Zupa biedaków, portfel bogaczy
Jeszcze jestem w rękach oprawców w białych fartuchach. I czuję się jak te ryby na marsylskim targowisku, które obmacują dokładnie wszystkie gospodynie i kucharze z miejscowych restauracji. Tyle tylko, że mnie – mam nadzieję – nie wrzucą na razie do garnka. Ale znowu muszę sięgać po tekst pomocniczy.