To moda z dawnych czasów

Wczoraj opisane mlekomaty, które usiłują przywrócić obyczaj picia świeżego mleka i robienia domowych twarogów, to powtórka z rozrywki. Zostały jeszcze nieliczne bary mleczne z minionej epoki ale – jeśli sięgnąć pamięcią głębiej – w zapiskach historycznych można znaleźć notatki o mlecznej modzie sprzed II wojny światowej a nawet i sprzed 100 lat.
W „Smakach dwudziestolecia” (PWN) znalazłem taki rozdział: „Swoich amatorów miała też prosta, wiejska kuchnia. Zwłaszcza latem zimne zsiadłe mleko i młode podsmażane ziemniaki nęciły zmęczonych upałem mieszczan. W Warszawie już na początku XX wieku takie menu oferowały lokale nazywane mleczarniami. Pierwszą, pod nazwą Nadświdrzańska, na rogu Nowego Światu i Alej Jerozolimskich, uruchomili Dłużewscy, właściciele podwarszawskiego majątku nad Świdrem, w którym produkowali doskonałej jakości mleko i jego przetwory. Klientów nie brakowało, więc przedsiębiorczy ziemianie z Dłużewa otworzyli filie na Brackiej, nad Wisłą, w kolumnadzie teatru na wyspie w Królewskich Łazienkach. Mleczarnie prowadziła też spółka Rekiert i Hennenberg. Lokal usytuowany w Alejach Ujazdowskich nieopodal Dolinki Szwajcarskiej odwiedzano tłumnie dla śmietankowych serków z Rozentowa i modnej nowości – kefiru z wytwórni Klaudii Sigaliny. Jednak najbardziej znana pozostała mleczarnia Nadświdrzańska na Nowym Świecie, w latach trzydziestych pamiętano przecież, że nie tak dawno na kakao czy talerz zsiadłego mleka przychodzili tu Reymont, Żeromski, Tetmajer. Tylko młodsze pokolenie nie podzielało tych sentymentów.
Fot. P. Adamczewski
Kiedy z Krakowa do Warszawy zjeżdżała pani Kossakowa, jej córka, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska skarżyła się przyjaciołom: „Ja bym chciała gdzieś do jakiejś restauracji, na wytworny obiad. A mama lubi tylko chodzić do tej <Nadświdrzańskiej> na pierogi z serem albo na zsiadłe mleko z kaszą gryczaną. Tam jest tak nudno… Wstrętna cerata w marmurek i łysi emeryci, co cmokają na zębach”.”
Nie wiem czy to nadwrażliwość subtelnej poetessy czy po prostu snobizm na stołeczne dobre towarzystwo ciągnął Kossakównę raczej do <Adrii> niż do pierwowzoru mlecznego baru.