Naturalnie, że naturalne
We wszystkich dziedzinach życia od dłuższego już czasu panuje moda na naturalność. Ubrania z naturalnej bawełny, lnu czy wełny; oliwa wytłaczana pod własnym ciężarem oliwek i gaje oliwne bez nawozów sztucznych; warzywa z upraw naturalnych; wreszcie ta tendencja dotarła i do… winnic.
Właśnie stoi przede mną butelka czerwonego wina, na której widnieje napis „Agricoltura biologica”. Pod spodem zaś znany wszystkim amatorom włoskich win: „Chianti Natio” i drobniejszym drukiem „Denominacione di origine controllata e garantita”.
Oznacza to, że za jakość tego co jest w butelce odpowiedzialność ponosi związek producentów wina z okręgu Chianti.
Producentem tego wina jest Cesare Cecchi – znany i ceniony winiarz z Toskanii. Winnice Cecchich leżą w samym centrum Chianti.
Od ponad stu lat La Casa Vinicola Luigi Cecchi & Figli wytwarza doskonałej jakości wina. Winnice założył w 1893 roku Luigi Cecchi. W 1925 roku przekazał firmę w ręce syna Cezara. Jego znajomość uprawy winorośli w połączeniu z gruntowną wiedzą ekonomiczną doprowadziła do tego, że wina Cecchi podbiły także i rynki zagraniczne.
Ostatnio Cesare wprowadził na rynek i włoski, i europejski wino produkowane metodą naturalną. Co znacza, że nie używa na żadnym etapie produkcji środków chemicznych.
W tym roku winnice Cecchich odwiedzili dwaj Polacy, świetny szef kuchni w Hotelu Sobieski w Warszawie – Robert Sowa i współpracujący z nim somelier Piotr Lorens. Najwyraźniej „Chanti Natio” przypadło im do gustu. Zakontraktowali bowiem sporą partię butelek tego wina (z 2006 r), które pojawiły się już w prowadzonych przez nich restauracjach.
Natio produkowane jest z winogron szczepu Sangiovese. To jeden z najpopularniejszych gatunków winogron, lubiany przez winiarzy nie tylko włoskich. Ale we Włoszech szczególnie hołubiony. Sam przyznać muszę, że też w winach Sangiovese bardzo gustuję. Parę razy polecałem tu Sangiovese Primitivo z południa Italii. Dziś spróbuję opowiedzieć jak smakowało mi Natio. I czy pieczątka Agricoltura Biologica gwarantująca produkcję naturalną, jak wspominałem wyżej bez udziału nawozów sztucznych oraz bez chemicznych środków ochrony roślin, dodała winu smaku.
Tu nastąpiła przerwa na obiado-kolację, która trwała około dwóch godzin. Nie będzie jednak opisu dań, bo dziś ważne było tylko wino. Jego zapach (fachowo zwany bukietem) świetny. Spieraliśmy się tylko czy silniejszy był aromat czarnych jagód czy raczej porzeczek. Ale przecież to tylko kwestia wyobraźni. Niewątpliwie pachniało owocami.
Pierwszy łyk był rozczarowujący: bardzo kwaskowe. A my wolimy wina wytrawne ale udające słodycz. Przynajmniej w pierwszej chwili. Z każdym kolejnym łykiem jednak nabieraliśmy do Natio sympatii. Wprawdzie słodyczy nie doczekaliśmy się ale nadmiar kwaśności zniknął gdy wino dobrze odetchnęło i nabrało tlenu. A kiedy w butelce widać było dno wydało nam się ono nawet bardzo gładkie, wręcz aksamitne. A smak długo jeszcze leżał na języku. Słowem – niezłe chianti.
Prawdę mówiąc wina z tego okręgu Toskanii i do tego kontrolowane pilnie przez związek winiarzy, na ogół mają wysoką klasę. Nie wiem czy w tym przypadku to zasługa naturalnej produkcji, czy po prostu wszystkie wina z tej winnicy są równie dobre. W każdym razie pić je warto. Zwłaszcza, że na stole w restauracji kosztuje Natio tyle ile (nasze ulubione) Nipozzano w sklepie, a więc bez restauracyjnej marży.
Komentarze
Happy birthday to you…. (bardzo cichutko, bo czekam, aż wszyscy sie do chóru przyłączą) happy birthday to tou…
HAPPY BIRTHDAY DEAR TORLIN
happy birthday to YOU!
A tak w ogóle, to sto lat! I każde z powyżej wspomnianych rodzajów win, czy to sangiovese (bardzo popularne u mnie w domu) czy chianti jest dobre, żeby wznieść toast przy takiej okazji.
Wszystkiego najlepszego Torlinie – Jacku!
Sto lat Torlinie i to z nami wszystkimi na zapleczu. Sto lat!
PS.
Czy Wy wszyscy wymieniacie się datami urodzin? Skąd taka dogłębna wiedza?
Sto lat Torlinie!!! Wszystkiego najlepszego Przyjacielu!!!
Ja jestem agentem 009, po prostu 🙂
Primitivo sprawdziłam, ale na codzień kupujemy Farnese sangiovese, też niezłe, dodam, że ehum, kapke tańsze, ale całkiem, całkiem.
Musi postać otwarte troszkę dłużej, zeby pooddychało, bo faktycznie, przy pierwszym zetknięciu kwasek. No ale juz dawno ustaliliśmy, ze wino musi pooddychać!
Jeszcze raz – nieustające zdrowie naszego Torlina!
I to w środku mojej nocy…
Zdrowia i radości Torlinie!
Alicjo, wysłałem foty o których wczoraj pisałe. Gdybyś mogła opublikować – gdy się oczywiście wyśpisz – bylbym wdzięczny.
Pozdrawiam
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Koty_i_psy/
Dzieki Alicjo
Nie za ma co. W okolicach durnego księżyca i tak nie mogę spać, Wojciechu.
I na duszy mi się pogorszyło, bo wczoraj Jan Kaczmarek zmarł. Tak jest, ten, któremu marzyła się kurna chata. A ja przedwczoraj słuchałam „Do serca przytul psa, wez na kolana kota… wez lupę, popatrz pchła, daj spokój, pchła to też istota…”
No nic, taka kolej rzeczy. Jak trzeba, to trza.
Naturalnie,
najlepsze wina, a może raczej te, które najbardziej nam smakują mogą popsuć czarownice.
Akty z procesów czarownic są pełne ich rzekomych czynów. Dla własnych potrzeb babajagi robiły wino z trupich czaszek.
A żeby zaczarować wino, to podczas lotu nad winnicami wytwarzają specjalny rodzaj mgły. Wielce prawdopodobne jest, ze to jest substancja powstała w rezultacie ich odchudzania. Badania naukowe trwają.
Wino jest wśród czarownic popularne i nie bez znaczenia nazywają je napojem życia.
Kiedyś zwierzyła mi się jedna taka wiedźma, ze jej wino przy posiłku smakuje jak woda z róży. hmm?
To ze jest zaczarowanym napojem i potrafi czarować doświadczyłam wielokrotnie. A ze zawiera jakąś nieznaną mieszankę, która umożliwia zapoznanie się z stanem uczuciowym degustujących, to doświadczyło bez wątpienia wielu z Was, a jak nie to tego serdecznie życzę.
Torlinie ? zdrowia i nowych pomysłów na życie.
Alicjo
Najpiękniejsze młode lata spędziłem we Wrocławiu i środowisko Jana Kaczmarka było i jest mi szczególnie bliskie. Od przyjaciół wiem, że ciężko chorował ale nie poddawał się i dokąd mógł pracował i tworzył. Szkoda, że tak się ułożyło.
Najpiekniejsze zyczenia Torlinie !
Zdrowia i dobrych przyjaciol. Cala reszte mozna nabyc droga kupna.
Za Twoja pomyslnosc wypije dzisiaj, niestety samotnie, kusztyczek domowej pedzalki ze slodkich winogron. Butelka malutka ale zawartosc Ho Ho.!
Gwarantowane. To sie nie psuje a z latami nabiera smakowej patyny.
Pan Lulek
Dobra dobra Panie Lulek,
co tam będziesz popijał? Podobno jesteś abstynentem ostatnio…
No ale zwalniamy Cię na urodziny Torlina 🙂
Jeszcze raz, Torlinowi tyle, ile sobie życzy. Stawiam zaporę przy 150, bo bez przesady, bez przesady!
Arkadius,
in vino veritas, proste.
Mam nadzieję, że kiedys dane mi będzie zawitać do Toskanii…eeechhhh….
Torlinie – najlepszego
A Kaczmarka żal i tej kurnej chaty i pchły na kocie i naszej młodości przy owych piosnkach spędzonej. Było, minęło ale „Póki my żyjemy….”
Strasznie Wam wszystkim dziękuję, Przyjaciele z mojego Ukochanego Blogu (obok blogu Dory). Alicjo – jesteś niesamowita, że też pamiętałaś! Wielkie, wielkie dzięki.
Torlinie – wszelkiej pomyslnosci w dni urodzin. I slonecznego usmiechu na codzien. Bo jak Sztuka Kulinarna lagodzi obyczje, tak usmiech rozjasnia nawet pochmurne jesienne dni.
