Zgadnij co gotujemy?(66)
Nigdy dotychczas (jeśli pamięć mnie nie zawodzi, ale wiem, że jeśli się mylę to blogowicze mi to wytkną) nie było quizu na tematy wina. Choć felietonów i komentarzy winnych nie brakuje. No to dziś nadrobimy ów mankament. Oto pytania:
1. Ludzie filmu – aktorzy, reżyserzy – coraz częściej zajmują się biznesem poza filmowym. Niektórzy z nich, jak znany na tym blogu Marek Kondrat, zajmują się importem i sprzedażą win, inni – w bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody – zakładają winnice. Proszę wymienić choć jedno nazwisko filmowca-winiarza.
2. Jednym z najbardziej znanych (i drogich) winiarzy amerykańskich nosi polskie nazwisko. Dla ułatwienia dodam, że dostarcza on często wina do Białego Domu. Kto to jest?
3. Czy jest górna granica zawartości alkoholu w winie, jeśli tak, to ile ona wynosi?
Chyba nie są to zbyt trudne pytania. Kto pierwszy przyśle prawidłowe odpowiedzi (na adres: internet@polityka.com.pl) ten otrzyma książkę Wiesława Władyki ?Polityka i jej ludzie? z autografem autora i moimi życzeniami. Za zwycięzcę pozostali członkowie naszej grupy wzniosą wieczorem toast najlepszym winem posiadanym w domu.
Czekam więc na listy.
Komentarze
Się zaplątałem w Alicyjnych wiązach okablowanych internetem, a tu kłiz przeleciał.
Się obnażę, że w kuchni używam białej i czerwonej sophi, bo jak na marynatową przyprawę, ma zupełnie wypoziomowaną cenę. I tyle. Inne wina – proszę bardzo, na stół, te rzeczy itd, ale w kuchni króluje bułgaria.
Drożdże winne jak działają, do jakiej granicy? Poza rzeczoną granicą jak nic wino jest chrzczone spirytem. Wiem, gdzie granica, ale nie podpowiem!
Dwóch pierwszych odpowiedzi ani-ani. Sama jestem ciekawa.
Poczytuję książki przywiezione z Polski i bywa, że mnie przykuwają do, aż skończę czytać. „Warunek” Rylskiego polecam. Wczesniejsze powieści też mam. Cenię go prawie tak, jak Myśliwskiego. Prawie, bo Mśliwskiego cenię i kocham. Obydwaj pisza rzadko, ale piszą doskonałe książki.
Niech mi się tu ktoś sprzeciwi…
Pozdrawiam z Waszego rana, a mojego środka nocy i wynoszę się do wyra.
Zeby nie było, ze dokumentacji nie ma co do drwali, owszem, dokumentacja jest, fotograf przy tym był, aczkolwiek bał się bliżej podejść.
http://alicja.homelinux.com/news/Lumberjacks/
Alicjo
Zainteresowała mnie choroba wiązów w Twojej okolicy. Czy one nie usychają z powodu „holenderskiej zarazy wiązów”? W Polsce też ta grzybiczna choroba występuje i podejrzewam, że wykańcza wiąza, ktory pięknie rósł przed moim domem. Napisz, gdy się słodko wyśpisz.
Miłych snów
Jezus Maria Józefie Swięty,
(jak mawiała moja Babcia) Iżyk! Ty się natychmiast odziej i rączki na kordełkę! Obnażać się?!
Co do sophi i innych bułgarskich win – pełna zgoda.
A teraz naprawdę do wyrka. O ile chrapanie p.Jerza mi pozwoli zasnąć.
Prztyknę poduszeczkę gdzie trzeba …
Alicjo, ja też ani – ani. Trudno. Od białego rana był pan instalator ze spółdzielni odpowietrzać kaloryfery i w domu zrobiło się nad wyraz przyjemnie. Niezła ta moja administracja – wystarczy telefon i następnego dnia jest fachowiec. RTu się naprawdę nieźle mieszka. Oczywiście taklich luksusów jak sauna przy borowikach nie ma, ani sklepu p.Kondrata na parterze, ale o jedną bramę dalej jest sklepik właśnie z Bułgarią, a ja lubię Sofię (no, może nie na jubileusze i inne święta, ale na codzień). Idę po zakupy i do roboty się zabieram. Zajrzę na blog w południe.Pozdrowienia dla wszystkich.
