło całkiem nieoczekiwanie i bardzo, bardzo radosne było, mimo bodaj dwóch godzin, jakie dane nam było ze soba posiedziec i pogadać.
Ana,
rozsądek! A kufel wiadomo – wychyla się do się 😉
Właśnie wróciłam z psiego spacerku.
Alicja – nie mam pojęcia. Nigdy nie mroziłam
Ana – nie martw nic. Nie wyrzucą nas, a jak co , to tworzymy podstolik
… no ale tak na rozum , Pyro? Bo Jerz namawia, żeby zamrozić, a ja sie bojam, bo z grzybami to nigdy nic nie wiadomo. Zagłosujcie może albo-li co?
Nie pociagnę was za konsekwencje, przyrzekam!
A pozwolicie wejść pod ten podstolik? 😉
Oj, Alecko i inne ludzia, wieszające psy na wyrzucających jedzenie. 🙁
Przekazanie czegokolwiek komukolwiek jest darowizną, od której trzeba płacić podatki: VAT i dochodowy.
Wyrzucenie jest natomiast naturalnym ubytkiem lub uzasadnioną stratą.
Przekonał się o tym jeden piekarz w Polsce, który oficjalnie przekazywał pozostałe z dnia pieczywo do jakiejś jadłodajni dla ubogich, czy czegoś takiego. Po jakimś czasie urząd skarbowy wyliczył mu takie podatki, że człowiek musiał zlikwidować piekarnię. Czy naliczono podatek jadłodajni od niewykaznych przychodów z tytułu otrzymywanych darowizn, nie wiem.
Sprawy nie są wcale proste. Jest wielu przesiębiorców, którzy są gotowi oszukiwać wplątując w to dobroczynność, na zasadzie ja ci dam 100 ty napisz, że 10.000. Pomysłowość tutaj ma wdzieczne pole do popisu.
Nie dziwi mnie więc, że wyrzucają.
Komentarz Alsy, poprosila mnie, żeby wkleić, bo sama internetowa analfabetka nie umie (o, dostanę za to!) :
„Ostatnio rzadko zabierałam głos na blogu, bo real mnie zbyt mocno absorbował, ale teraz, po przeczytaniu ostatnich wpisów, muszę i chcę.
Ze zgrozą i smutkiem czytałam wypowiedzi gawła i Iżyka, ale trudno…nie mnie wychowywać wychowanych, czyli dorosłych, jak to ładnie określiła Pyra.
Podpisuję się pod komentarzami Małgosi i Nirrod odnośnie wypowiedzi Pyry(poza chęcią kopania kota 🙂 , ale groźby werbalne są na porządku dziennym ) – też tak ją zrozumiałam. Jestem natomiast zadziwiona wypowiedzią Doroty z sąsiedztwa:
Czy to znaczy, że pokolenie panów z lat siedemdziesiątych jest nieotwarte, niewartościowe i nieempatyczne? O, rany, a to sie R. zadziwi…
No to kto właściwie wychował to pokolenie 30. latków? Internet?
Wszystkim blogowym facetom po pięćdziesiątce (młodszym też) zdrowia życzę.
Pyro – uściski.”
Doczytałam ,że to piwo, co je Alicja wypiła nazywa się „kozackie”
mt7,
o tym piekarzu czytałam i chyba wspomniałam wyzej.
Grażyno,
to dekoracja do zdjecia! Z Jadzią wypiłysmy mojego ulubionego żywca 😉
Nie doczytałam do końca, o tych darowiznach, więc już się nie mądrzę.
Powiem tylko, że ja BARDZO lubię kożuchy z mleka i mogłabym zjeść ich całą furę.
Alicjo – ja grzyby mroże – i zrobione i surowe. Trzymają lepiej, niż w słoiku. Ja nie wiem, jak się zachowa to ciasto ziemniaczane. Nie wiem, czy po rozmrożeniu nie wyjdzie jakaś mazia.
Tez bym sie raczej o te ziemniaki martwila niz o grzyby. Czy mozna mrozic kopytka? Jesli tak, to i pasztet mozna…
Ide ogladac Juno…
Zaryzykuję, a potem zapodam 😉
Zawsze mozna wyrzucić, ja jestem ostrozna, jesli chodzi o ryby i grzyby. Nie pachnie, jak powinno – won do lasu!
Alicjo, przecież grzyby można kupić mrożone, a z zamrażarki też są. Spróbuj co Ci szkodzi, albo zjedz od razu. 😀
Gdzieś mi znikły pyzy!
Miało być:
a z zamrażarki też są pyzy.
Jak nie wiem, czy coś nadaje się jeszcze do zjedzenia, sprawdzam na sobie. Na zasadzie – ja przechowuję, ja odpowiadam. U nas znikły dwa makowce. Do żadnego nie przyłożyłam nawet pół zęba. Owi dwaj nienasyceńcy i owszem. Wszystkie.
Jakies dziwne kody mam dzisiaj… 9bbb albo a111 czy coś w tym stylu.
Co do makowca, to ja tu mogę paluszkiem wskazać takiego jednego siwego… zeżre wszystko, co słodkie, dlatego mam zakaz pieczenia ciast (nie, zebym sie do tego paliła!). 🙂
Haneczko, oni latem tacy plackożerni nie byli. Blaszka starczała na 3 dni.
Wzięło i przeszło Pyro. Teraz jesien.
No właśnie, od lat nie mogę piec ciast, bo ślubny się odchudza, a jak tylko zobaczy coś słodkiego to dla mnie nic nie zostaje. I gdzie tu sprawiedliwość?
Ale i tak jutro robię szarlotkę, muszę gdzieś zamelinować dla siebie kawałeczek!
A jaki robiłaś makowiec, Haneczko? Bo cosik za mną chodzi
O makowiec!!! tez chce!
Do tego poprosze o makowiec, ktory mozna zrobic bez maszynki do mielenia maku i bez makutry.
Dziekuje.
5252 – a mowiłam?!
A wtedy latem chyba udawali przed Tobą, Pyro. Zeżarliby, gdyby nie gość 😉
O matko … ale mi się trafiło! Podobno kuzyn, rodzina ze strony Jerza, i tlumaczy mi jak krowie na pastwisku, jakie to życie bylo w PRL-u – złe, paskudne i KAŻDY musiał należeć do partii, a jak nie, to na chójkę. Wymiękam, nie mam sily na takie dyskusje.
„Droga Alicjo jestem troche w szoku poniewaz ja mam chyba maly iloraz inteligiecji w porownaniu do Twoich znajomych.Ty bardzo pieknie To opisujesz po Swojej podrozy do kraju.Dzieki Ci za to bo ja jestem odrzutem komunistycznewgo systemu inaczej nieudacznikiem naszego prezydenta wyksztalciucha.Pozdrawiam. Bardzo to jest proste co sie tyczy odrzutu bo nie bedac partyjnym samo mowi za siebie.Czasy byly takie a nie inne ”
Dodam, ze nic nie opisywałam, tylko wysłalam mu zdjecia z podpisami, ktore wszyscy znacie,
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/
No to ja robię 😯
Pyro, Nirrod
kupuję gotowy mak w puszce, on już z bakaliami, wygodna jestem. Chętnie Ci wyślę Nirrod, tylko powiedz, czy bardziej upachniony czy mniej, bo są różne. Ciasto dość luźne. 1/2 kg mąki, 3 żółtka, pół kostki margaryny, szklanka mleka, 1/2 szkl. cukru, 5 dkg drożdży. Wałkuję cieniutko. Wychodzą dwie duże strucle makowe. Lukruję z rodzynkami albo skórką pomarańczową.
Nirrod, polecam thermomix. Włączasz i wyłączasz, gotowe. Ja makowca nie piekę, ale masę makową często daję na spód sernika.
Puszki to jest to! Jutro wklepię przepis na pyszny mokry makowiec- szybki, z dodatkiem tartych jabłek.
Korzuchy świeże, jeszcze letnie, najlepiej z kakao lubiła moja świnka morska, Marysia. 🙂
Teraz idę spać, jutro praca a Chińczyki już czekają, żeby mi dać w kość. Zmęczona jestem. Pyro, Ty wiesz po czym 🙁
Nirrod – to pieguska zrób – czyli mikser, kostka margaryny albo masła, szklanka cukru , 4 jajka – ubić razem , potem 2 łyżeczki proszku, szklankę mąki, szklankę suchego maku , ucierać mikserem 5 minut. Dodać kilka kropli olejku migdałowego albo kilka utartych , gorzkich migdałów. Wlać w formę i piec ok 25-30 minut (z termoobiegiem, bez – dłużej)
andrzeju.jerzyku-podpodstolikiem jest miejsca bezliku!
A siadajze razem z nami 😉
Ps czy da sie makowiec bez maku upiec,oto jest pytanie??
Jakos w mojej krainie nie „naszlam” ci jeszcze maku,a na marihuane i owszem 😆
Małgosiu, widocznie Marysie tak mają bez względu na gatunek rodzajowy. 🙂
Ano!
Ufff! Jakoś lżej mi się zrobiło! 🙂
Ano, Jedrus nawet makowiec daja.
Tereso co to jest thermomix?
Haneczko, pyro dzieki wielkie. Haneczko jak mi powiesz jakiej firmy ten mnie upachniony, to sobie w grudniu poszukam.
A teraz juz ide spac dobranoc Panstwu.
*Nirrod szepcze niesmialo: Dobranoc Izyku*
Ana – podaj namiary na mój e-mail (j.kodyniak@wp.pl) to ci wyślę ze dwie torebki. Teraz idę spać.
Andrzeju J. Wszyscy zmieścimy się, przecież wiesz.
P.S. Ano w naszym AH mak czasem rzuca, a jak nie rzuca, to w piekarni zazwyczaj mozna dostac. W goudzie ostatnio widzialam w mlynie 🙂
Ja tylko nie bardzo wiem , jak wytworzyć cały kubeczek kożuchów od mleka?
Grażyno,
trzeba mieć ze 4 krowy 😉
No bo jak się wrzuci do filiżanki z gorącym mlekiem kostkę lodu – to na pewno nie będzie kożucha
Pyro Mlodsza-okazuje sie,ze Nirrod wypatrzyla,ze mak bywa,wiec tyz pojde oczeta wytrzeszczac,moze znajde 🙂 A za checi przesylki, serdeczne dzieki,ale gdziezbym smiala Cie fatygowac!!!
Dobrej Nocki zycze!
Grażyno – płaski rondel, zagotować mleko, poczekać, aż utworzy sie kożuch, zdjąć i osączyć łyżką cedzakową. Zagotować drugi raz i tak da capo al fine. Chyba ze 3 razy wystarczy
Przestancie z tymi kozuchami,bo mnie mdli 🙁
Pyra a ja myślałam ,że zgodnie z radą Alicji – ugotować mleko od 4 krów w wannie i wtedy przy pierwszym gotowaniu jest kubeczek kożuchów.
Ana ok.. to ja już nawet nie wymówię tego słowa – co Ty wiesz…no tego ..:)
Zeby powstał kożuch, trzeba mleko zagotować, a nie kostkę lodu!!!
Alicjo – no właśnie o tym mówię – że jak się wrzuci kostę lodu do gorącego mleka – to go…no… ( tego co Anę mdli -a ja się zobowiązałam nie wymawiać)- czyli niewymownego nie będzie.
Dobry wieczór. W odpowiedzi Alsie wklejonej przez Alicję o 20:42 – pewnie rzeczywiście za daleko pojechałam i jeśli kogoś uraziłam, przepraszam. Sama powtarzam zawsze, że uogólnienia są niebezpieczne, tym razem moje uogólnienie było zbyt duże, zwłaszcza że przecież mam przyjaciół w bardzo różnym wieku.
Ale, wyjaśnię, odwoływałam się do pewnych moich doświadczeń, także blogowych. Przykładowo opowiem coś z innego miejsca sieci: skoro Pyra wspomniała o Torlinie, pamiętam na jego blogu okropnie antyfeministyczny tekst (ten blog i w ogóle Torlina bardzo lubiłam, więc był to dla mnie straszny szok). Wypowiedziałam się, co o tym tekście myślę, i reakcje komentujących się podzieliły, choć większość także jego tekst zaszokował. Zauważyłam prawidłowość, że młodsze pokolenie blogowiczów (znam ich także z naszych blogów) w ogóle nie rozumiało, skąd się bierze taki pogląd. I to uznałam za znak czasu.
Podobne sprawy obserwowałam na innych polach, które po prostu są minowe i trzeba uważać, żeby nie tylko nie zrobić komuś, ale i nie doznać przykrości. Ja się co prawda przykrości nie boję, złudzeń nie mam, ale lepiej żyć w zgodzie niż te przykrości sobie robić. Jeżeli wraca tu temat omijania pewnych sformułowań i pewnego stylu, to nie bez powodu. Dlatego z listy antka 😉 popieram jeden punkt: -100 punktów za rozróbę na blogu. Tylko jak to egzekwować 😆 Zwłaszcza jeśli jedni uznają czyjąś wypowiedź za rozróbę, ale znajdą się tacy, co właśnie reakcję na tę wypowiedź uznają za rozróbę? Oj, bez Rady Blogowej tu się nie obejdzie… 😉 A serio, dobrze, jeśli ustanowione są zasady, ale najlepiej, jeśli dyktuje je Gospodarz miejsca. A on już w pewnych kwestiach wypowiadał się nieraz i warto to uszanować, bo wszyscy u niego gościmy.
Do Pani Teresy Stachurskiej. Serdeczne zyczenia z Okazji Imienin życzy fanka twórczości M. Gretkowskiej.
te ponure miny wirtualne to chyba wpływ pogody. Wygląda na to, że większosc osób jest metopatami.
szczęka pisze że be.
dobrej nocy i pięknej jesieni.
O, se próbujcie Radę Blogową! Ja tu Wam zaraz dam!
Radę Blogową stanowimy my wszyscy. I dopóki się nie wyrażamy paskudnie, nie dzgamy personalnie, a dyskutujemy – niech bedzie, że emocjonalnie – czasem tak jest i bywa, ale wezmy pod uwage, że wszyscy jesteśmy ludzmi i każdy z nas ma jakieś „ale, bo ja…”
Każdy z nas ma inne doświadczenia i wnosi coś innego, dlatego tyle osób ceni ten blog i tu bywa.
I się odzywa!!!
P.S.Gruszko, ja nie jestem fanką prozy Gretkowskiej, ale bardzo mi się podobała „Obywatelka”, jako dokumentalistyka. Moim zdaniem ona ma jakieś rozdwojenie jazni – zupełnie nie przystaje jej pamiętnikowy portret z „Obywatelki” do jej takich sobie powieści, i takze chęć zaistnienia, za wszelka cene. Cicho o Gretkowskiej? To ona coś wymyśli.
Choćby partię. I to zrobiła, ale – jak chyba wcześniej gdzieś tam napisałam – to jej dobrze wyszło. Jedyne, ale to tylko moja opinia 😉
a nas ucza, zeby najpierw polubic siebie i sie usmiechac
haha – nie chce mi sie pisac ogonkow bo napilam sie do polskiej grillowej kielbasy teksanskiego wina przeznaczonego do BBQ i jedno z drugim nie chcialo sie zgodzic. Moze zapomnialy sie usmiechac do siebie?
Pozdrawiam i pedze na nowy film: moje i tak slabe uczucia religijne sie nie obraza ale tak sobie mysle, ze moze ten film za dlugo nie pobedzie na ekranach. Ciekawe jak zachowa sie polska cenzura religijno obyczajowa
http://www.angelikafilmcenter.com/angelika_film.asp?hID=8774&ID=3423331.396275286138449j0.53
Alicjo, z tą Radą Blogową to oczywiście był żart, przecież postawiłam mordkę – ale co do tego:
„dopóki się nie wyrażamy paskudnie, nie dzgamy personalnie, a dyskutujemy – niech bedzie, że emocjonalnie – czasem tak jest i bywa, ale wezmy pod uwage, że wszyscy jesteśmy ludzmi i każdy z nas ma jakieś ?ale, bo ja?? ”
– to zgoda w stu procentach! I właśnie dokładnie o to mi chodzi 🙂
Ja to wzięłam śmiertelnie poważnie, Doroto z s. 🙂
Co widać po moim pierwszym zdaniu 🙂
Wando TX,
ten amerykanski przekaz, ze najpierw pokochaj siebie, bo inaczej nie potrafic kochac innych – trochę nie bardzo, jeśli chodzi o mnie. Ja nie cierpię siebie od urodzenia. I proszę mi tu nie wchodzić, psychanalitycy blogowi, że widocznie mnie rodzice tak nastawili albo nauczyciele. Nie. To wszystko przez książki 😯
A było nie czytać w takim a takim wieku!
eh tam Alicjo – to byly takie hihi smichy po jodze, bo nam sie pani zawsze kaze usmiechac i siedziec w takim skupieniu przez 5 minut i mnie to okropnie smieszy – nie moge wytrzymac w tym blogim siedzeniu do konca. A joge czy tez jogo-podobna gimnastyke bardzo lubie.
I film tez – pewnie obejrzysz i sie obsmiejesz z czego trzeba ale to jest jak zwykle u madrych ludzi tylko powierzchownie smieszny film.
To ciekawa joge masz, Wando, bo moja pani od jogi twierdzi, zeby robic joge bez zalozen o usmiechach, a usimiechy maja przyjsc same z siebie. Takie troche bardziej naturalne podejscie, bo po pieciu minutach usmiechania w skupieniu, to chyba wszystkie miesnie twarzy bola… No, ale Texas jest w ogole bardziej obowiazkowo radosny niz Nowa Anglia. Tu wolno byc umiarkowanie ponurym, jesli sie ma na to ochote. 🙂 Zas moja przyjaciolka urodzona i wychowana w Minnesocie twierdzi, ze u nich istnieje pojecie „agresywnej zyczliwosci dla innych”, ktorej tez reszta Ameryki nie rozumie.
