Mimo że uczony, to pełen talentów

Nabyłem znowu  książkę. A przecież znana anegdotka mówi o tym, ze po co komu nowa książka gdy w domu już ma jedną. Nie zważając na to przytargałem  grube tomisko świetnego autora. Nazywa się Antoni Kroh i jest człowiekiem uczonym – etnografem. Całe życie pracował w muzeach i wykładał na wyższych uczelniach. Także pisał mądre naukowe dzieła. Ale, że jest też człekiem wielce utalentowanym i posiadającym poczucie humoru, to dał na to dowód pisząc dwie wspaniałe książki. Pierwsza to „Starorzecza” (Wyd.Iskry) – autobiografia w połączeniu z historią rodziny. Druga zaś zatytułowana nad wyraz atrakcyjnie „Sklep potrzeb kulturalnych po remoncie” ( Wyd. MG) – opowiada o dzieciństwie autora spędzonym w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie nauczył się podhalańskiej gwary i zaraził miłością do tamtejszej kultury. A dzięki temu, że żył ( i żyje nadal więc może wyda jeszcze parę podobnych dzieł) w ciekawych czasach, to i książki są niezwykle atrakcyjne.

Ta pierwsza jest (jak to na potomka rodu ziemiańskiego przystało) swoistym silva rerum. Nie całkiem chronologicznie  zebranymi anegdotami prezentującymi historię Polski ( a w większej części PRL) widzianą oczyma dziecka i rozumianą zupełnie inaczej niż dziś obowiązująca linia zalecana zwłaszcza przez historyków zwalczających pomnik „czterech braci śpiących” wypychany spod Dworca Wileńskiego. Jest w tych zapiskach i bohaterstwo, i patriotyzm, i ubeckie więzienie, i kpina z tromtadracji, i inteligencja pracująca, i Melchior Wańkowicz, i …

W tej drugiej zaś autor dał upust swym etnograficznym pasjom zajmując się głównie góralszczyzną. A jest w tej dziedzinie wybitnym ekspertem.

Obie książki czyta się jednym ciurkiem. I to mimo ich pokaźnej grubości. Chwile oddechu czytelnik zyskuje tylko w momentach gdy (czasem) ociera łzy wzruszenia lub (znacznie częściej) rży śmiejąc się nieopanowanie z przytaczanych rodzinnych opowiastek.

Na dowód prawdziwości tych stwierdzeń przytoczę  mały fragment ze świeżo wznowionej książki o góralszczyźnie

czyli ze „Sklepu potrzeb kulturalnych po remoncie”: „Lubiłem czytać, ale nie byle co. W Domu Ludowym była biblioteka gromadzka; poprosiłem panią, żeby mi wybrała coś do­brego o problemach młodzieży, dała mi świeżo wydaną, jeszcze nie rozciętą, powieść postępowego pisarza rosyjskiego F. Dosto­jewskiego pod tytułem Młodzik. To już był pięćdziesiąty piąty rok, szło nowe, książki Dostojewskiego właśnie zaczęły się ukazywać. (Rozumie się, że o autorze dowiedziałem się znacznie później). Siedziałem na miedzy i czytając, pasłem krowę Orłowskich, dum­ny i świadom ciążącej na mnie odpowiedzialności. Przechodził let­nik, zagadnął uprzejmie, jak mi się pasie, czy mnie krowa słucha i co czytam. Więc mu wyjaśniłem, że płóno mi sie cyto, bo panowie nie dajom, ale jak jus, to cytom Dostojewskiego, straśne nudy. Pan się rozpromienił. – Nudzi cię Dostojewski? To świetnie! – Jak to, świetnie? – Bo to znaczy, że jesteś normalny. Zdenerwowałem się tak, że zapomniałem gwary i krzyknąłem warszawską polszczyzną: – Spokojna głowa że jestem normalny, to przecież oczywiste! – Och, to wcale nie jest takie oczywiste. Tak sobie powiedział i po­szedł, a skutek taki, że do dziś nie przeczytałem w całości ani jednej powieści Dostojewskiego i pewnie tego nie uczynię.”

Kto się rozochocił i chce więcej Kroha to musi sam sobie poczytać, nie będę go wyręczał. Powiem tylko, że naprawdę warto!