Rady dla domorosłych piekarzy

Obiecałem pomoc amatorom domowego pieczenia chleba i przytoczenie przepisu na przechowywanie i dokarmianie zakwasu. Najpierw jednak zakwas trzeba zdobyć. Najłatwiejszy sposób to wyłudzenie odrobiny zakwasu od kogoś, kto już go ma. Zwykle bowiem podczas przechowywania tych dzikich drożdży okazuje się, że jest ich za dużo. Zamiast więc wyrzucać je do śmieci, lepiej podarować nadmiar kolejnemu piekarzowi.

Piotr Kucharski w swej książce „Chleb domowa piekarnia” radzi:

PRZECHOWYWANIE I DOKARMIANIE ZAKWASU SĄ ZE SOBĄ mocno powiązane, ponieważ chodzi o to, aby bezpiecznie przechować go w czasie, gdy nie pieczesz chleba. Trzeba się tego nauczyć, bo nikt nie będzie raczej codziennie piekł w domu chleba na zakwasie. Moje doświadczenie pokazuje, że dobrą metodą jest przechowywanie w lodówce. I tutaj nie odkryłem Ameryki, bo podobne rady przeczytasz na każdym blogu o pieczeniu chleba.

Taki sposób sprawdza się, gdy pieczesz co najmniej raz w tygodniu. Niestety, po dłuższym przechowywaniu w lodówce zakwas zaczyna się rozwarstwiać na część stałą i płynną. Woda, która oddziela się od mąki, smakuje jak najgorszy ocet. Jest to dla mnie znak, że lepiej nie piec na tym zakwasie, bo nie chciałbym, żeby coś takiego znalazło się w moim chlebie.

Ale tydzień w lodówce jeszcze nigdy mojemu zakwasowi nie zaszkodził. W połowie tygodnia warto wyjąć zakwas z lodówki, ogrzać go tak jak do rozmnażania, dodać 2-3 łyżki mąki i tyle samo letniej przegotowanej wody, wymieszać i z powrotem schować do lodówki. Na tym polega dokarmianie zakwasu. Ma się wtedy pewność, że zakwas ma co „jeść” i przetrwa do kolejnego pieczenia.

Po dokarmianiu masz zawsze więcej zakwasu, niż potrzebujesz. Możesz dzięki temu upiec więcej bochenków, podwajając ilości wszystkich składników lub uzyskać bardziej kwaśny chleb. Albo zrobić wcześniej wspomniany żurek, podarować komuś porcję lub w ostateczności wyrzucić.

PS

Drodzy Czytelnicy, redakcja POLITYKI.PL – co już Państwo najpewniej zauważyli a niektórzy już zdążyli pochwalić – zmodyfikowała sposób komentowania wpisów na blogach portalu, wprowadzając wymóg zalogowania się kontem z portalu Polityka.pl. Zmiana została wprowadzona ze względu na konieczność walki ze spamem – problem przy obecnym mechanizmie wciąż narastał, co skutkowało m.in. opóźnieniami w publikacji Państwa komentarzy. Dodatkową korzyścią jest likwidacja captchy (czyli często nieczytelnych liter, które należało przepisać przed publikacją komentarza).

Rejestracja (bezpłatna!) w portalu nie zajmuje więcej niż kilka minut. Wystarczy się raz zalogować, żeby komentować wpisy na wszystkich blogach POLITYKI.