Zaraz zaraz – oczywiście, ze to jest to, Wojtku, ta *holenderska* zaraza. Nie ma na nią sposobu, przynajmniej tutaj nie znalezli. Wszystkie wiązy uschły w całej wielkiej prowincji, jak juz pisałam wcześniej.
Na początku objawia się przedwcześnie w środku lata brązowiejącymi liśćmi, i tak przez 2 lata, czy coś koło tego. A potem schnie i umiera.
No a teraz juz NAPRAWDE ide spac!
Pyro droga, nie zazdrość tego czego nie mam. Sklep Kondrata jest pół miasta dalej, przy Teatrze Narodowym. U mnie na parterze jest za to inny, też zaprzyjaźniony, sklep winny. A borowikami zza progu dzielę sie z przyjaciółmi. Niektórzy, gdy nas nie ma, mogą włazić i zrywać. Z sauny zaś – wszystko na to wskazuje – będziesz mogła skorzystać za rok (niecały w dodatku). A dobry hydraulik i mnie by się przydał ale do Poznania troche daleko, tymczasem ciurkiem leci z rezerwuaru, który jest wkuty w ścianę. Cholera. Jedyna pociecha to fakt, że w ciągu ostatniego roku zyskałem aż tylu przyjaciół.
Witam szanowne towarzystwo. Ja dzisiaj nie w temacie ale chciałam Wam polecic pewien portal, na którym siedze od niedzieli i strasznie mnie bawi. Czy słyszeliście juz o http://www.nasza-klasa.pl ? Tutaj można spotkać się z przyjaciółmi ze studiów, liceum itd. Na pewno Wam sie spodoba w przerwach między pichceniem smakołyków. Ja pogadałam ostatnio z ludźmi których nie widziałam 20 lat. rozpropagujcie miedzy swoich znajomych i bawcie się dobrze. Pozdrawiam i uciekam sprzed kompa – Mama czeka 😉
Wojtku, ta holenderska zaraza zostala przywleczona z Azji wschodniej w 1918 roku. W 1928 zostala zawleczona z Europy (z drewnem na fornir) do Ameryki Polnocnej. Drewno wozono statkami do i z portow holenderskich, wiec stamtad zaczal sie tryumfalny marsz tego grzyba po Europie. Roznosi go owad zerujacy na mlodych galazkach wiazow i rozmnazajacy sie podobnie jak kornik w pniach obumarlych drzew. Wiazy azjatyckie sa juz na tego grzyba odporne, w Europie tez niektore odmiany sa bardziej wytrzymale. W Szwajcarii wymarly prawie wszystkie wiazy parkowe 🙁
Zaspalam dzis troche, bo pogoda w sam raz na sen zimowy 🙁 Cala noc padal snieg, teraz znowu deszcz, jest ciemno, zimno i ponuro. Przez to wszystko zapomnialam, ze dzis sroda i quiz 🙁 Ale na trening mentalny nigdy nie za pozno, wiec (dla sportu) wyslalam rozwiazanie i teraz czekam na rezultaty.
Gospodarzu, Helena poleca hydraulika angielskiego. Jacy sa szwajcarscy? Trudno powiedziec, bo tu sie nic nie psuje.
W poszukiwaniu informacji na temat Polakow w Bialym Domu natrafilam na opis pewnej kariery. Antek, czy mozesz nam tu cos wyjasnic?
http://www.wab.com.pl/tekst.php?id=877&bid=486
Nemo To podobna zaraza jak szrotówek http://pl.wikipedia.org/wiki/Szrot%C3%B3wek_kasztanowcowiaczek , który wykańcza kasztanowce w mojej okolicy. Żal patrzeć jak drzewa się bronią w tej nierównej walce i kwitną trzy razy do roku. Aleja kosztanowa obok mego domu zaczyna przypominać cmentarzysko drzew. Po wsi krąży plotka, że szrotówka przywlekli ze sobą żołnierze powracający do kraju z bałkańskich misji.