O Wando, tez chcialam obejrzec ten film, ale pewnie bede musiala czekac na DVD.
M. – mam na szczescie rozne panie. 🙂
Ojej, agresywna zyczliwosc i jeszcze dla innych? To mi nie idzie w parze, przepraszam w trojce.
Agresywnie życzliwy , to taki ktoś , kto przeprowadza staruszkę na drugą stronę ruchliwej jezdni , mimo protestów staruszki 🙂
Nirrod – http://www.vorwerk.com/pl/thermomix/html/ , robot do kuchni, który przygotowuje bardzo szybko i wygodnie dania, również na parze. Bez potrzeby skręcania, rozkręcania, chowania elementow po szafkach i szufladach. Masę makową robi się ca 10 min, a ciasto drożdżowe 3 min, kremową zupę 15 min, a ciasto na placki ziemniaczane (babkę) 20 sek, masę na sernik 2 min, masę na pasztet 1 min. Nie obiera jarzyn i nie zawiera w sobie piekarnika. Ma naczynie miksujące, w nim noże, które w zależności od wielkości obrotów: mieszają, ucierają, ubijają, miksują, mielą, a nawet myją to naczynie. Do wyboru jest też temperatura w jakiej się przygotowywuje potrawę, od pokojowej, poprzez 37’C (jogurt) do ponad 100’C (gotowanie na parze). Mam od lat prawie dziesięciu. Niemiecki.
Gruszko-, dziękuję bardzo za życzenia. „Obywatelkę”, „Na dnie nieba” i „Kobieta i mężczyźni” można polecić każdej osobie. Dobrze się czyta i coś po sobie zostawia. Manuelę Gretkowską miałam przyjemność poznać osobiście. Podziwiam wrażliwość, spostrzegawczość, zaangażowanie, prostolinijność, otwartość, skromność. Mogłoby Jej być więcej w naszej przestrzeni politycznej. Zyskałaby ta przestrzeń bardzo.
Wróciłam już z rannej, psiej przebieżki i pierwszych zakupów. Jutro wraca Młodsza i dom, lodówka i stół muszą być na to przygotowane. Jutro wieczorem skończy się dla mnie stały dostęp do internetu, za to zyskam towarzystwo Córeńki. Zleję dzisiaj nalewkę jeżynową (mało jej, chyba niespełna litr) a owoce wykorzystam na placek z jeżynami. Nie wiem, jak mi to wyjdzie – przesmażę jeżyny w zalewie krótko na łyżce masła z dodatkową łyżką cukru i na gorąco położę na podpieczonym spodzie. Kiedy całość wystygnie dam warstwę utrwalonej fixem bitej śmietany i posypię wiorkami gprzkiej czekolady.
Tereso – miło mi, że p. Gretkowska okazała się sympatycznym człowiekiem z bliska. Ja odniosłam fatalne wrażenie po obejrzeniu programu w TN24 z p. Manuelą w roli głównej. Pisałam już tutaj o tym, więc nie będę się powtarzać. Towarzyszyła jej 6-letnia córką, jeden z bardziej rozpuszczonych bachorów jakie widziałam i zachwycona wyczynami córeczki mamusia, doprowadziła mnie do szewskiej pasji
Alicjo, nie mamy podręcznego probierza poziomu naszego znerwicowania, ni własnego, ni u innych. Współczujemy sobie i innym przeziębienia, grypy, złamania, ale nie nerwic, choć to też choroby. Wciąż za mało o nich my, którzy nie jesteśmy specjalistami, wiemy. Nie kojarzą nam się z naszymi zachowaniami ani zachowaniami innych osób w naszym otoczeniu bliższym i dalszym. W tej sytuacji jak się ma przebić „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”, jeżeli Ty siebie nie cierpisz? Nic nie możesz zrobić by się do siebie przekonać? Ja Ci życzę powodzenia, przez duże P.
Innym razem, Pyro, pani Manuela była bez córeczki i wypowiadała się na temat wychowywania dzieci 😯 Na małe wspomnienie popisów jej dziecka . po których TVN24 został zasypany głosami równie oburzonych jak ty, Pyro widzów, pani Manuela powiedziała , że to wszystko wina operatorów. Dziecko ma prawo do takiego zachowania 😯 😮 Dla mnie kompetencja p. Manueli stopniała do zera. 🙁
MT7
🙂 🙂 🙂
Przepis na mokry makowiec- też suchy mak potrzebny
MOKRY MAKOWIEC
6 jaj
2,5 szkl. maku
1 kg. jabłek
1,5 szkl. cukru
9 łyżek kaszy manny
łyżka proszku do pieczenia
20 dag margaryny
Żółtka utrzeć z cukrem, dodać roztopioną margarynę, jabłka (starte na grubej tarce), mak, proszek do pieczenia i kaszę. Wymieszać z białkami ubitymi na sztywno.
Wychodzi duża blacha. Można na wierzch polać polewę czekoladową.
Ta joga u Wandy to joga teksaska, więc musi czymś się różnić 😆
Natomiast Alicji się dziwię – przystojna kobitka, robi przepiękne rzeczy, żyje w dobrym związku, wychowała fajnego syna, i siebie nie lubi? Ech, nie dogodzi się nawet sobie 😆
Co do Manueli Gretkowskiej, ja miałam jeszcze inne wrażenie od innej – redakcyjnej – strony. Było to podczas mojego paroletniego epizodu z tygodnikiem „Wprost”, a Pani Manuela przez jakiś (niedługi zresztą) czas pisywała tam felietony i na mnie przypadł, tak się złożyło, obowiązek ich redagowania. Jak dla mnie, nadawały się one pod względem językowym do napisania na nowo (a pod względem treściowym za wiele nie wnosiłam), ona jednak nie dawała sobie nic zmienić i wymagała traktowania jak świętą krowę, podkreślając to dość ostro (skromności nie zauważyłam żadnej). Przecież jest pisarką, nie? No i poszło parę takich potworków, i w końcu starli się jakoś i z Markiem Królem, więc rozstanie nastąpiło dość szybko.
Co do dziecka w TV jednak, nie byłabym aż taka surowa. I „rozpuszczone bachory” wyrastają na ludzi, niejeden taki przypadek znam i to z dość bliska 😀 – a pewnie małej nikt nie powiedział, jak ma się zachowywać w studiu, ani nie odprowadził na stronę. To skąd miała wiedzieć? Każdy założył, że dziecko musi być na baczność. A przecież jest tylko dzieckiem.
Errata: oczywiście powinno być, że to felietony Manueli G. pod względem treściowym za wiele nie wnosiły 😉
No właśnie!!! Nikt nie powiedział. Powiedzieć powinna matka, no nie? Poza domem obowiązują jakieś zasady postępowania i wiele 3-latków to wie 😉
Małgosiu , dzisiaj upiekę placek którego przepis tutaj zamiesciłas. Mam w tym roku dużo jabłek i cos musze z nimi zrobić ,może ma ktoś jakies pomysły ? Co do M. Gretkowiskiej to uważam że ktoś taki jak Ona , ktos kto umie mówić o sprawach trudnych i kontrowersyjnych otwarcie i bez żenady jest dla mnie godny uwagi. Jej ksiązki czytałam bardzo dawno , teraz trochę o niej zapomniałam ale moja sympatia jest nie mniejsza. A co do dziecka to wiem co może wyczyniać taki mały człowiek na przykładzie swojej latorosli..
Doroto – jako matka półdiabląt, doskonale wiem co to żywe srebro i wszędobylskie stworzenie. Rzecz w tym, że temu dziecko zwracano wielokrotnie uwagę (dość delikatnie zresztą) a tylko Mamusia była zachwycona. Na jej miejscu pomyślałabym co się może stać, jak szarnąwszy mocniej za kable pociecha zwali sobie reflektor albo kamerę na siebie. Nie mam żadnych pretensji do dziecka i wierzę, że wyrośnie z niefrasobliwości. Tylko – kto ją nauczy szacunku do cudzej pracy? To operator jej powiedział, że ma iść do mamusi, bo on tu pracuje.
I jak Iżyk – wisielec, pisał ,/ mam nadzieje że sznur się urwał/ ,jeżeli kogos sie usilnie kreuje, staje sie jakims dziwadłem medialnym. A tylko po to żeby go potem zamknąć w zoo i się nasmiewać, podziwiać ,az w końcu odsunięty od rzeczywistosci staje się sztuczna kreacją. @ Małgosiu a czy ten grysik ma byc surowy ?
Spójrzcie na ten artykuł
http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?place=Lead30&news_cat_id=1287&news_id=212308&layout=18&forum_id=8878&fpage=Threads&page=text
zacytuję ten istotny fragment
„Pola urodziła się w 2001 r., w tym samym roku Gretkowska z Pietuchą wrócili na stałe do Polski. Długo o tym rozmawiali: ona chciała tam, gdzie ciepły klimat, już najchętniej do Afryki. On wolał północny chłód. Polska była pośrodku.
? Dla mnie celem życia jest wychowanie dziecka ? deklaruje dziś Gretkowska. ? A to jest operacja na otwartym mózgu i sercu. Dziecko to bardzo skomplikowany mechanizm ? można je łatwo spieprzyć na wieki wieków amen. Kocham spędzać czas z córeczką. Chciałabym być przedszkolanką ? to najfantastyczniejszy zawód na świecie. Moja córeczka i mój związek są dla mnie najważniejsze.
Tymczasem po powrocie do Polski okazało się nieoczekiwanie, że Pola ? dziecko legalne w Szwecji ? ma kłopoty w kraju rodziców. Nosi imię, którego nie przewiduje oficjalna lista imion. Nie można jej nadać nazwiska matki. Mimo że urodziła się z najwyższą punktacją w skali Apgara, musi być leczona. Piotr i Manuela wydawali majątek na kolejne badania córki, które ich zdaniem nie były uzasadnione.
Wynika z tego ,że Pola , córka Manueli cierpi na jakąś chorobę i to by pewnie usprawiedliwiało brak kindersztuby u tego dzieciaka.
E, przesada. Wszędzie teraz wymyślają choroby, zarobić chcą czy jak? Pamiętam dobrze, jak jakieś nawiedzone lekarki czepiały się mojej malutkiej siostrzenicy i koniecznie chciały ją z czegoś leczyć, nawet nie bardzo wiadomo z czego, choć była zdrowa jak ryba. Tak że tu wierzę p. Manueli na sto procent.
Programu, przyznam, Pyro, nie widziałam. Ale wydaje mi się, że co zrobić z dzieckiem, żeby nie przeszkadzało, trzeba było pomyśleć przed programem, nie w jego trakcie.
dzien dobry !!!!
doczytalem wlasnie do konca wpisy ostatniego tygodnia
ciekawa historia Brawo
tak Trzymac !!!!!
i tylko Pana Adamczewskiego szkoda
brutalne,chamskie ANTYSEMICKIE ataki/winna oczywiscie
apodyktyczna HELENA/
glupie,infantylne propozycje robione kobieta
poprawnosc obywatelska,spoleczna HA!! HA !!
smacznego !!!
do dalszego czytania!!!!!!
rodzicami uczymy sie być w trakcie wychowywania dziecka. Co do opisanego na planie przypadku mam swoją teorię. Mysle że to Pani M. Gret. sprawa jak wychowuje swoją pociechę. Efekty zobaczy za jakis czas. Dzieci są nerwowe jak poswięca się im zbyt duzo uwagi . patrz wyżej.11,11
zgadzam sie z Pania Dorotą
rysiu berlinie , i po nas choćby potop?
idę piec , może tym razem nie przypalę.
Nirrod
najbardziej upachniony jest mak Bakallandu (za bardzo, nie lubię). Ma za to najwięcej bakalii. Coś za coś 😉
Jedna puszka wystarcza na dwie duże strucle.
Wy tu o przepisach,a jaki jest przepis na dobre zycie?
poczucie humoru i optymizm.
Haneczko ja wlasnie taki nie upachniony poprosze. Balkalie sama moge dodac.
Alex wg kogo? Moj dziadek by powiedzial, ze 3x dziennie do kosciola, moj Rodziciel, ze kosciol z daleko omijac, za to zycie na wsi jest szczesliwe, na co moja Rodzicielka wies wielkim lukiem, bo ona kocha miasto. Ulubiony jest choleryk i szczeka na wszystko, ja staram sie przeczekac, bo w koncu wszystko mija.
Jakos wszyscy jestesmy (z wyjatkiem dziadka, ktory juz nie jest) szczesliwi.
*wielkim lukiem omija
Nirrod
Prospona albo Helio (Mak Babuni). Jest jeszcze taki z Wiejski? Wiejska? w nazwie.
Mój kod możr tylko Dorota z S. wyśpiewac ecfc
Nirrod – najskuteczniejsza recepta na szczęście i jaka tania.
Gruszko,
mak i kasza surowe. Tam jest i tak dużo wilgoci , a po upieczeniu ciasto jest jak nazwa wskazuje „mokre”.
Pyro, nie widziałam programu, ale czy było tam o co dziecko winić, czy mogło być? Cóż córcia Manueli Gretkowskiej takiego niecnego mogła robić? Pluła na kogoś? Drapała? Może czuła się zagubiona? Może MG w czasie gdy ją „przepytywano” uważała że niesforność dziecka to nic w porównaniu do np opuszczenia przez MG programu wraz z dzieckiem?, by zadowolić potencjalnych oburzonych, może w ferworze w ogóle się nad tym nie zastanawiała, bo nie miała czasu i wolnej energii? Organizatorzy spotkania mogli zorganizować nawet ad hoc dziecku zajęcie i nie byłoby sprawy. Jak się wczuć choć trochę w sytuację Polki to trzeba uznać że była nie do pozazdroszczenia skoro się wierciła (tak?), zwracała na siebie uwagę zamieszaniem jakie czyniła, czy płakała, złościła się, jeśli tak było.
Zdecydowanie uważam że zawiódł organizator spotkania, narażając dziecko, matkę i widownię, na kłopot. Pola przejechała wzdłuż i wszerz z mamą Polskę, żyła na zmianę w samochodzie i pośród tłumów ludzi, to nie mogło jej nie obciążać zmęczeniem i jego konsekwencjami. Ja Poli współczuję. Jej mamie też. Z pewnością było bardzo ciężko, fizycznie ciężko, co wynika i z „Obywatelki”.
Zgadzam sie z Pyrą. Na pewne rzeczy trzeba zwracać uwagę choćby dla bezpieczeństwa dziecka. Jeśli zacznie mieć ochotę łazić po parapecie? A bywają takie przypadki. Potem wielki lament! A sprawa pokazywania języka ? Kto niby ma tego uczyć, że nie wolno bo brzydko? Można rozpuszczać pociechę, niech w domu robi przysłowiową k…. na głowę, ale minimum chyba istnieje?A może się nie znam….
Organizatorowi też mogę odpuścić. Może to było jego pierwsze takie doświadczenie w życiu. Przyjmuję, że nic się nie stało. Dziecko i już. Dorosłym odpuszczamy nie takie winy jakich się może dopuścić dziecko. A nawet w obronie je relatywizujemy.
Pola ubarwiła program? Może być? Czy ktoś się popłakał od krzywdy jakiej od niej doznał?
Tereso, nikomu chyba do głowy by nie przyszło czepiać sie o to, że dziecko się wierci, czy z lekka marudzi, a nie daj Boże popłakuje! 😯 Zachowanie dziewczynki nie mieściło się w żadnych normach. Sorry. Do tego, jeśli dziecko jest tak oswojone z mediami, tym bardziej powinno znać pewne zasady.Moja córka też przez wielu jest uważana za nadmiernie ruchliwą i żywą, ale jakieś zasady włożyłam jej do głowy bo uważałam to za swój obowiązek. OK, można powiedzieć, ze później matka sama zobaczy kogo wychowała, ale żyjemy w społeczeństwie, dziecko będzie rosło, miało kontakt z innymi, potem jako dorosłe będzie mieć własne dzieci etc Od jakiego momentu należy takim rozbrykańcom zacząć wykładać, że są jednak jakieś zasady, że od teraz (no właśnie! od kiedy?)to trzeba zacząć się zachowywać choć trochę lepiej?
Małgosiu, jeśli nie pokazujesz innym języka to nawet gdy dziecko nauczy się tego z dala od domu to zdołasz mu wytłumaczyć niestosowność zachowania z językiem na wierzchu. Wystarczy dobry osobisty przykład i spokojne rozmowy na temat. Najgorzej jest wtedy gdy dziecku coś się zaleca i na jego oczach robi odwrotnie. Ono traci zaufanie, ono przestaje mieć „kompas”.
Małgosiu, nie widziałam programu. Telewizję oglądam mało, czasem jakieś wiadomości, jakiś program publicystyczny, czasem jakiś film. TVN-u nie mam. Mój telewizor ma 19 lat i TVN-u nie odbiera.
Przypuszczam, że „jakieś zasady” i Pola ma włożone, a że nie wszystkie trudno się dziwić. Uczymy się całe życie i całe życie wpadki nam się zdarzają.
