Powrót marnotrawnego ale za to… na krótko

Z radością zauważyłem ( to nie zgryźliwość tylko szczera frajda), że podczas mojej nieobecności i wpisów z tzw. „puszki”, bawicie się doskonale i bez zbytnich wstrząsów. Dlatego też po powrocie z tygodniowej eskapady po Costa Blanca zajmę dwa dni na relacje z podróży i znów zniknę na pewien czas. Tym razem jadę do Portugalii (niestety bez Basi), by pozwiedzać tamtejsze winnice w okolicach Lizbony i Porto.


Widok z okna na nocny Benidorm

Najpierw kilka zdań o zaletach wypoczynku jesiennego. Tu, na Costa Blanca, jest nadal lato. Przez sześć dni temperatura wahała się między 26 a 29 st. Celsjusza a słońca nie przesłaniały żadne chmurki. Woda także przekraczała najśmielsze wyobrażenia o morskich kąpielach (zwłaszcza w Bałtyku), bo oferowała stałe 24 st. C. Do tego piękne piaszczyste plaże i możliwość wielokilometrowych wędrówek lub narty wodne i inne ekstremalne sporty.
Jeśli dodać do tego setki mniejszych i większych lokali czynnych do późna w nocy, a w nich wspaniałe potrawy kuchni hiszpańskiej (jak kto wolał, to mógł zjadać wyroby kucharzy amerykańskich np. gigantyczne ociekające tłuszczem pieczone żeberka lub angielskie specjały), wielki wybór win dziesiątki rodzajów kawy, to widać, że jesień w Hiszpanii to piękna dla urlopowiczów pora.

A tym razem plaża o poranku

Wybraliśmy kurort Benidorm leżący między Alicante a Walencją ze względów rodzinnych. Stąd mieliśmy blisko do studiującego właśnie w Walencji wnuka (i tyle słów o rodzinie) a o tej starej arabskiej rybackiej osadzie nie wiedzieliśmy nic. W stan szoku wprawił więc nas widok Manhattanu wyrastającego wprost z plaży. Setki hoteli wybudowano tu w ostatnich latach, bo plaże i klimat przyciągały turystów ze świata. Dziś pośród wieżowców znaleźć można pojedyncze egzemplarze dawnych domków, które oparły się molochom hotelarstwa.

Stara architektura na tle dzisiejszej

Szybko można się do tego widoku przyzwyczaić, zwłaszcza, że i tak cały czas patrzy się w stronę morza lub wędruje po pobliskich górach. A mieszkać gdzieś trzeba.

To paloma blanca w starej dzielnicy
Jest też – to dla uspokojenia przeciwników industrializacji –  stara dzielnica z wąskimi uliczkami i dwu-trzypietrowymi budyneczkami z XIX oraz początków XX wieku, pełna małych restauracyjek jak za dawnych lat.

Co rano oglądałem stację startową narciarzy wodnych

Fot. P. Adamczewski


Czyli coś dla ducha i coś dla ciała. Słowem – bardzo smacznie! A o tym „smacznie” będzie jutro.