Pozdrawiam
Wojtku, z kasztanami sprawa wyglada troche inaczej, bo tu rzeczywiscie owad jest glownym szkodnikiem i znam kasztanowce w wielu miejscach, ktore po jakims czasie wrocily do formy. Wiazy gina, bo ten grzyb roznoszony przez owady zatyka im naczynia przewodzace wode i one usychaja na amen : Z tym przywleczeniem szrotowka z Balkanow moze byc cos na rzeczy. Kasztanowiec moich znajomych chorowal 2 lata temu, a ich sasiad kilkakrotnie jezdzil na misje pokojowa do Kosowa (i chyba nadal jezdzi). Drzewo jednak (przycinane co kilka lat jak platan) w tym roku bylo zdrowe. Jezdzac przez Czechy do Polski obserwowalismy po drodze aleje kasztanowa kolo, bodajze, Zamberku. Przez kilka lat wygladala przygnebiajaco i chyba kilka drzew obumarlo, ale reszta odzyskala zdrowie. Nie wiem, czy Czesi stosowali jakies terapie.
Nemo
Są terapie tylko niestety drogie a moja gmina to bida z nędzą. Najprostrzy zabieg to palenie opadłych liści. Ale za to też ludziom trzeba płacić.
Co ciekawe ja mam dorodnego kasztanowca jadalnego i jego szrotówek nie rusza. Żre tylko kasztany „klasyczne”
Wojtku, nemo
Nie jest to jednak niemożliwe:
http://www.szczecinek.pl/strona.php?id=1098
No wlasnie! Kasztanowiec moich znajomych chorowal tylko przez jeden sezon, bo tu sie nie zostawia lisci pod drzewem.
Nemo znowu otrzymuje książkę. Wprawdzie (moim zdaniem) jedna odpowiedź jest trochę na wyrost ale mój główny winniarski konsultatnt twierdzi, iż jest dopuszczalna. Więc książka Wiesława Władyki jedzie w Alpy. Wraz z serdecznościami i gratulacjami.
A prawidłowe odpowiedzi to: 1 – Gerard Depardieu lub Sofia Coppola i paru innych; Warren Winiarsky; 15,5 proc.
Bywaja jednak wina o jeden procent silniejsze i nie wzmacniane alkoholem. Większość enologów uważa, że to już nie wino. A jeszcze silniejsze np. porto jest alkoholizowane i ma nawet ponad 20 proc. Aby w Polsce sprzedawać je trzeba mieć koncesję nie na wino a na wódkę.
Miłej lektury.
Hej, dziekuje! Wlasciwie mialo byc 15,6 proc. co odpowiada potencjalowi 125° Oechsle, jesli caly cukier przeistoczy sie w alkohol. Ale i tak jestem zaskoczona, tak pozno wstalam i wygralam 🙂
PS. Wino burgundzkie Corton z 1858 roku mialo podobno 15,6 procent! Tak podaje moj „Wielki Johnson”. Pozdrawiam rowniez i juz sie ciesze, bo lubie czytac Wladyke 🙂
Kota ? 😉 Nie,… spaliłem 😉
No prosz….
Układ. W Polsce rządzi układ. Układ i oligarchia.
Nemo śpi – kłiz czeka, bo dobrych odpowiedzi jeszcze „ne mo”, Nemo się poruszy – ruszy się i czas, Nemo wstaje i zasiada – właczają audiotele Polityki!
Odpowiedzi:
Gerald to był wiedźmin, a nie jakieś tam depardje, a sofia to wino na marynatę, a nie jakaś kopola. Sofia jest melnik, sofia jest muskat i nawet szardone sofia jest, ale słyszał kto o sofi kopola?! Owszem, jest stary Coppola, co kupił winnicę i ma córkę, ale takimi skojarzeniami to minister Maciarenko wnien się zająć i układ prześwietlić. Lampa w oczy i już Nemo wyśpiewa, skąd odpowiedzi znało. I co, zatkało?
I jeszcze to winko niedoprocentowane. I, zabaczcie, jak sobie piszą:
– Pietnaście i pięć procencików w wineczku. Jak więcej, to nie wygrasz Władyki.