Prawda! Moja mała pokazała kiedyś przy mnie język koleżance, na którą była za coś zła. Miała wtedy 4 czy 5 lat. Bardzo poważnie z nią porozmawiałam i obecnie nie przyszłoby jej do głowy wywalać język. Jest rówieśnicą córki p. Manueli. Wspomniałam o języku bo Pola go wywalała na obecnych w studio i mamusia nie reagowała. 🙁 Nic się w sumie nie stało, każdy z rodziców czasem ma sytuację gdy czuje zazenowanie zachowaniem swej pociechy. Mnie ruszyła postawa Gretkowskiej po całym zajściu i zwalanie winy na innych, a nie szukanie jej u siebie. To wg mnie nie wporządku i już. Dlatego nie jest ona dla mnie żadnym autorytetem w sprawie wychowywania dzieci, a w takich sprawach była zapraszana do TVN. Sama widziałam….
I wcale nie uważam , ze powinna jakoś specjalnie sie tłumaczyć.A bsolutnie. Wystarczyłoby po prostu- wiecie państwo jak jest z dziećmi. Do tego rozbrajający uśmiech i byłoby O.K. Ale zwalać na innych?!
Moje Panie. Z pewną taką nieśmiałością zachecałabym do porzucenia już tego tematu. Co miałymy powiedzieć, zostało powiedziane, a blogi nie są miejscem na pogłębioną dyskusję. Bo się znowu skończy nieszczęściem
Manuelę Gretkowską spotkałam „na żywo” trzy razy i ani razu nie widziałam by pokazywała komuś język. Pola komuś go pokazała? Zapytam jeszcze raz, czy ktoś z tego powodu płakał? Czy poczuł się głęboko skrzywdzony przez to dziecko? Jeśli nie to problemu nie widzę, jedynie nieco zamieszania, trochę niewygody i to nie z winy dziecka, a jego (może przesadzę?) udręczenia, czy zmęczenia. Pretensje możnaby kierować do dorosłych, którzy mogliby wówczas pomóc dziecku znieść za trudną dla niego sytuację, ale ci dorośli też wszystkich rozumów nie musieli zjeść więc im odpuszczam. I czuję się correct. Niesłusznie?
Pyro, pryncypialnie po belfersku zalecasz by się zamknąć? Jeśli będziesz od tego zdrowsza, to proszę bardzo, ale żałuję że nie podjęłaś tematu. Małgosia podjęła i chwała jej za to. Małgosiu – 🙂 ślę.
o ja się dostosuję do oczekiwań Pyry i nie będę komentowała uchybień
w wychowaniu Poli i być może kiedyś taka Pola trafi na taki blog jak nasz i powie (jak na
przyklad bywający tutaj Gaweł że ją bolały nerki więc nasikała w
butelkę a jej sąsiad to wypił. I taka Pola będzie przekonana ,że to bardzo
śmieszne i opowieść o sikaniu i dalsze dzieje moczu tym bardziej ,że znajdą
się nawet tacy , których to do łez rozbawi.
Nieszczęście już jest, bo u mnie świt blady i 5C 🙁
A mówiłam, wy analitycy! No, może nie tak, że nie cierpię siebie, tylko mam pretensje, że można było lepiej wykorzystać te lata, które minęły, coś więcej zrobić, bo ja wiem… Nie macie tak?
Jeszcze jedno. Programu, w którym MG objaśniała swoją ocenę zachowania jej córki też nie widziałam. Może nie chciała sprawy rozdmuchiwać i powiedziała co jej pierwsze przyszło na myśl. Ja mam kiepski refleks, taki trzy dni poniewczasie, więc wiem że nie jest łatwo na życzenie mieć sensowną, adekwatną, odpowiedź. Marny więc ze mnie obrońca tak dziecka jak i matki, ale Manuela Gretkowska nie jest celebryty, pisanie książek to zajęcie intymne, nie wśród ludzi na wizji, jak wytrawny dziennikarz telewizyjny, więc nie jest może dość roztrenowana. Powtórzę, że cenię Manuelę Gretkowską za PK, a wióry (te co się sypią gdy drwa się rąbie), jeśli nawet są uznaję za koszt uzyskania. Jakiś niski mi wychodzi ten koszt.
Grażyno, cóż za czarnowidztwo? Zapytajmy Gawła o jego popisy w wieku 5-6 lat, jeśli pamięta oczywiście. Może dla poszerzenia naszych humanistycznych horyzontów zechce uprzejmie opowiedzieć.
Mamy tak, Alicjo, mamy. Regularnie zastanawiam się nad swoimi motywacjami, celami, sposobami ich osiągania. Co trzeba zmieniam.
Nawet jeśli pędzę i robię „poważny” remont mieszkania 😆
Marialko, witaj! Jak miło, że wróciłaś do świata żywych, blogujących.
A;licjo – niczego tak ni żal, jak wszystkich zmarnowanych okazji, żeby lepiej, więcej, mądrzej. Więc tak mamy.
Oj, mamy…. 🙁 Jak poważniej roztrząsać to prosta droga do nerwicy i kompleksów. Osobiście wolę zamiast „co by było gdyby inaczej….” – „zawsze mogło być gorzej” z równoczesną próbą naprawy, o której wspomniała Marialka.
……bo niby cóż mi pozostaje?…. 😀
I jeszcze jak, Alicjo 🙁 !
Jak wszyscy tak mają, to od razu mi się lepiej na duszy zrobiło 😉 W kupie razniej, trzymajmy się kupy, mawia moja znajoma 🙂
Dzien dobry!
A ja sie podpisuje pod Pyra.
Zjadlam wlasnie swiezy, pyszny chlebek z pasta jajowa, ktora sobie na okolicznosc weekendu zrobilam i jestem pogodzona z calym swiatem, nie chce, zeby psuly go swary.
Teraz tylko kawa i rogalik.
Jak to dobrze mieszkac wsrod tylu piekarni 🙂
Alicjo, ja tak mam, caly czas, a jesienia to juz maksymalnie…
Do Teresy S – kochanie, ja niczego nikomu nie nakazywałam. Jakżebym mogła? Ja tylko uprzejmie prosiłam, nauczona smutnym doświadczeniem. Niepotrzebnie tak ogniście bronisz przede mna MG, boc przecież napisałam, że cieszę się, że w bezpośrednim kontakcie okazała się osobą sympatyczną.
Po trzecie wreszcie, jej dziecko nie zachowywało się strasznie, tylko bardzo niesfornie i to by publika darowała – nie darowała tylko braku jakiejkolwiek reakcji Matki, a nawet , rzec można, zahowanie matki było wysoce aprobujące. I o to chodziło, o nic innego.
E tam, jakie swary, po prostu ciekawa rozmowy interesujacych ludzi, i nikt nikomu jezyka nie pokazuje. Zas niezadowolenie z siebie to nam czesto daja w prezencie w dziecinstwie, i tak juz zostaje…
Ide robic typowe amerykanskie sniadanie sobotnie – wafle belgijskie. 🙂
A co do „agresywnej zyczliwosci dla innych” w Minnesocie to chodzi podobno (wiem od Rhonnie, mojej przyjaciolki) o przynoszenie ze soba zima w odwiedziny garnka z ciepla zupa (klimat odwrotny do teksanskiego), oraz przytulanie przy kazdej nadarzajacej sie okolicznosci – w sumie nic strasznego.
Dobrze, Pyro. Napisz co w tamtym miejscu byś wobec swego dziecka uczyniła.
No to ja kamolek do dyskucji – ni ma to jak wychowanie bezstresowe, z tego wyrastają, oj wyrastają 😈
Może pójdę się powychowywać… dochodzi 9-ta, a ja jeszcze w szlafroku i kołtun na głowie!
Bobikowi urodzinowe sto lat!
Każda Matka ma swój zespół znaków – symboli, które dzieciak zna doskonale i wie, że żarty się skończyły, chociaż nikt nie krzyczy i nie karci. Wystarczy njczęściej wziąć stanowczo za rękę, otoczyć ramieniem na tej studyjnej kanapie, albo wręcz poprosić prowadzącego o kartke i długopis dla szkraba. Po prostu zareagować, a nie wpatrywać się rozanieloną gębą w córeczkę po raz piąty plączącą się po kablach, mimo próśb personelu.
To ja sie nie nadaję! 🙁 Nie chciałabym być przytulana przez wszystkich. Lubię margines przestrzeni życiowej. Nienawidzę nawet gdy nieznana mi osoba w autobusie czy pociągu dotyka mnie swym np. kolanem czy łokciem. Nietykalski ze mnie osobnik, nie na życie w Minnesocie 🙁
Alicjo, wciąż w róznych sytuacjach słyszę o bezstresowym wychowaniu, a nikt mi jeszcze nie powiedział co takim określeniem opisuje. Może mnie wreszcie ktoś oświeci, może Ty? Uprzejmie proszę. Ja dzieciństwo mam za ogromnie stresujące.
Nie wiedziałam, że nasz szczeniaczek ma urodziny. Moja jeżynówka wyszła genialnie, więc toast będzie miał nader uroczystą formę – kryształowy kieliszeczek likierowy na wysokiej nóżce, koreczek z sera z oliwką i orzechem, Pyra na baczność, a nawet wierszyk powie. Ale to o 20-tej
Teraz do roboty trzeba się zabrać.
Bobiku przyjmij moc serdecznych życzeń i wirtualnego buziaka w czarny nosek. 🙂
Bezstresowe wychowanie?
Moje dziecko jest najmądrzejsze, najgrzeczniejsze i najukochańsze nawet gdy kopnęło staruszkę, Jasiowi mało co oka nie wydłubało patykiem, uporczywie wbiega na jezdnię i demoluje sklep. Winna jest staruszka bo pewnie krzywo się spojrzała , Jaś bo pewnie sprowokował, głupi kierowcy będący zagrożeniem dla dziecka i właściciele sklepów bo po co te pryzmy towarów?
Mam takiego sąsiada. Dziecko- wrażliwe z artystyczną duszą, jak mi tatuś powiedział. Głupia byłam ,że zamiast podziwiać artyzm , wsadziłam córkę do wanny po tym jak K. wysmarował jej nogę umaczanym w psiej kupie (biegunka) patykiem. Bezstresowo, oczywiście!
O, właśnie. Ja nie tłukłam swojego, ale on doskonale wiedział, kiedy żarty sie skończyły.
Wydaje mi się, że zazwyczaj „pózni” rodzice traktują swoje małe tak, jakby to był ósmy cud świata, Gretkowska też do takich należy. Przykład z mojego podwórka – kiedyś Jerzor zaprosił goszczącego na Queens profesora z Paryża, dość młodego, wczesna 40-tka, żona równolatka. Akurat zjechała do męża z dzieckiem w odwiedziny. Sebastian lat trzy. Nie mieli czasu na dłuższą wizytę, więc było to pod tytułem herbata, kawa, ciasta, wino. Wystawiłam kawę na ławę i te inne rzeczy. Sebastian natychmiast porozkładał ciastka i ciasta na ławie, po czym cierpliwie rozgniatał na miazgę jedno za drugim. Rodzice rozanieleni – ależ geniusz! Nie wiedziałam, jak się zachować, wobec tego nie zachowywałam sie w ogóle, udałam, że nie widzę, kiedy geniusz pracowicie wcierał ciasto z jagodami w bieżnik. W końcu rzecz nabyta, wypierze się albo i nie, a resztę się posprząta. Podniosłam się dopiero wtedy, jak Geniusz sięgnął po moje szkło na parapecie (parapet mam bardzo nisko) – bez słowa usunęłam co należało i zastanawiałam się, czy nie chwyci za doniczkę. Na szczęscie dał sobie spokój. Jerzor wewnętrznie sie gotował, ale podobnie jak ja nie reagował.
Dziecko niewinne. Wpatrzeni w dziecko i nie reagujący rodzice – jak najbardziej. Christoff był do nas zapraszany, ale dopiero wtedy, jak Helene’ z Sebastianem wyjechała.
Pyro, jeżeli Matka ma swój zespół znaków to może i dziecko też taki zespół znaków ma? I Matka swój zespół znaków może do zespołu znaków dziecka dostosowywać? Może to lepiej jeśli się liczymy z możliwościami percepcyjnymi słabszego?, bo co to za zawody ze słabszym? Za zawodami, czyli współzawodnictwem, konkurencją, też nie przepadam, ale cenię współpracę. Jak współpracy nie można uzyskać to zostaje władza, w konsekwencji – uprzedmiotowienie?, czy się mylę? Na dużym forum wyznaczać dziecku granice to odbierać dziecku do siebie zaufanie? Czy strata nie będzie większa niż korzyść?
Przyjmuję, że dyskutowane zachowanie zawierało element „nie widzę, nie słyszę, mam dość, idę w zaparte”, a Matka z miłością mimo to. Czy tak nie mogło być?
Tak zle nie jest, Malgosiu, obcych nie przytulaja, trzeba sie choc troche nawzajem znac, zeby zostac przytulonym. W Nowej Anglii nie przytulaja tak chetnie, caluja w jeden policzek po ustanowieniu wiezow przyjazni (co czesto trwa nie tak strasznie dlugo, ale jednak jakis czas), pewnie polskie calowanie z dubeltowki jeszcze czasem u nas uprawiane by ich zdziwilo. A co do garnka z zupa, to moim zdaniem to mily gest – zawsze mozna zamrozic na pozniej, nawet jezeli od razu sie nie potrzebuje.
A dla Bobika, serdeczne zyczenia urodzinowe, wielu, wielu psich lat, smacznych koscii i innych przysmakow, przestrzeni do biegania i cieplych wygonych kanap do psich drzemek – od nas wszystkich, wlaczajac, w to Pom-Poma, ktory szczeka do kolegi szczegolnie radosnie.
Małgosia dobrze zdefiniowała „bezstresowe wychowanie”. Nie jestem, broń Boże, za karna kompanią, ale jakieś granice są. Taki „bezstresowo” wychowany pójdzie kiedyś między ludzi , do szkoły, przedszkola czy gdzie tam – i wtedy zacznie się konfuzja. Jak to, czegoś mu nie wolno?! Ktoś coś mu każe?! Są jakieś normy?!
Dlatego warto zachować zdrowy rozsądek. Pewnie, ze dzieciństwo samo w sobie jest stresem (pamiętam!), bo człowiek wszystkiego się dopiero uczy i niczego nie jest pewien. Niech dziecko odkrywa świat, ale dobry przewodnik w postaci rodziców się przydaje. Od tego przecież jesteśmy, by nauczyć poruszać się w świecie.
Tereso, kompletnie cię nie rozumiem. 🙁 Więc ani jednego więcej słowa na ten temat z mojej strony……
A, bo nasza Teresa to taki wędkarz – teoretyk. O rybach wie wszystko, o sprzęcie też. Tylko ich nie łapie.
Ja mam też dosyć tej dyskusji.
Zawiadamiam, że tej „genialnej” jeżynówki jest jednak litr (czyli 2 połówki), a zlana właśnie orzechówka zajęła trzecią półlitrówkę. Powinna starczyć na trzy lata, bo masowych dolegliwości gastrycznych nie przewiduję. Gdyby się trafił Pan dostatecznie odważny, żeby oną orzechówką apteczną zapić np bigos, będę doradzała dodatek wody – owoców orecha było trochę za dużo i teraz garbnika w wódce jest też za dużo. Póbując wypiłam jeden mały łyczek i aż mnie cofnęło.
Serdecznie dziękuję za życzenia przeszłe i przyszłe :-), ale muszę wyjaśnić jedno nieporozumienie. Dawno, dawno temu Pani Sekretarz zapytała mnie kiedy obchodzę, a ponieważ dokładna data mojego urodzenia jest nieznana i żadnego Bobisława nie znalazłem w kalendarzu, to zdecydowałem, że będę imieninował w dzień św. Franciszka, razem ze wszystkimi innymi zwierzętami. Tak że dziś to nie tylko moje święto, ale i Imieniny Wszej Zwierzyny.
Ale obchodzić obchodzę, jak najbardziej! 😀
A raczej będę obchodził, jak swoją robotę jeszcze trochę popchnę do przodu. Wątróbka już czeka. I makaron ze szpinakiem (nic nie ściemniam, ja to naprawdę uwielbiam). I oczywiście kosteczka, taka z dziurką. Mniam!!!! 😆
A ja chyba troche rozumiem, o co Teresie chodzi, choc na pewno mnie poprawi, jesli sie myle. Czy chodzi o to, zeby wskazywac dzieciom dobre zachowanie ( co Ty przeciez Malgosiu swietnie robisz, i inni tutaj obecni pewnie tez) nie zalamujac – przez nacisk na kary jako glowna metode wychowawcza – podstawowej wiezi zaufania miedzy rodzicami/wychowawcami a dzieckiem?
Tereso, czy Ty czytalas Alfie Kohna? Pewnie bylby po Twojej mysli, szukalam go kiedys dla kolezanki w polskiej wyszukarce, ale nic w tlumaczeniu wtedy nie znalazlam.
Wafle sie udaly (czasem ciasto jest trroche za rzadkie i mi wybucha w waflownicy).
A dlaczego mi jedna mordka nie wyszła? 😯 Próbuję jeszcze raz, uwaga – test, test! 🙂
A teraz wychodzi 😯 Pewnie po prostu Łotr się zbiesił 👿
Nic nie wysyłam za szybko, łotrze 👿
Bobiku, Jak zwał, tak zwał, imieninuj, a Franciszke też mamy, proszę bardzo! To prawdziwa Franciszka, nie łżę! A jaka dostojna!