W Twoje biale raczki przepijam Mosci Panie
Echidna
Urodziny, urodzinami a zycie idzie dalej.
Tajemnicy malej butelki nie zdradze, za odpuszczenie abstynencji z gory dziekuje. Skorzystam.
Dzisiaj jednak bedzie zupa na winie. W tym sensie, ze co sie nawinelo poszlo do zupy. Nie chcialo mi sie jechac do sklepu i dlatego postanowilem ugotowac cos nieprzepisowego i niekonwencjonalnego. Wczoraj na Wegrzech kupilem dla kotki Muli wspaniale sznycle z indyczek a dla siebie kurza mieszanke na zupe. Wegrzy przygotowuja bardzo ladnie opakowane resztki kurze typu skrzydelka, szyjki, grzbiety itp specjalnie przygotowane do gotowania roznych wywarow miesnych. Poniewaz jest zimno i wietrznie, zapowiadaja snieg nie pojechalem do sklepu po warzywa. Znalazlem w domu biala cebule, czosnek a reszta poszla z ogrodka. Zbieralem kazdy rodzaj jadalnej zieleniny typu: szalwia wieloletnia, cztery odmiany tymianku, rozmaryn, meliasa, lawenda i cos tam jeszcze. Suszona byla bazylia i majeranek. Calosc zagotowalem w duzym garnku. Teraz bedzie sie naciagalo pol godziny. Zielska z wyjatkiem jadalnej cebuli ida na kompost. Cebula bedzie z majonezem i jajkiem na twardo zamieniona w paste z dodatkiem mielonego czosnku i pieprzu. Do tego naparu pojdzie do gotowania to mieso. Muli zdazyla juz opedzlowac prawie calosc swoich sznycli z miesa pierwszej klasy. Ma zdrowie. W nocy oczywiscie byl kumpel ktory pomagal. Dzikie ptactwo dostalo poranne sniadanie skladajace sie z roznych rodzajow ziaren. Nic dziwnego, ze latem wokol karmnika wyrosna niespodziewanie najrozniejsze rosliny. Na przyklad konopie. Znany narkotyk, ktory jednak odstrasza insekty.
Kiedy juz ugotuje ten bulion, obiore mieso od kosci, to nie wykluczam, ze zrobie pasztet z kury a reszta pojdzie na te zupe na winie. Pasztet tez bedzie nietypowy. Mam specjalna mieszanke do pieczenia chleba. Pora ja juz zuzyc. Dodam troche proszku do pieczenia, bedzie pasztet bardziej pulchny. Pisze ten wpis i rownoczesnie gotuje sobie ot, tak dla zabawy. Lubie od czasu do czasu takie zawleczkowe gotowanie na zasadzie nigdy nie wiadomo, gdzie zawlecze mnie ta fantazja. W calym domu pachnie ziolami.
Teraz stop. Pora zaczac wznosic zdrowie Torlina.
No to siup i sto lat.
Pan Lulek
Przyłączam się serdecznie resztką Panalulkówki do powinszowań urodzinowych dla jubilata/solenizanta (niepotrzebne skreślić).
Pana Lulka ostrzegam przed piciem w samotności. W razie czego pomogę. Chociaż dziś już nie dam rady. Może jutro?
Tymczasem smutno mi, gdy w uszach brzmi:
…czego się boisz głupia…
…oj naiwny, naiwny…
…ostępy strome, dzikie, gdzie kondor z nagłym krzykiem wzlatuje w nieboskłon…
po prostu …blues, Panie Janek, blues…
http://www.kabaretelita.pl/mp3/hityelity2003/a1.mp3
Kochsani, jutro wreszcie wylezę z salonów dyplomatycznych. Obrzydły mi dokumentnie, bo tak się złożyło, że środkową część pracy pisałam 4 krotnie! Rozumiecie – : cztery razy to samo!. Dwa razy sama sobie zmazałam sporo tekstu, a kiedy już wreszcie pracowicie odtwoerzyłam „zeżarte” rozdziały, nagle wyłączyli prąd! Tak się wściekłam, że dwa tygiodnie wcale nie pisałam. No, wreszcie. Wyedukowana za to jestem w rozmaitej precedencji, w dopiskach literowych na kartach wizytowych, w skrótach tytularnych i w tym, na jakim miejscu musi siedzieć ambasador w limuzynie (zawsze z tyłu, na prawym, skrajnym miejscu}. A co? Czy to ja gorsza od ambasadora Litwinowa? Ponoć kiedy objął placówkę w Londynie, wysłał pełną proletariackiego oburzenia depeszę do Lenina, że wstrętni burżuje każą mu ubrać krótkie spodnie i jedwabne pończochy na uroczystość złoŻenia listów uwierzytelniających na dworze królewskim. Lenin odpisał „Jeżeli Ojczyzna wymaga przebrania się za małpę, to się przebierzecie”. I Litwinow strój stosowny włożył.
Alsa – obiecany przepis. Ponoc poprawna nazwa to strudel kapusciany, a nie rolada. Jak go zwal tak go zwal. Oto przepis:
Ciasto:
275 dkg maki
1 jajko
1 lyzka oleju
1 lyzeczka soku z cytryny
sol
okolo pol szklanki cieplej wody.
Zagniesc ciasto z podanych skladnikow (mozna w robocie kuchennym). Zawinac w plastikowa folie i wlozyc do lodowki na ~1 godzine (mozna na dluzej)
Nadzienie:
pol glowki bialej kapusty
pol szklanki rosolu z kostki
1/3 szklanki octu winnego
1 czubata lyzka cukru
1 1 lyzeczka kminku
pieprz,
1 cebula
25 dka masla
375 mielonego miesa (wolowe, wieprzow lub mieszane, wg uznania i smaku)
1-2 lyzeczki chili
4 lyzki tartej bulki
200 g grubo startego ementaletra
okolo 400 g fasolki z puszki (czarna)
4 lyzki mleka
Kapuste umyc i podzielic na liscie usuwajac zylki. W garnku zagrzac rosol z octem cukrem, kminkiem i pieprzem. Dodac liscie kapusty i dusic okolo 10 minut. Odcedzic.
Pokrojona w kostke cebule zeszklic z maslem na patelni, dodac mieso, doprawic sola i chili i smazyc okolo 3-4 minut.
Mieso i kapuste przestudzic.
Ser wymieszac z bulka tarta.
Rozwalkowac ciasto na lnianej (bawelnianej) sciereczce posypanej niewielka iloscia maki. Najlepiej coby ksztalt byl zblizony do prostokata. Posypac ciasto serem wymiesznym z bulka, na to rozlozyc liscie kapusty i rozsmarowac mieso, a jako warstwe ostatnia – odcedzona fasolke. Delikatnie zrolowac ciasto za pomoca sciereczki. Polozyc na wysmarowana tluszczem blache, rozprowadzic pedzelkiem mleko. Piec okolo 40 mninut w nagrzanym do 180 stopni piekarniku.
Przed podaniem pokroic w plastry. Podawac z pikantnym sosem, najlepiej pomidorowym.
Wyglada na pracochlonne danie lecz w praktyce robi sie szybko. Najdluzej trwa pieczenie.
Zycze smacznego.
Echidna
Cerberze, tych kilka odnośników o 11:43 to nie był spam, to epitafium!
Pytam więc: ile linków może zawierać komentarz, żeby nie przechwyciła go mechaniczna cenzura?
Może zechciałbyś nam wreszcie zdradzić swoje reguły akceptacji komentarzy?
Poznawszy je moglibyśmy oszczędzić Ci wysiłku czytania i odblokowywania rzekomo podejrzanych treści.
Bo przecież Ty też chyba lubiłeś Pana Janka? Lubiłeś, prawda?
Pozdrawia ZnowuCzekającyNaAkceptację
paOlOre,
to nie cerber, tylko wordpress. Wyślesz dwa linki w jednym wpisie i będziesz czekał. Dlatego nie wysyłaj w kupie , tylko osobno. Rzecz sprawdzona.
Echidna?
Sprawdz pojemność swojej poczty i … zrób miejsce 🙂
Druga część się mi wróciła z adnotacją, że miejsca ni ma.
A Wy się tu nie gapcie, zajmijcie się swoimi sprawami, ja tylko tak na boku prywatę uskuteczniam.
Alicyjo! Po fakcie tom się i ja domyślił.
A przecież można by te reguły opublikować i oszczędzilibyśmy sobie niepotrzebnego zamieszania.
Wtedy można by mi było wytknąć: RTFM!
A poza tym, to ja już chyba nawet przestałem czekać na akceptację.
On, ten cerber, mię wziął był wyciął już na amen.
paOlOre,
stali bywalcy juz wiedzą od dawna, że nie należy kupą (choć podobno kupy nikt nie ruszy…)
A kto by tam czytał ten, ehum, manual 🙂
Czekam, kiedy echidna się obudzi, bo utknęłam w połowie knowań. Miejsca, miejsca mi trza, miejsca!!!
To może i ja doczekam się kiedyś statusu stałego bywalca?
A tymczasem jem spóźnione śniadanie, bo wieczorem miałem wizytację połączoną z degustacją. Misiu2, wcinam Twoje wisienki. Mniammm…
Torlinie, zyczenia najsmaczniejsze!