– Tak, tak, 15 i pięć, a właściwie to nawet rzekłabym, że sześć cząstek procencika, Panie Piotrze Kochany, tylko machło mi się, bo bo nie doczytałam wczorajszego mejla.
– Uważaj i nie pomyl się, bo większość nemologów uważa inaczej.
– Jakich „nemologów”? To ja jestem Nemo!
– A no tak, a no tak, faktycznie – enologów. Późno już, a ja nad quizem siedzę. No to co? Do quizu, to znaczy do jutra, chciałem powiedzieć.
Zacząłem podejrzewać układ, jak jeszcze przed Kórnikiem, po wołosku nieudolnie konspirowali, ale teraz mam dowód.
Panie Ministrze Zioberko!
To nie paszkwil tylko donos. Rób konferencję, póść Władykę przez niszczarkę i zacznij tak:
„Ta para już nigdy, nikogo nie ocygani…”
Panie Ziober… Halo… Rób Pan cyrk, nim ogryzą Pana do reszty. Do kości.
Mało to kulinarne, ale szczere i zakończę w PanaLulkowym stylu:
Z zazdrosnej zawiści pękający
Iżyk
P.S. Gdyby CyberCerber miał wydziwiać, to informuję Admina, Autora blogu, Adwersarzy, Atakże wszystkich innych, że to takie żarty. ANemo nie informuję, bo polegam.
Iżyk znowu iżykuje i w końcu na mur zarobi w dziób. Do czego to podobne, żeby smarkacz miał zmuszać starszą osobę do wysiłku intel;ektualnego?
A ja właśnie obejrzałam piękny, 20 minutowy reportaż z łęgów rogalińskich i w końcu dowiedziałam się dlaczego żuk dęboróg jest chroniony i dlaczego nie wolno ochronnie czyścić dziupli i ubytków w starych dębach. Uśmiechnięty,rzystojny biolog tłumaczył, że dąb szypułkowy w Europie ma się nadal nieźle, natomiast dęboróg i drugi, jeszcze rzadszy żuk – pachnica, mogą żyć wyłącznie w starych, umierających drzewach. Po kilka osobników obydwu żuczch gatunków pokazywanych jest ponoć w największych ogrodach żoologicznych. Hm… niezbadane są gusta ludzkie. Za żadną cholerę nie poszłabym specjalnie oglądać owady takie czy inne.
Krupnik obiadowy był bardzo dobry, reszta w zamrażarce doczeka chwili, kiedy to małym wysiłkiem zsotanie przerobiona na kapuśniak z kwaszonej kapusty i podana z kawałkiem dobrze wędzonej kiełbasy albo szarymi kluskami.
Nemo – kasztanowce na poznańskich ulicach zostały dwa lata temu zaszczepione przeciwko szrotowiaczkowi metodą opracowaną na akademii rolniczej w Poznaniu. Jakie są skutki, nie wiem, ale żale w prasie nad alejami kasztanowcowymi nieco przycichły.
pczywiście tu Pyra starsza. Młodsza znowu mi nadawcę zmieniła.
Cooo? Porto ma 20 procent???? No, toby wiele tlumaczylo… Ale nie, nie opowiem. Kobieta ma prawo do swych tajemnic.
Helena, no nie bądź taka. Wytrzymamy Twoje mroczne (albo rozkoszne) tajemnice.
Pyro
W III programie PR, w piątek koło 6.45 o ptakach mówi pan doktor biologii z warszawskiego ogrodu zoologicznego. Jak on o nich opowiada, jaki ma tembr głosu! Jakby Bogart mówił do Rity! Moja żona prowadząc samochód uśmiecha się jakoś tak erotycznie słuchając opowieści o kawkach, gawronach, dzięciołach. O ptakach mówić i kręcić uczuciami rozespanych kobiet to sztuka. Do tego głos Wojciecha Manna gdzieś w tle komentujący te ptasie historie. Po prostu ornitologia erotyzująca. Wiem, że wcześnie wstajesz więc posłuchaj. Ciekaw jestem Twej opinii.
Pozdrawiam i nie pracuj za dużo.