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Piesy/22.Piesy%20i%20piesy…%20kota%20nie%20moze%20zabraknac.%20Franciszka%20z%20Wroclawia.jpg
Uroczyście przepraszam Łotra! Moja wina, dałem po mordce przecinek bez spacji. 🙁
No i się obraził. Chciałem wysłać i dwa razy już mnie cofnął, że niby za szybko. Hmmmmm… 🙄
Podwójne życzenia dla Franciszki – jako dla Franciszki i jako dla Zwierzyny 😀
Radyjko jest Zwierzyna i co tam, mogę go uczcić z Bobikiem i Franciszką, ale on ma swój dzień. Kiedy Ania była z nim pierwszy raz u wet. pan doktor nieludzki orzekł, że psina jest z ostatniej dekady lutego i żeby mu wybrać datę urodzenia do dokumentacji. No to Anka powiada, że niech będzi data wyzwolenia Poznania w 45-tym, czyli 23 lutego. I tak jest zapisane Co miesiąc jego Pani ogłasza, że psiak ma urodziny i kupuje mu kolejną piszczącą piłeczkę , co to starcza na 3 dni.
O matko moja! To nie kot! To Eminencja!
Franciszkowy Bobiku, wiesz, że życzę Ci jak najlepiej, każdego dnia 😀
Vivat wszystkie zwierzęta!
Tak więc Radyjko ma w tym miesiącu dwa dni do świętowania: dziś i 23-go 🙂 🙂 🙂
Bobiku, przyjmij na swe łapki najlepsze życzenia dla wszystkich milusińskich.
Zaraz, zaraz….To oznacza, ze patyczaki też świętują?…..Dostały dziś nową porcję świeżych liści malin i jerzyny, jakoś tak wiekszą niż zawsze bo niedługo tylko mrożonki……Ciekawe, czy mam zaliczone 😉 😀
Bobiku,
wszystkiego najlepszego!
No to ja jadę po Crazy Water. Sprawozdanie po powrocie.
Czegoż to nie ma w Teksasie. 🙂
Ukłony dla zwierzaków.
A kto może i będzie miał dostęp do wspomnianego przeze mnie wczoraj filmu niech obejrzy bez uprzedzeń.
jeszcze nie upiekłam. Mam juz mak i grysik. Przeczytałam Wasze wpisy i chce tylko dodać że nie ma co sie dziwić Pani Teresie. Ja wiem o czym pisze . Chodzi o to aby zdjąć z milosci gwiazdke z nieba bo samemu miało sie tylko konika drewnianego… To tak ogólnie. Kto rozumie to dobrze a kto nie , trudno. Bobiku jako fanka wszelkiej zwierzyny, zyczę Wesołego Święta. Wyszczekany to Ty jesteś, trzeba przyznać,ale psy tak ponoc mają.
M., Alfie Kohna nie czytałam, ale przeczytałam sporo o… dostatecznie dobrej opiece i o tym jakie ważne dla kratywności, odwagi, wrażliwości (zamiast drażliwości?) dziecka są przyjazne (nie totalitarne) relacje w rodzinie i jak ważny w tych relacjach jest bon ton. Nic nie mniej niż w relacjach z sąsiadem, czy innym uczestnikiem spotkania przy np stole.
Pyro, co do ryb, się mylisz. Miałam do czynienia z trudnymi dziećmi, z trojgiem i bywałam mało kompetentna albo i wcale w obliczu posagu emocjonalnego jaki ze sobą wniosły. I sama byłam dzieckiem i dzieci wokół widzę sporo. Wymieniamy się tu przepisami kulinarnymi, zbieramy książki kucharskie, tortu czy innego eksluzywnego dania nie robimy na intuicję i staramy się tego nie robić w nerwach, ale w skupieniu uważając by w efekcie nie uzyskać zakalca. Pomocy „naukowych” nt relacji międzyludzkich tyle co w dziedzinie kulinarnej jeszcze długo w domach nie będzie. Do niedawna one nawet dostępne nie były.
Pewnie się nie wytłumaczyłam mimo wielu słów i zdań. Nie jestem fachowcem, ale czuję że może być lepiej niż jest.
Pyro, ułan wspaniały! Dzięki wielkie!de2f
No wiecie co? (Jak mawia Alicja) przedwczoraj wysłałam do Żabich Błot przesyłkę, a już dzisiaj Żaba dziękuje. Poprawiło się poczcie czy jak?
Pyro, skoro temat nalewkowy znow sie pojawil,czy mozna jeszcze o kumkwacie?
Otoz widzialam w amerykanskich kwiaciarniach/duzych sklepach ogrodniczych drzewka kumkwatu w doniczkach.Wysokosc rosliny 30-50 cm. Bardzo dekoracyjne (no, to rzecz gustu), bo obsypane obficie pomaranczowymi owockami. Pewnie w odpowiednim klimacie mozna toto posadzic w ogrodku (podobno wytrzymuje temperature do -10 st. C ) albo hodowac latem na dworze, a zima w domu; lubia bardzo duzo slonca. Czy sa latwe w hodowli – nie wiem, wiem tylko ze niektorzy to robia (np. moja znajoma w Nowym Jorku).
Moze wiec i w Polsce mozna znalezc „drzewko” kumkwatu w jakiejs kwiaciarni?
Tereso, ja to wszystko intuicyjnie 😉
I pozwolę sobie zauważyć, że jakoś mi wyszło. Moze dlatego, ze miałam w miare normalny dom, a kiedy miałam 5 lat, urodził nam Starsza 2 lata siostra i ja) się Braciszek i trzeba było się nim opiekować, bo roboty w gospodarstwie huk. Najpierw nie mogłyśmy się dzidziusiem nacieszyć, a potem nam obrzydło 🙁
W dwa lata pózniej urodziła się siostra, znowu obowiązki starszych sióstr! Moj a starsza siostra urodziła syna, mając 20 lat. Mieszkałyśmy razem, siłą rzeczy pomagałam. Za dwa lata córka, też byłam na miejscu. Pamiętam, Baśka kupiła książkę „Moje dziecko”. O d.. rozbić, chyba, ze chce sie poczytać przepisy na soczki i zupki oraz tego typu sprawy. NIE MA przepisu na wychowanie, bo każde dziecko, ledwie sie urodziło, jest indywidualnością i bardzo mocno, od urodzenia, te indywidualność podkreśla. I tu dla matki i ojca najwazniejsza jest właśnie intuicja. Ja na tym polegałam, polegała moja siostra Baśka, która, uważam, ma najlepsze na swiecie dzieci. Dzieci trzeba umieć „słyszeć”. I powtarzam swoje – to my jesteśmy ich drogowskazem i powinniśmy wskazywać, co można, a co nie. Kary niekoniecznie. Wystarczy dobra taktyka. Siedziałam w domu i wychowywałam.
Matkom pracujacym jest gorzej. Ja poswięciłam czas i może widoki na jakąś zawodową karierę, może bym „do czegoś doszła” – ale ważąc na wadze, przeważają plusy. Dziecko nie było w przedszkolu, gdyby było, nie mówiłoby po polsku tak dobrze, jak mówi, to bez dwóch zdań (mam porównanie). Poświęcałam dziecku dużo czasu – to luksus, na jaki matki pracujace nie stać. Jeśli pod tym względem oceniać M.G, to Tereso, ona swoje dziecko wielce skrzywdziła. Decydujesz sie na dziecko, bądz odpowiedzialna/odpowiedzialny. Podobno pierwsze 5 lat jest najważniejsze, według książek…
M.G. wybrała karierę polityczną, poswięcając dziecko, przeczytałam książkę, to mogę to napisać. Dziewczynka była od małego targana wszędzie, gdzie się mamusia prezentowała. Zal mi tej dziewczynki, normalnego dzieciństwa to ona nie miała. Czyja to wina?
Kucharko!
To je to! Moja koleżanka miała, ale niestety, zamordowała kumkwacisko sobie tylko znanym sposobem, zanim zdołałam pobrać nasiona! Nie wiedziałam wtedy, że z tego nalewki, ale byłam jedyna, która żarła owoce! Zastanawiam sie, czy to u mnie by przeżyło, dorosła roslina mogłaby nie przeżyć (mało słońca), ale gdybym tak sama nasionko, to by sie przyzwyczaiło może?
Errata:
Miało być (w pierwszym wpisie): „urodził sie nam – ja 5 lat i 2 lata starsza siostra”.
Tereso, o Alfie Kohnie to dlatego, ze mialabys przyjemnosc z jego lektury bo jego ksiazki ida po linii Twoich zainteresowan i pogladow, po prostu swietnie rozwijajac temat. A z Alicja zgadzam sie prawie calkowicie co pewnie ja zaskoczy 🙂 . Z dodaniem, ze czasem nie wszyscy maja ten luksus wyboru, i nie zawsze jedna pensja wystarczy, ale tyle znam osob, ktore robia wszystko, by zwlaszcza tych pierwszych pieciu lat nie zmarnowac, ponoszac straty finansowe i w karierze z tych samych co Alicja powodow. A to, co Alicja napisala o intuicji i niepowtarzalnosci dzieci, to najlepsze streszczenie Kohna… On tylko doprecyzowuje jak poznac i swiadomie stosowac swoja intuicje.
Ciekawe jaki procent psychologów i pedegogów w stu procentach poradziło sobie ze swoimi dziećmi? 😀
Pardon, miałam milczeć 🙄
M.,
Sama wychowuję córkę, sama na nas dwie zarabiam. W takich sytuacjach też można dać sobie radę. Kwestia priorytetów i ustawienia wszystkiego tak by było to najkorzystniejsze dla dziecka. Że kosztem swego życia osobistego i swych własnych potrzeb? Trudno. Dziecko powinno być najwazniejsze. Tak uważam. Ten problem powinno się roztrzygnąć przed zajściem w ciążę. Ostatnio w radio pani Sława Przybylska? opowiadała o tym, jak z wielkim poświęceniem godziła swe życie zawodowe z misją matki. A Beata Tyszkiewicz? Takie osoby podziwiam….
Pyro, awizo było JUŻ wczoraj! co nie przeszkadza, żeby „polecony priorytet” szedł ze Szczecina 10 dni
upiekłam.!! ?Bardzo pyszny, mam za dużą forme i jest płaski, ale dobry. Kiedys jadłam taki i miał polewę cytynową. Nie robiłam juz czekoadowej bo byłby za slodki wg mnie. Dzisiaj sie troche obijam więc na koniec dnia cos pozytecznego- placek.
jeszcze ja dodam trzy grosze do tematu, dzieci. Nie ma nic wspanialszego niz mama w domu. Jednak czasami musi byc inaczej i z tym trzeba się pogodzić. Problem polega na tym gdy pytamy ciagle dziecko;; o czym myslisz? na co masz ochote ? dlaczego jestes taki smutny ? co dzisiaj sie zdarzyło? itp. Wystarczy jak naczęściej byc ze swoim dzieckiem ale dac mu oddychać. I byc konsekwentnym . To tyle. Takie są moje wnioski . Mam dorosłe dziecko, k?ore jest czasem bardziej poważne niz ja , co nie ukrywam czasem mnie martwi. Powaga dziecka nie moja niepowaga. pozdrawiam
Malgosiu, wlasnie o takich swietnych rodzicach jak Ty myslalam piszac, to co napisalam! 🙂 Sama mam w domu dwie mlode osoby, tez wiele rzeczy tak poprzestawialam, zeby na pierwszym miejscu byly ich potrzeby, i czas na to, zeby, tak jak gruszka, moc z nimi o wszystkim rozmawiac – jesli zechca. I byc na tyle otwarta, zeby chcialy chciec.
A co do psychologow i ich sukcesow w wychowaniu wlasnych dzieci, to pewnie jest ich tyle samo, co niepalacych i calkowicie zdrowych lekarzy, albo dentystow z perfekcyjnym uzebieniem.
Kielichy w dłoń! Pora
ja mam nalewkę którą muszę sprawdzić w smaku czy dobra . Jest okazja bo zwierzatka mają świeto/ ponoc zrezygnowali z szukania tego który pokazał się na łakach, kotolwopumy/. Czyli za Bobika , wszystkie inne stworzenia które nie są ludzmi i najwazniejsze za Pana Bendyka z blogu obok . Sto Lat Uśmiechu.
ale sie rozpisałam. Idę pomieszkać miłej niedzieli
Alicjo, pierwsze pięć lat to MG była chyba z dzieckiem w domu. Potem rok w trasie, też zdaje (ja też z książki) się z dzieckiem i mężem, który je dowoził i opiekował się córcią gdy mama zajęta była „występami” politycznymi. Chwała jej za to, bo brak zaangażówania kobiet w polityce daje konkretne dla tych kobiet straty, np nawet o 40% niższe pensje od mężczyzn na równorzędnych stanowiskach. Może gdy Pola dorośnie w Polsce będzie już rozsądniej, ale samo to się nie stanie. Przed MG nikt się nie porwał, nikt nie dał nazwiska, dobrego nazwiska, nikt nie dał czasu i innych dóbr, choćby „nerwów”.
Miał być wierszyk dla Bobika i będzie :
Pod Syriuszem w zaklętym ogrodzie
uśmiechnięty szczeniak baśnie plecie.
Śmieszna mordka i psoty
i do wina ciągoty
tylko jeden jest taki na świecie.
To jest szczeniak z wyboru.
Rzec by można ,taka forma prze-
trwalnikowa. A przecie
wielkie serce, jak wiecie
bije w piesku – poecie –
tylko jedwen jest Bobik na świecie
O, proszę; wyszła mi prawie balladka obrączkowa w stylu szkockim
M., dziękuję za – tak zrozumiałam – trochę wsparcia. Przy okazji mam pytanie nie na temat. Czy w amerykańskim internecie można znaleźć coś takiego jak wzory umów na import towarów do USA? Siedzę nad projektem umowy na współpracę polskiej firmy z amerykańską w ww zakresie i skóra mi co-nieco cierpnie, ze względu na amerykański system prawny, te trzy w jednym prawa: federalne, stanowe i lokalne. Amerykańska strona umowy coś zaproponuje, ale lepiej byłoby być przygotowanym. Gdyby kilka takich umów mieć i je przetłumaczyć, to łatwiej byłoby się ustrzec przed nieporozumieniami, szczególnie dziecinnymi. Może jakieś linki mogłabym dostać? Jeśli to kłopot, to oczywiście odwołuję.
Najserdeczniej dziękuję za wszystkie życzenia w imieniu swoim i Zwierzyny (nie pytałem, czy wszystkie zwierzęta się na to zgadzają, ale trudno, będę dziś Samozwańcem). Z okazji imprezy w ogrodzie postawiłem pełną beczkę śmiechu i zapraszam wszystkich do częstowania się! 😀
Pyry wierszyk bardzo mnie wzruszył. 😥 😳 Ech, pójdę otrzeć łezki w kąciku, bo inaczej nikt mi w tę beczkę śmiechu nie uwierzy. 😉
Pyro, te mordki są trochę niewyraźne – przed tą zawstydzoną nie jest zmartwiona, tylko z łezkami wzruszenia!
Tereso, sprawdze i sie odezwe, ale odpowiedz pewnie bedzie jutro rano (w Twoim czasie), bo od paru godzin wychodze z domu, i w koncu chyba wlasnie uda sie mi wyjsc. Przy okazji moze zdaze sie spytac meza, ktorego firma glownie eksportuje ze Stanow , ale tez czasem importuje male potrzebne elementy do maszyn, ktore buduje. Te korowody z prawem federalnym, stanowym i lokalnym to cala zabawa dla prawnikow – czasem trzeba miec paru, kazdy akredytowany w danym stanie.
Bobiku, Pom-Pom twierdzi, ze obchodzi, mimo, ze – o ile wiem – jest protestantem. Widac jest tu miejsce na wyjatki. 😉
M., jak się w Polsce Alfie Kohnie pokaże to od razu przeczytam. Dziękuję za tę informację.
Na razie znalazlam to, calosc niestety po angielsku, a streszczenie mogloby wszystkich tutaj wprawic w stan dlugotrwalej spiaczki. Najwazniejsze to wiedziec (to tez wiedza praktyczna meza), czy produkt podlega jakims restrykcjom (np. bron, leki, swieza zywnosc itp.), bo wtedy calosc sie wydluza. Co do prawa lokalnego, to raczej importu nie ograniczy (znowu podpowiedz z praktyki), najwyzej np. przechowywanie lub instalacja, jesli w swietle lokalnych regulacji prawnych czegos w tym konkretnym miejscu nie wolno instalowac, badz przechowywac. A o to juz naprawde powinna sie martwic strona amerykanska, nie polska. W linku Ci podanym sa wzory umow, ale sa dosc dlugie, wiec chyba ich tlumaczenie zajeloby zbyt duzo miejsca na blogu?
http://www.americanimporters.org/pages/marketing/USimportrequirements.html
M., jesteś boska. Ja pierwszy raz boję się swojej pomocy w zorganizowaniu przedsięwzięcia. Firmę nie stać na zespół prawników i to amerykańskich, a ma ofertę współpracy z tamtej strony. Postawić na los szczęścia, czy się bać, oto jest pytanie. Te kontrakty nie byłyby wielkie, ot ciekawość takiego kontraktu i trochę zarobku.
M., dziękuję że jesteś. Z tłumaczeniami firma sobie poradzi, musi. Bardzo mi pomogłaś. Będziemy mniej we mgle. Jeszcze raz dziękuję. 🙂 !
M., jeszcze mój adres, gdyby mógł się do czegoś przydać: teresa.stachurska@gmail.com .
Swietnie, ze sie przyda. A od takich spraw wlasnie ma sie przyjaciol na roznych czesciach globu 🙂 !
Dziekuje, Tereso, odezwe sie moim wieczorem, jak juz wyhasam dzieci i niewidzialnego psa.
M., chętnie poczekam do Twojego wieczora.
