Dzikie harce na werandzie

Dzików, jak twierdzą znawcy przyrody, jest stanowczo za dużo. Harcują po polach i łąkach nie tylko w wiejskich regionach, lecz także w miasteczkach, a nawet dużych miastach. Warszawa czy Świnoujście są tego przykładem. Tam na watahy groźnie wyglądające można natrafić przez cały rok.

Nie miewam więc wyrzutów sumienia, gdy włączam się w proces zmniejszania dziczego stada. Zwłaszcza że kolacja z dzikiem w roli głównej na ogół bywa bardzo przyjemna, bo towarzyszyć temu musi dobre czerwone wytrawne wino. Podobnego zdania jest moja rodzina oraz przyjaciele.

Wspominałem niedawno, że kupiłem w sklepie Lenarcika w Gotardach piękną dziczą łopatkę. Nie czekałem długo, by podjąć nią rodzinę. Pieczeń z dzika wymaga kilku dni przygotowań, więc rozmroziłem łopatkę we wtorek i mięso po umyciu umieściłem w szklanej brytfannie, starannie je natarłszy solą i obłożywszy plasterkami marchwi, gałązkami rozmarynu oraz tymianku.

We wszystkie szparki pomiędzy mięśniami wetknąłem rozcięte ząbki czosnku oraz kulki jałowca. Całość polałem odrobiną oliwy i sporą szklaneczką czerwonego wytrawnego wina. Tu przyznać muszę, że poskąpiłem barolo, które przeznaczyłem do dziczej kolacji i do marynowania użyłem znacznie tańszego wina. Kupuję w tym celu w Lidlu małe buteleczki i białego, i czerwonego wina stołowego, które – moim zdaniem – nie nadaje się do picia (zdecydowanie wolę pić wina najwyższej jakości, które są dość drogie), ale do pieczenia i marynowania jest jak znalazł.

Trzymałem mego dzika w marynacie przez cztery dni, przewracając mięso raz na dobę, by równomiernie było zanurzone w płynie.

Po oczyszczeniu łopatki z marchewki i gałązek ziół obsmażyłem ją na ostro rozgrzanym smalcu, a gdy mięso pokryło się złocistą skorupką, włożyłem je do foliowego rękawa, nakłuwając w kilku miejscach, by nie pękł podczas pieczenia – i ułożywszy w brytfannie, wsadziłem do piekarnika rozgrzanego zaledwie do 110 st. C. W tych warunkach mój dzik spędził trzy godziny (co jakiś czas drewnianym szpikulcem sprawdzałem miękkość pieczeni).

Na półmisku mięso prezentowało się wspaniale. A w ustach było kruche i soczyste jednocześnie, mocno aromatyczne dzięki ziołom i czosnkowi oraz przepojone charakterystycznym smakiem bardzo dzikiego dzika.

Do tego podałem zielony makaron i fasolkę szparagową.OLYMPUS DIGITAL CAMERATeraz barolo już nie skąpiłem. Harce z dzikiem na werandzie były pod każdym względem udane.