Helenko, czuję aluzję. Pisząc głąbowi liczyłem się z ripostą. Ale zapomnijmy o prawie kobiet do intymnych tajemnic. To oczywiste, że każdy z nas ma jakieś tajemnice. Na zgodę prześlę Ci jutro zdjęcie mego zagłodzonego czarnego kota – o ile Alicja się obudzi. Ostatnio mnie zaskoczył. Otóż w łapkę za ogon złapała się mysz. Postanowiłem ją uwolnić i wyniosłem łapkę z myszą na ogród. Wyobraź sobie, że zanim uwolniłem z zatrzasku mysi ogon ten czarny dureń rzucił się na mysz jak tygrys i porwał nieszczęsne zwierzę wraz z łapką. Mimo poszukiwań łapki nie udało się do tej pory odnaleźć. Więc jutro fota wychudłego kocura.
Pozdrawiam Heleno i miłego wieczoru
Wojtku z Przytoka! Rzeczony pan ( jak twierdzisz od erotyzującej ornitologii) to Andrzej Kruszewicz. Jest autorem świetnie wydanych książek – moja D. ma obie- „Ptaki Polski”, książek ponieważ to wydanie dwuczęściowe. W załączeniu płyty CD z doskonale nagranymi ptasimi śpiewami i z jego pogawędkami. Obie książki można kupować oddzielnie. Polecam na gwiazdkowy prezent- dla Twej żony oczywiście…
Tak , porto ma nawet do 22 proc. a sherry 18 -20 proc. Te trunki są wzmacniane mocnym alkoholem. Ale czy to coś zmienia w Pani życiu Heleno?
Zgadza się, w użyciu nie czuć tego. Dlatego przy smakowaniu warto o tym pamiętać.
Ale są i inne mieszanki wybuchowe, które znacznie lepiej wpływają na samopoczucie, tym bardziej ze podobno idzie zima. Tu mała próbka:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/MieszankaWybuchowa/photo?authkey=D749ohEDHPU#5132765954671619234
tym razem toto faktycznie na zdrowie
z napisami miało być
No tak! Oczywiście. Zawsze tylko w dziób i w dziób. I za co? Że ynteligentnie chciał rozbawić? Że oko mruży, bo tak ma genetycznie? Nic to. Madame burczy i chce praskać, znaczy zdrowa.
Chciałem tylko, żem z polowania nazbyt wcześnie wrócił. Ponowa jest (świeży śnieg), więc więcej w obwodzie myśliwych, niż zwierza. Kto żyw, za luśnię chwyta i plan wykonywać. Ale i chmur na niebie na kilometr, czyli ciemno, a jak ciemno, to się nie poluje. Czyli do domu. A w domu wojna płci, czyli co zwycięży: obrusy, lampy i jakieś imbryki na allegro, czy „Gotuj się!”? Jako, że dobro zawsze zwycięża, więc do jutra.
Dzień dobry.
To tylko kurtuazyjne powitanie, bo dzień jest paskudny i depresyjny jak mało który, dlatego Iżykowi dziękuję za wpis o Układzie, bo chciał nie chciał (a nie chciał!), musiałam się obśmiać.
Nie mam kota, ale łapki w piwnicy i owszem. Wiecie, na co sie myszy łapią, to znaczy lezą w łapkę? Otóż peanut butter! Jerzor wkładał kiełbaski, serki – a gdzie tam, tu skubnęła, tam – i uciekła, nie podstawiając się pod sprzęt tak, coby sprzęt ją trzasnął. Ale peanut butter nie popuści, wlezie w sam środek i … i po niej, niestety. Nie mam nic przeciwko myszkom, niechby sobie siedziały w piwnicy, gotowa bym im była raz na tydzień słoik peanut butter kupować. Ale one nie takie – wyłażą sobie tylko wiadomymi drogami na pokoje i co gorsza, grasują mi po stole w kuchni! I po szafkach. Tego nie lubię, oj nie!
Podeślij to zdjęcie, Wojtek, przecież nie śpię już od dawna. Pozdrowienia dla Ewy.
Arkadius, bomba witaminowa bez wzmacniacza?! Zartujesz sobie, zapłon musi być!
Co ja to jeszcze chciałam… acha, dobrze, że chłopaki wczoraj przystąpili do dzieła z tymi uschniętymi wiązami. Dzisiaj jest taki wiatr, że bardzo możliwe, że któreś by poleciało, a kierunek wiatru taki, że jak nic na drogę by padło.