M., Pom-Pom jest za mądry, żeby nie obchodzić. 🙂 Po pierwsze, św. Franciszek ma w świecie zwierząt całkiem specjalny status i każde z nas uważa go za naszego patrona, bez względu na wyznanie. Po drugie, który pies nie chciałby dostać kosteczki, choćby wirtualnej? Nie ma imienin – nie ma kosteczki. 🙁 Pom-Pom nie musiał chyba zbyt długo kombinować, żeby dojść do wniosku, że imieniny jednak mieć się opłaca. 😆
Pyro, ja na kolana padłam. To cudo nie wiersz!
Bobik, na Twoją cześć portugalskie wino z panem mężem pijemy 😀
Haneczko Ty powstań. Wierszyk jst niezbyt zręczny – rytm się łamie dwukrotnie, ale nie miałam czsu popracować nad nim. Jest taki „pstryk” i tylko patrzeć co z tego wyszło.
Ty nie bądź taka skromna Pyro. Mnie nie ma się nawet co łamać 🙁
Gdzie wywiało wszystkich mężczyzn!? 🙁
Jedynym mężczyzną , dyżurnym niejako z urzędu (świetuje!) jest Bobik.
Dzisiaj Koleżanki uparły się na całodzienne wałkowanie dzieci – wychowania – Manueli Gretkowskiej. Nie dla Panów temat.
Też sie zastanawiam 🙁
Po zastanowieniu idę do spanka. Jutro też jest dzień. Dla mnie pracująca niedziela. Dobranoc o- i nieobecnym 🙂
Dobranoc. Pyra idzie wyprowadzić psa, qa potem lulu.
Alicjo,
a czy jestes pewna, ze toto wyhodowane z nasionka bedzie owocowalo? Moze musi byc sadzonka, albo jakas specjalna odmiana? Ja – i nie tylko ja – namietnie hodowalam w dziecinstwie cytryny i pomarancze z pestek. Rosly, rosly i nic.
Potem probowalam avocado. Roslo w gore i za nic w swiecie nie chcialo sie rozkrzewic chociaz przycinalam wierzcholek…..
Mango niezle rosnie, posadzilam bo nie wierzylam ze z takiej pestki cos wyrosnie. Ale nie wierze w owocowanie….
Jak zobacze kumkwaty w sklepie, to nasionka zachowam i dam Ci znac.
Pyro, dyżurny na dziś temat ustaliłaś sama – http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=583#comment-88872 ? Podjęłam go ze względu na „szewską pasję” w odniesieniu do zachowań dzieciaka i matki, która chyba Ci zbyt delikatna się wydała. Mnie poruszył dysonans między powyższą reakcją a anielską łagodnością dla braku ostrożności w zachowaniach dorosłych, tyle że przez Ciebie lubianych/szanowanych, osób. Za niewygody, może nawet za nudę moich wywodów przepraszam.
Kucharko, miałam kiedyś owocującą cytrynę i kawę. Hodowałam je z sadzonki, nie z pestki. Te z pestki trzebaby chyba szczepić.
To prawda, te z pestki nie owocują. Wyhodowałam w dzieciństwie duże dość drzewko z pestki, ale nigdy nie zakwitło, pewnie rzeczywiście trzeba byłoby je zaszczepić. Podobno te skierniewickie owocują po paru latach (z sadzonki), ale takiej nie miałam.
Ja niczego nie jestem pewna, o nie! Też mi się z pestki nic nie udało.
Już zasiadaliśmy do obiadu, a tu przyszła Lisa, 76-letnia przyjaciółka naszego 80-letniego Franka z naprzeciwka. Frank potrzebuje opieki, powolna demencja, a on musi przyjmować leki (cukrzyca, rozrusznik serca i kilka innych nieciekawych spraw). Do tego wielki dom, o który ktoś musi zadbać – Frank nie ma ani siły, ani potrzeby nie czuje, ale raz na jakiś czas przychodzi mu do głowy, ze coś by trzeba z tym bajzlem…
Bajzel to pies (z przeproszeniem piesków blogowych), ale zdrowie Franka. Zapomina o tabletkach, a to ważne. Zawsze dbała o niego Lisa, dojeżdżająca przyjaciółka, ale ona też już nie ma sił. Frank jest nieufny, wie, że nie moze sie obyć bez pomocy, ale nikogo obcego. Wysłał Lisę na zwiady, czy nie mogłabym… pewnie, że mogłabym i mogę, tylko gdybym ja zaproponowała to Frankowi rok-dwa temu, to on by zaprzeczył, że niepotrzebne, że on może i potrafi! Samotna starość to jest chyba coś najgorszego, co może się przytrafić. No ale ma Lisę i nas, po sąsiedzku!
O, i synowa zadzwoniła – Boże Narodzenie u nich! W nowym mieszkaniu! Ona gotuje wszystko, ale gdybym zrobiła „uszka i czerwoną zupę”, to by się nie obraziła! Zrobię, zrobię… i jeszcze jej białego barszczu nakiszę, bo to jej ulubiona polska zupa 😉
Alicjo, to święta masz zorganizowane. Choinka u dzieci będzie?
M., jakaś słaba dziś jestem, nie podołam do Twego wieczora. Rano się zamelduję.
A będzie i choinka! Radziłam synowej, żeby może drzewko w donicy na balkonie – spory mają balkon, leci przez dwa pokoje, ale ona przytomnie zauważyła, ze po pierwsze wysoko, a po drugie balkon narożny, północno-zachodni, i drzewko nie wytrzyma, bo wiatry itd. Chyba ma rację.
Jakoś tak tradycyjnie myślałam, że zjeżdżają do nas, dlatego troche mnie zaskoczyła – to wy teraz do nas, bo my zawsze do was, a wreszcie mamy swoje… 🙂
No, tyż prowda! 🙂
Tereso, juz wyslalam, to przeczytasz do sniadania. Sama jestem troche niedospana, zamiast kawy – lepszy sen.
wrócilismy, napiliśmy się wody, czekamy na działanie zbawienne.
http://picasaweb.google.com/WandaTX/2008_10MineralWellsDlaBlogu#
Woda zawdzięcza swą nazwę pewnej starej kobiecie chorej na demencję. Ponoć picie wody wyleczyło starszą panią.
Ciekawe czy będę teraz pamiętać gdzie położyłam okulary 🙂 ?
Jechaliśmy tam dwie godziny ( no nie tylko po wodę, bo tę prawdę mówiąc można już kupić w sieci lokalnej ) – lepiej, żeby ta woda naprawdę była coś warta.
Chyba się z tobą Pyro nie zgodzę, ze dzieci to nie temat dla panów. Znam sporo wspaniałych ojców, do szkoły/przedszkola większość dzieci jest odprowadzana przez tatusiów, tudzież odbierana, na wywiadówki pół na pół z mamami. Tatuś z pociechą w przychodni, kościele czy na placu zabaw – równie częsty widok. Chyba tak zupełnie bezrefleksyjnie tego nie robią? 😉
Z paroma panami bardzo często rozmawiam o naszych dzieciach i bynajmniej nie robią tego płytko traktując temat. Chyba panowie blogowi nie są gorsi… 😎
Tereso, tak to już jest , że zawsze surowiej oceniamy tych, których nie znamy lub nie lubimy/nie cenimy 😉
M., dzięki za miłe słowa, ale jeszcze daleko u mnie do stanu idealnego. Choć staram się i dziecko mi bez oporów wypomina, gdy próbuję sobie odpuścić. Wie, ze może wszystko powiedzieć i potraktuję to poważnie.
Gruszko, cieszę się, ze smakowało. Pewnie moja blacha jest duża, ale nie aż tak 🙂 Polewę czekoladową robię raczej gorzkawą- rozpuszczam w rondelku (nie można za mocno podgrzać, albo nie daj B. zagotować!)równą ilość masła, śmietany kwaśnej,cukru i kakao, ale dobrego, ciemnego. Jeśli zakłucam proporcje, to sypnięciem większej ilości kakao właśnie. Tego np. holenderskiego.
Miłej niedzieli wszystkim! 🙂
Oczywiście zakłócam 😳
Nie chodzi o temat tylko o całodzienne wałkowanie go. Panowie wyjątkowo źle znoszą takie drążenie w nieskończoność. Nie chodzi zaś o to, czy się kogoś lubi, czy nie. Nie wymieniając źródła ppwiem tylko, że wieczorem miałam telefon męski z przerażonym pytaniem, czy już teraz będzie to damski klub w poczekalni u fryzjera. Naprawdę warto posłuchać jeżeli ktoś rzuca hasło, że już dosyć. A ogromnie przeze mnie lubiana Małgosia zawsze daje się wciągać w takie dywagacje. Większość z nas naprawdę nie jest cofnięta w rozwoju i nie trzeba wielogodzinnych narad nad sprawami oczywistymi.
Szkoda ,że ten Pan nie zaproponował tutaj innego tematu , tylko do Ciebie Pyrko zadzwonił ,zeby popłakac w spódnicę. Fajnego Pana tutaj mamy. 🙂
Grażyno – panowie panicznie boją się babskiego zacietrzewienia. Już niejeden tutaj dostał po łbie za „niepolityczność” więc wolą wycofać się na „z góry upatrzone pozycje”. Od tygodnia próbuję Koleżankom to uświadomić, od awantury z Iżykiem. Staram się być delikatna i pewnie dlatego efekty mam mizerne. Pisałam, że oni są inni? Pisałam. Pisałam, że wystarczy swoje stanowisko aakcentować, a nie rozwlekać jak stąd do Warszawy? Pisałam. Równie dobrze mogłabym pisać na Berdyczów.
Nie mogę się pogodzić z domniemywaną i podkreślaną przez Ciebie Pyro niechęcią panów do pogłębionej rozmowy o trudnych sprawach. Zarzucasz koleżankom zacietrzewienie (nie widzę), choć to u kolegów „szewskiej pasji” jakby więcej, patrz przywoływany przez Ciebie wpis Iżyka. Dodaj tych którzy unikają zabrania głosu w ludzkiej dyskusji o krzywdzie, czy krzywdzeniu, ale nie unikają pisania o gonieniu przysłowiowego kota, czy to wobec zwierząt, czy to wobec ludzi. Odejmij tych którzy w weekend nie zaglądają na blog. Odejmij też tych, którzy chcą „się przespać” ze sprawą i tych, którzy nie chcą się utrudzić dyskusją, bo to jest energochłonne. Ale i ćwiczące mózgownicę, w tym koncentrację, na pocieszenie, więc panowie o których piszesz nie wiedzą co tracą. Jeśli Ty się nie mylisz, a ja „i owszem” to marny mój los, bo żaden się do mnie… nie odezwie i będę miała za swoje w odróżnieniu od Ciebie. W sumie – jest dobrze, skoro to ja się narażam, nie zaś Ty. Piszę jak zwykle bardzo spokojnie (bez żadnego zacietrzewienia), powoli, bo chcę starannie ująć w słowa co czuję.
Słowa ludzi niosą?, czy nie niosą?
Pozdrawiam Cię najserdeczniej, Teresa
Ja dziś muszę nad tą umową posiedzieć, no i do szpitala pojechać… Dobrze, że się niebo przejaśniło po wczorajszym deszczu, będzie raźniej.
Na obiad rozpusta – omlet na maśle z antonówkami też na maśle. I rosół w filiżance, znaczy czysty.
Pozdrawiam Państwa, Teresa
M., list doszedł. Dziękuję Ci bardzo, jesteś najlepsza na świecie. Pozdrawiam, T.
Dzień dobry. Muszę powiedzieć, że trochę się dziwię tym segregacjom płciowym, tym, że skoro panie coś wałkują, to panowie ze swej strony nie mogą zaproponować od siebie czegoś ciekawego. A czemu? Zresztą wszystkich panów to nie dotyczy, często np. Stanisław wprowadza bardzo interesujące tematy, które potem się dyskutuje, i jakoś nie ma kompleksów, że się wcina w damską gadkę. Musimy się pogodzić z tym, że troszkę inne mechanizmy nami rządzą, i z jednej strony szanować to, ale z drugiej strony, jeśli ktoś chce powiedzieć coś interesującego na całkiem inny temat, to czemu ma tego nie powiedzieć? 🙂
Po zastanowieniu dodam, że to nie jest tylko problem męsko-damski. U siebie mam coś takiego: jest grupka stałych bywalców, już zaprzyjaźnionych, miłych wariatuńciów, których bardzo lubię, z którymi wyczyniamy psie figle, wierszykujemy itp. I są inni, którzy chcą poważnie podyskutować (co nie znaczy, że „figlarze” też nie zabiorą czasem głosu w poważnej dyskusji) i zniechęcają się tymi figlami-miglami (jak np. pewien mój kolega mieszkający w USA, bardzo mądry recenzent muzyczny, który wolał przejść na maile do mnie zamiast się wypowiadać na blogu). Ja zawsze namawiam do zabierania głosu w różnych sprawach i nie przejmowania się, że równolegle idzie inny wątek, może ich iść nawet kilka. Taka jest po prostu specyfika blogowania, domena Łajzy Minęli, i trzeba się do tej konwencji po prostu przyzwyczaić.
Dziękuję Pani Dorotko za ten wpis jak i inne. Po co Panom odejmować możliwość uczestnictwa poprzez głos w sprawie? Wszystkich do jednego worka, zawiązanego, żeby nie uciekli na szersze wody?
Na przeprosiny jeśli się przydadzą proponuję:
100 g karkówki wieprzowej rozbić, ułożyć na niej
liść lub dwa kapusty białej, też trochę zgnieść, dodać
przyprawy (sól, pieprz, papryka lub inne zioła) ? do smaku i zwinąć w roladki, spinając je lub wiążąc bawełnianą nitką. Obsmażyć je na smalcu, a następnie udusić pod przykryciem do miękkości. Smakowite.
A może ci panowie, którzy dostali po łbie za niepolityczność, po prostu nie zauważyli, że czasy się zmieniły i to co dawniej wywoływało potakiwanie albo salwy śmiechu z przymrużonym oczkiem, dziś powoduje już tylko niesmak? No to we własnym interesie mogliby zauważyć, bo inaczej stale będą rozczarowani, że oni taki w 3 d..y tekst napisali, a tu wszyscy huzia na Józia. „Znowu babski wieczór” albo „poczekalnia u fryzjera” to przecież też są takie staroświeckie klisze, które na tyle tkwią w języku, że nawet mężczyźni bardzo dobrze wychowani czasem nie zauważają ich pogardliwej wymowy. 🙁
„Polityczność” nie jest szatanem z piekła rodem, tylko po prostu rodzajem współczesnego savoir vivre, żeby w tym naszym skomplikowanym świecie dało się żyć nie obrażając i urażając innych. 🙂
Ale ponieważ jestem piesek empatyczny, to proponuję, żeby dzisiaj, zamiast wychowywania dzieci, tematem dnia była sztuka naprawiania motocykla. Czy możemy się wtedy spodziewać masowych powrotów z chójki? 😆
To wtedy ja pójdę na chójkę, bo się nie znam 😆 Ale się nie obrażę! 😀
Bobiku, 🙂 . Świat jaśnieje mi.
Proponuję jeszcze naleśniki:
10 dkg mąki z pesetk dyni
10 dkg mąki z pestek slonecznika
10 dkg mąki z kaszy gryczanej (pestki i kaszę zemleć)
10 całych jajek
200 ml wody, wsystko zmiksować i smażyć na smalcu placki naleśnikowe.
Farsz wg uznania. Smacznego. Odmeldowuję się.
Doroto z S., polecam szybki samouczek – Robert M. Pirsig, „Zen i sztuka naprawiania motocykla” 😆
W stu dwudziestu procentach popieram to, że mogą iść różne wątki równocześnie i każdy może sobie wybrać to, co mu pasuje. Szwedzki bufet blogowy! 🙂
Ale temu biedakowi, który się wycofał ze względu na figle-migle serdecznie, bez żadnej ironii współczuję. Życie bez poczucia humoru musi być strasznie… no, nie wiem, bo nie znam. 😀
Smorgasbord o 5-tej rano? No co Ty, Bobik !
Panów ktoś zakneblował, odebrał tastatury, testosteron i jeszcze coś?! Idę dospać, toż do świtu bladego zostało z półtorej godziny!
Alicjo, szwedzki bufet ma to do siebie, że nie musisz wtrząchać tego,co Ci nie pasuje, bez względu na porę. Zawsze się znajdzie coś innego, co akurat podchodzi. 🙂 No, chyba że ktoś ma coś przeciwko Szwedom? 😯 😉
Bobiczku, ten mój kumpel też ma poczucie humoru, wiem o tym, bo znam go od lat wielu, ale u mnie chciał poważnie podyskutować o muzyce i nie umiał jakoś ominąć naszego figlarstwa, widział wszystko jednym ciągiem – tak bywa, jak ktoś jest nieprzyzwyczajony do blogowania, mnie być może też by to raziło, gdybym weszła na blog pierwszy raz bez doświadczenia i zobaczyła coś takiego. Można się wtedy pogubić. I to chyba rzeczywiście, jeśli chodzi o panów, są różnice pokoleniowe: starsze pokolenie jest przyzwyczajone do dyskursu tradycyjnego, jedna linia odtąd dotąd i bez rozgadywania się – jak napisała Pyra – „o rzeczach oczywistych” (a które są oczywiste? 😯 ). Młodsi natomiast, korzystający z sieci dłużej i intensywniej, poznali już dobrze Panią Łajzę i się nią nie przejmują. Natomiast paniom zwykle jest łatwiej w takiej sytuacji się znaleźć, bo przyzwyczajone są do rozmów „na różne strony”.
