W grupie raźniej

Jestem na wyjeździe grupowym na Suwalszczyźnie. Posiłki jadamy wszyscy razem, przy jednym długim stole. W towarzystwie je się o wiele więcej niż zwykle i niż potrzeba. Na początku jeszcze wszyscy się ograniczają, ale nastrój jedzenia udziela się wszystkim. Może jest w tym też trochę współzawodnictwa o dobra jadalne?

Kuchnia tutejsza jest niezbyt zdrowa, za to bardzo ludowa. Racuchy, placuszki, babka ziemniaczana, kartacze. Przyjeżdżamy tu od kilkunastu lat i zauważam jednak znaczące zmiany. Oprócz wymienionych potraw, które stanowią główny trzon menu, pojawiają się dania lżejsze i bardziej nowoczesne. To efekt tego, że stery w kuchni przejęło młode pokolenie. Starają się też dostosować do rosnących wymagań wczasowiczów.

Pamiętam, że kiedy 12 czy 13 lat temu usiłowaliśmy zamówić dla kogoś posiłek wegetariański, w wielu miejscach w Polsce można było dostać rosół, ale za to bez kury. Dziś bez kłopotu na końcu świata koło Wiżajn szykują nawet dania wegańskie.

Jednym z przejawów tej nowoczesności jest czerpanie przepisów z siostry Leonilli i Anastazji. Nie są to moje wymarzone wzorce, ale cóż. Czyje rządy tego kuchnia.