Kapusciany przepis Echidy brzmi b. ciekawie. niestety ja znowu w stolicy, skazana na mini wnękę kuchenną. Ale może jak bede w Krakowie to spróbuję. Z powodów lokalowych , sztuka miesa sie gotuje w moim najwiekszym – co nie znaczy duzym- garnku, sos chrzanowy sie zrobi, puree przy pomocy widelca rozgniecie i bedzie ok.
Załuje ze nie moglam sie właczyc do dyskusji o planach wydawniczych pp. Gospodarzy, ale byłam w rozjazdach. Zgadzam sie z alicja , ze pomysł b. wart realizacji, oczywiscie po starannym przygotowaniu wersji angielskiej. Dziabeł tkwi w szczegóach, na co przytomnie Helena zwróciła uwagę. Warto pamietac , ze przeciez kuchani polska jest jednak kuchnią europejska i podstawe zasady gotowania sa wspólne dla calego kontynentu. A przez ostanie 20- 30 lat Biały Człowiek z powodzeniem przyswoił sobie zasady np kuchni azatyckiej , ktora opiera sie na zupelnie innej filozofii. jeśłi Eurpojczyk czy Amerykanin dał rade z sushi to i z bigosem sobie poradzi.Okoniu wiecej wiary w naszą atrakcyjnośc, równiez kulinarną!
Torlinie, spijam Twoje zdrowko, panalulkowym wyczynem z kurnickiego przechwytu
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/TorlinoweZdrowko/photo#5133040409878243346
godnie sie przydal
najlepszego
Torlinku, bede oblewac Twoje Urodziny wieczorem bardzo droga (9 funtow) butelka bretonskiego cydru, zakupiona w restauracji, do blinow gryczanych. A tymczasem zyj nam dlugo i szczesliwie! 🙂 🙂 🙂
Wojtku, jakaz rozkosz te szczeniaczki! Dlaczego male dzieci mnie tak nie wzruszaja jak szczeniaczki? Tajemnicza sprawa.
I o koty sie uspokoilam. Wygladaja przy kosci, tak jak powinny i futra w znakomitym stanie. Odwoluje obelgi 🙂 🙂 🙂
Alicjo – no i jak? Da rade teraz?
Echidna
paOLOre, nie narzekaj. Zajrzyj wyżej. Tam jest Twój wpis z linkiem. Ten cerber po akceptacji (to nie ja oczywiście) wrzuca taki komentarz w sam środek czyli w godzinę o której go otrzymał. I wtedy naiwny wpisowicz nie może go odnaleźć.
pa OlOre !
Tak mi przykro. Wszystko wyszlo bo i zbiornik byl niewielki. Jezeli nasz ochote jutro przyjechac, to zapraszam serdecznie. Daj tylko znaci o ktorej bedziesz oraz na jak dlugo. Proponuje z noclegiem. Pierzyny nie uzyczam. Lozko znasz bo juz kiedys w nim spales. Napitek przygotuje po ktorym niestety nie powinienes jechac samochodem do Wiednia. Dwa powody widze. Po pierwsze zapowiadaja sniezyce. Po drugi i to jest jeszcze gorsze, bedzie jak to zwykle w weekend pelno zbojcow na drodze z urzadzeniami do pomiaru zawartosci. Niestety dopuszczalna granica zostala obnizona do 0,5. Dzisiaj ide na kameralne spotkanie z Panem Profesorem specjalista w zakresie gieriatrii. Krotko mowiac zajmuje sie przechodzonymi modelami. Okazuje sie, ze pasuje do niego jako przedmiot studiow.
Zauczestnicze, to i sprawozdam.
Nic innego ostatnio tylko te okazje. Jak nie urodziny to naukowe sympozjum i jak tu chorowac na te abstynancje.
Zbolaly
Pan Lulek
Heleno !
Wcale sie Tobie nie dziwie. Z malych pieskow wyrastja potem piekne i madre psy. Z malych dzieci roznie bywa. Moze z tego wyrosnac cos innego. Na przyklad
Pan Lulek
Torlinie, na twoje urodziny zapraszam na uczte w Twoich ukochanych Pirenejach aragonskich. Liczba gosci: 400, menu: surowe mieso, dobrze wysezonowane 🙂 Zycze Ci spelnienia marzen i podrozy do kamiennej wioski oraz pieknych wedrowek na pirenejskie szczyty. Wszystkiego najlepszego!
http://youtube.com/watch?v=dS6h9fBGITo
A tu sie, Zono, mylisz. Europejczyk czy Amerykanin wcale nie dal sobie rady z sushi i przgotowuja je nadal Japonczycy, ktorzy musza sie przygotowywac do tego zawodu 6 lat. Niedaleko mojej kumy w Gdyni powstala przed dwoma laty restauracja sushi. ktopra odwiedzilysmy. Nie miala wiele wspolnego z tym, co pamietalysmy z Nowego Jorku. Splajtowala po szsxiu czy osmiu miesiacach. A przeciez mieli i swieze surowe ryby i ryz odpowiedni. A ile razy ja sie przejechalam na przypisach np. francuskich! Niby prosty przepis np na confit de canard, a usilowalam powtorzyc trzykrotnie. Z nedznymi rezultatami. Ze o crepe’ach nie wspomne. Wychodza mi nalesniki , a nie galette, cieniutkie z chrupiacymi brzegami. A i patelnie mam odpowiednia i make niby nadajaca sie. A jednak sie nie nadaje, co wytlumczyla mi Nicole, bo tez probowala u mnie zrobic – Nicole, ktora prowadzuka hotel w Angers z wyzywieniem!.
Torlinie, smakowitego życia życzę! Toast za Twoją pomyślność wzniosę
ok.17. winem chilijskim, a nie włoskim, bo tulko takie mam. Nawiasem mówiąc, smakuje mi, więc toast będzie serdeczny.
Echidna, dzięki za przepis! Nie znam czarnej fasoli – może być czerwona? A może ktoś widział u nas czarną, to proszę o namiary.
Prowadzuka to to samo co prowadzila – w wydaniu klawiaturowego dyslektyka. I slepego na dodatek.
Alsa, czarma fasola jest zabojcza dla emaliowanych garnkow z biala emalia w srodku. Zabarwia na wiele lat. No chyba ze Ci nie zalezy.
Ale jest podobno bardzo zdrowa.
Torlinie Wszystkiego Najlepszego!!!
oczywiście Heleno, ze są niuanse , których nauczyć się trudno, co do sushi to oczywiscie w dobrych japonskich restauracjach robia to Japończycy lub tubylcy pod ich swiatłym kierownictwem. ale teraz w wielu sklepach mozna kupić zestawy do sushi , a przygotowywanie surowej rybki stało sie modnym zajęciem podczas młodziezowych party, tak przynajmniej donosza mi moje córki. Czy smak jest taki jak by przygotowywał sushi japoński specjalista po 6 letnim kursie?? Napewno nie, ale im smakuje i zabawa przednia.W`ten sposób to co regionalne schodzi pod strzechy zupełnie w innym miejscu globu. Nieco zaadaptowane. Osobiscie nic przeciw temu nie mam, aby np Anglicy troche zmodyfikowali nasze ruskie pierogii czy przykładowy bigos. Byle im smakowało i kojarzyło z Polską. tak jak sushi moim dzieciom kojarzy się daleka Japonią, o której niewiele wiedzą
Nie przejmuj sie Heleno ja jest dyslektyk klawiaturowy i ręczny. mam nawet zaswiadczenie z czasów szkolnych!!
Nie przejmuj sie Heleno ja jest dyslektyk klawiaturowy i ręczny. mam nawet zaswiadczenie z czasów szkolnych!!
TORLINOWI -„Staremu” smakoszowi, zycze zawsze pelnej i smakowitej michy i duuuuuuuuuuzzzzzzoooooo ZDROWIA 🙂
No niestety na tym sie koncza pozytywne wiesci,bo nie dosc,ze wczoraj wypilismy ostatnia,z naszych zapasow butelke”szatonefdipap” 😉 To moje ulubione wino,szkoda,ze drogie 🙁 To na dokladke upieklam z podarowanej przez tesciowa,mieszanki, buleczki zytnie,no i wyszly kupki twarde,ktorych nawet pies nie powacha!!!
Eh………….
Pozdrawiam ze slonecznej Krainy Wiatrakow!!
Ps. a Wojtkowy czarny kot,to wypisz wymaluj nasz Napoleon!!