Ciekawe te naleśniki Teresy, ale skąd ta mąka z pewtek dyni i słonecznika? 😯 I domyślam się, że nie byłyby to pewnie ulubione naleśniki Pana Lulka 😉 choć może, gdyby nie wiedział, z czego są… 😆
Jasne, że mam przeciwko Szwedom – potop szwedzki, co zawsze wypominam mojemu znajomemu Szwedu, a o którym to potopie w szkole szwedzkiej go nie uczono w szkole 😯
No to ja go pouczyłam 😎
Zamiast dospać, wzięłam się za czytanie wiadomości… i po co mi to było?!
Pod tematem motoryzacyjnym który proponuje Bobik chętnie się podpisuję , jako że dręczy mnie problem wyższości opon zimowych nad letnimi .
Tereso_S – (10:48) dlaczego przepraszasz ? Przecież nie ma powodu a temat o rozwydrzonych dzieciach , których rodzice zatracili jakikowliek kryztycyzm wpbec swoich pociech jest bardzo ciekawy i według mnie nie został wczoraj wyczerpany.
Alicjo, to mi przypomniało, jak w znajomej kawiarni z zapałem zacząłem opowiadać właścicielowi (który w menu zamieścił różne historyczne anegdotki na temat kawy) o łomocie, który Sobieski sprawił Turkom pod Wiedniem i o tym, jak ci Turcy uciekając zostawili w obozie wory z kawą, których nikt nie chciał, i jak to pewien nasz sprytny rodak postanowił to wykorzystać… no i dopiero w tym momencie, widząc bardzo niewyraźną minę słuchacza uświadomiłem sobie, że on jest Turkiem. 🙄
Przemiła i bardzo kompetentna dyrektorska leninowskiego muzeum w Gorki, „pouczona” przez moich kolegów, że hetman Żółkiewski nie tylko zdobył Moskwę, ale i kazał się trojce obwozić wokół Kremla, nie tylko nigdy o tym nie słyszała, ale tupiąc nogami jak dziecko z głośnym szlocham wołała – „To nie jest prawda. Nie może być prawda, Ja wsio znaju, u mienia disertacja jest'” Wypadek autentyczny, byłam świadkiem.
Poczekalnia u fryzjera? Ladna analogia.
Opony zimowe posiadaja wyzszosc w zimie natomiast nizszosc latem. Jezdzilam na wszelkich typach opon i jakkolwiek jest to dosc upierdliwe, w Polsce i innych krajach posiadajacych zime polecam sezonowa zmiane opon.
Jeden z naszych przyjaciol wypatrzyl moje zimowe opony, kiedy pierwszy raz przyjechalam do Holandii samochodem. Gapil sie na to z uwielbieniem a nastepnie stwierdzil, ze tutaj to niepotrzebne. Mial chlop racje. Tutaj jezdzi sie na uniwersalnych. na nich tez pare lat pozniej pojechalam zima do Polski i nie bylo to doswiadczenie, ktore szybko chce powtorzyc. Wiwat zimowe opony.
Teraz to juz tylko dywagacje teoretyczne, bo samochodu sie pozbylam.
Bo w Holandii to głównie pada 🙁 Gdzie te czasy mojego ukochanego „Powrotu z polowania”?
http://www.nancyhuntting.net/Bruegel-Talk.html
Bruegel musiał kochać zimę. Jak kiedyś udało mi się zmylić straże i wpaść do kuch… przepraszam, do muzeum w Brukseli, do sali z jego obrazami, to miałem wrażenie, że śnieg zachrzęścił mi pod nogami. No i ciemne okulary musiałem włożyć, bo biel śniegu aż po oczach biła. 😎
Te czasy dawno za nami. Holandia teraz nawet nie przypomina jednego z moich ulubionych:
http://www.ibiblio.org/wm/paint/auth/vermeer/i/view-delft.jpg
A jakby tak porzadnie cofnac sie w czasie, to dopiero bylo:
http://klp.pl/admin-malarstwo/images/grafiki/556.jpg
No, parę kościołów i kamieniczek w Delft jeszcze stoi… 🙂
@13:34 – Piękne to jest!
Na motocyklach i oponach sie nie znam, ale z chęcią poczytam waszą wymianę zdań na ten temat. I przysięgam!!! nie będę nikomu płakać w kieckę, że temat nie bardzo 😉 Jakoś nie zauważyłam też rzucenia alternatywnego tematu przez któregoś z panów 😎 Dalej bedę się upierać, ze panowie nie tacy ograniczeni. Mam nadzieję…..Poziom adrenaliny też mi nie skoczył wczoraj i zacietrzewienia nie poczułam. Pyra ma rację, ze daję sie wciągnąć w dyskusje, ale ja w ogóle lubię rozmawiać z ludźmi i poznawać ich zdanie. Wariant rozmów na blogu proponowany przez ciebie, Pyro , jakoś kojarzy mi sie z Wiejską (mam nadzieję, ze się nie obrazisz?) tzn. zatwierdzenie tematu, każdy zapisany zwięźle prezentuje swe stanowisko , a potem gdy marszałek pozwoli to w kwestii formalnej, ale jak najmniej i najlepiej sobie z góry darować. To tak jak czytać gazetę lecąc tylko po nagłówkach. Przecież nikt sie nie obraził, nikt nie kłócił, nie zacietrzewiał, a panowie i tak całkowicie zamilkli. Oznacza to, że lepiej było mieć wczoraj ogólniomilczący dzień blogowy? 😉
Kiedyś jeździłam Syrenką w lecie na oponach błotno-śniegowych po wszelkich wertepach i błotach. Rewelacja! Nigdy się nie zakopałam, jechało to to jak czołg. Niechcący powtórzyłam to tego lata, bo jak złamałam nogę to jeszcze miałam zimowe opony (paranoja: jak spadł niespodziewanie pierwszy śnieg – leżał grubą, topiącą się warstwą na odcinku 20 km – oczywiście sciągnęło mnie na pobocze i od przefikołkowania kilku metrów w dół uratowała mnie niedbałość drogowców, którzy wycinając krzaki zostawili wysoki pieniek o który mój samochód oparł się drzwiami – Pan Bóg czuwa nad robaczkiem – natychmiast pojechałam założyć zimowe opony i do wiosny już właściwie tylko lał deszcz, śniegu prawie w ogóle nie było), a jak juz się pozbierałam na tyle, żeby jeździć znowu samochodem, to wpierw jakoś mi było nie po drodze do warsztatu a po pewnym czasie stwierdziłam, że zaraz mogą być znowu przymrozki, więc na kilka tygodni naprawde nie warto, zwłaszcza, że ja jeżdżę sporo po różnych dziwnych drogach i nigdy nie wiem w jakie błoto wjadę. Dzięki tym oponom (sprzedająca mi je pani powiedziała: A, Żabie Błota! to ja pani dam takie opony z bardzo agresywnym bieżnikiem!) mój Ford Escort zachowuje się równie bojowo jak wspomniana wcześniej Syrenka, a ja sobie nucę: bo dla naszej kompani bojowej nie ma przeszkód i nie ma złych dróg…. Tyle, że ten agresywny bieżnik na normalnej drodze jest bardzo głosny
Małgosiu – powiedzmy to tak : do innego blogu swego czasu złożyłam entuzjastyczną aplikację i inny jest teraz , to ja sobie teraz trochę odpocznę,rzadziej będę apodyktycznie narzucać to i owo. Troszkę potęsknię za tamtą bliskością i swobodą i poczekam. Może tak trzeba?
Obżeram się serem.
No po prostu nadmiar. Nic chwalebnego.
Do tego 😉 zjawiła się w Poznaniu nasza czeska koleżanka. Idziemy więc do kawiarni ( stosowną kompozycję leków przeciw objawom infekcji połknęłam i dotrwam, pod warunkiem, że sala będzie przewidziana dla niepalących) i wszystko co dziś zjadłyśmy poprawimy deserem.
W lodówce szpinak czeka na swoją kolej. Planuję zrobić kluski serowo-szpinakowe na jutrzejszy obiad 💡
Pyra – a Ty się nie dąsaj – tylko opowiedz „w krotkich żołnierskich słowach” jaki powinien być ten blog , żeby Twoja aplikacja nadal była entuzjastyczna. Przecież każdy z nas czegoś tutaj poszukuje i chce żyć w symbiozie z pozostałymi aplikanatami. Może dopracujemy się jakiegoś kompromisu ?
Na razie mówię „do uslyszenia” – bo idę na „Straszny dwór” do naszego Teatru – zwanego też Operą 🙂 . Będę to już chyba 6 raz oglądać. Rzadko u nas są nowości. Jak się nie ma co się lubi ..no to..eh.
Ale dziś dla odmiany idę z koleżankami. Najpierw w knajpce obok Opery wypijemy kawę i moja kolejka na opowiedzenie libretta. Już mam bryka . Zaraz go poczytam.
Może już starczy, może właśnie odpoczynek jest potrzebny? Ten blog nigdy już nie będzie taki, jaki był. Będzie inaczej, ale może będzie fajnie? Trzeba próbować, byle z dobrą wolą.
To, że blog jest teraz inny, chyba doskwiera wszystkim, bez względu na płeć, wyznanie i przynależność gatunkową. Ale doszukiwanie się winy w konkretnych osobach albo ogólnej babskości, chyba do niczego nie prowadzi, bo tu działają pewne nieubłagane prawa dynamiki grupowej. Grupa zawsze się zmienia, zwłaszcza jak jest otwarta. I zawsze początkowe iluzje bliskości pryskają w zetknięciu ujawniającymi się z różnicami zdań, dzieje się tak w końcu nawet w tak niewielkiej i intymnej grupie jak małżeństwo. Jedynym na to sposobem jest cierpliwe wypracowanie „wtórnej bliskości” już na innym, dojrzalszym poziomie. Ale to na ogół wymaga wielu, wielu rozmów i dużej chęci dogadania się. A skąd się ma wziąć bliskość, jak jedni będą siedzieć przy stole i się dogadywać, a inni okopią się na chójce? 🙄
Bobik – najoględniej, jak umiem. Prosiłam wielokrotnie, prosiła Alicja i Nemo – zostawcie ten blog, jako salon, stolik w kawiarni, gdzie się wpada na chwilę niezobowiązującej ale miłej i inspirującej rozmowy. Ten blog nie jest od naprawiania świata, walki o prawa kobiet,Romów, Zulusów, psów, kotów i przepiórek walki z gruźlicą, wszawicą i uzależnieniami. Od tego są inne miejsca, a jak ktoś musi działać – to nic prostszego „: są organizację, partie,. stowarzyszenia, kolumny pism opiniotwórczych, są setki możliwości. Zostawcie ten blog jako miejsce towarzyskich spotkań przy kawie i winie.
Nie pomogło. Jestem kobietą, nie znoszę dzielenia gatunku na ludzi i kobiety, ale fatalnie się czuję w typowym babińcu opętanym szlachetnymi wizjami, pokładami dobej woli i misyjną gorliwością. Poczekam.
Bobiku, jestem tego zdania.
I wydaje mi się, ,że nawet my tu, będąc grupą ludzi w wieku dojrzałym- a nie grupą nastolatków- zapominamy, że w internecie wiele jest iluzją.
A teraz idę się opychać. I to będzie w realu 😉
Jeśli ktoś z Was zrobił już kiedyś dobre kluski szpinakowo- serowe niech będzie łaskaw…
Pa!
To raczej ja sobie odpuszczę bo wymieniono mnie po nazwisku. Nie zawsze Pyro daję sie wciągnąć. Choćby kwestia „kocich żartów”. Ale to nie ważne. Ja tu jestem mniej niż rok i skoro tak blog się popsuł, jak sądzę po twojej wypowiedzi z powodu takich jak ja, a może głównie z mojej winy, przepraszam i wychodzę.
Bardzo miło spędziłam tu czas i nie jest on czasem straconym, przynajmniej dla mnie. Wiele sie nauczyłam, poznałam ciekawych ludzi, nieraz uśmiałam się do łez, zdobyłam ciekawe przepisy. BARDZO WAM ZA TO DZIEKUJĘ.
Panowie, możecie wracać….
Małgosiu, no co Ty! Też na chójkę? A dopiero pisałem, że to nie jest wyjście… 🙁
Pyro, też się poczułem wezwany na dywanik, więc wyjaśniam. Ja nie czuję potrzeby naprawiania całego świata na blogu, więc W OGOLE nie piszę tu o dręczonych Zulusach i prawach przepiórek, tylko najczęściej staram się zabawiać Szanowne Towarzystwo. Natomiast owszem, przyznaję, czuję czasem potrzebę naprawiania blogu, jak widzę, że się na nim stosuje chwyty poniżej pasa, albo kopie leżącego. Fakt, że wtedy na ogół staram się nie stosować dowcipnych podszczypywanek ad personam, tylko mówić ad rem i używać innego tonu, niż ten zabawowo-szczeniacki, więc może to sprawiać wrażenie dość zasadnicze, ale nie wszystko da się załatwić dowcipem lub ironicznym zbyciem. Niemniej jednak wydawało mi się, że cały czas upominałem się dokładnie o to, co i Tobie jest bliskie – o kulturę bycia przy stole. Dla mnie dość to dalekie od naprawiania świata, ale może się mylę, będę musiał się nad tym zastanowić. 😉
A inspirujący może być niemal każdy temat: od widelców i pałeczek, poprzez dzieci po, mam nadzieję, dynamikę grup. 🙂 Przy moim rodzinnym stole nawet o polityce rozmawia się bez zacietrzewienia, chociaż nie zawsze wszyscy są z tej samej parafii. Nie ma co limitować tematów, tylko dbać o to, żeby rozmawiano, a nie kopano się po kostkach. 😎
Na głowy żeście poupadali czy co?! Przesilenie jesienne?! Dąsy jak w przedszkolu, co niektórzy zabierają swoje zabawki z piaskownicy i idą sobie.
Ja zostaję. Najwyżej będę mówić do siebie.
Stara Żabo,
znając Twoje drogi, nie dziwię się, że potrzebne Ci „agresywne bieżniki” 😉 A nam potrzebny nowy samochód 🙁
Jerzor pojechał na przegląd (tutaj chodzi o emisję gazów) i okazuje się, że karoca nie spełnia standardów i już nie da się tego poprawić. Może by i się dało, ale czy warto inwestować w 18-letniego grata, w którym lada dzień coś innego poleci? No to się rozglądamy… ostatnio u nas w „Consumers Report” bardzo dobre notowania ma Hunday. I jest tani! Ja tam sie nie znam, niech kierowca decyduje!
Żeby nie być gołosłownym, zainspirowałem się wczorajszą i dzisiejszą rozmową na blogu i zauważyłem, że rośliny mają nie tylko godność, ale i płeć. 😀
Dobrze wiedzieć, że przynajmniej Alicja to przeczyta. 😉
Płeć roślin wcale nie jest obojętna.
Rzepa na przykład – doprawdy, ponętna,
lecz rzep? Nie skłamię, gdy zarzucę mu,
że jest z natury nieprzyjazny psu.
Gdy zęby w rzepy zanurzę chrupkości,
trzeszczy pod zębem coś prawie jak kość mi,
lecz rzep? To jasne dla każdego psa:
on we mnie wgryza się, nie w niego ja.
Rzepę w swej misce z radością pies wita,
zwłaszcza gdy furą gulaszu przykryta,
a rzep? No, serio… Wszak to śmieszna wieść,
że gulasz z rzepem ktoś tam chciałby jeść!
Taaak… Coraz bardziej w łebku świta mi,
że coś tam jednak zależy od płci! 😆
Godność Osobistom?!
A moze mowmy wszyscy do siebie otwarcie, o co sie przeciez Pyra jakis czas temu dopominala, protestujac przeciwko przez siebie zdefiniowanej (a wiec nieco innej, niz sie standardowo przyjmuje) „politycznej poprawnosci”. Moze zamykanie ust innym w imie czegos innego niz przekraczanie bardzo podstawowej normy nieranienia i nieobrazania blizniego jest dopiero polityczna poprawnoscia? A Bobik ma racje, rozmowa jest ciekawa, niezaleznie czy o lyzeczkach, psach, wychowaniu dzieci, uprawianiu ogrodka, czy robieniu nalewki. Ciekawe rozmowy dzieja sie, gdy uczestnicy czuja sie w jakis sposob bezpieczni. Bezpieczni w sensie, ze nikt im nie bedzie wylewal pomyj na glowe, obrazal ich rodzicow, albo straszyl wizjami dreczonych zwierzat, ale nie w sensie, ze gwarantuje sie im, ze wszyscy sie ze wszystkimi we wszystkich tematach zgodza. To dopiero by powialo beznajdziejna nuda…
Malgosiu kochana, nie uciekaj! Tak lubie czytac Twoje wpisy, no i mamy obie po osmiolatce, wiec pod jakimis wgledami nalezymi do jednego klubu… 🙂
To chyba nie przesilenie jesienne, tylko dojrzala ciekawa rozmowa. Co nie znaczy, ze za chwile nie wrocimy do plackow i szarlotek, oraz wyzszosci widelczykow do ciasta nad lyzeczkami do jedzenia deserow, oraz pieciu roznych sposobow na robienie pigwowki. Teraz, jak Teresa, musze wyjsc, bo niedziela, i obiecalismy (moj maz rownie interesuje sie wychowaniem dzieci, co ja, i twierdzi, ze obdzieranie kotow ze skory absolutnie nie zalezy do kregu jego zainteresowan!) dzieciom wycieczke do muzeum nauki w Bostonie. To jest swietne muzeum dla dzieci, bo zacheca sie zwiedzajacych do dotykania eksponatow. Po powrocie obiecuje przepis na szybki deser z jablek, a na razie pozdrawiam wszystkich tutaj obecnych. 🙂
wierszyki Bobika są dobre na wszystko… i na drogę i na stopę i na pogodę…
Alicjo – a ten Hunday to jest eco jak o to:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/2008_07Peaches?authkey=iuRamRekHvQ#5221495568488473218
niestety ponoć trzeba się było zapisywać w kolejki.
