Trochę wody dla ochłody

Fot. P. Adamczewski

Od kilkudziesięciu lat w naszym kraju przybywa ludzi, którzy równocześnie są za i przeciw. Kto był pierwszy w te klocki, każdy wie. A teraz do tej elitarnej grupy dołączam i ja. Jestem bowiem za tradycyjnym śmigusem dyngusem i jednocześnie zdecydowanym jego przeciwnikiem. Jestem za obyczajem kropienia wodą (najlepiej kolońską, bo droga i nikt nie będzie jej lał kubełkiem) w lany poniedziałek i jestem zdecydowanym wrogiem chamskiego oblewania ludzi wiadrami wody wbrew ich protestom. Ale można pogodzić te sprzeczności. Trzeba tylko nieco subtelności.

W Polsce centralnej, a głównie nad Pilicą w okolicach Rawy Mazowieckiej, a także w Łowickiem, Sieradzkiem, Łęczyckiem oraz na Śląsku i w Wielkopolsce, w okolicach Kalisza, w Poniedziałek Wielkanocny chodzono z kurkiem dyngusowym.

Kogut był od wieków symbolem urody, męskości, sił witalnych i płodności. Wzbudzał też podziw, obwieszczając głośnym pianiem zmiany pogody. Niegdyś czczono go i składano w ofierze bóstwom urodzaju, aby przyspieszyć nadejście wiosny. Relikty takich obrzędów występowały w Polsce na przełomie XVIII i XIX wieku.

Pewną pozostałością tych archaicznych obrządków był zwyczaj chodzenia w Lany Poniedziałek z żywym kurkiem po dyngusie. Występował on jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym na Śląsku, Ziemi Sieradzkiej i Łęczyckiej. Wybranego, pięknego koguta karmiono ziarnem umoczonym w spirytusie, bo oszołomiony nie wyrywał się, za to głośno piał, a następnie przywiązywano do wózka dyngusowego, zwanego również kurcarskim, zwykle pomalowanego czerwoną farbą, przybranego we wstążki, koraliki, różne błyskotki, z lalkami w strojach ludowych, czasem także z parą traczy, którzy po uruchomieniu prostych mechanizmów cięli piłą deskę.

Z czasem żywego koguta zastąpił sztuczny kurek wypchany, ulepiony z gliny, wycięty z deski i oklejony pierzem, upieczony z ciasta. Obchody żywego i sztucznego kurka przebiegały podobnie. Wózki dyngusowe z kurkami toczyli kilkunastoletni chłopcy zwani kurcarzami. Prócz tego nieśli koszyczki na datki, sikawki, klekoty zwane ?bocianami kurcarskimi? (rodzaj taczek) czy też żmijki dyngusowe, straszki ze składanych deseczek, zakończonych szpikulcem do straszenia i kłucia dziewczyn.

Lepszy żywy lub wyrzeźbiony kogut czy nawet najobszerniejszy koszyk na datki niźli beczka pełna wody. A woda i tak najlepiej się prezentuje w wodospadzie. Takim jak ten na zdjęciu ze Sri Lanki.

A teraz, po tej porcji moralizowania i tzw. smrodku dydaktycznego, pora na życzenia:

Życzymy więc wszystkim czytającym, podglądającym, pisującym, komentującym, nawet zgryźliwie podszczypującym
– Wesołych, Smacznych, Radosnych Świąt!