To jeszcze o kasztanach. Pamiętam jak kilka lat temu jechaliśmy przez Niemcy (od północnego zachodu) do Polski – kasztany umierały, stojąc. Rzuciło nam się to w oczy natychmiast, w Polsce to samo. A w tym roku zupełnie nie było tego widać, chociaż kasztany i owszem – nie, zebym zwracała szczególna uwage, ale dzieciaki zwracały, sczególnie Maciek, który zapomniał, jak wygląda las na europejskim kontynencie. Czyli coś się odkręciło. Czytałam kiedyś artykuł o tym, bodaj czy nie w Polityce, że się walczy z tą szrotówka czy jak jej tam – nawierca dziurki w kasztanowcu i coś tam wciska, jakąś „szczepionkę”.
W końcu przyjdzie i czas na odrodzenie wiązów.
O, a o Depardieu to gdzieś czytałam, ze sobie winnicę zafundował. Ja też chcę! Mówiłam Wam, że dzieciaki wymyśliły kiedyś, że jak uzbierają trochę pieniędzy, to kupią dom we Francji i my „na emeryturze” mamy tam pojechać i pilnować dobytku? Założyłam warunek, że ma być winnica, niechby i mała, albo nie będę im niczego pilnować. Ze też nie wzięłam tego na piśmie! Ale nic straconego, jak przyjadą na święta, to się zabiorę do roboty. Niech wyrażą się na piśmie, co zamierzają zrobić z nadwyżką sałaty. Ta Francja, dom i winnica.
Iżyk!
Wiedźminem był Geralt z Rivii.
A nie ten tam przystojniak, niejaki Zebrowski? Głowę bym dała, ze Zebrowski….
No a czar PGR, made in Warka. Nazywalo sie to wino i moglo miec dowolna zawartosc alkoholu. Bywalo ponad 100 %. Ale tylko dla wybranych. Wina sa tak mocne jak mocne sa drozdze. One produkuja alkohol tak dlugo az sie same nim zatruja. I cala tajemnica. Do wina mozna dolewac to na co sie ma ochote. U nas kosztuje to do 12 lat odsiadki na sztywno. Ostatnia duza afera miala miejsce w latach 80 tych ubieglego stulecia i glowny sprawca zarobil wspomniane 12 lat. Dodawal glikol i postalo powiedzenia: Zum Wohl mit Glikol. Na zdrowie z glikolem.
Do procesu fermentacji wina wolno dodawac cukier ale w scisle okreslonych dawkach.
A ja dla odmiany, na zyczenie niektorych blogowiczow dopedzalem dzisiaj sliwowice. Jak to sie mowi drugi przebieg. Robie to w nastepujacy sposob. Pierwszy przebieg jak leci, na caly gaz, zeby tylko nie rozsadzilo kolumny chlodniczej. Dolna granica 10%. Po kilku tygodniowym odstaniu i uspokojeniu sie leci ten dzisiejszy, drugi przebieg. Zaczynam wolno, bo z poczatku idzie lekka frakcja alkoholu metylowego i ma tendencje porywania ze soba zwiazkow aromatycznych ktore decyduja o smaku koncowego produktu. Takie tempo utrzymuje do 80 – 75 %. Ta pierwsza frakcja jest piekielnie trujaca ze wzgledu na alkohol metylowy. Probowac mozna koniec wstepnego pedzenia nosem. Jasli niema juz zapachu acetonu, rozpoczyna sie proces podstawowy. Ciagnie sie to do mocy 42%. Ponizej tej mocy wzrasta znacznie zawartosc fuzli. Nie sa tak trujace ale mozna miec od tego potwornego kacora. Potem zbieram jeszcze trzy litry dodatkowo. Mowie o aparaturze mojego rozmiaru gdzie pojemnosc kociolka wynosi okola 60 litrow. Ten dodatkowy produkt pozostaje do nastepnego sezonu i dodaje go do nastepnego pierwszego przebiegu. Po dwu latach spokoju jest rowniez pijalny, ale kto tam by tyle czekal. Lepiej puscic w ruch. Te pierwsza frakcje pije moj samochodzik w proporcji jeden litr na zbiornik benzyny 95 oktanowej. Pozostalosc po pedzeniu to woda ale bardzo niedobra do kwiatow. Usychaja. Natomias wiosna przylaza jak glupie slimaki.