Bobiku, czytam od tyłu i dopiero teraz przeczytałam Twój wcześniejszy wpis – to jest dokładnie to co mi chodziło po głowie cały dzisiejszy ranek.
WandoTX,
to też było rozważane, ale tych ekolo trochę jeszcze mało, a my musimy raczej przed zimą, bo jak się zimą auto rozkraczy, to czym J. dojedzie do pracy? Zobaczymy. Nie wiem, czy u nas trzeba się zapisywać, czy nie. Zostawiam to szoferowi, ja gotuję, sprzątam i te rzeczy, niech on się martwi o pojazd 😉
Popieram M.
Wszystko, byle tylko nie chamstwo.
I jeszcze co do muzeum – u nas w Toronto jest takie „Science Center”- rzeczywiście cudo dla małolatów, i tak jak mówisz, wszystkiego można dotknąć i poeksperymentować. Bardzo dobry pomysł.
Witajcie,
Pyro Mlodsza-Ty chyba czytasz w moich myslach(kom. z 15.24) 😉
Dodam tylko,(jesli pozwolicie) swoje trzy grosze-skoro wywoluje sie dyskusje polityczno-socjalno-moralno-spoleczno-kulinarne,to trzeba byc przygotowanym na przyjmowanie „ciosow”,jednym slowem na cale dobrodziejstwo inwentarza blogowego 🙁 Nie popieram chamstwa,ale nie podejmuje rowniez dyskusji,jesli wiem,ze ani ja,ani ten ktos mnie za zadne skarby nie przekona.Wtedy elegancko milcze!
Ale tez nie popieram takich zachowan,jak „temu podam reke,a z tym nie usiade do stolu”.Jest to rownie nieeleganckie,jak „pisanie listy gosci” na przyjecie,ktorego nie jestesmy gospodarzami!!
Przy okazji pochwale sie,ze u nas tez jest ciekawa wystawa tworczosci Jozefa i Isaaca Israel’ow.Na pewno pobiegne ich malarstwo podziwiac.
Hej.
Panie Gospodarzu czy można zrobić coś z jabłek nie dodając zbyt wiele cukru. Jabłka są bardzo slodkie. Najlepiej jakis dżem albo powidło. To nie są zbyt wykwintne owoce aby je rozdawć znajomym ale szkoda wyrzucić. Przeglądałam przepisy i wszędzie polecają duże ilości cukru.
Co do dylematu jaki mają goście bloga musze zauważyć grzecznie, że chyba jest tutaj duzo nauczycieli. J to jest chwalebne zważywszy na pozim kultury dookoła nas. Jak zycie pokazuje przyroda nie lubi równowagi dlatego tez nie przejmowałabym się aż tak. Mam nadzieje że moge tutaj zaglądać chociaz czasem napisze coś glupiego.
Alicju jesteś piękna i sympatyczna, że tez masz jakieś wątpliwości co do tego?
Małgosiu chyba źle zrozumiałaś i wzięłaś do siebie to co Ciebie nie dotyczy … jesteś miłym człowiekiem i na pewno jesteś tu mile widziana …:)
pozdrawiam wszystkich czytająca Jolinka … 🙂
Gruszku,
moja znajoma robiła powidła z różnych owoców bez cukru, bo mąż był cukrzykiem i nie wolno było . Prawdopodobnie znajdziesz jakieś przepisy na forach dla cukrzyków, zaguglaj.
A poza tym, na wygląd trzeba zapracować* (copyright: Kobieta Pracująca z „Czterdziestolatka”) , starałam się te ehum…ehum… ileś lat!
dzien dobry!!!!
mysle BOBIK ma Racje,popieram jego ostatne wpisy
blog Pana Adamczewskiego/Polityki jest dla wszystkich
majacych ochote czytac lub pisan
sa jednak granice
i Pyro/Ana……nawet najlepiej zaparzona kawa przy jednym stole
z goscni o pogladach zlych i brutalnych jest niesmaczna
pozdrowienia !!!!!
Droga Gruszko,
z jabłkami nie ma kłopotów. My jabłka przerabiamy masowo na mus. Czyli po obraniu i wycięciu gniazd nasiennych gotujemy je aż zrobi się papka. Wtedy wkładamy do wyparzonych we wrzątku słoików (zakrętki też muszą być wyparzone), zamykamy dokładnie i pasteryzujemy 20 minut. Potem odwracamy do góry dnem i ustawiamy do wystygnięcia. Przechowujemy w spiżarni. Całą zimę można z tego robić szarlotki, strudle jabłokowe i wszelkie inne dobroci.
Robimy (powiedziała pijawka przyssana do wieloryba) też powidła. Basia stosuje wówczas mikroskopijną ilość cukru (np. 3 łyżki do 2 kg) i długo gotuje na małym ogniu. Często mieszając. Powidła są kwaskowe. My to lubimy.
Dobrze Bobiku, mogę się sprężyć i spróbować na dojrzalszym poziomie dopracowywać „wtórną bliskość”. W teorii jestem słaba, ale naprawdę rozumiem, co to dynamika grupy. Ale…
Ale tutaj szukam wytchnienia. Tutaj chcę odpocząć od codziennej porcji jarganiny atakującej nie tylko z eteru i ekranu. Chętnie wezmę udział w burzliwej dyskusji na temat wyższości makaronu dwu- nad czterojajecznym, ale wielogodzinne wałkowanie zestresowanych i bezstresowych dzieci powoduje, że podobnie jak Ana, milczę.
Czy dynamika grupy zechce uwzględnić, że milczenie nie oznacza niezainteresowania lub dezaprobaty? Moja własna dynamika bardzo porządnie wyczerpuje się poza blogiem. Tutaj nie chcę dawać, ani dostawać, łupnia.
Mam wrażenie, że o coś podobnego chodzi Pyrze. Niech zlezie z chójki i da głos.
Małgosiu, ostatnio ciągle ktoś się na kogoś tu obraża, albo czuje się urażony. Nie powiększaj tego grona.
Czy mam skakać z chójki na chójkę, żeby pogadać z ludźmi, których lubię?
Dobry wieczór!!
Na zgodę : dla każdego po pod-grzybku!! A kto chętny, to i kurkę.
A Wszystkich zmęczonych blogowym hałasem zapraszam do cichej pomocy w czyszczeniu zbiorów.
Panie proszę o zabranie ulubionych nożyków.
Panowie niech wezmą scyzoryki, finki, noże myśliwskie…. ostre gęby też mogą być.
Małgosiu!! nie wygłupiaj się, siadaj i obieraj maślaki!
Nie pękaj, na szczęście większość już rozdana
http://picasaweb.google.pl/antekglina/PodgrzybkiIKurki#
Mam cichą nadzieję że zdjęcia Was troszkę zirytują….
Zapomnicie więc o innych problemach. 😉
A ja wracam do kuchni. Suszy się w niej.
Haneczko z 19,30 – i o to chodzi, o to chodzi. 🙂
Chociaż mnie czasami swędziały palce…
Dziekuję Panie Gospodarzu za poradę . Tak właśnie zrobię. Dobranoc.
Otoz to haneczko!!
A propos,czy „my som jeszcze przy stole,czy juz pod”????????????
A moze zostaniemy niedlugo same,bo wszyscy na chojki uciekaja 🙁
jak Babcię, nie rozumiem o co chodzi z tymi dziećmi. Swoją drogą to Iżyk by to jakoś z boku opisał i kto wie, może by sie dało zrozumieć. dobranoc
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,5770552,_Bieguni__ksiazka_roku___Nike_2008_dla_Olgi_Tokarczuk.html
Podły Łotr pożarł mi wpis, że niby za szybko! A było w nim:
Haneczko, Yes! Yes! Yes! 🙂
Witaj, mój ulubiony glino! 🙂
Antek, serce to Ty masz chyba tylko dla Antkowej (nieustające ukłony). To ja cały dzień tymi łapami chińczyków, a ten mi tu po oczach 👿 Nożyk mam, biorę wiklinę z prawej 😀
To znakomita książka, Alicjo, znakomita! Czytałaś? Jak nie, to przyślę Ci ekstarcugiem.
Antek,
zdenerrrrwowałeś mnie okropnie tymi zdjęciami! Gdzie ja tu nazbieram, no gdzie?! A grzybiara jestem bardzo. W Polsce i owszem, u Gospodarza na Wsi brałam, co wyrosło i dało się ususzyć 😉
Alicjo-bardzo sie ciesze,ze te pisarke nagrodzono!!
Mnie niestety nie udalo sie dopasc jej powiesci „Ostatnie historie” 🙁
Zostala przetlumaczona na flamandzki,i szybko zniklela.Nie spodziewalam sie,ze ma tutaj tylu czytelnikow.Stale na te ksiazke poluje,moze sie uda?
Antek, co to za kurki?
Haneczko,
nie znam, nawet w pośpiechu nie zauważyłam jej w ksiegarniach, ale też przyznam, że na księgarnie – i nie tylko – miałam niewiele czasu w Polsce. A w sprawie książek polskich autorów jestem bezwstydna – jak ktoś proponuje, nie odmawiam. Zrewanżuję się przy okazji!
Gruszko, ja robię wielkie ilosci musu jabłkowego, ale jestem leniwsza od Gospodarza, wiec lecę na skróty, ale mam dwa z jednego – Kroję jabłka na ćwiartki, wyrzucam tylko co definitywnie zepsute (np, robaczka i przyległości), ogonek i ten drugi koniec, reszte (nie obrana i z resztą ogryzka) wrzucam do sokowarki. Jak się rozpulchnią i trochę soku zleci, to sok wlewam do słoika i zamykam sposobem zwyczajnym (nie słodzę żadnych soków na zimę, dopiero jak biorę je do użytku), natomiast rozgotowane jabłka przecieram przez sito (też na skróty, używam zamiast sita takiego wsadu do garnka co to się w nim gotuje makaron i odcedza – ma większe dziurki i mozna za jednym zamachem przetrzec cały wsad z sokowarki), albo też jest taka maszynka – kręciołek do przecierania, ale potem trzeba ją rozkręcać i myć. Taki mus z którego się upuści trochę soku jest gęstszy a na smaku nie traci, pakuje go w słoiki i pasteryzuje (też używam do tego sokowarki). Mus jemy w zimie na deser z różnymi dodatkami, albo dodajemy go do innych deserów, albo jest do wypieków, ryżu z jabłkami (też legumina, czyli deser), albo…. patrz wyżej wpis Gospodarza
Alicja, rewanżystom mówmimy stanowcze NIE! Ile ja od Ciebie już dostałam, to pojęcia nie masz. Adres proszę na rolewska@op.pl i zaraz jutro wyślę.
Ana, to samo. U mnie na półce stoi, u Ciebie też może. Po polsku, bo flamandzkiej tak zaraz nie dorwę 😉
Alicjo,
to żeby Cię nie zdenerwować to nie zamieszczę zdjęć 2 wielkich koszy maślaków i 1 kosza podgrzybków zebranych tam gdzie i Ty zbierałaś czyli w moim obejściu. Część już ususzona (od piatku do niedzieli pracowały dwie suszarki0 a część podgotowana i i poszła do zamrażarki w porcjach. Zapasy na zimę.
Ano,
dla mnie Olga jest trochę nierówną pisarką. Byłam zachwycona jej „Prawiek i inne czasy” i zwłaszcza „Podróż ludzi księgi”, a potem siadłam przy „Dom dzienny, dom nocny”. Nie dało się tego czytać, utknęłam w połowie i tak zostało.
I znowu potem „Gra na wielu bębenkach” i „Ostatnie historie”, też bardzo dobre. Nigdy nie wiadomo, co spod pióra pisarza wyskoczy, nie zawsze musi być to bestseller. Ale ten „Dom dzienny…” to mnie zdrzaznił, mimo, że to moje znajome klimaty i tereny.
Gospodarzu,
chwalić się, chwalić i dawać zdjęcia!
Ja przeżyję, tym bardziej, że jednak tych suszonych troche mam 🙂
Haneczko, ja już przed kilkoma godzinami zająłem się sprawami pozablogowymi i chciałem w tym wytrwać, ale zerknąłem na blog i… no, za bardzo Cię lubię, żeby Twój wpis pominąć milczeniem. Więc to jest specjalnie do Ciebie, a jak kogoś innego znudzi lub zdenerwuje, to niech ominie. 🙂
Ja właściwie cały czas powtarzam parę „prostych prawd” i dawno bym przestał, gdyby nie wrażenie, że nie całkiem jestem rozumiany, albo też przypisuje mi się coś, od czego jestem daleki. Więc jeszcze raz prosto i powiedz mi, jeżeli w którymś momencie popełniam błąd myślowy.
Po pierwsze: każdy ma inne poglądy i potrzeby, więc i czego innego oczekuje od blogu. Ty nie masz ochoty na dzieci, a kto inny na makarony. Czy nie przekonuje Cię koncepcja szwedzkiego bufetu, z którego każdy bierze to, co mu pasuje, a jak akurat nic, to przeczekuje, aż „rzucą” coś ciekawszego albo sam proponuje jakiś temat (i wtedy też każdy decyduje, czy chce się podłączyć) ? Przecież to koncepcja najbardziej demokratyczna, rodzaj „głosowania nogami”. Jak jakiś temat okaże się dla reszty nieinteresujący, to zemrze śmiercią naturalną i tyle. A jak jest dla wielu osób interesujący, to dlaczego go zakazywać?
Po drugie: nie limitując tematów ani dostępu do stołu, dbać o kulturę dyskusji, czyli tępić wypowiedzi ewidentnie chamskie i obraźliwe, bez względu na to, kto i pod czyim adresem je wygłasza. Chyba nie jest to wbrew intencjom Gospodarza i większości blogowiczów? 😎
(Nawiasem mówiąc, Ano, Gospodarz wyraźnie pozostawił nam decyzję, z kim chcemy siedzieć przy tym stole)
Po trzecie: odróżniać dyskusję od kłótni. Przeczytałem dziś wczorajszą rozmowę na temat wychowania i nie miałem wcale wrażenia, że ktoś tam komuś dawał łupnia, po prostu zdania były podzielone. I jakoś dziwnie jestem pewien, że akurat osoby w tej rozmowie biorące udział oczów by sobie nie wydrapały, tylko pogadały i przestały, jak by im się napęd wyczerpał. A kogo by to nie bawiło, mógłby zajrzeć za pół godziny i znowu poczytać lub napisać o wyższości dwujajecznego. 🙂
Po czwarte: więcej wzajemnej życzliwości! Bez komentarza.
To jest mniej więcej wszystko, co staram się wyszczekać, a zbawienie świata pozostawiam sobie na inną okazję. 😀
I też bardzo, bardzo bym nie chciał, żeby mnie nie skazywać na szukanie towarzystwa po chójkach, bo to raczej kocia konkurencja, a psom to sprawia niejakie trudności. 😉
A ostatnio robię dżem jabłkowo malinowy. Po sasiedzku mam plantację malin (już chyba wspominałam), maliny tansze niż w lecie, więc robie z malin sok – w tym wypadku robię sok tradycyjnie, czyli zasypuje maliny cukrem, czekam aż puszczą sok – odcedzony sok do słoika a resztę mieszam z musem jabłkowym, albo z drobno krojonymi jabłkami, pogotuję nieco i do słoików sposobem zwyczajnym.
Alsa,
te kury to kochiny, żadne tam miniaturki tylko olbrzymy.
Kogut- ten pstrokaty – może ważyć do 5 kilogramów i mieć w korpusie 50 cm wzrostu!!
Te ze zdjęć mają kilka miesięcy a już przerosły stare, podwórkowe kury.
Ufne, ciekawskie i sympatyczne , jedzą z ręki, nie śpią na grzędzie tylko w kucki na podłodze kurnika. W tej kupie piór kryje się póki co straszny chuderlak, skóra i kości…wiem…macałem……ale wstyd…..
Antek kury macał!!
gabaryty mają narazie wyrobione fantastycznym upierzeniem.
Śmieszne w tych swoich pierzastych hipchopowych portkach.
O, i pytanie do Gospodarza – co z tymi grzybami, nigdy bym się nie spodziewała, że na takich piachach będzie tyle grzybów! Wy tam pewnie coś zadajecie od sąsiada – Sołtysa 😉
A ja nadal mam problemy z picasą i tylko kilka zdjęć od Antka mi się otwiera 🙁
U mnie picasa też często odmawia współpracy. Może wpadła w towarzystwo Łotra i sprowadził ją na złe drogi? 😯
U mnie idą wielkie ilości soków, bo wszyscy chętnie piją (zwłaszcza latem) soki z wodą. Podstawą jest sok mirabelkowy, bo nie kłóci się właściwie z żadnym innym, więc mieszam mirabelkowy z np. czarnej porzeczki, albo wiśniowym. W tym roku i w ubiegłym mirabelek prawie nie było i zapasy mi sie kończą, mam może ze 30 litrów, więc robie z czego się da, ale na wiosnę będę musiała dorobić jeszcze rabarbarowego i agrestowego (musi być kwaśny), bo smętnie to widzę. Teraz na bieżąco schodzi malinowo-jabłkowy, odpady produkcyjne.
Bobik 20:46
BRAWO !!!!!!!!!!
