Warszawa jest zbyt blisko

Jeszcze niedawno cieszyłem się, że mój stołeczny dom jest tak blisko wsi, w której spędzam wiosenno-letnio-jesienne miesiące.

65 kilometrów – zwłaszcza po wybudowaniu obwodnicy Serocka – pokonuję zwykle w godzinę. Najwięcej czasu zajmuje wyjazd z Mokotowa na Most Północny. Nie jeżdżę też w tzw. godzinach szczytu, kiedy warszawiacy dojeżdżają do pracy i z niej wracają. Podróże na wieś nie są więc uciążliwe.

W tym roku przekonałem się jednak, że ta odległość może być uciążliwa. Moi pracodawcy bowiem zapamiętali, iż mogę być na każde wezwanie. Korzystają więc z tego i „zapraszają” mnie na różne godziny – to do studia radia TOK FM, to do redakcji POLITYKI, to na plan telewizyjny. Przecież wystarczy godzina z kwadransem i już jestem na miejscu.

Czasem takie wezwania (zwykle nie do odrzucenia) rujnują cały plan pracy misternie utkany na cały dzień, a czasem i na tydzień.

Z tego też powodu właśnie w lecie zdarzają mi się wpadki takie jak dziś. Nie zdążyłem wymyślić i napisać tematu wpisu wtorkowego. Czasem taka nieobecność wprawia przyjaciół blogowych – znajomych od lat – w popłoch: nie ma nowego tekstu, nawalił czy coś się stało?dom-jesienia-pc030001Tym razem nic się nie stało. Po prostu wczoraj niespodziewanie pognałem do Warszawy i wróciłem na tyle późno, że nie miałem już sił na kontakt z komputerem. No to do jutra!