Za lasem mruczą kombajny

To chyba więcej niż jedna epoka minęła, gdy obserwuję żniwa.

Właśnie dobiega mnie zza mojego lasku warkot kombajnów, które dość licznie (są aż trzy) zbierają zboże z pól sąsiadów. Ciekawe, jakie będą plony, bo susza spowodowała komentarze mówiące o nikłych zbiorach i związanej z nimi podwyżce cen mąki, no i chleba. Patrząc (okiem niefachowca) na żyto zwożone do stodoły najbliższego sąsiada – chyba nie jest aż tak źle.

Gdy sprowadziłem się na swoją wieś, uczestniczyłem parokrotnie w żniwach. Wiązałem snopki, ustawiałem je w kopki, a potem wrzucałem na wóz (konny), którym zwożono je do do stodoły. Żniwa trwały wiele dni, chyba ze dwa tygodnie, a żyto kładło się na pole pod zamaszystymi ruchami gospodarza biegle władającego kosą.

fot. East News

fot. East News

Ani się spostrzegłem, gdy zwykłą kosę mój sąsiad zamienił na konną żniwiarkę, a w stajni miał zawsze dorodne podlaskie ogiery. Snopy, kopki i wozy załadowane zbożem na wysokość pierwszego piętra były nadal.

Potem pojawiły się żniwiarki nowej generacji, a konie zastąpiono traktorem. Dziś ten stary traktor jeszcze czasem pyrkocze i zwozi ustawiane tuż za moim płotem wielkie walce słomy. Snopków nikt nie robi, bo gigantyczny kombajn sam załatwia cały proces. A żniwa trwają dzień lub dwa w zależności od wielkości pola.

No i właśnie trwają tuż za moim laskiem.