Dawno temu, w epoce wczesnego Gierka, Polska miała w Paryżu swoje kolejne 5 minut, bo „taka europejska”, „bo Gierek świetnie po francusku” i „taki światowy ten komunista”. No i Polska stała się na kilka tygodni modna. Z okazji wizyty p.Edwarda w Paryżu zorganizowani „dni polskie” i w jednej z renomowanych restauracji dwaj szefowie rondla z Polski serwowali wykwitną kuchnie nadwiślańską. Menu było dość proste – zając duszony w śmietanie z buraczkami, żeberka wieprzowe pieczone z zasmażaną kapustą kwaszoną i kopytkami, zrazy warszawskie z borowikami. Zupy też dla nas typowe – barszcz, żurek, grochówka przecierana z grzaneczkami. Przez całe trzy dni knajpa pękała w szwaxh. Żabojady jadły, zamawiały stoliki, wychwalić się nie mogły. Miejscowy kucharz nauczył się potraw polskich, no, bo jeżeli takie powodzenie… Wyjechała delegacja, kucharze i nikt, ani jedna osoba już tych potraw nie zamówiła.Miałam podobne doświadczenie osobiste. Przez 10 lat, kiedy to Ania prowadziła wymianę polsko – bretońską, corocznie przez 10 dni gościłam nauczyciela z Reims albo Vitre. Kilka dni spędzali w podróży po Polsce, ze dwa wieczory na przyjęciach ale ok 7 dni jadali u mnie. Tzn jadła ta jedna, przydzielona mi osoba. Jedli chętnie, szczególnie mężczyźni, z jedną panią był kłopot, bo masę potraw jej szkodziło (prócz czekolady, która rąbała na kilogramy) Jedną kolację robiłam wspólną gdzieś na 10 osób. Do jakiego stopnia im smakowało, to najkrócej – pan Cristofer zjadał jednorazowo 3 schabowe, panierowane albo pstrąga jak wieloryb, albo minimum dwie rolady wołowe z pyzami drożdżowymi. Bigosem się nad nimi nie znęcałam. Wyjeżdżając nieodmiennie wywozili prócz alkoholi kilka opakowań tych właśnie pyz drożdżowych, które robiły fururę. Pan De-de spędzający u nas święta wielkanocne wiózł ze sobą potężną pakę z ciastami, żeby rodzina mogła posmakować. I co? Ano, kiedy potem w maju jechała tam Ania ze swoimi uczniami bardzo dobrze wspominali one pyzy i pierogi z mięsem i kapustą. Reszta ponoć u nich lepsza.
Nikt nie zabral glosu na dzisiejszy temat 🙁 Tymczasem wina produkowane ekologicznie stanowia juz spory segment w asortymencie i ich jakosc wzrosla niepomiernie w porownaniu z poczatkami ich ekspansji. Juz sama swiadomosc, ze winogrona nie rosly na golej, wyjalowionej herbicydami ziemi i wyobrazenie motylkow, winniczkow i jaszczurek wsrod kwitnacych ziol, dodaje smaku i aromatu pitemu trunkowi. Gdyby jeszcze wprowadzono jasne przepisy dotyczace procesu fermentacyjnego i obrobki (regulacja kwasowosci, klarowanie, filtrowanie), to samopoczucie konsumentow byloby jeszcze lepsze. Tymczasem trzeba zaufac producentowi, ze uzyl filtrow bezazbestowych, klarowal tylko bialkiem (kurzym) itd. W mojej okolicy wina zwane biologicznymi sa dosc popularne i mozna je kupic w duzym wyborze w supermarketach i sklepach specjalistycznych. W latach 90-tych picie takiego wina bylo snobizmem i demonstracja (bywalo gorsze smakowo od konwencjonalnego), teraz jest zwyczajne i dosc powszechne. Tu jest przyklad takiego sklepu. W ofercie 250 win z calego swiata.
http://www.romaninweine.ch/weine.php
Pyro,ja mam podobne doswiadczenia z miomi tubylcami.
Jak czestuje barszczem,zrazami, bigosem i naszymi ciastami,to wszyscy wychwalaja i jadlo znika w trymiga (no nie jest to autoreklama),nawet prosza o przepisy!! Ale kiedy po jakims czasie pytam,czy juz sprobowali cos z naszej kuchni,nastaje klopotliwa cisza!!!
Mysle,ze sa ku temu dwie przyczyny.Pierwasza,ze tubylcy sa rownie mocno przywiazani do swojej tradycyjnej kuchni.I druga,uznaja nasza kuchnie za pracochlonna i dosc ciezko-strawna!!
Holendrzy maja takie powiedzenie „Czego Chlop nie zna,nie zje”!!
Zwlaszcza starsze polkolenie jest bardzo przywiazane do tradycyjnej, rodzimej kuchni.Natomiast mlodym po prostu sie nie chce,bo czesto kupne tez uznaja za niezle 🙁
Pozdrawiam.
Poznanskie pyzy wsrod wlochow rowniez robily furore. Nic innego im nie smakowalo, bo „maja mama robi lepsze” a pyzy i owszem.
Co mi przypomina, ze potrzebny mi dobry przepis na pyzy, bo z mojego wychodza takie sobie.
Tak sobie mysle, ze polska kuchnie nie jest znowy tak tragicznie ciezkostrawna, dla „polnocnych” europejczykow.
Holendrzy jako dania tradycyjne uznaja glownie duszone pyry z dodatkami takimi jak np. jarmuz do, ktorego wrzucaja w zaleznosci od domu albo kupe masla, albo sosu na masle zrobionym i zagryzaja, to kielbasa w smaku przypominajaca gruba, wielk owedzona parowke.
Do owych pyr zamiast jarmuzu dodaje rowniez kiszona kapuste i bocze lub tez endywie z kawalkami pokrojonego sera i boczkiem.
Jak to nie jest ciezkie, to ja nie wiem co jest.
Angielska kuchnie tradycyjna tez raczej do lekkich nie nalezy, zwlaszcza, ze pelna jest sosow robionych ma masle lub loju.
Nie czarujmy sie im bardziej na polnoc tym bardziej chlopsko i tlusto.
A dodam jeszcze, ze chwilowo od biologicznego wina, wole biologiczne piwo.
Ana, takie samo przyslowie maja Szwajcarzy! Znam osoby ze starszego pokolenia, bardzo zasiedzialych „prawdziwych” gorali, ktorzy nigdy nie jedli (i nie chca jesc) innej ryby, niz okonie i pstragi z okolicznych rzek i jezior. Mlodsi sa odwazniejsi, a dzieci najchetniej jedza panierowane paleczki rybne (bo wtedy nie widac zawartosci) 🙁 Mam paru tutejszych przyjaciol, ktorzy bardzo lubia bigos etc. pod warunkiem, ze ja go ugotuje. Polskie przepisy wydaja sie im skomplikowane i praco- oraz czasochlonne. Tylko jeden tak lubi pierogi z kapusta, ze gotow jest pomagac przy lepieniu 🙂
wszystko to prawda9pracochłonna, ciężkostrawna,inna0 ale mysle ze to sie bedzie zmianiać Pmietajmy ze przez wiele lat była jednak mniej lub bardziej sczelna żelazna kurtyna.Poraz pierwszy w globalnych czasach setki tysięcy pierogozerców, naszych rodaków wyruszylo za granice i karmia tymi pierogami, gołabkami, a choć by i barszczem z torebki swoim znajomych i wspólokatorow. A w druga strone milony turystów przylatuje tanimi liniami do Polski,mam nadzieje ze nie sa to wyłącznie amatorzy taniej poskij wódki i piwa. Od jakiegos czasu obseruwje grupy cudziemcow na naszym poczwim placu czyli Kleparzu, przechadzają sie między straganami pełnymi rydzów i bundza, robia zdjecia wyraznie zainteresowani.
Polska kuchnia raczej nie ma szans na taka kariere jak wloska czy chińska, ale może cos sie upowszechni. Ksiązka pp. Gospodarzy pewnie by troche pomogła…
nirrod – na dobrą sprawę ugotować pyzy to mniej więcej tyle roboty, co obrać ziemniaki i ugotować je, tylko bałaganu ciut więcej. Zdradzę Ci swój patent : robię ciasto drożdżowe bez cukru, niezbyt gęsate, kiedy podrośnie wywalam zawartość na blachę, na której jest reszta przeznaczonej mąki (np do 0,5 kg – połowa w cieście z zaczynem, połowa na blasze. Zagniatam ciasto aż wchłonie mąkę, robię pyzy w dłoniach tocząc kulki, rosną na tej samej blasze przkryte ściereczką (wtedy mąka nie sieje się po szafce i okolicy) jakieś pół godziny – i do gara na wkładkę. Z pół kg mąki 1 jaja i 1-2 żółtek soli, wody) wychodzi gdzieś 12-15 klusek. Gotuję wszystkie od razu i część chowam na drugi dzień tylko szczelnie zawkinięte w folię, żeby nie obsychały. Następnego dnia odgrzewam na parze albo robię z nich grzanki po przekrojeniu w poprzek, na pół.
Heleno
Cieszę się, że moje wypasione koty Ci się spodobały. Fajnie też, że szczeniaki Cię rozczulają. Mnie też – przyznam się, że nie mogę się nimi nacieszyć. Najbardziej lubię ich mruczenie i stękanie – słodkie są. Dziś z termitiery się wcześniej urwałem by pociąć zapas drzewa bo do Wawy lecę w poniedziałek na seminarium o handlu ludźmi. Zapieprzałem spocony i myślałem o kłótni na blogu Paradowskiej. Nosiło mnie by coś napisać, włączyć się w tę dyskusję ale niestety odłączyłem kilka miesięcy temu telewizory i miałem opory moralne by wypowiadać się na temat programu, którego od długiego czasu nie widziałem. Ale czuję w tej kłótni drugie dno, dość odstręczające – myślę o niektórych głosach polemicznych. Wydaje mi się, że wywołałaś w banalnej przecież dyskusji o satyrze coś niepokojącego i agresywnego. Nie spodziewałem się tego. Układam sobie to w głowie i pewnie wrócę do tego tematu na politycznych blogach.
