Kraków w słońcu

Ten tytuł jest i dosłowny, i przenośny. Miniony weekend był pełen słońca. Po raz pierwszy od lat w czasie Targów Książki nie marzliśmy lecz pławiliśmy się w słońcu wędrując po Rynku, okalających go uliczkach i Kazimierzu. A ponieważ stosunkowo niedawno wróciliśmy z Padwy i Ferrary to nagle rzuciło nam się w oczy, że Kraków jest takim samym miastem jak te włoskie. Nie dość, że pełen wspaniałych zabytków ale także i w dzień i w nocy mnóstwo   na ulicach śmiejących się ludzi i gadających we wszystkich językach świata. No i te parę tysięcy lokali i lokalików. Każdy coś znajdzie dla siebie. To naprawdę jedno z najpiękniejszych i najsympatyczniejszych miast na świecie.

Tym razem nasz wydawca czyli Nowy Świat znalazł inną niż  poprzednio kwaterę dla załogi i autorów. Zamieszkaliśmy w dzielnicy Podgórze (po drugiej stronie Wisły na wprost Kazimierza) w Rezydencji Krasickiego 24. Tak nazywa się nieduży, przytulny hotelik. Jedna z kamienic przy ul. Krasickiego została odrestaurowana i przebudowana na hotel z salą konferencyjną. Małe i prosto umeblowane pokoje, dobrze urządzone łazienki, miła sala jadalna i bardzo smaczne śniadania. A do tego fachowa, sympatyczna i szalenie młoda załoga. Okazało się, że to studenci różnych uczelni i wydziałów zarabiają na życie oraz zdobywają dodatkowe kwalifikacje. Atmosfera przy Krasickiego jest więc równie miła jak młodociani pracownicy. A – co ważne dla wydawcy czyli płacącego rachunki – do tego ceny więcej niż umiarkowane.

Obiecywałem, że opowiem też o restauracji w Hotelu Copernicus, który jest dumą w hotelowym imperium rodziny Likusów. Potwierdzam zdecydowanie – mają z czego być dumni. W starej kamienicy przy ulicy Kanoniczej, tuż pod Wawelem, zachowując mury (konserwując je fachowo) urządzono wewnątrz luksusowy hotel i świetną  a do tego bardzo przytulną, restaurację. Od razu muszę zaznaczyć, że nie jest to lokal dla ubogich ale raz na jakiś czas każdy smakosz może trochę zacisnąć pasa, by potem móc zaznać rozkoszy na podniebieniu. Tak było i z nami. Kolacja była wspaniała, wino jak podczas włoskiej wyprawy, przekąski z owoców morza ( zdumiewające wędzone krewetki i carpaccio z przegrzebków) a główne dania to perliczka i comber jeleni. Tutejszy kucharz to mistrz nad mistrze, co potwierdza wyróżnienie przyznane lokalowi przez Michelina. Ale aby nie przesłodzić tej opowiastki to muszę skrzywić się wyraźnie na temat deserów.

Wybranych przez nas łakoci nie było już w karcie choć był to dopiero wczesny wieczór, mrożony nugat, którym sobie chcieliśmy osłodzić wizytę w Copernicusie był zaledwie poprawny, a espresso było wręcz okropne. Wyraźnie źle palona kawa, kożuszek cremy gdzieś zaginął po drodze, a temperatura napoju równa była wręcz pokojowa. Mimo to – uważamy, że w naszym prywatnym rankingu Copernicus stoi na samym szczycie piramidy.

I teraz kilka słów o Targach. Wprawdzie tłok był mniejszy niż w latach ubiegłych ale i tak pracy mieliśmy mnóstwo. Gdy pojawiliśmy się w stoisku Nowego Świata już czekała na nas pierwsza Czytelniczka (siedziała tam pół godziny) Pani Lena, która kupuje co rok nowe nasze książki i przyszła po kolejne wydania. Jej wizyta to był dobry znak. Przez cały dyżur mieliśmy gości. Największą niespodzianką była wizyta Pani Reny (okazało się, że to zdrobnienie od Teresy), która najpierw pokazała nam piękny ponad stuletni wyciskacz do cytrusów (będzie na fotografiach ale za parę dni) a potem wyciągnęła pudło ze starymi „wyczytanymi” książkami kulinarnymi. Jedna z nich była z 1931 roku co wraz z nazwiskiem autora – Wyrobek – dało się odczytać na pierwszych stronicach. Dwie kolejne – sądząc po stylu, składni i słownictwie były znacznie starsze. Jeszcze nie wiemy co to za książki ale postaramy się odkryć ich tytuły i autorów. I ten cały skarb otrzymaliśmy w prezencie. Serdecznie dziękujemy Pani Reno! Obiecujemy przywrócić książki do życia i wyciągnąć z nich wszystko, co może zainteresować i przydać się dzisiejszym Czytelnikom.

W niedzielę przyszliśmy na Targi pół godziny wcześniej, by pochodzić po innych stoiskach i kupić coś dla siebie. Nie udało się jednak zbyt długo bąblowa po cudzych półkach. Przy naszych bowiem już pojawili się pierwsi smakosze. W dużej części byli to słuchacze Kuchni Świata w TOK FM. I wkrótce rozbolały nas ręce od składania autografów. Cały pracowity dyżur pod pólkami z których znikały nasze książki był tak samo słoneczny jak atmosfera na zewnątrz. Mam nadzieję, że tę radość można wyczytać i w tym sprawozdaniu.