Francuski kontratak

Przez ostatnie lata namnożyło się w Warszawie (podobnie w innych miastach) włoskich restauracji. Cieszy mnie to wielce, bo jestem miłośnikiem tej kuchni – prostej, a jednocześnie wyrafinowanej i niezwykle smacznej.

Ślimaki na moim stole. Fot. P. Adamczewski

Ślimaki na moim stole. Fot. P. Adamczewski

Teraz, gdy wróciłem do miasta po kilku miesiącach spędzonych na Kurpiach, zacząłem rozglądać się po stołecznych restauracjach i restauracyjkach, bo chcę znaleźć coś nowego a smakowitego. Szybko rzuciło mi się w oczy, że przybyło lokali specjalizujących się w kuchni francuskiej. Będę je po kolei odwiedzał, by sprawdzić, która jest najlepsza i czym może mnie przywabić na stałe.

Ostatnim francuskim lokalem, który chwaliłem na tych łamach, była mała restauracyjka na rogu Świętokrzyskiej i Emilii Plater o smakowitej nazwie Saint Jacques. Udało jej się przetrwać trudne miesiące budowy metra, gdy Świętokrzyska była zamknięta dla ruchu, a huk maszyn i kurz odstraszały część ewentualnych gości. Pozostali tylko najwytrwalsi miłośnicy francuskiej kuchni. Dziś dostęp do Saint Jacques nie sprawia trudności, a świetna kuchnia i dobre wina wabią nowych miłośników.

Niedawno odwiedziłem mieszczącą się przy Chłodnej (w dawnej słynnej stołecznej lodziarni) restaurację dumnie noszącą na szyldzie nazwę La Maison Gourmand. I rzeczywiście jest to lokal dla smakoszy. Dokładnie ją opiszę po kolejnej wizycie. Pierwsze odwiedziny wprawdzie bardzo udane, ale zjedzenie jednej kolacji to stanowczo za mało, by wyrazić zdecydowaną opinię.

Kolejnym lokalem, do którego się wybieram, jest Le Bistro Rozbrat. Polecili mi to miejsce przyjaciele, do których dobrego smaku mam pełne zaufanie. A od czasu, gdy wspólnie odwiedziliśmy kilka paryskich restauracyjek, wiem, że im smakują te same dania co mnie.

W swoim smartfonie zanotowałem też adres L’enfant terrible – lokalu, który cieszy się dobrą renomą wśród stołecznych smakoszy. I to mimo faktu, że w sąsiedztwie jest znakomity francuski lokal – L’arc, o którym już tu pisałem.

Wydaje mi się, że ten spis nowych restauracji pozwala na tytułowe stwierdzenie o francuskim kontrataku. A mnie odwiedzenie ich zajmie zapewne czas do końca roku. Nie będę bowiem biegał do nich codziennie, a i zgromadzenie odpowiedniego towarzystwa na każdą z wypraw nie będzie sprawą prostą.

Żabie udka w potrawce
2 szalotki, 4 pieczarki, 10 dag masła, 50 dag żabich udek (można kupić mrożone), 1 łyżka mąki, sól, świeżo zmielony pieprz, 1/4 l wina muscatel, 1/4 l śmietany, 2 żółtka, sok z cytryny, kilka gałązek natki pietruszki

1. Szalotki drobno posiekać. Pieczarki umyć i pokroić w cienkie paseczki.
2. Na patelni rozgrzać 2/3 masła i podsmażyć żabie udka na złocisto. Podsmażone obtoczyć w mące i doprawić solą oraz pieprzem. Teraz dodać szalotki, grzyby i wino. Gotować na patelni 5 min.
3. Wyjąć udka i odłożyć w ciepłe miejsce. Zmniejszyć temperaturę i czekać, aż sos zredukuje się o 1/4 i zagęścić go śmietaną oraz żółtkiem. Dodać resztę masła i sok z cytryny.
4. Żabie udka ułożyć na półmisku, polać sosem i posypać posiekaną natką pietruszki.