Zanim zaczną się awantury o karpia

Karpie, które u miłośników tych pysznych ryb i tradycji pojawią się na świątecznym stole, są płukane w czystej bieżącej wodzie, by oczyścić się z zapachu i smaku mułu oraz licznych roślin stanowiących ich dietę.

Dzięki temu zabiegowi tracą one niemiłe dla niektórych aromat i smak. Cała ta operacja winna trwać około dwóch tygodni. Przez ten czas ryba traci nawet do 10 proc. swojej wagi. Zdarza się więc, że zachłanni producenci omijają proces płukania, by zarobić więcej. Warto więc przed kupnem żywego karpia sprawdzić, z jakich stawów on pochodzi. Stowarzyszenie „Pan Karp” pomaga (w internecie) miłośnikom tradycyjnej kuchni w zdobyciu informacji o uczciwych hodowcach.

fot. P. Adamczewski

fot. P. Adamczewski

Druga rada dla kupujących ryby, które są na polskich stołach od XIII wieku, a nie – jak twierdzą niektórzy przeciwnicy – od czasów PRL, w którym to wstrętnym ustroju podstępem narzucono nam jadanie ryb pachnących jak gnijący socjalizm, to dołożenie złotówki do ceny karpia na plastikową rynienkę pozwalającą donieść rybę w stanie żywym do domu bez zadawania jej zbędnych cierpień, czyli trudności w oddychaniu.

Nie będę opisywał metod pozbawiania karpia życia, bo można znaleźć instrukcje w internecie. Smakoszom o bardzo miękkim sercu (bo inaczej będą jednak musieli uczestniczyć w procesie zabijania) doradzam kupno ryb ubitych, a nawet wypatroszonych. Odradzam zaś nabywanie filetów, bo bywa to dość ryzykowne. No i zdecydowanie zniechęcam do uczestniczenia w pseudodyskusjach o cierpiących rybach i okrutnych ludziach zadających im ból.