Moja „piwniczka” stoi w garderobie
Właśnie skończyłem przenosić zapasy jedzenia i picia ze wsi do miasta. Udało mi się na tyle szybko (acz zgodnie z przepisami) przejechać spod Pułtuska na Mokotów, żeby zamrożone piękne kawały dzika i jelenia oraz perliczki, przepiórki i kuropatwy nie rozmarzły i trafiły do właściwej szuflady warszawskiej zamrażarki.