Powrót na zgliszcza

W niedzielę przed północą wylądowaliśmy w domu. Właściwie należałoby powiedzieć, że na zgliszczach domu. W łazience spory zaciek pod sufitem, ściana mokra, więc każdorazowa próba włączenia światła wywala główny bezpiecznik w całym mieszkaniu.

Wszystkie urządzenia elektryczne nieczynne i trzeba je na nowo ustawiać. Po kilku godzinach udało się ustawić zegary (i urządzenia ruszyły), ale jednak nie wszystkie.

Komputer stacjonarny – ten dla mnie najważniejszy, bo archiwizujący wszystkie teksty publikowane i przygotowywane oraz fotografie – ani drgnie. Mam nadzieję, że to z powodu strzelających bezpieczników i dzisiejsza wizyta informatyka serwisującego nasze komputery i laptopy wystarczy.

Podobnie z telewizorem, który rozbestwił się i żąda ode mnie jakichś tajnych kodów, o których nie mam pojęcia. Pomoc fachową – wezwano.

Opisuję te perypetie, by usprawiedliwić opóźnienie w zamieszczeniu relacji z Kalabrii. Co to bowiem za sprawozdanie z urlopu, w którym nie ma ilustracji! Mam nadzieję, że większość problemów (poza zaciekami w łazience, które wymagają dłuższego czasu, bo pęknięta rura jest dwa piętra wyżej i chwilowo zamknięto w niej dopływ wody, a solidne prace dopiero nastąpią) będzie w ciągu dzisiejszego dnia rozwiązana.

Wówczas będę normalnie funkcjonował. Dziś zaś przeczytam wszystkie komentarze i ciekawe – jak zdążyłem zauważyć w przelocie – informacje o życiu blogowym.

Do jutra więc.