Pozdrawiam serdecznie
Ja jak to na wsi idę spać z kurami – jeszcze tylko zaczepię o bar, bo piwo trzeba z leśniczym wypić i poplotkować kto z kim ma jakie interesy.
Miłych snów
W jednym z pierwszych komentarzy dziwiles sie Piotrze skad my wiemy tak duzo o roznych imieninach, rocznicach itp. Sam pisales kiedys, ze Tobie placi „Polityka” za to, ze wiesz wszystko. My jestesmy amatorzy to i nic dziwnego, ze wiemy wszystko i jeszcze troche. Gdybys Ty wiedzial co lata po swiecie prywatnie poza Twoim blogiem ale z udzialem Twoich blogowiczow, to by Ci szczeka opadla. I bardzo dobrze.
Dzisiaj przedluzylem o rok prenumerate „Polityki” po starej cenie. Ciekaw jestem, czy cena tej prenumertaty wzrosnie. Normalnie mozna liczyc sie ze wzrostem cen chodliwego towaru o okolo 10%. Poczekamy, zobaczymy.
Byla u mnie z wizyta Pani rzezbiarka Brigitte Dittrich. Bedzie robic ceramiczny swiecznik stojacy na podlodze. Okolo 120 centymerow wysokosci. Ciekaw jestem jak jej wyjdzie. Pieczenie ceramiki, to troche jak chleba. Tylko, ze piec inny i ciasto nie takie.
Biegne na spotkanie podstarzalych emerytow. Potem sprawozdam.
Zaprenumerowany
Pan Lulek
Bry.
Pozdrawiam z zapłakanego deszczem Kingston. Listopadowo jest jak jasna cholera. Na duszy chmura, ale jak sie zajrzy na blog, zaraz promyczek.
PaOlOre:
tak mi się tylko powiedziało, oczywiście, że jesteś stałym bywalcem, tylko nie tak starym, jak niektórzy, co to zamiast ReadTheF*****gManual, na własnej skórze się przekonali, że kilka linków w kupie zle wchodzi WordPressowi 🙂
Panie Lulku,
proszę przyjąć wyrazy. I jak najszybciej wyjść z tej choroby abstynenckiej, bo to nie uchodzi (na stronie dodam: w tym wieku). Czekam sprawozdania z tego sympozjum naukowego. Też się Pan byłeś zgodziłeś na jakieś obserwacje naukowe!
Tak jest, kuchnia polska b y w a pracochłonna, ale i zagramaniczna też bywa 🙂
Bywa ciężkostrawna, ale i zagramaniczna też!
A sushi czy maki i inne te tam japońskie to lubię u Japończyka, ale i potrafię też sama zrobić. Podobno nienajgorsze.
Kwestia smaku – jak smakuje, to znaczy dobre. Bo co to znaczy *autentyczny kotlet schabowy*, ha?
Ile kucharek, tyle kotletów. I to niektóre przypalone 🙂
Ależ ja wiem co Wy wyprawiacie na innych blogach ponieważ też je czytam. A czasem nawet coś komentuję. Ale tam tych dat Panie Lulku Doświadczalny nie ma.
A teraz pyzy dla Nirroda:
Pyzy
3 kg ziemniaków, 10 dag słoniny, 1 cebula, sól
Kartofle umyć. 1 kg ugotować w łupinach i potem obrać. Wystudzone zemleć bądź przecisnąć przez prasę. Pozostałe 2 kg obrać i utrzeć na drobnej tarce. Odcisnąć sok i odstawić na kwadrans by się skrobia osadziła na dnie. Wodę odlać, a skrobię dodać do utartych kartofli. Surową masę kartoflaną połączyć z ugotowaną i dobrze wymieszać. Dodać sół. Z kartoflanego ciasta robić kulki wielkości małego jajka. Palcem zrobić w każdej zagłębienie. Wrzucać do wrzątku i gotować kwadrans. Podawać krasząc stopioną słoniną i przyrumienioną pokrojoną w kostkę cebulą.
Panie Lulku!
Niestety, nie pomogę Ci wznosić toastów, i bynajmniej nie dlatego, że zbiornik był za mały. Wyglądam ja ci wczesnym popołudniem z okna – a musisz wiedzieć, że w zasięgu wzroku mam zeń 50 km wzdłuż i 20 km w poprzek Dunaju – i rura mi mięknie na widok burzy zawiei śnieżnej. Szybko do internetu, Wetterdienst, a tam prognozują na jutro 20 cm nowego śniegu przy -4 stopniach Celsjusza. No to ja za telefon, łączę się z moim warsztatem i mówię, że jutro do południa mają mi zmienić koła na takie z odpowiednim ogumieniem, bo jazda figurowa na lodzie to nie mój sport, a facet mało mnie nie zabił śmiechem szyderczym. Stanęło na poniedziałku. Wkurzam się, bo powinienem zaliczyć jutro dwa spotkania w Burgenlandii a wieczorem znowu w Wiedniu.
Dla spotęgowania mojego frustu przez kilka godzin w ogóle nie funkcjonowało połączenie z serwerem polityka.pl. Może to też sprawka jakiegoś cerbera?
Piotrze – Nirrod jak i ja jest Pyrą i nie „o take” pyzy rzecz idzie. Ja jej już powyzej napisałam może bez specjalnej precyzji, ale ja w ogóle gotuję „na oko”, a ścisłych przepisów używam wyłącznie do pieczenia ciasta. Dopiero teraz obejrzałam i psiaczki Wojtkowe i drwa do kominka Alicji i inne foto-opowiastki. Liznęłam także zachęcona przez Wojtka dyskusję u p.Paradowskiej. Dotąd nie miałam okazji. Powiedzcie, proszę, skąd w nas tyle zacietrzewienia? Czy już nawet o programach nie potrafimy dyskutować z dystansem? Przecież od tego nie zależy ani zdrowie naszych dzieci , ani nawet ilość dziur w jezdni. Wyluzujmy na Boga Ojca.
No dobra. A takie mogą być:
Pyzy cepeliny
6 porcji
20 ziemniaków (15 surowych i 5 gotowanych), sól
Na farsz: 50 dag polędwicy wołowej (może być tatar), 1 łyżka łoju wołowego lub świeżego smalcu, starty majeranek, 1 ząbek czosnku, sól, pieprz
Ziemniaki obrać, umyć i zetrzeć na tarce. Odcisnąć, najlepiej przez płótno, pozostawić odciśnięty sok w drugim naczyniu na kwadrans i jeszcze raz zlać z wierzchu sok, który się oddzielił. Gęsty osad z dna dodać do odciśniętej masy ziemniaczanej. Do startych ziemniaków dodać zmielone gotowane ziemniaki, posolić i starannie wyrobić. Formować z ciasta lekko spłaszczone kule wielkości dużego jabłka, robić w nich dołki, łyżeczką nakładać nadzienie, dobrze je ugnieść, formując podłużne pyzy w kształcie wrzeciona.
Przygotować wcześniej duży garnek z wrzącą posoloną wodą i wkładać ostrożnie pyzy. Gotować około pół godziny uważając żeby się nie skleiły.
heh… faktycznie ja tez pyra (prosze zworcic uwage na mala litere „p”) i jak o pyzach, to drozdzowych, bo przepis i owszem mam ale wychodza mi raczej plackowate. Wyproboje wg. wskazowek Pyry moze sie uda.
Ziemniaczane tez wyproboje, bo nigdy nie jadlam. Czas sprobowac.
Jak angielskie ciasta z miesem nie sa pracochlonne i ciezkostrawne, to nie wiem co jest.
Zacietrzewnienie sie w dyskusjach zagoscilo i chyba juz zostanie. I tak mysle sobie, ze te komentarze przy blogach w Polityce i tak sa grzeczne i tolerancyjne w porownaniu z tym co sie w wyborczej czasami dzieje.
😀
Nirrod – pyzy wychodzą plackowate, kiedy ciasto za rzadkie albo drożdży za dużo. Ponieważ to ciasto jest lekkie – ani cukru,ani tłuszczu, to drożdży dużo nie trzeba – świeżych 1,5 – 2 dkg max, a jak suszonych to nie wiem, ale wystarczy połowa tego, co byś dała do placka z 0,5 kg mąki. Lepiej niech dłużej rosną, ale nie za dużo drożdży bo padna i zrobią się gotowane zakalce.
Gora leca cepeliny
Dolem plyna sniete ryby
Hej, chlopaki i dziewczyny
Zaspiewajmy nie na niby…
Gdzie przepadl moj ulubiony Izyk? Czyzby sie sam zaaresztowal za rzucanie bezpodstawnych podejrzen i snucie teorii spiskowych? Kosci zostaly wyrzucone, od jutra nowe porzadki i amnestia, mozesz wyjsc z ukrycia 😉
Ja już po wizycie w barze jestem. Poplotkowaliśmy i czas nyny.Jeszcze tylko prośba do Piotra i blogowiczów. Mam na utrzymaniu dwoje studentów akademii medycznej i filologii wrocławskiej- dziewuchę i chłopaka. Koszty utrzymania jak pisze Piotr Stasiak i co naocznie widać rosną. Dzieciaki miodu nie mają mimo, że co miesiąc płacimy a one dorabiają sobie. Podajcie proszę przepisy na kaloryczne, zapychające jedzenie. Może coś nowego podpowiecie? Bigos, kapusta z grochem, grochówki, żury w słoikach, placki ziemniaczane(40) z sosem węgierskim już były. W weekend zamierzam wytapiać smalce do słoi. Podpowiedzcie czym jeszcze można żywić żaków. Piwo kupują za własne pieniądze. Oczywiście liczę na minimalne koszty
Pozdrawiam i oczekuję na inspirację.
