Kasze znów modne

Wszyscy wiemy, że ziemniaki to nie specyficzny produkt polskiej ziemi, tylko imigranci. Podobnie jak w całej niemal Europie, przyjęły się u nas doskonale i w świadomości wielu osób są bardzo polskim dodatkiem do dań, ich uzupełnieniem i dopełnieniem.

Stały się jednak popularne dopiero od mniej więcej 200 lat. Nie miały przy tym łatwego startu – jako wyrastające w ziemi, posądzano je o konszachty z podziemnym piekielnym światem. Przekonywano się do nich stopniowo, głównie dlatego, że wyrastały łatwo i doskonale plonowały, wyganiając choćby częściowo głód z wiejskich chat. A smakowały wszystkim.

Dopóki nie przyjęto za swoje ziemniaków, jadano u nas wiele kasz. Były doskonałe, z różnych zbóż i roślin, których nasiona można było gotować. Szala popularności przechyliła się wreszcie w XIX wieku na długi czas w stronę ziemniaków. Dopiero w naszych czasach amatorzy zdrowego żywienia odkryli ponownie kasze z ich walorami zdrowotnymi dla codziennej kuchni. Mamy obecnie w sklepach wiele kasz, które pojawiają się często na stołach.

Do tego, w związku z otwarciem na świat, przybyły nam nowe doskonałe produkty. Myślę o kaszy kuskus i bulgur. Obie stały się szybko dość popularne i nic dziwnego, bo doskonale współgrają z polską tradycyjną kuchnią. Można powiedzieć, że aż kuszą, aby podawać je w całkiem nowych zestawieniach, czyli fundować sobie kuchnię fusion. No bo czy nie jest fusion kasza bulgur z gęsią? Albo kukus z kaczką?

Obie te kasze, bardzo podobnego pochodzenia (bulgur to ugotowane i wysuszone łamane ziarna pszenicy, a kuskus początkowo przygotowywany z rozdrobnionych ziaren pszenicy, które na mokro obtaczano w mące, obecnie przygotowuje się już tylko z mąki), warto, podając do tradycyjnych dań, wymieszać z podduszonymi na oliwie pokrojonymi warzywami, na przykład papryką, marchwią czy pietruszką albo podsmażonymi grzybami, ugotowanymi suszonymi lub mrożonymi.

Sprawdziłam na swoich gościach. Zapewniam, że nie narzekali. A ja także nie, bo lubię nowości w kuchni.