Czy nie za wcześnie na Wielkanoc?

Z okładki pierwszego tegorocznego numeru „Czasu Wina” patrzy na mnie Mikołaj Rej.

Tak, tak, w prostej linii potomek poety – dziś właściciel zamku Montresor. Większa część pisma poświęcona jest najnowszej winiarskiej modzie, czyli winom naturalnym, ekologicznym, a nawet wegańskim. Ponieważ jestem zatwardziałym tradycjonalistą, to nie dowierzam tym wszystkim nowinkom. Ale znalazłem i tekst dla siebie.

Wprawdzie w połowie lutego o białej wielkanocnej kiełbasie to może trochę nazbyt wcześnie, ale tekst jest tak smakowity i tyle w nim ciekawostek, że postanowiłem go zacytować. Justyna Korn-Suchocka napisała artykuł historyczny, po którym każdy nabiera apetytu na białą kiełbasę:

Mimo że August III nie pochodził z Bawarii, to właśnie z nim pamięć historyczna wiąże wkroczenie kiełbasy na polskie salony. Encyklopedia Glogera pod hasłem „kiełbasa” przynosi takie oto informacje” „Kiełbasa była od czasów najdawniejszych przysmakiem polskim. (…) Gdy za czasów saskich kuchnia polska stała się wykwintną, powiadano, że dobry szlachecki kucharz powinien umieć przyrządzać kiełbasę na dwanaście sposobów, a pański na dwadzieścia cztery”. Wprawdzie dynastia Sasów nie ma w Polsce najlepszej prasy, ale to właśnie w czasach Augusta rozpowszechniło się w Rzeczpospolitej użycie sztućców, porcelany, kawy i… bielizny osobistej. Powiedzenie „za króla Sasa jedz pij i popuszczaj pasa”, miało swój ciąg dalszy: „za Króla Sasa łyżką kiełbasa” odnosiło się do potrawy rozpropagowanej przez królewskiego kucharza Wereszczaka – gotowana w piwie i podawana z sosem z przetartej cebuli biała kiełbasa zyskała nazwę właśnie od jego nazwiska.

Dziś jest tego dania wiele odmian i w każdym regionie robione są według nieco innej receptury. Przy każdej próbie bywałem wereszczaką bardzo zachwycony. Cieszę się, że nadchodzi właśnie jej pora.