Tęsknota za lasem

Ledwo minął Sylwester, hucznie rozwija się karnawał (wiece, pikiety i marsze, które na ogół kończą się w okolicznych knajpkach, gdzie kontynuowane są wiecowe tematy), życie towarzyskie rozwija się jak nigdy (pamiętam, że w latach 1981–1984 też krążyliśmy z przyjaciółmi od domu do domu, bo lokale gastronomiczne do takich spotkań się nie nadawały), a we mnie wzbiera tęsknota za lasem i opustoszałym domem stojącym pod dwoma wielkimi modrzewiami, brzozą i sosną niemal wrośniętą w werandę.

Jednak zima, która przychodzi i odchodzi, nie pozwala jeszcze myśleć o powrocie na wieś.OLYMPUS DIGITAL CAMERATo dobrze, bo nie wiem, czy ze wsi mógłbym dojeżdżać na sobotnie mitingi, a tego odpuścić nie można.

Tymczasem więc dla uspokojenia nerwów wybieram się w środę na krótką wycieczkę po jaja (tych kupowanych w sklepie nie jesteśmy w stanie jadać), odkładane przez sąsiadkę zawiadomioną o terminie przyjazdu. Trzeba też rzucić okiem na obejście, pooglądać ślady zwierzyny, która pod naszą nieobecność odwiedzała nasz las i ogród, przywieźć też nowe sprzęty kuchenne kupione w warszawskich sklepach, by później nie przeładowywać samochodu, gdy nagle uznamy, że już pora do powrotu.

Lubię te krótkie wypady bardzo, bo zawsze obfitują one w atrakcyjne spotkania z prawowitymi mieszkańcami Puszczy Białej. Wie to najlepiej nasza sąsiadka znad Bugu, która także o tej porze roku jeździ do swej posiadłości i czasem te wizyty opisuje.