Uroki włoskiej kolejki w sklepie spożywczym

Każde wakacje dobiegają kiedyś końca, a jeśli spędzało się je we Włoszech, pod koniec pobytu nadchodzi moment, kiedy warto się wybrać do sklepu po zapasy do zabrania do domu. Najbardziej oczywista jest pewna ilość parmezanu i kilku innych serów, wędlin, oliwek oraz pesto z wiadra. Oczywiście o niebo lepszego od wszelkich paczkowanych. Jeśli robimy zakupy z głową, możemy te wszystkie produkty kupić naprawdę tanio i dobrej jakości.

Trzeba jednak przedyskutować ze sprzedawczynią, co wybrać, a może nawet spróbować tego i owego. Potem następuje krojenie, układanie (taka cienko pokrojona i umiejętnie ułożona szynka to prawdziwe dzieło sztuki) i zawijanie, a w końcu, jeśli poprosimy o zapakowanie na podróż, pakowanie próżniowe. Przez ten czas za nami tworzy się kolejka. Zaczynamy się nerwowo rozglądać, czekając na to, kto pierwszy zwróci nam uwagę, że dość już tego.

I tu następuje wielkie zaskoczenie. Kolejka się nie denerwuje. Kolejka rozumie, że są sprawy ważne. I taką ważną sprawą jest wybór zakupów. Często kolejka nawet zagaduje. Doradza. Czasem rozwija się dyskusja, który ser jest lepszy albo z jakim winem smakuje najlepiej. Ludzie zaczynają wymieniać przepisy.

We Włoszech jedzenie jest bardzo ważną sprawą, a codzienny pośpiech jakby mniejszy niż u nas. A może po prostu Włosi poważnie podchodzą do stania w kolejce? To by wyjaśniało, dlaczego właśnie we Włoszech zarejestrowano na początku tego roku nowy zawód – stacza kolejkowego.

Na pocieszenie powiem, że takie sytuacje zauważyłam w niedużych miejscowościach. Kto wie, jak by to wyglądało w Rzymie…