Wojtku, jak sie tytuluje osobe po filologii wroclawskiej? 😯
Jezeli chcesz, to Ci podam przepis na bardzo trwale i smaczne ciasto z orzechami wloskimi i daktylami lub innymi bakaliami. Dostalismy na droge do Rumunii od nowozelandzkiej matki Geologa. Sprawdzilo sie znakomicie, a teraz mam tez przepis.
Wojtek, to zapychajace musi sie do sloikow nadawac, czy one gotuja?
Wrocławiak.
Wojtek, nie wiem, czy Ci się przyda, ale z własnego doświadczenia Ci powiem – otóż gotowałam w 5-ciolitrowym garze sos do spagetti, swojego pomysłu, od razu ostrzegam purystów. Maciek to zabierał zaporcjowane, wkładał do zamrażalnika i wystarczyło, że makaron ugotował, rozmroził sos, polał, posypał serem. O ten sos to smarkate prosiły, a nie ja się narzucałam, więc chyba pasowało. Podać przepis?
Potrzebny zamrażalnik, żeby przetrzymać więcej, niż 2-3 dni w zwykłej lodówce.
Wojtku, może sławetna zupa gulaszowa wg. Olszańskiego?
Ja proponuję gulasz z jarzynami i fasolą, wychodzi dużo i można jeść z różnościami.
Wojtku – jednym z wariantów może być kupienie i uduszenie w sporej ilości sosu podudzi z indyka. Są tanie i po usunięciu ścięgien (już z gotowych, bo kto by się bawił z surowymi) i gnata, pozostaje dużo smakowitego mięsa w niedużych kwałkach. Można w słoiki pakować wariantowo – część z dodanym wywarem z grzybów i grzybami gotowanymi, część z warzywami jak groszek, marchewka, papryka, część z dodatkiem pomidorów przetartych. Wystarczy potem ugotować paczkę ryżu, grubego makaronu czy czego tam i jest smakowity posiłek. Przychodzą mi jeszcze na myśl gołąbki, fasolka po bretońsku, makaron zapiekany z jabłkami z dodatkiem słodkiego sosu (młodzi lubią najczęściej) i wszelkie odmiany pilawów też na tańszych gatunkach mięs drobiowych i jarzynach. Możesz też przygotować całą blachę babki ziemniaczanej, mogą ją sobie odsmażać po kawałku i zjadać z sosem grzybowym.
Dzieki. Wojtku. Tak, tam sie pojawil watek wyczuwalny raczej niz wyrazony wprost, ze jestem po prosyu „antypolska”. Jestem do tego przyzwyczajona i splywa to po mnie jak po kaczce (ale nie Kaczorze). Cieszy mnie, ze nie bylo jeszcze watkow dot. higieny rasowej. Bo to czesto idzie w parze. 🙂 🙂 🙂
Ja sie swietnie bawie. Nie ma to jak dobra awanbtura w ktorej ja mam ostatnie slowo. 😉
Zupa ziemniaczana, jesli maja zamrazalnik, to wszelkiego rodzaju zapiekanki z duza iloscia sera i bszamelu pieknie sie mroza. Upiec duza blache i w porcjach zamrozic.
ryz smazony z warzywami i sosem z masla orzechowego (nie mam pojecia czy maslo orzechowe jest w Polsce tanie, od razu zastrzegam)
Nalesiki faszerowane bialym serem.
Leniwe pierogi (mozna odsmazac)
Szare kluski!!!!
kopytka w sosie pieczarkowym
Kapusta zapiekana w ciescie makaronowym.
tak.. tak.. i ja bylam studentka…
Pyro, czy te cholerne ścięgna z indyka można usuwać już po upieczeniu drania?! Kiedyś robiłyśmy to z koleżanką przy surowym, używałyśmy kombinerek, a i to wyszło ‚tak sobie’.
Mis 2 jest zdrow i caly, na kilka dni odlaczyli ich od internetu, ale prawdopodobnie pojutrze podlacza. Ma bardzo duzo pracy, a to dobrze bo interes sie kreci. Pozdrawia wszystkich.
Witam.
Polecam stronę o winach ekologicznych z prawie całej Europy, Izraela i USA/Kalifornia
http://www.biowein-pur.de/
Ciekawa strona, praktycznie wszystko o winach, po niemiecku:
http://www.wein-plus.de/
Niech Wam smakuje ! 🙂
Ja Was tu zaraz podręczę trochę, a co mi szkodzi.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/sniadanie.jpg
Wpadło mi to zdjęcie przy robieniu nieustających porządków w zdjęciach – a przypomina mi to program tv w kooperacji z Life Magazine zrobiony, jak to 40 lat temu przewidywano, co będzie w roku 2000-m na stole. Otóż przewidziano koniec gotowania i tak mniej więcej miało być na talerzu. Ale głupki, sami powiedzcie!
Dlaczego w tym Poznaniu wszystko musicie nazywać na opak. Pyzy to pyzy z kartofli. A te bułeczki to zupełnie co innego. Ale może to o to biega:
3 dag drożdży, 1/2 kg przesianej mąki, 2 jajka, szklanka mleka, szczypta soli, 2 płaskie łyżeczki cukru, 3 dag masła (ok. 1 łyżki)
1. W miseczce rozczynić drożdże z ciepłym mlekiem, odrobiną mąki i 2 łyżeczkami cukru.
2. Kiedy rozczyn podrośnie dodać resztę mąki, jajka, sól i po lekkim wyrobieniu roztopione masło. Pozostawić do wyrośnięcia.
3. Kiedy ciasto wyrośnie rozłożyć je na wysypanej mąką stolnicy, ?wyklepać” w kształt grubego placka, posypać mąką i wycinać szklanką placuszki. Zostawić je do wyrośnięcia.
4. Duży, szeroki 3-litrowy garnek wypełniony do połowy wodą owiązać gazą. Wodę zagotować.
5. Układać na gazie nad wrzącą wodą dość luźno kluski. Nakryć drugim garnkiem tej samej wielkości (nie można nakrywać pokrywką, gdyż kluski w trakcie gotowania rosną i przylepiłyby się do niej).
6. Próbować zaostrzonym patyczkiem : jeśli suchy ? kluski już ugotowane.
Kluski poznańskie podawane są w Wielkopolsce do pieczeni cielęcej lub wieprzowej z sosem, w którym macza się lekko słodkawe kluski.
Pani Domaradzka nazywa to „parki”, czyli kluski na parze, i ja jej wierzę, bo u niej jadłam po raz pierwszy i potem wielokrotny. Pani D. jest zza Buga, jak to popularnie się mówi, lat 85, bardzo krzepka. Odwiedziłam ją w tym roku nie uprzedzając i dostało mi się kopyścią po głowie, bo przecież miałam zadzwonić, żeby się umówić na „parki” – tam można wpadać bez uprzedzenia, ale jak na parki, to one wymagają czasu. I miało być na parki tym razem, tak się umawiałyśmy 3 lata temu. Moja strata. Jak sie jezdzi z osobami towarzyszącymi, to tak plany wychodzą…
Pardąsik, Gospodarzu,
„Duży 3 litrowy garnek”?! U mnie duży to jest najmniej 5-litrowy, a Pani D. na parki mniejszego niż 7 litrów nie używa 🙂
3 litrowy szeroki to z kolei za płytki!!!
Dobra. Dokończę odkurzanie i podam przepis na sos spagetti dla głodomorów Wojtka, może się przyda.
Tymczasem podaje inne zdjątko, fasolka po bretońsku, i niech mi kto powie, że nie! Już ustaliliśmy, ze takie danie nie istnieje, prawda?
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Fasolka_po_bretonsku.jpg
Piotrze – stanowczy sprzeciw zgłaszam – kluski nie mają prawa być słodkawe (takie, to kaliskie, wiadomo – popsute przez Ruskich). Poznańskie pyzy są na wodzie, bez mleka i bez cukru – ew. 0,5 łyżeczki do rozczynu. I żadnego masła. Natomiast liczbę żółtek można podnieść do 4-ech.
To przepis dla dzieci Wojtka wykradziony Olszańskiemu:
50 dag wędzonego boczku,10 dag kiełbasy, 2 marchewki, 2 pietruszki, cebula, 2 ząbki czosnku, 25 dag fasoli, 4 dag smalcu, 6 dag mąki, szklanka śmietany, papryka w proszku(słodka),czuszka, sól, pieprz, cukier. natka pietruszki.
