Telefon z nieba

Tę historię zapamiętam na zawsze. Była dla mnie niezwykle wzruszająca. I choć można to uznać za samochwalstwo – muszę ją opowiedzieć.

O pierwszej w nocy wyrwał mnie z głębokiego snu dźwięk dzwonka telefonu. Stanąłem na równe nogi przerażony, że coś strasznego się przydarzyło komuś z rodziny czy przyjaciół. Na ekranie widniał nieznany mi numer. Mimo to nacisnąłem zielony guzik.EN_00909039_7280W telefonie usłyszałem kobiecy głos, nieco ochrypły i świadczący o dojrzałym wieku.

Najpierw zapytała, czy rozmawia z Piotrem Adamczewskim, potem przeprosiła za – jak to określiła – „dość późną porę” i przedstawiła się: – Mówi Zofia Bartoszewska, żona Władysława. Dzwonię do Pana na polecenie męża, który prosił mnie o to przed śmiercią. Zapomniałam o tej prośbie, ale teraz, gdy siedzę i robię przegląd kalendarzy Władka, to mi się pan przypomniał. Władek robił codzienne zapiski, notował nazwiska i tematy rozmów, wszystko, co go poruszyło bądź rozweseliło, i chciał zapamiętać.

Robię przegląd i wybór tych zapisków. A pana nazwisko występuje tu systematycznie. Władek podczas jazdy samochodem do pracy słuchał pana audycji „Na apetyt Adamczewski” i często je komentował. Występuje więc pan pomiędzy zapiskami rozmów z politykami ze świata jako radosny przerywnik. Często czytam np. „Kocham Adamczewskiego. Znów napełnił mnie apetytem, aż się oblizuję”. Czasem miał pretensje, pisząc: „Dziś Adamczewski smakowicie opowiedział mi o kuchni hiszpańskiej ale muszę go chyba ochrzanić, narobił mi apetytu, a nie podał żadnego przepisu”.

Pani Zofia Bartoszewska cytowała mi notatki męża przez niemal pół godziny. Było to niezwykle wzruszające. Żegnając się, podziękowałem serdecznie i powiedziałem, że teraz jestem całkowicie przekonany o sensowności mojego radiowego gadania. Miałem bowiem słuchacza stałego i zaangażowanego najwyższej rangi.

Mam nadzieję, że fale TOK FM docierają tam, gdzie Pan Władysław teraz przebywa. I będę się starał jeszcze bardziej, by moje gawędy nadal Mu się podobały!