Pościg za gęsią i indyczką

Wielokrotnie pisałem i mówiłem w Radio TOK FM wspaniałym smaku polskich gęsi. Wychwalałem naukowców i hodowców z Zakładu Zoologii w Kołudzie Wielkiej, dzięki którym wróciła na nasze stoły polska biała gęś owsiana. Ale – okazuje się – łatwo chwalić i zachęcać do kupowania i pieczenia smakowitych ptaków z perspektywy Warszawy. Tu właściwie o każdej porze roku można znaleźć i gęś, i indyczkę. Jak nie w supermarketach, to w tzw. sklepach delikatesowych lub na jednym z licznych bazarów.
Tu dwa zdania wtrętu bazarowego: mój ulubiony bazar Szembeka zamienił się w plac budowy. Powstaje kolejny moloch mieszkaniowy zwany apartamentowcem. Stoiska z mięsem, wędlinami, serami i drobiem ( w tym także gęsiną) tłoczyły się w hali i na znacznie uszczuplonym placu. Podobnie rzecz się ma na Ochocie, gdzie Bazar Banacha też stał się terenem budowy. Nie pomogły żadne protesty mieszkańców i kupców. Inwestorzy mają widać silniejsze argumenty niż prości smakosze.
Został jeszcze bazar pod Halą Mirowską i tam właśnie dolatują moje ulubione ptaki. Na dodatek jest kiosk, w którym można kupić nie tylko całe tuszki gęsie ale także podroby i – chwała na wysokościach – szyjki gęsie w stanie całym, co umożliwia ich faszerowanie.
Ale to – jak wspomniałem w Warszawie – a czym dalej od stolicy, tym większa pustynia. Dostałem list od Pana Macieja W. ( nie upoważnił mnie do zdradzenia nazwiska), w którym opisuje on swój coroczny pościg za gęsia i indyczką. Te ptaki bowiem tradycyjnie ozdabiają stół świąteczny w jego domu. A – mimo że też jest warszawiakiem – od lat spędza Boże Narodzenie i Sylwestra w swoim domu na Spiszu. No i wówczas…
„Bożonarodzeniowe zakupy nieodmiennie kojarzą mi się z gorączkowym poszukiwaniem indyczki i gęsi. Moja rodzina – pisze Pan Maciej –  nie wyobraża sobie pierwszego dnia Świąt bez nadziewanej indyczki a drugiego bez gęsi z kaszą. Niestety, jeśli na Gwiazdkę wyjeżdżamy na Spisz, a tak jest prawie co roku, przyrządzenie obu tych dań stanowi coraz większy problem. I to nie kulinarny a logistyczny.
Polska podobno słynie w Europie ze świetnego drobiu. Jednak, kiedy latam zdyszany jak pies, po kolejnych masarniach, supermarketach i delikatesach całego Podtatrza, jakoś trudno mi w to uwierzyć. – Gęś? Indyczka? – pytają zdziwione sprzedawczynie – u nas nikt tego nie je.
W końcu udaje mi się znaleźć przynajmniej jednego z ptaków. Na ogół zamrożonego, opakowanego w folię z niemieckim napisem. Czyżby odrzuty z eksportu? Nie wiem w jakiej postaci jada się gęsi i indyczki u naszych zachodnich sąsiadów, w każdym razie do sporządzania tradycyjnych potraw, jakie od pokoleń robiło się na Święta w mojej rodzinie, tak spreparowane tuszki nie bardzo się nadają.
* Ptaki są niechlujnie oskubane.
* Z reguły mają szyje tak poszarpane, jakby je pies zagryzł. (Kilka razy cerowałem skórę niczym podartą firankę.) A przecież w indyczce nadziewa się nie jamę brzuszną, ale podgardle (wole)!
* Brakuje podrobów, czego na dodatek nie widać, bo trudno się domyśleć co producent wsadził do zamarzniętego na kość i szczelnie owiniętego folią korpusu. A. jak wiadomo, wątróbki są niezbędne do nadzienia indyczki. Kilka razy ratowałem się dokupionymi osobno wątróbkami kurzymi. Bez podrobów nie ma też mowy o naszym ukochanym gęsim pipku (szyjce). A musi być ów pipek nadziany wątróbką gęsią, a gotuje sie go w rosole z łap, skrzydełek, żołądka i serca. Potem obsmaża się  na gęsim smalcu.”
Gęś z kaszą i grzybami

Nie wystarczy więc jak widać wyhodować dorodne ptaki, zrobić im reklamę w TV, radio, prasie i na licznych blogach. Trzeba jeszcze starać się, by produkt ten był lub choćby BYWAŁ w odpowiednich sezonach, w handlu.
Szyjka gęsia faszerowana kaszą czyli tzw. pipek

Hodowcy i naukowcy z Kołudy Wielkiej wytykają nam, konsumentom, że zjadamy rocznie tylko kilkadziesiąt dekagramów gęsiny. Ale jak mamy jeść jej więcej gdy nie ma jej w stałej sprzedaży w sklepach. Jak wynika bowiem z tych samych statystyk podawanych przez hodowców drobiu 95 proc. ich produkcji wylatuje poza granice Polski. Zajadają się więc polska gęsiną głównie Niemcy, choć i mieszkańcy kilku innych krajów też. W tym nawet tych leżących za Atlantykiem.
Gdy tymczasem na Spiszu Pan Maciej i jego rodzina tracą czas i nerwy ( o benzynie już nie wspomnę) w pościgu za pysznym, wielkim, mięsistym białym ptakiem!
Fot. P. Adamczewski