Wędzonkę ugotować w 1,5 l wody. Namoczoną uprzednio fasolę gotować w drugim naczyniu. Gdy zmięknie dolać wodę, w której gotowała się wędzonka. Mięso zaś odłożyć by stygło. Dodać pokrojoną w słupki marchew i pietruszkę. Przygotować na smalcu zasmażkę z posiekaną i zrumienioną cebulą, natką pietruszki i sproszkowaną czerwoną papryką. Dodać czuszkę, zalać wodą i gotować 10 min. Teraz pokroić wędzonkę, dodać podsmażoną na rumiano kiełbasę pokrojoną w plasterki i wszystko wrzucić do naczynia z fasolą. Wlać śmietanę, przyprawić solą, pieprzem, a także odrobiną cukru.
Sos na makarony:
-gar 5 litrowy
-olej do smażenia
-mielonego mięsa ok. kilograma, najlepiej mieszane wołowe z wieprzem
-3 cebule takie, co się w niezamkniętej garści mieszczą, czyli spore
-czosnku ile komu pasuje, ja pół główki daję
-2 litrowe puszki pomidorów podłużnych italiańskich w sosie własnem pomidorowem, albo swieże pomidory odskórowane, ja idę na łatwiznę, kupuję.
-papryka (słodka) zielona czy czerwona, z 5-6 sztuk sporych
-bazylia, oregano, tymianek czy tam komu jakie zioło śpiewa za uchem, pieprz, sól, kapka ostrej papryki, listek bobkowy lub trzy, ziela angielskiego kilka ziaren, kminku z łyżeczkę, to nie zmieni smaku, a wzbogaci i pomoże na trawienie. Bazylia i oregano muszą być.
Na patelni obsmażyć mielone mięso uważając, żeby się nie zbiło w kotlet. Jednym słowem mieszać! Jest tam wystarczająco tłuszczu, nie podlewać niczym, a nadmiar tłuszczu po prostu odlać.
Skrojoną w kostkę cebulę wrzucić do wspomnianego gara na rozgrzany olej. Jak się zeszkli, dodać mięso, pomieszać, dodać skrojona w kostkę paprykę, pomidory rozpaćkane, czosnek, przyprawy.Nie gotować za długo, ma być na wolnym ogniu. W sumie najwyzej 20 minut – bo dłuższe gotowanie powoduje, że pomidory robią się kwaśne, czy to z puszki, czy „żywe”. A mięso obsmażyliśmy już na początku, więc wystarczy, jak papryka dojdzie i smaki się pożenią.
A potem pozamrażać w porcjach, ugotować makaron, rozmrozić, walnąć jedno na drugie, posypać ulubionym serem.
Aby mielone mieso na patelni nie zbijalo sie w grudy, nalezy zawsze do miesa, a nie na patelnie dodawac olej i strannie rozdziabac widelcem, zanim sie je wywali na patelnie. Tak zawsze robia dobrzy wloscy kucharze. POdobnie jak:
Do pomidorow przertwarzanych a takze do tych z puszki nalezy ZAWSZE dodac pol malej luzeczki (lub szczypte) cukru. Wtedy nie kwasnieja i maja znacznie bardziej intensywny pomidorowy smak.
Sprawdzanie czy spagetti jest juz al dente: wyjac nitke spagetti i rzucic nia o lodowke. Jesli sie przyklei i nie zjezdza po sciance, zdejmowac z ognia i nie wylewac CALEJ wody, Zostawic pol szklanki razem z makaronem.
Ktos jeszcze zna jakies „sztuczki”?.
Na zakończenie dnia wszystkim bez wyjątku dziękuję za piękne życzenia.
To zależy, jakie mielone się kupi, Heleno. Jak widzę, że przytłustawe, to niech się wysmaży samo z się. Zazwyczaj to sklepowe, nawet jak napisane, ze „extra lean”, to jednak… więc ja je dziabdziam drewnianym widelcem na teflonowej patelni, aż cholera się wytopi.
Z tym cukrem to muszę wypróbować. Pół łyżeczki, powiadasz? Dzięki za poradę, zawsze się bałam, że mi wyjdzie za kwaśne. Jakby co, zgłoszę reklamację 🙂
A swoją drogą, pomidorom wiele nie trzeba, zeby były al dente!
Z tą lodówką i makaronem chyba z rok temu ustaliliśmy. Faktycznie, najlepsza metoda. Nie ma nic gorszego, niz rozgotowany makaron (albo, nie daj B. ryż, to dopiero ale świństwo!)
Lepiej nie niż prze.
Hehehe, wyszlo na to, ze poznaniacy wiadomo pieniedzy nie lubia wydawac i mleka na kluski marnowac nie beda, cukru tym bardziej…
Wyglada na to, ze tymi nieszczesnymi pyzami weszlam Gospodarzowi na ambicje. Z ostatniego przepisu pewnie nie skorzystam (wykorzystam raczej rady Pyry), za to z ziemniaczanych wersji jak najbardziej.
tak sobie mysle, ze te ziemniaczane kluski, to jak znalazl tanie jedzenie dla studentow.
A studenci moga sobie jeszcze zrobic spagetti carbonare. Ser jaja boczek i makaron tylko potrzebne. poszukam jutro przepisu. Dzisiaj sie juz odmeldowuje. Dobranoc wszystkim.
Dzis trzeci czwartek listopada: Le Beaujolais nouveau est arrivé ! Japonczycy, najwiekszy importer (11,6 mln. butelek w 2006) uzywaja go do kapieli 🙂 Moze tu jest tajemnica delikatnej cery Japonek?
Z ryzem jest jeszcze latwiej.
Zawsze dajemy jedna czesc ryzu i dwie czesci wody, Natychmiast od momentu zagotowania, zmniejszyc ogien do minimum i przykryc ryz. Nie zgaladac pod przykrywke przez rowne 20 minut. Wylaczyc. Ryz ugotowany idealnie.
No to dodam moja metodę gotowania ryżu:
zagotować wodę w dowolnej ilości (mój 5 litrowy gar ze 3 litry wody, soli kapkę).
Wrzucić opłukany ryż (dwie , trzy szklanki), poczekać, aż znowu zawrze woda, odstawić gar przykryty pokrywką szczelnie, i za 15 minut zajrzeć, czy jest akuratny, odcedzić, ja przepłukuję wodą dodatkowo. Zaznaczam, że ta metoda to jest ryż na sypko, pod sosy. Nieperfumowane jaśminem basmati kupuję. Do sushi specjalny ryż i gotowanie. Na gołąbki jak nie ryż, to kasza gryczana!
Helena, do rzeczy:
Spakowana? Nie zapomnij o kapeluszach! I miłego pobytu, relaksu i tak dalej. Pogody najlepszej. Zabierz aparat!!! Może akurat coś się wciśnie pod obiektyw.
Niespakowana. Ale chalupa czysta. Bo do Kota M bedzie przychodzila Antie Sharon, zeby mu dawac codziennie tabletke. Z Kotem P,. ktory tez pobiera, nie ma problemu bo E daje mu bez trudu lekarstwo owijajac je pasztetem. Ale nie z M te numery! Beda co najmniej trzy przyjecia, kosmetyczka, pedikiur. Musze sie tym razem zapakowac bardzo lekko, gdyz lekarz zabronil mi nosic ciezarow przez rok. Wiec walizka l „prawie ” pusta – to sie naprawde jutro okaze. W razie czego bede mogla pozyczac od Renaty.
JUtro mam jeszcze do zalatwienia kilka spraw – kupienie dodatkowej kuwety, dwa odlegle od siebie banki, farba do wlosow, i ewentualnie, jesli walizka faktycznie bedzie lekka, troche sweet potatoes dla Renatki-diabetyczki. Sweet potato reguluje poziom cukru we krwi, tutejsi lekarze bardzo polecaja, a ona to uwielbia.
Jeszcze sie jutro odmelduje u Owczarka.
Dzisiaj wiele nowosci !
Po pierwsze zasypalo Wieden i jego okolice. Szczegolnie mocno dotknelo poludniowa obwodnice miasta droge A 21. Przed tygodniem jechalem ta droga. Padal snieg z deszczem i byla mgla ale dalo sie jechac. Jedna z przyczyn tej zawieruchy sa ciezarowki jadace jeszcze czesto na zlych oponach. Ustawialo je w poprzek i autostrada jest zablokowana. Niestety wielu kierowcow jezdzi jeszcze na letnich oponach. Czerwony Krzyz rozdziela dla zasypanych koce i gorace napitki w postaci herbaty ale chyba z wkladka. Przeciez samochody i tak nie jezdza, niebezpieczenstwo kolizji nie istnieje a do czasu odkopanie poziom zawertosci spadnie ponizej douszczalych granic.
paOlOre zapowiadal, ze wpadnie na weekend. Nie wpadnie bo jeszcze ma letnie opony a poza tym autostrada na poludnie jest tez nieprzejezdna.
Dla odmiany u nas cesarska pogoda. Temperatura 12 stopni Celsjusza i ani chmurki na niebie. Dziura klimatyczna i tyle. Do tego pod skrzydlami Swietego Michala. Na dzisiaj zapowiadaja w calej Austrii piekna sloneczna pogode. Ma byc zimno ale slonecznie.