To by bylo na tyle. Wyrob gotowy stoi najlepiej w jednym duzym naczyniu co najmniej trzy lata zeby nabrac patyny. Mozna w drewnianych beczulkach ale wtedy nabiera w zaleznosci od rodzaju drewna specyficznego koloru i smaku. Kwestia gustu. To co przywiozlem na Zjazd to byla taka trzylatka. Sadze, ze klopoty niektorych osob biora sie stad, ze po prosto pojono je czyms z pierwszego przebiegu a w najlepszym przypadku nieustalym i niedojrzalym produktem. O ile wina sie troche, nawet oficjalnie podrabia, to z mocnymi napitkam ludzie robia co chca. Czasem zreszta z dobrym skutkiem. W trzecim przebiegu traci sie wszelkie zwiazki aromatyczne i pozostaje wodka czysta. Czyli spirytus z woda. Wysokoprocentowy alkohol ale juz bez metylowego nadaja sie swietnie na nalewki.
Jest to jednak inna dziedzina dzialalnosci dla dobra ludzkosci.
Abstynent
Pan Lulek
Alicjo kochana, czego to dzieci nie obiecuja ! Doczekasz Ty sie tej winnicy, jak ja sie doczekalem jego pomocy przy landscape. Dzieci na poczatku maja duzo dobrych checi, tylko nie maja pieniedzy. Jak juz maja pieniadze, to nas juz nie ma. Wyszlo na to, ze jestem szczesliwy kiedy go widze raz na kilka miesiecy. Ale – regul nie ma. Moze Twoj potomek wroci do mamy i tego zycze.
dziendobranoc,
siedzialem cicho, bo pilem:), kiedys winko Depardieu, obiecuje, juz wiecej nie bede, niezly mocz, Winiarski, zas raczej z kostka rosolowa mnie sie kojarzyl, nie wierzylem, ze to moze byc On, wolty w winku? As Pik 12.5%, SO2 ok 2%, reszta jak ten zolnierz, raczej nieznana
tutaj pomoc obrazkowa dla Lulka
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/PomocSzkolnaDlaPLulka
Okoniu.
a nie daj Boże! Nie potrzebuję, żeby potomek do mnie wracał!!! A kysz! Dzieci niech są, ale jak starszawe, to w bezpiecznej odległości. Co do syna, to niech synowa mu dogadza. Chyba nie doczytujesz wpisów do końca, bo ja z synową bardzo dobre mam układy. No i polegam na niej, że ta Francja wyjdzie 🙂
O cholera. Z układami wszystko się dzisiaj zle kojarzy. Ale układ teściowa-synowa może być? Oczywiście, ze może, i inne pobije (układy).
Alicjo-Delicjo.
Jesliś zawarła układ z synową, to nijak to nie pasuje do układu (!) kart tarota. A pasjans małżeński zawsze układ(a) się tak:
Jeśli w małażeństwie są problemy, to winne są zawsze obie strony.
Zawsze. Obie. Żona i Teściowa.
Panie Lulku
Dobierom o śliwkach przeczytał i uszanowanie względem autora narasta. Pan jesteś nie tylko literat na blogu, ale i sam piszesz A jak, prszepraszam, szanowny autor poprawia własne teksty śliwkowe, skoro deklaruje, ze abstynent?
Z metylowym to mit ze względu na ilość (proporcję) metylu w ogólnej masie etylu. Dla parady i dionizyjskiej fantazji wylewa się „ślepotkę”, choć aromatów szkoda. Polecam taki adres, a szczególnie forum, gdzie człek dowiaduje się (mówię o sobie), jak mało wie. Są tam i cudeńka techniki, przy której fotki Sławka to pędzarnia rumu na Barbadosie.
http://moonshine-still.republika.pl/
http://www.bimber.info/forum/index.php
Nie pomnę, czy jużem nie polecał.
W celach poznawczych.
Oczywiście.