Herbaciarnie jakich u nas nie ma

Jako miłośnik dobrej herbaty marzę czasem o dobrej, prawdziwej herbaciarni. Są wprawdzie i w Polsce lokale z takim szyldem ale to jednak nie to, co na Dalekim Wschodzie. Poczytajcie co pisze o chińskich herbaciarniach, dyplomata, sinolog, miłośnik dobrej kuchni i pysznej herbaty czyli Ksawer Burski w swoje dawno temu wydanej książce „Tradycje i sztuka kulinarna Chin”.

?Poza spożywaniem herbacianego naparu w warunkach domowych, w gronie rodziny i przyjaciół oraz w restauracjach i przydrożnych zajazdach w chińskich miastach stosunkowo wcześnie, bo już za panowania Południowej Dynastii Song, pojawiły się możliwości korzystania w tym względzie z usług zakładów wyspecjalizowanych ? herbaciarni (w których kelnerów nazywano ?doktorami herbaty – cha boshi), zwłaszcza w stolicy Lin’an. Jedne przyciągały klientelę wyszukanymi nazwami („Czysta radość”, „Perła”, „Dwa i dwa”), inne wystrojem wnętrz, na który składały się prace wybitnych malarzy i kaligrafów oraz świeże kwiaty, jeszcze inne – muzyką.

 Prawdziwy rozwój herbaciarenek nastąpił za panowania Qianlonga. poświęconych owemu okresowi dzieł literatury można wnosić, że w samym Nankinie było około tysiąca herbaciarni. Pojawiły się też w Pekinie, Kantonie i innych miastach. Nosiły takie nazwy jak „Podwójna Tęcza”, „Deszczowy Lotos”, „Ogród Dostatku i Radości”, „Prostokątny Czajniczek”. Pod koniec XIX wieku herbaciarnie dotarły do Szanghaju, na początku zaś XX wieku upodobniły się do europejskich kawiarenek.

W Sichuanie herbaciarnie starano się lokalizować w miejscach przytulnych, wkomponować je w tło przyrody: jezioro, bambusowy gaj, pagórek, ale wiele ich było także na głównych ulicach Chengdu. W Kantonie stały się tak popularne, że znaczna część mieszkańców rozpoczynała dzień właśnie od wstąpienia do herbaciarni, a właściwie od śniadania, jako że herbacie towarzyszyła jakaś miniprzekąska bądź ciasteczko. Herbaciane upodobania kantończyków utrzymały się także po 1949 r. Jednak ich prawdziwy renesans nastąpił w latach osiemdziesiątych. Jak podał pekiński „Dziennik Ekonomiczny” z dnia 2.08.1987 r., w Kantonie mieściło się wówczas ponad 30 herbaciarni wysokiej klasy, ponad 60 średniej i kilkaset tanich. Szacowano, że w poranki robocze codziennie odwiedza je ponad 200 tys. klientów, w dni świąteczne zaś dwa razy tyle.

Herbaciarnie serwują wszystkie ważniejsze odmiany i rodzaje herbacianego naparu oraz ponad 50 rodzajów kantońskich ciast słonych i ponad 60 rodzajów ciast słodkich. Ceny są przystępne. Obsługa dobra. Historycznie rzecz ujmując, w rozwoju herbacianych przekąsek (ciasteczek, pestek, owoców kandyzowanych) największe zasługi mają miasta Suzhou i Yangzhou. Popularnością cieszą się herbaciarnie Szanghaju, Nankinu, Hangzhou, Yangzhou i innych miast Chin Wschodnich. Korzystają z nich turyści. Tam, gdzie nie odstraszają ceny, są przystanią dla zapracowanych nauczycieli i pilnych licealistów. Moda na herbaciarnie zaczyna ogarniać także podszanghajskie miasteczka i wioski.

Gorzej rzecz ma się z odbudową „herbacianej kultury” stolicy. Tradycje są bowiem bardzo zróżnicowane. Atmosferę i styl herbaciarni z ostatnich lat mandżurskiego casarstwa i z pierwszych lat Republiki Chińskiej znakomicie utrwalił Lao She w sztuce pt. Herbaciarnia (przed kilkoma laty prezentowanej także w stolicach Europy). Urok herbaciarni lat dwudziestych, zwłaszcza tej pod wiekowymi cyprysami w Parku Centralnym, odnotował Ah Q Lu Xun, autor Prawdziwej historii, który z przyjaciółmi zwykł tam pracować nad przekładami literatury obcej. Obraz herbaciarni z lat pięćdziesiątych, dostępnych i dla artystów, i dla hodowców kanarków, dla turystów i dla zakochanych, jest jeszcze żywy w pamięci starszego pokolenia. Po zakazach „rewolucji kulturalnej” na gruncie takich tradycji pod koniec ubiegłej dekady uruchomiono za Qianmenem „Herbaciarnię im. Lao She”. Przyciąga nie tylko rozmaitością gatunków herbaty i sprawną obsługą, lecz oferowaną tam kaligrafią i malarstwem, programem rozrywkowym w wykonaniu gwiazd opery itd.”  

Oj, jak Wam zazdroszczę, że możecie sami sobie zaparzyć dobrej czarnej herbaty. Choć ta arabska z miętą i wieloma łyżeczkami cukru też ma swoje zalety podczas upału. Ale jednak smak nie ten.