Nikt nie będzie już klęczał na grochu

Jeszcze nie tak dawno w ramach kar dla niesfornych dzieci stosowano klęczenie na grochu. Co prawda sam nigdy tej kary nie otrzymałem (a tym bardziej nie stosowałem jako metody wychowawczej).

Do grochu zawsze żywiłem stosunek wręcz nabożny. Podobnie do innych strączkowych – jak rozliczne fasole, bób czy soczewica. A wynikało to głównie ze względów smakowych. Grochówka, węgierska zupa fasolowa, soczewica jako farsz do pierogów czy bób zapiekany z kiełbasą i śmietaną były zawsze w stanie nadwątlić moją silną wolę i niechęć do przejadania się. Gdy zobaczyłem je na stole, zawsze ulegałem pokusie sięgnięcia po nie, mimo znanych mi przykrych skutków po obżarstwie.

I oto okazało się, że łakomczuchów i smakoszy strączkowych jest więcej, i to wśród ludzi mających wpływ na losy świata. Oto w noworocznym numerze POLITYKI (aż 170 stron pasjonującej lektury!) znalazłem krótką, ale jakże ważną notkę zatytułowaną: „Rok grochu i wielkich rocznic”, i dotyczy to nadchodzącego 2016 r. Jej początek zaś brzmi następująco:

To będzie Międzynarodowy Rok Roślin Strączkowych, które – jak przekonuje ONZ – mogą pomóc wyeliminować głów i niedożywienie. Ponad 800 mln ludzi nie dojada, a rośliny strączkowe mają wysoką wartość odżywczą i niższe wymagania glebowe i sprzętowe, więc doskonale sprawdzałyby się w tzw. krajach Trzeciego Świata. Grochy, fasole i soczewica pomogłyby też w pierwszym świecie, bo świetnie nadają się do walki z otyłością, cukrzycą i zawałami serca.

Ta druga część dotycząca zapobiegania chorobom, które atakują coraz mocniej mieszkańców Europy, może być argumentem, że w moim ogrodzie na wsi znajdę kilka grządek na reprezentację roślin strączkowych. A przepisów na ich przyrządzanie mam mnóstwo i część z nich tu oraz w książkach publikowałem. W stosownej porze lub na życzenie publiczności chętnie je powtórzę.