Bobiku,
na „szwedzki stół” zgoda 😀 Tylko odniosłam wrażenie (powtarzam: wrażenie), że jeśli trwa dyskusja na poważny temat, to makarony dwu- lub czterojajeczne są odbierane jako niestosownie frywolne. Mam problem z rozeznaniem, co główne a co poboczne.
Nie przepadam za określeniem „chamstwo”. Dużo trzeba, żebym kogoś tak zaklasyfikowała. Strasznie ciężko zatrzaskiwać mi przed kimś drzwi. W tak poważnych kwestiach staram się, za wszelką cenę, dorozumieć, znaleźć przyczynę, dogadać. Wykluczenie zamyka, nie cierpię zamykania, szkodzi wszystkim.
Napęd mi nie przeszkadza, jałowy bieg jednak trochę irytuje. Pół godziny wydaje się nieosiągalnym ideałem.
Życzliwości możesz być pewny.
Przepraszam, że tak długo i krótko, ale córasek jednocześnie gada na skypie 😉
Ja mam jakieś takie pózne maliny, które owocują własnie teraz, i tak do pierwszych mrozów, nawet przymrozki im nie za bardzo przeszkadzają.
Mirabelki, ach! Mniam mniam – tego tutaj nie ma 🙁
Haneczko, a kto lubi chamstwo, obojętne, czy jako określenie, czy zjawisko? 😉
Ale – sorry, dla osobnika od ściągania skórek i sikania w butelkę, który żadnego porozumienia nie szukał, a wpadł tu najwyraźniej tylko po to, żeby sprowokować i narozrabiać, jakoś innego określenia nie znajduję.
W innych przypadkach tak bardzo usiłuję się dogadać, że aż to wszystkim uszami zaczyna wychodzić. 😀
Mnie nie 😀
Nie lubię, ale bardzo chcę zrozumieć skąd się bierze.
Zajrzałam do poczty. Alicja stawiła się na wezwanie.
Ana, czekam. Na oślep nie wyślę 🙁
Haneczku, na temat skąd się bierze już tony literatury napisano. A i tak chyba nikt nie wymyślił lepszego sposobu radzenia sobie z, niż Pan Majster. 😀
Zabo, otrzymalem wlasnie przesyleke od przyjecielskiego przyjaciela z nasionami czarnej mirabelki, za ktore mu przy okazji dziekuje. Wsadze je do ziemi moze sie cos pusci i jak chcesz dostarcze Ci roslinke aby uzupelnic twoje mirabelkowe zasoby.
Wlasnie wrocilismy z muzeum po dotykaniu wszystkego.
Alicjo – 🙂 🙂 🙂 Ja nie bylam, ale moj maz zna toronckie muzeum, i je uwielbia, moze kiedys tam zajrzrymy. Bostonskie jest mniejsze, ale i po chodzeniu po nim czterolatke jeszcze nogi bola, choc na twarzy ma blogi usmiech.
Bobiku, wyraziles juz wszystko, co mnie sie nasunelo na mysl przy czytaniu poprzednich wpisow, wiec nie bede powtarzac ludzkimi slowami tego, co jest kwintesencja psiej madrosci. Pom-Pom macha ogonem, i jeszcze ogryza wczorajsza kostke ku czci Sw. Franciszka. 🙂
A przepis na przepis na jablka jednak podam troche pozniej, bo po bardzo zachmurzonym dniu – wreszcie pokazalo sie slonce, wiec idziemy je lapac, kiedy jest okazja.
Antku, to u brata te kochiny? Piękne są. 🙂
Ja po weekendzie z wnuczką nieco zmęczona, ale obejrzałam sobie stary odcinek „Rancza” i jakoś jest.
Smakowitych snów wszystkim życzę. 🙂
O, takie mi wychodzi, i nic nie moge ustawić, zaparła sie wzięła i nie pokazuje niektórych zdjęć, a o wrzucaniu moich to już mówiłam. Ja nie myślę, że to cos z Łotrem, bo inni by też narzekali. Pewnie sie cos kłóci na linii picasa – linux teraz. Nie takie my przeczekali 😉
http://alicja.homelinux.com/news/pikasa1.jpg
Z całym szcunkiem dla ton i Pana Majstra, jestem haneczka i próbuję po swojemu 😉
Dobranoc wszystkim 🙂
Bobik – cieszę się że wczoraj dałam ci wirtualnego buziaka w Twój czarny nosek. Dziś jeszcze pozwolę sobie raz Ciebie wyściskać. Jesteś WIELKI.(16:12 ……20:46…………….21:45) 🙂
Małgosiu chodź poczytaj Bobika. Wróć.
Chętnie sobie zahoduję nowa mirabelke na trawniku :))). Dziękuje z góry!
Narazie mam dwie przed domem, obie sa z odzysku, to znaczy z uporem sadziłam drzewka morelowe i brzoskwiniowe przed domem, ale kończyło się to zawsze tym, że drzewko usychało a z podkładu wyrastała zadowolona z siebie mirabelka, której mój górski klimat na Pomorzu nie przeszkadzał.Natomiast główny sad a raczej zagajnik mirabelkowy ewoluował z sadu śliwkowego. Kiedy trzydzieści bez mała lat temu osiadłam w Żabich Błotach (zwanych wtedy Zajęczymi Wzgórzami) w skład gospodarstwa wchodziła plantacja porzeczek czarnych i czerwonych i sad śliwkowy, dokładnie 30 drzew węgierek. W tej chwili sobie uzmysłowiłam, że te drzewa mają już z 50 lat! Kilka skrajnych drzew miało od korzeni dzikie odrosty, wlasnie mirabelkowe, które obficie owocowały. Były żółte – małe i większe, i czerwone (czyli czarne) o różnych kształtach: okrągłe i owalne ze szpickiem. Z żółtych jest żółty sok i dżem a z czerwonych sok ciemnośliwkowy a dżem czerwony. Z żółtych jest więcej dżemu a z czerwonych wiecej soku i nie jest on tak kwaśny jak z żółtych. Starałam się uzyskać możliwie intensywne kolory dżemów, bo po głowie chodził mi placek, czy tez mazurek królewski – na kruchym spodzie robi sie kratę z wałeczków ciasta i te kwadraciki napełnia się odsączonymi konfiturami w kolorach złotym i czerwonym. Osobiście nie lubię połączenia żółto-czerwonego, ale na mazurku może być. Więc mi chodzilo po głowie, żeby zamiast konfitur (np. ananasowej-podróbka z dyni i dereniowej) użyć zagęszczonego dżemu z mirabelek.
Był też jeden krzak, który miał tak wielkie owoce, że robiłam z nich konfitury, pestka odchodziła bez żadnych problemów.
W pewnym momencie – krzaki mirabelkowe rozrosły się wokół macierzystych śliwek – przyszło mi do głowy, że dobrze by było wyciąć kilka drzew śliwkowych a wtedy mirabelkom będzie lepiej i mi łatwiej zbierać też.
Najęliśmy stosownych panów z piłą spalinową, ale okazało się, że mają tylko trochę paliwa, starczy im na jedno drzewko, więc ja pojechałam na stację po paliwo (wtedy było na kartki) a mój mąż razem z pilarzami poszedł wycinać to jedno drzewo na które mieli paliwo. Oczywiście przed wyjazdem udzieliłam dokładnych wyjaśnień które drzewa mają być wycięte. Niestety, nie wpadło mi na myśl, że mogą postąpić inaczej i zacząć wycinać nie ze skraja a ze środka i nie śliwki a mirabelki. Kiedy wróciłam z paliwem, okazało się, że panowie pilarze wespół z moim mężem kończyli siekac na drobne moją najdorodniejszą mirabelkę! Wpadłam w furię, rozbeczałam się, poprosiłam o wyjaśnienie, dlaczego ni z gruszki ni z pietruszki, wycięli na początek właśnie tę mirabelkę a nie narożne śliwki? Odpowieć była rozbrajająca: Pień tej mirabelki był już dość gruby, wyrastał skośnie z boku pnia śliwki, która karnie rosła w rządku i swoja postawą zakłócał porządek, który powinien panować nawet w tak małym sadzie. Stąd decyzja, żeby tę odrobinę paliwa, jaką jeszcze mieli, zużyć w pierwszym rzędzie na obcięcie burzącego ład pnia. Lata minęły zanim ta mirabelka odrosła i zaczęła owocować.
W pewnym momencie sadek znalazł się po środku końskiego pastwiska i zaczęły się wyścigi kto pierwszy. Niestety konie z zasady były lepsze i zjadały wszystko co spadło a jak widziały, że idziemy po śliwki czy mirabelki i będziemy strząsać owoce, stawiały się gromadnie na gotowe, to znaczy nie dość, że je trzeba odpędzać spod drzewa, ale również pilnować pełnych koszyków. Z krowami sprawa była prostsza – na czas dojrzewania owoców krowy szły się paść na inne kwatery.
Kolejnym wrogiem krzaków mirabelkowych okazała się energetyka. Przepisy mówią do jakiej wysokości pod linią energetyczną może krzak, czy drzewo dorastać. Moje były za wysokie i akurat te najlepiej owocujące, z brzegu rosnące zostały kilka lat temu wycięte. Odrosły idiotycznie, zagęściły się jak żywopłot, ani porzadnie nie owocują, ani nie ma jak do nich się dobrać jak opadną. ZGROZA!
A do tego ostatnie wiosny są niekorzystne – przymrozki wypadają na czas kwitnienia, chociaż to podobno nie mirabelki kwitną jak jest przymrozek, tylko przymrozek jest wtedy gdy kwitna mirabelki.
Dobranoc Państwu
Za oknem ciemno. Wszyscy śpią, więc pewnie nikt nie zauważy mojego wpisu. Przyglądam się i czytam Państwa wpisy od maja 2007. Trafiłam przypadkiem, szukając przepisu i znalazłam … „babcie” i „dziadków”, których już dawno nie ma, rodziców, rodzeństwo, którego nigdy nie miałam. Znalazłam echo, wspomnienie miłości, ciepła, zapachów, rozmów, znalazłam przeszłość i przyszłość jaką chciałabym dać swoim dzieciom. Czułam się tu bezpiecznie, jak w domu. Nigdy nie odważyłam się napisać, zresztą wszystkie moje opinie byłyby spóźnione z uwagi na godzinę. A zresztą, któż chciałby mnie słuchać.
Proszę zwróćcie mi wiarę w ludzi, zwróćcie się sobie nawzajem. Czy pani X i jej dziecko jest warte utraty przyjaźni? Stojąc z boku widzę, że doskonale się uzupełniacie, wszyscy jesteście ważni, tworzycie wspaniałą całość.
Przepraszam, dopiero teraz zauważyłam, że nacisnęłam nie ten klawisz. Życzę państwu spokojnej nocy i jeszcze lepszego następnego dnia. Nam wszystkim jeszcze wielu wspaniałych wirtualnych spotkań, niekończących się rozmów.
Pozdrawiam matahari37
Mirabelki były na Bartnikach. Teraz się nie da wejść na ogród na Bartnikach, tam są pokrzywy wyższe, niż ja.
I nie ma komu o to zadbać 🙁
Ale w tym roku w Domu (nie, już nie Bartniki!) zeżarłam cały słoik kompotu mirabelkowego nierozrabianego, i niechby mi ktoś chciał z rąk odebrać… 😉
Na czarne porzeczki czekam w przyszłym roku – w tym roku miały byc takie pierwsze, jakas franca mi zeżarła zanim dojrzały, pamiętacie moje narzekania. Siatkę kupię! I zarzucę na *hektary*.
Dobranoc wszystkim! I nie nerwujcie się niepotrzebnie. Życie jest krótkie, szkoda czasu.
Przepis na deser jablkowy po angielsku – Apple Crumble (jest i wersja polnocno-amerykanska, zwana Apple Crisp, ale ja wole brytyjska):
5 -6 duzych jablek
3-4 lyzki brazowego cukru
lyzka masla
szczypta mielonych gozdzikow
1/4 lyzeczki cynamonu
3/4 kostki masla
4 lyzki brazowego cukru
ok. 1 szklanki maki
Jablka obrac, pokroic na cwiartki, usunac gniazda nasienne, kazda cwiartke pokroic na kilka mniejszych kawalkow. Do rondla z grubym dnem wlozyc lyzke masla, dodac pokrojone jablka, brazowy cukier, i przyprawy. Gotowac na srednim ogniu, pod przykryciem 10-15 minut, mieszajac od czasu do czasu, zeby nie przypalic.
W drugim rondlu roztopic maslo, dodac brazowy cukier i tyle maki (moze byc biala pol na pol z pszenna razowa), zeby zrobila sie z tego kruszonka o grubych grudkach.
Podgotowane jablka wlozyc do zaroodpornego naczynia wysmarowanego maslem, posypac kruszonka i piec w piekarniku o temperaturze 200 st.C przez 30 minut.
Jesc na cieplo, podawac z sosem waniliowym (najlepiej prawdziwym, na zoltkach, mleku i smietance, bo to najbardziej autentyczna wersja), albo z bita smietanka. Wersja anglo-amerykanska, nie gorsza, ale mniej autentycznie angielska – podac z lodami waniliowymi.
Czas przygotowania: 10-15 minut + 30 minut pieczenia (ale wtedy mozna sie zajac juz czyms innym).
Kluczem do smaku tego deseru jest karmelowy ton brazowego cukru, od dawna bardzo popularnego w Anglii do wielu potraw (ich piernik, ktory bardzo lubie, jest na melasie i brazowym cukrze), wiec lepiej jest go nie zastepowac bialym. Widzialam taki cukier w zeszlym roku w delikatesach Bomi, ale moze jest i w innych sklepach. Mojej licznej rodzinie warszawskiej i krakowkiej ten deser bardzo przypadl do gustu, i sami go teraz czesto robia. Calosc jest niezbyt slodka, jak ktos woli slodziej, to nalezy po prostu dodac jedna czy dwie dodatkowe lyzki cukru do jablek czy kruszonki (lub do obu, ktorzy naprawde lubia wszystko bardzo slodkie).
Robię czasem taki deser z kruszonką, z tym, że na spód żarodopornego naczynia daję owoce bez wcześniejszego gotowania – mieszankę jabłek, śliwek i gruszek. To jest wersja jesienna. A w zimie np. mrożone mieszane owoce jagodowe i na to kruszonka.
Dobry wieczór. Podobnie jak Matahari 37 od dawna pilnie i wiernie czytam Państwa blog – każdego dnia zaglądam tu kilka razy. Próbowałam kiedyś włączyć się do rozmowy, ale pozostałam niezauważona – uznałam, że to dobrze, bo chyba nie sprostałabym takiemu Gronu Osób, z których każda jest Osobowością. Żal mi więc i smutno, gdy widzę, że ostatnio przy stole robi się coraz luźniej. Tymczasem żaden (ŻADEN) mebel tak nie sprzyja wyciszeniu (nie zamiataniu pod dywan, bo przy nakrytym stole nie warto zamiatac – można nakurzyć), ale wyjaśnieniu intencji, melodii i tonu, który czasem zabrzmi niezgodnie z intencją największego nawet wirtuoza. Nie mnie pouczać ani nawet sugerować co byłoby dobre, lepsze lub najlepsze. Tyle, że myslę sobie jak często nawet wsród najbliższych bywają momenty, gdy co chwila coś zgrzyta i ważne jest wówczas odróżnić to co ważne od tego, co choć bolesne i niebłahe nie jest całością a tylko częścią obrazu. Teraz chcę tylko podziękować temu stałemu do niedawna Gronu za tę atmosferę, kulturę i róznorodność , która sprawiała, że choć nie za stołem, a obok niego, czułam się nie tylko usatysfakcjonowaa, ale i dowartościowana mogąc słuchać (czytać) i podziwiać mądrość Biesiadników.
PODJADANIE W NOCY LUB PODCZAS DNIA TO ZAWSZE JEST Z GŁODU, KTÓRY ODCZUWAMY WTEDY:
Gdy poziom cukru we krwi spada. Podwyższamy go zawsze; dużą oczywiście proporcjonalną ilością tzw. NISKICH węglowodanów, tj. do 26% wzrostu; czyli naszym ludzkim paliwem, a więc GLUKOZĄ naturalną. Głód u człowieka to czerwona lampka w samochodzie pokazująca, że paliwo się kończy. Zatankuj i Ty. Musisz podnosić sobie poziom cukru szybko, w kategoriach dozwolonych i utrzymać długo, wtedy nie czujesz głodu.
ŁAKNIENIE, STAN PUSTKI W ŻOŁĄDKU, TZW. SSANIE:
Odczuwamy także wówczas, gdy do pustego żołądka (np. 2 godziny przed obiadem) wydziela się sok trawienny (kwas solny). Neutralizujemy go skutecznie zasadotwórczym sokiem z cytryny (np. dodając do herbaty). Eliminujemy zatem, również i to źródło odczuwania GŁODU.
TAK UŁOŻYŁA TO PRZYRODA PLANETY O NAZWIE ZIEMIA. JEŚLI KTOŚ MÓWI INACZEJ:
Nawet ten z tytułami to zwyczajnie powinien sobie wykonać najprostsze badania, a wtedy dostrzeże, iż przyroda naszej planety jest jedna i finalnie tworzy logiczną perfekcję. Ułożone są zatem przez PRZYRODĘ wszelkie zależności pierwiastkowe, czyli żywieniowe również. Problem jedynie jest z identyfikacją ewolucyjnych dokonań naszej przyrody, bo to można zrealizować jedynie poprzez wykonanie setek elementarnych badań laboratoryjnych. Ten kto je wykona dopiero może mówić: REALNĄ prawdę. ***