Jak gorąco!

Jak mówi znane powiedzonko: są dwie szkoły – falenicka i otwocka. Jedna nakazuje w upały jadać i pijać wszystko co schłodzone, druga nakazuje picie gorącej herbaty. Która metoda jest słuszniejsza trudno powiedzieć, ale jedno wiadomo, że w upały apetyt jakby mniejszy i w ogóle mamy ochotę na lekkie, warzywne lub owocowe dania. Czy wyobrażacie sobie przy 30 stopniach zjedzenie zrazów z grzybami i kaszą gryczana? Raczej obracamy się gdzieś w okolicach risotta lub spaghetti.

Ostatnio triumfy święci spaghetti z cukinii, przygotowane, o czym już kiedyś pisałam, specjalnym przyrządem do wykrawania długich paseczków kształtu spaghetti. Do tego sos z surowych pomidorów z odpowiednią ilością bazylii lub innej zieleniny i obiad na upał gotowy. Co jednak zrobić, kiedy domownicy oczekują lekkiego, ale jednak obiadu?

Ja rzucam się z rozkoszą na tarty. Raz na kilka dni przygotowuję kruche ciasto, które przechowywane w lodówce podpieka się najpierw 15 minut, potem układa się na nim nieliczne kawałki gotowanego kurczaka lub szynki, połówki koktajlowych pomidorków, cienko krojonej cukinii (lepsza jest podsmażona na oliwie) czy pieczarek (takoż podsmażonych), zalewa mieszanką jajka, startego sera i odrobiny śmietany 12% z dodatkiem soli i pieprzu. Można jeszcze dodać wymyśloną naprędce mieszankę ulubionych świeżych ziół i zapiekać wszystko około 2030 minut.

To, czego nie da się rady zjeść na ciepło, doskonale smakuje także na zimno. I jeszcze jedno. Nie zawsze trzeba przygotowywać domowe kruche ciasto: gotowe francuskie, zwłaszcza w upalny dzień, który usprawiedliwia lenistwo jest w sam raz. A wybór „nadzień” do tart jest wiele. Kto wymyśli najlepsze? Zapraszam do zabawy.