W pościgu za słońcem

 Kolorowe jarmarki

Od tak długiego czasu nie widziałem słońca, że zaczyna ogarniać mnie przemożna chęć wyjazdu do któregoś ze słonecznych krajów. A o tej porze roku musi to być wyprawa dalsza niż do moich ukochanych Włoch. Może nad Morze Czerwone, a może nad Ocean Spokojny? I to kusi, i to nęci. Oj, niemiło być osiołkiem!

I kolorowe banany

rzejrzałem więc magazyn zdjęć i najpierw wpadły mi w oko fotografie ze Sri Lanki, którą staromodnie wygodniej mi nazywać Cejlonem. Cóż tam były za owoce. Na targowiskach, w stoiskach przydrożnych i wokół domostw. Nie bez przyczyny nazywają tę wyspę – Rajską Wyspą. Prawdę powiedziawszy można tam przeżyć (choć skromnie i dietetycznie ale zdrowo) korzystając z tego co samo wyrośnie. Popatrzcie na te zdjęcia: owoce chlebowca, różnokolorowe banany, pomarańcze, mandarynki, granaty wreszcie niebywałej rozkoszy dla podniebienie (choć nie dla nosa) durian. A do tego liczne warzywa (też same rosną) i to co pływa w oceanie. Naprawdę istny raj.

Osławiony (czyli cieszący się złą sławą –  jak mówią słowniki) durian

Nie pachnie ładnie ale jak smakuje… byle jeść go na świezym powietrzu

I tylko do pełni szczęścia brakowało by mi rafy koralowej oraz morza, w którym nie bał bym się kapać. W Oceanie Spokojnym próbowałem dwa razy i za każdym razem z trudem docierałem na powrót do plaży. W dodatku kompletnie wycieńczony, tyle trudu wymagało przezwyciężenie fal odbijających się od brzegu i ciągnących pływaka na głębię.

 

I tu curry, i tu curry

Najpierw więc pokaże parę fotek z Cejlonu. A potem sięgnę do archiwum afrykańskiego.

Po obżarstwie czas na wizytę w świątyni