Po drugie, Pani Pocztowka przyniosla kolejna niespodzianke. Ksiazke Jacka Zakowskiego z podwojna dedykacje Piotra i Pana Autora. Piekne dzieki. W ten sposob mam w domu podwojna NAUCZKE. Te pierwsza przywiozl Mis 2 po skutecznym polowaniu na nia w Polsce. Obydwu dedykatorom chce podziekowac na pismie. Chyba napisze list otwarty i opublikuje w blogu Adamczewskiego. Zastanawiam sie nad tytulem. Chce byc z tym gotow podczas weekendu. Chcialby sprobowac porownac sie do ekspresji obrazu Repina „Kozacy pisza list do Chana” albo innego, znanego niewatpliwie Helenie,fragmentu dziela a noszacego tytul „Bolszewicy pisza list do Chamberlaina”.
Caly w nerwach, wlasciciel dwu egzemplarzy epokowego dziela, zastanawiam sie czy nie zalozyc oddzialu zagranicznego Biblioteki Polityki. Na poczatek do zbiorow wlaczylbym wszystkie posiadane dziela Adamczewskich i dwa egzemplarze Nauczki. Dla ustawicznego wzbogacania ksiegozbioru autorzy beda proszeni o stale poblikowanie kolejnych tomow. Goscie przyjezdni a na takich licze, beda mogli korzystac z mozliwosci noclegow. Male grupki u mnie, wieksze w okolicznych hotelach i pensjonatach. Przy okazjii informuje, ze jesli chodzi o mnie, rabatow nie udziela sie, pierzyna tez nie bedzie udostepniana. No chyba, ze koniecznie jakas pani, ale tylko z brzega i zeby nie chrapala.
W ogrodku kwiaty zaczynaja od nowa kwitnac. Na przyklad malwy a niektore w ogole nie przestaly i kwitna nadal.
Jutro sadze, ze juz dojrzeje i zaczne formulowac wspomniany list.
Pogodowo zglupialy
Pan Lulek
Panie Lulku, temperature na dworze mierzy sie w cieniu! U mnie mroz i bialo, przez cala ubiegla zime tak nie bylo 🙁 Ale dzis wreszcie wyszlo sloneczko i swiat poweselal 🙂 Sadzac po prognozach dla Güssing, to i u Ciebie sie ochlodzi, ale w przyszlym tygodniu ma byc znowu +12°C. Gdybys chcial sie ewentualnie pozbyc nadliczbowego egzemplarza „Nauczki”, to ja reflektuje. Dyskrecja zapewniona.
Witajcie
Dzięki za wczorajsze przepisy, wydrukowałem bo pamęć już słaba i na zakupy lecę. Nemo, pąsa mam na licu ze wstydu za filologa wrocławskiego. Pozostaje zwalić winę na wpływ piwa z lęśniczym na występowanie tzw. „skrótów myślowych”. Faktycznie idiotyzm napisałem.
Pozdrawiam
Panie Lulku,
Twoja stacja meteo jest chyba kilka dni opóźniona w prognozach – chyba z oszczędności przekazuje to, co wydrukowały gazety w ubiegłym tygodniu (ze zwrotów, ma się rozumieć, czyli darmo). Siedzę właśnie w autobusie do Burgenlandii (Richtung Oberwart) i śnieg mnie oślepia. Co najmniej 20 cm puchu przykryło glebę. Temperatura 0 stopni, ale wyczytana w Wiedniu. Poza miastem na pewno zimniej. Mam nadzieję, że kierowca poradzi sobie na górskim etapie, czyli przez Wechsel. Może ma łańcuchy.
Dawszy znak życia odmeldowywuję się do północy, bo robotny przede mną dzionek.
Alicjo,
przeglądałem zdjęcia ze sznureczka.
I co widzę?
Na niektórych znane mi z autopsji światło. Natura, tylko piasek, woda i powietrze, które w tamtej szerokości geograficznej zamienia się często we wiatr. I z tej możliwości korzystają surfologłupole. Doprowadzają się do stanu ekstazy.
Poznałem te miejsce pomimo braku napisów. To tam spotyka się fale, które powstają w odległości paru tysięcy kilometrów od brzegu. Formowane przez orkany i huragany, lokalne tornada, połączone ze światowym systemem pasatów. W jednakowych czasoodstępach toczą się potężne góry wodne do brzegu. Rozbijają się po drodze o rafy i mielizny znajdujące się na dnie oceanu.
Zanim spotkają się z lądem i staną się dla mnie przyjemnością, można śledzić je na parę dni wprzód, na zdjęciach satelitarnych. Ich początek jest prawie zawsze w tych samych miejscach.
Znajdę się w odpowiednim czasie na odpowiednim spocie, to i ja potańczę jej na nosie. Bawię się z nią jak dzieciak w piaskownicy. Podjeżdżam pod nią, zawracam i skacze z niej. Ale czasami ona ma tego dosyć i mnie pożera.
I wtedy nie ma żartów. Liczyć mogę tylko na siebie. Ważne jest zachowanie spokoju i to ile mam powierza w płucach.
Ale fale to znacznie więcej. Fale stają się często nałogiem, z którego wyzwolić jest się ciężko, to bakcyl, którego się ma w sobie.
Każdy z nas ma własne wyobrażenie o falach. Niektórzy rozpatrują je jako energie z dalekich wichur. Ja w ich poszukiwaniu przemierzam tysiące kilometrów, jestem ciągle na tropie tej jednej, jedynej perfekcyjnej fali.
Ale czy ja ją kiedyś znajdę?
Tak na prawdę, to nie ma to żadnego znaczenia, bo każda fala jest inna. Nawet na tym samym spocie każda fala łamie się inaczej. Prawdopodobnie toto /nieszablonowość/ uzależniło mnie od nich. Każda z nich to nowe wyzwanie. Wymaga ode mnie nowych reakcji. Jazda na nich nie jest nigdy rutyną, bez różnicy, czy jest to Margarita, Hookipa czy Międzyzdroje, do których wybieram się dziś by rozkoszować się smakiem świeżej ryby.
Tak mnie jakoś dziwnie naszło dzięki Alicji.
Żeby nie było niedomówień. Jadę tam z przyjacielem mojego życia.
Heleno, pilnuj torebki.
Panie Piotrze,
nie wykluczone, że mógłbym pomóc w kłopotach, o których pisał Pan w poprzednim wpisie. Jeśli aktualne, proszę o sygnał na mail.
Pozdrawiam
Łamię obietnicę trzymania gęby na kłódkę do półncy i odszczekuję wszystkie insynuacje pod adresem Pana Lulka. Zbliżamy się do pasma Wechsel (jakieś 50 km na południe od Wiednia) i śnieg zniknął z parteru, widać go tylko w wyższych partiach gór. Temperatury nie znam, ale jezdnia sucha, szacuję na 5-10 stopni. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej sobie posurfować i poblogować mogę 🙂
Dzień dobry.
Brrr, w Pyrlandii przymrozek, gruby szron na resztkach kwitnących na zagonach róż. Ponuro, mglisto, ciemnawo. Nie lubię listopada, to taki barowo – łóżkowy miesiąc, no, ale zdrowie by na to końskie trzeba mieć.
Na obiad dzisiaj racuszki drożdżowe z jabłkami i znów muszę pilnować, żeby mi za dużo ciasta nie wyszło.
Alsa – oczywiście, że można ścięgną z podudzi indyczych wyciągać po upieczeniu, tyle, że mięsa już potem w zgrabne plastry raczej nie pokroisz – rozpada się na cząstki jak pomarańcza, ale jest b.smaczne, sos też nadzwyczajny i niech tam nie w plastrach. Praktycznie jak większe , to jedno na 2 osoby wystarcza, jak mniejsze to 2 podudzia na 3 osoby (słuszne porcje)
Ja z reguły piekę 2, wyciągam na talerz, zdejmuję z kości, wyłuskuję widelcem to, co trzeba wyrzucić i mięso z po2wrotem już czyściutkie kawałki do gara.
Dziendobry.
Prawie zapomnialam o przepisie na makaron. Robi sie go szybko i wiekszosc skladnikow w domu zazwyczaj jest a do tego malo naczyc wymaga, co dla studenta wazne, bo wiele zmywac nie musi.
No i kaloryczne, wiec dobra podkladka pod piwo jest.
400g spaghetti
175g w kostke pokrojonego wedzonego boczku
2 lyzki oliwy
3 zabki czosnku
poszatkowane liscie pietruszki (jak ktos lubi, ja pomijam)
3-4 zoltka
50g zoltego sera (powinno byc pecorino, ale poniewaz ma byc tanio, to zwykly ser tez bedzie ok)
sol, pieprz
1. Ugotowac makaron
3. Na rozgrzana patelnie wrzucic pokrojony boczek, jak sie zarumieni dodac czosnek i pietruszke.
4. odcedzic makaron wrzucic na patelnie z boczkiem, dodac zoltka i dobrze wymieszac, polosic i popieprzyc.
Cale przygotowanie zajmuje 10min a zapycha niezle.
a z bialek na upartego mozna zrobic bezy.
Dzieki Nirrod!!!
Dzieciaki są samodzielne – gotują więc poradzą sobie.
Pozdrawiam
Wojtku, nie ma powodu do wstydu. Ja mam siostrzenice na filologii krakowskiej 😉